Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2016, 18:27   #106
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Gdy Jacob wszedł do kabiny kapitańskiej sterowca od razu szybkim spojrzeniem przesunął po przedmiotach znajdujących się wewnątrz.
Nie było tam nic godnego uwagi z punktu historii, mitologii czy wydarzeń kluczowych dla sytuacji obecnych.

Owszem, była bogato wyposażona i z całą pewnością kosztowała setki dukatów, ale jedynym umiarkowanie interesującym elementem były mapy oraz dziennik pokładowy leżący między książkami. Te, zgodnie z przewidywaniami były nędznymi wypocinami żałosnych twórców śmiących siebie nazwać pisarzami. Dramat.
Największą odrazę Coopera budziło coś, co śmiało nosić tytuł "Dzieło cudownej kreacji" i nadużywało autorstwa Marka Goldsteina. Ocenzurowany, politycznie dostosowany chłam Orionu.

W otwartej szafie z ubraniami znajdował się strój delegata, co potwierdzało wiedzę Starra. Oto szlachcic należący do Delegatury Wolnych Miast.
Sam zaś delegat stawiał na odstraszanie problemów zamiast niepozorność. Rapier, postawna sylwetka i luźny strój.

Jacob lubił takie osoby. Od razu identyfikowały jedną ze swoich mocnych stron, natomiast wiedza, iż szlachcic jest również dyplomatą identyfikowała kolejną.

Dlatego Cooper postanowił grać agresywnie. Niosło to za sobą pewne ryzyko, lecz w żadnym wypadku alternatywa nie była możliwością nie do wykorzystania na swoją korzyść.
Od początku stanął na pozycji pewnego siebie człowieka posiadającego znaczną ilość informacji. Nie było to trudne, ponieważ odgrywanie geniusza było niczym innym jak prawdą.

Interesująca była jednak informacja o utarczkach z Kompanią Wilka pod dowództwem von Tierów.
Ów bojownicy Hanzy prowadzili błyskawiczne ataki na morzu i specjalizowali się w dywersji. Wilki polowały na korsarzy i nie było to żadną tajemnicą. Sami wymierzali "sprawiedliwość" nie bawiąc się w skargi na korsarzy wysyłane do Betelgezy. Były tylko trzy takie przypadki ciągnące się miesiącami, pełne przepychanek politycznych.

Natomiast przywódca Kompani Wilków, siedemnasty namiestnik Patrick von Tier był psychopatą z prawdziwego zdarzenia. To niepokojące, ponieważ psychopaci zwykle nie są idiotami. Choć psychopata mogło być pewnym nadużyciem. Technopata pasowało lepiej. Jako chirurg z Saif wysłany wraz z kolonizatorami na Serpens sprawdzał ile implantów jest w stanie wytrzymać ludzki organizm. Skurwysyn pierwszej wody. Kiedy prawda wyszła na jaw i wrócił na Orion jego ojciec załatwił mu posadkę dowódcy Wilków, ale teraz zamiast na mieszkańcach Serpens eksperymentuje na własnych agentach. Nie było informacji oficjalnie potwierdzającej te doniesienia, ale nie istniała również żadna przesłanka zaprzeczająca im.

Łącząc owe informacje z tym, czego wcześniej dowiedział się od Eloizy nietrudno było wywnioskować co się stało.
Richard i Casimir próbowali dobić targu, ale odnalazła ich Kompania Wilka, najprawdopodobniej poprzez urządzenie z Xanou w jednym z pakunków ze zbożem. Wywiązała się walka. Albo zaimplantowani zwyciężyli i zmusili sojusz Wolnych Miast do ucieczki, albo przegrali. Starr stawiał na to pierwsze, choć nie miał żadnych przesłanek do takiego twierdzenia.

Wartą uwagi informacją było to, iż Felix la Croix został zamordowany przez Hanzytów oraz to, iż nie tylko Black Cross oczekiwało pomocy od Richarda, a także to, iż nie tak dawno temu zorganizowany został zamach na życie szlachcica oraz zatopiony został statek znajomego Richarda.

Jeszcze ciekawsza była moneta, którą bawił się Richard. W ruchu nie widział zbyt wiele, ale wystarczająco, by wiedzieć, iż pochodzi ona z Serpens. Nigdy takiej nie widział, lecz nie miał problemów z rozpoznaniem sposobu wyrobu charakterystycznego dla mieszkańców tej zony.

Ponadto motyw zabójstwa zaproponowany przez szlachcica był mało przekonujący. Zabójcy wyraźnie chcieli zabić i nie spodziewali się przybycia zarażonego. Chyba, że udali się na misję samobójczą, ale wtedy sprawca byłby jasny. Nic nie wskazywałoby na zarażonego.

