- Trzymaj się blisko mnie w razie czego i jakoś to będzie. Najmici będą swoje dupy ochraniać, my musimy swoje, rozumiesz. Trzymaj się blisko mnie i będzie dobrze... - *****
Daniel nie wiele zapamiętał z tej walki. Chyba tylko to, że zabił mutanta, który wcześniej pozbawił głowy Franza. Już wcześniej zdarzało mu się walczyć, zabijanie też nie było dla niego nowością, ale to tutaj... W jednej chwili jesteś, idziesz obok mnie, rozmawiasz. W następnej nie masz głowy, odgryzionej prze jakieś przerośnięte bydle. Jaki w tym sens? Daniel go nie dostrzegał. Jeszce przed wykroczeniem do tego cholernego lasu, nie dawał żadnemu z nich większych szans na przeżycie. Teraz w zasadzie był pewien, że stanie się on mogiłą ich wszystkich. Ot pryz odrobinie szczęście, pożyje wystarczająco długo, aby zobaczyć jak umieraj ci zadufanie w sobie najmici. Starcie obsranego sigmaryty z Schulzem, przed wkroczeniem w gęstwinie, tylko utwierdziło w nim pogardę dla tych ludzi. Cóż, banda zwierzoludzi będzie dla niech większym wyzwaniem, niż kilku mnichów. Oby wszyscy pozdychali!
- Trzeba było zostać w tej swoje strażnicy i dalej kosić frajerów. - szepnął nad prowizorycznym grobem Fraza. Zabrał z jego rzeczy korale. Bauer ostatecznie nie miał okazji ich wręczyć. Dopóki jeden z nich żyje, jest jeszcze na to nadzieja. Pusty gest, który nic nie zmieni. Mimo to był to winien. Pieprzone mutanty odebrały mu właśnie jedną z nielicznych osób, na które mógł w życiu liczyć. Zostawała tylko zemsta.
- Do zobaczenia wkrótce, przyjacielu. Do zobaczenia. -