Pierwszy który opuścił ucztę był też jedynym który trafił do swej komnaty. Niewiele się w niej zmieniło podczas jego obecności, jedynie diadem którym wzgardził zniknął a łoże było nienagannie pościelone.
Wyglądało to niemal tak jakby Władca, czy też jego słudzy, uważnie obserwowali każdy jego krok i starali się mu dogodzić. Paradoksalnie nie było to przyjemne uczucie. Ylvaan usiadł na łóżku i położył swój podwójny sejmitar obok. Beknął głośno, co zupełnie nie przystawało elfom, po czym zaczął szukać szklanki z wodą którą wcześniej gdzieś widział. Kilkoma łykami oprożnił jej zawartość i przyjrzał jej się pod światło. Szkło było nienaganne, tak przezroczyste że niemal nie było go widać. Skontrastował to z tym do czego był przyzwyczajony, drewnianych kufli i z rzadka kieliszków topornie wyżynanych z kryształu. Dużo się zmieniło od jego ostatniej śmierci. - Mmmm. Jak jej było na imię… Niebieskooka! - krzyknął elf w eter. - Służko Władcy! - spróbował kolejnego miana. Odpowiedziała mu nocna bryza wlatująca przez otwarte okno. - Pięknie. Po prostu wspaniale. - mruknął mężczyzna i podniósł się z łóżka. Było za miękkie. Zgarnął z niego pościel, rozłożył ją na gołej ziemi i powoli zaczął wprowadzać się w trans. Ciekawe czy następnym razem jak wróci nie zastanie już posłania?
Zbyt późno poczuł, że coś jest nie w porządku. Trans był zbyt głęboki i całkowicie nie kontrolowany. Pod powiekami przewijały się Ylvaanowi obrazy okrutnych smoków czychających na jego ciało. Olbrzymów żądnych zemsty i jego krwi. A przede wszystkim martwe twarze elfów. Wiele z nich rozpoznał. Zdrajcy, wszystko zdrajcy którzy go niewolili dla własnych korzyści. Widział ich strach zastygły na wieczność na bladych, pozbawionych życia obliczach.
Poczuł w dłoniach żywy płomień, swoją broń. Niczym widz, obserwował samego siebie dokonującego rzezi swych braci. Swych zdradzieckich braci! I było to zadziwiająco przyjemne uczucie, jednocześnie spokój i podniecenie ale przede wszystkim ogromna satysfakcja. W końcu poznali czym jest jego gniew, w końcu poznali jak się czuł gdy odsyłali go w objęcia śmierci. W końcu wyzwolił się spod ich jarzma!
Widział przed sobą miasto nieśmiertelnych przodków. Za sobą zaś prowadził armię umarłych. Niepowstrzymany, przepełniony mocą uderzył ścierając w proch dziedzictwo mileniów… nie pozostawił przy życiu nikogo. Cały znany mu świat pogrążył się w ciemnościach nieśmierci.
Z transu wyrwał go jego własny krzyk. Był mokry od potu a serce waliło mu jak oszalałe. Poderwał się z ziemi, a sejmitar błysnął w jego dłoniach. On nie śnił! Elfy w zasadzie nie śniły! Nawet jeśli wizja była przyjemna, nie zmieniało to faktu że ktoś grzebał w jego myślach. A na to nie mógł wyrazić zgody. Zaczął więc tańczyć. Świt oświetlał jego ruchy w których naśladował naturę. Z jego gardła wydobywały się zwierzęce pomruki, skakał na wyimaginowaną zwierzynę jak tygrys, przypadał do ziemi i węszył jak wilk, pełzał jak wąż. Poczuł jak prymitywna energia wypełnia jego członki. Był gotowy. Z impetem otworzył drzwi i postanowił znaleźć Niebieskooką. Albo kogoś kto będzie mógł mu odpowiedzieć na parę pytań. |