Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2016, 23:49   #9
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Szybko zrozumiał, że popełnił mały błąd nie pytając o drogę. Choć był niemal pewien, że idzie w dobrym kierunku - w górę, bo przecież pamiętał, że komnata znajdowała się na samym szczycie - to jednak mógłby przysiąc, że wcześniej nie było tu schodów.
Mimo to niezrażony kontynuował wędrówkę. Nawet wówczas gdy schody zmieniły się w górską ścieżkę. Dopiero kiedy wszedł do wielkiej pieczary nabrał pewności, że zabłądził.
Wszak w swoim pokoju nie miał gigantycznego smoczego szkieletu.
Paskud, który dotąd latał po pomieszczeniu i rozglądał się za kolejnym źródłem "fantów", wylądował na ramieniu swojego mistrza i skulił nieco ogon. Revalion, zmarszczywszy czoło, podszedł i pogładził skamieniałą żuchwę, przyglądając się całemu szkieletowi z mieszanką ciekawości i smutku.
- Niech cię szlag jasny trafi, żeś mnie tu tak zostawił... - Wymamrotał pod nosem spuściwszy głowę. Stał tak przez dłuższą chwilę, aż ogon jego chowańca nie przypomniał mu o reszcie świata.
- Dobra Paskud, starczy tego. - Odarł rękawem oczy i jakby się uśmiechnął. - Wracamy, czy zwiedzamy dalej? Tia, też tak myślałem. Panie przodem, zrób mały zwiad z góry.
Paskud zasalutował ironicznie i poleciał do góry, a potem wgłąb pieczary. Czarodziej zaś w tym czasie puścił żuchwę i rozejrzał się po swojej najbliższej okolicy.

