Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2016, 20:18   #35
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Las Cieni, Ostland
7 Kaldezeit, 2526 K.I.
Świt


Przez gęste, smoliście czarne chmury po raz pierwszy tego dnia wyjrzało słońce, choć opady deszczu nie zelżały ani trochę, a odległe grzmienie zbliżającej się burzy wciąż narastało wraz z każdą mozolnie upływającą minutą. Ciepłe promienie przebiły się przez dym, unoszący się znad dogasających chat i padły przez krótką chwilę na trawione trwogą i gniewem ponure oblicza mieszkańców Krausnick, ogrzewając ich i pozwalając im odetchnąć z ulgą. Widok wyłaniającego się słońca był kojący, niczym przebłysk rodzącej się w cierpieniu nadziei, która zniknęła równie szybko jak się pojawiła - niedługo później, ciężkie burzowe chmury zakotłowały się nad osadą, iskrząc się od nagromadzonej w nich energii, by w końcu wściekle sypnąć błyskawicami w najwyższe z otaczających wioskę drzew.
Widok spadających z niebios gromów, podziałał na chłopów jak chlupnięcie szklanką wody prosto w twarz. Natychmiast wzięli się za robotę i z drobną pomocą najemników zarżnęli pozostałe przy życiu hodowlane zwierzęta, które następnie obdarli ze skóry i wycięli co bardziej pokaźne ochłapy mięsa, które przed podróżą spakowano do skórzanych toreb i przerzucono na wierzchowce. Nie trwało to zbyt długo, albowiem każda spędzona w wiosce chwila zwiększała dystans dzielący ich od oddalających się najeźdźców; z czego doskonale zdawano sobie sprawę.
Z oszczędzonych przez ogień chat, zabrano wszystko to, co uznano za najpotrzebniejsze, po czym udano się w stronę strumienia przepływającego przez samo centrum osady, gdzie napełniono pozostałe w posiadaniu bukłaki. Gotowi do podróży, członkowie wyprawy udali się w stronę legendarnej puszczy, nie chcąc zwlekać już ani chwili dłużej. Spowite czarnymi jak smoła oparami Krausnick, pożegnano jedynie przelotnym spojrzeniem...


Albert Schulz zatrzymał się tuż przed wejściem do lasu. Stanął obok wydeptanej ścieżki, która prowadziła w głąb starożytnej kniei i z malującym się na obliczu przygnębieniem przypatrywał się mijającym go mieszkańcom wioski, którzy obładowani towarami, jeden po drugim, zagłębiali się w mroki puszczy.
Twarz miał ściągniętą, poważną, a zmarszczki, które zdobiły jego ponure oblicze gęstą siecią, wydawały się jakby głębsze niż zwykle. W oczach starego żołnierza krył lęk, nieporównywalny z niczym czego doświadczył w przeszłości. Utrata rodziny odebrała mu wszelką radość z życia, lecz pomimo tak bolesnego ciosu, nie miał zamiaru pogodzić się z brutalną rzeczywistością i był gotów zrobić wszystko co w jego mocy, aby wyrwać swych najbliższych ze szponów dzikich bestyj.
Jego wzrok spoczął na najemnikach, którzy szli na samym końcu i natychmiast stężał. Zauważył to brat Lambert, który podszedł do niego w milczeniu, zatrzymując się ledwie o krok od weterana Burzy Chaosu. Spojrzał mu prosto w oczy, na pozór w wyzywający sposób.
Idący ścieżką przed nimi krasnolud dostrzegł szykujące się kłopoty i natychmiast odwrócił się, chcąc zawrócić, lecz Hieronim zbywającym ruchem dłoni kazał mu iść dalej, co długobrody wojownik posłusznie uczynił, acz oddalając się nie spuszczał wzroku ze swego przełożonego.
- Nie dojdziemy do porozumienia? - Zapytał brat Lambert, choć brzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
- Nie - Odparł szorstko Schulz i nawet nie mrugnął przy tym okiem. Obrócił się na pięcie i jako jeden z ostatnich przekroczył granicę Lasu Cieni. Kapłan Sigmara ruszył jego śladem, dotrzymując mu kroku. Po drodze odezwał się, powoli tracąc resztki cierpliwości:
- Obaj tkwimy w tym samym gównie po uszy. Nie chcesz współpracować, rozumiem… Ale jeśli przez ciebie moja misja będzie zagrożona to będę pierwszym, który rozwali twój łeb - powiedział Lambert, choć jego głos, pomimo kryjącej się w nim groźby, wciąż był niespotykanie spokojny, niczym morska fala płynąca na spotkanie z postrzępionym brzegiem.
- Teraz zaczynasz gadać jak człowiek. Bez tej pieprzonej religijnej otoczki, która otacza tobie podobnych i jest niezrozumiała dla każdego normalnego obywatela Imperium - odparł Schulz, kompletnie wypranym z emocji głosem. Nie czaił się w nim gniew, pomimo, że użyte słowa wskazywały coś zupełnie innego. Celowo nie dokończył swego wywodu, delektując się malująca na twarzy kapłana irytacją.
- Czego więc chcesz? - Wyraźnie wybity z rytmu Lambert złapał za kołnierz skórzanego kaftana idącego obok żołnierza i gwałtownie szarpnął nim w swoją stronę, tak że raz jeszcze mieli okazję patrzeć z nienawiścią sobie w oczy.
Znajdujący się na samym tyle, ale przed kłócącymi się mężczyznami najemnicy, natychmiast sięgnęli po broń, a idący na samym przodzie pochodu chłopi zatrzymali się, słysząc głośne zamieszanie za swoimi plecami. Odwrócili się w tą stronę, łypiąc na ludzi kapłana spod łba.
- Po prostu nie lubię tobie podobnych. Mam nadzieję, że sczeźniesz w tym lesie, a wraz z tobą reszta tych zapchlonych kundli, których tu ze sobą przywlokłeś - odpowiedział stary żołnierz, siląc się na ponury uśmiech. Jego dłoń niebezpiecznie szybko znalazła się na rękojeści imperialnego miecza. - Widzę z jaką pogardą na nas patrzycie i nie podoba mi się to. Przyjechaliście do Krausnick z zamiarami dalece od pokojowych. Jestem przekonany, że mnisi nie oddaliby wam relikwii po dobroci, a wiem to stąd, że podobnie odmówili reszcie tobie podobnych. Tyle, że tym razem do wioski przybył kapłan bitewny w otoczeniu uzbrojonych po zęby siepaczy, nie kryjąc przy tym swych zamiarów. Wyrżnąłbyś ich pod osłoną nocy, a twoi ludzi, korzystając z uroków Krausnick, gwałciliby w tym czasie nasze żony i córki...
- Jesteś szalony! - Wykrzyczał mu w twarz Lambert, który był znacznie wyższy od weterana, po czym pchnął nim do tyłu i szybkim krokiem ruszył w stronę najemników, zostawiając za sobą sędziwego mężczyznę, który leżał plecami w błocie.
- Idziemy. Nie będę tracił czasu na rozmowy z tym lunatykiem - dodał ociekającym gniewem głosem, po czym minął ich i ruszył ścieżką przed siebie, kompletnie ignorując złowieszcze spojrzenia jakie posyłali mu co niektórzy chłopi.
- Teraz już wiesz dlaczego nigdy nie dojdziemy do porozumienia… - rzucił za nim Schulz, podnosząc się z ziemi. Jego naznaczoną bliznami twarz zdobił triumfalny uśmiech.


W puszczy panowała osobliwa cisza. Nadejścia świtu nie powitał śpiew ptaków. Po grubych konarach nie przebiegały dzikie zwierzęta, a las jakby zastygł w oczekiwaniu na to, co wydawało się być nieuchronne.
Lambert co kilka kroków oglądał się za siebie, na jego twarzy widniał grymas niepokoju. Przodem wysłał na zwiad Lexę, która miała towarzyszyć Klausowi oraz Magnusowi. Byli to obeznani w dziczy ludzie, więc o ich los się nie bał. Bardziej martwiły go konie, których podbite podkowami kopyta i głośne charczenie mogło sprowadzić na nich nikomu niepotrzebne kłopoty. Miał tylko nadzieję, że ścigana banda zwierzoludzi była całkowicie przekonana o swoim zwycięstwie i nie zostawiła za sobą pary czujnych oczu, które bez trudu wyśledziłyby ich na tej dość wyraźnie wydeptanej ścieżce.
Idący gdzieś pośrodku pochodu Schulz, co chwila przykładał do zranionej głowy kawałek przekrwionego płótna. Tępy ból w skroni przypomniał o sobie i niczym odległe echo wróciły do niego wspomnienia z ostatnich chwil przed utratą przytomności. Gdyby nie jego nadzwyczajny refleks to już dawno by nie żył, a szanse na przetrwanie jego rodziny gwałtownie by spadły. A przynajmniej tak też uważał…

Obciążeni bagażami chłopi wraz uzbrojonymi po zęby najemnikami, których zbroje pobrzękiwały z każdym pokonanym krokiem i nieprzystosowanymi do podróży przez dzikie ostępy wierzchowcami, poruszali się przez puszczę z subtelnością armii krasnoludów. Wszyscy byli w pełni tego świadom, acz nie mogli już nic więcej zrobić, bez pozbywania się potrzebnych w podróży zwierząt. Zapasy, które przydzielono każdemu przed opuszczeniem wioski, ledwo wystarczały na kilka dni dla całej grupy, zaś obładowane nimi konie same w sobie mogłyby stać się pożywieniem, gdyby sytuacja tego wymagała. Wizja zabitych wierzchowców, za które kapłan zapłacił z własnej kieszeni, nie podobała się Lambertowi, lecz zdawał sobie sprawę, że w trudnych warunkach polowych może nie być innego wyjścia.


Po godzinie drogi, wędrowcy wyszli z przerzedzonych przez topory mieszkańców Krausnick rejonów Lasu Cieni, w bardziej mroczne i gęsto zarośnięte tereny. Ścieżka przed nimi wiła się pomiędzy zakrzaczonymi pagórkami, aż w końcu opadła w dół niewielkiego wąwozu, na skraju którego wznosiły się wysokie dęby, które niemalże całkowicie przesłoniły dostęp światłu słonecznemu.
Krople deszczu spadały z liści prosto na przedzierających się przez zarośla członków wyprawy, mrożąc im kark swym lodowatym dotykiem. Nawet bez tego szli z gęsią skórką, krzywiąc się na każdy nienaturalny szmer czy grzmienie nieodległej burzy, zupełnie nieprzyzwyczajeni do swojego otoczenia.
Brat Lambert już od dłuższego czasu szedł ze swym oburęcznym młotem przewieszonym przez ramię, jakby oczekiwał zasadzki w każdej chwili. Wśród ciasno ściśniętych ze sobą chłopów, tylko Daniel i Albert wydawali się w miarę pewni swego. Widok ich poważnych, skupionych na czekającym ich zadaniu min poniekąd dodawał otuchy pozostałym członkom wyprawy. Nawet przyzwyczajony do uroków miejskiego życia Wilhelm, czuł się jakby pewniej w ich otoczeniu.

Drwal Magnus, wraz z towarzyszącym mu łowcą Klausem i pochodzącą z odległej Norski wojowniczką Lexą, szedł na samym czele pochodu, jakieś sto metrów dalej od reszty towarzyszy. Był to dystans na tyle odległy, że odgłosy przedzierających się przez las wędrowców nie mogły zdradzić ich pozycji, a zarazem na tyle bliski, że byliby w stanie usłyszeć ich ostrzegawcze okrzyki.
Klaus rzadko zapuszczał się tak daleko od wioski, lecz mimo to czuł się w dziczy jak w swoim żywiole. Poruszał się z czujnością drapieżcy, zarazem zdradzając w swych ruchach pewność siebie, co było wynikiem wieloletniego doświadczenia.
Tuż za nim kroczył potężny Middenlandczyk, na którym żadna puszcza nie robiła wrażenia. Las Cieni przemierzał już nie pierwszy raz, aczkolwiek nigdy wcześniej nie przedzierał się przez jego serce, co samo w sobie było wyzwaniem dla niejednego odważnego człowieka. Na jego szerokich plecach, zawieszony został, w wykonanej ze skóry pochwie, kunsztownie wykuty zweihänder, który był dumą lokalnego kowala, Lobena. Nieboszczykowi ten zacny kawałek żelaza już nigdy by się nie przysłużył, natomiast dla ocalałego z pogromu drwala mógł stanowić różnicę między życiem, a śmiercią.
Ostatnia z trójki zwiadowców była Lexa; kobieta o ostrych rysach twarzy i wysportowanemu ciału, stworzonemu w jednym celu - by zabijać. Niewiele było rzeczy, które mogłoby ją przestraszyć, a na pewno nie należała do tego grona kupa drzew, która zewsząd ją otaczała, ani kryjące się w zakamarkach lasu tajemnice. Pewnie przedzierała się przez wystające na ścieżkę zarośla i choć w przeciwieństwie do reszty zwiadowców nie szła pochylona blisko ziemi; poruszała się przy tym niemalże równie bezdźwięcznie. Odpowiadało jej to towarzystwo, pomimo, że w jej mniemaniu wszyscy z nich cuchnęli wieśniackim gównem. Ale przynajmniej tym razem nikt się nie odzywał…


Minęła kolejna godzina odkąd wędrowcy opuścili spalone Krausnick, a pozostawiony przez najeźdźców trop jakby rozpłynął się w powietrzu. Klaus, który przed wejściem do puszczy bez trudu wytropił zwierzoludzi, tym razem musiał przyznać przed samym sobą, że nie ma pojęcia dokąd zmierza. Szli wytyczoną ścieżką na ślepo, prowadząc za sobą resztę towarzyszy w nadziei, że niebawem natrafią na ślady świadczące o obecności tych dzikich bestii. Tak się jednak nie stało, a czas spędzony na błąkaniu się po lesie niebezpiecznie się wydłużał. Chcieli już zawrócić i zarządzić postój, kiedy nagle usłyszeli przed sobą mrożący krew w żyłach pomruk, który po chwili umilkł równie nagle jak się pojawił, zostawiając ogarniętych trwogą zwiadowców w niemalże kompletnej ciszy.
Poza przyśpieszonym biciem serca, które pompowało krew z taką prędkością, że ich uszy wydawały się pulsować, słyszeli jedynie odległe odgłosy nieuchronnie zbliżających się towarzyszy. Klaus powoli napiął łuk, który niespodziewanie głośno zatrzeszczał w proteście, sprawiając, że łowca soczyście przeklął pod nosem. Stojący u jego boku zwiadowcy wolnym ruchem dłoni zaczęli sięgać za plecy po broń, bacznie rozglądając się dookoła, spodziewając się w każdym momencie ujrzeć wyskakujących z urwiska ponad nimi zwierzoludzi.

Niespodziewanie czerwony błysk ślepiów pojawił się w zaroślach przy zakręcającym przed nimi szlaku. Chwilę później dwa kolejne ogarnięte nieposkromionym głodem pary oczu ujawniły się w jego otoczeniu, błyszcząc w mroku złowieszczą, szkarłatną poświatą.
Klaus wycelował w ich stronę strzałę, mierząc na wysokość głowy ukrywającej się wśród liści bestii. Dłonie samoczynnie zadrżały, lecz łowca nie był pewien, czy to dlatego, że łuk został napięty do granic możliwości, czy winnym był strach, który obudził się w jego sercu. Nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego.

Z krzewów przed nimi wyłonił się upiorny kształt przypominający wilka, lecz zarazem będący czymś znacznie groźniejszym. Długie, liczne kły zdobiące potężny pysk, który zdradzał przewlekłe mutacje, zaprzeczały wszystkiemu, co w świecie zwierząt było uznawane za normę. Rozmiarem bestia również imponowała i była znacznie większa od nawet najbardziej wyrośniętych przedstawicieli gatunku psowatych. Swą masą mogła dorównać rosłemu knurowi, a była znacznie dłuższa od niego; z pyskiem zdolnym zmieścić w swym wnętrzu ludzką czaszkę.
W chwili, gdy przerośnięty wilk wyłonił się z zarośli, zwiadowcy usłyszeli głośny szelest po obu stronach płytkiego wąwozu i zaobserwowali uginające się pod pędem bestii krzaki. Reszta watahy obrała za swój cel nieświadomych zagrożenia pozostałych członków wyprawy, którzy z trudem przedzierali się przez gęsto porośniętą ścieżkę jakieś kilkadziesiąt metrów dalej.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 09-02-2016 o 05:14.
Warlock jest offline