Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2016, 12:55   #14
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Zbrojownia

Kiedy dotarli na miejsce okazało się, że zbrojownia to nie dokładnie to czego można by się spodziewać. Miast po prostu magazynu z bronią znaleźli się w ogromnych lochach pod pałacem. Powietrze było tu suche i gorace, zdecydowanie zbyt gorace jak na gusta Revaliona i jego chowańca. Potężne kolumny przechodziły u szczytu w łuki podtrzymujące sklepienie ogromnego pomieszczenia. Każde miejsce na ścianach i kolumnach zajmowały stojaki na broń, wszystkie co do jednego zajęte. Nie potrzebne było fachowe oko by stwierdzić, że każda z broni wykonana została z wielkim pietyzmem przez mistrza rzemiosła. Po chwili do ich uszu doleciały odgłosy miarowych uderzeń metalu o metal. Szybko je zidentyfikowali rozwiązując tym samym zagadkę tak wysokiej temperatury panującej w podziemiach.
- Nie, to zdecydowanie nie miejsce dla mnie. - Powiedział Revalion, ocierając pot z czoła po raz setny, kiedy tylko zorientował się że trafili dosłownie do zbrojowni, a nie magazynu z ekwipunkiem. - Bawcie się dobrze, ja wracam szukać innych interesujących mnie rzeczy.
W przeciwieństwie do maga elf zdawał się czuć w tak gorącym pomieszczeniu wyjątkowo dobrze. Na jego czole nie pojawiła się nawet kropla potu. Zainteresowany ruszył w kierunku rytmicznego dźwięku, spodziewając się ujrzeć kogoś kto zawiaduje całym interesem.
Avaliye natomiast… również czuła się tu dobrze. Rozglądała się z ciekawością, jednocześnie spokojnym krokiem kierując się ku odgłosom, co nie przeszkadzało jej w lustrowaniu uzbrojenia.
Jhin spokojnie chodził między rzędami broni, jeżeli temperatura mu przeszkadzała nie okazywał tego. Miał nadzieję, że znajdzie tu broń, która przypadnie mu do gustu.
Ylvaan tymczasem zaczął buszować przy stojakach z pancerzami. Było ich więcej niż kiedykolwiek widział w swoim życiu i każdy jeden był doskonałej jakości. W końcu zdecydował się na stosunkowo prosty mithrylowy napierśnik. Pancerz szybko wylądował w jego rękach i ruszył dalej.

Szli długo mijając niezliczone egzemplarze broni i pancerzy, tarcz i… dziwnych urządzeń najprawdopodobniej służących do robienia krzywdy bliźniemu lecz w jaki sposób tego nie odgadli. Odgłosy stawały się coraz głośniejsze. W końcu ich oczom ukazała się potężna kuźnia, choć to tez nie było poprawne określenie. Chyba jedynie krasnoludy posiadały w swym języku właściwe słowo określające ogromny kompleks służący do obrabiania metali wszelakich. Pomiędzy miechami i piecami zauważyli adamantowe, sądząc po kolorze metalu, kontrukty humanoidalnych kształtów. Zaś przy głównym kowadle krasnoluda potężnej postury walącego młotem w rozgrzany do białości metal.
- Witaj Mistrzu. - rzekł elf, przekrzykując hałas kuźni. - Chciałbym pożyczyć to, na czas nieokreślony. - dodał potrząsając swoim nowym nabytkiem.