Po chwili wyczuł od chowańca przekaz złośliwej radości, który mógł oznaczać tylko sytuację kiedy Paskud znalazł jakieś nowe miejsce lub rzecz, przy pomocy której może komuś podokuczać. Po chwili jednak nadeszło do maga uczucie rozczarowania i lekkiego smutku. Nie mogąc rozgryźć, co takiego znalazł Paskud, Revalion sam poszedł w głąb pieczary.
Faktycznie znalazł pewne “miejsce” - sądząc po najbliższym otoczeniu, było to gniazdo smoka, a w nim trzy rozbite jaja, z których wystawały małe, smocze szkielety. Mag domyślił się, że smoczątka umarły zanim zdołały się wykluć. W pełni rozumiał uczucie swojego chowańca i jemu również zrobiło się smutno.
- Vobit. - Wymamrotał, zwracając się do Paskuda. - Jak myślisz, to były metaliczne, chromatyczne, czy chuj wie jakie?
Chowaniec naturalnie nie mógł czegoś takiego wiedzieć i odleciał szybko, kontynuując zwiedzanie pieczary.
- No dobra, sprawdźmy jaką diagnozę możemy tu postawić. - Powiedział raz jeszcze do siebie czarodziej. Wrócił do ogromnego truchła smoka i metodą trochę “na oko” a trochę “na kciuk” stwierdził, że smoczysko było samcem - wąska miednica i ogromny grzbiet świadczyły na korzyść takiego stwierdzenia. Znaki szczególne, które znalazł przy szponach, kłach i kości będącej częścią skrzydła smoka, podpowiedziały magowi że żmij był typu ziemnego. Nic więcej nie był w stanie stwierdzić.
- Samiec bronił gniazda i zdecydowanie mu się nie udało. Gdzie była samica, dlaczego to miejsce tu jest i jak dawno temu to się stało… - Zamyślony Revalion rozejrzał się raz jeszcze po okolicy.
- Nie powinno Cię tu być. - Usłyszał cichy szept tuż przy swoim uchu.
- Lepiej odejdź nim Ona tu przyjdzie. - Kolejny głos z drugiej strony, równie cichy jak poprzedni.
- Jeśli się dowie, że ktoś tu był wpadnie we wściekłość. - Dodał trzeci z widmowych głosów.
Revalion zmarszczył brwi i minimalnie odwrócił głowę raz w lewo, raz w prawo. Miał umiarkowaną pewność, że dramatyczne odwrócenie się i rozglądanie po okolicy nie pomoże mu spostrzec rozmówców.
- I co, zabije mnie?/ - Powiedział z rozbawieniem.
- Tak. - Odpowiedział mu jeden z głosów.
- Dobra, pójdę sobie, jak odpowiecie mi na dwa pytania. - Revalion znów pogładził się po szyi. - Pierwsze. W pałacu mieszka niebieskooka kobieta będąca służką niejakiego Władcy. Jak ma na imię?
- Tylko Władca zna jej prawdziwe imię.
- Tak, tak, tak. Prawdziwe imiona to piękna sprawa, ale mnie chodzi o jej zwyczajne, codzienne imię. Takie, że jak je wypowiem w tłumie to odwróci się ona i nie będzie to oznaczało nic poza tym, że będzie wiedziała, że chcę akurat z nią rozmawiać.
- Tifareth. - Odparły głosy niemal jednocześnie.
- Wspaniale. Jeszcze jedna malutka sprawa i idę sobie. Ten co tu leży. Wydedukowałem, że był smokiem ziemnym, ale nic ponad to. Jakiego rodzaju smokiem był?
- Nie wiemy, był tu przed nami.
- Wiele wieków przed nami.
- Wie tylko Władca i Ona.
Ciekawość zżerała Revaliona, żeby zadać jeszcze co najmniej tuzin pytań, jednak wyobraźnia również nie próżnowała i prezentowała mu coraz to nowe scenariusze kiedy to “Ona” tu wpadnie i przerobi go na szaszłyk, kaszankę, albo inny bigos. Albo kluskę, jeśli będzie wyjątkowo kreatywna.
- Czy “Ona” o której mówicie i niebieskooka to ta sama osoba? - Zapytał jeszcze, kierując już się ku wyjściu.
Cisza zdawała się trwać wiecznie. Revalion poczuł jak powietrze się ochładza i po raz pierwszy od bardzo dawna przeszedł go dreszcz spowodowany zimnem.
-Tak. - Odpowiedziały głosy po dłuższej zadumie.
- Wspaniali z was rozmówcy, doprawdy. - Czarodziej już wychodził, kiedy to mówił. Sprowadził do siebie Paskuda gestem ręki. - Bardzo to odświerzające, kiedy dostaje się rzeczową odpowiedź na zadane pytanie, zamiast “aua, zostaw mój palec” albo “nie wiem, zapytaj mojego męża”. Musimy to koniecznie jeszcze kiedyś powtórzyć, a teraz bywajcie.
Wraz ze swoim chowańcem wyszedł z pieczary i udał się w drogę powrotną.
- Dreszcz zimna. Coś nowego. Fascynujące, jak człowieka może znienacka najść takie dawne uczucie, co, Paskud? - Mamrotał bez sensu po drodze, chcąc ukryć narastające uczucie zdenerwowania.
Tuż przed schodami zobaczył jak blisko był niebezpieczeństwa. Wprost w jego stronę tą samą droga co on wcześniej szła Niebieskooka kobieta.
- Zabłądził pan Revalionie?
- Och, to nic takiego. - Czarodziej założył na twarz maskę pewności siebie. - Wszak sama pani mówiła, żeby się nie krępować, prawda? Przecież gdyby były tu miejsca, w które nie powinniśmy zaglądać, to przynajmniej by nam o tym pani powiedziała, prawda? Chciałem po prostu nieco pozwiedzać, może dowiedzieć się nieco więcej o Władcy, bo pani opis był niejako skromny i z pewnością nie oddawał jego wspaniałości.
Kobieta przez chwilę patrzyła podejrzliwie na lodowego maga, w pewnym momencie Revalionowi wydawało się nawet, iż cienie wokół niej zagęściły się tworząc niemal nieprzenikalną kurtynę jednak już w następnej chwili wszystko wróciło do normy a NIebieskooka z miłym uśmiechem odparła:
- Jutro Władca osobiście rozwieje wątpliwości co do jego osoby. Jeśli zaś chciał pan zwiedzać wystarczyło poprosić, z przyjemnością oprowadzę gościa władcy po pałacu.
- Chętnie skorzystam z propozycji. - Mag również odpowiedział uśmiechem. - Od czego proponuje pani rozpocząć, pani… przepraszam, chyba nie wychwyciłem pani imienia za pierwszym razem?
- Naturalnie dlatego, że go nie podałam. - Stwierdziła bezczelnie. - Proszę się do mnie zwracać imieniem Tifareth, tak jak robi to Władca. Może zainteresuje pana biblioteka władcy?
Mag uśmiechnął się ledwo zauważalnie i skinął głową.
- Och, to jest całkiem dobry pomysł. Zwłaszcza jeśli zawiera książki związane z historią współczesną. Chętnie dowiem się, co się działo na świecie od mojej śmierci.
- Obawiam się, że dzieł tego typu posiadamy niewiele. Mimo to zapraszam. - Wyciągnęła do niego dłoń zachęcając by podał jej swoją.
- Teleportacja? - Zapytał, zmarszczywszy brwi i patrząc to na dłoń, to na kobietę. Przytaknęła sinieniem głowy, zaś czarodziej po kolejnej chwili analizowania sytuacji podał jej swoją dłoń.


Piękno i rozmiary biblioteki uderzyły Revaliona. Nigdy wcześniej ze zetknął się z takim bogactwem ksiąg, w dodatu samo pomieszczenie urządzone było z wielkim przepychem. Sufity zdobione przepieknymi freskami, pomiedzy półkami artefakty z których najwyzej kilka potrafił rozpoznać. Jednym z nich był glob przedstawiający Toril prócz niego wiele innych globów których nie potrafił rozpoznać. Dziwne mechaniczne urządzenie wygladało na robotę gnomów lecz zdobienia miało zdecydowanie elfickie.
- Ta część biblioteki Władcy poświęcona jest Kryształowej Sferze Torilu, tuszę, że znajdzie tu pan interesujące go księgi. - Na dźwięk słów kobiety zza jednej z półek wynurzył się zasuszony staruszek, najpewniej bibliotekarz sadząc po surowej minie.
- Dziękuję, Tifareth. Jeśli mogę zasugerować, to sądzę, że ktoś z pozostałej trójki twoich niezwykłych gości również mógł zabłądzić w pałacu. Myślę, że warto by było ich poszukać, zanim zgubią się tu bez reszty. - Revalion uśmiechnął się i ukłonił niebieskookiej, po czym zwrócił się do staruszka:
- Witaj dobry człowieku. Tuszę, iż jesteś osobą odpowiedzialną za tę wspaniałą kolekcję? Czy mógłby mi pan wskazać gdzie znajdę tomy o tematyce historii współczesnej Faerunu?
- Szzz! - Staruszek przyłożył palec do ust uciszając Revaliona. Ponaglił go ruchem dłoni i poszedł w kierunku jednej z oddalonych półek. Mag dwoma palcami zatkał Paskudowi pyszczek. Nauczył się wyczuwać, kiedy stworek chce wtrącić jakąś kąśliwą uwagę, ale sam uznał, że to by był wyjątkowo zły pomysł. Udał się za staruszkiem.

Bibliotearz zaprowadził maga do niewielkiego pomieszczenia, wskazał mu krzesło zaś sam zniknął za drzwiami. Po chwili wrócił niosąc niewielki stosik papierów które położył przed Revalionem. Nie były to księgi czego się spodziewał lecz listy, dokumenty i sprawozdania… szpiegów?
Początek jednego z listów szczególnie przykuł jego uwagę. Słowa bowiem glosiły:
“W związku z upadkiem Thay…” Dalej niestety nie było już tak ciekawie, jedynie analiza obecnej sytuacji na szlakach handlowych Morza Spadających Gwiazd.
- Co do kur… - Mag jeszcze raz przeczytał pierwsze słowa listu, po czym zawołał staruszka:
- Dobry człowieku, czy to prawda, że Thay upadło? Kiedy to się stało? Dlaczego? Kto tego dokonał?
Bibliotekarz jedynie wskazał palcem dokumenty.
- Wszystko jest w pismach. - rzekł lakonicznie. I rzeczywiście pismo które wskazał było sprawozdaniem spisanym przez Czerwonego Czarnoksięznika Tothmamona. Oczywistym stało się, ze jest to kopia w dodatku przetłumaczona na wspólny.
- Dobry człowieku. - Powiedział raz jeszcze Revalion, zanim zabrał się do czytania sprawozdania. - Czy mógłbyś z tych wszystkich dokumentów wybrać mi te, które najlepiej opiszą ostatnie znaczące zmiany w świecie? Widziałem tu listy opisujące stany szlaków handlowych, co jak pewnie sobie wyobrażasz, nie jest aż tak interesujące, ani ważne.
- Wszystkie przyniosłem. - Odparł staruszek po czym dodał jeszcze. - Dla kupców ważne. - Co zapewne miało być odpowiedzią na ostatnie stwierdzenie maga.

List czerwonego maga zawierał bogate i stylizowane opisy potęgi Thay jaka przeciwstawiła się najeźdźcy. Szczególnie dobrze opisane były golemy bojowe co dawało pojecie o specjalizacji owego maga. Niewiele zaś wspomniał o samym najeźdźcy. Jedynie lakoniczne stwierdzenie iż byli to nieumarli wielu rodzajów.
Cytat:
[...]nie było dla maga problemem by zaklęciem stworzyć wyrwę w szeregach nieprzyjaciela. Toteż z początku sądziliśmy, iż zwycięstwo kwestją jest dni jeno. Jakież zaskoczenie było nasze kiedy północ dnia pierwszego wybiła a martwi ponownie wstali okropnie poturbowani lecz nic ze swej sprawności nie tracący. Wielu wówczas zrozumiało jak straszliwa potęga jest nieprzyjaciela którego sił uszczuplić nie sposób. Dnia dziesiątego inwazji słabość ogarnęła obrońców, a była to słabość ciała i umysłu jak gdyby siłę całą z nas jakaś klątwa wyssała. Dnia tego zrozumiałem, iż kląska jest nieuchronna i w pośpiechu z twierdzy umknąłem. Jak mniemam w ostatniej chwili gdyż wrota z których korzystałem zapadły się w sobie a wszelka magia transportu zdawała się omijać Thay od tej pory[...]
Czarodziej musiał przeczytać dokument kilka razy, żeby w pełni zrozumieć jego przekaz, po czym zadumał się głęboko nad dopiero co otrzymaną wiedzą.
~ Thay upadło od naporu umarlaków. Z pewnością stała za tym potężna organizacja nekromantów. Całe Thay… Nie żebym się z tego nie cieszył, ale te skurwiele były jedną z największych potęg tego świata…
Przejrzał dokument raz jeszcze, po czym zwrócił się do bibliotekarza.
- Dobry człowieku, kiedy to sprawozdanie zostało sporządzone? I jaką mamy teraz datę?
- Obecnie mamy dwudziest… nie, dwudziestego pierwszego nightala tysiąc trzysta siedemdziesiątego drugiego. Dokument ma sześć lat.
Mag pomyślał chwilę nad liczbami, które właśnie usłyszał, po czym spojrzał na bibliotekarza.
- Nie. Sześć lat? Nie. Przecież wiedziałbym. Chociaż… nigdy Thay się nie interesowałem. Ale że ot tak upadło? Może trochę za dużo czasu spędzałem na północy… Za dużo informacji.
Revalion uśmiechnął się do staruszka i stwierdził, że głowa go rozbolała.
-Tifareth. - Powiedział w eter, wskając z krzesła.
- Czy coś się stało? - Zapytała kobieta wchodząc przez drzwi do pomieszczenia. Miała ze sobą jakąś księgę, prawdopodobnie czekając na niego wzięła się za czytanie.
- Ty mi powiedz. Czy poza tym, że Thay upadło, przez ostatnie pięć lat wydarzyło się jeszcze coś interesującego? - Zapytał Rev, odkładając dokument na miejsce.
- Nie szczególnie interesują mnie sprawy Faerunu lecz owszem dotarło do mych uszy kilka… plotek. Niestety nie mogę potwierdzić ich autentyczności.
Czarodziej przewrócił demonstracyjnie oczami, po czym je potarł.
- No dobrze, lepiej nie zaśmiecać sobie głowy niepotwierdzonymi plotkami. Możesz mi wskazać drogę do mojego pokoju? Chciałbym odpocząć przed audiencją.
- Oczywiście - znów podała mu dłoń. - Tak będzie szybciej.
- Oczywiście. - Również teraz ujął podaną mu dłoń.

Zjawiwszy się w swoim pokoju gościnnym, przetarł oczy raz jeszcze. Zdjął szatę i poszedł spać, co udało mu się znacznie szybciej niż się spodziewał, biorąc pod uwagę dopiero co poznane fakty. Był wykończony.



W zasadzie nie spodziewał się obudzić. Fakt ten przywitał z mieszanką radości, zdziwienia i rozczarowania. Paskud wciąż leżał skulony w kłębek na szafce. Mag podniósł drżącą dłoń i skierował ją na środek pokoju.
- X’sentyf. - Wyszeptał słabo. Magia zawirowała w powietrzu, przyjmując kształt wielkiej bryły lodu. Szybko dołączyła do niej druga i kolejna, aż stwór nie był w stanie stać na dwóch kończynach, mając dwie kolejne służące mu za coś w rodzaju łap albo szponów, a także namiastkę głowy.

Revalion przywitał monstrum z ulgą, ale też złością. Zły był, że nadal potrafił to robić. Uderzyło go wtedy jak grom wszystko to, co się dotąd wydarzyło: przebudzenie, biesiada, pieczara, biblioteka. Ale także wszystko to co się zdażyło znacznie, znacznie wcześniej. Jakby w poprzednim życiu, ale dla niego to było przecież przedwczoraj...
- De gul vur xarzith si lasau wux!!* - Powiedział z mocą, pierw zbierając energię z otoczenia, a następnie centralizując ją na stworze.
Żywiołak jakby zasyczał, kiedy jego integralność została zniszczona. Lód, z którego był stworzony, rozpadł się na miliony cząstek, by po chwili powstać z powrotem jako konstrukt o kształcie dumnego elfa. Miał on ostre rysy twarzy, zagadkowy uśmieszek i bystre oczy, które skrywały tajemnice i obiecywały sławę i bogactwo w zamian za... coś. Nigdy nie było wiadomo, czego tak naprawdę będzie chciał.

Stał tam. Z dłońmy dotykającymi się jedynie czubkami palców, tak jak Revalion go zapamiętał.
- A więc jesteś, skurwysynu... - Wysyczał mag do wciąż uśmiechniętej rzeźby. Rzucił się na własny twór z wściekłością, waląc w niego pięściami raz za razem, aż struktura konstrukta nie rozpadła się - została z niego tylko kupka skruszonego lodu. W tym czasie Paskud zdołał się już obudzić i podleciał do swojego mistrza, wyrażając głęboki żal i ubolewanie.
- Mistrzu... - Powiedziało zwierzątko, ale nie znalazło słów, żeby dokończyć.
Zignorował swojego chowańca i padł na kolana, ujmując w dłonie kawałek lodu, który jeszcze chwilę temu był elfią głową.
- Nienawidzę cię. - Wyszepdał, przykładając sobie lód do twarzy. - Nienawidzę cię za to, żeś mnie zostawił.
Zapłakał gorzko, chowając twarz w dłoniach.

Mijały sekundy, minuty. Gdzieś tam z tyłu głowy formowała mu się świadomość, że nie ma dużo czasu i trzeba pozbierać się do kupy.
- Dobra, starczy tego. - Wstał, przetarł twarz roztapiającym się lodem i ubrał swoją szatę, przygotowując się na trudy drugiego dnia jego nowego życia.

_______________
* Przyzywam cię z lodu i mrozu!
 
Gettor jest offline