Stanie nad kolesiem, do którego jeszcze nie tak dawno strzelało się... tak, to było dziwne. Tym bardziej, że Ortega nie miała go dobijać, tylko posklejać co tam ołowiane kule porozrywały. O ile pacjent okaże się na tyle wredny, by ciągle żyć. Ludzie robili wiele głupot z czystej, niczym niepohamowanej międzyludzkiej złośliwości. Oddychali chociażby, gdy winni leżeć martwo jak na dobre zwłoki przystało.
I roboty przy takim mniej...
- I to niby ma być ten ciężko ranny o którym nadawał Morrison? No chyba nie. - burknęła niechętnie do stojącego obok zastępcy szeryfa, czy tam kogo z nią Ellen posłała. Miejscowy łeb - ta informacja starczała kobiecie aż nadto. Trąciła nieprzytomnego butem i po chwili zwłoki, kucnęła obok domniemanego denata. Może był tak miły i już się przekręcił, jeśli jednak nie... cóż.
- Cosmo! Weź się tu przetransportuj, potrzeba medyka! - monterka wydarła się profilaktycznie, ot by zaoszczędzić czas. Niech młody zasuwa przy swoim niedoszłym mordercy, a jak mu się ręka omsknie, nikt nie będzie miał mu tego za złe. Ona zaś w tym czasie zobaczy czego chciał szturmowiec. Może zmęczenie walką sprawi, że tym razem sklei w końcu japę.
Cuda ponoć się zdarzały.