Krasnolud nie usłyszał lub zwyczajnie nie miał ochoty przerywać pracy. Ylvaan odniósł wrażenie, że jest z nim coś nie tak, po chwili zrozumiał co było tego przyczyną. Pomimo żaru buchającego z pieców na łysej czaszce i nagim torsie krasnoluda nie było ani jednej kropelki potu. Ylvaan wzruszył ramionami. Skoro krasnolud jest zajęty to nie widział powodu by mu przeszkadzać. Albo wchodzić w zasięg golemów. Wrócił więc do przetrząsania zebranego w sali ekwipunku. Nie minęło wiele czasu gdy dotarł do broni dystansowej. Nie był to jego ulubiony typ broni, ale zdolność pozbycia się czegoś z dystansu mogła być użyteczna. Wybrał więc długi łuk refleksyjny ozdobiony motywami chmur i błyskawic, a także kołczan ze strzałami. Pokręcił się jeszcze parę minut po czym uznał że nic więcej tu nie znajdzie. Opuścił zbrojownię i ruszył śladem maga. W połowie schodów usłyszał Revaliona wołającego Niebieskooką. Zawrócił i trafił do labiryntu korytarzy pełnego niewielkich komnat.

Avaliye spojrzała po sobie i się skrzywiła. Nie była jakimś tam magiem, aby biegać w sukience. Potrzebowała normalnego, w jej mniemaniu, odzienia, na które dopiero mogła założyć zbroję i całą resztę. Nie czuła się komfortowo w tej sukni i nieważne jak ładna była, była dodatkowo niepraktyczna, a to podejście potrafiło wywołać ból głowy u ojca elfki, jak i zapewne część przodków miała by do niego pewne "ale". Zbrojownia faktycznie była zacna, ale nie samym uzbrojeniem się żyje. Po poszukiwaniach odnalazła rzeczy, w które może się przebrać miast chodzenia w tej sukni, która jak dla niej byłaby świetna, ale tylko dla pewnego typu szlachcianek, czyli tak prawdę mówiąc, dla większości z nich i przez pewną część Avaliye swojego życia przymuszana była to wdziewania takowych kreacji. Rozejrzała się, po czym zauważywszy przestrzeń, która nadawała się na odpowiednie miejsce do przebrania się, chociaż miała dziwne wrażenie, że i tak może być pod obserwacją.

Cóż, niektórzy już tacy byli.

Elfka przebrała się w skórzane odzienie, na próbę wykonała kilka ruchów, aby upewnić się, że leży na niej dobrze i nic nie przeszkadza, po czym odłożywszy suknię na bok zabrała się za wybór ekwipunku, na czym zeszło się jej trochę czasu, bo choć miała pojęcie czego jej trzeba to wybór spośród tej mnogości był… ciężki i zdecydowanie się na jednyną słuszną opcję nastręczało trudności.

Po dokonaniu tego arcytrudnego wyboru ruszyła jeszcze na poszukiwania maga i/lub miejsca, w którym mogłaby się magicznie doekwipować.
Ruszyła schodami i już po minięciu jednego piętra trafiła na zmierzającego w przeciwną stronę lodowego mefita z pakunkiem większym od niego. Stworek dzielnie taszczył na plecach swój ciężar lecz widać było, iż chodzenie niezbyt mu si podoba, wolałby lecieć lecz nie dawał rady z takim ciężarem.
- Zachciało mu się… Ja mu… eee, dzień dobry? - Powiedziało stworzonko, kiedy zauważyło elfkę.
Avaliye spojrzała na stworzonko i pakunek, który ono taszczyło.
- Chyba trochę twój pan przesadził, mam rację?
- E, to? W zasadzie… - Paskud obejrzał się na pakunki, które taszczył, to na elfkę. - ... masz rację, zdecydowanie przesadził! A ty już masz wszystko? Nie szukasz aby mojego pana, albo magazynu z fajnymi rzeczami? Tam są takie fajne buteleczki z czerwonym płynem, ale nie mogłem wypić, bo pan mi nie pozwolił.
- Zimny drań. - skomentowała Avaliye z rozbawieniem - A faktycznie szukam jakiegoś magazynu z fajnymi, magicznymi rzeczami, a jeżeli wpadnę na twojego pana - nie szkodzi. Zawsze może się przydać do czegoś, jak to mag.
- Właśnie, zimny! - Zachichotał stworek, masując sobie chudą rączkę. - To słuchaj no. Ja mam pomysł. Jakbyś mi pomogła z tymi rzeczami, to cię do niego zaprowadzę, co?
Elfka miała ochotę od razu nie zgodzić się na coś takiego, ale naraz przyszło jej co innego do głowy.
- Zrobimy inaczej… Paskud, tak? Pomogę ci z tymi rzeczami, które niecnie twój pan narzucił na tak delikatne stworzenie jak ty, a ty w zamian nie tylko zaprowadzisz mnie do niego, ale też obiecasz mi, że nie będziesz we mnie niczym rzucał, hmm? Oczywiście będziesz mógł rzucać w innych, ale nie we mnie. Umowa?
Stworek wyszczerzył białe, lodowe ząbki w uśmiechu i wzbił się radośnie w powietrze.
- Umowa! - Zakrzyknął radośnie. - To ten tego, w tę stronę! Bo tu są dwa magazyny. Jeden ma magiczne fajne rzeczy, a drugi takie zwykłe.
- Dobrze wiedzieć, przynajmniej nie stracę czasu. - zamyśliła się przez chwilę -[i] A widziałeś może elfa? Nie da się go pomylić, mało elfowaty, z odgryzionym kawałkiem ucha, zapewne przez dziką kochankę, warczący, a nie mówiący?
Paskud przyjął bardzo zamyśloną minę, próbując przez dłuższą chwilę wyobrazić sobie to wszystko, co mu elfka powiedziała. W końcu pstryknął palcami.
- Aa, że ten Brzydki Elf, co wczoraj próbował cię dziabnąć niewiadomo czemu? No jest też gdzieś w tym magazynie z magicznymi cosiami. Ale nie wiem czy łatwo go będzie znaleźć, bo tam jest szesnaście tysięcy pokoików, w każdym po dwie albo trzy skrzynki ze świecidełkami.
- Pewnie się, biedaczysko, zgubiło. - powiedziała z udawaną troską w głosie - Może gdzieś się na niego natknę, ale na razie bardziej mi zależy na magicznych rzeczach.
- A może jedna z tych magicznych skrzynek go zje, haha! - Zaśmiał się złośliwie Paskud, stając przed trudnym zadaniem otwarcia okutych drzwi do magazynu. Mefit dzielnie zaparł się obiema nogami o framugę, ale szło mu nad wyraz ciężko.
- Odsuń się. - powiedziała dla zasady, żeby nie było, że nie mówiła, po czym pchnęła drzwi tak, aby się uchyliły. Lecz choć wysilała wszystkie siły drzwi ani drgnęły.
- Cóż, to mamy problem, prawda? - spojrzała na stworzonko ciekawa co ono teraz zrobi.
Mefit miał zdecydowany dylemat i był wyrysowany na jego twarzy: walczył z usilną chęcią parsknięcia śmiechem, jednak z drugiej strony coś mu podpowiadało, że zrobienie tego elfce prosto w twarz może się bardzo, bardzo źle skończyć.
- E, bo te drzwi to chyba w drugą stronę się otwiera. - Powiedział w końcu, gestykulując.
Elfka westchnęła ciężko i pociągnęła za uchwyt drzwi, które tym razem ustąpiły bez problemu jedynie z cichutkim skrzypnięciem.
- Miiiistrzu! Wróciłem! - Krzyknął Paskud, jak tylko zdołał wlecieć do środka. Musiał swoje wołanie powtórzyć jeszcze kilka razy, zanim cokolwiek mu odpowiedziało.
- O, Paskud. Wróciłeś. - Revalion wyszedł z jednego z pokoi. W międzyczasie zdążył już sobie znaleźć dziwną, czarną przepaskę na oczy, która nie zdawała się przeszkadzać mu w orientacji i widzeniu. Postanowił ją jednak zdjąć po chwili.
- O, i znalazłeś naszą przeuroczą towarzyszkę. - Dodał, zauważywszy Avaliye.
- Tak się złożyło. - odparła - Co musiałam, zdobyłam ze zbrojowni, teraz pora na dodatki. - uśmiechnęła się, po czym dorzuciła - Twój mały przyjaciel obiecał nie rzucać we mnie niczym… I miejmy szczerą nadzieję, że dotrzyma umowy. Prawda, Paskud?
- Prawda, prawda! - Potwierdził energicznie mefit, jednak mag nie wyglądał na przekonanego.
- Paskud, ale wiesz że ta umowa obowiązuje na dłużej niż tydzień? - Zapytał swojego chowańca. Stworek wyglądał najpierw na zmieszanego, potem zasmuconego.
- Ale… - Wyjąkał.
- Żadnych ale. - Przerwał mu Rev. - Obiecałeś nie rzucać, to nie będziesz rzucał. Nigdy, rozumiesz? Nie tylko przez następny tydzień.
- D-dobrze… - Przytaknął Paskud ze spuszczoną głową.
- Świetnie. - dodała Avaliye, jednak sama nie wyglądała na całkowicie pewną tego. Porzuciła jednak temat przechodząc na kolejny - Widziałeś gdzie się udał warczący elf?
- Jak tylko dorwał się do spisu katalogującego wszystkie te pomieszczenia to pobiegł gdzieś i licho go widziało. Zapewne gdzieś się tu kręci, ale mamy tu do czynienia z szesnastoma tysiącami pokoi. Wiesz, zawsze mogę spróbować…
Rev przyłożył sobie dwa palce do ust i gwizdnął z całej siły.
-YLVAAN! JESTEŚ GDZIEŚ TUTAJ?! - Ryknął na całe gardło. Odpowiedziała mu tylko cisza i jego własne echo. - No cóż, chyba go tu nie ma.
Avaliye skrzywiła się widocznie na ten pokaz pojemności płuc maga i wytrzymałości strun głosowych, który jednak testował wrażliwość elfich uszu. Przez chwilę elfka myślała, że mag pozna, iż nie wszystkie elfy są pozbawione sił i pozwoli mu posmakować jej własnej, ale wyszło tak, że policzek Reva znalazł się o milimetry od otwartej dłoni Avaliye, która w ostatniej chwili powstrzymała się przed spoliczkowaniem maga.
- Więcej. Nie rób tak. Bez ostrzeżenia. - wycedziła odsuwając dłoń i masując uszy -Ładnie proszę.
Mag przełknął głośno ślinę i jeszcze przez następną chwilę analizował co się właśnie wydarzyło. Nie spodziewał się po niej takiej… jeśli podmuch wiatru, jaki jej dłoń wytworzyła słusznie odzwierciedlał…
- Dobrze, jasne, załatwione. - Odparł Rev posłusznie. Zauważył, co elfka ma w rękach. - To… byłaś już w drugim magazynie?
- Nie, nie byłam. - spojrzała na trzymane rzeczy - Co mam z tym zrobić? Twój chowaniec był trochę przeciążony.
Mag spojrzał pytająco na Paskuda, ten zaś sugestywnie wskazał na rzeczy i na swojego Mistrza. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Wygląda na to, że przyniósł je dla mnie. W zasadzie dobrze się składa, bo i tak potrzebowałem plecaka i kilku sakiewek. - Wziął od towarzyszki rzeczy. - No dobra, to chyba wrócę do uzupełniania ekwipunku. Uzbrojony w bezcenny plecak, teraz nic mi nie straszne!
- Hmm, powiedz mi tylko jeszcze, gdzie znalazłeś plecak?
- Piętro wyżej, pokój numer szesnaście tysięcy i jeden! - Powiedział radośnie Paskud, lądując na ramieniu maga.
- Świetnie. W takim razie i sama pomyszkuję tutaj, owocnych poszukiwań.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline