Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-02-2016, 00:15   #51
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
21 Mirtul 1373 DR
Ruiny kasztelu, Pogranicze


Krew, krzyki i świsty strzał. Wykrzykiwane rozkazy, falujące formacje i padające na ziemię ciała. Prawdziwe bitwy odbiegały daleko od tych będących motywami przewodnimi pieśni trubadurów i malowideł malarzy; próżno było szukać w nich szarż zapierających dech w piersiach, gradu strzał przysłaniających słońce i wojowników w błyszczących zbrojach przecinających szeregi wroga jak nóż masło. Nie, prawdziwe bitwy były brzydkie i śmierdziały śmiercią.

Max widział, jak strzały wyrywają luki w szeregach Szponów i wzbogacają ziemię o szkarłatne smugi. Mimo tego najemnicy parli przed siebie, unosząc wyżej tarcze i przestępując ciała poległych kompanów. Nie było czasu na żałobę czy odpoczynek; musieli dostać się pod mur. Szpony maszerowały z zaciętą determinacją, krok po kroku, łatając dziury powstałe w formacji przez poległych. Max spojrzał w lewo, gdzie grupa Jehana dotarła pod bramę i zasypywała obrońców gradem pocisków oraz alchemicznych specyfików Heleny. Kylian ze swoimi ludźmi zapewne robił to samo daleko na lewej flance, poza zasięgiem wzroku rycerza. Max i jego - *jego* - oddział dotarli na wyznaczoną pozycję, pod wyrwę w murze z której łypali w ich stronę mintaryjczycy.

- Kwas! - ryknął Angelopoulos, a strzelcy zaraz wysłuchali jego rozkazu.


* * *



Widok wijących się z bólu lub rozrywanych na strzępki mintaryjczyków nie robił wrażenia na grupie infiltracyjnej. Fakt, Ritsuko przyglądała się przez chwilę z niezdrową fascynacją, ale cel ich akcji prędko wyszedł na pierwszy plan. Ruszyli dziedzińcem w stronę kasztelu, co i rusz zerkając nerwowo na zwróconych do nich plecami mintaryjczyków. Obrońcy mieli jednak swoje własne zadanie i najemnicy dotarli do budynku bez problemu.

Szeroko otwarte drzwi niemalże zapraszały ich do środka, ale postawili na ostrożność. Nadia z długim łukiem w ręku była pierwsza, z Ritsuko tuż za plecami; następna była Helena, a za kobietami reszta grupy. Skromna sala wejściowa pełna była kurzu i pajęczyn, ale oprócz tego ciężko było dostrzec ślady upływu czasu. Nawet schody po prawej były w nienaruszonym stanie, ale to była zasługa kamienia.

Bitewna atmosfera zaraz dopadła i ich, gdy trójka mintaryjczyków spostrzegła ich przybycie. Nadia nie czekała i przywitała jednego z nich strzałą, która roztrzaskała mu gardziel; Ritsuko w tym czasie doskoczyła do drugiego i, świstając kamą, przyozdobiła mężczyznę o krwawy uśmiech. Ostatni z wartowników padł na ziemię, przyozdobiony dwoma bełtami przez Helenę i Chassa.

Starcie trwało krótko, ale najemnicy nie ruszyli się z miejsc przez parę uderzeń serca. Doświadczenie podpowiadało, że w takich sytuacjach na trzech nigdy się nie kończy i czekali na potwierdzenie. Rozczarowali się, gdy nie dobiegły ich żadne dźwięki.

To jest, nie licząc odgłosów bitwy.
 
