Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2016, 16:50   #22
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
W drodze do swojego “zapasowego” medyka, Billy dostał jeszcze ping od Cathy.
- Billy…. Billy… jesteś tam? - przesłała nerwową wiadomość.
- Jestem cały czas kiciu… coś się stało?- zapytał Idol niespokojnym głosem.
- D. prześledziła nagrania. Mówi, że u Willa był jakiś Cortez. Podobno go znasz. Był z dwójką innych ludzi, ale w pełnym suicie bojowym, bez oznaczeń. Zabrali tą dziewczynę z intensywnej i Willa. Reszta ludzi wygląda na to, że wypuścili. D. nadal nie może nic wygrzebać na temat Corteza.
- Nic? Spróbuj przez konta Unimatrix Menthealth, musieli mu kiedyś zapłacić. Namierz jego rachunek i sprawdź, kto ostatni przesłał na nie pieniądze, Cortez to tylko mięśnie do wynajęcia. Ważne kto za nim stoi.-
poradził Billy.
- Billy… ok.. sprawdzimy to jeszcze - mruknęła Kicia - to lecę. Pa!
Młoda przerwała połączenie.

Być może miały rację. Idol wszak nie znał się za bardzo na całej tej sieci i cyberprzestrzeni. To wcześniej była działka Jonathana Krestona, w jego dawnym oddziele to on się włamywał. Teraz też specjalistkami były Cathy i Dakota. Ale co innego miał im powiedzieć?

W między czasie, Idol powoli zbliżał się do dzielnicy, w której zlokalizowana była przychodnia Clemensa. Znajdująca się na obrzeżach nCatseraju i średniozamożnej dzielnicy, stara wielka hala hurtowni. Obecnie rozwalająca się już miejscami, miejscami porozkradana na części przez biedotę, miejscami nosząca ślady walk… Dziury w dachu, przez które obecnie przesączało się zachodzące słońce sprawiały, że miejsce to wyglądało jeszcze bardziej przygnębiająco.

Hurtownia była dawniej podzielona na sektory i Idol musiał odnaleźć ten z numerem…. 169 … Pod nim znajdowało się przejście do ukrytej, niewielkiej kliniki. Nielegalnej, o której krążyły liczne urban legends, a do której wstęp mieli ludzie z polecenia i ścisłego grona zaufanych znajomych.
Idol wiedział, że cały teren hurtowni posiada mocny system zabezpieczeń. Nieupoważniony intruz zostałby zatrzymany tuż po przekroczeniu umownej linii sektora 291.
Idol powoli podjechał pod sektor 169 i zatrzymał karawan. Wysiadł. Rozejrzał się i oczekiwał przez chwilę zgodnie z dawna umówioną procedurą na pojawienie się dwóch sentineli:


Tworów Clemensa, jego Huginna i Muninna, jak ich żartobliwie nazywał.
Pojawiły się bezszelestnie opadając z góry i lądując po dwóch stronach Idola. Idol stał pod oceniającym “spojrzeniem” ich oczu. W końcu, Huginn zrobił “spocznij”, Muninn zaś podszedł do wejścia inicjując komendę otwarcia drzwi do sektora.
Billy skinął im głową z uśmiechem i wsiadając do karawanu ruszył dalej, w głąb małego królestwa Clemensa. Bądź co bądź, facet musiał mieć kontakty w korporacyjnych prywatnych armiach stanu Nowy York i Waszyngton… jeśli pozwalano mu na takie urządzenie kryjówki. Zresztą same coroczne dostawy sprzętu wojskowego, co prawda przestarzałego, to potwierdzały.
Wielka winda towarowa czekała już otwarta zachęcająco na niego. Zaś Muninn podążał w niewielkiej odległości nadzorując wóz Idola i sam proces. Nie można było winić Hencewortha o nieco zaawansowaną paranoję. Nie w tym miejscu, nie w tym zawodzie.
Winda zamknęła się automatycznie, gdy Billy wjechał i zaparkował. Uważne spojrzenie Muninna obserwowało najemnika przez chwilę gdy winda ruszała w dół.
Przez chwilę Idol miał nieco dziwne uczucie. Zjazd w ciemnościach szybką windą sprawiał za każdym razem, że jego zmysły doznawały lekkiej dezorientacji. W końcu winda zatrzymała się, a drzwi uniosły w górę otwierając się na oczko w głowie Clemensa:


Sam Clemense stał nieopodal, zapalając cygaro. Za nim kręciły się w powietrzu dwa drony.
Jeden z nich podpłynął w powietrzu i zeskanował karawan.
- Wysiadaj, Billy. Co się chowasz jak panna na wiejskim weselu?
- Cześć… mam do ciebie małą prośbę. Kobieta jest u mnie na siedzeniu pasażera… już długo nieprzytomna. Chciałbym żebyś ją przebadał i ocucił.-
stwierdził Idol wysiadając z karawanu.
- Która kobieta? - spytał z uśmieszkiem Henceworth, ruszając jednak powoli do drzwi po stronie pasażera po drodze wstukując coś na panelu. Po chwili podpłynęły do niego nosze. - A co z tą drugą? - dopytywał sprawdzając puls i reakcję źrenic pasażerki.
- Ta w baniaczku krio to własność yakuzy… lepiej nie tykać.- wzruszył ramionami Idol.- Szkoda biedaczki, ale ściągnąłbym zbyt wiele kłopotów, na zbyt wiele osób.
- Ok
- Clemens przyjął do wiadomości i zaczął wyciągać recepcjonistkę na nosze. Ułożył ją na nich i popchnął lekko nosze w kierunku skanera. Zainicjował sekwencję i zaczął naklejać jej na skronie i klatkę piersiową niewielkie sensory.
- Co to za jedna? Pewna?
- Recepcjonistka Willa.-
wyjaśnił krótko Clemensowi. To wystarczyło. Obaj się wszak znali. Lewa ręka, którą Billy’emu zakładał Will, pochodziła z zapasów Hencewortha.
Mężczyzna przez chwilę stał pochylony nad wynikami skanera.
- Nic jej nie jest. Po prostu śpi. Ale nie ma uszkodzeń wewnętrznych, odczyty są czyste, serce bez problemów. Obudzi się za parę godzin. Tak sądzę. Musiała dostać sporą dawkę. Mogę zrobić badanie krwi, by sprawdzić co to było. Robić? - spojrzał na Idola.
- Zrób. I daj znać jak się ocknie. Chciałbym ją przesłuchać… zrobię to odwożąc ją do domu.- stwierdził po zastanowieniu Billy i potarł podstawę nosa. - Ktoś wynajął Corteza do przejęcia pacjentki Willa i zabrał go ze sobą, więc jakby dotarły do ciebie jakieś niepokojące sygnały… też daj znać.
- Pacjentki Willa?
- zdziwił się Henceworth - Corteza? To co to za pacjentka? Will raczej się nie specjalizuje w high class… - mruczał nadzorując pobieranie krwi. - Jak coś mi się uda dowiedzieć to dam znać. - zamarł na chwilę - Czekaj… Willa zabrał ze sobą?
- Na to cholera wygląda… tak mówią zapisy z kamer. Pacjentka Willa była osiołkiem którejś z mafii… nie wiem co przemycała i jak, ale została zgarnięta. A Will wraz z nią.-
nie dziwił się dezorientacji Clemensa, sam też był nieco skołowany.
- Nic nie wiem, żeby Cortez nagle zaczął solo latać… - zamyślił się Clemens wstawiając próbówki do maszyny do analizy. - Ale jeśli tak jest… to trzeba by się dowiedzieć czemu. - potarł szczecinę na policzkach. - Taaak…. ciekawe.
- Na pewno nie solo. To piesek jakiejś korporacji, która chce odzyskać swoją własność… nie wiem tylko której…-
zgodził się z nim Billy.
- Najlepiej dorwać by jakieś kontakty w megacorpie. - rzucił Clemens z cynicznym uśmiechem.
Wyświetlił raport z analizy krwi:
- Dostała podwójną dawką SedativeC, pośpi ze dwie, może trzy godziny, patrząc na jej wagę i wzrost. Zależy też kiedy ją znalazłeś, ten czas może ulec skróceniu, jeśli śpi już długo.-pokręcił głową.- A na poważnie, żeby dopaść Corteza … no to trzeba naprawdę kogoś dobrego. Nie wiem czy Cathy wystarczy. -
- Cortez mi zwisa i powiewa…- rzekł kpiąco Billy splatając ramiona razem.- Chodzi mi raczej o faceta który mu teraz płaci. Jeśli odnajdziemy Willa całego i zdrowego, to to mi wystarczy.
- To co zamierzasz w takim razie? -
spytał lekarz zastępczy przykrywając pacjentkę termokocem.
- Muszę zajrzeć gdzieś… a poza tym… muszę być cały czas w drodze, przynajmniej do jutra, kiedy dokończę transakcji z panem Tongiem.- Billy zerknął na swój karawan.- Teoretycznie wszystko już być powinno… w porządku.
Po czym przypomniał sobie o ranie.- A i musisz mnie jeszcze opatrzyć porządnie, wyjąłem sobie pluskwę z ciała.
Clemens zarechotał:
- Nie umiesz się trzymać z dala od kłopotów, co? - wskazał na łóżko po drugiej stronie pomieszczenia. - Wskakuj i pokaż to. Sam sobie wyjąłeś? Czym? Szczypczykami do grilla? - zakpił.
- Medbotem…- odparł Idol kładąc się na drugim łóżku i zsuwając spodnie, by odsłonić opatrunek dodał.- Nie wiem kiedy mi to wszczepiono, nie wiem jak i nie wiem kto.
- A jak wyglądało. Bo nie wyskoczyło mi nic na odczytach, wyrzuciłeś? -
lekarz pochylił się nad miejscem zabiegu. - Tu prawie nie ma co opatrywać. Rana czysta. Nakleję ci na wszelki wypadek niewielką porcję koagulantu, żeby nie krwawiło by gwałtowniejszych ruchach. Ale za dzień, półtora nie będzie śladu. Dobra robota, Idol. Może będą z ciebie ludzie. - klepnął najemnika w ramię i zabrał się do pracy.
- Było to duże świństwo… pozbyłem się go przy pierwszej okazji. Nie chciałem ryzykować.- wyjaśnił Idol poddając się zabiegom.- Teraz jedzie na pace jakiegoś dostawczaka.
- Duże? -
mruknął Henceworth - Rana nie wygląda na dużą…
- Nooo… no tak… długie cholerstwo?-
wyjaśnił “fachowo” Idol pokazując palcami wymiar.
Lekarz pokiwał głową, jednak jego mina wskazywała na to, że przejrzał bluff Idola i… nie nabrał się.
- No tak… jak ci to ktoś wszczepił bez twojej wiedzy pozostanie zagadką. Nikt Cię nie usypiał ostatnio? Ani nie robił miejscowej narkozy? Bo takiej wielkości nadajnik w tym miejscu… - gwizdnął. - Patrząc na rzeczywisty rozmiar RANKI - podkreślił słowo - wydawało mi się w pierwszym momencie, że to raczej było coś mikroskopijnego… może coś na bazie nanów? - odwrócił się by odłożyć sprzęt. - Gotowe.
- Dzięki.-
rzekł w odpowiedzi Billy siadając.- To odezwę się wkrótce, albo ty… jak się ona wybudzi. Pilnuj ją.. to jedyny świadek jakiego mam, poza zapisami kamer.
- Nie martw się… poradzę sobie z nią. Jesteśmy w kontakcie.



Kilkanaście minut później Billy opuszczał siedzibę Hencewortha z planami: Najpierw chciał zajrzeć do Dakoty i Cathy, po to by przyjrzeć się nagraniom z kliniki i omówić kwestię włamu do hotelu po nagrania. Do tego czasu recepcjonistka powinna się ocknąć i Billy zamierzał ją odwieźć do domu, przy okazji wypytując o wydarzenia z kliniki. Obiad… a potem może Clockwork Orange? Wpaść na kieliszeczek czy dwa przed akcją, zajrzeć znów do dziewczyn, by sprawdzić przygotowania do nocnej akcji. I po północy zdobyć nagrania. By nad rankiem pozbyć ładunku i zarobić pieniądze i dać Lady J. to co chciała.
Idealny plan… oby tylko teoria i praktyka splotły się w szczęśliwy dla Billy’ego bieg wydarzeń.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-02-2016 o 21:28.
abishai jest offline