Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2016, 22:03   #6
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Przysłuchiwanie się słownym przepychankom sprawiało Teri dziwną przyjemność. Podobnie jak nasłuchiwanie szmeru zebranych trupów, zbyt tchórzliwych by podejść bliżej. Życie faktycznie mogło przerażać, gdy umierało się z każdym kolejnym oddechem, każdą kolejną minutą i kolejnym dniem. Otwarta przestrzeń była wszak tak nieznana, groźna i sprawiająca, że serce truchlało. Tam jednak była nadzieja, a dla tej siły nawet trup gotów jest spróbować przypomnieć sobie jak to jest być żywym.
Wciągnęła powietrze nie martwiąc się tym, co trafia do jej organizmu wraz z owym haustem. Zapewne i tak zginie nim zacznie się działanie szkodliwych drobinek. Dlaczego więc miałaby odmówić im tej szansy na rozkwit. Kto wie, może szaleńczym zbiegiem okoliczności wyjdzie z tego coś dobrego. Ach ta nadzieja… Taka podstępna, zakradająca się cicho, czająca w zakamarkach tego, co zwano duszą. Nagle atakowała rozszarpując spokój, budząc uśpione emocje i dręcząc swym bolesnym pragnieniem spełnienia. Teri czuła ją w swoich trzewiach, w swoim umyśle i sercu, owym kamieniu które do tej pory ledwie drgało w konwulsjach, a teraz postanowiło nagle uderzyć z pełnią swej mocy. Czuła je jak uderza otoczone klatką żeber. Uwięzione, podobnie jak ona była więźniem tego cmentarzyska, które miała wkrótce opuścić. Silne, ociekające krwią serce, w którym tliła się wola walki napędzana… No tak, nadzieją. Czy więc różniła się aż tak bardzo, od tych czających się w złudnie bezpiecznym mroku, trupów? Nieprzyjemna myśl była niczym posmak trucizny na jej ustach. Zlizała ją, powoli przesuwając językiem po wargach.
Może i wyróżniała się spomiędzy pozostałych niczym młody pączek na tle w pełni rozkwitłych kwiatów, jednak różnica ta w tej chwili niewiele ją obchodziła. Nie przeszkadzało jej, że mogą pomyśleć iż obawia się wyruszenia. Lubiła ów zastój ciała. Podczas gdy oni byli głośni, ona trwała cicha. Gdy oni się przekomarzali, ona kalkulowała. Niczym owe nitki, myśli i wrażenia splatały się ze sobą tworząc sznur. Kto miał na nim zawisnąć? To miało się dopiero okazać.
Dłonie świerzbiły ją by sięgnąć po nóż którego przecież mieć nie powinna. Delektowała się tą pokusą, upajała każdym jej zrywem, każdym szarpnięciem. Była niczym wściekłe zwierzę miotające się na smyczy. Popuszczała ją delikatnie, by dać jej zasmakować szansy, jaka się pojawiała, a następnie zabierała ją z powrotem. Upajająca zabawa…
Podobnie było z czekaniem na Alisę. To była smycz, która ją pętała. Niezbyt gruba, źle zapięta, jednak wciąż smycz. Znosiła torturę spoglądania wolności w oczy bez możliwości zanurzenia się w niej. Słodka tortura, która sprawiała, że Teri miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Jeszcze tylko chwilę, minutę, nieco dłużej… Tuż, tuż na wyciągnięcie dłoni, jednak wciąż niedostępna.
Wolność zaś była jak nadzieja. Złudne monstrum czyhające by ją pochłonąć. Niby miała zostawić za sobą Czyściec z jego trupami, zacząć od nowa… Słodka bajeczka szeptana do ucha niczym obietnice zakazanych rozkoszy. Była niczym ten nóż skryty przed wścibskimi spojrzeniami. Bezpieczny gdy tkwił poza zasięgiem jej rąk, gdy jednak po niego sięgnie, gdy blask padnie na wypolerowane ostrze… Tak jak ta wolność, mógł zabić.

