Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2016, 08:33   #29
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
4: Co to za mroczny osobnik i za czym przyszedł do osady?

Juna po dwóch spokojnych tygodniach pełnych sukcesywnych łowów i ćwiczeń magii wypełnionych niepowodzeniami musiała znowu zmierzyć się z potęgą weteranów. Tym razem moc jednego z nich dosłownie ją przytłoczyła, nie mogła bowiem uciec z jej zasięgu, a i również nie rozumiała, co to wszystko ma znaczyć. Czy nie mieli być sprawdzani dopiero za dwa tygodnie? Co ona miała teraz zaprezentować, skoro nie umiała uwolnić nawet ani jednej iskry, nawet bez oków?
Dotychczas za radą Cedila próbowała wszystkiego, co pojawiło się w tym śnie, o którym mówiła. Cebrzyk wody nie ukazał żadnych cudów. Woda nie zmieniła się w bimber. Wodna roślinność miała gdzieś starania Juny wpływania na nią w jakikolwiek sposób. Pora wieczorna też niczego nie zmieniła. Żabki też kumkały na marne starania Juny. Nie nauczyła się oddychać pod wodą. Nie umiała niczego formować z wody. Z ciemnością było tak samo - to nie był jej żywioł, nie czuła w jego kierunku żadnej chemii.
A może sen związany z przeprawianiem się przez rzekę w nocy nie był TYM snem? Juna popadała w panikę. Jeśli nie przypomni sobie szybko więcej szczegółów czy też może prawdziwego snu, to trafi niebawem do kopalni na resztę życia. Chociaż może to i dobrze - nie będzie zabawką na arenie. Nie będzie musiała nikogo zabijać.
A może złapali ją przez pomyłkę? Nie, to co to mówił Cedil zaprzeczyłoby temu pytaniu - przeklęci wyczuwali się na morgi i łany. Nie mogliby złapać zwykłego człeka ot tak. Chyba że magom coś się ubzdurało - to by wyjaśniało, co ona tutaj robi. Tylko w czym ona zawadziła magom, jeśli nie byłaby przeklętym? Nie potrafiła sobie przypomnieć, w czym mogła im podpaść. Przed trafieniem do Przechowalni wszystkie jej wspomnienia z przeszłości stały się jedną wielką czarną dziurą. Mimo że dwoiła się i troiła, pamięć ani trochę nie wracała. Czarna mgła wcale nie sprawiała, że Juna poczuła się lepiej - wręcz przeciwnie, zaczęła się trząść ze strachu. Nie sądziła, że tak pomyśli, lecz przerażający staruch znalazł sobie godnego rywala.
Potem okazało się, że na śmierć sobie jeszcze poczeka.
Acz najwyraźniej wybór, w które łajno ma wpaść, sam za siebie zdecydował.
Demoniczny jegomość może i był niezłym spowiednikiem, za to Juna była dobitnie kiepskim pokutującym. I to takim milczącym pokutującym. Nerwy sprawiły, że zgubiła resztę i tak marnego, ubogiego, niewyćwiczonego języka i nie była w stanie cokolwiek z siebie wydusić. Tak więc przez dłuższy czas w osobistej ciemności panowała cisza.
Mrok nie był zwykłym brakiem światła. Niósł ze sobą jeszcze jedną właściwość. Uspokajał i rozluźniał, a wręcz odbierała władzę nad ciałem i ogłupiała umysł. Świadomość mieszała się z podświadomością, wszelkie niedostępne obszary umysłu stawały otworem, a te, które były dostępne znikały za murem nie do przejścia.
- Nie bój się. Przypomnij sobie.” - te dwa słowa telepały w umyśle Juny. Dziewczyna nie bała się. Nie mogła.
Nie mogła się bać. Nie mogła sobie też tym bardziej przypomnieć, jaki sen miała sobie przypomnieć. Pierwszy: że łowi ryby, a złowiła wielką kałamarnicę. Nie, to nie ten. Straszny staruszek przyszedł w nocy i roztopił wszystkim głowy. Nie, to też nie był ten sen. Że Cedil zmienił się w wilkołaka i ścigał ją przez cały las… nie, to nie ten. Że w karczmie urządzono wielki bal… nie, to też nie to. Że nadeszła wielka powódź i wszystko się zatopiło… Wciąż nie to.
Było coś, co ciągle jej umykało. A może ona... wcale nie chciała tego tykać?
Musiała wejść w obszar ciemności, który pełnił rolę początku tego całego zamieszania. Wówczas nie spodziewała się zobaczyć osobników odzianych w czarne zbroje z piórami. Blondynkę, która ginie pod ostrzałem magicznych pocisków. Czarnego rycerza ze strzałą wystającą z przerw przyłbicy. Agonalne wrzaski, trzaski ogni...
To miał być ten sen?! Nie, nie chciała w to uwierzyć. Nie chciała tego oglądać. To było tak prawdziwe… a może rzeczywiście to była prawda?
Miała się nie bać, a wstrząsnęło ją to bardziej niż miało na celu.
- Nie chcę… - mamrotała Juna. - Nie chcę tego. Odejdź ode mnie - bełkotała.
- Spokojnie, spokojnie… ” - szeptała mgła. “ - To już było. To nie wróci.
Złe wspomnienia stawały się przytłumione. Znikały w zakamarkach umysłu. Nie o nie się tutaj rozchodziło. Trzeba było szukać wcześniej, przed tym… tym czymś.
Juna jednak wciąż była wstrząśnięta. Siłą szukała tego snu, ale nie miała już najmniejszej ochoty, by mieć do czynienia z tym osobnikiem. Nie pomagało jej też to, że dalsze obrazy przedstawiały się podobnie. W tych obrazach nigdzie jej nie było. Później było lepiej. Widziała ludzi, rzucających sieci do wody. Wyciągających ryby. Potem zobaczyła blondynkę, która - zabrawszy łuk i strzały oraz sidła z ganku lepianki - pobiegła rankiem do lasu. Ale to wciąż nie było to. W tych obrazach nigdzie nie widziała samej siebie. Ani jednego znaku jej istnienia.
- Było? Więc rzeczywiście tak było? - pytanie zostało zadane drżącym głosem. Czy ze strachu, czy z narastającego gniewu, nad tym nawet nie myślała. Ale jeśli to wszystko stało się naprawdę, jeśli osobnik rzezią na wieśniakach nazywał czymś spokojnym i traktował to jak zwyczajną walkę kogutów… Juna zaczęła powoli rozumieć, ale nie to, co było jej snem, a to, dlaczego tak naprawdę weteranów darzy taką niechęcią.
Oni się niczym nie różnili od tamtych najeźdźców. Dla nich życie ludzkie tak samo było nic nie warte, tak samo do starcia na proch, dla zabawy.
Co z tego, że nie chodzili w czarnych zbrojach i czarnych piórach. Zło zawsze było złem, nieważne, czy to stroiło się w gęsi puch czy pawie piórka.
Mrok stracił uspokajające właściwości. Czy gniew Juny przezwyciężył tę moc, czy to dziwny osobnik przestał jej używać nie dane było dziewczynie stwierdzić. Bowiem na ściance jej więzienia pojawił się dziwny obraz. To była ona… nie. Nie ona. Jakaś dziewczyna niezwykle do niej podobna. Nie miała tatuażu. I jej oczy… już widziała gdzieś je. A raczej jedno z nich. Na własnej twarzy…
To była ta sama blondynka, która najpierw zginęła na miejscu, ciosana magią przez kilku osobników z wronimi piórami. Ta sama, która wypuściła strzałę w kierunku jednego z Czarnych Skrzydeł. Która wybierała się do lasu z łukiem - najpewniej po raz ostatni. Nadal jej sen się nie wyjaśnił, ale wyjaśniło się coś znacznie ważniejszego niż jakieś głupie nocne majaki. Z jakiegoś powodu Junie zrobiło się na chwilę przykro. Potem panowała cisza. Poszukiwanie Snu zostało w tym czasie przerwane. Juna wzięła głęboki wdech. I tak parę razy.
- Dziękuję, już sobie przypomniałam, po co tutaj jestem - orzekła do jegomościa. - i chyba nie potrzebuję już pańskiej pomocy.
- Nie przypomniałaś sobie snu, tylko swoją przeszłość.” - wyszeptała mgła. “ - Myślisz, że jesteś wyjątkowa? Że oni skrzywdzili cię bardziej niż innych?
- To nieważne, czy jestem wyjątkowa i czy mnie ktoś skrzywdził - odparła Juna. - Było coś wyjątkowego, a twoi pobratymcy to zniszczyli.
- Moi? Mylisz się dziewczyno. To nie byli moi pobratymcy. To byli nasi pobratymcy. Jesteśmy tacy sami. Różni nas jedynie liczba zgonów, które oglądaliśmy. ” - wyszeptał mrok “ - Jeśli chcesz się zemścić, jeśli chcesz coś zmienić musisz przypomnieć sobie sen. Inaczej twoja droga skończy się w kopalni. Mogę zostawić cię w spokoju jeśli tylko chcesz, jednak możesz tego żałować. Wybór należy do ciebie.
- Mylisz się, panie, że jesteśmy tacy sami. Wszak to ty nazwałeś rzezią bogom winnych mieszkańców “czymś spokojnym” - odpowiedziała dziewczyna, w której coś pękło. - Nie jesteśmy tacy sami, bo nie uważam, że zabijanie kogokolwiek ot tak to jakakolwiek gratka czy coś spokojnego - ciągnęła dalej, przy okazji zdziwiła się swoją nagłą gadatliwością, którą na co dzień nie grzeszyła. - i to nieważne, czy tych zgonów był jeden czy wiele.
Zapanowała cisza zakłopotania. Trwała ona dobrą chwilę.
- Nie nazwałem żadnej rzezi czymś spokojnym… To ty miałaś się uspokoić by przeszłość nie wzięła nad tobą góry.” - odparł nieznajomy przez swoją mgłę. “ - To Ty starasz się przedstawić coś czego nie rozumiesz w jak najgorszym świetle. Ale niestety dla ciebie to nie jest takie proste. I im szybciej to zrozumiesz tym lepiej.
- Owszem, nazwałeś.
Juna nie wiedziała, co ją bardziej złości: czy to, że nieznajomy starał się jej wmówić coś zupełnie innego, starał się z niej zrobić kretynkę czy starał się usprawiedliwiać to, co zrobiły Czarne Skrzydła.
- A czy nie miałam się zagłębić w przeszłość, by poznać swój sen? - spytała, dalej była zagniewana i z trudem teraz nad sobą panowała. - Więc wytłumacz, dlaczego tak się stało, jak się stało, bo nie rozumiem.
- Nie, nie nazwałem. ” - cały filar zadrżał od energii, a w umysł Juny wlała się fala niepokoju. “ - Nie wmawiaj mi dziecko czegoś, czego nie zrobiłem.” - po chwili wszystko się uspokoiło. “ - Chcesz bym ci wytłumaczył, proszę bardzo. Oni zginęli przez ciebie. Bo stanęli w twojej obronie. Ponosisz taką samą winę za ich śmierć, co ci, którzy ich zabili. Gdyby nie ty, oni być może dalej by żyli. A czemu tak się stało? Bo tak skonstruowany jest świat. Potężniejsi od nas o tym decydują i my nic z tym nie możemy zrobić. Bo wolimy myśleć tylko o sobie.
W Junie się zagotowało. Jasne, bo młody szlachcic sam chciał, żeby to starzec roztopił mu głowę. Chłopi sami prosili, by ich pomordować.
Wszyscy są winni, bo druga strona lubi mordować kogo popadnie.
- Mieszkańcy nie zdecydowali o tym, że twoi pobratymcy woleli ich zabić na miejscu, bo wcale nie musieli ich zabijać. Mogli po prostu ich ogłuszyć, a mnie pojmać, a jednak zdecydowali się ich zabić. To tylko moja nic niewarta opinia nic niewartego pyłu. Jeśli ci mieszkańcy chcieli mnie chronić, mimo wszystko, to znaczy, że są tym bardziej wyjątkowi - dodała oschle.
Nie miała już najmniejszej ochoty ciągnąć dalej tej konwersacji. Skrzywiła się na słowa tego dziwnego jegomościa. Był potężny, istotnie, to nie ulegało najmniejszej wątpliwości i Juna nie zamierzała tego kwestionować. Natomiast to, że wciąż starał się usprawiedliwić ludobójstwo, zadecydowało o tym, że dziewczyna mimo wszystko, nie zamierzała całkowicie poddać się tutejszym zasadom. Pierwszy raz od dłuższego czasu straciła nad sobą panowanie. Musiała się uspokoić, żeby nie zarobić magiczną lancą w głowę, ale nie chciała też mieć z tym gościem ani trochę do czynienia.
- Sami też decydujemy, w jakiej sprawie wolimy działać - dodała już nieco spokojniejszym głosem. - A jeśli moje moce miałyby być wykorzystane do niszczenia innych, to może faktycznie kopalnia będzie lepszym wyjściem - orzekła sucho na koniec, starając się bronić na swój sposób przed wpływem białowłosego. Nie chciała już z nim rozmawiać. Co będzie, to będzie.
Nie wierzyła w to, ale staruszka nie będzie już uznawała za najstraszniejszego osobnika na wyspie.
- Mając wybór, umrzeć lub zabić nic nieznaczącą dla ciebie osobę, co byś wybrała?” - osobnik najwyraźniej nie miał zamiaru wdawać się w pyskówki z Juną. Już nie zamierzał jej przekonywać, że to co zrozumiała, niekoniecznie było tym, co on przekazał.
Juna też nie chciała wdawać się w pyskówki. Jegomość mówił tylko o zabijaniu, mordowaniu czy niszczeniu innych i nie widział w tym nic złego.
- Nie ma czegoś takiego jak nic nieznacząca osoba - odparła. Nie chciała już z nim rozmawiać, więc pomyślała o prośbie, żeby czarownik skończył już tą bezsensowną gadaninę.
- Gdyby więcej ludzi myślało jak ty… świat byłby dużo lepszy. Uważaj byś tego tutaj nie straciła. ” - wyszeptała mgła, która po chwili zniknęła. Nieznajomy pożegnał się z nowicjuszami i zniknął.
Juna upadła na ziemię, starając się oddychać głębiej. Nie wierzyła, że to koniec i że wyszła z tej swoistej opresji cało. Liczyła w pewnym momencie na to, że czarownik ją zmiecie na czerwoną miazgę, bo nie zgadzała się z nim w wielu kwestiach. Przecież ona nic nie znaczyła w tym świecie, była świeżo upieczonym kotem. Jak tamten jegomość jej odpuścił? Przez dłuższą chwilę nie kontaktowała ze światem. Wielu przeklętych już się ogarnęło i powstało na nogi, ale Juna czuła się tak przytłoczona, jakby grawitacja zwiększyła swoją moc wielokrotnie. Serce waliło jej jak głupie, w głowie jej kołatało, a nogi chyba zmieniły się w grudy ołowiu. Nie docierało do niej, kto jej pomaga wstać, czy pomaga wstać… tak, to Cedil pomagał jej powstać. Ten fakt dotarł do niej dopiero po chwili.
- Coś ci chyba rozmowa nie wyszła, chodź pomogę ci zanim ktoś zauważy. Gdzie cię zanieść? - chłopak jak zwykle stał koło niej, nie przejmując się jej milczeniem.
- Gdzie chcesz - Juna wychrypiała te słowa słabym głosem.
- Gdzie chcę… - głos blondyna rozmarzył się. - Skoro nalegasz. Trzymaj się. - Cedil wziął dziewczynę na ręce i ruszył ku skraju wioski. Gdyby Juna była w pełni sił, zauważyłaby, że chłopak zdawał się nie rejestrować jej wagi. Szedł normalnym tempem, przynajmniej do chwili zniknięcia z oczu pozostałym. Później krajobraz się rozmazał.
Nie wiedziała jak długo ją niósł, ani gdzie konkretnie. Gdy zatrzymał się, znaleźli się w miejscu, którego nie spodziewała się na wyspie.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/ab/d7/89/abd789824cbb26a0470b0ebfd52e18eb.jpg[/media]

Znaleźli się na polanie. Co prawda bez kwiatków, ale i tak wyglądała wspaniale. Promienie słońca gdzieniegdzie przebijały się przez drzewa. Juna była prawie pewna, że ptaki śpiewały na gałęziach.
- I jak się podoba? - zapytał Cedil, dalej trzymając ją w ramionach.
- ...Ładnie tutaj - Juna z trudem wydukała odpowiedź.
Powoli docierało do niej, że jest już w miarę bezpieczna. Wracała do pełni swoich zmysłów, z czasem jednak też coraz bardziej uświadamiała sobie, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazła, a piękny krajobraz momentami wyostrzał jej poczucie beznadziejności.
W uszach natrętnie brzęczały jej słowa białowłosego, że to przez nią tamci ludzie zginęli.
- Pójdziemy coś połowić? - po dłuższym milczeniu Juna spytała się zachrypniętym głosem. Bolało ją gardło, bo za wszelką cenę starała się nie płakać. Chciała robić cokolwiek, żeby nie myśleć ciągle nad tym wstrząsającym przeżyciem, jakiego doznała dzisiaj.
- Jesteś pewna, że chcesz łowić, a nie wsadzić głowę pod wodę i przytrzymać? - Cedil wyraźnie martwił się o dziewczynę. - Jeśli potrzebujesz odpoczynku mogę zająć się pracą, a ciebie zostawię w jakimś bezpiecznym, odosobnionym miejscu.
- To odpocznę… a potem pójdę łowić - stwierdziła Juna.
- Jaki krajobraz preferujesz?
- ...Obojętnie… byleby nie wioska i wieża tego… - przytkało ją na chwilę. - Tego, no… - nie była w stanie się wysłowić, więc wymigała, że chodzi jej o władcę ciemności. Teraz jeszcze ciężko się jej myślało nad czymkolwiek.
- To może tutaj cię zostawić… tylko na jakimś drzewie? Nie spadniesz?
- Nie obiecuję.
- Radzę obiecać, bo cię przywiążę i nie będziesz mogła się ruszać. - rzucił Cedil, uśmiechając się lekko.
- Rób jak uważasz - stwierdziła nader obojętnie.
- Skoro nalegasz. - Juna po chwili znalazła się wśród konarów drzewa. Została przywiązana do pnia (cholera wie, skąd chłopak wziął linę) ale nie na tyle mocno, by nie móc się wyswobodzić w razie potrzeby. - To miłego odpoczynku.
- Hmmm - mruknęła bezbarwnie. Nie oporowała, jak Cedil ją przywiązywał do drzewa. Jeśli odejdzie, to przynajmniej nie zginie z jej winy.
Nikt nie będzie ginął przez nią.
Ptaszki śpiewały, sarenki wyszły na polanę poskubać trawkę - szkoda, że Juna zostawiła łuk w wiosce, miałaby co do jedzenia i na handel. Panowała iście sielankowa atmosfera zupełnie nie pasująca do miejsca i samopoczucia dziewczyny. Cała ta sytuacja zaczynała ją tylko drażnić.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline