Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2016, 12:14   #66
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Ledwo wyraziła życzenie zatrzymania powozu, ledwo powiedziała swój zamiar, a już oboje zgodnym chórem powiedzieli NIE. Zarówno Logan jak i Saskia nie chcieli puścić jej samej, czy nawet w towarzystwie w pobliże dworku i jego strażnika. Dla obojga ten plan wydawał się niezwykle niebezpieczny i całkowicie niepotrzebny.
- Nawet nie spróbowałaś pogadać z tym Albasem…- zaczęła półelfka, a Logan ją poprawił.- Albaradem.
- No właśnie…- dodała.- Przecież Achmina twierdziła, że był skłonny sprzedać posiadłość.
-Tak.- wtrącił Logan w potwierdzeniu.
- Więc skoro to jego posiadłość i typek siedzi na jego ziemi, to bezpiecznie będzie u niego nieco wypytać zanim rzucisz prosto w paszczę wilków.- dodała półelfka, a Logan znacząco pokiwał głową.
- Rzecz w tym, że wolę uniknąć rozmów z Albaradem. A potrzebuję się dostać do środka. - tłumaczyła spokojnie bardka - A kto lepszy do uzyskania przejścia jak strażnik?
- Jestem pewien, że jest ważny powód dla którego Blisklinowie wybrali tak krwiożerczego strażnika.- stwierdził ponuro Logan.- I dla którego w pośpiechu opuścili posiadłość. I wybieranie się tam samotnie, mądrym nie jest.
Dużo słów. Musiał się bardzo martwić skoro wygłosił tak długą tyradę.
- A ten mąż Achminy? Szkoda, że nie wiemy, czemu chciał kupić tę posiadłość.- zamyśliła się półelfka.- Wyglądała przecież upiornie i niegościnnie.
- I wrogo. Jak jej strażnik.- mruknął Logan.
- Ale ja nie chcę iść sama do posiadłości. Chcę tylko pomówić ze strażnikiem. Jest w nim coś… coś…. - Kathil przesuwała palcami o kciuk próbując ubrać w słowa co wywoływało w niej ciekawość.
- Samczego i prymitywnego… tak… albo pod maską może być brzydalem.- mruknęła Saskia i westchnęła.- Rozumiem ten przyjemny dreszczyk niebezpieczeństwa… ale nie powinien on zacierać ci obrazu sytuacji.
- A ja nie rozumiem w ogóle.- stwierdził Logan.
- Ale to nie chodzi o urodę lub jej brak. Ani o ślepe podążanie za dreszczykami. Poza tym jakby nas miał zabić, to już byśmy nie żyli. Taka prawda. - Kathil spoglądała z przekąsem na oboje.
- Nie zabił tylko dlatego, że ciebie rozpoznał.- mruknął Logan stanowczo.- Gdyby nie to. Jego zwierzaki by nas rozszarpały.
- Tym bardziej chcę wiedzieć skąd mnie zna. Ja nie kojarzę druidów w okolicy w ogóle. I dlaczego rozpoznanie mnie miałoby coś zmieniać?
- Jesteś potomkinią szlacheckiego rodu… w pewnym sensie. W przeciwieństwie do nas prostaczków, ktoś będzie cię szukał jeśli zginiesz…- wyjaśniła Saskia. Logan zas dodał.- Nie chce ściągania uwagi, ale… jeśli przeciągniesz strunę, to uzna że lepiej warto usunąć przeszkodę.
- Ja? Przeciągnąć strunę? - obruszyła się Kathil - Ja chcę z nim jedynie pomówić. Może zaproponować mu … - zawiesiła głos ale w duchu myślała o zaproponowaniu …. współpracy. Po zakończonym zatrudnieniu u Bikslinów.
- To szaleństwo…- mruknął Logan zniechęcony. I spojrzał na Saskię.- Ty jedź po posiłki… może będą potrzebne by ją odbić… lub pomścić.
- Dajcie spokój - fuknęła Kathil przebierając się w karocy w spodnie i krótki kubraczek. Przymocowała też swoje ukochane sztylety chociaż nie sądziła by pomogłyby jej przeciwko kłom i pazurom wilków. Może chociaż trochę je jednak zadrapie.
Gotowa wyskoczyła z karocy i ruszyła powoli, nie skradając się specjalnie po lesie. Z resztą choćby i chciała ukryć swą obecność, to nie tu. To nie był jej żywioł.
W połowie drogi do posiadłości zatrzymała się i poczekała chwilę rozglądając się wokół.
- Jesteś tu? Chcę pomówić. - powiedziała niezbyt głośno, zakładając, że druid lub jego pieseczki już mają ją na oku.
- Jestem tu… - mężczyzna i jego psy pojawiły się tuż za nią. - A ty nie powinnaś tu wracać. Zabieraj swój tyłeczek, butki, pachnidełka i wracaj do świata przyjęć i bali. To nie jest twoje miejsce.
Kathil uniosła dłonie i powoli się odwróciła.
- Masz rację… to nie jest mój świat. Tylko twój, ja jestem na twe łasce i niełasce. Proszę Cię jedynie o kilka minut rozmowy. - spojrzała na maskę chroniącą twarz mężczyzny w miejsce gdzie powinny być jego oczy. - Potem odejdę i zostawię cię samego w spokoju. - zagrała nieco na emocjach. Leciutko, nie za mocno. Aby dzika bestia nie zerwała się.
- Myślisz, że burzysz mój spokój, dziewuszko?- zaśmiał się mężczyzna.- Jesteś małym króliczkiem, takim puszystym i mięciutkim. Ani mnie nie drażnisz, ani nie przerażasz. I opuść te ręce…- machnął włócznia zataczając ostrzem szeroki łuk. -... gdyby wasza trójeczka była dla mnie jakimkolwiek zagrożeniem, nie opuścilibyście tego lasu. Mów, co masz mówić i wynoś się. Mój czas jest cenny, a ty go marnujesz.
Kathil zauważyła lekki brak logiki w jego wypowiedzi. Bać się jej nie bał, ale z resztą kto się jej kiedykolwiek obawiał? Nie zaburzała jego spokoju ale jego czas był cenny…nudził się jak mops tylko nie chciał tego przyznać.
Opuściła dłonie.
- Chcę, byś pracował dla mnie. - walnęła z grubej rury prosto między…. no cóż, prosto w maskę. - Oczywiście po tym, jak skończysz swe zlecenie tutaj. - machnęła dłonią za siebie i założyła ręce na piersi nieco je unosząc pod obcisłym kaftanikiem.
- To ciekawa propozycja… żądam tak… jednego wojownika raz na rok. I jednego wieśniaka na miesiąc. Lubię ciekawe łowy.- zaśmiał się mężczyzna wspierając na włóczni.- A tak na poważnie… nie można wynająć druida Malara. Nie jesteśmy przekupnymi klechami i polujemy wolni od waszych zasad i moralności, miastowi. A praca tutaj…- wskazał włócznią kierunek posiadłości.-... się nie skończy nigdy. Ktoś musi pilnować tego bajzlu… który nawet memu bóstwu urąga.
- Hmm… mówiłeś, że ci płacą za strzeżenie tego miejsca. Stąd też ...mmm…. - wydęła usteczka - propozycja. Skoro nie można was wynająć … to jak można uzyskać wasze usługi? Nie jesteś bardzo otwarty na nowe znajomości… - uśmiechnęła się leciutko i zmarszczyła brwi spoglądając w kierunku dworku. - To jakaś magia nieumiejętnie użyta? - spytała w zamyśleniu dumając nad zainteresowaniem hrabiego Timmry.
- O taaak… płacą mi, a ja pozwalam im wierzyć, że dlatego tu jestem. Niestety w tym lesie jest za mało zwierzyny dla moich piesków, a to co wyłazi z dworku nie zawsze jest jadalne.- stwierdził rozluźniony mężczyzna.- ale jestem tu z nakazu Malara, nie z ich powodu. I tak… magowie coś zmalowali w tej posiadłości. Nie wnikam co dokładnie. Nie na moją głowę.
Spojrzał na Kathil kierując maskę wprost na twarz dziewczyny.- Usługi? Jestem drapieżnikiem Malara. Nie mam niczego co mogłoby zainteresować Sembijkę. Wy się w maskach, sztylecikach, truciznach lubujecie. Ja zjadam bijące serca mojej zdobyczy.
- Też chowając się za maską. - bardka wskazała na tę okrywającą jego twarz. - I używając nieco większego sztylecika - uśmiechnęła się słodko do mężczyzny. - Byłeś tam kiedyś w środku? Czy tylko dbasz by nic nie wychodziło? A co do zainteresowania… myślę, że miałabym parę propozycji, gdzie mógłbyś się spełnić jako myśliwy i jako… - mruknęła cicho - .. jako myśliwy. - dokończyła specjalnie.
- Słucham.- stwierdził krótko mężczyzna w masce nie odpowiadając na jej pytania.
- Jak wiele wiesz o mnie? - zrobiła kilka kroczków w lewo, kilka kroczków w prawo. - Pytam bo rozpoznałeś mnie. Z jakiegoś powodu.
- Mam swoich szpiegów… na niebie. Znam z widzenia wszystkich okolicznych właścicieli ziemskich, kupców, karczmarzy...- wyjaśnił mężczyzna.
Kathil skinęła głową - nie wyglądało aby interesował się jej niestandardowymi zajęciami.
- Wykonuję różnego rodzaju zadania dla różnych osób. Mniej lub bardziej niebezpieczne, czasem wymagające jedynie dotyku króliczka. Czasem użycia sztylecików.
Mam teraz kilka zleceń, na których ty też byś mógł skorzystać udzielając mi pomocy.
- Jesteś w stanie polować na więcej niż jedną zwierzynę? - spytała ponownie zakładając ręce i podkreślając “przez przypadek” swe piersi.
- Jak skorzystać niby? Bikslinowie dostarczają mi mięsa. Wątpię byś była na tyle przewrotna by regularnie dostarczać mi zwierzyny do łowów. Zwłaszcza wartościowej… nie interesuje mnie złoto, zaszczyty, wygody….- wzruszył ramionami mężczyzna.- A poza tym… nie mogę za bardzo oddalać się od tego lasu. I nie interesują mnie ludzkie intrygi… dziecinne przepychanie do władzy bądź majątku.
- Nie wplątywałabym Cię w intrygi. Wystawiałabym ci cel - mrugnęła - tak to się chyba nazywa w języku myśliwych? - rozłożyła ręce. - A co do zwierzyny. Niedługo gościć będzie tu całe duże stado z dwoma przywódcami. Pozbycie się przywódców, pozwoli zdobyć nowe tereny er… łowieckie. Skoro ty nie możesz oddalać się stąd zbyt daleko może inny druid chciałby skorzystać? - rzuciła lekko, odsuwając kosmyki włosów z twarzy i rzucając mężczyźnie spojrzenie spod rzęs.
- Nie wiem… może poszukasz jakiegoś i spytasz. Bo ja ci żadnego spod szaty nie wyciągnę.- zaśmiał się mężczyzna. - Sprowadź ich tutaj, to może uznam ich za godne obiekty mych łowów. Może… i zatroszcz się, by ich śmierć nie wywołała żadnych reperkusji, to miejsce musi być pozostawione samemu sobie.
- Mam ich też wykąpać i ogolić zanim przyjadą? - zaśmiała się Kathil, mierząc mężczyznę rozbawionym spojrzeniem.
- To już zostawiam w twojej gestii.- mruknął mężczyzna skupiając się na piersiach Kathil, kusząco kołyszących się podczas tego śmiechu.- Oczywiście… mogę uznać, że nie chce mi się polować na twoich przeciwników. Że nie mam powodu, lub za wiele ryzykuję.
- Nie daje mi to wielkiej pewności, że po wszystkich mych zabiegach i zabezpieczeniach… na coś się one zdadzą. - popukała paluszkiem po ustach w zamyśleniu a faktycznie by podkreślić ich pełne kształty i wykrój. - Wolałabym mieć nieco więcej…
- A ja wolałbym mieć powód, by w ogóle angażować się w twoje interesy. Każdy czegoś chce.- mruknął w odpowiedzi druid.
- A czego ty chcesz? - spytała spoglądając ciekawie na mężczyznę. - Skoro mówisz, że masz tu wszystko podawane pod nos. Czegoś ci brakuje?
- Rozbieraj się… do naga.- mruknął podniecony i poirytowany całą sytuacją mężczyzna.
- Tego… ci … brakuje? - Kathil zrobiła ostrożnie jeden, potem drugi krok w tył. Skoro myśliwy a ona królik… zrobiła jeszcze jeden krok w tył.
- Jeszcze godnych uwagi łowów … ale przecież chciałabyś stąd wyjść żywa, prawda?- mruknął mężczyzna przyglądając się Wesalt.
- Próbuję spełnić twe marzenia - mruknęła Kathil w odpowiedzi - i potrzeby, a ty marudzisz… - przesunęła dłonią po szczęce. - Zapoluj na tych, których sprowadzę, a spełnię i drugą potrzebę. - palce powoli zsuwały się pomiędzy piersi, gdy dziewczyna stawiała kolejne niewielkie kroki w tył.
Usłyszała za sobą warczenie, a druid zaśmiał się głośno i złośliwie.- To nie były negocjacje.. to był rozkaz. Chcesz wyjść z tego lasu nietknięta… to wyjdziesz bez ubrania. I lepiej nie drocz się bardziej, bo zapłata wzrośnie.
Kathil powoli sięgnęła do zapięcia kubraczka. Z każdym odpinanym guziczkiem zbliżała się coraz bliżej druida. Aż w końcu stanęła na przeciwko mężczyzny, by mógł czuć ciepło jej ciała. Powoli rozchyliła poły ubrania ukazując skórę i cień między piersiami. Powoli sięgnęła po dłoń druida.
Zaskoczony jej zachowaniem nic nie zrobił by ją powstrzymać.
Poprowadziła jego dłoń na swą pierś wciąż skrytą pod połą kubraczka. Nakryła męską dłoń swoją i leciutko ugniotła miękką półkulę ich złączonymi dłońmi, obserwując mowę ciała mężczyzny.
Reakcja była gwałtowna, odrzucił włócznię, chwycił za drugą pierś ugniatając obie w pożądaniu i podnieceniu… mocno, drapieżnie, bez wyczucia… samolubnie i nieco boleśnie.
Syknęła i odepchnęła jego ręce gniewnie, by sięgnąć na jego podbrzusze i odpłacić się równie brutalnym chwytem na jego męskości. Zacisnęła mocno palce.
- Ładnie to tak igrać? - syknął, jednocześnie chwytając ją za włosy i przyciągając jej głowę ku sobie. Czuła ów organ drapieżnika pod swymi palcami… jej uścisk wyraźnie rozpalał pożądanie zamiast je gasić.
Szarpnęła głową z ogniem w oczach i rozorała paznokciami skórę na torsie:
- Przecież jestem króliczkiem. Króliczki nie igrają - wzmagając uścisk na pobudzonej bestii.
- Zaraz sprawdzimy, kim jesteś.- szarpnięciem za włosy zmusił ją do odgięcia głowy i wypięcia piersi, które ugniatał dłonią przez chwilę delektując się ich widokiem. Potem palce zsunęły się w dół i zabrały za rozpinanie jej paska u spodni.
Kathil zmieniła taktykę, zamiast próbować się wyszarpać zaatakowała. Wtuliła się ciasno w ciało mężczyzny i wpiła zęby w jego szyję. Ugryzła mocno czując słonawy smak skóry. Possała ugryzione miejsce podczas gdy palce zacisnęły się boleśnie na szczycie piersi, naciągając go. Dłoń na podbrzuszu zaczęła się gwałtownie poruszać nie pozostawiając druidowi miejsca na myśli. Nie zostawiając też zbyt wiele miejsca między ich ciałami, napierała gwałtownie, popychając go w kierunku drzewa.
Nie dała mu czasu na rozpięcie spodni, ale też i szata druida czyniła jej zadanie trudnym. Grube sukno tłumiło doznania, palce ślizgały się po nim… ale i tak tajemniczy druid był pobudzony. A ciekawskimi, silnymi palcami błądził po jej podbrzuszu zahaczając od czasu do czasu o kluczowy dla doznań punkcik.
- Rozbieraj się… - warknęła mu do ucha - … już! - wgryzła się ponownie w jego tors, zamknęła usta na płaszczyźnie piersi i zaczęła lekko kąsać i trącać językiem. - Do naga… - dodała złośliwie.
- Nie.. ty się rozbieraj…- druid nie dawał za wygraną i ostatecznie, po jednym obrocie to Kathil przylgnęła plecami do drzewa, a mężczyzna kucnął zdzierając z niej spodnie wraz z bielizną.
Gdy kucał i był zajęty rozbieraniem jej popchnęła go na ziemię i sama opadła na niego całym ciałem. Sięgnęła by zdjąć maskę, by tym samym zmusić go do odchylenia głowy i odsłonięcia szyi.
- Jesteś strasznie… uparta…- warknął gniewnie. I słusznie bo jego oblicze nie było do końca ludzkie.Przetoczył się i znalazł nagle na górze. Bezczelnie podwinął górę szaty odsłaniając swój organ miłości i fakt, że bielizna się dla niego nie liczyła… ni kąpiel. Z bardzo bliska śmierdział, choć smród ten był ostry… zwierzęcy, dziki… dziwnie, zaskakująco pociągający. Był dziką bestią, w każdym calu… więc nic dziwnego że legł na niej dociskając jej ciało do ściółki i przeszywając jej bramę rozkoszy nagle i gwałtownie swym taranem. Jego usta kąsały jej piersi w zwierzęcej niemal pieszczocie. Bo wspólna rozkosz nie budziła w nim czułości. Była kolejnym polem rywalizacji.
Wierzgnęła pod nim całym ciałem próbując go z siebie zrzucić i drapiąc jego plecy paznokciami do krwi. Zaplątała nogi z jego nogami by wywalczyć sobie przy okazji miejsce na górze. Była jednak zbyt… drobniutka - jak mawiała Leonora - więc jej wierzgnięcia na nic się zdały. Złapała go zatem za szyję jedną dłonią, by zmusić go do podniesienia głowy.
- Złaź! - drapnęła go po karku drugą dłonią, zaplatając nogi mocno na jego biodrach, wbijając pięty jak ostrogi w jego pośladki by go unieruchomić w sobie.
- Nie…- mruknął druid czerpiąc przyjemność z jej nieudanych prób dominacji i łamania każdej z nich. Jej atak piętami, podziałał rzeczywiście jak ostrogi, przyspieszając ruchy bioder i sprawiając że jego obecność stawała się bardziej dojmująca i przynosiła mocne doznania.
Był prymitywny, dziki, brutalny i był… bestią pozbawioną finezji. Jego pieszczoty był drapieżne i było ich niewiele. Dążył do zaspokojenia swych pragnień… a Kathil była do tego środkiem.
Walnęła go pięścią w twarz… wpatrując się w jego oczy z wyzwaniem i pociągnęła mocno za włosy odginając jego głowę do tyłu, sycząc na jego brutalność.
- Puszczaj mnie… - wysyczała liżąc skórę na szyi, gdzie wyczuwała puls.
- Nie… - mruczał druid, jej opór i agresja tylko go rozpalały, co zresztą czuła wijąc się pod ciężkim rozpalonym ciałem mężczyzny. Przyjmując jego pchnięcia. Mocno, mocniej, mocniej… brakowało mu finezji i delikatności, za to energii miał sporo i sił też. Ale to nie zmieniało faktu, że jako kochanek… miał miało doświadczenia i… wytrzymałości. Z każdym ruchem bioder zbliżał się do ostatniego użądlenia.
Kathil czuła narastającą rozkosz i wiedziona złośliwością tuż przed punktem kulminacyjnym, odgięła ponownie mocno głowę druida i ….
- Złaź - ukryty sztylet wysunął się bezszelestnie z rękawa i zaciął skórę na szyi rozochoconego mężczyzny - teraz… - syknęła przytrzymując broń przy rozciętym miejscu.
- I co? Użyjesz go? Jestem ci potrzebny…- uśmiechnął się gwałtownie zatrzymując ruchy bioder...zawieszając też narastanie doznań.- Dobrze o tym wiesz.
- To nie są negocjacje - na twarzy Kathil pojawił się uśmieszek gdy naśladowała jego samego sprzed parunastu chwil - Złaź… - docisnęła sztylet mocniej. - …. i kładź się na plecach.
Druid warknął gniewnie…- Suka..
Ale posłusznie zsunął się z niej lądując na ściółce leśnej. Sama Kathil była nieco obolała, te figle były dość drastyczne… ale żar w jej podbrzuszu potwierdzał, że jednak coś w tym dzikim akcie namiętności było rozkoszne.
- To już nie króliczek? - spytała Kathil kpiącym tonem stając nad druidem. - Nie ruszaj się. - skierowała ostrze na jego brzuch stając okrakiem nad mężczyzną. Powoli zaczęła się obniżać. Rozcięła jego szatę i szarpnęła by odsłonić nabrzmiały oręż.
- Chcesz spełnienia? - spytała cicho, napiętym głosem.
- Biorę to co chcę… -warknął gniewnie mężczyzna wpatrując się w twarz Wesalt, acz nadal nadal był pobudzony i to na granicy eksplozji.
- Odpowiedz… - teraz ton głosu Kathil stał się pieszczotliwy, niemalże aksamitny, gdy osunęła się na kolana tuż tuż koło jego męskości - … tak… czy nie? - kusiła, drażniła wciąż ze sztyletem niebezpiecznie blisko wrażliwych części ciała druida.
- Wiesz…. że się zemszczę… tak…- wydyszał druid.- Chcę.
- Za co masz się mścić? - Kathil pochyliła się na czworakach nad druidem, opierając się na jednej ręce, koło jego szyi. Przesuwała ostrzem sztyletu pomiędzy obojczykami, po jego torsie, wzdłuż brzucha. Za sztyletem podążały usta i pieszczoty języka doprowadzając druida do szaleństwa.
- Patrz na mnie - rozkazała - nie odwracaj wzroku.
Kathil wyprostowała się na kolanach i gdy spełnił rozkaz powoli osunęła się na jego męskość. Ze sztyletem napierającym na skórę w okolicach pępka, zaczęła poruszać się na nim. Ujeżdżała go stanowczo ale … dodawała finezji… wpiła palce w jego tors, a następnie nacięła płytko skórę nad biodrem druida by wprawić go w szaleństwo, ekscytację i poprowadzić go na szczyt.
Ryknął... z bólu, wściekłości i… ekstazy… tą Kathil poczuła najmocniej między biodrami. Był jak dzika bestia, toteż rozkosz przetoczyła się dzikim drżeniem przez jej ciało.
- Nie będziesz.. mi rozkazywać…- wydyszał w lekkiej irytacji tuż po spełnieniu.- Nie jesteś moją władczynią.
Jego ciało powiększało się rozrastając. Podobnie jak włosy które zmieniało się w futro… Wesalt zsunęła się odruchowo, gdy “człowiek” z którym figlowała stawał się niedźwiedziem.
Nie czekała.
Złapała swoje rzeczy i zaczęła wspinać się na drzewo. Niedźwiedzie co prawda też potrafią się wspinać ale ona była zdecydowanie drobniejsza i zwinniejsza niż niedźwiedź. Prawdziwy czy nie. Mogła wejść wyżej.
Niedźwiedź przyglądał się wchodzącej na górę Kathil i… mogła przysiąc, że uśmiechał się z satysfakcją patrząc na to jak trzęsie gołą pupą ze strachu. Podszedł do drzewa i obwąchał je, ale jakoś nie miał ochoty się wspiąć.
Kathil usiadła na jednej z gałęzi i ubrała się.
Spojrzała na dół:
- Ale … to znaczy, że Ci się nie podobało? - zaskoczenie nieco ustępowało, adrenalina przestała płynąć - Czy co? - ciało odreagowywało przejście ostatnich chwil w najbardziej irracjonalny sposób.
“MOŻE CIĘ TU ZATRZYMAM” - wydrapał niedźwiedź pazurami w glebie.
- Łatwiej będzie się porozumieć jak będziesz w normalnej formie, wiesz? - uśmiechnęła się Wesalt - Po co masz mnie zatrzymywać?
“BO TAK ZABAWNIE”- czy to była odpowiedź na pierwsze, czy na drugie pytanie. A może na oba?
- Więc jednak się nudzisz. A oferty polowania odrzucasz. - cmoknęła Kathil i rozejrzała się jakby tu przeleźć na następne drzewo.
Nie bardzo się jednak dało, gałęzie mogłyby nie utrzymać ciężaru, a druid nie pozwoliłby jej uciec.
“NIE DAM SOBĄ RZĄDZIĆ NIKOMU” - kolejny napis.
- Nie chcę tobą rządzić. Nie lubię być ofiarą. A ty próbowałeś mnie do tego sprowadzić. - wzruszyła ramionami Kathil.
“WILK PRZEWODNIK SAMIEC ALFA JA. WADERA SAMICA POD NIM NIE NA ODWRÓT”- odpisał niedźwiedź.
- Będę pamiętać następnym razem. - rzuciła Wesalt z uśmiechem - No chyba, że mnie zeżresz jako niedźwiedź. To wtedy nici.
Bestia powoli się zmniejszał tracąc futro i wracając do postaci “ludzkiej”. Druid założył maskę i rzekł.- Złaź i wynoś się pókim w dobrym humorze… bo rzeczywiścię mogę cię puścić stąd całkowicie golutką. Byłby to zabawny i podniecający widok.
Wesalt zeszła w dół po drzewie, by w końcu zeskoczyć na ziemię.
- Po prostu przyznaj, że będziesz się beze mnie nudzić. - mruknęła cicho powoli ruszając w kierunku drogi.
- Nie. Ale przyznaję… masz ładne i przyjemne ciało i pokrywanie cię było ekscytujące.- na tyle mógł ustąpić druid.
- Do następnego razu zatem - zaczęła żartobliwym tonem, by dokończyć bez wesołości w głosie - Alfo.


Wyszła z lasu… z trudem. Druid Malara nie był delikatnym kochankiem, jeśli to co zrobili można było określić aktem miłosnym. Ciało miała poobijane, ubranie brudne i poszarpane, fryzurę rozsypaną i włosy pełne liści i igieł, a skórę zadrapaną. Czuła całym ciałem konsekwencje tej igraszki i widziała przerażenie w oczach Logana i Saskii, oraz zaskoczenie w oczach sześciu jej wojaków. Wyglądała jak.. ofiara gwałtu. Z drugiej strony, czy można się było czegokolwiek spodziewać? Strażnik posiadłości okazał się pozbawionym czułości egoistą, dla którego Wesalt była jedynie samicą do zdominowania i wykorzystania. Samicą która swym sztyletem ukuła coś więc niż skórę… jego ego. Czy więc warto było?
Pomachała wszystkim z uśmiechem, wyciągając z włosów parę listków i strzepnęła parę igiełek z ramion.
- Ruszamy? - wskoczyła do karocy by przez chwilę mieć szansę na złapanie oddechu. Ktoś inny mógłby odebrać jej wskok do karocy jak próbę czmychnięcia przed pytaniami, które już-już formowały się na ustach Logana i Saskii. Ktoś taki jak na przykład Logan. Kathil udała, że nie zauważa ściągniętych brwi mężczyzny.
Nie mówili nic przy ludziach, ale w karocy Saskia i Logan przestali być powściągliwi.
- Co się stało? Wyglądasz jak zmaltretowana.- westchnęła Saskia, a Logan skinął głową.- No… Co się wydarzyło?
Kathil zastanowiła się ile szczegółów chce by dotarło do Condrada. I jak Condrad zareaguje, gdy dowie się, że “zasób Vandyecków” został zgwałcony, zmaltretowany albo dowolna wariacja na temat stworzona przez Saskię w jej raporcie.
- Porozmawialiśmy. Posiłowaliśmy się. I wiem, że ten wilkołak nie lubi być dominowany przez kobiety. - stwierdziła wyciągając się na siedzeniu karocy z jękiem ulgi. Marzyła o gorącej kąpieli i masażu.
- To akurat było widać od razu…- mruknął Logan, a Saskia dodała.- Posiłowaliście? Wyglądasz jakby rzucał tobą o drzewa. Gdy wrócimy czeka cię kąpiel, masaże, okłady.
- Bo rzucał… potem się zmienił w niedźwiedzia i musiałam znowu korzystać z osłony drzew.
W kaaaaaaażdym bądź razie… na terenie dworku ktoś się bawił magia i to nieumiejętnie. On tam jest po to by pilnować, by cokolwiek wyłazi z dworku nie wyszło dalej. Bikslinowie dostarczają mu ...mięsa… i płacą. Ale nie dlatego tam siedzi. Był wstępnie zainteresowany ewentualną współpracą na przykład w kwestii polowania na naszych drogich gości ale … chyba po tym jak …. - Kathil ugryzła się w język -... w każdym bądź razie chyba nic z tego. Całe te matactwa z magią, to chyba nie na moje umiejętności. Tam trzeba kogoś, kto się na tym zna. Póki miejsce jest skażone, póty nie będę się ładować z odwiedzinami.
- I to jest mądre podejście… zleceniodawca nieźle cię wkręcił w tą posiadłość Bikslinów.- stwierdził Logan.- A typowi nie ufaj. Dziś się zgodził, jutro zmieni zdanie… słowo honoru nic nie znaczy… sam honor też jest mu obojętny.
- To z kim to załatwisz?- zapytała Saskia.
- Yorrdach nie będzie zachwycony. Ale może się zgodzić.- ocenił Logan.
- Może ten mąż Achminy… skoro chciał kupić dworek. Może on wiedział więcej.- zamyśliła się Saskia.
- On nie żyje.- przypomniał krótko Logan.
- Ale mógł zostawić notatki.-stwierdziła Saskia.
- Zaczekam kilka dnia na powrót cyrkowców. I omówię kwestię z Yorrdachem i Karriake.
A w między czasie napiszę do zleceniodawcy, aby spytać o zwiększony budżet. Być może dodatkowe, wysokie koszty nie zostaną zaaprobowane. A nie będę podejmować specjalnych kroków dopóki nie dobiję umowy. - Kathil skinęła głową na słowa Logana - Myślę, że wilkołak będzie szukać okazji by tym razem to mnie zdominować. Cokolwiek nie obieca, muszę mieć to na uwadze.
- Co do notatek… ta ochmistrzyni może coś wiedzieć. Zobaczymy co powie zleceniodawca.
- Nooo… wyglądała na taką co para się jakimś czarostwem.- stwierdziła Saskia po namyśle, a Logan dodał podejrzliwie.- Ty chyba nie zamierzasz się z nim spotkać ponownie, co?
- Z kim? Z Wilkołakiem? Nieeeeeee - stwierdziła Kathil ale jakoś bez przekonania. Kto wie, jak się potoczy to zlecenie?
- Nie brzmisz przekonująco.- ocenił Logan, a Saskia westchnęła.- Kto jest szefem tego wilkołaka… i czy przypadkiem cię nie pokąsał? Bo będziemy musieli belladonny użyć.
- Ech dajcie już spokój… - mruknęła Kathil - … marzę o kąpieli, masażu, winie i dobrym posiłku.
- Powinnaś dostać chleb i wodę…- odparła ze złośliwym uśmieszkiem Saskia.- To by cię nauczyło nie pakować się samej w oczywiste kłopoty.
- Wróciłam cała? Wróciłam. Z informacjami? tak. To gdzie tu kłopoty? - pokazała Saskii język i przymknęła oczy, łypnąwszy wcześniej na minę Logana.
- Rozbierz się to wyliczę je wszystkie… wilkołak wypisał te kłopoty na twoim ciele.- odparła ironicznie mniszka, a Logan najwyraźniej się z nią zgadzał. W kwestii kłopotów.
- Jak byście wy nigdy nie ponieśli pewnych wyrzeczeń w imię sprawy… - broniła się, ale coraz słabiej, kołysana ruchem karocy do lekkiej drzemki.
- Mogliśmy te informacje uzyskać gdzieś indziej… nie było jeszcze potrzeby do ryzykowania…- sen zmorzył Wesalt w połowie tej rozmowy…


...Pobudka była dziwna, budząc czuła powiew powietrza na swych nagich piesiach i zwinne palce w okolicy podbrzusza. Palce Saskii jak się okazało… mniszka rozbierała Wesalt w jej komnacie, a na lewo… Wesalt dostrzegła balię pełną gorącej wody.
- Oo - zdziwiła się Kathil otwierając oczy - Już dojechaliśmy? Byłam pewna, że to tylko krótka drzemka będzie. - bardka zaczęła się unosić do pozycji siedzącej. - Zaraz pomyślę, że chcesz niecnie wygrać zakład. - uśmiechnęła się lekko, zaspana.
- Nie martw się… o mnie…- sięgnęła do piersi Kathil i lekko je ścisnęła.- Powiedz jak zaboli cię mocniej. Dobrze by było sprawdzić, czy sińce nie są jedynymi obrażeniami na twym ciele.
Po tych słowach zsunęła dłonie pod piersi mocno naciskała dłońmi na żebra i brzuch.
Kathil krzywiła się gdzie nigdzie, gdy Saskia stanowczymi ruchami sprawdzała jej obrażenia.
- Oj nie takie rzeczy przeżyłam - próbowała bagatelizować, chcąc dostać się do kuszącej gorącem balii.
- Jak każdy. Nie należy jednak nadużywać łaski Tymory.- mruknęła wracając do rozbierania Wesalt.
- A możemy kontynuować w balii? Albo po kąpieli? - Kathil spojrzała na mniszkę z uśmiechem… proszącym i kuszącym.
- Możemy…- zgodziła się Saskia wzięła w ręce Kathil i zaniosła do balii zanurzając dziewczynę gorącej wodzie pachnącej przyjemnie.
Kathil jęknęła z przyjemności gdy gorąca woda pochłonęła jej obolałe ciało.
- Condrada też nosiłaś do balii? - zachichotała, gdy myśl wpadła jej do głowy. Ułożyła się wygodnie, zamknęła oczy i wdychała zapach olejków i ziół.
- Nie… on mnie nosił.- zaczerwieniła się dziewczęco Saskia. siadając na łóżku i patrząc się na moczącą się Wesalt.- Przyszedł list od twego męża.
Bardka ożywiła się:
- Daj, daj. - ponagliła półelfkę rozchlapując nieco wody, gdy machała dłonią. Zaczęła rozglądać się za ręcznikiem, w który mogła wytrzeć ręce. Nie chciała rozmazać atramentu.
- Niecierpliwa jesteś.- rzekła w odpowiedzi Saskia podając Kathil ręcznik, a potem dopiero list od Ortusa.
- No naprawdę… zaczynasz mi przypominać moją nianię - fuknęła Kathil osuszając dłonie. Otworzyła list od męża, głodna wieści od niego.
- Może takiej potrzebujesz… może powinnam cię zacząć karać klapsami.- odparła żartobliwie Saskia, podczas gdy Wesalt wędrowała po literach listu pełnego… tęsknoty. Ortus był przeciwieństwem Condrada. Jego list nie zawierał żadnych konkretów, żadnych tajemnic Redieców… pisał o tęsknocie. O tym jak nużąca jest podróż, jak trudny do wytrzymania przywódca artystów, wzdychający co chwila do innej panny. I kłopotliwych pytaniach Karriake. Uznał że wygodniej będzie mu w przyszłości znaleźć sobie zajęcie w dworku… Dalsza część listu robiła się intymna, gdy pisał o samej Wesalt, o całowaniu jej ust, stóp.. to było urocze… ale potem całowanie schodziło na intymne rejony i tekst robił bardziej pikantny i erotyczny… choć Ortus starał się być poetycki. Czasem mu się udawało.
Kathil to chichotała, to uśmiechała się, to w głos śmiała, gdy Ortusowe próby listu miłosnego ewidentnie go przerosły. Dobrze, że go tu nie było w tej chwili. Czułby się tak bardzo zraniony. A tak, gdy się spotkają, będzie mogła zachwycać się pismem młodzika. Rozczuliła ją jednak jego pisanina. Tak bardzo się starał dla niej. Z westchnieniem i uśmiechem złożyła pismo z powrotem.
- Nie, Saskio, wyrosłam z niań, już dość dawno temu - uśmiechnęła się z lekkim rozmarzeniem. Przesunęła palcami i wierzchem dłoni po ustach i sięgnęła po gąbkę by zacząć się myć. Po namyśle wyciągnęła gąbkę w kierunku półelfki z wyzwaniem w spojrzeniu.
Ta jednak pozostała niewzruszona siedząc w pozycji medytacyjnej i ignorując jej prowokacje. Twarda sztuka.
- Och… mam odmienne wrażenie. Że lubisz być rozpieszczana i pieszczona.- odparła ironicznie półelfka, skupiając się na własnym oddechu.
- Oczywiście, że lubię. Nianie zaś nie mają za zadanie rozpieszczać wychowanków czy wychowanek. - Kathil przyglądała się półelfce z uśmiechem. Zaczęła przesuwać gąbką po swej szyi. Z wyciskanej gąbki spływały strużki i kropelki wody, szybko torujące sobie drogę w dół jej szyi i spływające wolniej po jej piersiach by połączyć się z taflą wody nieco pod linią jej biustu.
- Fakt… przydałyby ci się klapsy na zadek za tę wycieczkę samotną do lasu. Mam jednak wrażenie, że nie spełniłyby wychowawczej roli.- mruknęła Saskia kręcąc na boki głową jakby niedowierzaniu temu co widzi, po czym odcięła się od pokus zamykając oczy.- Jakbyś taki numer wycięła przy małżonku… szalałby z niepokoju.
- Zapewne… dlatego go tu nie ma - uśmiechnęła się Kathil - a co do klapsów… chciałabyś je wymierzyć? - droczyła się z półelfką.
- Może… moim zdaniem trochę na nie zasłużyłaś… ale z drugiej strony, jakbyś grzecznie zniosła karę… może poczułabyś pocałunki na swym tyłeczku… delikatnie i namiętne.- wymruczała próbując pokonać Wesalt jej własną bronią.
- Po prostu nie możesz przestać sobie wyobrażać jakby to było… gdybym ułożona na twych kolanach nadstawiała me nagie pośladki na twój dotyk… - kusiła Kathil. - Jakby to było przesunąć po nich dłonią, zobaczyć jak lekko trzęsą się po uderzeniu, usłyszeć moje westchnienia…
Oddech głęboki i powolny… przymknięte oczy. Zaciśnięte zęby… mniszka okazywała się wyjątkowo twardą sztuką.- Jestem pewna że to raczej twoje marzenia.
Bardka roześmiała się i plusnęła stopami w wodzie:
- Tego nie jesteś pewna, wcale. A może chciałabyś zobaczyć jak ktoś inny wymierza klapsy mnie? Na przykład inna kobieta… albo mężczyzna? - drążyła Wesalt.
- Moooożeee… a co cię tak kusi w karaniu mnie przed Condradem?- zapytała mniszka zmieniając temat.
- Och … wiesz… karanie… to duże słowo… - mrugnęła wesoło bardka. - Mam parę pomysłów i ciekawam je wypróbować.
- I tyle zachodu z powodu paru pomysłów?- zaśmiała się mniszka.- I dlaczego akurat na mnie? Niełatwo ci się oprzeć… więc nie możesz narzekać na niedobór kochanek.
- A czemu nie? - wzruszyła ramionami Kathil - obie lubimy wyzwania. Byłaś, jesteś jego kochanką. Mogłoby być interesująco.
- Byłam.- odparła krótko półelfka.- Byłam jego kochanką.
- Nie tęsknisz za tym?
- Byłam jego kochanką, bo potrzebował kochanki. Moim celem jest służyć memu panu.- wyjaśniła mniszka.- Rozkosze ciała sama mogę sobie dostarczyć własnymi dłońmi i rozładować napięcie jeśli stanie się zbyt mocne. Owszem... razem jest przyjemniej, a on jest dobrym kochankiem, ale… nie… chyba nie tęsknię.
- A za czym tęsknisz?
- Hmmm… za niczym. Jestem szczęśliwa i zadowolona w tym miejscu w którym jestem i w tej roli którą… pełnię. Choć jesteś krnąbrną i kłopotliwą panią. Acz figlarną i uroczą.- odparła wystawiając język.
- Czyżby to znaczyło, że po powrocie Condrada nadal chcesz służyć mi? - Kathil wyprostowała nogę z wody i przesunęła po niej gąbką pieszczotliwym gestem.
- Nadal służę jemu… ale mam wrażenie, że to oznacza służenie wam oboje.- wyjaśniła Saskia.
- Nam obojgu? - zdziwiła się Kathil. - Czemu tak myślisz?
- Macie te same cele… zbieżne.- stwierdziła mniszka.
- Tak myślisz? - uśmiechnęła się. - Condrad tak nie uważa.
- Condrad jest… trudny…- zaśmiała się mniszka speszona plotkowania o swym panie.- Lubi być przed wszystkimi.
- Przed wszystkimi? Czy nad wszystkimi? - uśmiechnęła się bardka.
- Chyba i jedno i drugie… nieustraszony przywódca, kapitan statku… i tak dalej. -zaśmiała się Saskia.
- I myślisz, że ja też tego chcę?
- Czasami… z pewnością… dobrze wiesz, że gdy cię chwyta w ramiona, tego właśnie chcesz...by ci panował, zdobywał, brał w posiadanie niczym swój skarb.- uśmiechnęła się ironicznie Saskia.
- Nawet jeśli tak jest - a nie mówię, że to prawda - to nadal nie rozumiem, gdzie wspólnota celów - uśmiechnęła się Wesalt.
- Oboje chcecie wzmocnienia rodu do którego należycie.- przypomniała mniszka z przekornym uśmieszkiem.- I nie myśl, że zmylisz mnie unikami. Ja byłam tam, gdzie ty jesteś.
- Jakimi unikami? - uśmiechnęła się Kathil - Rzucasz przynętę próbując wywiedzieć się, czy plotki to prawda. A ja ani ich nie potwierdzam ani nie zaprzeczam. Co do wzmocnienia rodu… owszem… zapewne Condrad ci o tym wspomniał i swoich planach. I planach co do mnie...
- Widzisz… a co do planów… jakie plany przewidujesz na jutro. Kolejna niespodzianka jak powtórna wizyta u Wilka?- mruknęła żartobliwie Saskia.
- Jutro… przybywają goście. - Kathil podniosła się i stanęła w balii ociekając wodą - Podasz mi proszę ręcznik? - zebrała wilgotne włosy zwijając je na karku.
-Tak.- rzekła w odpowiedzi Saskia wstając i podała ręcznik Wesalt.
- Dziękuję - powoli zaczęła osuszać ciało delikatnymi poklepywaniami raczej niż tarciem. - Wymasujesz mnie? - spytała z poważną minką gdy osuszyła ciało.
- Tak… przygotowałam odpowiednie mieszanki ziołowe na twe otarcia i siniaki. Właściwie to pani Percy przygotowała, ja jej tylko wyjaśniłam sytuację.- stwierdziła Saskia.
Kathil skinęła głową i poddała się zabiegom Saskii pozwalając by jej dotyk i mikstura pani Percy przywracały jej ciało do pełni sił. Ani się spotrzegła a ponownie zasnęła.
 
corax jest offline