Na zostanie nazwaną świeżynką, nie zareagowała. Nie widziała ku temu powodu. Zachowując spokój nie spuszczała wzroku z wyjścia, a jednocześnie jej uszy łowiły dźwięki, które ją otaczały. Mogła oczywiście odwarknąć coś, mogła podlizać się sprawnie. Nie widziała jednak powodu ani do jednego, ani do drugiego. Zasady znała. Nie były trudne do zapamiętania i pokrywały się z tymi, które narzucała sobie przez całe życie. Nie wszystkie oczywiście… Niektóre były nowe. Zaufanie, poleganie na drugiej osobie… Z tymi mogła mieć pewne problemy, a wręcz była pewna, że będzie je miała. Pozostałe… Aidan wywalił je dokładnie i w prosty sposób. To, czego nie powiedział była w stanie sama się domyślić. Wiedziała jak przetrwać, a co ważniejsze - zależało jej na tym. Gdy zaś czegoś chciała, to potrafiła poświęcić wiele by to dostać. Nie wszystko, ale dość…
Raz po raz jej wzrok wędrował ku grupie dowodzącej trupiarnią. Była ciekawa co też działo się w ich głowach. Nie na tyle by wykonać jakikolwiek ruch w ich stronę, jednak dość by podjąć wysiłek dosłyszenia ich słów. To, że był z góry skazany na porażkę, nie martwiło jej zbytnio. Nawet jeżeli kryli przed nimi coś istotnego, to bez wątpienia wkrótce tajemnica ta wyjdzie na jaw. Cierpliwość i oczy wokół głowy… Tak tu, na dole, jak i na górze ta zasada pozostawała bez zmian.
Poruszyła palcami, jakby chcąc zbadać ich zdolność do wykonania tego ruchu. Brakowało jej znajomego ciężaru butelki. Mogła sięgnąć do plecaka, gdzie czekały na nią jej drogocenne zapasy. Mogła ująć jedną z nich w dłoń, odkorkować, zaciągnąć się zapachem płynu, który zawierała w swym wnętrzu… Na samo jego wspomnienie wyschło jej gardło. Rhys… Nienawidziła go w tej chwili, bardziej niż zebranych by podziwiać ich wymarsz, trupów. Jego piersiówka była niczym gwóźdź w jej oku. Obiecała sobie, że poczeka do momentu znalezienia się we względnie bezpiecznej przystani. Nie miała zamiaru ryzykować picia przed wyjściem. Widocznie była w tej decyzji osamotniona. Pokusa… Dodała ją do tych, które już trawiły jej ciało. Niech zatańczą ze sobą w szalonym tańcu… W pojedynku na wolę.
To nie przeszkadzało jej w zbieraniu danych. Rzucone w żartach zdania, docinki czy przekazywane poważnym tonem informacje… Chłonęła je niczym gąbka. Segregowała i wkładała do odpowiednich szufladek. Nie lubiła chaosu. Chociaż nie… Stwierdzenie to nie do końca było adekwatne. Nie lubiła nieporządku, chaos był akurat niekiedy przydatny. Oderwane strzępki rozmów były jak porozrzucane na podłodze śmieci. Nieistotne dla jednych, cenne dla innych. Bez zbytniej przesady mogła powiedzieć, że uwielbiała babrać się w takich właśnie śmieciach.


Jej milczenie przedłużało się. Nie zamierzała zabierać głosu, o ile nie było to absolutnie konieczne. Czekała na powrót Aidana i na sygnał do wyruszenia. Liczyły się dla niej tylko te dwie rzeczy. Resztę równie dobrze mógł szlag trafić…
- Co jest, mała? - głos Podłego doleciał z lewej strony, poczuła też w jego oddechu dziwny ziołowo-chemiczny zapach w niczym nie przypominający alkoholu. Dzielił uwagę pomiędzy nią, a stłoczonych w cieniu ludzi, tych drugich częstując standardową pogardą. - Język ci usechł po wczorajszym?
- Słucham - odparła, zgodnie zresztą z prawdą. Ciekawiło ją, co też bierze i jakie ma działanie. Najwyraźniej zawartość jego piersiówki była ciekawsza niż oczekiwała. A może wziął coś na boku, czego nie zauważyła… Na pytanie było jednak za wcześnie, przynajmniej wedle jej mniemania. Jeszcze nie teraz, może za chwilę, kto wie.
Facet parsknął cicho, posyłajac jej krzywy uśmiech. Zauważyła, że jego źrenice są zwężone i nie reagują nawet, gdy przypadkowo ktoś z tłumu smagnął go po twarzy snopem światła latarki.
- I co słyszysz? - przechylił nieznacznie głowę, zbliżając się uchem do głowy dziewczyny. - Głosy mówiące, że oto mamy przejebane?
