Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2016, 19:38   #53
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Nadzieja... Nadzieją matką głupich. Na szczęście nadzieja tylko się tliła, a nie nadawała sensu całości. Stan Mounta potwierdził przebieg wydarzeń. Wystarczyło tylko spojrzeć na biedaka by nie mieć jakichkolwiek złudzeń. Trzy sekundy oględzin wystarczyły Arisie by ta zamknęła oczy i odwróciła wzrok. Przyciągnęła do siebie Bruca, oparła czoło o jego klatkę piersiową a dłońmi objęła jego szyję. W takiej pozycji zastygła na jakiś czas. Dziewczyna odcięła się od otoczenia ograniczając swój świat tylko do zasięgu swoich ramion. Chłonęła temperaturę i bliskość jego ciała. Jak nigdy nie odczuwała za tym tęsknoty, tak teraz chciała nadrobić to uczucie na lata wprzód.

To nie był niedźwiedź.
To nie był kawał.
To była rzeczywistość.

Scenariusz najbliższych wydarzeń nie był łatwy do zaakceptowania, jeśli w ogóle możliwy do zaakceptowania przez kogokolwiek. Znała go tylko ona, ale gdy nie potrafiła opisać tego, co widziały jej prawdziwe oczy, nie powinna być zaskoczona, że nie potrafiła wyrazić tego, co widziały jej oczy wyobraźni. Jedyne, co potrafiła, to opóźnić wszystkie wydarzenia poprzez rozciągnięcie tej chwili do nieskończoności.

W takiej pozycji była do czasu, gdy reszta nie zabrała się za przemieszczenia przewodnika. Obserwowała organizujących się ludzi. Ogólna ocena wskazywała, by i ona zaczęła wykonywać pewne czynności. Japonka przerwała chłopakowi to, co robił. Położyła mu dłonie na policzkach gładząc go palcami i przyjrzała się jego twarzy.
- Bruce. Zdarzy się sytuacja, w której nie będziesz miał innego wyjścia i będziesz musiał dokonać wyboru... Nie wahaj się. Wybierzesz dobrze. Wiem, że wybierzesz dobrze. Tylko nie możesz się zawahać... - podzieliła się chcąc przekazać surową informację, bez owijania w jakiekolwiek ozdobniki, czy zabawę w tryb przypuszczający. Jej mina była poważna jak nigdy a to, co mówiła było ważne jak nic innego.
Bruce w odpowiedzi spojrzał jej w głęboko w oczy.
- Nic ci się nie stanie. Trzymaj się blisko mnie, a wszystko będzie dobrze - mówił, jakby ignorując jej poprzednie słowa. - Wszystko będzie dobrze.
- Zbierz wszystkie swoje rzeczy do plecaka, ok? - odpowiedziała podobnym tonem.
- Eh… Dobra. Razem z Ange trzymajcie się Beara. Nasłuchuj i jakbyś zauważyła coś podejrzanego, to krzycz. Będę z powrotem za parę minut. Przyniosę też wasze rzeczy - odparł i z widoczną niechęcią zostawił ją przy ognisku z resztą członków pechowej wyprawy.
"Nic nie będzie dobrze..." - odpowiedziała mu w myślach patrząc na jego plecy.

Czy potrzebowała pocieszenia? Uspokojenia? Zapewnienia bezpieczeństwa? Jej scenariusz był daleki od każdego z tych terminów. Słowa "ku pokrzepieniu serc" nie były jej przydatne. Sprawa była zbyt poważna na oszukiwanie samego siebie. Chciała, by tym razem Bruce zrozumiał i wzniósł się poza horyzont swojego optymizmu.

Nie mogła stać w miejscu i czekać na cud. Raz, cuda nie istnieją, istnieje tylko minimalne prawdopodobieństwo, dwa, nic sensownego po nich nie zostanie. Ludzie organizowali się i starali sobie poradzić z obecnymi problemami. Ciężko było się przygotować na problemy, które się pojawią gdy wszystko tak na prawdę się zacznie. Natomiast można było się przygotować na problemy, które się pojawią, gdy będzie po wszystkim. Bart Calgary nie został odnaleziony, bo zniknął bez śladu... A oni...? Oni przynajmniej mogli je po sobie zostawić. Dlatego Arisa chwyciła za nożyk w karabińczyku i zaczęła ryć jego końcówką w czymkolwiek sporym mogącym zachować jakiś wzór. Leżący konar, głaz, obojętnie. Trzeba było pozostawić po sobie jakieś okruszki.


Niestety nawet to zostało przerwane przez nieniedźwiedzia. Ponownie zastygła jak po ucieczce z namiotów. Osowiała jeszcze bardziej, choć w większości z powodu realizującego się scenariusza. Krzyki poleceń nieco ją wyrwały z tego stanu. Jego czaszka... Była taka sama, jak największy z indiańskich amuletów. Łapacze snów zachowały się inaczej gdy się pojawił... Czyżby złe duchy próbowały zerwać je, by się ich pozbyć? Czy może dokładnie odwrotnie i to duchy, wiedząc o obecności zła, pobudzały je by ostrzec ludzi? Ta czaszka? Może odgrywała w nich ważną rolę? Tak jak trop dany watasze psów szukających? Czymkolwiek to nie było to Indianie wiedzieli, co się tu działo.

- Bear, nie trafisz z takiej odległości - zakomunikowała jąkale wystarczająco wyraźnie, by do niego dotarło. Bliskość ognia sprawiała wrażenie bezpieczeństwa. Przynajmniej do momentu, w którym nie okaże się jaką przeszkodą dla nieniedźwiedzia jest pierwszy twór ludzkości.
 
Proxy jest offline