Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2016, 04:02   #4
Aisu
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał



Prolog

- Au!
- Niech Panienka się nie wierci. –
- Nie wiem po co to robimy, kąpałam się przecież w zeszłym miesiącu….

Szorująca ją zakonnica pokręciła głową, nie ukrywając lekkiego uśmiechu.
Przyjęcie u Szafrańca miało się odbyć za dwa dni, i Matka Agnieszka wyraźnie podkreśliła, że Zofia winna się na nim prezentować jeżeli nie dobrze, to chociaż akceptowalnie.
- I jeszcze ta sukienka. Nie chodziła w sukience od kiedy skończyłam 11 lat! – wampirzyca narzekała dalej, podczas gdy zakonnicy cierpliwe zdrapywała warstwy zeschniętego błota za pomocą drucianej szczotki. – Nieustannie zahaczałam o gałęzie. Wiesz jakie to irytujące?
- Nie wydaje mi się żeby wytrawne przyjęcia zawierały wiele dzikiej przyrody. Nie musisz się obawiać
Zofia wydęła usta w niezadowoleniu, i poddawszy się spuściła głowę, pozwalając kobiecie kontynuować torturę.
Tafla wody odbijała jej twarz – twarz szesnastoletniej dziewczyny, nadal dorastającej. I teraz na zawsze zastygłej w czasie. Nie była to twarz specjalnie atrakcyjna jej główną zaletą było to, że nie zdążył jej nadwyrężyć żywot pełen ciężkiej pracy. Nie brakowało jej zębów, i nie miała bruzd, żadnych blizn – być może wyrosłaby na piękną kobietę gdyby przemienienie nastąpiło później. Może miałaby wtedy te intensywne, hipnotyzujące oczy, jak niektórzy Ventrue, zamiast aktualnego nudnego brązowego koloru.
Chociaż mogliby ja też przemienić gdy była już stara i niedołężna.
Przynajmniej wtedy mogłaby spędzić więcej czasu z rodzicami.
Zakonnica wylała jej wiadro zimnej wody na głowę.
- … To było niepotrzebne, siostro Dominiko.
- Moja najszczersze przeprosiny, Panienko Zofio. – zakonnica wcale nie brzmiała jakby jej było przykro. Chwyciła grzebień i zabrała się za przeczesywanie rudych loków wampirzycy – Myślałam o tym, żeby zawiązać ci warkocz na przyjęcie. – zasugerowała, próbując odciągnął starą przyjaciółkę od czarnych myśli które musiały kołatać jej w głowie.
Musiało to poskutkować - Zofia ożywiła się odrobinkę.
- … Poproszę.
Ile to już lat minęło, od kiedy ktoś wiązał jej włosy?
- Ah, i prawie bym zapomniała. – kontynuowała zakonnica - Matka Przełożona poprosiła by ci przekazać, że przygotowany zostanie dla ciebie posiłek przed przyjęciem. Powiedziała, że… Nie spodobałby ci się wybór księcia.
- … Nie, pewnie nie.
Ostatnie czego chciała to zrobić scenę.

Kiedy w końcu skończyła się kąpać, Dominika podała jej ubrania na zmianę – zakonny habit.
Zanim zdążyła zaprotestować, Karmelitanka uciszyła ją ciepłym uśmiechem.
- Dołącz do nas na nocnych modłach, Zofio. Jak za starych czasów.

* * *

Jej kolana bolały, stawy były sztywne, a ciężki habit uwierał praktycznie wszędzie.
‘ Jak za starych czasów. ‘ pomyślała z uśmiechem na twarzy.
Nie przeszkadzały jej niewygody klasztornego życia. Narzucały dyscyplinę, tak potrzebną takim jak ona. I chociaż wstydziła się to powiedzieć na głos, to bardzo lubiła spędzać czas z zakonnicami swojej mentorki. Rozumiała się z nimi.
Nie tak jak ze swoimi pobratymcami.
Pokręciła gwałtownie głową – musiała myśleć pozytywnie. Jutro miała spotkać Kainitów z którymi wyruszy na ziemie Smoleńskie. Być może znajdzie z nimi wspólny język. Może będą trochę bardziej jak jej nauczycielka, a trochę mniej jak jej stwórca.
Chyba nie wymagała tak wiele?

Przyjęcie


‘ … Poprzysięgłabym że to po prostu czerwony.
Jakie znacznie miał kolor sukni Pani Tęczyńskiej przekraczało jej pojmowanie, ale cieszyła się że zdecydowała się nie wtrącać. Cała rozmowa musiała mieć jakiś ukryty podtekst – który kompletnie jej umknął.

Pozekała jednak na jej koniec, i kiedy w końcu większość gości obmówiła już swoje prywatne kwestie z księciem, zebrała w sobie odwagę by samemu zagadnąć gospodarza, o sprawę która nurtowała ją od kiedy wyjaśnił im cel ich misji.
- K-Książe Szafrańcu – zarumieniła się ze wstydu słysząc własne zająkniecie. Nieprzywykła do przyjęć takiego splendoru, i z taką liczbą gości. – Powiedziałeś że będziemy… „Forpocztą inwazji”, ale też że ani Gangrel ani Tzimisce nie są nam wrodzy. Więc z kim mielibyśmy walczyć?
- Z jednym albo drugim... albo z oboma, czas pokaże, dziecko drogie.- rzekł smętnie Szafraniec.- Sprzymierzając się z jednym, drugiego czynimy naszym wrogiem. Bo obaj żyją ze sobą jak pies z kotem. Obu cechuje nadmiar ambicyji, a niedomiar finezyji. Jeno mędrzec godny Salomonowego miana, potrafiłby obu nakłonić do zgody.
- A-aha, rozumiem. – przytaknęła. – Ale… Czy ten Tzimisce w ogóle będzie chciał nas wysłuchać? Myślałam że ich klan nie przestrzega Maskarady… - mimo siebie ściszyła głos. - I nie miałam okazji żadnego poznać, więc pewnie nie powinnam nic mówić, ale słyszałam o nich naprawdę straszne rzeczy.
- I wszystkie są prawdziwe… ale ten akurat Tzimisce nie odczuwa lojalności klanowej. Jest aroganckim samolubem, za to na tyle inteligentnym by wiedzieć co dla niego dobre… zwłaszcza jeśli plotki o wojnie w cieniu moskiewskich cerkwi są prawdziwe.- mruknął enigmatycznie Jan Szafraniec.
Dziewczyna odczekała chwilę, myśląc że książę raczy elaborować, ale gdy tak się nie stało uśmiechnęła się nerwowo i przytaknęła raz jeszcze. Nie miała najmniejszego pojęcia o czym mówił.
- A ten Gangrel, Książę Szafrańcu? Czy nie należy do Camarilli? Nie powinien nam pomagać? Po tym co powiedzieć… Jakbyś spodziewał się, że obróci się przeciwko nam.
- W zasadzie to w tamtych rejonach nie ma Camarilli.- wyjaśniał cierpliwie Jan Szafraniec, dodając na koniec kwaśno.- A Gangrel który tam tytułuje się księciem, czyni to tyko dlatego, iż tytuł cara był już zajęty. Dopiero wy jedziecie poukładać sprawy na miejscu i doprowadzić do wyłonienia się Księcia i zaistnienia cywilizacji wśród tej dziczy.
-A-ha. I… Proszę mi wybaczyć książę, ale… O kim mówiłeś, wspominając o „Pijawach z Prus” ? – zapytała jeszcze.
- O nikim szczególnym… tak, ogólnie.- stwierdził nieco roztargnionym głosem Jan, westchnął cicho.- Gdybym miał narzekać na każdego pruskiego wampira, zanudziłbym cię na śmierć, moje drogie dziecko. A ty już jedną śmierć przeżyłaś wszak.
- A-ahaha, haha. – zaśmiała się uprzejmie, dopiero po fakcie zdając sobie sprawę jak nienaturalnie to wyszło. Ukłoniła się pośpieszenie. – Dziękuje za poświęconą mi uwagę, Książę. Pójdę już.
Czując że przez własny nietakt poruszyła nieprzyjemny gospodarzowi temat, czym prędzej się oddaliła.

* * *


Odetchnęła z ulgą jak tylko wróciła do swojego bezpiecznego miejsca na obrzeżach sali. Ostatnie czego chciała to zrazić do siebie księcia, a to było praktycznie gwarantowane w jakiekolwiek rozmowie która trwała dłużej niż kwadrans.

Spojrzała raz jeszcze po sali. Większość gości była bardziej zainteresowana własnymi interesami niż misją którą im powierzono. Być może przeceniała znaczenie ich misji. Może dla wszystkich dookoła była ta rutynowa wyprawa, i tylko ona się stresowała. A może po prostu sprawy Camarilli niespecjalnie ich obchodziły?
Skarciła się w myślach. Było za wcześniej by stawiać osądy – chociaż wiedziała już że niektórzy ze zgromadzonych byli stanowczo zbyt intensywni jak na jej gust – zwłaszcza dzika gangrelka. Unikała spogladania w jej stronę, a i ona na szczęscie nie wykazywała zainteresowania.
Nie mogła za to powstrzymać się od rzucania zaciekawionych spojrzeń milczącemu, jednookiemu krzyżakowi. Wydawał się być nie mniej obcy w tym towarzystwie niż ona sama.

Przy jednej ze ścian stał, ściskając w dłoni kielich. Swym jednym okiem rozglądał się uważnie. Z pewnością nie był krzyżakiem. Zamiast czarnego krzyża na całej klatce piersiowej nosił czerwony krzyż jerozolimski na sercu. Na wypolerowanych naramiennikach widniał biały gryf ze złotym orężem. Z pewnością symbol rodowy. Spod białego płaszcza widać było również wypolerowany napierśnik. Do pasa była przytroczona szabla, która raczej pasowałaby do współczesnego szlachcica niż do rycerza z czasów pierwszych krucjat. Bojowy wygląd dopełniały wysokie wiązane buty. Rozglądał się uważnie po zebranych, jednak nikomu nie poświęcał więcej uwagi.
Kiedy jego wzrok powędrowała w jej kierunku i ich spojrzenia się spotkały, dziewczyna wyraźnie się zmieszała i czym prędzej odwróciła głowę. Rycerz zdawał się nie zwrócić na nią w ogóle uwagi. Jego wzrok wędrował nadal po zebranych.

Zofia spojrzała raz jeszcze na templariusza, a potem na wampira w hełmie.
‘ … Co jest z tą dwójką.
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."

Ostatnio edytowane przez Aisu : 08-02-2016 o 04:05.
Aisu jest offline