Tym razem i ona się uśmiechnęła.
- Możliwe - odparła, wciągając nosem powietrze i wydychajac je ustami. - Nic nowego - dodała, przechylając leciutko głowę by nie stracić go z widoku. Był jak fascynujący okaz, nowa zabawka, której działania jeszcze nie rozpracowała, ale już wiedziała że się jej może spodobać. Jednocześnie słuchała tyrady będącej “odprawą”. Gdy padło jej nazwisko lekko skinęła głową notując w pamięci informacje, które mu towarzyszyły. Nie widziała powodu by odpowiadać.
Wyczuła drobne poruszenie po lewej, a w jej kieszeni wylądowało coś obłego i masywnego. O wiele cięższego niż flaszka.
- Zostaw na razie. - szept Rhysa bardziej przypominał charchot niż ludzką mowę. - Wyjmiesz i użyjesz jak będziesz miała wyjątkowo przejebane. Ostrożnie i kurwa nie zmarnuj, bo więcej nie ukręcę w najbliższym czasie.
Ochota by włożyć dłoń do kieszeni i sprawdzić dokładnie co też zostało jej przekazane była niemal niemożliwa do odparcia. Niemal robiło w tym wypadku dużą różnicę. Ciekawiło ją czy o każdego tak dba, czy też byłą to wymiana za wieczorną butelkę. Ciekawiło ją też czy Aidan za tym stoi czy Podły działa sam. Dużo pytań, brak okazji do zdobycia odpowiedzi.
- Się robi, skarbie - rzcuiła tylko, leciutko poszerzając uśmiech. - Ładnie dziś pachniesz - dodała, tym razem szczerząc się w najlepsze.
- Podoba ci się? - mruknął naraz niskim głosem, dmuchając jej prosto w twarz. Cyniczne błyski na dnie bladoniebieskich oczu zdradzały, że świetnie się bawi. - Chcesz, to możemy po wszystkim zaszyć sie w ustronnym kącie i tam sobie powdychasz ile dusza zapragnie.
- Pogadamy jak dotrzemy. - Powinno być jeżeli ale co jej szkodziło rzucić lekkim optymizmem? Propozycja była jedną z tych, które zamierzała rozważyć. Co zyska, a co straci. Czy był sens i jakie ewentualne konsekwencje mogła ponieść. Kolejny problem do rozważenia. Przynajmniej zdawał się być przyjemnym, a to już było coś.
- Boją się światła. - naraz spoważniał, wędrujac wzrokiem do bramy i wzdrygnął się prawie niezauważalnie, przerabiając gest na wzruszenie ramion, oraz kolejny bezczelny uśmiech. - Rani je i oślepia. Wyciagnij zawleczkę, zakryj oczy… a potem uciekaj, ale nie tutaj.
Przeniosła spojrzenie na trupy, które kryły się na granicy względnego bezpieczeństwa. Świeżbienie palców jakby się wzmocniło. Chciałąby dostać w swoje ręce coś ciut mocniejszego. Coś co wysłałoby ich wszystkich w diabły… Marzenia.
- Się robi - powtórzyła tylko, notując jego słowa w pamięci.
- Płyta ci się… zacięła? - spytał, kręcąc przy tym głową. - Chyba tak sie kiedyś o tym mówiło.
- Wolę działanie od gadania. Zazwyczaj - odparła, powracając do obserwacji bliższego i zdecydowanie ciekawszego celu.
- Chuja na razie z tego pierwszego, pozostaje drugie. - prychnął niecierpliwie, odwzajemniając spojrzenie. - Chyba że jebniemy czymś w tych frajerów przy ścianie, taaak. Byłoby kurwa ciekawie. - uśmiechnął się do swoich najwyraźniej destrukcyjnych myśli.
Te zaś idealnie pasowały do tych, które szwędały się po jej głowie.
- Byle było mocne… Niekoniecznie zabójcze, ale zdecydowanie mocne - zmrużyła oczy, niemal będąc w stanie zobaczyć obraz, który mogliby stworzyć. - Nie masz czegoś pod ręką, nie…? - zapytała na wpół żartem.
- Sorry mała. - Rozłożył bezradnie ramiona. - Zostawiłem w innych spodniach… ale jakby pierdolnąć w nich kanistrem benzyny i rzucić zapałkę… - rozmarzony uśmiech wypełzł na niedogoloną gębę, na co paru najbliższych cywili uciekło wzrokiem na drugi koniec piętra. - By się kurwa działo…
- Dobrze przypieczone trupy.. - Wolała co prawda nieco inne wersje pozbawiania życia, jednak z braku dostępnych... Gdyby jej szkoda nie było, mogłaby poświęcić jedną butelkę. Z pewnością szkody byłyby mniejsze ale za to zabawa byłaby przednia. - Tego też pod ręką nie masz, co nie… Może innym razem. - Z pewnością ów inny raz miał nigdy nie nastąpić ale pomarzyć zawsze można było. - Poza tym wolę inne sposoby, wolniejsze, bardziej… osobiste - dodała.
- Krótki dystans, co? - narzucił kaptur na głowę, skrywając twarz w jego cieniu. Sydney widziała raptem usta: wąskie i zaciśnięte w nieprzyjemną kreskę. - Może kiedyś.
- Może - zgodziła się. Wątpliwości tyczące się tego “może” nie wydawały się właściwe do wymienienia na głos. Każdy miał jakąś słabość, jej była tylko nieco… inna.
Facet przytaknął i sięgnąwszy do wewnętrznej kieszeni kurtki, wyciągnął ponownie piersiówkę. Sprawnie odkręcił korek, zapach ziół stał się jeszcze intensywniejszy.
- Co ci powiedział Aidan?- spytał po chwili potrzebnej na pociągnięcie niewielkiego łyka. Nie patrzył na dziewczynę, a gdzieś ponad głowami tłumu.
- Żebym tyle nie piła. - Humorek nieco się jej zważył, no ale tragedii nie było. Po jaką cholerę pytał, tego nie wiedziała. Wypytywanie jednak nie do końca w jej naturze leżało. Z pewnymi wyjątkami, które zostawiły po sobie słodko-cierpki posmak. - Dodał też parę bajeczek…
- Posadził na kolanach i lulał do snu? - znów usłyszała parsknięcie, choć zduszone. - A może włożył… w to więcej uwagi?
- Może tak - odparowała, kierując wzrok w stronę wyjścia - a może nie… Co za różnica?
Poczuła że pochyla się nad nią, strumień wydychanego powietrza załaskotał jej policzek.
- Żadna, jestem ciekawskim kutasem. - Wyjaśnił beztrosko i kiwnął brodą w stronę tłumu. - Plot jednak nie rozsiewam. Nic nie wiem, nie widziałem…
- I tego się trzymajmy - odparła, ponownie odwracając twarz w jego stronę. - Tak jest przyjemniej.
- Dla ciebie? - podrzucił bez złośliwości, a z… uwagą?
- Dam ci znać gdy się tego dowiem - oświadczyła z pewną beztroską, której to wcale nie czuła.
- Dowiesz się sama… czy zostaniesz o tym poinformowana? - rzucił niby mimochodem i prawie bez zbędnego sakrazmu.
- Kto wie - wzruszyła przy tym lekko ramionami. - Może najpierw się dowiem, a może zostanę poinformowana. Osobiście wolałabym pierwszą opcję, no ale wiesz jak jest....
Lubiła Rhysa, może nawet nieco za bardzo jak na osobę która z pewnością mogłaby poderżnąć jej gardło gdyby naszła go taka ochota. A może właśnie to w nim lubiła? Już samo to, że z nim w miarę swobodnie rozmawiała był nieco dziwny dla niej samej. Wizja nadchodzących zmian wyraźnie oddziaływała na nia bardziej niz myslała że będzie.
- Mhm. - Mruknął, wykazując się po raz kolejny wysoką elokwencją. Oparł przedramię o ścianę tuż nad głową barmanki i pochylił się tak, aby ich twarze znalazły się na jednej linii. Spod kaptrura łypała na nią para zimnych, uważnych ślepi, skrytych w ciemnej plamie mroku, rzucanego przez materiał.
- Taa… - poszerzył wypowiedź, nie przestając gapić się z krótkiego dystansu. Kątem oka dostrzegła, że kilka warujących przy schodach osób pokazało ich sobie placami. Podły zdawał się to olewać, jak wszystko co miało zwiazek z piętrami powyżej piątego.
Była ciekawa czy oczekiwał, że ona się wycofa. Była też ciekawa co chodziło mu po głowie. Czy zachowywał się tak pod publikę czy miał w tym inny cel.
- Taa - powtórzyła za nim, odpowiadając spojrzeniem. Nie lubiła się cofać, szczególnie gdy nie miała w tym jakiegoś celu. Na dokładkę bawiło ją zainteresowanie trupów. Uśmiech ograniczyła do uniesienia jednego kącika ust. Bez wahania rzuciła mu wyzwanie.
Reakcja nie należała do werbalnych. Facet sapnął rozbawiony i nim zdążyła mrugnąć, przygwoździł ją ciałem do ściany, udem blokując możliwość wyprowadzenia kopniaka w najbardziej z nerwalgicznych punktów męskiego ciała. Wolną ręką złapał za gardło, zostawiajac tyle luzu, aby nie udusiła się za szybko.
- Mhm. - powtórzył i bezpardonowo wpił się w jej usta swoimi.
Teri nie miała zamiaru bronić się w jakikolwiek sposób. Z jej gardła wyrwało się warknięcie.W dupie miała czy i kto patrzył. W tej chwili mniej więcej w tym samym miejscu miała konsekwencje. Rhys budził w niej zwierzęcą część, która od czasu do czasu zwyczajnie musiała się uwolnić. Zamiast zacisnąć usta, otworzyła je szerzej udostępniając mu swoje wnętrze i odpowiadając wbiciem się w jego usta. Nacisk jego dłoni na gardle tylko dodawał temu szaleństwu smaku, którym warto się było upić.
Zaproszenie zostało przyjęte, napór na gardle nasilił się. Poczuła wyraźnie smak czegoś, czym Podły raczył się jeszcze chwilę temu. Smakowało gorzko, cierpko, stawiając w sztorc kubeczki smakowe. Było w tym coś znajomego, lecz nim zdołała się zorientować co to konkretnie jest, pocałunek skończył się równie niespodziewanie, jak się zaczął.
- Lepiej dowiedzieć się samemu. - szepnął ze złośliwym uśmiechem, odsuwając głowę do tyłu i rozluźniajac palce, aby mogła wydobyć z siebie głos.
- Przyjemniej - zgodziła się z nim, oblizując usta. Miała ochotę rozmasować szyję, jednak tego nie zrobiła. Ciekawiło ją czy zostaną ślady, ale miała to w poważaniu. Pewnie popełniła błąd, ale i to nie obchodziło jej w tej chwili. - Jak myślisz, podobało się im przedstawienie? - Zapytała, nie odwracając od niego spojrzenia.
Parsknął i bezradnie wzruszył ramionami, wygladając przy tym niczym wcielenie samej niewinności.
- Jebie mnie to? - bardziej stwierdził niż spytał, szczerząc się wyjątkowo zębato.
Skinęła lekko głową, minimalnie. Musiała przyznać, że nieco zazdrości mu tego podejścia, jednak wypowiedzieć swych myśli na głos nie zamierzała.
- Podobasz mi się - stwierdziła po prostu, bo tak było. I bynajmniej nie chodziło o wygląd czy jakieś mdłe czułostki, o których paplają głupie siksy. Jeżeli byłaby w stanie komuś faktycznie zaufać, to Rhys plasował się na bardzo wysokiej pozycji.
- Chcesz kolejną działkę? - zapytał niby poważnie, ale stwierdzić do końca nie potrafiła. Nie, gdy nie widziała jego oczu. Znów mógł ją wkręcać, żartować sobie z nij, albo jeszcze co innego. - Było nie grymasić wczoraj, Dla ciebie nawet bym kurwa jeszcze trochę siły znalazł. - pił zdaje się do rzuconej poprzedniej nocy propozycji… lub chodziło o dowcip.
- Mam swój zapas. - Czy mówił poważnie, czy też nie, to i tak niewielką jej robiło różnicę. Mógł sobie żartować, jednak ona lubiła być poważna. Przeważnie… - Nie lubię być ostatnia na liście, skarbie. Resztkami mnie nie zadowolisz.
Uśmiechnęła się, słodziutko. O tak, podobał się jej… Tyle, że nie on jeden.
- I jeszcze zaborcza… - pokiwał łbem, przytakując pewno swoim niewypowiedzianym myslom, czy spostrzeżeniom. - Jakim chujem do tej pory na siebie nie wpadliśmy? Ten pierdolnik nie jest przesadnie duży. Poza tym “ostatni będą pierwszymi” jak mawia tej jebnięty klecha z trzeciego. Bądź dobrą dziewczyną, miłuj bliźniego swego - pownownie się zbliżył, a ich nosy prawie się zetknęły - Wtedy bliźni jest miły dla ciebie. Życie to biznes, nie ma nic za darmo, mała. Trza się postarać, samo z nieba nie spadnie, nie wierz bajkom. - z premedytacją dmuchnął dziewczynie prosto w nos.
Za kogo on ją niby miał… Ona żyła wedle tej zasady całe swoje życie. Uczyć jej nie trzeba było.
Niemal prychnęła, jednak zamiast tego wysunęła nieco podbrudek żeby ich usta znalazły się bliżej i odpowiedziała przesuwając językiem po jego wargach.
- Ależ ja kocham swych bliźnich, nie słyszałeś? - zapytała niewinnie. O bajkach nie miała zamiaru z nim dyskutować. To czy w nie uwierzy czy nie, to była jej sprawa. Tak samo jak nikt jej ręki nie poda niczym dobry samarytanin, gdy poślizgnie się na swych decyzjach. Przynajmniej jednak będą to jej decyzje.
- Więc jesteś naiwna - skrzywił się nieprzyjemnie, w ton głosu wdarły się lodowe okruchy. - Ślepa… w czym lepsza od tego bydła? - kiwnął brodą w stronę schodów. - Nie pierdol, bo jeszcze uwierzę...jak oni.
- W niczym - skinęła głową, odpowiadając całkiem obojętnie. - Jestem tylko kolejnym trupem, Rhys. Szkoda marnować na mnie czas - odwróciła głowę, w stronę schodów. - Jednak naiwna nie jestem - dodała.
- Zła odpowiedź. - prychnął teraz już cięty. Używając wolnej ręki stanowczo skierował twarz dziewczyny na powrót w swoją stronę, nic nie robiąc sobie z tego, że ściska podbródek może odrobinę zbyt mocno. - Opuszczając gardę sama prosisz się o cios, więc jej do kurwy nędzy nie opuszczaj póki nie masz pewności z kim gadasz.
Powinna się zapewne skrzywić, jednak nie miała ochoty dawać mu tej przewagi. Nie miała nic przeciwko bólowi, działał przyjemnie orzeźwiająco na umysł. Pomagał układać myśli, podobnie jak wycieńczające ćwiczenia. Ot, taki mały strzał. Zamiast tego poszerzyła uśmiech, aczkolwiek nie należało to ani do łatwych ani przyjemnych. Nie odpowiedziała, ograniczając się tylko do patrzenia na niego. Było w tym wzroku zarówno rozbawienie jak i pewne zaciekawienie. Ciekawiło ją z jakiego powodu akurat to nią się zainteresował. I po jaką cholerę sili się na te cholerne pouczanie.
Gapili się na siebie dłuższą chwilę, milcząc i próbując przejrzeć maski za jakimi każde z nich skrywało prawdziwie myśli. Pojedynek przerwało poruszenie wśród trupów, a ich zbita masa wypluła z siebie Ortegę, prowadzącego pod ramię zaspaną, półprzytomną medyczkę oddziałową. Wyglądało na to, że wreszcie są w komplecie, lecz czy był to powód do radości? Nacisk na twarzy nie zmalał, wciąż widziała przed sobą skrzywioną, niedogoloną twarz Rhysa, sapiącą jej w nos podejrzaną mieszanką ziół, czy innych chemikaliów. Skoro pochodziła z Rynku, pewność miał tylko jej twórca. Na pograniczu rejestracji zdrowego oka mignęła Teri blond głowa, a zaraz potem burza rudych, potarganych włosów.
- Problem? - usłyszała znajomy, marudny głos. Przeplótł się z rozdzierajacym ziewnięciem.
Podły wzruszył ramionami i była to jedyna aktywnośc ruchowa w jego wykonaniu.
- Co sądzisz, mała? - zwrócił się do Sydney. - Mamy problem?
- Nie widzę żadnego -
odpowiedziała, nie spuszczając wzroku z Rhysa. Jej spojrzenie jednak stwardniało, dając Podłemu wyraźny przekaz by spierdalał. Czas na zabawę dobiegł końca. Jak będzie chciał, i o ile przeżyją, mogą dokończyć dyskusję później. Uśmiechała się jednak nadal, może nawet ciut szerzej.
- No i gitara. - zwolnił uścisk i na pożegnanie poklepał ją po policzku samymi końcami palców. Wyprostował plecy i wybitnie znudzony wbił ręce w kieszenie. - Możemy kurwa ruszać? Jeszcze trochę i się posramy ze starości. - mówił do Ortegi, ale patrzył na średnio ogarniętą Lysovą, która apatycznie próbowała spleść włosy w warkocz. Mruknęła coś średnio zrozumiałego i podtoczyła się do wraku okupowanego przez jazgoczące na siebie rodzeństwo.
- Powiedz reszcie, że ruszamy za pięć minut. - Aidan również odprowadzał rudą wzrokiem, ale pod koniec wrócił uwagą do bliższych problemów. Nie uśmiechał się, nie złościł. Po prostu stał, beznamiętny na otaczających ludzi i krajobraz.
- Mhm. - Skwitował jego rozmówca, wracając do początkowego poziomu wygadania.
Nim ponownie Ortega zabrał głos, minęło kilka długich sekund.
- W porządku, Teri? - pytanie zawisło gdzieś między nimi, a oddalajacymi sie szybko plecami nożownika - Odpoczęłaś jak radziłem?
Sydney skinęła głową, a następnie odchyliła ją opierając o ścianę za sobą. Stan Alisy jej nie interesował. Jej głupota także. Miała dość problemów na głowie by martwić się o kogoś, kto najwyraźniej nie był w stanie dostrzec powagi zagrożenia, jakie stanowił dla samego siebie. Najwyżej padnie trupem.
- Odpoczęłam - mruknęła w odpowiedzi. Nie widziała powodu by konkretyzować swoją wypowiedź. Skoro nikt nic nie widział i nic nie wie…
- Przynajmniej ty nie sprawiasz problemów. - Westchnął z cieniem rezygnacji i uśmiechnął się ciepło jak na niego. Szybko jednak na jego twarz powróciła powaga. Wyciągnął rękę, kiwając brodą w stronę wyjścia. - Chodź, czeka nas ładny spacer. Idziesz ze mną, nie będzie źle. Zobaczysz…. mam twoje zabawki. Znikniemy szczekaczom z oczu i je dostaniesz, a także mały prezent. - W szarych oczach błysnęło rozbawienie. - Każdy z was dostanie, powinno ci się spodobać.
Teri ponownie skinęła głową, nie komentując jego słów. Jakikolwiek ten spacer by miał nie być, był lepszy niż to co czekało w trupiarni. Pochyliła się by chwycić plecak i zarzucić go sobie na plecy, upewniając się że dobrze leży. Nie skorzystała z jego dłoni, zamiast tego po prostu stanęła u jego boku.
- Chodźmy zatem - rzuciła tylko, uśmiechając się pod nosem.
Gdy dłoń Aidana wylądowała na jej ramieniu, uśmiech ten poszerzył się lekko, a z ust wyrwało westchnienie. W przeciwieństwie do Rhysa, Ortega działał na nią na swój sposób relaksująco. Fakt, doprowadzał ją do szału swymi bajeczkami, niedopowiedzeniami i cichym skradaniem, ale jednocześnie potrafiła się przy nim otworzyć. Była to bardzo niebezpieczna broń w dłoni tego mężczyzny, przez co musiała być dwa razy bardziej ostrożna, gdy z nim rozmawiała. Podobało się jej to. Była także zadowolona z tego, że najwyraźniej zajął się sobą. Nie czuła już tego gorąca od niego i wyglądał nieco lepiej. To z kolei dawało im nieco większe szanse na przeżycie. Tak, zdecydowanie była to troska i Teri nie zamierzała się okłamywać w tej kwestii. Zależało jej na tym by Aidan dotarł cało do celu, a one wraz z nim. Zależało jej też by to samo tyczyło się Rhysa. Bez wątpienia świadczyło to o jej nienormalności. A może wręcz przeciwnie? Kogo to obchodziło…
Rozbawione spojrzenia Podłego, na których parę razy go przyłapała, powodowały, że dobry humor nie opuszczał jej ani na chwilę. Przed śmiechem powstrzymywała ją zwykła upartość. Nie mogła doczekać się chwili gdy nabierze powietrza pełną piersią, gdy poczuje na nadgarstkach ciężar swoich noży, gdy wyjdzie. Wiedziała, że będzie ciężko, jednak ona zrobi wszystko by dotrzeć żywą. Aidan właśnie dorobił się nowego cienia.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 29-12-2016 o 03:45.
Grave Witch jest offline