Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2016, 10:27   #13
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Jhin uniósł brwi wertując strony.
- 1358 Czasu Dolin, Bogowie ze wszystkich panteonów Faerunu zostają strąceni, aby żyć wśród śmiertelnych jako kara za kradzież "Tablic Przeznaczenia". Wydarzenie zakończyło się pod koniec tego samego roku, zwróceniem Tablic Nadbóstwu Ao, oraz śmiercią wielu bogów między innymi Bane'a, Bhaala i Myrkula…
- Tylko Bane i Myrkul chcieli je ukraść! - Doszło do ich uszu sprostowanie w postaci głosu Revaliona dochodzącego z innego pomieszczenia - Reszcie oberwało się przy okazji!
- Co? Jacy bogowie wśród śmiertelnych? Jakie Nadbóstwo? -zainteresowała się Avaliye patrząc w stronę, z której dochodził głos - I mnie to ominęło?
- No co ja ci na to poradzę, może akurat przespałaś 1358. - Nadeszła odpowiedź. - Nadbóstwo. Ao. Taki jakby bóg nad bogami, na pewno znajdziesz gdzieś książkę o nim. Nie interesuje się za bardzo sprawami śmeirtelnych, toteż niewielu go czci.
- Ale nic się nie stało elfim bogom, prawda? A ostatnie lata jakie kojarzę to… gdzieś 1150, czy coś.
Jhin przeglądał kolejną książkę.
- 1321, w próbie zabójstwa księżniczki Amnestrii, ginie król Evermeet Zaor Moonflower. Znałaś go? - Jhinowi zaczynała podobać się ta biblioteka.
- Och, ten… Tak jakby, znaczy w sumie to był król elfów, ale ja dziada nie lubiłam. - parsknęła elfka i dodała pod nosem - Nic konkretnego…Żaden ewenement…
- Nie znalazłem nic o elfich bogach, najwyraźniej spędzili całe wydarzenie chowając się wśród swoich wyznawców na wyspie. - Jhin sięgnął po kolejną książkę, ta najwyraźniej zawierała informację o "Cyricu".
Ylvaan prychnął słysząc słowa Jhina. - Chowanie się wśród wyznawców. Przynajmniej jedna rzecz jest stała w różnych światach.
- Na pewno się nie chowali! - oburzyła się elfka i skrzywiła - Też mi coś…
- Nie wiem czy wszyscy, ale niektórzy wykorzystali ten czas żeby sobie zrobić krwawą łaźnię! - Raz jeszcze doszło jej wyjaśnienie z innego pokoju. - Taki Bhaal na przykład. Zrobił mnóstwo bękarcich pół-bogów, którzy potem zbierali armię i mordowali się nawzajem, mając nadzieję zostać nowym bogiem mordu!
- Już lubię Bhaala. Udało mu się przynajmniej… Wyprodukować godnego potomka?
Najwyraźniej nie, ponieważ według tej książki, nie ma żadnego nowego boga mordu. - Jhin odłożył książkę - Jest za to bóg szaleństwa, który sam o mało nie doprowadził do swojego upadku.
W międzyczasie do dużej sali wleciał chowaniec maga, dzierżąc w łapach żółtawą, świecącą kulkę.
- Paskud, nawet o tym nie myśl! - Doszło ich wołanie z innego pokoju, jednak było za późno. Stworek zamachnął się już by cisnąć kulka w elfkę jednak krzyk Revaliona był tak przenikliwy iż biedne stworzenie ze strachu upuściło pocisk pod swoje stopy.
To co nastąpiło chwilę potem było eksplozją światła tak jasnego jak samo słońce. Kiedy w końcu goście Władcy odzyskali wzrok oczom ich ukazało się zabawne przedstawienie. Panikując i tarzając się mały mefit próbował ugasić płomienie którymi był pokryty, bezskutecznie.
Elf zareagował natychmiast. Coś w sposobie w jaki się poruszał zmieniło się. Dwoma susami pokonał dystans dzielący go od mefita i dzielnie wsadził rękę w płomienie, mrucząc przy tym coś pod nosem.
- Nosz, do kurwy nędzy! - Revalion zaryczał z frustracją i z powrotem pojawił się w pomieszczeniu z resztą. Podszedł do chowańca, niejako ignorując elfa.