Aro jest offline  
Stary 18-02-2016, 22:55   #52
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Krieg był niepokonany. Wielkie ciało napędzane zbroją mięśni, idealna maszyna do zabijania. Kiedyś miał imię, nazwisko, uznanie towarzyszy broni, nie pamiętał żadnego z nich. Teraz wołali go obco brzmiącym słowem. Kiedyś miał córkę. Delikatne dziecię o promiennym uśmiechu. Blond włosy anioł o niebieskich oczach. Unosił ją jedną ręką, sadzał na ramieniu i wędrowali, na ryby, na trening do garnizonu. Nie lubił wielu rzeczy, tylko kilka, to i nie wiedział, gdzie jeszcze mógłby ją zabierać. Teraz żałował, a było za późno, Justine nie żyła. Przyszli niespodziewanie, w czasie snu osady. Pozostawili zgliszcza i bezwładne zwłoki. Chciał zemsty, on i jego kamraci, wierne druhy, za którymi poszedłby do samych bram piekieł. Nie było wsparcia, u władzy, u przełożonych. Rozkaz brzmiał czekać. Pluł na taki rozkaz, wyruszyli nocą. Zasadzili się wśród drzew. Pierwszy napotkany patrol wycięli do pnia. Pięść o masie głazu spadała na pojmanego Mintaryjczyka raz za razem, obracając jego twarz w bezzębną, bezkształtną miazgę. Czuł się wspaniale, zdobyli przebrania, hasła wywoławcze, cel. Następna była świątynia, jakiegoś tam starego, chędożył go pies boga, siedziba morderców. Szanse powodzenia budziły śmiech w obliczu śmierci. Nie miało to znaczenia. Liczyło się by ciąć i niszczyć wrogów, by bardowie ochrypli śpiewając pieśni o mścicielach z Syrntu, nie znających strachu, ni litości. Zatruli ostrza, przeszli przez bramę i zaczęli jatkę.

Krieg otworzył oczy. Nie miał pamiętać. Ostre krawędzie hełmu wbijały się boleśnie w skórę jego głowy. Mógł obserwować świat jedynie przez niewielką szczelinę, widzieć tylko to co jego mistrz chciał, aby zobaczył. Szarpnął się na drewnianej ławie. Ciężkie łańcuchy przytwierdzone do kończyn zazgrzytały, naprężając do granic. Okowy uniemożliwiały ruch. Leżał. Godziny mijały uciążliwie. Myślenie sprawiało ból, pęta wbijały w ciało. Ciemna substancja ze szklanych pojemników zabulgotała i popłynęła tunelem z rurek. Wpięte wprost w rdzeń kręgowy, wykrzywiły go w agonii, ciecz spotkała się układem nerwowym. Krzyk niósł się echem wśród kamiennych murów, aż przerwała go kojąca utrata świadomości.

Krieg otworzył oczy. Nie pamiętał, który to raz. Ostre krawędzie hełmu wbijały się boleśnie w skórę jego głowy. Zakuty w zbroję, nie czuł bodźców otoczenia. Nagle ława zaczęła się unosić, obracać do pionu. Zmiana długotrwałego położenia wywołała w nim mdłości i zawroty. Dopiero wpompowanie w żyły kolejnej dawki alchemicznej substancji postawiło go na nogi. Okowy puściły, a obręcz pod hełmem wyostrzyła zmysły, ukierunkowując działanie na zgodne z wolą mistrza. Kolos ruszył przed siebie chwytając piłokształtne ostrze wsparte o ścianę. Dozowniki na ramionach utrzymywały właściwe stężenie cieczy w krwiobiegu.

- Tak panie - głucho potwierdził rozkaz. Stawiając dudniące kroki, zmierzał w stronę intruzów. Zostawili go w potrzebie, teraz zapłacą krwią. Niech będą przeklęci.

~*~*~

Oddział infiltracyjny bez większych przeszkód dostał się do środka. Ritsuko przestąpiła na ciałami zabitych, ruchem podbródka dając znać drużynie, że nie ma już na co czekać. Schody wydały się najlepszą z możliwych dróg. Właśnie miała zacząć się wspinać, gdy wnęka poniżej stopni zadrżała i z jazgotem kamienia trącego o kamień odsłoniła przejście do lochu. Przywierając do ściany dziewczyna obserwowała jak z piwnic wyłania się przerażająca postać. Mierzący dwie jej wysokości potwór, okuty w metalowe płyty i hełm w kształcie cylindra z pasem wyciętym wokół czerwonych ślepi. Ciągnął za sobą pokaźnych rozmiarów miecz, zostawiający w posadzce jasną rysę. Wstrzymała Nadię przed wypuszczeniem strzały. Przeciwnik zdawał się ich nie dostrzec, mechanicznymi ruchami zmierzał na linię frontu.

- Nie ma czasu do stracenia - Hissori ponagliła. - Musimy znaleźć i usunąć maga. Inaczej umrą - szybciej ruszyła przed siebie.
 
Cai jest offline  
Stary 21-02-2016, 12:11   #53
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Camilla miała powód do radości, ponieważ udało jej się znaleźć "zgubę". Nie musiała jednak pałać entuzjazmem na wieść o jakiejś wojnie, która niekoniecznie się jej tyczyła, a i nie pomagała Maxowi w odebraniu swych ziem. Nie mniej jednak, wszystko było lepsze od kolejnego, niedzielnego obiadku z rodzinką, toteż blondynka niemalże przykleiła się do mężczyzny. Mieli o czym rozmawiać, mimo napiętej sytuacji. Nie widzieli się spory okres czasu, w którym to i tak żadne z nich się nie zmieniło. Mimo to, postanowili spędzić ze sobą odrobinę czasu, były to zaledwie minuty, może godzina, czas, w którym i tak każdy się przygotowywał do walki. Camilla z jego pomocą sprawdziła celność swojego łuku, szybkość ostrza oraz powtórzyła plan, jaki będzie musiała wcielić w życie, będąc u jego boku.
Jeszcze nim wyruszyli, kobieta dosiadła konia Maximiliana. Nie musiała długo go sprawdzać, już po kilku minutach wiedziała, ze jego jurność pozostała niezmieniona. Szybkość ujeżdżania okazała się być jak zawsze zadowalająca, przyjemna przejażdżka przed ciężką przeprawą.


Droga, w tym przypadku, usłana była poległymi. Trup ścielił się gęsto i nawet końskie kopyta zgrabnie starały się omijać pokiereszowane zwłoki, zdobiące glebie przesiąkniętą przelaną juchą. Camilli nie robiło większej różnicy, czy słucha rozkazów, czy sama podejmuje decyzje. Zawsze robiła to, co robić należało, w tym przypadku wypuszczanie lecącej ku wrogom śmierci zakończonej grotem było czymś, co ją wystarczająco zadowalało. Pomijając fakt, że już przed wyruszeniem była usatysfakcjonowana dzięki niektórym czynnościom. Nawet gdy jej myśli wędrowały ku Maximilianowi, to wcale jej to nie rozpraszała. Prawdopodobnie dlatego, że nie było to jakieś szalone uczucie, a może zwykły rodzaj sympatii. Nie obchodziło ją to, czy z kimś jest albo że z kimś mógłby chcieć, a wszelkie ataki zazdrości ze strony innych, po prostu by zignorowała i co najwyżej, wyśmiała po cichu. Dziwne było, że rozdzielono grupy i nie miała sposobności być teraz z tymi, co dopiero poznała, ale może to i lepiej. Na pewno by jej nie zaufali.
Max natomiast wierzył w jej umiejętności, bo wiedział jak dobrze została wyszkolona. Nie miała zamiaru go zawieść, brnąc dalej wypełniała polecenia. Może nie cały oddział należał do *niego* , ale pewna jego część na pewno pozostałaby wierna.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 21-02-2016, 23:26   #54
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Czarnowłosa pokonała ostatnie stopnie. Znalazła się w korytarzu. Idąc pod łukowatym sklepieniem, ułożonym z równo ciosanego kamienia, wypatrywała śladów jakiejkolwiek obecności. Towarzyszył jej tylko pogłos stawianych kroków, głośniejszy niż być powinien oraz wyraźny dźwięk przyspieszonych uderzeń serca. Snopy światła, wpadające przez niewielkie świetliki pozostawione w murze, biegnąc po skosie, ujawniały krążące w powietrzu drobiny kurzu, rozjaśniały rozmieszczone co kilka jardów wnęki. Ritsuko przystanęła przed jedną z nich. Zadzierając głowę spojrzała w puste oczodoły posągu o wysuniętych przed siebie dłoniach, trzymającego liturgiczną tacę. Niema postać, której artysta zapomniał wyrzeźbić usta, obleczona była w długie szaty, nie pozwalające jednoznacznie określić płci. Mimo ciepła panującego na dworze, ciąg biegnący od figury przeszył ją chłodem. W naczyniu dopalały się jeszcze kawałki kadzidła. Unoszący nad misą dym drażnił nozdrza intensywnym, słodki zapachem. Żar tlącej się wiązki zlepionych żywicą roślin zamigotał, wydając ostatnie tchnienie. Waanka odwróciła się, chcąc drwiąco skomentować zabobon tubylców, jednak spostrzegła z zaskoczeniem, że została sama. W korytarzu nie było nikogo. Cofnęła się, by wrócić po spóźnialskich, wtem zatrzymała nagle i uniosła ręce. Skóra jej ramion traciła swą jędrność, przebarwiała i marszczyła, starzała w przeciągu chwil. Dziewczyna chwyciła między palce kosmyk siwiejących włosów.

- To będzie niezłe - zachichotała, językiem przestawiając jakąś grudę w ustach. Wypluła ząb. Potem nastąpił dalszy stukot. Wypadały z dziąseł, wprost na podłogę.

"Maska za maską, za maską..."

Korytarz tej długości nie miał prawa zmieścić się w kasztelu, lecz mimo pokonanej odległości jego koniec wciąż nikł w ciemnościach. Hissori mocniej chwyciła rękojeść miecza. Nawet tutaj nie potrafili jej go zabrać. Ostrze tak mocno wypalone w umyśle, że stali się jednością. Talizman, który chronił ją przed złem tego świata, innego nie potrzebowała. Przypominała sobie, że zawsze, kiedy męczyły ją koszmary, był na swoim miejscu. I wkrótce obracały się w spokojny sen pozbawiony bytności każdego, kto podniósł na nią rękę. Rozcięcie na dłoni zapiekło. Poprawiła opatrunek. Zadziwiające jak ból potrafi przywrócić myślom właściwy tor, chociaż częściowo.

- Może zagramy na sumieniu? Jakieś twarze ofiar? Próba wzbudzenia winy? Z tylu możliwości chcą mnie zabić nudą... - westchnęła, opierając się o ścianę. Minuty ciszy przerwały kroki. Ritsuko leniwie uniosła przymknięte powieki. W dali korytarza zobaczyła samą siebie, idealną kopię. Ta odgarnęła włosy z czoła dłonią owiniętą świeżym bandażem. Uśmiechnęła się nieznacznie i z wyraźną ulgą dokończyła.

- A już straciłam nadzieję...

Kobiety doskoczyły do siebie w paru susach, gwałtownie krzyżując ostrza.
 
Cai jest offline  
Stary 25-02-2016, 17:31   #55
 
Yuan's Avatar
 
Reputacja: 1 Yuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie coś
Chłodny, poranny wiatr zbudził go wcześniej niż jego towarzyszy. Akadi wzywała go na codzienne spotkanie, a on zwykł nie ignorować takich wezwań. Wyszedł na zewnątrz i spojrzał w stronę kasztelu. Łagodne słońce wschodziło nad pobliskimi wzgórzami spowijając go delikatną łuną. Widok potrafił wprawić w zachwyt, chodź u Hortha był on maskowany przez wizję przyszłości. Jutro to samo słońce okryje łuną trupy setek dzielnych żołnierzy, którym już nigdy nie będzie danym ujrzeć niczego podobnego.


Po krótkiej chwili wrócił myślami do rzeczywistości. Zgarnął kilka drewienek z resztek wczorajszego ogniska i wyruszył na krótki spacer. Ludzie powoli zaczęli wychodzić z namiotów, ale większość obozu łapała jeszcze ostatnie chwile snu przed atakiem. Gdy znalazł się na uboczu wbił kawałki drewna w ziemie w nierównych odległościach i ukłonił się teatralnie bogini. Modlitwy nauczył go mistrz Karl. Trzeba było przyznać, że jego umiejętności od początku mu zaimponowały i pchały do samodoskonalenia. Chłodny powiew wiatru owiewający jego twarz uznał za przywitanie. Chwycił pewnie swój korbacz, obrócił go w ręce rozpędzając nieco kulę i uśmiechnął się mimowolnie. Krótkie, szybkie, precyzyjne ruchy. Wykonał swój pierwszy krok, korbacz posłusznie podążył za nim. Przerzucił ciężar na drugą nogę i obrócił się łapiąc po drodze pierwszy z kawałków drewna. Kula korbacza przemknęła tuż nad ziemią, a zaraz potem po szybkim zwrocie uderzyła w wyrzucone w mgnienia oka drewienko. Osłabione wcześniej ogniem drewno rozpadło się na kawałki wzbudzając przy tym burzę uśpionych w jego środku iskier. Hroth tańczył dalej, dopóki wszystkie jego prowizoryczne cele nie skończyły w ten sam sposób. Gdy skończył oddychał ciężko. Zawsze wkładał w swoją akrobatyczną modlitwę wszystkie siły. Czuł się przygotowany na dzisiejszy dzień. Gdyby postanowiły go zaatakować resztki innego ogniska wiedziałby jak sobie z nimi poradzić.

**********


Kapłan nawet nie próbował ukryć szoku jakiego doznał widząc kroczące monstrum. - Co do ... Mam nadzieję, że te abominacje nie zamieszkują stadnie tutejszych kasteli... - szepnął cicho do towarzyszy. - Ruszajmy - odrzekł po chwili, gdy potwór zdał się oddalić na wystarczającą odległość. - Załatwmy tego maga, ale zostawmy sobie trochę sił jakby to... coś miało zamiar po nas zwrócić.
 
Yuan jest offline  
Stary 28-02-2016, 13:27   #56
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Pamiętał ten rumor. Bitewny szał, wrzaski rannych, głuche uderzenie grotu strzały o tarczę, albo błagalne tchnienia konających. Maximilian był tu już dawno temu. Każda bitwa z perspektywy pojedynczego żołnierza wygląda z goła tak samo, niezależnie od miejsca i wroga. Tym razem jednak nie widział przed sobą okutych w płytową, lśniącą zbroję pleców ojca, który dodawał mu odwagi. Jedyne co widział znad zaciągniętej wysoko tarczy, to wyrwa w murze kasztelu i łypiący na niego groźnie Mintarejczycy. Zerkając ukradkiem za siebie dostrzegł zdeterminowane, ale i zlęknione twarze swoich żołnierzy. To on musiał być dla nich oparciem.

- Kwas! - ryknął na całe gardło.

Alchemiczne specyfiki w mig spadły na czyhających na nich wrogów w wyrwie. Przeraźliwy okrzyk bólu wyrwał się im z gardeł, kiedy kolejno upadali na ziemię, pożerani przez nikczemną ciecz. Widząc tragedię jaka spotkała ich towarzysz, zaszyci za murami żołnierze wroga niechętnie załatali powstałe dziury w obronie. Max dostrzegł w tej chwili swoją szansę.

- NAPRZÓD - wrzasnął i ruszył pędem w stronę wyrwy, powtarzając głośno “DALEJ!”, “DALEJ!”, “DALEJ!”.

Nim formacja Mintarejczyków ponownie stanęła w wyrwie w pełnym składzie, pierwsi żołnierze Szponów już przekroczyli wyrwę. Angelopoulos lwimi rykami zagrzewał ich do walki, równocześnie tnąc na oślep wrogów. Chaos i szaleństwo nagle ogarnęło plac boju. Nowi najemnicy przedzierali się strumieniem przez wyrwę w murze, a obrońcy zaczęli wyłaniać się z wnętrza budynku. Stos trupów rósł z minuty na minutę.

Wtedy go ujrzał. Wielkie, okute w ciężkie płyty monstrum, które musiało się schylić, by móc by móc przejść przez wrota kasztelu. Krew dotarła szybko do nozdrzy, a czerwone ślepia rozbłysły. Miecz dostosowany wielkością do właściciela z chirurgiczną precyzją przeciął jednego z żołnierzy Szponów w pół. Widząc to najemnicy poczuli strach i zwątpienie. Zaczęli cofać się wolno, mimo stanowczych rozkazów Maximiliana. Nie mógł się im dziwić. Sam widok monstrualnej istoty wywoływał w nim strach.

Biorąc głęboki oddech, Angelopoulos mocniej pochwycił miecz i z okrzykiem rzucił się na potwora.

“Dopóki król nie ruszy do walki, jego rycerze nie podążą za nim” - powiedział mu kiedyś ojciec. Maximilian był królem. Jego ojciec umarł. Ziemie zostały zagarnięte. A na tronie siedział uzurpator. Mimo to wciąż w jego głowie kołatały się słowa matki, kiedy żegnała go przed wyruszeniem w drogę: “Postępuj jak król. Mów jak król. Walcz jak król.”
 
Hazard jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172