Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2016, 14:05   #153
AdiVeB
 
AdiVeB's Avatar
 
Reputacja: 1 AdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumny
Post we współpracy z Merillem, Lemim oraz MG.

-Heh, łóżko. - rzuciła Nico.

Gordon ucieszył się na widok tej zabitej dechami wiochy… nareszcie ktoś ich pozszywa, zdejmą przemoczone i cuchnące ciuchy, umyją się i rzucą spać. Rzucił w eter do ekipy:
- Ktoś nas pozszywa? Żebyśmy się nie wykrwawili we śnie… czy idziemy prosto do szeryfa? Może jak nas zobaczy to pośle po jakiegoś medyka… od razu mu powiemy co się stało…

Lynx skierował swoje kroki za resztą, ale w połowie drogi do Łosia przypomniał sobie, że jego graty zostały na posterunku:
- Ja i tak muszę na posterunek, moje bety, tam zostały, w tym łachy na zmianę. Nie orientujecie się, czy Kate jest w mieście? Albo gdzie można dostać czyste opatrunki? - rzucił do Elotta i Saxtona.

- No w dzień kiedy przyjechaliscie do nas co tak raźno nas odwiedziłeś w kosciele to własnie była stypa po naszym jedynym medyku. - odparł cierpko zastępca szeryfa odpowiadając na pytanie Walker’a. - Chyba powinna być. Jeśli jest może was pozszywa. Opatrunki teraz możecie zmienić u nas w biurze. Ale potem najlepiej pójsć do czerwonych by coś od nich kupić. - opowiedział Brian na kolejne pytania od snajpera.

Walker kiwnął głową:
- W sumie moje rzeczy też są na posterunku… To chodźmy najpierw pogadać z szeryfem… namówimy go na załatwienie nam jakiegoś lekarza…

- Nie popadałbym w zbyt wielki optymizm. Oni sami biedują, zwłaszcza po ostatnich atakach gangusów - podsumował go Nataniel. - Jednak szeryf musi się dowiedzieć o maszynach, czy mu się to spodoba czy nie.

Gordon po raz kolejny kiwnął głową i rzucił:
Byłoby sympatycznie gdyby dostrzegł że chcemy pomóc… i że daliśmy się wręcz pociąć dla nich - rozłożył ręce w geście bezradności - jak nie doceni to trudno… mam pewien plan o którym musimy pogadać na spokojnie, najlepiej przy flaszce…

Snajper skinął głową, że się zgadza. Był już naprawde zmęczony i jedyne o czym marzył to łóżko w Łosiu, ale najpierw graty i opatrunki a potem odpoczynek:
- Przez najbliższe parę dni, świata nie zwojujemy w takim stanie -podsumował żałosny wygląd swój i kolegów.

Zabójca maszyn uśmiechnął się i dodał:
To jeszcze nic… bywałem w gorszym stanie… - kiwnął głową na David’a - ten bohater zresztą też… ale jedno muszę przyznać… jeszcze nigdy nie byłem tak przemoczony… i przede wszystkim jeszcze nigdy tak nie cuchnąłem… miejscowi na pewno nie polubia nas bardziej - skwitował bardzo lekkim tonem jakby bagatelizując zarówno stan całej bagiennej ekipy, niechęć miejscowych władz. Walker z reguły był bardzo bezproblemowym człowiekiem, mimo dość… szorstkiego podejścia do wielu spraw. Lubił być przede wszystkim potrzebny. Lubił uchodzić za bohatera i dobrego fachowca z którym się liczą przeciętni zjadacze chleba. Przedwojenny psycholog stwierdziłby że Gordon rekompensuje sobie teraz wiele lat nikczemności i złych uczynków. A poczucie że jest dobry i pomocny bardzo mu w tym pomagało. Kiedy była ważna tylko większa idea walki z Molochem za wszelką cenę… dziś, po wielu latach dostrzega też słuszność walki o jednostkę i o mniejsze dobro.

-Czy to że mamy w mieście wojskowych oznacza że przygotowania na przyjazd gangerów są już nieaktualne? - zagaiła Nico do zastępców szeryfa.

- Dlaczego nieaktualne? - zdziwił się Brian spoglądając na idącą obok Kanadyjkę. - W sumie nie wiadomo czy jeszcze tu są. Mogli pojechać dalej jak popłynęlismy po was. - zadumał się chwilę gdy mówił o obcych dla Cheb zołnierzach z NY.

Gordon wtrącił:
Mocno w to wątpie… coś mi tu smierdzi odkąd tu przybyłem… i nie jest to przemoczony do suchej nitki i walący na kilometr bagnem Lynx… - zerknął na żołnierza i uśmiechnął się mając nadzieję że ten doceni żart - coś się kroi… szkoda że nie wiadomo co… jeśli żołnierze tu jeszcze są to - zerknął na Lynx’a później na David’a - może wypadałoby się z nimi przywitać i pogadać? Może nas nie rozstrzelają za sam zamiar konwersacji?

- Nie wszystko na raz Gordon. Pójdźmy na komisariat, zdamy raport - skomentował Lynx spoglądając po chwili na Briana - albo Wy zdacie, naszym słowom mógłby szeryf nie uwierzyć. Jak macie coś do opatrzenia to doraźnie przemyje się rany i zmieni opatrunki, a potem musimy odpocząć. Przynajmniej ja muszę, Indianie czy nowojorczycy nie uciekekną. Może Wasz szef, wie po co tu są, może nawet uzna za słuszne podzielić się z nami tą wiedzą. Póki co na komisariat. - zakomenderował. Czuł, że jeśli dłużej będą chodzć, to padnie na mordę. Pociągnął spory łyk z butelki wody, którą miał jeszcze Eliott.

Walker zgodził się:
Tak… zróbmy jak mówisz… wybacz, nie moja wina że tu się tak dużo dzieje… za dużo jak na mieścinę pośrodku niczego… zaczyna mi się tu podobać... - ruszył w stronę komisariatu.

- O nas się nie martw, my swoje powiemy. A wy jak będziecie chcieli to powiecie swoje a jak nie to pójdziecie w swoją stronę i tyle. - odparł krótko Saxton słysząc znowu czepliwy ton obu mężczyzn. Przycumowali łódkę gdzies chyba w centrum osady. Ta wyglądała mniej więcej tak jak ją zostawili, ludzie których mijali na ulicach zdawali się być zajęci swoimi codziennymi sprawami. Póki nie natknęli sie na idącą grópkę ludzi z których czwórka była w opłakanym stanie. Pobrudzone, mokre i pocięte ubrania zwisały na nich w strzępach. Spod nich bieliła się biel bandaży. Wszyscy ciężko powłóczyli nogami i widać było gołym okiem, że przeszli ciężki próbę odkąd widziano ich tutaj po raz ostatni. Więc gdy ich widziano najczęściej przystawano by nadziwić oczy i ciekawość ale na tym poprzestawano.

Doszli nie niepokojeni przez żadne wydarzenia do biura szeryfa. Nadal było komprensacją postrzelanego i zdemolowanego w zimowych walkach budynku i jego późniejszej mniej lub bardziej udanej odnowy. Znaleźli sie w środku i zastali szeryfa na miejscu. Na ich widok podniół brew w zdziwieniu - No proszę. Jednak wróciliście. Widzę, że nie było lekko. Dobrze, że w komplecie. - pokiwał głową i dał znak by spoczęli na siedzeniach. Brian zniknął gdzieś w bocznych drzwiach i po chwili wrócił z bandażami. Eliott’a szeryf posłał po Kate by sprowadzić ją tutaj. Eryk podał im ciepła herbatę i poszedł na zaplecze przygotować chyba coś jeszcze. - No to co tam się stało? - spytał krótko Dalton gdy już wszyscy rozsiedli sie na swoich miejscach i mogli w miarę cywilizowanych warunkach rozmawiać.

Gordon usiadł, a bardziej klapnął na krzesło jak dętka. Zaczął jednak mówić jako pierwszy:
Wrociliśmy - zaczął zachowawczo - cieszę się że słyszę choć cień radości w pańskim tonie, szeryfie - dorzucił jak najbardziej szczerze kiwając głową w geście zgody - Trafiliśmy na maszyny, cały malutki oddział wielkiej puszki. Musze przyznać że pierwszy raz w życiu widziałem coś takiego… mówię tu zarówno o maszynach jakie spotkaliśmy jak i o samym fakcie że były sobie tam… pośrodku pierdolonego bagna… niech mi Pan uwierzy… to nie jest teren sprzyjający maszynom. Ślady zaprowadziły nas na jakąś starą zdezelowaną farmę w pobliżu której zostawili nas pańscy zastępcy. Jak widać… o mały włos i pańscy ludzie przytargaliby tu same trupy… - odetchnął spokojnie i kontynuował - więc… trafiliśmy na wielkiego kloca z czterema kaemami. Jak nas przycisnął ogniem to… proszę zapytać swoich zastępców jak wyglądał dom w którym nocowaliśmy. Jak ser szwarjcarski… maszynki zaszyły się w stodole i nie chciały wyjść więc najpierw podłożyliśmy ładunek wybuchowy żeby stworzyć sobie nieco lepszy przegląd pola. Niezbyt wiele to dało więc wszedłem na dach stodoły z wyrzutnią EMP żeby zwiększyc nasze szanse… niestety dach nie wytrzymał i wpadłem w sam środek stodoły. Maszyny rzuciły się na mnie… reszta ruszyła z odsieczą, później nastąpił wybuch… stodołę rozsadziło na strzępy a maszyny razem znią. I to w sumie tyle… niestety zbyt wiele nie ustalilismy bo pańscy pomocnicy nie byli skorzy do pomocy by wyciągnąc choć jedno metalowe ścierwo spod zapadłej stodoły bysmy mogli je na spokojnie przetransportować tutaj, rozbebeszyć i sprawdzić… znam się na tym, mogłoby nam to dac więcej informacji… niewazne… jedno ścierwo zostało troche odkopane więc pomocnicy powinni móc Panu powiedziec że informacja o maszynach była celna. Mamy też podejrzenie że przed ostatecznym jebnięciem maszyny mogły wysłać sygnał o pomoc… to tyle z mojej Szeryfie, resztę niech dopowiedzą pańscy pomocnicy - skończył mówić styrany ostatnimi przeżyciami zabójca maszyn.

Lynx siedział do tej pory i się nie odzywał. Gorąca herbata podana przez jednego z zastępców wlewała ożywcze siły w zmęczone ciało. Przysłuchiwał się wywodowi Gordona, a kiedy ten skończył dodał:
- Ja dodam, już bardziej konkretnie niż Gordon. Trafiliśmy na zestaw maszyn, dobranych funkcjonalnością tak, by się uzupełniały. Duży był zapewne bazą i główną siłą ognia, do tego Łowca, który robił zapewne za dodatkową ochronę, mniejszy naprawczy robot, do tego jakiś zwiadowca i to coś co próbowało go załatwić - wskazał na przedmówcę. - Ich stan i wygląd mogły świadczyć, że przebywają w okolicy już długo. Były to przeważnie stare modele, co do ich obecności tutaj, ja nie mam żadnego konkretnego pomysłu. Znaczy hipotez jest sporo, ale ciężko którąkolwiek potwierdzić. Maszyny zostały w ruinach stodoły. Wiem, że gangusy z Detroit są bardziej namacalnym zmartwieniem, ale niestety… Szeryfie doszło następne.

- Chodzi im o farmę starego Fergusona. - odezwał się przysłuchujacy się rozmowie Saxton gdy obaj mężczyźni skończyli mówić. - I nie zostawiliśmy ich przy farmie tylko na samej farmie. A Nico została z nimi jak wracałem i była z nimi jak przypłynęliśmy po nich z Eliott’em. - doprecyzował oschłym tonem zastępca szeryfa. - A ten złom co to niby nie chcielismy go wyciągać z Eliott’em to spod zawalonej stodoły Ferfusona. Pytam się Wood’a gdzie te maszyny był tam cały czas i sam nie wiedział gdzie dokładnie. Z pół godziny, żeśmy się z tym grzebali nim się dokopaliśmy do czegoś. A żeby na serio coś wyciągnąć to trzeba do tego posłać z tuzin ludzi z łppatami, linami i łomamy. A my byliśmy z Eliott’em we dwóch i bez sprzętu bo ci to się nadają teraz do roboty jak widać. - z tonu zastępcy szeryfa, mimo, ze mówił spokojnie i niezbyt głosno dość jasno widać było, że nie podoba mu się wersja przedstawiana przez Walker’a.

- Rozumiem. - szeryf kiwnął krótko głową przyjmując słowa Briana w milczeniu tak samo jak jego poprzednich dwóch rozmówców. - Czy to w takim razie oznacza, że wszystkie roboty na farmie Fergusona zostały zliwkidowane? Ten którego ślady znaleźliście wcześniej też? I co macie na myśli mówiąć, że te roboty przebywały tu długo? jak długo? Przeszukiwaliśmy tamten rejon jesienią gdy zostało zgłoszone zaginięcie Lynx’a. I nie było tam żadnych robotów. Na pewno nic z karabinami maszynowymi i to jeszcze czterema bo to już by musiało byc pewnie coś większego. I mówicie, że nie wiecie co tu robiły. Więc w takim razie co w tej chwili o nich możecie jeszcze powiedzieć? - siedzący po drugiej stronie starszy mężczyzna patrzył na nich uważnie najwyraźniej rozważając następne posunięcia w zależności od uzyskanych od świadków zdarzenia odpowiedzi.

Lynx znał ten ton, nieważne co by powiedział, szeryf zapewne uzna sprawę za załatwioną:
- Na pierwsze pytanie odpowiem, że raczej tak. Te które widzieliśmy, zostały wyłączone z akcji. Na dobre. Ślady widzieli Gordon i Dave, ale zaporwadziły nas w okolice farmy Fergusona, więc pewnie wśród tych zlikwidowanych robotów, był ten, którego ślady widzieli zabójcy maszyn - skinał głową w ich kierunku. - Chodziło mi o to, że wyglądały już na zużyte, były zardzewiałe i jak zauważył Dave, nie do końca sprawne. Są to też starsze modele, sprzed kilku, może kilkunastu lat. Na Froncie Stalowy Skurwiel używa już nowszych zabawek. Może kiedy przeczesywaliście tamten teren to ich nie było, nie przeczę. Jednak teraz były, wyglądały jakby założyły sobie tam bazę na dłuższy czas. Cała stodoła była zaminowana i obstawiona czujkami z termowizją zapewne. Nie robiłyby tego, gdyby nie planowały tam zostać dłużej. Tyle moich spostrzeżeń, niech się wypowiedzą chłopaki on lepiej się na tym znają. Nie chce konfabulować, bo to nie przyniesie nikomu z nas korzyści.

- Z tym rozbijaniem na dłużej to nie takie pewne. - wtrącił się w rozmowę Dawid. - Ta maszyna co ją rozwaliłem pod koniec to była od tych min właśnie. Ona je może rozstawiać i zwijać co chwila. Czyli nawet na kazdym postoju. Więc jak tam była i je rozstawiła oznacza tyle, że nie zamierzały wyruszyć w tej chwili co przybyliśmy ani nie rozstawiały się na chwilę nim przybyliśmy. Ale jakby chciały to kwadrans i by zostały tylko slady po maszynach. Właściwie to dziwne, że ten duży nie ruszył się przez całą walkę. Nawet jakby się cofnął o parę metrów i wjechał w te hałdy to zszedł by nam z linii strzału z domu. A te większe już trochę pomyślunku najczęsciej mają, zwłaszcza jak robią za bazę dla tych mniejszych. - Brennan wyjawił swoje przemyslenia na temat robotów i ich zachowania z jakim sie spotkali. Najwyraźniej siedząc z goracą herbatą w dłoni lepiej mu się myslało i gadało niż w ogniu walk. Ale faktycznie “Klocowi” wytarczyłoby wjechać pare metrów by schować się przed ogniem ludzi. Wówczas by go dorwać musieliby podejść do wnętrza stodoły gdzie jak teraz wiedzieli czekały na nich miny i ten robot co posiekał Gordona. A tymczasem nie zauważyli by przez całą walkę przesunął się choć o centymetr.

Walker kiwnął głową:
- Zarówno Lynx jak i Brennan mają rację… pozwolę sobie połączyć obie teorie i dobić je kilkoma moimi spostrzeżeniami…. Maszyny wyglądały jakby były tu bardzo długo ale to nie znaczy że czekały sobie dokładnie w tej stodole… mogły przyjść chociażby z samego frontu choć uważam że to mało prawdopodobne. Myślę że szwendały się gdzieś w okolicy póki nie zaszyły się kilka miesięcy temu po tym jak przeszukaliście ten teren w tej właśnie stodole, chociaż co ja tam wiem… równie dobrze mogły tam siedziec od przeddnia jak zawędrowaliśmy do Cheb… ale to wszystko jest na dobrą sprawę najmniej ważne z całej tej bajki. Podstawą jest to że maszyny tu są lub były. To że wyrżneliśmy wszystkie które na tamten moment były w stodole nie znaczy że nie ma ich w okolicy więcej. Przypuszczamy również że maszyny mogły nadać sygnał o pomoc… - Gordon spojrzał znacząco na szeryfa i kontynuował - Jednak najważniejszą niewiadomą w całym równaniu pozostaje nasza niewiedza dotycząca tego co blaszaki tu robiły. Dlatego też mieliśmy nadzieje na przytarganie choć jednej martwej puszki do Cheb i otworzenia jej… Mielibysmy wtedy zdecydowanie więcej informacji. Ale prawda jest taka... Maszyny wykonują rozkazy, najmniej prawdopodobna wręcz na wstępie do odrzucenia jest opcja że maszynom się co popierdoliło i jakoś tak od zarównania z ziemią jednej mieściny z drugą trafiły sobie w okolice Cheb… jeśli naprawdę zdecydujecie się wierzyć w taki scenariusz to proszę bardzo. Prosze nam uwierzyć, jesteśmy tu by pomóc. Mówiłem to już kilkukrotnie. Nasze nastawienie i fakt że jesteśmy obcy nie mają tu żadnego znaczenia. Nie robimy tego bo jesteśmy rycerzami i martwimy się o was… jesteśmy profesjonalistami, widzimy problem i zysk jaki może nam on przynieść i jesteśmy gotowi nadstawić za was swoje karki by ten problem rozwiązać i pomóc wam żyć spokojnie. Jeśli szeryf nam nie wierzy - wskazał na siebie i David’a - niech pan porozmawia z Nico. Była z nami cały ten czas jak zaznaczył Pana pomocnik… - Gordon wstał i rzekł na koniec - Będziemy w Łosiu, nie mam już nic do dodania w kwestii maszyn. Proszę zadecydować co Pan planuje i jak widzi Pan w tych planach nas, a przede wszystkim naszą zapłatę… nie babrałem się 3 dni w bagnie walcząc z maszynami i zużywając swoją amunicję i materiały wybuchowe za darmo. Nasz wstępny plan jest taki, chcemy odpocząć w Łosiu jeszcze ze 3 dni. Także będziemy w okolicy. Proszę na spokojnie przemyśleć wszystko i wezwać nas do siebie jeśli oczywiście znajdzie pan chwilę… wtedy porozmawiamy konkretnie jak pan to wszystko widzi… zostajemy na usługach Cheb albo opuszczamy lokal… innej opcji nie widzę. Na pewno nie zajmę się ta sprawą na własną rękę, a już na pewno nie zostanę tutaj jak nic się w kwestii problemu z maszynami nie ruszy.

- Synu, ja tu jestem szeryfem. A to... - wskazał palcem na Nico, Briana i krzątającego się to tu to tam Erika - … są moi zastępcy. Zastępcy szeryfa. A nie pomocnicy. To tak co do kwestii formalnego nazewnictwa. - szeryf również wstał ze swojego miejsca. - Rozumiem co mówicie o potrzebie zdobycia tych danych z tych robotów ale rozumiem też co mówi Brian o stanie obecnym tej stodoły. Jak rozumiem są marne szanse, że nawet jak tam wrócilibyscie w tym samym składzie to wydobędziecie te dane? Bo jeśli nie trzeba by zosrganizować ludzi. Pewnie z tuzin tak jak mówi Brian. I pewnie to by była wyprawa na cały dzień. Jak tam jest na bagnach to myślę, że przekonaliścice się sami. Więc trzeba by zorganizowac jeszcze trochę ludzi do ochrony i sprzet by tam dopłynąć. Podsumowujac to się by zrobiła całkiem niemała wyprawa dla nas. - dodał spokojnie podsumowując swój tok rozumowania. - A jeśli już mówimy o wymianie usług to o jakiej kwocie rozmawiamy? - spytał na koniec patrząc na Gordona.

Walker odpowiedział szeryfowi:
Owszem, szanse są marne że cokolwiek z tych robotów wyciągniemy i owszem… trzeba by rzucić na bagna spore siły. Wiem że w obecnej chwili i z problemami jakie macie na barkach to nie lada wyzwanie. Decyzja należy do Pana, na nic nie naciskam, ja tylko wyznaczam opcje jakie Pan według mnie ma. Można też przejść się po bagnach jeszcze raz, może trafi się na inne maszyny… nie wiadomo. Na pewno wypadałoby wysłać za jakiś czas kogoś w okolice tej stodoły. Może to był punkt zbiórki większej ilości blaszaków. W obecnej chwili mamy po prostu zbyt mało danych żeby móc stwierdzić cokolwiek za co mozna by było uciąć sobie rękę. - Gordon pomyślał chwilę - A jeśli chodzi o zapłatę to wszystko zależy od Pańskich kolejnych decyzji w sprawie dalszych kroków odnośnie maszyn i z tym co Pan chce zrobić z nami. Przede wszystkim chcielibyśmy dostać lokum na czas lizania ran… no i zwrot za wystrzeloną amunicję i zużyte materiały… to jeśli chodzi o poniesione koszty. Jeśli zdecydowałby się Pan zatrzymać nas tu chwilę dlużej bysmy mogli Panu pomóc to miło by było również otrzymać dostęp do lekarza. Jednak co by nie było walka z maszynami jak widać daje w kość… nie chcemy wyjść na chciwych skurwieli ale prosze pamiętać że usługi łowców maszyn naprawdę nie są tanie. Mamy dac Panu czas na podjęcie decyzji czy oznajmi Pan wszelkie werdykty teraz?

Lynx ze swojej strony dodał:
- Ze mnie zabójca maszyn, żaden. Mi nie robi różnicy do czegos strzelam, czy to mutant, gangus czy maszyna. Nie będę się rozdrabniał. Planuję zostać w Cheb na dłużej… więc mogę oferować swoje usługi zarówno jako wolny strzelec, najemnik, albo mogę zostać twoim zastępcą. O ile oczywiście wyrazicie taką chęć, Szeryfie. Ja się nigdzie z buciorami wpychał nie będę. Chcę uczciwego traktowania i warunków wynagrodzenia jak reszta. W zamian odwdzięczę się tym samym…Mam tylko jeden warunek, będę podlegał tylko twoim rozkazom - patrzył prosto na Szeryfa. Był ciekaw jego reakcji, do tej pory raczej występował on ze strony władzy i wyższości. Ciekaw był, co powie na jego ofertę. “Saxtona chybaby szlag trafił” - uśmiechnął się do swoich myśli.
 

Ostatnio edytowane przez AdiVeB : 12-02-2016 o 14:09.
AdiVeB jest offline