- Mówiłem? Mówiłem?! - Wysyczał, podnosząc ranne stworzonko. Wolną ręką wskazał środek pomieszczenia i powiedział:
- X’sentyf. - Wywołało to zawirowanie magii i stworzenie kilku bloków lodu, które złączywszy się ze sobą stworzyły żywiołaka lodu wielkości człowieka.
- Masz. Siedź tu i przemyśl swoje zachowanie! - Revalion usadził Paskuda na przyzwanym tworze. Chowaniec jedynie popiskiwał cicho.
-Czyli gdyby cisnął tym w nas, my byśmy zajęli się ogniem, oraz te książki?- Jhin spojrzał na mefita.
Avaliye obserwowała całe zamieszanie z niekłamanym rozbawieniem.
- W zasadzie tak, ale on przecież nie mógł o tym wiedzieć. - Mag przyglądał się Paskudowi z zaintrygowaniem. - On po prostu lubi psocić. Jak to Paskud. O szlag, ale świecisz, mały.
Chwilę później zstąpiła na niego aura objawienia.
- Wieczny płomień! - Powiedział na głos, przeklinając przy tym. - No to możesz się przyzwyczaić do świecenia jak takie małe słoneczko.
- Dopiero teraz zauważyłeś? - roześmiała się elfka.
- Wybacz, wasza elfiość, ale byłem zajęty ratowaniem potencjalnie rannego zwierzątka. - Wysyczał w jej stronę mag.
- Och, nie złość się tak. - odezwała się Avaliye - Wyszło dobrze.
- A to co? Jakiś golem? - Ylvaan spytał wskazując posąg.
- A to? To Józef jest. - Wyjaśnił Revalion. - Przy wystarczającym doświadczeniu z magią przywołującą nabyłem pewną szczególną umiejętność przyzywania go. Przychodzi też w mniejszym i większym rozmiarze. Józef, przywitaj się.
Jak na komendę, posąg ruszył ku elfowi, jednak po prostu stanął przed nim, nie wiedząc co ma dalej zrobić.
- Robię się zazdrosny. Przepraszam, jakieś traktaty na temat tutejszej fauny? Najlepiej zabójczej. - zwrócił się elf do bibliotekarza gdy w końcu oderwał wzrok od posągu.
Staruszek wzruszył ramionami i wskazał rząd półek dwie alejki dalej. Po czym dodał z oburzeniem. - Szzz!! - Kładąc palec na ustach. Już po chwili elf zaczął ściągać z półek kolejne tomy kartkując je w poszukiwaniu ilustracji. Nie miał czasu na czytanie ich od deski do deski.
- Mmm, Chult… Ooo… Hmph.... Dziękuję, to wszystko. - zwrócił się do staruszka i zaczął odkładać książki na miejsce.
Avaliye natomiast wertowała tytuły książek, co jakiś czas mrucząc coś do siebie i zdejmując jakiś tom, żeby na szybko przejrzeć jego zawartość, co pewien czas wyglądając tak, jakby coś nagle ją zirytowało.
Revalion zadumiał się przez chwilę nad swoim aktualnym problemem świetlika.
- Dobra, proszę państwa, proszę nie panikować. Rozwiązanie jest już w drodze! - Zakasał rękawy i wskazawszy inny kawałek wolnej przestrzeni, inkantował:
- De wer di wlekjr uoinotai, confn ekess sia distolir! - W efekcie pojawił się tam stwór o skórze barwy ciemnej wiśni i ostrych szponach, zaś jego ryj wyrażał głębokie niezadowolenie byciem sprowadzonym do tego miejsca.
Babau patrzył niechętnie na swojego przywoływacza, który to natychmiast pstryknął palcami i wskazał miejsce obok siebie.
- Proszę się odsunąć na odległość co najmniej pięciu metrów. Panią elfkę proszę o przesunięcie się pod tamten regał, jeśli łaska... - Kontynuował Revalion, po czym zasygnalizował demonowi w jego ojczystym, otchłannym języku, co ma robić.
Demon pokiwał głową i sam zaczął inkantować swoją plugawą magię rozpraszającą, która scentrowana na Paskudzie wyłączyła jego "niechciane światełko".
- Bardzo dobrze, idź już sobie. - Czarodziej pstryknął raz jeszcze, odsyłając demona. - Dziękuję wszystkim za współpracę, kryzys zażegnany!
- Co jeszcze jesteś wstanie przywołać? - zainteresował się elf. - To jest… Użyteczna magia.
- Lawinę, co mogłaby przysypać sporą karczmę, czy inny domek. - Czarodziej uśmiechnął się złośliwie i znów zakasał rękawy. - Zaprezentować?
- W bibliotece?
- Może i racja, za dużo sprzątania by było. Chociaż i tak jak dla mnie to za ciepło tutaj. - Mag opuścił ręce. - Oprócz tego byłbym w stanie przyzwać stwory dostosowane do niemal każdej sytuacji. Dzikie zwierzęta, demony, diabły, archony. Józefa.
- Ciekawa umiejętność. Ja ograniczam się do zwierząt i kilku magicznych bestii. - rzekł elf. - Mniejsza z tym, dowiedziałeś się czegoś z dokumentu?
- Głównie tego, że wybrali się jako łowcy głów na poszukiwanie kogoś. Trafili do świątyni na środku pustyni, gdzie znaleźli miliard nieumarłych, po czym, khem, olbrzym w zbroi z ludzkich kości ich wyrżnął w pień przy pomocy tej włóczni. - Mag wyciągnął z rękawa dokument. - Jakby dostać się do Sembii i znaleźć oryginał, to mógłbym spróbować wywieszczyć położenie jego autora i przepytać go osobiście o te wydarzenia. Zresztą masz, sam zobacz.
-Polowali na tego olbrzyma? - wtrącił się Jhin - Kolejni amatorzy…
Po minucie elf uniósł głowę znad dokumentu i oddał go magowi - Olbrzym. Ja wiem jak polować na olbrzymy. To moja… Specjalność.
Zaciekawiony Jhin również przejął dokument i rozpoczął czytanie, nie dotarł nawet do połowy tekstu, kiedy spojrzał na bibliotekarza.
-Jaka jest data powstania tego dokumentu?
- Najlepsze jest to, że oni nawet nie polowali na tego olbrzyma, tylko na kogoś innego. - Revalion pokazał towarzyszowi fragment tekstu. - Poza tym to niekoniecznie musiał być taki olbrzym, jak ci się wydaje. Niektórzy, których ponosi wyobraźnia, tak mogliby nazwać zwyczajnie wyrośniętego człowieka. Zauważ, że w innym fragmencie autor nazywa go po prostu “drabem”.
-Dwa metry to dość sporo, dla większości to olbrzym. Tak czy inaczej Sembia… dobre miejsce chyba, żeby zacząć. - Jhin ponownie spojrzał na dokument i uśmiechnął się delikatnie pod maską
- A tak w ogóle, nie duszno ci w tej masce? - Zainteresował się nagle Revalion.
-Przyzwyczajasz się z czasem. Poza tym to ceramika, nie ogranicza mi aż tak oddychania.
- Nie to żeby mi to przeszkadzało. Po prostu ciekaw jestem. - Mag zaczął przyglądać się dziwnemu towarzyszowi. - Rozumiem, że jesteś w jakiś sposób przymuszony do jej noszenia? A może to artefakt do zwiększania mocy?
-Pozwól magu, że zadam ci pytanie, które zadawałem akolitom mojego klanu. Które to maska? To co zasłania ci twarz? Czy to co jest twoją twarzą?
- Ach, teraz to wchodzimy na aspekty filozofii i psychologii interpersonalnej. - Mag znów przystawił dłoń do podbródka. - Myślę, że odpowiedź zależy głęboko od osobnika, któremu zadasz to pytanie. Bo i nie wszyscy zrozumieją je w pełni i ignoranci zwyczajnie je zbyją, nie zrozumiawszy w ogóle o co pytasz. Ludzie zadufani i płytcy z kolei uznają, że ich twarz jest ich twarzą i będą przeświadczeni o własnej szczerości i otwartości wobec otoczenia. Jeśli zaś o mnie chodzi, to odpowiem, że moja twarz istotnie jest maską, zaś moje prawdziwe oblicze jest zarezerwowane jedynie dla tak bliskich mi osób, że żadna z nich nie miała jeszcze “zaszczytu” oglądać jej w pełni, jedynie fragmenty, które jej udostępniłem.
-Dla mnie to wygląda inaczej. Skóra, która zdobi kości mojej twarzy przestała być mną dawno temu. Natomiast czerwony kawałek ceramiki, który przesłania tą skórę. Symbol, który reprezentuje, imię i skojarzenia jakie przynosi. To jestem ja.- Jhin westchnął delikatnie -Młodzi nie rozumieli tej subtelnej sprawy. Czas miał to naprawić.
- Chyba rozumiem. - Rev patrzył mimowolnie w grzbiet pewnej księgi na regale, jednak zupełnie go w tamtym momencie nie interesowała. - Zatem zgubiłbyś całą swoją osobowość, albo i gorzej, gdyby oddzielić cię od tej maski? Czy zwyczajnie byłbyś bardzo wkurzony?
-Byłoby to niewygodne, bo musiałbym zrobić nową i zastosować prowizorkę do tego czasu. Jesteś magiem więc rozumiesz istotę symboli. Jeżeli formułka zaklęcia zniknie z twojego umysły, czy to oznacza że zaklęcie przestaje istnieć? Czy strach jakie wywołuje potencjał tego zaklęcia znika, bo nie pamiętasz w tej go w tej chwili?
- No fakt, upierdliwe by to było. Zwłaszcza wczoraj było. - Przyznał mag.
- W takim razie wybieramy się do Sembii? Wszyscy się z tym zgadzają? - przerwał konwersację elf. Zupełnie nie rozumiał o czym mag i drugi człowiek rozmawiają. On był tym kim był i nie nosił masek. Poza tymi które wytworzyli jego bracia na własny użytek.
Elfka uniosła wzrok znad księgi traktującej o smokach i mruknęła tylko:
- Mhm. - po czym wróciła wzrokiem do owej księgi.
- Świetnie. Tifareth! - rzucił głośno.
Niebieskooka zjawiła się niemal natychmiast.
-W czym mogę pomóc - Zapytała niezbyt dobrze ukrywając irytację.
- Chciałbym dostać się do zbrojowni Władcy. - wyjaśnił powód przyzwania.
Avaliye zerknęła znad księgi, po czym odłożyła ją na miejsce.
- Dobry pomysł. - stwierdziła - Żebyś nie czuł się samotny też chętnie się tam udam.
Jhin spojrzał na niebieskooką kobietę.
- Podejrzewam, że lepiej jak się tam wszyscy udamy. Trzeba się będzie przygotować do tej podrózy.
- Rozsądne pragnienie. - Pochwaliła ich Tifareth. - By dostać się do zbrojowni najlepiej ruszyć z biblioteki zachodnimi drzwiami, później prosto aż do sali lustrzanej, następnie na północ aż do schodów. Zbrojownia znajduje się na najniższym dostępnym stamtąd poziomie.
Zamaskowany mężczyzna pstryknął palcami, przypominając coś sobie.
- Właśnie, zapomnieliśmy wszyscy o czymś. - wyciągnął szkatułkę, którą wszyscy zostawili w sali władcy - Daru od gospodarza się nie ignoruje. - otworzył wieko i w środku znajdowały się perły, które ofiarował im młody Władca.
- Nie chowajcie mnie. - mruknął Ylvaan zaciskając dłoń na jednej z pereł.
Elfka przechyliła delikatnie głowę patrząc na perły, po czym wybrała jedną z nich i wzięła ją do ręki, oglądając pod każdym możliwym kątem.
Revalion również “poczęstował się” perłą, jednak ledwo rzucił na nią okiem, bo miał jeszcze jedną sprawę do bibliotekarza:
- Dobry człowieku, w której części Sembii znajdziemy oryginał dokumentu? A może ty, Tifareth, taką informację posiadasz?
- Ordulin, w wielkiej bibliotece. - Odparł sucho starzec.
- Dziękuję. Głupio by było przemierzać całe państewko w poszukiwaniu jednego dokumentu. Zatem, zbrojownia? - Uśmiechnął się mag, teraz badając swoją perłę z bliska.
 
Zaalaos jest offline