Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2016, 10:22   #55
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
- Nic wielkiego - odpowiedziała na pytanie swego jeźdźca.
Bo i w istocie plan był wyjątkowo prosty. Wejść, zabić króla, uwięzić rzekomego maga i zakończyć inwazję Darren. Rubin nie widziała niczego trudnego w owych zamierzeniach. No, może jedynie kwestia odpowiednio widowiskowego wprowadzenia owych planów w życie. Z tym jednak smoczyca bez wątpienia mogła sobie poradzić. W dodatku nie powinno to wymagać aż takiego wysiłku.
- Wejdziemy głównym wejściem - oświadczyła, skupiając spojrzenie na Garecie i obdarzając go szerokim uśmiechem.
- Domyślam się, że nigdy nie wchodzisz tylnym wejściem - skomentował Garag. - Co zrobimy z tą przeszkodą? - Spojrzał na straże, stojące przed wspomnianym wejściem.
- Poprosimy, by nas uprzejmie przepuścili? - zapytała, wyraźnie rozbawiona takim pomysłem. Cóż, nikt by później nie mógł zarzucić im braku dobrego wychowania.
- Bez wątpienia jeśli się ładnie uśmiechniesz, to cię wpuszczą. - Garet nie spuszczał oczu ze strażników. - Nie wiem jednak, czy mój uśmiech wystarczy, by osiągnąć to samo.
- Oj, nie doceniasz walorów odpowiednio gorącego uśmiechu, Garecie - Rubin zachichotała niczym młódka, którą jednak nie była. Nic nie mogła poradzić na to, że pomysł, który zrodził się w jej głowie, wprawiał ją w wyśmienity humor. - Jestem pewna, że gdy się nieco postarasz, będziesz w stanie każdego przekonać, by zrobił dokładnie to, na co masz ochotę.
Ostatnie słowa wypowiedziała będąc już w drodze do upatrzonego celu. Oj tak, cierpliwość zdecydowanie do cnót smoczycy nie należała.
Garet bez wahania podążył za nią, chociaż jego pewność zdecydowanie nie była taka wielka, jak ta, jaką prezentowała Rubin.
Ta zaś, po drodze pozbywając się hełmu, ze słodkim uśmiechem na ustach podeszła do najbliższego strażnika.
- Mój towarzysz i ja chcemy widzieć się z królem i Yagmurem. Czy moglibyście nas przepuścić, proszę - dodała owe, przez niektórych uważane za magiczne, słowo. Jej wiara w to, że spełnią jej życzenie była taka jaką mieć powinna, czyli zerowa. Skoro jednak rzekła, że poprosi, to nie mogła przecież zaniedbać owego drobnego szczegółu.
"Mamy ważne wieści o smoku", chciał dodać Garet, lecz okazało się jego pomoc do niczego nie była potrzebna. Strażnicy spojrzeli na Rubin, jakby po raz pierwszy w życiu widzieli kogoś o zielonych oczach i rudych włosach.
- Tak, milady - powiedział jeden z nich. - Zaprowadzę. Proszę za mną.
Usta Rubin ułożyły się w wyrażające wielkie zaskoczenie O. Szybko jednak się zmitygowała. Z pewnością darreńczycy aż tacy głupi nie byli i za owym zaproszeniem kryła się rozrywka. To, że w ich mniemaniu miała ona być jedynie po ich stronie, było jedynie drobnym szczegółem, o którego błędności, Rubin postanowiła ich nie powiadamiać. Odwróciła się za to do Gareta.
- Widzisz - oświadczyła, puszczając do niego oczko. - Pełna kultura.
- My, Darreńczycy, znani jesteśmy z kultury - odparł z (udawaną) dumą Garet.
- Oczywiście, oczywiście. Czy ja coś mówię? - zwróciła się do strażników, z olśniewającym uśmiechem zdobiącym jej twarz. - Nigdy w to nie wątpiłam. Panowie prowadzą, troszkę mi spieszno - ponagliła, nie czekając jednak i ruszając w stronę wejścia.
- Tędy proszę. - Strażnik wyprzedził ją. - Tędy.
Ruszył w stronę schodów, przy których dwaj oficerowie kłócili się zażarcie o to, który z nich powinien poprowadzić atak na Cyr.
Strażnik zasalutował, ale nie zatrzymał się, stawiając nogę na pierwszym stopniu. Oficerowie byli tak sobą zajęci, że nawet nie zwrócili uwagi na Rubin. W przeciwieństwie do sporej gromadki kręcących się po parterze wojaków różnych rang.
Co jednak ani trochę nie przeszkadzało smoczycy. Jakby na to nie spojrzeć, bycie w centrum uwagi było dokładnie tym, co lubiła najbardziej. To, że zapewne będzie musiała pozbyć się owych widzów, większej różnicy jej nie robiło. Nawet krótka uwaga była lepsza niż jej całkowity brak.
- Gdzie to ukrywa się dzisiaj Yagmur? - zapytała ich przewodnika.
Strażnik obrzucił ją posępnym spojrzeniem.
- Nie wiem - odparł. Z tonu łatwo można było się domyślić, ze wolałby się z magiem nie spotykać.
Kolejni strażnicy, udający posągi, stali przed drzwiami, ku którym skierował się ich przewodnik.
- Do króla - powiedział.
Rubin okrasiła te słowa kolejnym uśmiechem.
- Król wezwał maga. Musicie poczekać - odezwał się jeden z posągów.
- Idealnie - ucieszyła się smoczyca. - Będę miała obu w tym samym czasie. Wspaniale się składa, prawda? - Garet otrzymał kolejne mruknięcie, po którym Rubin ruszyła do przodu, ignorując strażników.
- Ej! Dokąd? Nie wolno...! - Trzy głosy zabrzmiały niemal w tej samej chwili.
"Posągi" ożyły, usiłując stanąć między drzwiami a Rubin.
Była to nader głupia decyzja. Gdy smoczyca czegoś chciała, to to brała. Był to naturalny bieg rzeczy, praktykowany przez jej ród od wieków. I nie miało znaczenia, w jakiej skórze przebywała. Delikatny ruch dłoni przywołał oba ogniste węże, które jednak zamiast w stronę strażników powędrowały do drzwi, spalając je zanim smoczyca do nich doszła.
- Drzwi są przecież otwarte - oświadczyła strażnikom, złośliwie szczerząc zęby. Jej wierni, ogniści towarzysze otoczyli ją niszcząc przy okazji barwy darreńskiego królestwa. Nie wydały się dłużej potrzebne. Na audiencję u króla w zupełności powinien wystarczyć jej zwyczajowy strój.
Strażnicy, królewska gwardia, powinni być wybierani z najlepszych i cieszyć się nie tylko sprawnością w walce, ale i wspaniałym refleksem. Ten jednak zawiódł i nim gwardziści zareagowali, Rubin zdążyła przekroczyć próg, stając oko w oko z trzema strażnikami, tworzącymi coś na kształt muru między nią a królem. Kolejni czterej pilnowali pleców króla, a następni dwaj, stojący w rogach pokoju, podnosili kusze, gotowi zabić każdego, kto śmie zakłócać spokój władcy.
Był też i mag, bo nikim inny, nie mógł być wysoki człek w czarnym płaszczu, który na widok Rubin chwycił za krótką, kościaną na oko różdżkę.
- Zhanesie, Yagmurze - przywitała interesujące ją osoby, przystając i obdarzając zebranych lekkim skinięciem głowy.
- Królu Zhanesie! - warknął właściciel tego imienia. Zerwał się z ozdobnego fotela, udającego tron.
- Przynajmniej jeszcze przez chwilę - zgodziła się z nim Rubin. - Od jakiegoś czasu czekałam na to spotkanie. Jak miło, że zrobiłeś mi tą przysługę i sam przybyłeś do Aden.
- Brać ją! - wrzasnął Zhanes. Najwyraźniej nie był w nastroju do wymiany uprzejmości. Albo też (co głosiły plotki) zawsze był z uprzejmością na bakier. - Zabij ją! - polecił Yagmurowi,
- Ten szarlatan miałby zabić mnie? Zabawne - prychnęła smoczyca, napełniając swe węże mocą wystarczającą by spopielić cały budynek, gdyby naszła ich taka ochota. Kilku ludzi nie stanowiło dla niej żadnego ryzyka. Nie gdy była gotowa by zabić.
- Raiona riri! - Yagmur machnął różdżką i między nim a Rubin pojawił się lew o czarnej grzywie. - Raiona riri! - powtórzył mag i do lwa dołączył jego brat-bliźniak.
Lwy przeciwko jej wężom… Gdyby chociaż były stworzone przez smoczą magię wody… Tak zaś staną się jedynie ciekawym dodatkiem do spożytego przez nią wcześniej posiłku.
- Nie przyzwiesz swojego smoka, Yagmurze? - Zapytała Rubin, pozwalając własnym tworom pełznąć po podłodze w stronę nowych przeciwników. Strażnikami się nie zajmowała, zostawiając ich Garetowi.

Smocze ostrze w dłoni Gareta spisało się jak należy, bez trudu przebijając się przez paradną zbroję jednego strażnika.
Nim kolejny zdążył zaatakować, Garet przywołał swego feniksa, który runął na najbliższego wroga, pozbawiając go na wieki możliwości oglądania świata.
Jeden z bełtów przemknął tuż obok głowy Gareta i wbił się w ścianę komnaty. Drugi kusznik wziął na cel Rubin, lecz pocisk, chociaż bez problemów przebił cienką tunikę, nie przebił się przez kolejną przeszkodę - smoczą zbroję.
To jednak i tak smoczycy się nie spodobało. Jeden z węży, tan który znajdował się bliżej strzelającego, przyspieszył i wystrzelił w jego stronę wbijając się w ciało. Strażnik mógł sobie mieć zbroję, jednak ta nie chroniła każdej części jego ciała. Ognisty twór z kolei był dość elastyczny by znaleźć odpowiednie dojście i zakończyć żywot nieszczęsnego celu wypalając go od środka ku uciesze tej, która owego węża stworzyła. Uznając, że nie chce się jej marnować więcej czasu niż to wszystko było warte, przyzwała trzeciego. Ten zajął się okrążaniem sali i wyłapywaniem tych, którzy chcieli z niej uciec. Pierwszy zaś zabawiał się lwami. Wedle zdania Rubin wybór tych zwierząt był głupotą. Wszyscy wiedzieli, że dzika zwierzyna boi się ognia, a właśnie ten żywioł zapanował w sali.
- Król! Strzeżcie króla! - Z korytarza dobiegły spóźnione odrobinę okrzyki.
Garet pozbawił życia kolejnego gwardzistę, po czym wysłał feniksa, by ten na kilka chociaż chwil powstrzymał ewentualne posiłki.
O skuteczności tego posunięcia świadczyło kilka pełnych przerażenia okrzyków, które wzmogły się, gdy się okazało, że ostrza nie robią krzywdy ognistemu ptakowi.
- Król i tak zginie, lepiej ratujcie swoje życie - oświadczyła Rubin. - Pozwolę odejść każdemu, kto wykaże się inteligencją i odstąpi. Każdemu poza Yagmurem - dodała.
Czy król cieszył się aż taką miłością swych poddanych (w tym i gwardzistów), tego Garet nie wiedział, w każdym razie w sali nie znalazł się ani jeden człowiek, który by się zdecydował przyjąć ofertę Rubin.
Smoczyca jedynie wzruszyła ramionami. Dla niej było to obojętne.
- Garecie, przygotuj się na wyjście - poinformowała jedynie swego jeźdźca, oceniając wielkość sali, w której się znajdowali. Na upartego smok by się w niej mógł zmieścić, a ona bez wątpienia była uparta.
Łatwo było powiedzieć, nieco trudniej zrobić. Garet właśnie zmagał się z gwardzistą, do którego dołączył kusznik, który wymienił kuszę na bardziej przydatny miecz, a krzyki dochodzące od strony korytarza świadczyły o tym, że wyjście tą akurat drogą może być nieco utrudnione, nawet w towarzystwie ognistych stworów.
Ale, o czym dobrze wiedział, Rubin bywała uparta. Jak przystało na smoka.
- Którędy? - spytał, parując cios i pakując stopę smoczej stali pod żebra swego oponenta.
Smoczyca wskazała na okna. Tamtędy najłatwiej będzie się przebić. Zanim jednak…
- Chcesz króla żywego, czy jego też upiec? - Zapytała, zupełnie jakby siedzieli sobie w saloniku i omawiali listę dań na zbliżające się przyjęcie.
- Po co mi król? - pytaniem odpowiedział Garet. - I tak nikt go nie lubi.
Zhanes do tego czasu pojął, że sytuacja nie jest dla niego zbyt korzystna, więc przepychając się z magiem schował się za tronem, swych ludzi wysyłając na spotkanie z ognistymi wężami.
- Wolałam zapytać zanim go zabiję - oświadczyła, przywołując do siebie dwa z trzech węży, które kotłując się zaczęły tworzyć wokół niej ognisty wir, który miał za zadanie nie dopuścić do niej nikogo.
- Głowa by się przydała - poprawił się Garet.
- Słyszałeś? - Rubin zwróciła się do króla, którego co prawda nie widziała, ale wyczucie go nie było znowu takie trudne. Zbliżając się do tronu uwolniła oba węże i otoczyła nimi zarówno mebel jak i tych, którzy próbowali się za nim schować. - Obawiam się, że mój towarzysz chciałby abym skróciła cię o głowę, Zhanesie. Co ty na to?
- Jestem królem! - ryknął Zhanes. - Nie wolno ci! Jestem królem! - powtórzył niczym magiczne zaklęcie, mające go chronić przed wszelkimi przeciwnościami losu. - Jego zabij! - Pchnął w stronę Rubin maga, który mamrotał coś pod nosem. Z jego różdżki zaczął się wydobywać ciemny dym.
- A ja królową - odparła Rubin, uśmiechając się złowróżbnie. - I nie martw się, jego też zabiję.
Różdżki miały to do siebie, że zwykle tworzone były z drewna. Niezbyt rozsądne, w przypadku przeciwnika, który nie dość że takowego elementu wyposażenia nie potrzebował, to na dodatek władał ogniem. Rubin nie chciała zabijać maga od razu. Miał dla niej istotne informacje o tym, skąd wziął jajo smoka. Jeżeli jednak innego wyjścia mieć nie będzie… Cóż, jeden więcej, czy jeden mniej… Jej oczy zalśniły żądzą mordu, a ciało przeistoczyło się by przybrać naturalną formę. Ci, którzy mieli pecha, zostali zgnieceni przez smocze łapy. Ci, którzy mieli go nieco więcej zostali odepchnięci i zablokowani między jej ciałem, a ścianami. Garetowi pozostało jedynie tyle miejsca by wspiąć się na siodło i nisko pochylonym, czekać na dalsze poczynania swojej smoczycy. Ta zaś złapała króla w paszczę, a maga w szpony. Potężne uderzenie ogona, zabiło kolejnego gwardzistę i wyrwało sporych rozmiarów dziurę w ścianie, na której pyszniły się zdobne okna. Szkło i drewno wyprysnęły na rynek, niczym deszcz zalewając tych nieszczęsnych, którzy znaleźli się w zasięgu. Głośne krzyki i pierwsze, nieco bardziej świadome informacje o tym, co było powodem całego zamieszania, żegnały opuszczającą ratusz Rubin. Smoczyca nie czekała na to, by żołnierze w pełni doszli do siebie. Miała to po co przybyła, a musiała wszak myśleć także o dobru swego jeźdźca. Uderzeniem skrzydeł odepchnęła tych, co bardziej odważnych i wzniosła się w powietrze.
~ Czy to było wedle ciebie z wystarczającym przytupem, czy mam się nieco bardziej postarać? ~ zapytała Gareta, ignorując wrzaski maga. Przynajmniej król siedział cicho, no ale to nie powinno dziwić. Martwi zwykle nie byli zbyt chętni do wydawania z siebie zbędnych dźwięków.
~ Wystarczająco ~ odparł Garet, pospiesznie zapinający pasy i równocześnie spoglądający w dół, chcąc się zorientować, jakie działania podejmą Darreńczycy.
Zatoczyła jeszcze jeden krąg nad Ores, na wypadek gdyby jej towarzysz miał ochotę ustrzelić tego czy owego ze strażników zajmujących swe pozycje na blankach, po czym obrała kierunek mający zawieźć ją ku Cyr. Należało wszak ogłosić odpowiednio śmierć władcy Darren.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline