- No, to jak postanowione to jedziemy. - mruknął Gunther i zwlekł się ze swojego stanowiska.
Z nikłą nadzieją uniósł kufel i spojrzał na dno. Ostatnia kropelka kapnęła smętnie na stół, co zostało skwitowane jedynie oburzonym zmarszczeniem brwi. Osiłek już zamierzał zebrać swoje graty i osiodłać Siwucha, kiedy napotkał znaczące spojrzenie Kieski. Mytnik przeniósł wzrok z towarzysza na stojącą w rogu za szynkwasem łopatę, potem na podwórze, a na końcu znowu na Gunthera. Mięśniakowi chwilę zajęło poskładanie jego intencji do kupy, aż w końcu zrozumiał.
- Pewnie, groby same się nie wykopią. Do diabła z wami... - warknął Leuden odkładając plecak i zamaszysty gestem porywając łopatę, nieomal strącając z Kieskowej głowy morion - Ale worków trocinami napychać nie będę. Sami sobie je dźwigajcie.
Po czym niepocieszony wylazł na podwórze obdarzyć najbliższy pieniek solidnym kopniakiem.
- I czego się gapisz, Siwuch? Żryj obrok. - krzyknął w stronę upartego zwierzaka, który przysiąc by można, wyglądał jakby się z niego naigrywał. |