13-02-2016, 00:15
|
#51 |
| 21 Mirtul 1373 DR
Ruiny kasztelu, Pogranicze
Krew, krzyki i świsty strzał. Wykrzykiwane rozkazy, falujące formacje i padające na ziemię ciała. Prawdziwe bitwy odbiegały daleko od tych będących motywami przewodnimi pieśni trubadurów i malowideł malarzy; próżno było szukać w nich szarż zapierających dech w piersiach, gradu strzał przysłaniających słońce i wojowników w błyszczących zbrojach przecinających szeregi wroga jak nóż masło. Nie, prawdziwe bitwy były brzydkie i śmierdziały śmiercią.
Max widział, jak strzały wyrywają luki w szeregach Szponów i wzbogacają ziemię o szkarłatne smugi. Mimo tego najemnicy parli przed siebie, unosząc wyżej tarcze i przestępując ciała poległych kompanów. Nie było czasu na żałobę czy odpoczynek; musieli dostać się pod mur. Szpony maszerowały z zaciętą determinacją, krok po kroku, łatając dziury powstałe w formacji przez poległych. Max spojrzał w lewo, gdzie grupa Jehana dotarła pod bramę i zasypywała obrońców gradem pocisków oraz alchemicznych specyfików Heleny. Kylian ze swoimi ludźmi zapewne robił to samo daleko na lewej flance, poza zasięgiem wzroku rycerza. Max i jego - *jego* - oddział dotarli na wyznaczoną pozycję, pod wyrwę w murze z której łypali w ich stronę mintaryjczycy.
- Kwas! - ryknął Angelopoulos, a strzelcy zaraz wysłuchali jego rozkazu. * * *
Widok wijących się z bólu lub rozrywanych na strzępki mintaryjczyków nie robił wrażenia na grupie infiltracyjnej. Fakt, Ritsuko przyglądała się przez chwilę z niezdrową fascynacją, ale cel ich akcji prędko wyszedł na pierwszy plan. Ruszyli dziedzińcem w stronę kasztelu, co i rusz zerkając nerwowo na zwróconych do nich plecami mintaryjczyków. Obrońcy mieli jednak swoje własne zadanie i najemnicy dotarli do budynku bez problemu.
Szeroko otwarte drzwi niemalże zapraszały ich do środka, ale postawili na ostrożność. Nadia z długim łukiem w ręku była pierwsza, z Ritsuko tuż za plecami; następna była Helena, a za kobietami reszta grupy. Skromna sala wejściowa pełna była kurzu i pajęczyn, ale oprócz tego ciężko było dostrzec ślady upływu czasu. Nawet schody po prawej były w nienaruszonym stanie, ale to była zasługa kamienia.
Bitewna atmosfera zaraz dopadła i ich, gdy trójka mintaryjczyków spostrzegła ich przybycie. Nadia nie czekała i przywitała jednego z nich strzałą, która roztrzaskała mu gardziel; Ritsuko w tym czasie doskoczyła do drugiego i, świstając kamą, przyozdobiła mężczyznę o krwawy uśmiech. Ostatni z wartowników padł na ziemię, przyozdobiony dwoma bełtami przez Helenę i Chassa.
Starcie trwało krótko, ale najemnicy nie ruszyli się z miejsc przez parę uderzeń serca. Doświadczenie podpowiadało, że w takich sytuacjach na trzech nigdy się nie kończy i czekali na potwierdzenie. Rozczarowali się, gdy nie dobiegły ich żadne dźwięki.
To jest, nie licząc odgłosów bitwy.
|
| |