Connor pożyczył Frankowi czołówkę i w wolnej chwili wyciągnął z plecaka zwykłą latarkę. Późniejsze słowa towarzyszy sprawiły, że aż uniósł wysoko brwi. Nie wierzył, po prostu nie wierzył.
- Jakbyś nie zauważyła, to Mount wciąż żyje. Ledwo, ale żyje. A cuda się już zdarzały na tym świecie - rzucił szorstko do Angelique. - Poza tym nikt nie może być pewny tego, że jak to coś dostanie Mounta, to resztę zostawi w spokoju! Póki jest choćby cień szansy, że John przeżyje, to trzeba walczyć o jego życie, a nie oddawać go temu stworowi w celu kupienia sobie spokoju. I to pewnie chwilowego. Jesteśmy cywilizowanymi ludźmi, do cholery, a nie barbarzyńcami!
Gdy pojawił się przy nim John i wyszeptał mu do ucha swoje zdanie na ten temat, Mayfield zmarszczył brwi i spojrzał ochroniarzowi prosto w oczy. Choć tamten był większy, to strażak nie wyglądał na takiego, co by się go bał.
- Jeżeli Wellex sam nie poprosi, żeby go dobić, to będziemy walczyć o jego życie - rzucił ściszonym głosem do Smitha. - Nie nam decydować, czy będzie żył, czy umrze. Nie jesteśmy Bogiem.
Był oburzony i zniesmaczony takim zachowaniem, ale to potwierdzało tylko starą tezę o tym, że w chwilach zagrożenia to z ludzi wychodziły najgorsze potwory. Ciekawe, czy oni chcieliby być na miejscu Mounta i być "złożeni w ofierze" i czy tak samo by się zapatrywali na wyższe dobro drużyny, godząc się na pożarcie żywcem.