Nagle Richard otworzył jedną z szuflad. Jacob nie musiał patrzeć, by wiedzieć co się tam znajduje. Pistolet. Rapier znajdował się u pasa, wykorzystanie noża w sposób oczywisty było niemożliwe ze względu na różnicę w odległości. Chyba, że nóż do rzucania, ale Cooper obstawiał, iż takiej zdolności szlachcic nie posiadał. Kusza również była niemożliwa, ponieważ nieustannie naciągnięta traciła swe sprężyste właściwości. Mógł o tym nie wiedzieć amator wojaczki, lecz na takiego la Croix nie wyglądał.

Niemniej odgadnięcie zawartości było wyłącznie elementem rozrywkowym. Nie było istotne co się tam znajduje. Pistolet, miecz czy armata. Ważne było to, iż mógł wykorzystać sytuację na swoją korzyść. Konkretnie przepowiadając nietrudną do odgadnięcia przyszłość.
To zawsze była dobra sztuczka działająca na ludzi.

Starr nie przestawał się uśmiechać. Nawet roześmiał się pod nosem.
- Próba neutralizacji argumentu poprzez kontrargument sofizmatyczny? - zacmokał cicho i pokręcił głową.

- Prosta kontra, na którą mógłby się złapać amator. Czyli prawie każdy. Prawie. Nie będę pana obrażał wyjaśnianiem oczywistej różnicy stanowiącej o zaistnieniu sofizmatu. Jednocześnie nie sposób odmówić chęci porozmawiania z siostrą, ale nie potrzebuję pańskiego przyzwolenia, by porozmawiać z moim przyjacielem. Nie potrzebuję również pańskiego przyzwolenia na opuszczenie sterowca, ponieważ nie jestem pańskim więźniem. Wyjdę z niego, kiedy będę uważał za słuszne. Nim jednak wyjdę, czuję się w obowiązku poinformować o jednej kwestii - złączył palce pod brodą.

- W sposób oczywisty nie widzi pan całego obrazu sytuacji światowej, więc w pana interesie jest to, bym nie opuszczał sterowca. Dla mnie jest pan najbardziej optymalnym źródłem informacji, ale nie jedynym. Dowiem się tego, co mi jest potrzebne w inny sposób. Bardziej czasochłonny, ale równie skuteczny. Jeśli wyjdę teraz, to owszem, porozmawiam z Lucjuszem, ale naszą rozmowę uznam za zakończoną. Wielokrotne powroty są stratą czasu z samego założenia, a ja nie lubię tracić czasu. Musi pan zdecydować, czy nie obudzi się pan pewnego dnia z pragnieniem, by przestać być pionkiem w cudzej grze. Zatem… mam wyjść? - zapytał Jacob.

Richard powoli naprężył się i ponownie pochylił nad biurkiem. Łokcie rozstawił szeroko, a palce splótł w złączonych dłoniach.

- Dobrze więc. Zaczęło się od transakcji z Dewayne’m Casimirem na małej wysepce nazywanej Jerry. Istnieje w użyciu sporo map, na których ta wyspa nie istnieje. O przebiegu spotkania wiesz. - Jak gdyby nigdy nic zrezygnował ze zwrotów grzecznościowych. - Chyba, że mam szczegółowo opisać jak Kompania Wilka zatopiła okręt korsarza i wymordowała część załogi.

Szlachcic zacisnął zęby i oczekiwał na reakcję rozmówcy.

- Wyczuwam opcję klęski i konieczności odwrotu - odparł Jacob kręcąc głową w zaprzeczeniu.

- Tak. W walce zabiliśmy tylko jedną zaimplantowaną. Ale nie uciekaliśmy jak psy z podkulonymi ogonami. Sporą część wyspy spaliliśmy do gołej ziemi bombami ze sterowca. Pewnie udało nam się zabić wtedy więcej osób. Dwa dni później zameldowałem się w delegaturze. Przełożeni zdecydowali, że powinienem wziąć urlop. Pojawił się też nacisk - na chwilę przerwał, ważąc słowa - albo raczej sugestia, żeby nie drążyć tematu.

Znowu dał czas na reakcję słuchaczowi. Zerkał też od czasu do czasu na siostrę. W końcu nigdy nie mówił jej, że coś się mu może stać.

- To interesujące. Delegatura nie chciała ruszać sprawy napadu Kompanii Wilka. Wiadomo z jakiego powodu? - zapytał Starr.

- Trzymamy się dość ustalonej hierarchii. To Uberton jest moim przełożonym i nie musi się spowiadać przed swoimi podwładnymi. Choć wtedy miałem go za osobę nieskorumpowaną i godną zaufania. W każdym razie dowiedzieliśmy się, że za atakiem stoi von Tier. Priorytetem było odzyskanie floty Casimira. Posiada jeszcze dwa okręty gotowe na jego rozkazy. Niestety dość daleko. W tym czasie mój przyjaciel korsarz dostał to - La Croix pogrzebał chwilę w szufladzie z dokumentami i położył na stół kartkę z symbolem czarnego krzyża.
Jacob zmarszczył brwi. Coś tu nie pasowało.

- Dostałem taką samą w liście, który zostawił do mnie szanowny Ferat. Zamiast listu - spojrzał na kolegę - historyka.

- Początkowo myślałem, że to był standardowy wybieg przeciw korsarzom. Namierzenie klienta i sprzedawcy, a następnie likwidacja. Czyli von Tier zainteresował się tą konkretną transakcją i tymi konkretnymi stronami handlowymi.

- Ten symbol miał ze sobą wiadomość z prośbą o spotkanie. Coś, może jakieś przeczucie, mówi mi, że sytuacja na wyspie Jerry miała być formą motywacji dla mnie i dla korsarza. Co więcej nie otrzymałem zakazu drążenia tematu, tylko delikatną sugestię. Wraz z możliwością urlopu, w czasie którego nie musiałem być gotowym na żadne wezwanie.

Szlachcic wstał i splótł dłonie za plecami.
- Co może znaczyć, że Uberton mi sprzyja, lecz ma związane ręce. W każdym razie zanim udało nam się wylecieć z Rigel na miejsce spotkania pojawił się u mnie Lucjusz, lurker Denis Arcon oraz jego wuj. Już świętej pamięci Luis. Mieli podobne znaki, jednak bez prośby o spotkanie. Raczej ostrzeżenie - szlachcic zaczął powoli się przechadzać po ciasnym pomieszczeniu.

- Uważałbym na Ubertona. Może sprzyjać, a może być agentem Black Cross, choć to jedynie jedna z teorii - skomentował.

- Każdy może być ich agentem. Nawet człowiek ratujący moją siostrę. - Richard obrzucił rozmówcę gniewnym spojrzeniem - Kwestię Arcona lepiej, żebyś omówił z Feratem. Wtedy wiedział więcej. Tym zakresie. Wkrótce po tym dowiedziałem się o obecności zarażonych na wyspie Rigel. Ponieważ blokada portów mogła uniemożliwić osiągnięcie naszych celów wyruszyliśmy bezzwłocznie. Arcon drogą morską, a my drogą powietrzną. Przepraszam za tak rychły wylot - zwrócił się do siostry.

- Punktem zbornym miała być Antigua, gdzie jesteśmy już ponad tydzień. Na morzu zginął wuj Denisa, a on sam cudem ocalały znalazł się na wyspie z grupą zarażonych.
Kolejna pauza w oczekiwaniu na komentarz.

- Wiadomo co to za wyspa i czy wieli ich tam było? Był tam ten przywódca, którego chce zabić Black Cross?

- Zarażeni szykowali się do opuszczenia wyspy. Jakiegoś dowódcę mieli. Ciężko powiedzieć, czy to ten. Co do lokalizacji, może więcej powiedziałby sam Denis. Nie wiem. Trudno powiedzieć czy żyje. W każdym razie w tym czasie ze mną, Lucjuszem i Dewaynem spotkali się mocodawcy Black Cross. Rodzina Barens.
Znowu dał chwilę na przeanalizowanie faktów przed dalszą opowieścią.

- To by się zgadzało. Czyli to tutaj znajdują się najnudniejsi jubilerzy świata - pokiwał głową Starr notując w pamięci, by wypytać również o nich.

- Znajdowali się. Raczej nie przebywają długo w jednym miejscu. Poluje na nich niejaki Shagreen. Przywódca zarażonych, którzy uciekli z Southand. Kamienny ród oczekiwał jego wytropienia i zabicia. Podobno wielu członków rodziny Barens poniosło śmierć z jego ręki. W zamian Casimir ma dostać flotę. Ja zwierzchnictwo nad delegaturą.

Nagle Jacob roześmiał się.
Richard uniósł brew czekając na komentarz wyjaśniający wybuch.

- Oni mogą dać najwyżej trochę ołowiu. W formie skondensowanej i przekazanej w wystrzałowo szybkiej formie.

- Zabawne, bo jeszcze przed chwilą słyszałem sugestię, że zwierzchnik delegatury w Rigel jest ich agentem - odparł szlachcic, zaś Jacob nie sprostował. Lionel Uberton mógł należeć do Black Cross lub nie, więc daleki było od stwierdzenia tego faktu. Albo kłamali odnośnie swych możliwości zdjęcia Ubertona ze stanowiska, albo tego nie zrobią. Podmiana Ubertona na Rocharda mogła być zamianą siekierki na kijek.
Jacob wolał być jednak ostrożny.

- W każdym razie sama sytuacja wydała mi się na tyle podejrzana, że zacząłem drążyć informacje na temat kamiennego herbu. Niestety z marnym skutkiem. W każdym razie kluczem do sytuacji był Denis. On dostał od czarnokrzyżowców ostrzeżenie. Dlatego, że drążył w temacie Yarvis. Nawet jakieś tam osiągał sukcesy w tym temacie. Tu znów odsyłam do kolegi Lucjusza. Dlatego Arcon był niewygodny. Tak jak jego poprzednik Enzo - szlachcic chwilę się zastanowił - jakiś tam. W każdym razie Enzo zginął, bo coś odnalazł. Coś związanego z operacją sto dziesięć. Taką wiadomość przekazał w jednym ze swoich wywiadów. Wcześniej pracował również dla rodziny Barnes. Choć w zasadzie nie wiem, czy coś odnalazł, czy po prostu stał się niewygodny. Wiadomość brzmiała dokładnie - zaczął coś szukać w dokumentach, w końcu wyjął kartkę z naskrobanym ołówkiem tekstem - “Nie wierzyć w słowa kamiennego rodu, operacja sto dziesięć jest odpowiedzią”.

- Tak, temat zaginionej wyspy jest zadziwiająco drażliwy. Domyślam się, że powód pozostaje niewiadomą?

- Zaiste. W tym momencie historia się urywa, jednak pozwolę sobie na pewien przeskok i powrót do Denisa. Na wyspie zarażeni wyposażyli go w tę monetę - rzucił krążek rozmówcy.


Pochodzenie nie budziło najmniejszej wątpliwości. Wręcz wrzeszczało skąd pochodzi. Możliwe, że zarażeni obrabowali jakąś świątynię, bo była ona zdecydowanie wiekowa, natomiast postać widniejąca na niej prawdopodobnie pochodziła ze szczepu wyznającego bardzo mocno rozwinięty panteon jak na ich okres historyczny.
Stary Leo Eisenstein przydał się kolejny raz.

-... oraz w łódź i fiolkę dziwnej substancji. Myślę, że w zakresie substancji Jonas przekaże co ustalił. Nie chcę wchodzić w jego kompetencje. Denis dostał też coś jeszcze. Zarazę. Szybko jego stan się pogorszył. O dziwo równie szybko z rynku zniknęły sterydy, które mogły zahamować chorobę. Sterowiec został odwiedzony przez Doktora, jednak ukryliśmy przed nim Arcona. Dzięki monecie, którą trzymasz w dłoniach skontaktowaliśmy się ze źródłem, które przekazało nam odpowiednie substancje. Denis jednak zmarł w czasie zabiegu. Normalne, jeśli ktoś był zarażony. Skontaktowałem się z Doktorem. I jak się okazało nie chce on tępić zarażonych. Co więcej aktywnie ich wspiera. W walce z Black Cross. Prawdopodobnie szykują się do dużego natarcia, ponieważ są zainteresowani rekrutacją piratów. Padło tutaj nazwisko Samanthy Kidd. Mam ją przekonać do pomocy. Moje spotkanie z Doktorem miało miejsce tuż przed naszym, więc nic nowszego nie mogę dodać. Casimir i mój pilot są w Podmrokach. Mają ustalić miejsce pobytu Kidd.

Richard wrócił za biurko.
- To już wszystko co mam do powiedzenia. Teraz chciałbym posłuchać co zamierzasz zrobić z tą wiedzą i jakie planujesz dalsze kroki.

W historii nie wszystko się składało tak, jakby Cooper chciał, by się składało. Myślał przez dłuższą chwilę.

- W tej chwili nic. Za wcześnie na działania, ponieważ jeszcze nie rozumiem wszystkiego. To byłby falstart - odparł.

- Otóż w bibliotece zginęli ochroniarze Eloizy. Od samego początku podejrzewałem Black Cross i podejrzenie się potwierdziło. W bibliotece chcieli ją zabić, ale już za drugim razem zmienili cel. Było nim porwanie. Chcieli mieć pewność, że powierzone wam zadanie zostanie wykonane. Możliwe, że już zadają sobie pytanie: jak to możliwe, by najpierw wymknęła się śmierci, a potem ich agentowi pozostawiając same trupy - powiedział Jacob wiedząc, że Richard i tak się tego dowie od siostry.

- Jakie jeszcze organizacje, prócz Black Cross, zwracały się o pomoc? Jaka jest historia statku znajomego zatopionego przez okręt podwodny? I chętnie poznałbym szczegóły odnośnie rodziny Barnes oraz miejsca ich tymczasowego pobytu.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline