Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2016, 19:41   #23
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Wyjście z klubu okazało się nie tyle trudne co mogące oznaczać kłopoty z dostaniem się do Clockwork następnym razem. Luc widział, że krocząca godnie Mazz w pewnym momencie dała po prostu nura i szybkim sprintem wypadła pomiędzy smutnymi panami stojącymi przy wejściu. Jeden z nich był nieco bardziej ogarnięty niż jego towarzysz niedoli i zaskoczył szybciej próbując złapać dziewczynę. Mazzy wywinęła się lekkim skrętem ciała i pobłyskując pośladkami w przykrótkim stroju pognała w ciemność. Ochroniarz zrobił kilka dłuższych kroków, komunikując się z “nadzorem” ale nie konytunował pościgu. Wrócił na swoje miejsce.
Luc przeciskając się przez tłumek wybrał numer Halo.
- No co tam? Żyjesz?
- Nie. Źle jest stary. Ale wyliżę się - powiedział w czasie rozmowy wychodząc z klubu.
- Co się stało? Czy to wódzia męczy? - zaśmiał się Halo.
- Męczy. Mazzie bierze mnie na odtrucie od pewnych spraw, mamy do pogadania. Sorry stary że zjebałem wyjście. Odpłacę. - Luc minął ochronę i wyszedł na zewnątrz rozglądając się.
- No dobra… to ja też się zbiorę… Edek czeka na Kirę, wy w tango, tylko ja samotny i niekochany… - zamarudził tragicznie runner.
- Ale Halo, wiesz co?
- Nie, co? - Halo chyba coś robił przy okazji rozmowy.
- Ptasie radio.
- Spierdalaj - rozłączył się.



Rozejrzał się za Mazz ale jej nie zobaczył. Wyszedł mocniej przed klub i wyciągnął papierosa. Ruda szuja pewnie patrzyła na niego mając radochę. Albo i nie... W prawo, w lewo, prosto, dylemat stary jak świat. Wybrał drogę do samochodu.
Ruszył spokojnym, rozluźnionym krokiem. “Świeże” powietrze ochłodziło jego przegrzewający się wydarzeniami dzisiejszego wieczoru mózg. Minął parę zaparkowanych na ulicach pojazdów, od czasu do czasu rozglądając się za ryżą “panią doktor” ale cholery wciąż nie było widać.
W pewnym momencie jego szósty zmysł jednak zaskoczył, być może poziom wódki opadł do poziomu bezpiecznego.
Miał ogon.
Wybrał w swoim cybertelefonie numer do Mazz.
- Taaaaaak? - udała zaspany głos, który dobiegał zza jego pleców.
- Zmęczona? Do łóżeczka mam położyć? - Odwrócił się. - I pić sam…
Wyszła spomiędzy samochodów i podeszła wystudiowany krokiem wciąż mówiąc do telefonu. Wpatrywała się w twarz Luca:
- To wszystko zależy… do łóżeczka chętnie… ale samej? Ono takie duże...a ja taka malutka - stanęła na przeciwko i rozłączyła - Co tak długo? Wychodzisz z wprawy? - walnęła z innej beczki.
- Gadałem z Halo, że idziemy - powiedział zgodnie z prawdą - Edi buszuje przy barze za tą swoją, to po co ptasia fonia miała by sama siedzieć. - Objął ją za talię kierując ku samochodowi - Masz wygraną whiskey, chapeau bas.
- Następnym razem ty wychodzisz w takim stroju. - Objęła Luca ramieniem, wsuwając dłoń do kieszeni na jego pośladku i lekko uścisnęła. - Stoi? - spojrzała w górę ze śmiechem.
- Pod jednym warunkiem. Ja w tym - dotknął jej sutka pod “lekarskim stanikiem” wskazując o jaki strój mu chodzi. - A ty nago.
Westchnęła lekko na bezpośrednią pieszczotę:
- Dlaczego ja nago? - obruszyła się - Jak ja mam nago, to wymyślę inny strój dla ciebie. - Uśmiechnęła się lisio z błyskiem w oku.
Luc nie zastanawiał się jaki kostium wpadł jej do głowy.
Nie chciał wiedzieć.
Znał ją więc nie podejmował rękawicy.

Otworzył drzwi od strony pasażera w samochodzie do którego dotarli, sam w chwile później usiadł za sprzęgiem wpinając kabelek w nadgarstek. Wyjechał szybko prawie potrącając jakiegoś pijanego typa, jaki wyszedł na fajka i uznał, że coś kumplom tłumaczyć będzie stojąc na ulicy. Włączył sprzęg radia z Wearmanem myślą wybierając kawałek. Niemodny, stary do bólu, zupełnie inny niż newcybertecho jakie leciało w klubie.
A jednocześnie mające w sobie pewną drapieżność.




Niedaleko przed mieszkaniem Mazz zatrzymał się.
- Jaka miała być ta whiskey? - spytał.
Stali pod sklepem.
- Single malt. I weź fajki też. I parę batonów. Przydadzą się - mrugnęła.
Uniósł brwi na słowa o przydatności batonów, ale nie powiedział nic. W sklepie zamówił wybraną przez dziewczyna whiskey, 3 paczki fajek, butelkę Valis Vodka… specjalnie, by walczyć z wkurwem jaki zaznał gdy zobaczył ją na stojaku z alkoholami. Paczkę batonów i lizaka.
Gdy wrócił do samochodu zakupy rzucił na tylne siedzenie, a po ponownym sprzęgnięciu się z wozem podał Mazz lizaka.
- Prezent dla grzecznej dziewczynki - rzucił do niej z uśmiechem.
- Yummmm…. - mruknęła. Przesunęła zamek stroju o parę milimetrów w dół, i rozpakowała lizaka. Przesunęła po nim czubkiem języka, by następnie sugestywnie zamknąć na nim usta.
- Dziękuję bardzo… - wymruczała.
Ruszył powoli, bo ruda mieszkała tuż obok. Zaparkował na wolnym miejscu wysiadając, biorąc zakupy i zabezpieczając samochód gdy dziewczyna z niego wysiadła. To nie była dama czekająca aż ktoś otworzy jej drzwi. Objął ją lekko idąc ku jej mieszkaniu.
Lokum Mazzy nie było wielkie, choć na standardy klitki Luca przypominało pałac.
Salon, jedna sypialnia, łazienka i namiastka kuchni. Wszystko naładowane zabezpieczeniami i systemami alarmowymi. Halo zadbał o tę część. Szczególnie dumny był z systemu wyczuwającego różnicę obciążeń i informującego Mazz i jego o odchyłach odczytów w czasie prawie rzeczywistym. Dziewczyna wbiła kod i wpuściła Luca do środka.
- Light on - mruknęła w powietrze. - Natężenie 25% - skorygowała, gdy jaskrawe oświetlenie rozjaśniło salon.
- Wiesz gdzie są szklanki. Lód w lodówce. - Zachichotała ciągle cmokając lizaka. - Ja przygotuję coś specjalnego.
- Pani Doktor, pani tu jest lekarzem - uśmiechnął się lekko idąc najpierw ku zestawowi audio i puszczając muzykę.




Skierował się do miniaturowej kuchni by wypakować flaszki, po czym oglądając je krytycznie jednak postawił na ławie w salonie. Doniósł szklanki i pojemnik z lodem z którego sypnął do szklanek dolewając Single Malt. Usiadł na kanapie i zamyślił się nad czymś zerkając ku drzwiom wejściowym do apartamentu. Mazz podrygiwała w rytm muzyki grzebiąc w jednej z szuflad biurka, z której wyciągnęła małą szkatułkę z czereśniowego drewna.
- Masz ochotę pogrzeszyć ze mną? - spytała odwracając się do Luca i wyciągając dwie niewielkie pigułki.
- Mazzie, grzeszenie z tobą, to jest coś tak pięknego, że chcę to pamiętać. Więc prochy lekko out. - Uśmiechnął się jedynie kącikami ust biorąc łyk bursztynowego trunku.
- Oj tam nie zgreduj. Jeszcze za młody jesteś. - Wyciągnęła lizaka z ust z głośnym “POP”. Oblizała usta, zafarbowane lekko na czerwono.
- Chciałeś zapomnieć o …. no to zapomnisz - uniosła jedną pigułkę między kciukiem a palcem wskazującym i wrzuciła do ust. Sięgnęła po whiskey i popiła. - Noooo…. zalecenie pani doktor. - wzięła kolejny łyk alkoholu. - Nazywa się Sin, mam od zaufanego doktorka. Próbowałam raz. Było fajnie. Nie uzależnia a działa jak hm…. nie wiem jak… ciężko porównać. - podeszła do Luca i wsunęła się mu na kolana okrakiem. - Powiedz “Aaaaaaaa”.
Luc analizował.
Powiedział “Aaaaaaaaaa” ale na ustach dziewczyny, delikatnie chwytając ją za rękę z pastylką.
On już miał w mózgu karaoke świstaków, jakikolwiek proch gdyby to pogłębił… Objął ją w talii.
- Nie tak, chcę zapomnieć inaczej. - Pocałował ją jeszcze raz.
- Luc… no to jak? - popatrzyła na niego lekko bezradnie. - Jak ci pomóc? - oparła czoło o czoło mężczyzny. - Hm…?
- Robisz to cały czas Maz. - Jego ręka wsunęła się w rudą czuprynę, drugą przesunął po plecach rudej. - Pani doktor ma jakąś inną terapię niż farmakologiczną?
- Mam trochę ziela jak chcesz? Mam też organoleptyczną - zsunęła się z kolan by uklęknąć między nogami Luca. Oparta o jego uda zaczęła majstrować przy zapięciu spodni, ponownie tego wieczoru - Którą bramkę wybierasz? - rzuciła uwalniając go z okowów materiału i drażniąc palcami.

“Organoleptyczną” - nie wiedział czy robi sobie z niego jaja, wszak takie słowa na ulicy nie padały, musiała słyszeć to… myśli mu uciekały. Coraz ciężej było mu się skupić pod dotykiem dziewczyny.
- Tą bez ziela - powiedział pieszcząc jej skórę pod rudymi kudłami.
Mazz odwróciła się na chwilkę i wyłowiła kostkę lodu z pojemnika. Wsunęła ją między zęby i pochyliła się nad podbrzuszem Luca. Odchylił głowę na oparcie kanapy. Dłoń powoli poruszała się na jego męskości gdy lód mroził skórę powyżej.
- Dobrze - wymruczała lekko niewyraźnie, strużki chłodnej wody spływały po rozgrzanej skórze. Ciepła, miękka dłoń pieściła go powoli i nieustępliwie. Gdy kostka lodu stopiła się, Luc poczuł chłodne usta obejmujące go, zamykające się na nim. Miękki język drażniący go podobnie jak niedawno lizaka. Głowa Mazz pochylała się nisko by za chwilę unieść się i rytmicznie powtarzać ten ruch. Pomagała sobie dłonią. Język drażnił, badał, usta zaciśnięte wokół męskości prowadziły Luca ku spełnieniu.
Jęknął.
Jedną z rąk jaką trzymał w jej gęstych włosach w pewnej chwili zaczął bezwiednie nadawać tempo. Odruchowo wręcz.

Inne miejsce, inny czas…
*NOŻ KURWA MAĆ - wściekle przebiegło mu przez otumaniony rozkoszą łeb.
Odsunął lekko głowę dziewczyny ujmując ją pod ramiona i podciągając na siebie. Wpił się w jej usta gładząc plecy i pośladki, płynnie przechylił się w bok układając ją na kanapie.
- Hej, kochanie. - Mazz zareagowała szerokim uśmiechem. Sięgnęła między ich ciała i poprowadziła ku swemu gorącemu wnętrzu. - Mam na ciebie ochotę, wiesz? - chyba piguła zaczęła działać. - Barrrrrdzo… - zamruczała i wygięła się kusząco.
Gdy ona próbowała poprowadzić go do siebie, on przesuwał dłonią po wewnętrznej stronie jej uda, aż trafił w miejsce pod którego dotykiem zadrżała lekko. Wsunął dwa palce czując ciepło i wilgoć.
Jakby był pieprzonym termometrem.
- Mhm, czuję - mruknął zaczynając taniec językiem wokół jej prawego sutka.
Playlista przeskoczyła na kolejny kawałek



Mazz wygięła się mocno z jękiem, przyciskając pierś do ust Luca. Zaczęła leciutko poruszać się pod dotykiem jego palców.
- Mmm tak… - wyszeptała kładąc dłoń na głowie mężczyzny, drugą dłoń zacisnęła na plecach Luca wpijając paznokcie, doznania na dragach zaczynały ją przerastać. Poddała się pieszczotom kochanka wijąc się pod nim.
Poruszał lekko, leniwie prawą dłonią przesuwając usta między twardymi, naprężonymi sutkami rudej. Druga ręka wylądowała na jej pośladku od strony oparcia kanapy.
- Ssssama - wydyszała Mazz - nie wiem… szybko czy wolno ………….. - ostatnia samogłoska przerodziła się w jęk - … ty … decyduj…
Poczuł kolejny przypływ wilgoci i skurcz mięśni dziewczyny. Spojrzała na niego lekko zamglonym spojrzeniem. Szybkim ruchem położył obie ręce na jej piersiach szukając palcami sutków. Nie zjeżdżał ustami powoli wzdłuż brzucha, po prostu w jednym momencie całował jej piersi, w drugim wpił się ustami w jej kobiecość pieszcząc piersi rozbieganymi palcami.
Krzyknęła.
Szarpnęła się lekko gdy nadmiar doznań ją oszołomił na chwilę.
Zacisnęła swoje dłonie na dłoniach drażniących szczyty jej piersi i docisnęła je mocniej, zaciskając mocniej, brutalniej. Uniosła lekko biodra w górę by ułatwić Lucowi dostęp i poczuć jego język głębiej, mocniej. Dyszała ciężko i drżała. Napięte jak struna ciało wiło się bez udziału jej woli.
Heen przez dłuższą chwilę drażnił się z nią.
Jego ręce pieściły sutki, lub przyciskane kurczowym dotykiem rozbieganych dłoni dziewczyny miażdżyły piersi w uścisku. Jego usta i język zaś… tonowały, uciekały. Tylko tyle by od czasu do czasu oderwać się i pocałować wewnętrzną stronę ud dziewczyny. Lub pieścić samym końcem języka, w pewnym momencie zaczął robić to w ten sposób, że aby dalej czuła pieszczotę musiałaby unosić się mocniej niż lekko. Mazz podjęła zabawę w kotka i myszkę i podążała za pieszczotami, które wydzielał jej wedle własnego widzimisię. Po dłuższej chwili jęknęła błagalnie:
- Luc… - jej uda drżały z napięcia i przyjemności - … ja… - zaczęła się unosić do pozycji siedzącej. Lekkie rumieńce pojawiły się na jej bladej zwykle twarzy, omiotła go rozgorączkowanym spojrzeniem. - Ja nie … - urwała znowu i wykaraskała się spod niego. Po to by, uklęknąć na kanapie tyłem do kochanka i oprzeć się brzuchem o jej oparcie. Wypięła pośladki i obróciła głowę spoglądając ponownie na Luca. Wzrok miała nieprzytomny. Prawą dłoń wsunęła między uda i zaczęła drażnić własne ciało - Proszę… - znowu spojrzała w oczy kochanka i wygięła się mocniej, zachęcająco zagryzając zmysłowo dolną wargę. Jej niewielkie sterczące piersi otarły się o poduchy kanapy. Patrzył przez chwilę jak urzeczony jak sama pieściła się w tej pozycji. Na sam dotyk dłoni na biodrze zadrżała i nie przestała gdy leniwie poruszał nią wzwyż, w kierunku wypiętego łuku pleców.
Wciąż patrzył wracając dłonią do pośladka, drugą kładąc na drugiej półkuli, Rozchylił je choć nawet nie było sensu, sama unosiła biodra aż domagając się jego zdecydowanego działania, tańcem ciała wrzeszcząc o to by ją wypełnił.
Prawą ręką schwycił ją lekko za włosy pieszcząc czuprynę i skórę głowy, lewą zacisnął mocno na jej piersi. Poczuła jego dotyk na udzie, przesuwał się ku miejscu gdzie wręcz szaleńczo chciała go poczuć, ale powoli. Każdy centymetr kwadratowy na jakim go czuła wrzeszczał by szedł dalej.
Mazz zachowywała się jak kotka w rui: wypinając pośladki, pochylając się nisko, wyginając posłusznie głowę do tyłu i ocierając się niecierpliwie o Luca i kanapę.
Jęknęła głośno czując drażniącą obecność męskości Luca na udzie… tak blisko … tak daleko…
Jej palce tańczyły coraz szybciej, gdy pieściła się zataczając niewielkie kółka.
Wszedł nagle, mocno, bez ostrzeżenia jakim mogła być powolna wędrówka jaką czuła wcześniej. Zacisnął dłoń na jej włosach drugą przesuwając z piersi w okolice szyi i ust dziewczyny. Pierwszy ‘cios’ był zwiastowaniem kolejnych, zaczął zagłębiać się w jej kobiecość raz za razem. Krzyknęła z ulgą zmieszaną z rozkoszą. Jej ciało zamknęło się na nim spazmatycznie. Wolna ręka Mazz powędrowała na pośladek Luca, chciała przyciągnąć go jeszcze bliżej, zmusić go do mocniejszego sztychu. I kolejnego, i kolejnego...
Wyszedł naprzeciw jej oczekiwaniom lekko przyciskając do kanapy jej kark, a potem zabierając dłoń. Obie położył na jej wypiętych krągłościach rozsuwając je, a potem jedną z dłoni przesunął ku pachwinie wymuszając szersze rozłożenie nóg. Wbił się przy tym mocno, prawie brutalnie.
Pozostała jak “grzeczna dziewczynka” w pozycji w jakiej ją ułożył i jęczała oraz dyszała w poduchy kanapy z twarzą i szyją opartymi o nie. Nie przestała się pieścić i Luc czuł od czas do czasu jej palce na swej męskości zagłębiającej się głęboko w jej ciele. Po kilku kolejnych muśnięciach krzyknęła głośniej, gdy przekroczyła pierwszy szczyt.
- Nie… nie… prze...stawaj - wystękała pomiędzy jednym sztychem a drugim, między jednym skurczem a kolejnym. Luc wyczuwał napięcie budujące się w jej ciele, w swoim ciele.
Ruda sięgała teraz obiema dłońmi za siebie by wbić palce w pośladki kochanka.
Mocniej, mocniej…
Jej ciało zaczęło pulsować coraz szybciej…
Luc zwolnił lekko.
Pochylił się i przylgnął do pleców Mazz odnajdując jej usta. Jej zmysłowo, bezwstydnie, wręcz zwierzęco wypięte biodra i pośladki złożył pod swym ciężarem na kanapie. Zszedł z tempa wbijając się w nią mocno ale powoli wciąż całując kark, szyję i usta - gdy obracała głowę.
Oddała pocałunek. Głodny, przepełniony pożądaniem. Pragnęła go tak bardzo.

Inny czas… inne miejsce… podobnie głodne pocałunki, miękkie, pełne usta szepczące jego imię… proszące o dotyk.
- Pragnę Cię, Luc… kocham Cię…
- Kocham Cię - odpowiedział.
- Luc… - urywany głos Mazzy wyrwał go ze wspomnień - … Luc, nie … przestawaj… proszę - złapał się na tym, że widzi pod sobą Kirę naparł mocniej miażdżąc żonę między sobą a kanapą. Pocałował Mazz w usta. Mazz, Kira, były tu obie choć kochał się tylko z jedną dziewczyną.
- Tak bardzo… - Wgryzł się w jej bark wchodząc paradoksalnie powoli i delikatnie, by zaraz znów zwiększyć tempo.
Nie wytrzymała.
Głośnym jękiem ogłosiła swą rozkosz. Dysząc, wijąc się pod nim, spocona.
Nie zmieniła pozycji, wręcz przeciwnie. Wypięła się jeszcze troszeczkę mocniej, by tym razem jemu ułatwić osiągnięcie ekstazy, a on był z nią przecież po raz pierwszy od półtora roku, od kiedy wyjechał z Wellington. Upajał się tą chwilą, aż po którymś z kolejnych sztychów jęknął przygryzając ucho Kiry, Mazz poczuła jak wypełnia ją coś, ale dopiero dochodziła do siebie, była półprzytomna.
W uchu zabrzmiało jej:
- Kocham cię. - nie udawane, szczere, z uczuciem. Zadygotał odczuwając niezmierzoną przyjemność, po czym opadł na nią wciąż przyciskając dziewczynę do kanapy.




Przez chwilę panowała cisza. Oboje drżący, dyszący i spoceni łapali kontakt z rzeczywistością.
Ruda wciąż pod nim, Kira wciąż pod nim.
I dwa słowa wiszące w powietrzu.

Po dłuższej chwili Mazz bez słowa poruszyła się lekko sygnalizując, że … w zasadzie sama nie wiedziała co. Czas się odsunąć?
Leżał tak na niej chwilę ogarniając gdzie, kiedy i z kim jest. Przesunął się z niej spoczywając obok, od strony podłogi, kładąc się na boku. Wąskiej kanapie nie brakowało nic w przypadku przeżywania na niej orgii rozkoszy, na normalne leżenie na niej obok siebie była jednak klasycznie za wąska. Słowa wciąż wisiały, a on zastanowił się czemu nie został w klubie nad butelką wódki? Czy to co wyszeptał usłyszała targana orgazmem, a jak tak to jak to zrozumiała? Czy zaraz zrzuci go z mebla wściekle karząc spierdalać? I czy mówił do Kiry czy do Mazz, bo sam już się gubił. Pogładził ją lekko po plecach.
- Whiskey? - spytał. Whiskey zawsze było bezpiecznym tematem.
Mazz osunęła się po poduchach oparcia, usiadła bokiem i podkulając nogi pod siebie, oparła się wygodnie, za nic mając zwichrzony strój lekarski.
- Mhm - mruknęła potakująco oblizując opuchnięte i spierzchnięte usta.
Taksowała Luca spojrzeniem, gdy nalewał trunek do szklanek.
- I jak? - spytała cicho - Pomogło?
- Gdybym to ja decydował o noblach w kategorii medycyny, to miała byś jak w banku - odezwał się popijając ze szklanki.
Wyprostowała jedną nogę i kopnęła kochanka w udo. Niezbyt mocno ale wystarczająco by przestał się zgrywać. Wyciągnęła dłoń po szklaneczkę.
- Czyli gówno… - skomentowała i podniosła się z sofy zanim Luc zdążył ją obsłużyć. Sięgnęła po fajki. Zapaliła i zaciągnęła się mocno. Z irytacją zsunęła z siebie fatałaszek i poczłapała naga z papierosem w dłoni w głąb mieszkania. Przez chwilę jej nie było, za to z sypialni dobiegł Luca lekki hałas.

Wstał podchodząc do sypialni i zaglądając do środka.
- Mazz? - spytał szukając jej wzrokiem.
Znalazł ją bez problemu. Siedziała na skraju łóżka z fajką w ustach, trzymając się za rękę z lekkim grymasem bólu:
- Co? - warknęła ostro.
- Co się dzieje? - spytał patrząc na jej dłoń.
Kłykcie dłoni były popękane, z odrobiną ukazującej się krwi.
- Nic się nie dzieje… co się ma dziać? - Zaciągnęła się fajką i schowała dłoń - Wszystko kuźwa pięknie i cacy. - z każdym słowem była coraz bardziej wkurwiona. I coraz bliżej płaczu.
Ujął w dłoń szklaneczkę jaka stała na szafce, gdzie Mazzy odstawiła ją zanim zaczęła napierdalać pięścią w… zasadniczo właściwie nawet nie szukał wzrokiem w co. Usiadł na podłodze zamiast na łóżku przy niej. Oparł się bokiem o łóżko i wyciągnął ku niej whiskey..
- A jak ci obiecam, że będzie dobrze? - spytał.
Wypiła całość jednym haustem i skrzywiła się, przykładając do ust dłoń ze szklaneczką.
- To ci nie uwierzę… - złapała oddech - … już widziałam co się z tobą działo poprzednio. Teraz będzie pieprzona powtórka z rozrywki. Już jest. A … a ja … - zatchnęła się - ...a ja nie umiem ci pomóc.
Patrzyła na Luca w dół. Z gniewem. Ogniem buzującym w spojrzeniu rzucanym spode brwi.
- Myślisz, że to kurwa miłe uczucie? Widzieć jak …. - przerwała i machnęła ręką.
- Umiesz. Jesteś. I idzie mi o obok, nie pod. - Nie chciał wychodzić po butelkę, więc po prostu odlał jej trochę whiskey ze swojej szklanki. - Jeżeli problemem jest to, że męczy cię ogarnianie patafiana, to patafian sam spróbuje się ogarnąć. Duży ze mnie chłopiec Mazzie. Już nawet nie dla siebie, ale dla ciebie ogarnę ten burdel.
- Luc, to nie chodzi o to, że mnie męczy. Wiesz, od dawna wiesz, że … skoczę za Tobą w ogień. Ale nie mogę patrzeć na to co się z tobą działo, dzieje. Widziałeś ją podobno 2 minuty a już jesteś zupełnie gdzieś indziej, z kopytami na innej planecie. - waliła prosto w oczy - Ogarnij to. Kurwa wóz albo przewóz. I nie za tydzień, dwa czy miesiąc. ASAP. - wychyliła dolewkę i zaciągnęła się resztką papierosa.
- Ogarnę Mała. Ogarnę. - Dopił i swoją whiskey. - Nie kopyta, to łeb mi buszuje w układzie, kopyta mam tu i tu im dobrze. Nie odlatuję, muszę wytrzeźwieć. A z tego się trzeźwieje dłużej niż z wódki. Chciałem być mendą dla suki nie zamykając sprawy podczas Fili? Karma wróciła. Jestem bogatszy o to doświadczenie. A przez najbliższe dni… jest jedno lekarstwo. - Wyciągnął ku niej dłoń unosząc pustą szklaneczkę i dając znać ruchem głowy w kierunku pokoju, gdzie stała butelka. Widząc jej wzrok pokręcił głową z uśmiechem sugerując, że “lekarstwem” nazywa coś innego niż chlanie i chodzi mu w przenosinach do salonu o zwykłe przysiądnięcie przy buteleczce by tam o czymś pogadać. Zresztą fajki też miał tam. W spodniach. Oboje wszak byli nadzy.
Złapała twarz kochanka gwałtownie, ściskając policzki między palcami i i kciukiem, bezpardonowo zmuszając go do uniesienia głowy i odsłonięcia grdyki.
- Jeśli tego nie ogarniesz, własnoręcznie urwę ci jaja… - wycedziła przysuwając twarz do twarzy mężczyzny - Rozumiesz? - pamiętał ją taką od pierwszego spotkania. Gdy siłą i butnością nadrabiała niejakie dziury w doświadczeniu w walce. Dziury były od dawna załatane, a teraz przemawiał przez nią bagaż przeżyć. I złość. Wpatrywała się w oczy solosa czekając na potwierdzenie.
Pocałował ją lekko w usta, bez zabaw językiem, szybki ciepły pocałunek.
- Jak się nie ogarnę i mi nie urwiesz, to ja urwę ci twoje - rzucił zbierając się i wyciągając do niej rękę odwrócony bokiem do wyjścia na salon.

Zebrała się, w przelocie łapiąc wielgachny t-shirt z rozgrzebanego łóżka.
- Chcesz to może się tu zacumować do czasu ogarnięcia syfu. Nie chce mi się robić za pogotowie albo inne call… - ugryzła się w język. - Zamówię pizzę. Chcesz? - zmieniła szybko temat.
- Yup - potwierdził. - Głodny jestem jak wilk.
Mazz wybrała numer pizzerii. Miała go na speeddial. Jeden z wielu, wielu dowodów na to, że nie gotowała. Jak pamiętne spaghetti, którym uraczyła Luca kiedyś z okazji ...zaraz… co to było? Nie mógł sobie przypomnieć. Wspomnienie okazji zaćmiła skutecznie makaronowa breja (rozgotowany na paćkę makaron), przypalone mięso z dodatkiem mazi pomidorowej ze słoika (użyła przecieru pomidorowego zamiast sosu).
- Chyba, że coś ugotujemy… - odezwał się do rudej na wspomnienie dolewając whiskey do szklanek.
Gdyby miała wszczepy laserowe albo podobny wynalazek, leżałby już w kupce popiołu, albo byłby zasklepioną od wysokiej temperatury skorupą. Rozłączyła się:
- Grabisz sobie, Heen - warknęła choć w kącikach ust widać było uśmieszek. - Pizza za kwadrans. - wciągnęła koszulkę na siebie.
- Czyli jednak nie spaghetti? - zrobił smutną minę. - Chciałbym kiedyś spróbować, nigdy nie jadłem… - urwał jakby sobie coś przypominał, lub zdawał z czegoś sprawę. - Zaraz… Czy po “Heen”, nie usłyszałem KROPKI NIENAWIŚCI?

Bez ostrzeżenia skoczyła na solosa aka “centrum pamięci o wszystkich wpadkach kucharskich Mazzy” i popchnęła go z rozpędu próbując przewrócić na bok i pokazać, że z Rudej się nie żartuje. Trochę przeliczyła jednak siły na zamiary. Jej ciało wciąż pozostające pod wpływem “Grzechu” nie chciało do końca słuchać wszystkich impulsów. Luc zauważył jej szarżę i z szerokim uśmiechem na twarzy na widok zacietrzewionej ryżej “kucharki” odsunął się. Niewiele, kilka centymetrów, ale różnica wytrąciła Mazz z równowagi i Ruda prawie wylądowała na jego kolanach zamiast wbić się bok solosa.
- Noż cholera jasna - Mazz zaczęła kląć pod nosem jeszcze w locie widząc, że jej manewr był skazany na porażkę, próbując odzyskać godność i wywinąć się z uścisku Luca. Luca, który nie zamierzał dać jej szansy na ucieczkę i pociągnął ją na sofę wykorzystując dalej jej ruch.
Opadła na plecy a on rzucił się na nią przygważdżając swoim ciałem. Była zwinna, ale drobna. Zbliżył usta do jej szyi całując lekko po czym skierował je ku uchu.
- Z tym lekarstwem… - szepnął. - Z Halo zastanawiamy się, czy nie zająć się “Matrixem” - mówił powoli wciąż wgniatając ją w kanapę. - Mózg zajęty czym innym, adrenalina, kasa, zabawa. Wchodzisz rudzielcu?
Owinęła nogi wyżej, nie na biodrach tym razem, na linii żeber i lekko zacisnęła. Przeciągnęła mocno paznokciami po skórze pleców zostawiając lekkie bruzdy. Słowa o nowej akcji jednak wytrąciły ją z różowej mgiełki podniecenia. Odsunęła głowę by spojrzeć Lucowi w oczy.
- Mów dalej… - dłonią uchwyciła mocno za kark solosa stopniowo przyciągając jego twarz do swojej - kiedy?
- Twój braciak ma ogarnąć info czy jest sens się ładować. - Pogładził jej udo. - Nie wpieprzymy się w gówno przecież. Halo ma dać znać co znalazł, jest na razie plan. Może być… - naparł na nią mocniej. - Grubo. Biorąc pod uwagę co się o nich słyszy, to emocje jak na Fili.
- Wchodzę jak... ty wejdziesz…. - jej spojrzenie mówiło dokładnie gdzie i kiedy.
- Daj mi tą pigułkę - rzucił.
On miał Studda, ona Midnight. Zapowiadała się długa noc, o szczegółach mogli pogadać nad ranem.
A zanosiło się, że ‘rano’ będzie grubo po południu.



Nie wnikali w to, która jest godzina gdy kładli się spać, choć było jasno od jakiegoś czasu zanim wyczerpani do imentu odpłynęli w sen. Luc obudził się pierwszy i zdejmując z siebie ostrożnie najpierw rękę, potem nogę mruczącej coś przez sen Mazz, wygramolił się z łóżka przechodząc do kuchni.

W lodówce nie było nic, z czego można by zrobić śniadanie, więc łyknął tylko napoju i połączył się z numerem jaki znalazł na jednej z ulotek przypiętych w kuchni, a które ruda eksploatowała sama nie tykając się prób przygotowań posiłków własnoręcznie. Zamówił śniadanie, lekko dziwiąc tym dyspozytora, bo było po 16:00. Zrezygnował jednak biorąc coś z oferty obiadowej. Posiłek miał zostać dostarczony do 20 minut.

Wrócił do salonu szukając swoich ciuchów i zaczął się ubierać znajdując je rozrzucone po podłodze wokół kanapy. Kątem oka dostrzegł migoczący symbol pozostawionej wiadomości na panelu holo w kąciku roboczym salonu. Poza tym w mieszkaniu panowała cisza, przez chwilę rozkoszował się nią i chłonął spokój.
Spojrzał parę razy w kierunku panelu, lecz choć ciekawość go zżerała, to nie podszedł aby puścić odtwarzanie wiadomości. To było do niej i poczuł obrzydzenie na samą myśl, że mógłby dobierać się do jej prywatnych spraw w ten sposób. Po chwili jednak podszedł i sprawdził jaki status ma pozostawiona wiadomość. Na początku postanowił ją obudzić dopiero gdy kurier przywiezie żarcie, ale jeżeli to miało mieć sygnaturę czegoś mocno pilnego… i tak było już późno. Wiadomość nie była pilna więc Luc mógł wciąż rozkoszować się spokojem “poranka”.
Pokręcił się po mieszkaniu nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić więc postanowił wykorzystać czas przed dostawą i zadzwonił do Halo.

Kochane ptasie radio odebrało dopiero po entym sygnale.
- Mhm…? - spytało rozkojarzonym tonem.
- Niewyspany? - Luc spytał słysząc dziwny ton mruknięcia przyjaciela.
- Jakbyś się bawił w kotka i myszkę całą noc to też byś nie był - pożalił się Halo - Co chcesz? - słychać było chrzęst zarostu na drapanym policzku.
- Kotka i myszkę? - Uśmiechnął się solo-reporter. - Wyrwałeś coś? Wyjście jednak nie było tak nieudane jak mi się zdawało? - Roześmiał się.
- Co? - zaskoczenie w głosie runnera było wyraźnie słyszalne - Aaaaa… nie… no szukałem info na temat tej superhakerki co mówiliście o niej z Edim. - Ton głosu był mocno wypłaszczony, pozbawiony emocji. Halo nieświadomie wszedł w tryb: ’człowiek ze stali’.
- Uhm. - Luc zdawał się byc lekko zaskoczony. Ale tylko lekko. - Nie myślałem, że weźmiesz się za to tak bardzo “z marszu”. Sorry. Ja dopiero jak wyjde od Mazz to lecę do Callmee, dzwoniłem raczej tak spytać jak się wieczór skończył. - Brzmiał jakby miał wyrzuty sumienia. W sumie obaj nie przespali tej nocy, ale… - Coś znalazłeś? - spytał.
- Kilka niteczek… ciągnę je… zobaczymy - godnością w jego głosie można by obdzielić niewielką armię. - Ale… co do całego burdelu… to powiem ci na dwoje babka wróżyła. Dwie stacje byłby zainteresowane materiałem, obie niezależne. Oficjalne kanały nie zainteresowane. Wszystko zależy od materiału. Jeśli faktycznie coś w nim będzie - Luc przetłumaczył sobie szybko, że coś oznacza krew, flaki i dużo rozrywki - możemy zebrać około... - reporter mógł sobie wyobrazić minę Halo, oceniającą i szacującą. - Jakieś 200 patyków. Na czysto. To przy pozytywnym założeniu, że materiał będzie naprawdę pierwsza klasa.
- Nienajgorzej - ocenił Heen. - O “coś” mogę zadbać, teraz trzeba tylko ogarnąć jak z ryzykiem. Dam znać jakbym coś od Layter dostał. Też dawaj znać, trzeba przed decyzją ogarnąć ten motyw. A i wiesz co?
Runner rozłączył się bez dopytywania.

Luc uśmiechnął się spojrzał na pustą butelkę whiskey, wódka też była na ukończeniu. Poszaleli wczoraj tęgo, choć po długim śnie kaca prawie nie czuł. Założył bieliznę i spodnie, po czym odchylił głowę na oparcie kanapy ni to półdrzemiąc, ni to rozmyślając. Czekał na zamówienie czując mocny głód.
Kurier dojechał po nieco ponad kwadransie wnosząc na górę zamówienie. Przyjął opłatę i pożegnał się szybko. Zapachy przesączały się przez opakowania i mile łechtały powonienie. Luc poczuł, że ślinka mu cieknie na Thai Food jakie zamówił
Z sypialni dobiegło:
- Luc? - I z głębi mieszkania przyczłapała Ruda w swym za dużym podkoszulku, trąc oczy i przeciągając się z ziewnięciem. - Kto to?
- Komornik, ale przepędziłem - odrzekł. Wyciągnął na boki oba opakowania z logo “Koh Chang Spirit”. - I przy okazji wyczarowałem coś na ząb.
- Ooooo…. cud nie chłop z ciebie. Zaraz wracam. - zniknęła na chwilę w łazience ale wróciła w tempie ekspresowym - Głooooodnam, że zjadłabym konia z kopytami albo worek keebli. - Ściągnęła poduchy z sofy i klapnęła na jednej z nich przy stoliku kawowym, rzucając się na jedzenie. - Wyszpałesz szę? - spytała z pełnymi ustami.
- Od dawna tak dobrze nie spałem - odrzekł zabierając się za swoją porcję po przysiędnięciu obok niej. - Ne fciałem cie bufif tak fmafnie fpałaf, fiadommoff maf. - Machnął ręką w kierunku panelu pochłaniając ryż i sos z kawałami warzyw i mięsa.
Mazz zakręciła się i zakokosiła na swojej poduszce i oparła o bok solosa siadając po turecku.
Podniosła na niego spojrzenie, gdy parząc sobie usta gorącym posiłkiem starał się bardzo prowadzić rozmowę.
- Aha - mruknęła i wrzuciła kawałek brokuła do ust. Uśmiechnęła się - Mosze poszekasz. - nie wyglądała na specjalnie przejętą wiadomością. Przeżuła jedzonko i pieszczotliwie trąciła ramię Luca nosem. Uśmiechnęła się i … rzuciła na jedzenie, przypuszczając kolejny atak.
- To co dzisz? Halo?
- Gadałem z nim przed chwilą - przerwał jedzenie. - Bada sprawę, obczaił nabywców materiału na razie. Jadę dziś do Callmee, a co, chcesz jechać ze mną? - Przesunął lekko dłonią po jej czuprynie gdy atakowała nosem jego ramię.
- Mogę… jak nie chcesz jechać sam i odsapnąć ode mnie - uśmiechnęła się łobuzersko nawiązując do ich szaleństw sprzed kilku godzin.
Udał, że się zastanawia.
- No jakbym… tak wiesz, mocno się spiął - nawet nienajgorzej odgrywał zadumę. - To pewnie bym cię zniósł jeszcze przez parę godzin. - Minę pokerzysty zdradzały jedynie figlarne błyski w oku.
- Pokaż jakbyś się spinał? - rzuciła wyzwanie.
Nabrał powietrza wydymając policzki i wybałuszając oczy, z ust wystawił język.
- Ka mate! ka mate! Ka ora! ka ora! - zaczął startując z tym, co często robił przed walką na Fili budząc tym wesołość oddziału.
Ruda prawie się zakrztusiła ze śmiechu:
- Dobra, dobra! Poddaję się. Wierzę, że barrrrrrdzo byś się spiął - zaśmiała się radośnie i wykorzystując moment chwyciła jęzor Luca zębami, cmoknęła solosa. Odsunęła się i wsunęła mu w usta kawałek mięsa. - Grzeczny, Luc. - Zrobiła zeza i wróciła do jedzenia.
Heen pożarł swoją porcję i odbeknął wstając.
- Skoczę pod prysznic i będę gotowy - powiedział kierując się do łazienki.
- Ok - zabrała swoją porcję i ruszyła w miedzy czasie do holo.

Gdy wyszedł po odświeżeniu się i zmyciu z siebie potu dokończył ubieranie się dając znak ruchem głowy rudej, że łazienka wolna, sama też z pewnością chciała zmyć z siebie trudy nocy.
W między czasie Ruda nieco ogarnęła salon, załadowała śmieci i gdy Luc skończył ablucje, sama podreptała by się odświeżyć.

Po pół godzinie wyszła gotowa, z dumnie sterczącą czuprynką, lekkim makijażem. Przecwałowała do sypialni by po chwili wyłonić się w pełnym rynsztunku. Koszulka, spodnie, buty.
- Co z tym waletowaniem, Luc? - upewniła się.
- Nie wiem - przyznał. - Jak będę sam w domu to będę myślał za dużo, mogą mi durne pomysły do głowy przychodzić. Z drugiej strony na głowie ci siedzieć też niedobrze, i …. - urwał machnąwszy ręką. - Może po prostu, jak nie masz nic przeciw znoszenia mnie tu, obaczym co wieczór przez jakiś czas jak to będzie. Hm?
- Spoko… wiesz… ty bez durnych pomysłów … - zamyśliła się - to nie ten sam Lucyfer. - wyszczerzyła się w kpiącym uśmiechu.
- Ruda szuja - klepnął ją w pośladek. - Idziemy?
- Uhum. - złapała za worek ze śmieciami by wywalić je do utylizatora na korytarzu budynku. - Luc… - spytała zasępiona chwilowo - … a jak u ciebie układy z Alim?
- Póki nie wyjechałem z Welli, to super, wiesz, ojciec syn, tak bez krzywych akcji. Norma. półtora roku nie widziałem, miał wtedy troche ponad 4 lata. A czemu? - spojrzał na nią uważniej.
- No bo tak kminiłam… może... ja wiem… warto jakoś nad tym popracować? - spojrzała jakby nieśmiało na solosa, idąc z nim do auta.
- Mazz… - odezwał się lekko zduszonym głosem. - Kocham tego gnojka, to mój syn. Ale uważasz, że przy trybie życia jaki prowadzimy, to dobry pomysł by walczyć z suką o małego? W tym wieku dzieciak potrzebuje mocniej matki niż ojca, a ja w każdej chwili moge być przerobiony na spag… na buritos. Nie chcę z nią walczyć o Aliego, jeżeli o to ci chodzi.
- To ile on ma teraz lat? - spytała Mazz coś przeliczając w myślach - Nie walczyć, ale wiesz.. jesteś jego ojcem nie? A jak ona po nightclubach, to gdzie i z kim on? - zwróciła uwagę Luca na dość istotny fakt.
- Wiesz, wczoraj tak z zaskoczki trochę ciężko było przysiąść i pogadać z nią o tym gdzie Aleister. - Luc otworzył Mazz drzwi, sam wsiadł w chwilę później z drugiej strony.
- Nie złożyło się - kontynuował sprzęgając się z samochodem. - Wpadne do niej w ciągu kilku najbliższych dni, powiem o rozwodzie, może doznam łaski i dostanę info gdzie on i kto z nim siedzi jak ona wywija dupskiem korpopalantom.
- To dobrze… to raczej część ogarniania, wiesz? - rzuciła spojrzenie Lucowi.
- Mhm - mruknął ruszając. - Mam prośbę Mazz.
- Noooo co?
- Wiem, że dla przyjaciół wszystko, sam bym za tobą w ogień skoczył. Po prostu… jak będzie chujowo, zaczniesz się tym męczyć, to nie krępuj się odstawić mnie na bocznicę bym sam ogarnął, a ty nie miała mindfucków. Ja zrozumiem. I obiecałem to ogarnę. Nie chcę byś wiesz… - urwał. - Byś babrała się w szambie mojej sytuacji nie chcąc, tak z samej lojalności. Okey?
- Czy ja ci wyglądam na pieprzoną altruistkę, Heen? - parsknęła. - Po prostu … po prostu to zrób. I zrób, żeby było dobrze. - spojrzała na profil Luca.
- Wiem. Lubię swoje jaja.
Kiwnęła głową i poklepała udo solosa.

Luc wybrał numer telefonu Callmee Layter. Nie lubił się z nim, spotykać ale dla Heena kontakt z różowym hermafrodytą z penisem na krańcu ogona był dość wazny w jego “pracy”.
- Call? - rzucił słysząc uwodzicielskie “haaaaloooo?” - gdzie cię można aktualnie dorwać?
- Luuuuuuuuuuuuuuuuucie!!! - piskliwy barytonik udający sopranik wyrażał żywiołową radość - Mój ulubiony solosik! - w tle słyszeć dało się kilkukrotne klaśnięcie w dłonie. Z tego co pamiętał Luc, dłonie zakończone długimi sztucznymi, różowymi paznokciami. - Jestem u siebie, skarbeńku. Czyżbyś chciał mnie odwiedzić? - Callmee nagle zniżył głos na uwodzicielski, ciepły bas.
“Skarbeniek” przejechał dłonią po twarzy. Operacja strun głosowych dla fixera to nie był problem. Ale on, uważał, że tak jest bardziej stylowo.
- Tak, właśnie tego pragnę - powiedział. - "U siebie" znaczy, że w domu jesteś, czy na ulicy buszujesz?
- Och kochanieńki, jestem w domeńku. I już zacznę się szykować na twą wizytkę. Dawno nie gościłem takich przystojniaków, Lucie. - zachichotał uwodzicielsko… basem.
- Bedę za parę minut. - Rozłączył się.

- Wiesz, Mazz? - zadumał się lekko. - Silna z ciebie dziewczyna, szacun. A jednak zanim narażę twą psychikę… Na pewno chcesz do niej, niego… ze mną jechać? - Wyszczerzył zęby w uśmiechu na jakąś myśl.
- Hmmm... - Mazzy zmarszczyła brwi czując, że jest wkręcana - Teraz przestaje być pewna. A coo? - spytała ostrożnie.
- Pamiętasz Kabanosa z oddziału, że lekko pojebany (gdzie lekko to eufemizm) wszyscy wiedzieli. - Zaczął tłumaczyć dość mgliście. - No w każdym razie Kabanos uznałby Callmee za srogiego pojeba. If You know…
- Hmmmm… to może ja zaczekam w aucie? - Mazz miała lekką panikę wypisaną na twarzy. - Taaak myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 08-02-2016 o 20:44.
Leoncoeur jest offline