Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2016, 22:00   #51
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Nie było dobrze. Mikołaj spojrzał na ciało Mounta. Był potwornie okaleczony i miał marne szanse, żeby z tego wyjść bez specjalistycznej pomocy medycznej. Młody polak skrzywił się wyraźnie na widok jatki jaką urządził... ten stwór, jednak radził sobie z tą sytuacją nad wyraz dobrze, choć wszystko miało swoje granice. Jego stalowe nerwy przechodziły tu prawdziwą próbę sił i jak na razie wychodziły z niej zwycięsko.

Mężczyzna pomógł przetransportować ich przewodnika w pobliże obozu po czym poszedł do swojego namiotu, gdzie korzystając z chwili przerwy, zebrał swoje rzeczy do plecaka oraz ubrał brakujące elementy odzienia. Wyciągnął również nóż, oryginalny nóż wojskowy Ka-Bar Fighting Utility Knife, używany przez jednostki GROMu. Na widok marnego ostrza zaśmiał się mimowolnie.

-I co ja z tym niby zrobię?- powiedział do siebie, mrucząc pod nosem. Mimo wszystko klinga połyskująca w blasku ogniska dodawała mu otuchy.

Las ucichł. Wszystko zamarło, oczekując w napięciu na rozwój sytuacji. Powietrze zdawało się również stać bez ruchu, jakby wiatr bał się zdradzić swoją obecność.
Las ucichł. Jednak nie na długo...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Wxu_WxO3suI[/MEDIA]

Powoli, niczym wynurzając się z głębin, zaczęły dochodzić Mikołaja dźwięki lasu. Początkowo były to naturalne odgłosy, świerszcze, wiatr, jednak wśród nich zaczynały się rodzić takie, których źródła nie dało się jednoznacznie zidentyfikować. Chłopak stał jak wryty, wpatrując się w ciemność, która zaraz za krańcem kręgu światło bijącego od ogniska zdawała się tworzyć gęstą, nieprzebytą zasłonę. Jego oczy zaczynały mu płatać figle... ale czy na pewno? Czy to co widział było tylko zwidami, ułudą? Zdawało mu się, że na granicy światła i mroku poruszają się jakieś postaci, wirują cienie.

Trzask.

Chłopak odwrócił się gwałtownie za siebie, w miejsce, z którego dobiegł go odgłos. Poczuł, jak jego serce przyspiesza, ręce zaczynają się trząść. Rozbiegane oczy śledziły okolicę, wypatrując najmniejszego ruchu. Powoli towarzysze wyprawy zaczynali znikać, zacierać się i blaknąć. Stał sam, dysząc ciężko.


Młody mężczyzna poczuł jak po skroni spływa mu ciężka kropla potu, potem następna i kolejna. Mikołaj stał jak wryty, a otaczające odgłosy zaczynały się zbliżać. Atmosfera gęstniała i jemu wszechobecny strach zaczął się udzielać. Strach i uczucie bezsilności, dokładnie to samo co w śnie. Stał, sparaliżowany, bez sił i woli do najmniejszego ruchu. Jedynie jego serce biło w piersi jak oszalałe, ostatni znak, że jeszcze żył.

Krzyk.

Ktoś krzyczał, gdzieś pośród mroków nocy. Po raz kolejny Mikołaj odwrócił się gwałtownie, ale tym razem wrócił do rzeczywistości. Stał na środku obozu, pozostali albo czuwali nad ogniem albo opiekowali się Mountem. Ktoś mówił coś do niego, ale chłopak nie zrozumiał. Dźwięki, które słyszał okazały się prawdziwe. Po chwili dotarło do niego, że ktoś prosił go aby pomógł zbierać drewno na opał, gdyż wystarczy im go jedynie na kilkanaście minut.

-Ja pierdole... co się dzieje?- powiedział do siebie. Potrząsnął głową, przecierając spoconą twarz dłonią.

- Dobra... - powiedział po angielsku - Dobra, pójdę... Ktoś... idzie ze mną? - głośno przełknął ślinę.

Jednak nie doczekał się odpowiedzi. A przynajmniej nie odpowiedział mu nikt z obecnych uczestników spływu. Za to odezwał się las, po raz kolejny zatrzeszczały drzewa, a kości w łapaczach snów stukały o siebie cicho.

Jego oczy po raz kolejny go zwodziły, znów zobaczył złowieszcze cienie tańczące wśród najbliższych drzew, ledwo oświetlonych przez łunę bijącą od ogniska. Jednak tym razem to nie była jego wyobraźnia, a przynajmniej nie tylko jego. Inni też to widzieli. Tego... potwora, który na ich oczach zmaterializował się z mroku.

-Co do chuja... - powiedział po polsku - Pierdolone "Z Archiwum X"...-

Gdy dotarło do niego, że ta rzecz pojawiła się tam ponownie i inni też ją widzą oraz, że to ona prawie zabiła Mounta otrzeźwiał. Obraz stał się wyraźny, a odgłosy wokół ucichły.

- Bear, dawaj! Strzelaj w skurwiela! Nie zbliżajcie się do niego! Weźcie pochodnie! - po czym sam ruszył w kierunku ogniska i wyciągnął płonącą żagiew, starając się trzymać na dystans, cały czas "celując" w potwora płonącym końcem.

Liczył, że Bear zareaguje jak poprzednio, wystrzeli racę rozświetlając mrok. Poprzednio pomogło to przegonić napastnika, więc miał nadzieję, że i tym razem podziała. Potem... potem... nie wiedział co potem... o ile będzie jakieś potem...
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)

Ostatnio edytowane przez Lomir : 07-02-2016 o 22:09.
Lomir jest offline