Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2016, 22:31   #2
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
“To musisz być ty”.
Słowa Light’a jeszcze przez jakiś czas wisiały nad nią jak ciemna chmura. Nienawidziła opuszczać Vegas i wiedział o tym, a jednak to jej, kurwa, zlecił to zadanie. Pewnie, łechtało to mile, tylko… Tylko co z tego, skoro wystarczyło, by postawiła stopę poza miastem, a wszystko to, czym ono było i co znaczyło, szlag trafiał. Opuszczanie swojego terenu było niebezpieczne i z innych powodów. Szczególnie na tak długi czas. Pewnie, mogła liczyć na to, że wszystkim zajmą się jej ludzie, ale, kurwa, nie miała gwarancji, że będzie do czego wracać. Prędzej jednak dałaby sobie odciąć język, niż sprzeciwić Light’owi. Zawdzięczała swoją obecną pozycję tylko temu, że była niezawodna. Oboje o tym wiedzieli. On korzystał, ona też. Wszyscy byli, kurwa, szczęśliwi.

Nóż raz po raz odbijał neony gdy bawiła się jego ostrzem. Uniesiona brew Diabła nie doczekała się odpowiedzi. Cadillac sunął leniwie, wioząc oboje do Heaven. Trzeba było wszystkim się zająć, a na głowie wciąż miała parę spraw, które muszą zostać dopięte zanim zniknie z radaru. Burdelem zajmie się Brzytwa. Mogła jej zaufać, przynajmniej w tym stopniu, by po powrocie nie zastać śmierdzącej ruiny. Rączka przejmie resztę interesów. Ustawi go odpowiednio, strachu nie było.
Heaven lśnił, swym blaskiem ściągając klientelę. Główne wejście stanęło przed nią otworem, wpuszczając do świata, który był jej królestwem. Już sam zapach poprawiał humor. Uważnym wzrokiem zmierzyła dziewczyny, sprawdzając przy tym, czy klientela bawi się dobrze. Szczęśliwi przepuszczali więcej, a interes kwitł. Suwak nie tkwił na swojej pozycji więc pewnym było, że zalicza którąś laskę. Facet nigdy nie miał dość. To między innymi było powodem wiecznej wojny, którą toczyli ze sobą on i Brzytwa. Przez chwilę rozważała, czy nie zabrać i jego ze sobą, jednak byłby to tylko zbędny kłopot. Diabeł zawsze jej wystarczał i póki co nie widziała powodu by sądzić, że tym razem będzie inaczej. Mogła się jednak mylić.
Drzwi do tej części Heaven, która była jej gniazdkiem, były uchylone. Sądząc po odgłosach, znalazła Suwaka. Przewróciła oczami i pchnęła je, otwierając w pełni.


- Hej, Aniołku! - Wyszczerzona i nieco spocona twarz ochroniarza przywitała ją, unosząc się znad sofy, na której posuwał którąś z młodszych dziwek. Panienka miała nie więcej niż piętnaście lat, ale w tych czasach to był wiek w sam raz by zacząć. Heaven oferowało pełen zakres usług i najwyższą jakość. Miejsce to było oczkiem w głowie Eden i jednocześnie jej bazą. To stąd załatwiała większość interesów dla Light’a. Oczywiście tych, które nie wymagały jej osobistego doglądnięcia. Nic więc dziwnego, że był to najlepszy burdel w okolicy. Sama dobierała do niego panienki i z pewną przyjemnością przyglądała się, jak Suwak testuje towar, zanim ona puszczała go na pokoje. Ta, którą miał właśnie pod sobą, pojawiła się jakiś tydzień wcześniej i wpadła mu w oko. Najwyraźniej nie miała nic przeciwko temu. Eden nie poznała jeszcze takiej, co by miała. Sama jednak nigdy nie skorzystała z jego usług. Trzeba było mieć jakieś granice, a jej standardy były w tej kwestii kurewsko wysokie. Co nie znaczyło, że nie mogła skorzystać z tego, że akurat ma go pod ręką.
- Gdzie Brzytwa? - zapytała, kątem oka obserwując Diabła, który napełniał dwie szklanki. Zawsze wiedział czego jej potrzeba…
- Z Dziargą, a gdzie by miała być… - Jego ruchy przyspieszyły, a mała zaczęła jęczeć. To, że jej partner zamiast na nią, patrzył się na Eden, chyba jej nie przeszkadzało. Eden z kolei wysiliła się na półuśmiech, myślami przechodząc do nieobecnej parki. Dziarga miała jej strzelić kolejny obrazek. Trzeba to będzie odłożyć…
Niedbałym ruchem zsunęła szpilki z nóg. Na spotkania z szefem musiała włożyć nieco więcej wysiłku w to, jak wyglądała. Gdyby w tych samych ciuchach wyszła poza centrum, efekty mogłyby być ciekawe, ale raczej nie dla niej. Sukienka, którą miała na sobie więcej ukazywała niż zasłaniała, Eden nie musiała jednak kryć swojego ciała. Było zgrabne i odpowiednio opięte przez materiał, by przykuć spojrzenia męskiej części tego pojebanego świata. Przede wszystkim zaś materiał miał co opinać, aczkolwiek daleko jej było do niektórych panienek, które miała pod skrzydłami.
Szklanka pojawiła się przed nią, a ona skinięciem głowy podziękowała Nat’owi i ruszyła na bosaka w stronę biurka, które stało pod oknem. Blask neonu reklamującego Heaven rozjaśniał całe pomieszczenie i wścibiał nos do sąsiedniego, które służyło jej za sypialnię. Nie można powiedzieć, by źle się w życiu ustawiła. Miała ludzi pod sobą - zdecydowanie więcej niż tych, którzy byli nad nią. Zaufanie, jakim darzył ją Light, szło w parze z przywilejami, o których większość mogła tylko marzyć. Niewielu zdawało sobie sprawę, że to jednak nie była bajka. Coś za coś, tak to już było.
Usiadła w fotelu, nogi wywalając na kolana Nat’a, który usiadł na brzegu biurka. Symfonia jęków i dyszenia, które dochodziły do nich z sofy, dotarła do kulminacyjnego momentu, Eden nie patrzyła jednak w tamtą stronę, skupiając wzrok na Diable.


