Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2016, 23:23   #65
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.


~ No tak chłopaki, wielkie dzięki za pomoc. Bo przecież jasne, że jak naniosę tego drewna to przecież sam rozpale solowe ognisko i będę się przy nim tylko sam jeden grzał i oświetlał... A jak co to kurwa kazdy jeden jest superkozak i megacwaniak... ~ milcząco przyjał "wsparcie" reszty grupy. Grzyb z laskami, zwłaszcza z tą rozhisteryzowaną skosnooką co już sama prawie zakładała sobie powróz na szyję jak jeszcze nawet jej włos z głowy nie spadł. No ale na samczym wsparciu to się jednak zawiódł. Cała banda zgodnie wolała się trzymać kurczowo linii życia pozornie dającą bezpieczeństwo przed stworem całkowicie nie przyjmując oczywistej wiadomości pod łepetyny, że ten save nawet jeśli zadziała to skończy się za ile? Kwadrans? Dwa? Godzinę? No za chuja nie starczy do świtu. O ile świt i Słońce mogło cos realnie zmienić bo była tylko nadzieja a nie gwarancja czy twarde dowody. I za te pietnaście czy więcej minut wszyscy znajdą sie w takiej samej ciemności w jaką on własnie miał zamiar się udać. Ich głupota i krótkowzroczność wkurzały go, zwłaszcza, że czuł się bezsilny w próbach przekonania ich. Mógł tylko sam pokierować swoją wolą i krokami by spróbować przełamać impas który musiał ich doprowadzić do klęski.

Ale wkładając na głowę connrową czołówkę musiał przyznać, że gdy twarda rzeczywistość wskazała, że jednak pójdzie sam zrobiło mu się dość niemrawo na duszy. Też by wolał zostać i czekać na to by zrobił to ktoś inny i w ogóle by najlepiej światło i ciepło zrobiło się samo. No ale to było nierealne. ~ No i słowo to słowo. ~ westchnął w końcu. Mógł się zamknąć i siedzieć cicho to może nie miałby spokoju sumienia ale chociaż inni by tego nie wiedzieli. A tak naszczekał głupio i bez pomyślunku publicznie to teraz nijak nie szło tego odkręcić by nie wyjść na pozera i krętacza. A szkoda...

- No to ten... Idę... Nie róbcie jakichś głupich numerów bo zejdę na zawał i sami będziecie musieli iść po te drewno... - uśmiechnął sie trochę nerwowo, pomyślał czy by nie palnąć czegoś jeszcze ale nic mądrego czy zabawnego nie przychodziło mu do głowy więc wzruszył ramionami i ruszył przed siebie.

Frank odkrył, że jakby czasoprzestrzenią tych kilkunastu czy kilkudziesięciu metrów jego najbliższego otoczenia zaczęły działać jakies inne prawa niż dotąd. Te parę czy parenaście niby zwykłych kroków od ogniska do granicy oświetlonego ciepłym, żywym światłem przez niego to mu znikło prawie jakby mu ktoś wyciął czy przyśpieszył film. Zwolnił prawie od razu potem ciekaw czy stór jakoś zareaguje na człowieka poza obszarem ogniskowego światła. Ale nie zareagował. Nadal stał tam gdzie się ujawnił po przegonieniu z obozu. Nadal oświetlały go promienie latarek i nie zrobił żadnego podejrzanego ruchu by przekroczyć którąś z plam swiatła rzucanych przez chemicznie świecące pałeczki.

Frank nadal nie mógł rozszyfrować co to w ogóle jest. Jakoś nie pasowało mu to do jakiegokoliwek okazu z atlasu darwinowskiej biologii. Bo co? Uchowało sie tu jakies plejstoceńskie bydlę? No niby jak? Coś mu mówiło, że chyba naknęli się na coś co jest na pograniczu znanej obecnie nauki. I może jacyś łebscy kolesie wiedzieliby o co tu biega no ale przecież on sam tylko składał filmy w studio w jedną newsową całość. Z jakimś wilkiem czu niedźwiedziem to mimo wszystko coś by kojażył chociaż czego się spodziewać a z tym czymś nie miał pojęcia jak postąpić i co tu wymyślić.

Wznowił wędrówkę w ciemność rozświetlaną już tylko promieniami latarej jego i jego towarzyszy podróży. Czuł jak serce mu wali jak młot pneumatyczny a na plecach i skroni spływały grube krople potu. Ale jakoś szło. Miał już jeden badyl, drugi, tu jakaś laga, tam ćwierćpieńka, już miał pół naręcza, już ze trzy czwarte i wreszcie koniec! Uzbierał całe naręcze! Miał z czym wracać normalnie jak myśliwy z polowania. Na patyki. Przez moment czuł satysfakcję i dumę normalnie jakby wracał z upolowania bizona. Zaryzykował i udało się! To co uzbierał powinno podtrzymać ogien w ognisku na dłuzej. Teraz musiał tylko wrócić do...

Wyprostował się akura gdy władował ostanią gałąź i kontrolnie spojrzał na stwora. I ten jakby tylko na to czekał! Na oczach Frank'a w jednej chwili stało tam rogate coś omiatane plamami latarek a w następnej po prostu promienie bezproduktywnie omiatały puste krzaki i drzewa w lesie. Frankowi zdążyły sie źrenice rozszerzyć z budzącej się w nim grozy, zdążył wstrzymać w połowie wdech, otworzyć usta do ostrzegawczego krzyku gdy bestia już była tuż przy nim! Zjawiła się nagle jakby wyskoczyła z ciemności! Zupełnie jak mutas z teleportem! Nie przebiegła superszybko przez krzaczory, nie zapadła się pod ziemię w jakimś tunelu, nie przeskoczyła jakimś susem tylko znikła i wyskoczyła tuż przed nim!

- O ku... - wrzasnął bliski paniki Frank. Sam nie wiedział co sie dokładnie stało. Czy on zasłonił się odruchowo przed ciosem łapą stwora stertą trzymanego drewna, czy to stwór sam mu ją wyszarpnął czy jeszcze coś innego tego nie wiedział. Przekleństwo też urwane było z powodu zaskoczenia by gdy się odruchowo cofnął potknął się i rypsknął jak długi na ziemię. W dłoniach została mu jakaś laga a latarki obie oswietlały z bliska stwora. I na preferencje Franka to rogaty suczykot był zdecydowaie za blisko!

Leżąc na ziemi zaryzykował rzut oka w stronę obozu. Tak blisko! tylko kilkanascie może tuzin może dwa kroków! A tak daleko! Przecież to coś zasuwało teleportami to było szybsze od najlepszego sprintera! Jak miał przed tym zwiać?! I co tam się działo w tym obozie?! Zerknął tylko i widział wszystko prawie do góry nogami ale jakaś bieganina i wrzaski. Ale tam było światło! Musiał tam dotrzeć, potem zajmie się resztą! Ale kurwa jak zwiać przed pierdolonym mutasem z teleportem?! Chyba że...

Rzucił się w bok zanim myśl się do końca wykrastylizowała. Nie sądził by stwór dał mu czas na zerwanie się na nogi. Po prostej nawet na chodniku pewnie nie miałby z nim szans. Ale nie po porstej? Desperacko próbował się chwycić tego pomysłu. Stwór jakoś zaginał czasoprzestrzeń w ich świecie tym przeskakiwaniem z miejsca na miejsce. Ale jak już tu był chyba był związany z jego realiami. Jakieś ograniczenia musiał chyba mieć jeśli rozerwał namiot a nie teleporcił się wewnątrz. Może więc jeszcze była szansa. Spróbował sie odturlać w bok i potem zaraz odskoczyć. Może zdołałby nawet skoczyć na nogi a potem zerwać się do biegu. Może wpadłby za jakiś pieniek czy krzaki cokolwiek co by go zasłoniło przed atakiem stwora! I być wciąż w zmiennym ruchu, nieobliczalnym jakby uciekał przed namierzeniem przez strzelca. Nie poruszać się ruchem jednostajnie porstoliniowym tak łatwym do przewidzenia i obrania poprawki choć najszybciej zbliżającym do celu! Może się uda... To tylko z kilkanascie kroków... Zasłoni się, odskoczy, wymanerwuje przeciwnika, umknie... I dotrze do światła i będzie żył! Uda się! Musi!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline