Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2016, 23:34   #108
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Dzielnica przemysłowa zasługiwała na swą nazwę. Nieustannie, bez względu na pogodę, pulsowała rytmem pracy ludzi i maszyn. Ci pierwsi dokonywali aktu kreacji mozolnym wysiłkiem mięśni i ścięgien, maszyny zaś siłą pary i tłoków. Oba organizmy żyły w symbiozie, ale to na ludziach praca wyciskała mordercze piętno... Często zdarzały się wypadki, których najłagodniejszymi konsekwencjami były kalectwo i trauma... Denis niejednokrotnie widział okrutnie poparzonych wrzątkiem i paskudnie pokiereszowanych zębami trybów. Bóg maszyn zdawał się sycić bólem i krwią swoich wyznawców, którym mylnie wydawało się, iż niepodzielnie panują i sprawują kontrolę nad wynalazkami.

Arcon zamiast podziwiać stocznie i imponujące kadłuby parowców, skupiał się jednak na innym, bliższym sercu widoku. Karmił zmysły całkowicie pochłonięty nowym kombinezonem. Zdawkowo odpowiadał na pytania Malfoya i Papugi. Ożywił się jedynie, kiedy inżynier wypytywał go o możliwe osiągi akwalungu. - To zależy głownie od człowieka w środku.. - wyjaśnił rzeczowo. - ale myślę, że w tym skafandrze zanurzyłbym się nawet na osiemset stóp... - Oczywiście w odpowiednich warunkach... - natychmiast zaznaczył poławiacz. Malfoy chrząknął tylko i pokiwał głową nie wiadomo czy z dezaprobatą, czy z uznaniem, zaś Papuga wpatrywał się w lurkera z rozdziawionymi ustami. Ta liczba wyraźnie nie mieściła się w pojmowaniu świata przez młodego majtka z załogi Casimira. Zakładając, że potrafiłby odliczyć do choćby jej ułamka...

Tłumek ludzi gęstniał wokół nich niczym smog nad kominami fabryk. Widok mężczyzn ciągnących wózek z nietypowym kombinezonem skutecznie zwrócił uwagę postronnych. Ci którzy mieli przerwę w pracy nie omieszkali wykorzystać jej, aby popatrzeć z bliska na niespodziewanych gości. Plotka szybko rozniosła się po okolicznych warsztatach. Niebawem jakiś majster nagabywał Denisa do zanurkowania po cenny element konstrukcyjny, który przez zaniedbanie jego ludzi spoczął na dnie basenu. Wykonanie repliki trwałoby kilka tygodni, a zlecenie nie mogło czekać. Obiecywał solenną wypłatę, która jednakże nie skusiła nurka. Robotnicy i cechowi przypomnieli sobie również o wielu miejscowych legendach. Według ich opowieści, dno było zasłane skarbami niczym podłoga okruchami ze stołu. Z tym, że owy stół należał do bogatej familii...

Przygotowania dłużyły się Denisowi niemiłosiernie, ale miał do czynienia z nowym sprzętem. Wszystkie elementy należało sprawdzić kilka razy. Poza tym jego pomocnicy nie byli tak biegli w lurkerskim rzemiośle jak nieodżałowany wuj Louis... Grymas bólu na chwilę opanował twarz młodzieńca, wnet jednak spokój Noasa wygładził powstałe zmarszczki. Arcon był pewien, że krewny znalazł ukojenie w jego królestwie, a przede wszystkim jest wolny od cierpień doczesnego świata.

Tłumek gapiów już począł się niecierpliwić, kiedy wreszcie Denis wstał i skierował się wolno w stronę najbliższej drabinki. Wyglądał jak opancerzony wojownik, który ma zamiar stawić czoła któremuś z mitologicznych, podwodnych stworzeń czyhającemu w zielononiebieskiej toni. Brakowało mu tylko trójzębnego ostrza... Już z krawędzi nadbrzeża pomachał zgromadzonym na brzegu, wzbudzając aplauz, szczególnie wśród umorusanych małolatów. Dla nich jestem bohaterem... - pomyślał.
Nie rozczulał się jednak zbyt długo, magnetycznie przyciągany przez ukochany żywioł. Z nieukrywanym podnieceniem zameldował Malfoyowi:
- Gotowy! Świetlik rusza na rekonesans! Popukał w reflektor, który rozjarzył się białym światłem.
Pierwszy dotyk wody niemalże wyczuwalny na opuszkach palców, mimo grubych rękawic, sprawił iż świat poza nim przestał się liczyć. Słowa Malfoya docierały do niego, jak przez jakąś niewidzialna barierę.
- Powodzenia i nie trać oddechu...

Kłębowisko różności na dnie było owocem burzliwej przeszłości Antigui, a głównie temperamentu jej mieszkańców. Nożowe rozprawy nie należały do rzadkości, świadczyły o tym towary rozsiane na podwodnej tacy. Stąpał po niej, co rusz mamiony odblaskiem błyskotek, lecz nie było wśród nich takich, które zdołałyby go skusić. Przyjemność z nurkowania zastępowała wszystkie inne i była największą nagrodą. Jeszcze niedawno żegnał się przecież ze światem żywych toczony zarazą, teraz na powrót cieszył życiem i zrezygnowałby zapewne z zatopionego kruszcu, z największej kopalni na Serpens...
O kruchości żywota przypomniał mu widok kościstego nieszczęśnika, który dał się ponieść chciwości...



Denis nie zamierzał powtórzyć jego błędu... Cierpliwie eksplorował podwodne miasto, które nadbudowywało się na zalanych piwnicach i ruinach. Trzy swoiste ulice zapraszały do odkrywania tajemnic. Nęciły niczym ladacznice, opierające się o ściany w kuszących pozach. Sięgały zapewne dalej niż wyobraźnia poławiacza... Zastanawiał się, czy sam w tej chwili nie stąpa po czyichś grobach i domach? Ileż powodzi, ileż tragedii? I kolejne Pomroki, walące się ściany pokryte niezdrowym nalotem...
To miasto ma zgniłe fundamenty... - pomyślał lurker. - To one zatruwają dusze i ciała mieszkańców... Nikt nigdy nie podjął trudu oczyszczenia... Jaki kataklizm ostatecznie pogrąży to siedlisko grzechu? - myślał w tej chwili jak nawiedzony kapłan i miał dziwne projekcje... Zadźwięczała znajoma nuta...

Do rzeczywistości przywołał go tubalny głos Malfoya. Lurker zerknął na podwodny kompas. Znajomość własnego położenia była gwarancją, że nie straci orientacji w nieznanym otoczeniu. Zamierzał skierować się do "odnogi inżynierów", bo wszak jeden z nich był przyczyną dzisiejszej wyprawy. Arcon sam tego nie przyznał, ale stawał się przesądny...
- Zbadam jeszcze najbliższą okolicę... - zakomunikował, siląc się na spokojny ton. - i zabiorę coś na pamiątkę...
 
Deszatie jest offline