Szare oczy odbijały światło zza okna, sprawiając wrażenie, jakby same świeciły. Wysokie czoło, ostro zarysowane kości policzkowe i lekki uśmieszek w jaki układały się zwykle jego usta. Połączenie budziło niepokój u większości ludzi. To i ten spokój który go otaczał. Jeszcze nie widziała by Diabeł się wściekł, a przynajmniej nie widziała go takim publicznie. Był od niej starszy niemal o połowę i stanowił swoistą ostoję w tym popierdolonym świecie, w którym oboje żyli. Zawsze w pobliżu, gdy go potrzebowała, a niekiedy także wtedy gdy takiej potrzeby nie miała. Ufała mu, a to już wiele mówiło.
- Przysłać ci Brzytwę? - Głos Suwaka wdarł się w jej myśli, wywołując skrzywienie ust, które jednak szybko przerodziło się w lekki uśmiech, gdy odwracała twarz w kierunku dopinającego spodnie faceta. Dziwka zdążyła zniknąć, co akurat Eden odpowiadało.
- Później - odpowiedziała, za co otrzymała wiele znaczące spojrzenie ozdobione widokiem zębów Suwaka. Ruchem głowy wskazała mu drzwi. Będzie jej, cholera, brakowało tego wszystkiego. Miasto było rajem, a ona miała wylądować w piekle. Cóż, przynajmniej Diabła będzie mieć po swojej stronie…
Odczekała, aż ochroniarz wyniesie się i zamknie za sobą drzwi.
- Kurwa… - Pozwoliła sobie na wyjątkowo niepasujący do niej objaw niezadowolenia. Nie znosiła wulgaryzmów, ale czasem nawet ona potrzebowała wyładować nieco energii w odrobinę mniej kulturalny sposób. Dłoń Nat’a zatrzymała się nieco za jej kolanem. Palce jednak wciąż były w ruchu, gładząc nagą skórę.
- Brzmi ciekawie - mruknął, unosząc ciut wyżej kąciki ust.
W nagrodę obdarzyła go słodkim uśmiechem, który, jak doskonale zdawał sobie z tego sprawę, był tylko na pokaz.
- Wyjeżdżamy - poinformowała go wielce wylewnie, jednocześnie przesuwając drugą nogę nieco na bok i upijając łyk ze szklaneczki. Zaproszenie było wyraźne i nie potrzebowało werbalnych dodatków. Diabeł pochylił się sunąc palcami niżej, by po wewnętrznej stronie dotrzeć do uda. Odpięcie pasa przytrzymującego niewielkich rozmiarów nóż, nie zajęło mu wiele czasu. Jakby na to nie spojrzeć, miał w tym wprawę.
- Na długo? - zapytał, biorąc od niej puste naczynie i kładąc na biurku, samemu z niego zsiadając.
- Możliwe - odparła, kładąc dłonie na jego barkach, gdy ten pochylił się nad nią. Uniosła głowę na spotkanie jego ust, nim jednak…
- Ja pierdolę! Mówiłem ci, że zajęta jest! Co ty odwalasz do kurwy nędzy?!
Warknięcie, które wydobyło się z jej ust, nie wróżyło niczego dobrego idiocie, który zdecydował się nie posłuchać Suwaka. Diabeł najwyraźniej podzielał jej myśli, bowiem jego spluwa została wycelowana w drzwi, zanim te w ogóle się otwarły. Pozycji jednak nie zmienił, dzięki czemu mogła zobaczyć jak górna warga unosi się nieco odsłaniając zęby. Błysk w jego oczach składał kuszące obietnice.
- Gówno mnie obchodzi, że zajęta. Pierdol się! - Drzwi z trzaskiem uderzyły w ścianę, pchnięte z użyciem siły znacznie przewyższającej tą, którą powinno się zastosować do ich otwarcia.



- Thomas - Eden odwróciła powoli głowę w stronę wchodzącego i najwyraźniej porządnie wkurwionego brata. To, że na jej twarzy widoczny był uśmiech, mogło sugerować zarówno zbliżający się koniec jego egzystencji, jak i faktyczne zadowolenie z jego odwiedzin. Biorąc jednak pod uwagę, że broń w dłoni Diabła nawet nie drgnęła, na to drugie najmłodszy z braci Ross, nie miał raczej co liczyć.
- Powiedz temu skurwysynowi, żeby mnie puścił! - W głosie Thomasa brzmiał wyraźny rozkaz podbity gniewem. Suwak jedynie mocniej zacisnął swoje łapska na wywiniętym do tyłu ramieniu, uwalniając z ust młodego Ross’a wiązankę, z którą swobodnie mógłby zszokować niejedną z panienek na Stripie. Eden skrzywiła się. Nie tolerowała takiego języka w swoim otoczeniu.
- Powiedz słowo - zaproponował Nat, tuż nad jej uchem. Wiedziała, że kątem oka obserwuje szamoczącego się Thomasa, który jednak nie miał najmniejszej szansy z Suwakiem.
- Kusisz Diable - odpowiedziała, póki co ignorując brata i odwracając się do Nat’a. Ich oczy spotkały się ze sobą i oboje wiedzieli, że to nie ten czas. Dłoń mężczyzny, która wciąż spoczywała między jej udami, przesunęła się nieco do przodu, sprawiając że Eden zmrużyła oczy i rozchyliła usta. Ta zabawa się jej podobała i wiedziała, że nie tylko ona miała teraz dobrą zabawę.
- Co z ciebie za suka?! Pierdolisz się z tym hujem! Jebnię…
Dalsze słowa utonęły w huku wystrzału. Za to właśnie między innymi lubiła Diabła. Zamiast mleć ozorem wolał działać. Biorąc pod uwagę, że nie słyszała jęków, trzeba będzie wymienić dywan albo powiesić jakieś cacko na ścianie, żeby ukryć ślad po kuli. Wiedziała nawet kto pokryje koszta.
- Co cię do mnie sprowadza? - zwróciła się do Thomasa, który poszedł wreszcie po zgubiony po drodze rozum i wtłoczył go do tej swojej pustej głowy. Rodziny się nie wybierało, wiedziała o tym. Trzeba było żyć z tą, którą człowiekowi los zrzucił na głowę. Dało się jednak zrobić z tym porządek, tyle że Eden wciąż miała pewne zastosowanie dla tych darmozjadów i idiotów, którzy mienili się jej braćmi. Dopóki tak było, byli bezpieczni. Nie lubiła marnować towaru, bez względu na to, do czego go stosowała. Czy to dziwka, czy brat… Zasady obowiązywały te same.
Na znak od Eden, Suwak puścił Thomasa i oparł się o ścianę przy drzwiach.
- Rączka nie chce wypłacić za robotę. Jak ty tym syfem zarządzasz, do cholery? - Ross’owi od razu powróciła buta, jak zresztą zawsze. Roztarł ramię i ruszył w kierunku barku, korzystając z zapasów by wspomóc nadszarpnięte ego.
- Wspominał, że dałeś ciała - Diabeł podniósł się i przeniósł za Eden, opierając się o ścianę oddzielającą jedno okno od drugiego. Ona z kolei skupiła pełnię swej uwagi na zaistniałym problemie. Zupełnie jakby w tej chwili potrzebowała ich więcej.
- Nie płacę za źle wykonaną robotę, wiesz o tym - poinformowała po raz setny. Była spokojna i uprzejma, to także nie odbiegało od jej zwyczajowego sposobu przeprowadzania rozmowy. Wściekanie się było takie… oczywiste. - Powinieneś się cieszyć, że wciąż masz tą swoją śliczną twarzyczkę. Zak nie był zachwycony.
- W dupie mam, co myśli ten skurwysyn. Chcę swoje sztony.
Do tępej głowy ciężko było wbić rozsądek. Jeżeli kiedykolwiek było w niej cokolwiek, co można by porównać do rozumu, zostało wypłukane i wypalone. To co zostało, skupiło się na zaspokajaniu podstawowych potrzeb. Panienki, używki, tłuczenie mordy. Wiele do szczęścia nie potrzebował. Problem w tym, że oczekiwał, iż podane mu to będzie na tacy.
- Płacę tylko za dobrze wy…
- Mam to w dupie - przerwał jej, wychylając zawartość szklanki jednym haustem i ponownie ją napełniając.
Uśmiech nie znikał z ust Eden, jednak niebieskie oczy zalśniły gniewem. Nie dość, że praktycznie utrzymywała to ścierwo, to jeszcze śmiał jej przerwać. Oparła łokcie o blat biurka i wsparła podbródek na złożonych dłoniach. Przyglądała się w ciszy jak wypija kolejne porcje jej whisky. Suwak drgnął i poprawił się nieco na swej pozycji. Błysk jego zębów sugerował, że nie może się doczekać, by nauczyć Thomasa odpowiedniego zachowania. Eden jednak czekała cierpliwie, obserwując brata. Jeżeli go teraz zabije, zostawi za sobą niedokończoną sprawę i dwójkę wściekłych, żądnych zemsty Ross’ów. To źle wróżyło jej interesom i interesom Light’a. Bez wątpienia załatwiłby ten problem pod nieobecność Aniołka, jednak mogłoby to zaszkodzić jej pozycji, tym bardziej, że nie wiedziała, jakie efekty przyniesie jej obecne zadanie. Oczekiwanie, że pójdzie gładko, było proszeniem się o poważne kłopoty.
- Diable, wypłać mu - nakazała spokojnie.
Nie umknęło jej zdziwione spojrzenie Suwaka, ani też podejrzliwy wzrok Thomasa. Jej twarz była jednak maską profesjonalnej uprzejmości, którą albo się opanowało w tym mieście, albo nie miało się czego tu szukać. Przynajmniej na tych nieco wyższych szczeblach. Jak cię widzieli, tak cię oceniali. Zalety ducha można było sobie w dupę wsadzić, o ile nie potrafiło się ich odpowiednio sprzedać. Kto jak kto, ale Aniołek wiedziała o tym doskonale i z przyjemnością, podrasowaną wprawą nabytą w ciągu przeżytych w Vegas lat, pływała w tym stawie rekinów. To dlatego ona, mimo iż najmłodsza z czwórki, siedziała za biurkiem, a jej bracia skamleli o resztki, które spadały z pańskiego stołu. Świat nie był miejscem dla nieogarniętych.
Odczekała, aż Nat spełni jej życzenie korzystając z podręcznej kasety. Z pewnym zadowoleniem przyglądała się jak na twarzy Thomasa pojawia się pełen wyższości uśmieszek. Coraz częściej dochodziła do wniosku, że matka się puściła, a ona była tego owocem.
- A teraz wynoś się. Nie chcę cię tu więcej widzieć. Dla mnie już nie pracujesz. Zabierz mi go z oczu. - Ostatnie słowa skierowała do Suwaka, który nie miał nic przeciwko spełnieniu życzenia szefowej.
Gdy drzwi się za nimi zamknęły, tłumiąc nieco protesty Ross’a, odsunęła fotel i wstała. Jeden problem z głowy, kilka kolejnych na niej.
- Kiedy zamierzasz to skończyć? - Pytanie Diabła nie było nowym i nie widziała powodu, by po raz kolejny podawać mu tą samą odpowiedź. Gdy nadejdzie właściwy czas, pozbędzie się całej trójki. Ten czas jednak jeszcze nie nadszedł. Wciąż na swój sposób byli przydatni. Nawet Thomas, mimo że nie zdawał sobie z tego sprawy. Nic tak nie wyłapywało gotowych do zepsucia się jabłek, jak wrzucenie do koszyka jednego, które zaczęło gnić. Była ciekawa, kto skorzysta z okazji by wspomóc młodego Ross’a w dążeniu do zrzucenia siostry z jej fotela. Będzie musiała pogadać z Rączką, by jego ludzie mieli jej braci na oku. Nie zaszkodzi też odwiedzić Yuk’a. Bez wątpienia skorzysta z okazji do wbicia się na teren Diabła i skupienia jej uwagi.
Skoro już o Diable była mowa…
- Znajdziesz Zak’a i powiadomisz go o sytuacji - poinformowała swoją prawą rękę, kierując się do sypialni. - Ma mieć oko na całą trójkę i w razie problemów z ich strony, pozbyć się przyczyny. Wspomnisz mu też, że na jakiś czas znikam z miasta. Powinien dostosować plany do tego i brać pod uwagę, że Light może wyznaczyć kogoś na moje miejsce. Upewnij się, że rozumie, gdzie powinna znajdować się jego lojalność.
Polecenia padały z jej ust, podczas gdy dłonie zajęły się pozbywaniem garderoby. Jako, że wiele tego nie było, to i wiele czasu jej owa czynność nie zajęła. Nie musiała także odwracać głowy by wiedzieć, że Nat stanął za jej plecami.
- Możemy sami się tym zająć - kusił, przesuwając palcami po jej kręgosłupie. - Przecież to lubisz - dodał przenosząc dłoń na brzuch Eden i wsuwając ją między ciało kobiety, a materiał majtek. Przycisnął mocno zmuszając do tego by wypięła tyłek. O tak, Diabeł bez wątpienia wiedział co lubiła.

*****


Znał też swoje miejsce, a tego niestety nie mogła powiedzieć o każdym. Brzytwa jak zwykle zaczęła od progu, zanim jeszcze Eden podniosła na nią wzrok.


- Czy wiesz, co ten idiota odwalił nie dalej jak godzinę temu? I twierdzi jeszcze, że to z twojego rozkazu… - Nie słysząc odpowiedzi, zatrzasnęła za sobą drzwi i ruszyła w stronę biurka by zająć jeden z dwóch fotelu, które przed nim stały. Wyraźnie oczekiwała, że Eden zaprzeczy i będzie mogła kontynuować obrzucanie gównem Suwaka. Aniołek jednak ani myślała się odzywać. Papiery wymagały uporządkowania, zanim zostawi je w rękach Brzytwy. Kopie także, aczkolwiek te wylądują u Light’a. Wszystko musiało się zgadzać, bo tak właśnie funkcjonowała. Niedociągnięcia działały jej na nerwy. Podobnie jak bałagan.
Kolejną rzeczą, którą można było zaliczyć do owych niezbyt przez nią lubianych rzeczy, było trzaskanie drzwiami. Raz - istniało prawdopodobieństwo, że za którymś razem nie wytrzymają one albo framuga. Dwa - odgłos był wyjątkowo donośny, a to źle wpływało na jej nastrój. Może powinna wreszcie zrobić coś z nimi? Wymienić je, dla przykładu. Najlepiej na takie, które w przypadku trzaśnięcia nimi, oddają. Tych jednak, i wiedza ta ani trochę nie poprawiła jej humoru, na zbyciu nie było.
Sally grzecznie poszła po rozum do głowy i siedziała cicho, dopóki Eden nie skończyła.
- Jeżeli chodzi ci o sytuację z Thomasem, to tak, miał moje pozwolenie - odpowiedziała, kończąc sprawdzanie rachunków. Sprzedaż w południowej części znowu spadła, ale to nie będzie już jej problem. Poinformuje o tym Light’a zanim wyjedzie. Jeżeli ktoś wtrącał się w interesy rodziny, szef się tym zajmie szybko i skutecznie. Ona miała inne sprawy na głowie i one były dla niej teraz priorytetowe.
- Ale…
Eden podniosła głowę, mierząc Brzytwę chłodnym spojrzeniem. Tu nie było miejsca na "ale" i najwyraźniej komuś należałoby o tym przypomnieć. Na jej szczęście, Sally nie była głupia, wbrew temu co twierdził Suwak. Gdyby była, to zamiast zarządzać burdelem, dawałaby w nim dupy.
- Przejmiesz Heaven na jakiś czas - poinformowała ją, biorąc do ręki nóż i wysuwając jego ostrze z kabury. Jego dotyk pozwalał zebrać myśli, a te musiały być teraz równo uporządkowane, jeżeli chciała, by wszystko przebiegło bezproblemowo. Czarna klinga ostro kontrastowała z białymi rękawiczkami. Były jednym z jej znaków rozpoznawczych. Białe lub czarne, zawsze na dłoniach. Ściągała je tylko sporadycznie, przeważnie bez świadków. Nie, żeby miała coś do ukrycia. Ot, drobna fanaberia.
- Suwak zostaje tam gdzie jest i po powrocie nie chcę słyszeć o żadnych problemach, czy to jasne? - Wbiła spojrzenie w brunetkę, która przed nią siedziała. Nie musiała zadawać tego pytania, jednak i tak je zadała. Lojalność była dla niej niezwykle istotna, a zdrada nietolerowana. Ci, którzy sądzili, że mogą sobie na nią pozwolić, dołączyli do licznego grona duszyczek, które nie doczekały kolejnego dnia w Vegas. Eden eliminowała ich sama, uważając to za swoisty punkt honoru.
- Jak słońce - Sally skinęła głową, obdarzając młodszą od siebie kobietę uśmiechem. W gronie zaufanych pracowników Aniołka nie było nikogo, kto plasowałby się wiekowo poniżej dwudziestki. Dziargi nie można było liczyć, bo ciężko było ją nazwać zaufanym pracownikiem. Była ich maskotką i specem od obrazków.
- Powiedz Dziardze, że po powrocie będę miała dla niej robotę.
- Zrobione. - Słowu towarzyszyło kolejne skinięcie, kolejny uśmiech i uniesione brwi, na które Eden odpowiedziała lekkim ruchem nadgarstka, wskazując nożem drzwi. Pytania były zbędne. Brzytwa wiedziała, że informacje tyczące się celu wyjazdu Aniołka nie są przeznaczone dla jej uszu. Należało znać swoje miejsce, szczególnie w Vegas. Nieodpowiedni ruch i było sobie życie…

*****


Nim Diabeł do niej wrócił, zajęła się wszystkim, co było do zrobienia. Torba była spakowana, sprawy zamknięte, a przynajmniej zostawione w stanie względnie bezpiecznym. Eden mogła się zrelaksować pijąc swoją whisky i przyglądając się ludziom przemierzającym ulice Vegas, które widziała z okna. Gdy wszedł, nie odwróciła się, raz po raz obijając szklaneczką dolną wargę. Można by pomyśleć, że z jej strony było to zaniedbanie, jednak w słowniku Eden takie słowo nie istniało. Widziała jak parkował, a obliczenie czasu jaki zajęło mu dotarcie na najwyższe piętro, nie było trudne. Poza tym znała go już na tyle, by wyczuć gdy się zbliżał. Można to było nazwać szóstym zmysłem, aczkolwiek w te Aniołek nie wierzyła. Były dobre dla bajkopisarzy, a ona była z tych, którzy twardo stąpali po ziemi.
- Problemy? - zapytała zdawkowo, nie spodziewając się usłyszeć potwierdzenia.
- Żadnych - odpowiedział z jej oczekiwaniami.
Usłyszała jak otwiera lodówkę i wyciąga piwo. Po krótkiej chwili stanął obok niej. Było już późno, a raczej wcześnie, zależało jak człowiek postrzegał pory dnia.
- Pamiętasz małą Sky?
- Mhm -
skinął głową, opierając się udem o parapet. - Puszcza nas za nią?
- Mhm - tym razem to ona ograniczyła się do przesadnie werbalnej odpowiedzi, po której zwilżyła gardło, korzystając z tego, że jeszcze coś zostało w szklaneczce. - Szajba też jedzie - dopowiedziała, gdy przyjemne ciepło rozlało się po przełyku.
- Po jaką cholerę?
Wzruszyła ramionami, tylko nieznacznie się krzywiąc. Obecność najmłodszego z braci Light nie była jej na rękę. Konieczność dbania o jego bezpieczeństwo tylko dodatkowo obciążała ich zadanie, skupiając na sobie część uwagi, jaką Eden mogła wykorzystać na wypełnienie powierzonego jej zadania.
- Coś za tym siedzi?
- Jak cholera -
zgodziła się z nim, odwracając twarz od okna i patrząc na niego. Byli zgraną parą, idealnym duetem. Słabe strony jednego uzupełniało drugie. Znali się z każdej strony i, o ile wiedziała, nie mieli sekretów. Nie żeby od czasu do czasu tego nie sprawdzała. Zaufanie było jednym, rozsądek drugim. Mogłaby z nim w ogień skoczyć. Czy za nim…? Póki co nie było okazji by się o tym przekonać i jakoś specjalnie się jej do takiej nie spieszyło. Wiedziała, że ją obroni w razie potrzeby i nie strzeli jej w plecy. Jak już, to załatwi twarzą w twarz i to sobie ceniła. On z kolei mógł liczyć na takie same względy z jej strony.
Anioł i Diabeł… Vegas dziecinko, to po prostu było Vegas.

*****


Gdy otworzyła oczy, był już ranek, a miejsce obok niej świeciło pustką. Nie było to dla niej nic nowego. Zwykle nie pozwalała by ktokolwiek zostawał z nią gdy odpływała w objęcia Morfeusza. Nawet Diabeł był jedynie sporadycznym gościem w tych chwilach i to tylko i wyłączenie wtedy gdy oboje padali wykończeni. Tym razem tak nie było, co nie znaczyło że Nat’a nie było w pobliżu. Słyszała wyraźnie jak rozmawia z Dziargą w gabinecie. Mała pewnie chciała się pożegnać. Eden czasami miała wrażenie, że dziewczynie przyszło za talent zapłacić rozumem. Nie szkodziło to jednak nikomu, a pozostając pod ochroną Aniołka, Dziarga miała szansę na całkiem przyjemne życie. Nie mówiąc już o tym, że wszyscy lubili tą wiecznie wesołą i pozytywnie nastawioną do życia dziewczynę. Że też takie jeszcze się rodziły…

Była w trakcie zakładania spodni, gdy drzwi się otworzyły i stanął w nich Nat.
- Samochód gotowy - poinformował, przyglądając się jak dopina suwak. Sam był już gotowy do drogi, co świadczyło o tym, że był na nogach już od jakiegoś czasu. Czasami zastanawiała się, czy nie zdążyła się zbytnio od niego uzależnić. To nie wróżyłoby zbyt dobrze ich dalszej przyszłości.
- Dobrze - ograniczyła się do suchego podsumowania informacji i zapięła guzik spodni, a następnie sprzączkę od paska. Wszystko było czarne, bo ten właśnie kolor był jej ulubionym. Krew nie była na nim zbyt widoczna, a biel rękawiczek ostro odbijała się od niego swoją złudną czystością. Brud, który miała na dłoniach był w stanie skalać najbardziej niewinny z kolorów. Chociaż z drugiej strony, słyszała raz że niektórzy uznawali biały za kolor śmierci. Nawet się jej to spodobało. Upodobań jednak nie zmieniła.
- Jak zamierzasz to załatwić? - Zapytał wchodząc do sypialni i zamykając za sobą drzwi. Eden nie do końca spodobał się jego ton, więc obdarzyła go uroczym uśmiechem, który był tak daleko od tego, co wyrażało spojrzenie, jak tylko się dało.
- Spokojnie - uniósł dłonie. - Wstałaś lewą nogą, łapię.
Pokręciła głową, jednocześnie wywalając z niej myśli, które mogłyby podważyć jej zaufanie do Diabła. Teraz musiała je mieć i to pełne. To zadanie stanie się o wiele trudniejsze gdy dorzuci do niego podejrzenia, które nie miały żadnych podstaw.
- Głupie myśli, Nat. To wszystko… - rzuciła otwarcie, powracając do względnie spokojnego stanu umysłu. - Odczekam na właściwy moment i spróbuję wybadać Szajbę. Wątpię jednak żeby krył przed nami o co chodzi. Pewnie odczeka ile się da, tylko po to żeby się podrażnić. Chyba wolałabym, żeby to Michael z nami jechał. Jego łatwiej rozgryźć.
- Pewnie to samo myśli Matthew. - Uwagę tą przyjęła skinięciem głową. Do nosa dotarła jej woń palonego tytoniu. Skrzywiła się nieprzyjemnie. Jej sypialnia była od tego wolna, inaczej za cholerę by nie usnęła. Skoro jednak i tak spać w niej w najbliższym czasie nie będzie, nie widziała powodu by przypominać Diabłowi o tym drobnym szczególe. Oferta podzielenia się nie spłynęła z ust mężczyzny. Eden nie paliła. Piła też tylko okazjonalnie, głównie dla uspokojenia lub gdy sytuacja tego wymagała. Używki przytępiały umysł, a ona lubiła gdy ten pracował na pełnych obrotach, najlepiej 24 na dobę.

Czując na sobie wzrok Nat’a, dokończyła ubieranie. Czarny golf, kamizelka, białe rękawiczki. Przypięła kabury i sprawdziła czy ostrza i pistolet dają się łatwo wysunąć.
- Szykujesz się na wojnę? - Zakpił jej obserwator, wywołując u niej parsknięcie śmiechem.
- Ubezpieczony…
- Żyje dłużej. Taaa, wiem - przerwał jej podchodząc bliżej i odsuwając jej włosy za ucho. - Nie wychylaj się. Robota, robotą ale jak zacznie być gorąco to trzymasz się z tyłu. Ten cały interes śmierdzi, aż mnie na rzyganie bierze.
- Nat…
- Taaa, wiem. Chodźmy znaleźć dupę młodszego Light’a i zrobić porządek z tym, co tam jeszcze sobie umyślał.
Takie nastawienie do sprawy lubiła. Wiedziała przy tym, że on zdawał sobie z tego sprawę. Czasami zastanawiała się po jaką cholerę w ogóle rozmawiali, skoro jedno drugiego znało lepiej niż zawartość własnych kieszeni. Problemem w tym uroczym obrazku był Szajba. Eden była jednak pewna, że i z tym sobie poradzi. W końcu nie na darmo Light wybrał akurat ją do tej roboty.


*****


Początki drogi dało się jeszcze przeżyć. Im dalej jednak, tym było gorzej. Ślad prowadził ich od jednej dziury do drugiej. Może nie wszystkie były skończonymi dnami, ale po mieście neonów ciężko było dostrzec ich urok. Wkroczenie na nieznany teren miało także swoje plusy i zdecydowanie większą ilość minusów. Brak swoich oznaczał niepewny grunt. Zasady zmieniały się w zależności od miejsca, w którym lądowali. Trzeba je było szybko przyswajać albo czekały człowieka kłopoty. Eden nie lubiła kłopotów, wprowadzały chaos do jej świata, a ona lubiła porządek.
Po kolejnych tygodniach spędzonych w drodze i coraz większej odległości dzielącej ją od znajomych terenów, humor miała idealnie pasujący do truchła, które łaskawie podlał Nat, gdy zatrzymali się na poboczu. Była głodna i brudna. Mogłaby zabić za prysznic i szklankę whisky na lodzie. Przynajmniej jednak była okazja do rozprostowania nóg. Nie żeby warunki były niebiańskie, ale przecież nie będzie jęczeć jak pieprzona dziwka.
Wyszła z cadillaca i przeciągnęła mięśnie, a następnie przeczesała błagające o wodę, włosy. Opierając się o maskę, zlustrowała drogę tak przed, jak i za nimi. Jak cholera, to nie było Vegas.
Ignorując Szajbę, który wybrał drzwi przeciwne do tych, które wychodziły na truchło by wydostać się z auta i podarować drodze zawartość pęcherza, odwróciła się do Diabła.
- Ile nam to zajmie? - zapytała. Żołądek dopominał się swoich praw, podobnie jak reszta ciała. Kąpiel, coś na ząb i do popicia, chwila relaksu. Jej wymagania w tej chwili były wyjątkowo niskie jak na standardy, do których przywykła.
Facet wzruszył ramionami nie przerywając zaspokajania jednej z podstawowych podszeb fizjologicznych. Stał zwrócony do niej placami, z głową uniesioną wysoko do góry. Czy kontemplował rozpalone do białości niebo bez ani jednej chmurki, czy na co się on tam do cholery gapił - ciężko było stwierdzić.
- Postój, dojazd, cel główny? - uśmiechu nie widziała, ale słyszała go wyraźnie w wypowiadanych słowach.
- Za dwie, trzy godziny zrobi się ciemno - Chris wytoczył się łaskawie na drogę, kończąc majstrować przy suwaku spodni, a minę miał tak niezadowoloną, że gdyby Eden nie znała go bliżej, uznałaby że oto dzieje mu się wielka i oczywiście niezasłużona w żadnym stopniu i pod żadnym kątem krzywda. - Znajdźmy rozsądną budę i zamelinujmy się na noc. Muszą tam mieć zimnego browara, po prostu muszą. Stawiam na to pełen mag.
- Jestem za - odpowiedziała, obrzucając Diabła nieco gniewnym spojrzeniem, którego i tak nie miał okazji zobaczyć skoro wlepiał ślepia w niebo. Żeby jeszcze jakiś dobry powód do tego miał… - Dziesięć mil to nie tak daleko, a skoro większy grajdół… - Tym razem to ona wzruszyła ramionami. Dwie godziny jeszcze zniesie. Trzy też, ewentualnie. Przed zmrokiem powinni dotrzeć, aczkolwiek Eden wolałaby by stało się to ciut wcześniej. Wolała poznać teren zanim się na nim zatrzyma, a tego po ciemku zrobić porządnie się nie dało.
- Ruszajmy - rzuciła propozycję.
- Zaaaaaraaaaz - ziewnięciu Szajby zawtórował klekot rozciąganych kości. Chłopak przekrzywił szyję raz w jedną, raz w drugą stronę, czemu towarzyszyły kolejne dwa chrupnięcia. Spojrzał na Ross i wydymając nieznacznie usta, rozłożył przepraszająco ręce. - Nie mów maleńka, że ci nóżki nie zdrętwiały od tego siedzenia, bo ja swoich już nie czuję. Zapalmy, pięć minut nas nie zbawi, co nie?
Eden skinęła głową uśmiechając się zdawkowo. Szef chce, szef ma. A że rozciągało się to także na resztę rodziny…
- Nie powinno - odparła. Aby ich zbawić, przynajmniej wedle słów niektórych, nawet wieczność by nie wystarczyła.
Srebrna, grawerowana papierośnica zmaterializowała się w jego palcach, kliknął zameczek i rakotwórczy podobno rulonik powędrował ku spragnionym nikotyny wargom. Diabeł w tym czasie skończył się odlewać, ale łba nie obrócił. Wciąż gapił się gdzieś na zachód, choć już nie w górę, a obserwował horyzont. Nieznośne słońce widocznie przeszkadzało mu w tej czynności, gdyż przyłożył rękę do czoła choć trochę zasłaniając oczy przez piekącym blaskiem.
- Powiesz w końcu o co tak naprawdę chodzi? - zaszczycił młodego przelotnym spojrzeniem.
Ten tylko przewrócił teatralnie oczami i zaciągając się przybrał wybitnie zbolała minę.
- Jak dojedziemy, na wszystko przyjdzie czas. - westchnął ciężko, wydmuchując dym nosem. - Daj się nacieszyć klimatem, sprzyjającymi okolicznościami przyrody. Pokontemplować nad ulotnością i kruchością życia - spojrzał wymownie na dawno nieżywą chabetę, szczerzącą w ich kierunku klawiatruę pożółkłych od słońca zębów - Czymże jest te parę godzin wobec wieczności, Nate? Niczym… puchem. Marnością nad marnościami. - zakończył, kiwając z namaszczeniem czarnowłosą głową.
- Pieprzysz. - jego rozmówcą prychnął, samemu sięgając po papierosy. Chwile grzebał po kieszeniach, finalnie wyciągając komplet wraz z benzynową zapalniczką. Klasa i styl przede wszsytkim.
- Chciałbym. - Szajba przeniósł tęskny wzrok i zawiesił go prosto na Eden.
Aniołek przewróciła oczami, obdarzając Szajbę lekkim, nic nie znaczącym uśmiechem. Nawet gdyby mówił szczerze, a istniała na to jakaś tam szansa, to nie był w jej typie o czym wiedział. Bzykanie się z młodszym Light’em nie wchodziło w zakres jej obowiązków.
- Na wszystko przyjdzie czas - odpowiedziała. - Albo i nie. Lepiej być gotowym na obie opcje.
To, że piła nie tylko do jego wątpliwej ochoty ale i do wcześniejszej wymiany zdań było widoczne, jednak nie na tyle by gryzło. Sama też z chęcią dowiedziałaby się co jest właściwie grane, jednak w przeciwieństwie do Diabła, pytanie wprost nie leżało w jej zwyczaju.
- Nie ma ryzyka, nie ma zabawy - rzucił swoje ulubione powiedzonko, rodem z sali kasyna.
- To nie Vegas - zwróciła uwagę, powtarzając wcześniejsze słowa Diabła, jednak uważając by w jej głosie przypadkiem nie pojawiła się nutka kpiny. Jakby na to nie spojrzeć to jednak mieli do owego Vegas wrócić. - Niepotrzebne ryzyko to tylko proszenie się o kłopoty.
Odkleiła się od maski, ponownie przeciągając i rzucając spojrzenie Nat’owi. Po jaką cholerę zaczynał tą rozmowę akurat teraz - tego nie wiedziała i nie podobało się jej to.
- Wypatrzyłeś coś ciekawego?
- Zasady wszędzie są takie same. My je ustalamy. - Skwitował nonszalancko Chris i pstryknięciem palców posłał prawie wypalonego fajka w powietrze - Co z tego, że nie jesteśmy w domu? Zwalnia nas to od norm i przestrzegania obyczajów? A może mamy wskoczyć w drelichy i zacząć popylać w polu i hodować buraki? - pokręcił z politowaniem głową, wyraźnie rozbawiony koniecznością tłumaczenia rzeczy oczywistych. - Skoro już zaczyna się przepoczwarzanie w robale, aż strach pomyśleć co bedzie dalej. Kościelne kazania, klęczenia na grochu? Robienie dobrej miny, gdy karta nie idzie to podstawa. Myślałem, że skoro Matthew wybrał tak a nie inaczej, jest to wybór sensowny. Szkoda by było wrócić z niczym. - Znów uśmiechnął się z tym fałszywym smutkiem, przechodząc na tył cadillaca i zapakował się do środka.
W tym czasie Diabeł milczał, zastygły w bezruchu na podobieństwo kamiennej figury. Nie ruszyła go nawet kolczasta kulka przesuszonego zielska, która pędzona wiatrem zderzyła się z jego nogą na wysokości zakurzonej cholewy lewego buta.
- Kto wie… - mruknął cicho, gdy trzasnęły zamykane drzwi. - Może nic istotnego, a może kłopoty. Ktoś jedzie, lepiej ruszajmy. Na tej patelni nie ma gdzie się przyczaić, co innego wśród budynków. - Nie musiał mówić nic więcej. Płaska, piaszczysta pustynia nie dostarczała osłon przed ewentualnym ostrzałem, w ogóle była beznadziejnym miejscem na witanie obcych.
Eden skinęła tylko głową. Chris mógł pieprzyć swoje, a ona wiedziała swoje. Czas pokaże, kto lepiej na swojej wiedzy miał wyjść. Jego nastawienie zaniepokoiło ją jednak. Jeżeli wyskoczy z czymś głupim w nieodpowiednim momencie, to wszyscy mogą skończyć wąchając uschnięte kwiatki od niewłaściwej strony.
- Ruszamy - zdecydowała, kierując kroki do drzwi od strony pasażera. Dłuższe stanie i gadanie nie miało sensu. Mleć ozorem można było tak samo sprawnie jednocześnie jadąc. Na wszelki wypadek zanim wsiadła, wyjęła pistolet i położyła go sobie na kolanach, gdy już zajęła miejsce. Strzelec z niej wyborowy nie był ale w tej sytuacji, gdyby co do czego dojść miało, lepiej było trzymać w dłoni coś, co nie wymagało bliskiego kontaktu z wrogiem.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline