Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2016, 23:27   #155
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację

- Myślę, że lokum da się załatwić.
- rzekł spokojnie Dalton i znów usiadł za biurkiem. Sięgnął po coś do szuflady i wyciągnął z niej jakiś papier i długopis. Zaczął zapełniać kartkę pewną ręką jaka na dzisiejszych Pustkowiach oznaczała osobę wykształconą w sztuce pisania lub po prostu starszą. Z każdym rokiem było co raz więcej osób płynnie posługujących się bronią niż piórem. - Z pomocą lekarską będzie gorzej bowiem mamy tutaj bardzo ograniczone możliwości. Ale zobaczę co da się zrobić jeśli Kate przyjdzie. - odparł wciąż coś pisząc na kartce. - Co do “zużytych materiałów” to zgaduję że było ogromne. - szeryf odłożył długopis i uśmiechnął się do Walker’a. Był to bowiem tradycyjny punkt sporny czy wręcz zapalny przy tego typu umowach. Ci którzy byli wynajmowani zawsze twierdzili, że zużyli wszystko co tylko możliwe do wykonania zleconego zadania nieważne czy tak było w istocie czy nie. A ci którzy zlecali tradycyjnie uważali, ze to nie było konieczne i mieli opory przed płaceniem za fanaberie zleceniobiorców. Była to zwykła, najemnicza rzeczywistość którą się spotykało zwłaszcza im bardziej obcy były sobie obie strony.

- Powiem ci synu, że ja wam walczyć nie kazałem. Przyszliście do mnie dwa dni temu mówiąc o jakiś robocich śladach. Dałem wam Briana i Nico byście razem z nimi sprawdzili co jest nie tak z tymi śladami. Tak było. Ale walczyć przez dwa dni i wywalać tony amunicji wam nie kazałem ani nawet nie sugerowałem nic takiego. Zrobiliście to dobrowolnie. Więc tak naprawdę nie widzę realnego powodu bym miał płacić czymkolwiek za waszą samowolne działania. - podsumował chłodno szeryf patrząc przenikliwym wzrokiem na stojącego Gordona. Ciężko było wytrzymać to spojrzenie nawet frontowemu weteranowi walk z maszynami. W końcu niespiesznym ruchem Dalton znowu sięgnął do szuflady i wydobył niewielkie pudełko z pieczątkami.

- Ale jestem na tym stanowisku nie od wczoraj i niejedno już widziałem nie tylko tutaj. - rzekł wybierając jedną z pieczątek i wbijając ja w pudełko z tuszem. - Likwidując te robocie zagrożenie działaliście samowolnie ale mimo wszystko przyczyniliście się do zwiększenia bezpieczeństwa tego miejsca. Mam nadzieję. - dodał stawiając pieczęć na papierze. W zaległej w biurze ciszy huknięcie pieczątki zdawało się zadziwiająco głośne. Wstał biorąc do ręki zapisaną kartkę i kopertę wręczając obie rzeczy Gordonowi. Ten przeleciał pospiesznie wzrokiem i wyglądało, że szeryf sprokurował im właśnie w knajpie o tak lubianej przez Gordona nazwie dwa pokoje ze standardowym wyżywieniem na tydzień.

- Chodźcie za mną.
- szeryf machnął do nich reką i ruszyli w strone jednego z bocznych pokoi. Gdy je otwarł ukazał się niezbyt wóróżniający biurowym wystrojem pokój z nieco większą ilością szafek i skromnym biurkiem. Z rogu pomieszczenia szeryf przytargał jakąś skrzynię. W niej było trochę raczej standardowych egzemplarzy broni palnej oraz podobnej amunicji. Dominował kaliber Colta, Parabellki i S&W oraz bardzo popularny chyba wszędzie śrut do strzelb. - Jak mówię nasze mozliwości są ograniczone. W uznaniu za trud poniesiony we wkład w pozbyciu się niebezpieczeństwa mogę wam zaoferować te skromne wynagrodzenie. I nie będę was oszukiwał nie spodziewajcie się kokosów i niewiadomo czego z mojej strony ani teraz ani później. - Dalton nie owijał bawełnę mówiąc jak widzi zasady dalszej współpracy z łowcami i wszelakimi najemnikami których miałby wynajmować i płacić. Zwłaszcza snajper orientował się, że główne źródło zaopatrzenia w broń i amunicję przypominało od zimy wielki lej w ziemi a wraz z nim skończyły się możliwości łatwego zdobycia jakiegokolwiek szerszego asortymentu tego rodzaju nie tylko w Cheb. Niemniej ich czwórka otrzymała od szeryfa iście godną zapłatę. Jak szybko przeliczył Lynx, wychodziło po około sto pięćdziesiąt sztuk papierosów, według przelicznika 8 Mili. Sam wybrał z zasobnika przyniesionego przez szeryfa, krótką śrutówkę Ithaki, z bandolierem amunicji. Starał się dobierać naboje do strzelby w równych proporcjach, czyli trochę śrutu cienkiego, trochę grubego i breneki. Był pewny, że zabójcy maszyn też wybiorą z tego coś co by im odpowiadało.

- A co do ciebie Wood. - szeryf przeniósł wzrok na snajpera. - Żeby zostać zastępcą szeryfa trzeba być zasłużonym dla naszej społeczności. I mieć nieposzlakowaną opinię. Sama umiejętność świetnego strzelania nie wystarczy. Więc jeśli nie mówisz pod wpływem chwili i na serio myślisz o tej robocie to rozważę twoja kandydaturę. I będę miał cię na oku jak sobie tutaj poczynasz. Na pewno nie będą mile widziane takie znikanie na cały sezon bez słowa i zjawianie się bez słowa. Takie numery ja traktuje jak dezercję. Moi ludzie nie robią takich numerów. A co do hierarchii tutaj panującej to ja tu jestem szeryfem a moi ludzie są moimi zastępcami. I ja przydzielam zadania, dzielę na zespoły w razie potrzeby i wyznaczam szefa odpowiedzialnego za dane zadanie jeśli jest potrzebne. A jak świetnie wiesz, w tej chwili najdłuższy staż ma Brian więc jeśli mnie nie ma najczęściej on dowodzi daną interwencją. I wybij sobie z głowy, ze będę tolerował jakąś specjalną hierarchę czy uprawnienia dla kogoś nowego. Jeśli ktoś wkłada odznakę staje się stróżem prawa tak samo jak inni ludzie z odznaką. Prywata nie ma na to miejsca po prostu. Jest partner i zadanie do wykonania. - podsumował swoja filozofię propozycji snajpera. - Więc przemyśl to co powiedziałem. Jeśli nie zgadzasz się na takie warunki a chcesz się jakoś przysłużyć tej społeczności jak twierdzisz, mogę ci jeszcze coś znaleźć tak samo jak Sandersowi. Wówczas masz więcej swobody i też zadanie do wykonania ale bez gwiazdy w klapie. - szeryf cały czas był poważny gdy mówił i wyglądało, że potraktował słowa obydwu mężczyzn równie poważnie. Lynx znał go na tyle, by wiedzieć, że jest konkretnym i słownym facetem dlatego miał takie poważanie wśród miejscowych. Nie dał sobie w kasze dmuchać ale umiał zapewnić spokój i poczucie bezpieczeństwo na chebańskich ulicach w zdecydowanej większości wypadków. I poza zimowymi wydarzeniami w Cheb najczęściej też bywało raczej nudnie i spokojnie. Nie przypominał sobie wypadku by ktoś na serio mówił na mieście, że szeryf go wyrolował na jakims deal’u. Pomijajac złośliwe gadki ludzi których akurat przymknał czy w inny sposób doprowadził do porządku.

- Już raz mówiłem, że moja nieobecność nie miała nikomu zaszkodzić. Wręcz przeciwnie, ciągnęły się za mną niedokończone sprawy… nie chciałem narażać Kate… - przerwał na chwilę, wpatrując się uważniej w twarz szeryfa. - To już przeszłość i nie wróci. Tak mówiłem poważnie, ale nie chcę specjalnego traktowania. Po prostu chcę być traktowany jak reszta, mam nadzieję, że twoi zastępcy to zrozumieją. Nic innego nie miałem na myśli. I tak mam zamiar tu zostać, więc chciałbym w jakiś sposób być przydatny. Czym się różni status zastępcy od tej roboty którą ma Sanders? I jak wygląda sprawa z wynagrodzeniem? Ja nie spodziewam się kokosów, czy luksusu. Po prostu chce wiedzieć na czym stoję - pytania snajpera były rzeczowe i poważne. Jeśli chciał odzyskać przychylność Kate, to potrzebował się zaczepić w Cheb. Praca u szeryfa tylko w tym, by mu pomogła. Miałby choć minimalny wpływ na przygotowanie miasteczka na odwet gangusów, czy napaść maszyn Molocha, czyli pośrednio dbałby też o jej bezpieczeństwo. Z drugiej strony był ciekaw na czym polegała praca Sandersa, możliwość działania na własną rękę była dla Lynxa też ciekawą opcją. pozostało mu wysłuchać szeryfa i zdecydować się na którąś opcję.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline