Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2016, 23:03   #54
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.



~ Ja pierdolę ale syf... Do dupy z takim urlopem! ~ Frank nerwowym ruchem przetarł rękawem spocone czoło. Cały się właściwie spocił jak to momentami do niego w pełni docierało. Tym razem nie z wysiłku a ze strachu. Wcześniej wszystko działo się tak szybko, że nawet ten strach to raczej by pewnie mówiło się, że strach ale bardziej chyba zaskoczenie i niepewność. Gdy tak nie było wiadomo co i jak właściwie wyrwało człowieka ze snu a czasem z namiotu. Ale teraz gdy dojrzał w jakim stanie jest Mount a zwłaszcza to coś tam w lesie, w cale nie tak daleko... No w sumie nie wiedział jak to nazwać. Jakieś zwierzę chyba. Ale co? Jakie zwierzę tak wyglądało? No żadne. I te znikanie jak teleportacja z filmów. I formowanie się.. Z cienia? Bez sensu...

~ Może to jakiś mutas? Z teleportacją... Jakiś eksperyment wojskowy czy co... Zwiał im teraz szalał im po obozie i okolicach. ~ co prawda nie słyszał by jakas armia, nawet ich, miała tak wysoko rozwinięte technologie by tak działała jak widzieli. Ale kto wie co oni mają w tych tajnych labach prawda? Nie na darmo się w końcu nazywały tajne. Jak w tej Strefie 51. Nic tam nie ma, żadna tajemnica, zwykły poligon ale zastrzelą cię jak przekroczyć linię zakazanego obszaru. A w końcu całe mile były tam ogrodzone no to było co przekraczać. A teoretycznie fizyka obrazu mogła pozwalać na takie optyczne znikanie przynajmniej. Teorie już były tylko nie było maszyn by przyoblec to w ciało. Może właśnie komuś się udało? Tyle, że jak na filmach... Nie wszystko poszło widać zgodnie z planem...

---


- Hiuuh... Czasami żałuję, że nie palę... - powiedział na głos gdy już wrócili do ogniska. W jego świetle Mount wyglądał jeszcze bardziej makabrycznie. Kwalifikował się do natychmiastowej ewakuacji do szpitala i to pewnie śmigłowcem jak z tego odludzia i od razu na OIOM. Dobrze, że mieli Connora bo w sumie w pierwszej chwili jak zobaczył krwawy ochłap w jaki zmienił sie ich przewodnik to go zamurowało. Pozwolił się minąć Connor'owi i dość biernie obserwował jak ten przystępuje do pracy. Tak. Naprawdę dobrze, że go mieli. Frank aż bał się mysleć co by było gdyby na przykład padło na niego by próbować ratować kogoś w tak krytycznym stanie. Pewnie nie wiedziałby nawet od czego zacząć. Zresztą... Ta cała krew w świetle latarek, porwane ubranie i śpiwór, pokaleczone ciało, chrypiący oddech Mount'a tak bardzo odmienny od zwykłego, zdrowego nawet zmachanego po wysiłku oddechu. No i ta krew. Sciekająca z krzaków i gałęzi, z liści, zbierająca się przy leżącym przewdoniku na trawie a potem jeszcze na pracujących rękawiczkach Connora. Ocknął się dopiero gdy trzeba było zanieść Mount'a do obozowiska. Złapał swój kawałek do niesienia i pomógł go zanieść ciesząc się, że wreszcie stało się coś co przerwało ten krwawy stupor.


---



- Zwierzę... W sumie... Nie wiadomo co to jest... Zwierzę chyba nie podeszło by nawet do tlącego się ognia... - wskazał na obecnie rozpalone ponownie ognisko. Coś mu świtało, że zwierzaki mają na ogół lepszy węch od ludzi i odstrasza je nawet dym z ogniska póki jest świeże. Raczej mieli świeże ognisko w nocy, i pewnie zapach się unosił ale jakos nie odstraszyło to tego czegoś. Ale kto wie? Może żywego ognia się jednak obawiało to coś? Tylko czy to było zwierzę? Jak to jakis eksperymentalny mutasowy potwór to w sumie chuj wie... Ale co by szkodziło spróbować? Ogień dawał przynajmniej ludziom ciepło i światło. Potrząsnął w końcu głową. Trzeba było się wziąć w garść! Bo się zapowiadała długa noc. Albo bardzo krótka choć wówczas pewnie już im to nie będzie robić różnicy.

- Connor, ty lepiej zostań i trzymaj się blisko Mount'a. - poparł wniosek strażaka w tej materii. W końcu poradził sobie dotąd świetnie w tak kryzysowej sytuacji i na razie nie widział kto by mógł go zastąpić. Ale co mu szkodziło zapytać. - Ktoś jeszcze zna się na niesieniu pomocy? - rozejrzał się po jeszcze rozświetlanych światłem ogniska twarzach.

- Bear lubisz łowić ryby tak? Super. Znasz się na rozpalaniu ognisk? Słuchaj jak znasz jakieś sztuczki jak podtrzymać ten ogień to się chłopie nie krępuj. - wskazał na ognisko. Miał nadzieję, że jąkała zna jakiś trik poza standardową procedurą dorzucenia drewna do ognia. A z kupki co ją uzbierali wcześniej z John'em zostało już niewiele. Ale zbierali przecież na jeden wieczór do posiedzenia przy ogniu a nie na cała noc.

- Angie, robiłaś te kolację. Była super masz do tego rekę dziewczyno. Ale zostały ci może jakieś przyprawy? Zwłaszcza ostre. Pieprz, papryka, curry... Coś w ten deseń. Mozna by rozsiać wokół obozu. Może jesli nie osłabi naszego zapachu i tej całej krwi to choć odstraszy. Każda chwila jaką dzięki temu zyskamy czekając na świt jest cenna. - zaczał mówić do siostry Bruce'a ale potem powiódł spojrzeniem także po innych. Musieli zacząć cos działać a nie jak ta skośnooka laska Bruce'a. No panikowała pieknie. Nic tylko położyć się i pieknie umrzeć. Za kurwę nędze nie uśmiechał się taki scenariusz Jacksonowi.

- Słuchajcie ognisko zaraz zgasnie. Sami widzicie ile zostało drewna. Zgaduję, że wasze telefony i lapy też nie działają tak jak i mój. Mamy więc problem bo nikt nie wie co się tu stało. I nie będzie wiedział pewnie przez tydzień bo tyle miał trwać ten spław. Więc raczej nie zaczną nas szukać wcześniej niż za te 6 dni. Dlatego musimy nadać sygnał SOS. Gdziekolwiek. Jesli ktos ma jakąś opcję nadawania przez radio czy krótkofalówkę w telefonie albo czymś takim to jest świetna okazja by tym poszpanić. To mogłoby uratować nie tylko Mount'a. - przedstawił jak widzi sprawę. Bez sygnału na zewnątrz świata byli w tej dziczy zdani sami na siebie. I to nie tylko na tą noc ale i parę nastepnych dób. Chyba, że natrafią na jakichś ludzi co na szlaku turystycznym w końcu aż tak niemozliwe nie było. Można też było spróbować dojść do tych indiańskich rodzin o których wspominał Mount ale to pewnie z rana.

Powiedział swoje ale dumał co dalej. Ta rakieta z rakietnicy Bear'a była niezła. Przynajmniej z zaskoczenia. Nie było jednak wiadomo co ostatecznie odstraszyło stwora. Zaskoczenie, huk, swiatło czy ciepło. Miał nadzieję, że swiatło. Wówczas to co mówił Connor miało sens. Starczyłoby jakiekolwiek źródło światła jak na przykład lighstick czy latarka. Gorzej jesli chodziło o żar i ogień. Drewna już prawie nie było a do świtu jeszcze kawał czasu. Nie było mowy by starczyło. Widząc jak reszta ochoczo wyznaję wiarę w samozbierające się modele drewna nie zostawało zbyt wiele opcji. Potrzebowali czegokolwiek byle starczyło do rana. Ten Polak cos mówił o pójściu ale Fran nie był pewny czy po pojawieniu się stwora to oświadczenie nadal było aktualne. ~ No chuj... Samo się nie zrobi... ~ pomyslał smętnie. Pokręcił jeszcze raz głową, przetarł rekawem czoło i westchnął cicho.

- Idę po drewno. Wątpie czy bez ognia damy radę. Ale samemu ciężko mi będzie zbierać i filować na to chujostwo. - powiódł wzrokiem po wycieczkowiczach. Connor raczej odpadał ze względu na opiekę nad przewodnikiem. Na tą skośnooka widzac co odstawia nie liczył. Bear coś niechętny był opuszczania ogniska od początku nie Frank nie sądował by zmienił nagle zdanie. Ale może ten Nick chociaż jak mówił to się poczuje gdy zobaczy, że nie lazł by sam. A jak nie to trudno. Spróbował by sam.

Nie zamierzał jednak iść na pałę. Skończył spokojnie ubieranie się i wyjął resztę lighsticków. Po namysle wziął ze sobą trzy i jeden rzucony w stwora wcześniej co spadł między namiotami. Chemicze światło paliło się parę godzin i żażyło dalsze kilkanascie. Była realna szansa, że będzie się świecić do rana. Podumał jeszcze chwilę nad detalami planu. Postanowił użyć trzech w tym jednego już odpalonego wcześniej. Chciał je rzucić trochę od obowzowiska. Łaził tam przecież wieczorem z John'em to pamiętał gdzie leży coś do spalenia. Przecież wcześniej nie dali radę zwlec wszystkiego. Wokół takiej "kopalni drewna" zamierzał rzucić swoje lighsticki. Powinny dać okrek światła wokół co by lepiej widziec jesli coś by się próbowało przedostać do Frank'a. Sam mógł sobie przyswiecać latarką. - Hej Connor, pożyczysz czołówkę? Przydałaby mi się. - spytał strażaka. Bo ze stosem drewna czy ciągnąc czy mając na klacie to jego wetknięta w klatę "L-ka" mogła mieć ograniczone pole oświetlenia no a wolał mieć wolne dłonie.

Plan w sumie opierał na improwizowanym założeniu, że stwór ma obawy przed oświetlonymi obszarami. Lighstick'i dałyby jakis margines bezpieczeństwa no i trudniej byłoby stworowi przekraść się niezauważonym do Frank'a. Ten w razie czego miał jeszcze latarki, zwłaszcza jesli strażak pożyczyłby mu tą swoją. Jeśli zaś tylko ogień no to zostawało się modlić by ostrzeżony przez aurę chemicznego światła i miał nadzieję życzliwych i czujnych towarzyszy będzie miał szybszy sprint niż to coś. Ale we dwóch czy nawet rzech byłoby łatwiej. Wówczas przynajmniej jeden mógłby mieć baczenie z latarą na pogrążony w ciemnościach las kryjace się w jego mroku istoty.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline