Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2016, 15:51   #48
Krieger
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
Kas maszerował przez las w posępnym milczeniu. Jakikolwiek zapał się w nim tlił przed wyruszeniem w podróż natrafił teraz na murowaną ścianę zwykłej wędrowczej niedoli - błądzenia godzinami przez przeklęty las, cały czas w pełnym skupienia napięciu, czekając aż stanie się coś strasznego. Nie pomagało, że ciągle jeszcze nie mogli znaleźć ze sobą w grupie wspólnego języka, nie mówiąc już o porozumieniu z najemnikami i przewodzącym im kapłanem bitewnym. Dodatkowo myśli o losie uprowadzonych, który z dosłownie każdą minutą się pogarszał, przyprawiały go o dreszcze. Topór Duraka uwierał go za paskiem i kiepsko pasował do jego dłoni, nawykłej jedynie do styliska łopaty i szyjki butelki. Kas uważał się za wcale nienajgorszego wojownika, tak długo jak chodziło o bójki między chłopakami na wsi i niezdarne sparingi przeprowadzane pod surowym okiem Schulza. Ale to, co miał za chwilę ujrzeć i czego miał doświadczyć, miało zweryfikować jego pogląd na własne umiejętności.

Kasimir zastanawiał się, czy jego obecność w grupie pozytywnie wpływała na morale reszty. Pominąć mógł już fakt, że nie miał żadnych ciaśniejszych więzi z żadnym z ocalałych, kilkoro wręcz widział tylko kilka razy i nie zamienił żadnego słowa - w tym momencie potrzebowali każdej pary rąk do walki i do pracy, i biorąc pod uwagę obecność ludzi w podeszłym wieku i niewalczących kobiet, on sam jako młody, silny mężczyzna był wręcz dla grupki darem niebios. A jednak, Ostlandczycy są uważani za wyjątkowo zabobonny lud, nawet na tle bogobojnego i zacofanego Imperium. A Kasimir był przedstawicielem zawodu w najlepszym przypadku szeroko uznawanego za nieczysty, a w najgorszym - za dosłownie nietykalny. Jako grabarz mógł sprowadzić na ekspedycję niezliczone kłopoty natury sakralnej. Do tej pory nikt jeszcze się do tego nie przyczepił, ale przy pierwszej oznace kłopotów ludzie spróbują znaleźć winnego...

Ostrzegawczy krzyk Klausa wyrwał go z zadumy. Gotowy na wszystko, dobre sobie! Z pomiędzy drzew i krzewów rosnących wzdłuż leśnej ścieżki błyskały nienawistnie monstrualne ślepia, a pod nimi - mokre od śluzu szczęki. Wilki okrążyły swoją zdobycz w mgnieniu oka - Kas mógł tylko odwrócić się plecami do swoich towarzyszy i wyrwać zza paska topór. Teraz nadeszła chwila prawdy, która oddzieli chłopców od mężczyzn, ale co ważniejsze, także żywych od martwych.

Jeden z wilków doskoczył do Kasa i przywitał go kłapnięciem szczęk. Chłopak nie spodziewał się takie szybkości po bestii tego rozmiaru - odskoczył od zwierzęcia jak oparzony i nieudolnie wyprowadził kontratak, będąc bliższym trafienia akolity Willhelma niż swojego przeciwnika. Na całe szczęście - być może to zwróciło uwagę olbrzyma, który chwilę potem zaatakował siłującego się z Kasem mutanta, którego kilka uderzeń serca później dopadł i dobił szarżujący krasnolud. Dysząc ciężko z wysiłku i z powodu buzującej w jego żyłach adrenaliny, Kas opadł ciężko na pośladki i wpatrywał się w drgającego wilcze truchło. Dopiero teraz zauważył, że stwór został dotknięty plugawą mocą Chaosu - ogromny rozmiar potwora, dziwne, kostne narośli na ciele i z pewnością nieprawidłowa liczba oczu mówiły same za siebie. Z obrzydzeniem Kas odsunął się od cuchnącego cielska, ręką natrafiając na kałużę ciepłego, oleistego płynu. Grabarz zaklął i spojrzał na swoją czerwoną od bez wątpienia ludzkiej posoki dłoń, powoli odwracając się.

Chwilę zajęło mu zidentyfikowanie zmasakrowanych zwłok. Był Franz, nie ma Franza. Można było powiedzieć, że dla wyprawy stracił głowę. Kasimir samą siłą woli powstrzymał dreszcz który próbował nim wstrząsnąć. W pracy widział niejednego nieboszczyka, a jeszcze tego samego dnia miał wątpliwą przyjemność obcować z innym bezgłowym denatem. Nic nowego, powtarzał sobie w myślach. Pierwszy, którego trud już się skończył. Chłopak trochę mu zazdrościł.

-Sam nie wiem. Myślicie, że powinienem pochować Franza? Zajmie mi to tylko chwilę.- Kas wyciągnął z tobołka swoją wierną łopatę. Nie słysząc żadnego sprzeciwu i widząc, że niektórzy są zajęci opatrywaniem ran i szabrowaniem zwłok wieśniaka, zabrał się do pracy. Pracował szybko - w jego żyłach wciąż płynęła krew rozgrzana rozgrywającą się przed chwilą walką. Nie chciał nikomu tłumaczyć, że powrót do starej rutyny pomoże mu opanować drżenie rąk. Po kilku minutach skończył swoją posępną pracę i sturlał bezgłowe ciało Franza do rowu. Zakopując je, recytował pod nosem krótki pożegnalny limeryk, którego nauczył go Durak. Nie będąc kapłanem, nie mógł wiele innego dla biednego Franza Bauera zrobić.
 
Krieger jest offline