Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2016, 01:54   #28
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację



- Luc?! - głos Rudej dobiegał jak przez ścianę.
- Heen!!! - poczuł plaskacza na twarzy.
Zapiekło. Ale pozwoliło złapać dech.
- Co jest do kurwy nędzy? - Mazz dopytywała się zaniepokojona.
Oprzytomniał, raczej tyle o ile. Na tyle by wypowiedzieć właściwe imię, bo myślał o dwóch.
- Aleister - wydukał tylko tyle.
Mazz nadal nie jarzyła.
- Co z nim? - pociągnęła półnagiego Luca na sofę. Odpaliła fajka i podała mu go.
Luc wziął holopilota włączając go i przelatując palcami po wyświetlonym panelu na skórze kanapy. Cofnął obraz gdzie w studio gadające głowy pieprzyły o czymś na czym ciężko się było skupić, cofnął i puścił jeszcze raz to co widział idąc z sypialni do łazienki.
Mazz zmarszczyła brwi:
- No jakiś napad. Już któryś w tym miesiącu. Ale co to ma wspólnego z Alim?
- Pamiętasz jak mówiłem o ASAP? - Drżącą ręką wyciągnął z jej dłoni papierosa. - Kira rzuciła Clockwork, po jednym przypadkowym spotkaniu. Uznałem, że demony spierdoliły z miasta i jest ogar. - Zaciągnął się mocno. Zatrzymał na ujęciu zakrwawionej twarzy.
- To ona - powiedział ciężkim głosem. - A Alis jest nie wiem gdzie. - Puścił newsy dalej, nie chciał widzieć tego obrazu na jakim przed chwilą zatrzymał. Mówił o Alim, bo i tak dziś wystarczająco zdołował dziewczynę i dopiero chwiejnie to naprawił... ale jego myśli nie obracały się jedynie wokół syna. Leciutko podgłośnił fonię. Reporter będący na miejscu faktycznie potwierdzał wcześniejsze słowa Mazz:
Cytat:
To już 5 atak w tym miesiącu. Policja nie wystosowała jeszcze oficjalnego oświadczenia ale ustalono, że ofiary to zazwyczaj ciemnowłose, młode kobiety. “Nowojorski rzeźnik” jak głosi plotka to seryjny morderca…
Mazz wyłączyła telewizor.
- Ale… Luc.. Trauma Team by jej nie zabierała gdyby nie żyła. Trzeba ją najpierw znaleźć, nie? Możliwe, ze policja sama cię zacznie szukać. Jako męża.
Luc jednocześnie chciał i nie chciał słyszeć kolejnych informacji nadawanych z miejsca przestępstwa. Odwrócił głowę ku Rudej.
- Mam lepszy pomysł… - Wybrał numer do Amandy. Miał serdecznie w dupie, która była tam teraz godzina, choć akurat skoro tu była noc to w Wellington było do niej zapewne jeszcze kawałek.
- Haaalo - rozległ się głos po drugiej stronie. Nie odebrała od razu.
- To ja, Luc. - Matka była cięta na imię będące dowcipem jej byłego męża. - Nie mam dużo czasu, potrzebuję raportu z placówki T.T. w nNY, dotyczący jednej zmarłej… lub ciężko rannej. Na już.
- Dzwonisz do mnie po 2 miesiącach ciszy i bez słowa chcesz czegoś na już? - Amanda brzmiała na poirytowaną zachowaniem syna.
- Słuchaj mamo - zerwał się z kanapy. On i Kyle zwracali się do niej po imieniu. Tylko w tych naprawdę dobrych lub (cynicznie) złych momentach w ten właśnie sposób jak teraz. - Czy ty przez dwa, czy ja, pomińmy do cholery! Ja nie wnikam, czemu mi nie powiedzieliście, że Kira wyleciała do nNY. Ale właśnie ją zabił lub poszatkował jakiś sukinsyn, a gdzieś w tym mieście jest Aleister! Więc weź z łaski swojej prześlij mi te dane. Proszę. - Ostatnie właściwie wydyszał.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
- Wysyłam - stwierdziła po prostu kobieta cichym tonem. - Daj znać czy coś jeszcze potrzebujesz. Mam przylecieć? - Luc wiedział, że to oznaczałoby poważne nadszarpnięcie jej budżetu. Ona też to wiedziała.
I tak zaoferowała.
- Na razie to nie jest potrzebne - odpowiedział też cicho siadając na powrót na kanapie i ciągnąc papierosa aż do filtra. - Znajdę Ala, to może tak. Będę dawał ci znać co tu się dzieje. I… dziękuję.
- Dobrze. Będę się za was modlić.

Własnie modlitw teraz najbardziej potrzebował. Tak, modlitwa była tym co mogło rozwiązać wszystkie problemy. Nie powiedział tego jednak po prostu sie rozłączając i odbierając przez złącze DT wiadomość od matki.
Cytat:
Nazwisko: Jane Doe
Lat xx.
Objawy: Liczne rany cięte i kłute na torsie i przedramionach. Utrata krwi. Pobita, złamana szczęka, wstrząs mózgu
Hospitalizacja: Obecnie na oddziale intensywnej terapii w szpitalu Prezbiterian. MO podobne do co najmniej dwóch innych ofiar przyjętych do tego samego szpitala. Długa lista zaleceń i lekarstw, stan bardzo ciężki
Inne: Nadzór policyjny
Luc czytał to wyobrażając sobie jakim pokurwieńcem trzeba być, aby zrobić coś takiego idącej po ulicy dziewczynie. Rozmowa z Mazz, rozmowa z matką… w końcu ten raport. To otrzeźwiło go do końca.
Spojrzał na Rudą.
- Mała, to nie Kira - powiedział do niej. - Widziałaś tę twarz? - Kiwnęła głową. - Ja rozpoznałem… po obrączce, a ona by przecież nie nosiła. - To mu wychodziło z ust, myśli zaś z drugiej strony podpowiadały… że przecież robili je w Wellington na zamówienie, a ilu mieszkańców nNY nosi identyczne obrączki z Maoryskimi wzorami?
Wstał i zbliżył się do dziewczyny.
- Muszę to sprawdzić - odezwał sie już spokojnie. - Po prostu muszę, przepraszam.
- Za co mnie przepraszasz? - była zaskoczona.
Sam nie wiedział.
Skierował się do pokoju nie odpowiadając i zaczął wciągac spodnie.
- Jechać z Tobą? - Mazz podreptała za nim. - Nie powinieneś prowadzić.
- Chętnie - powiedział zakładając koszulę. - Ja pierdolę co za dzień… - pokręcił tylko głową.
Mazz ubrała się błyskawicznie i poczekała na Luca zbierając fajki po drodze ze stolika.
- Chodź. To na pewno ktoś inny. - Wyciągnęła dłoń do Heena.

Zebrał się z nią udając się do samochodu. Usiadł na siedzeniu pasażera. Wypił trochę, ale bez przesady, mógł jeździć bez problemu. Mógłby, gdyby alko nie sprzęgało się z totalnym rozkojarzeniem jakie zafundowała mu nTV.
- Jest w szpitalu Presbiterian - rzucił gdy Mazz siadła w fotelu kierowcy.
Ruszyli z kopyta.
Prowadziła tak jak robiła wszystko inne.
Brawurowo, bezpardonowo.



Znaleźli miejsce na parkingu - o tej porze nie było wielu pacjentów, więc nie stracili kilkudziesięciu minut na poszukiwania miejscówki.
Mazz ponownie wyciągnęła dłoń do Luca i mocno ją schwyciła splatając palce z jego palcami. Nie dając mu czasu na zastanawianie się, pociągnęła mężczyznę zdecydowanie do Izby przyjęć. Tutaj kręciło się trochę osób, pielęgniarki, personel medyczny, pacjenci z nagłymi przypadkami, telefony dzwoniące, gdzieś metaliczny głos SI wzywał doktora Jensena do sali nr 479. Mazz stanowiła teraz stały, zdecydowany, rudy punkt na horyzoncie Luca, którego mózg tymczasowo zmienił się w lekką papkę. Ostatni raz w szpitalu był na porodówce. Dziewczyna pociągnęła go stanowczo do lady pielęgniarek.
- Dobry wieczór - zaczęła - macie tutaj niejaką… - spojrzała na Luca pytająco.
- Ki… - urwał. - Kiedy żona była na mieście chyba nie miała dokumentów, rozpoznałem ją po obrączce w wiadomościach. Napad “rzeźnika” - powiedział nie siląc się na jakąś zmyśloną wersję, bo tego by mógł już nie dźwignąć.
- Proszę chwilę zaczekać. - Pielęgniarka zmierzyła ich oboje wzrokiem i wywołała połączenie.
- Zgłosił się mężczyzna, który twierdzi, że jest mężem Jane Doe z napadu. - Chwila ciszy - Tak. Dobrze. - Rozłączyła się.
- Proszę chwilę zaczekać. Zaraz przyjdzie funkcjonariusz.



Przez chwilę czekał w bezruchu, ale nie wytrzymał. Złapał się na tym, że teraz głównie przez niepewność, bo miał nadzieję że to nie ona padła ofiarą. Może ktoś jej ukradł… Ruda stała i patrzyła na niego, przytulić też nie mógł, trochę lewo by wyglądało jak mąż szuka żony i czekając…. zerkał ku drzwiom prowadzącym głębiej do szpitala z hallu recepcji i krążył to w jedną, to w drugą. W końcu zobaczył zbliżającego się policjanta, który bez problemu zauważył krążącego nerwowo solo-reportera. Podszedł.
- Sierżant Koors. Proszę za mną. - Poprowadził Heena do pierwszego wolnego gabinetu lekarskiego. Ruda została w izbie przyjęć, spojrzał na nią odchodząc z policjantem. Nawet nie pchała się.

- Proszę usiąść. - policjant wskazał fotel, gdy weszli do pustego gabinetu. Sam nie siadał. - Proszę o pana dane - zaczął.
- Lucifer van den Heen, czy mogę zobaczyć żonę? - spytał.
- Chwileczkę. Panie van den Heen, adres zamieszkania? Ma pan jakieś dokumenty potwierdzające tożsamość? Kiedy ostatni raz widział pan żonę? Jak ma żona na imię?
- Pan sobie kpi?! - Luc zamiast usiąść w fotelu to postąpił krok ku policjantowi, który spojrzał na solosa bez słowa.
- Proszę usiąść, panie van den Heen i odpowiedzieć na pytania. Im szybciej przejdziemy procedurę, tym szybciej będzie pan miał szansę zobaczyć żonę. - Funkcjonariusz powiedział dopiero po dłuższej chwili.
Solo-reporter podszedł jeszcze krok do policjanta.
- Jersey, Greenville, przy Garfield avenue. Mam - wyciągnął ID. - Zeszłej nocy, Kira. - Ostatnie powiedział już zaciskając szczęki.
Policjant nie przejął się rozemocjonowanym zachowaniem Luca. Zaczął sprawdzać informacje podane przez niego.
- Zeszłej nocy? - zapytał.
- Nie kurwa, przyszłej - zgrzytnął. - Pomyliło mi się.
- Panie van den Heen. Albo się pan uspokoi albo ta rozmowa będzie wyglądała zupełnie inaczej - ostrzegł spokojnym tonem policjant - Czym zajmuje się pana żona? I czy wie pan co robiła przy Rorchester str?
Luc nie usiadł, nawet się nie odsunął.
- Oglądam wiadomości, widzę żonę zalaną krwią pakowaną do AVki Traumy - znów wycedził. - Przyjeżdżam sprawdzić, bo dodzwonić się nie mogę i mam pieprzony talk show vel teleturniej. Niczym się nie zajmowała bo wczoraj rzuciła pracę i nie wiem co tam robiła, nie śledzę jej 24h na dobę do kurwy nędzy!
- A jak pan ją rozpoznał? Znaki szczególne?
- Obrączka.
Policjant rzucił spojrzeniem na jego dłoń.
- Pan swojej nie nosi?
- Co to ma do rzeczy na litość boską - Heen sprawiał wrażenie bliskiego wybuchu. - Nie, nie noszę, zrobiła się za luźna, palec mi schudł, nie mam czasu przejść się do jubilera, jest w szufladzie w domu.
Policjant pokiwał głową:
- Jakieś znaki szczególne u żony?
- Tatuaż, na łopatce, uroboros ale z kotów. Pięciu. Goniących się w kółko. Pieprzyk w pachwinie, z lewej strony. Nie wiem czy nie usunęła.
- Nie wie pan?
- Nie kurwa nie wiem, od paru miesięcy w separacji jesteśmy - warknął ze złością. - I gdzieś w mieście jest mój mały syn do kurwy nędzy, sam. Dajcie mi ją choć zobaczyć bo zaraz wyjdę z siebie!
- Ostatnie pytanie: imię i wiek syna?
- ALEISTER. SZEŚĆ LAT.
- Dobrze. Proszę za mną.

Policjant otworzył drzwi do pomieszczenia i ruszył w głąb korytarza kierując się ku windom.
Wyjechali na 3 piętro i wyszli bezpośrednio na oddział intensywnej terapii. Z daleka widać było kolejnego policjanta siedzącego przy jednym z pokoi dla pacjentów. Podeszli do wejścia i Koors wpuścił Luca do środka z ostrzeżeniem:
- Proszę się przygotować.
Za sobą Luc usłyszał kroki i usłyszał kobiecy głos:
- Witam, jestem dr Willson
Gdy się odwrócił ujrzał niską, pulchną Murzynkę wyciągającą do niego dłoń na powitanie.



- Zajmuję się pacjentką - dodała. - Rozumiem, że jest możliwość, że to pana żona. Proszę pana, zanim wejdziemy proszę zrozumieć. Obrażenia są ciężkie, stan na chwilę obecną stabilny ale to kwestia najbliższych 24 godzin. Te odwiedziny, wizyta muszą być krótkie.
- Chcę. Ją. Zobaczyć. - przerwał doktor grobowym głosem.
- Proszę tędy - pokiwała głową wyczuwając, że Heen zaraz straci nad sobą kontrolę.
Weszli do pokoju, w którym było kilka łóżek, jednak tylko jedno z nich było zajęte. Postać leżąca podpięta była pod aparaturę monitorującą i dozującą leki. Ramiona były opatrzone i owinięte, liczne opatrunki pokrywały również klatkę piersiową i okolice brzucha. Twarz była opuchnięta i czerwono-sina, wyglądała jakby ktoś bawił się plasteliną i pozlepiał ze sobą kawałki bez ładu i składu.
- Podawane są jej środki nasenne więc nie obudzi się teraz. Przeszła operację - głos lekarki spokojnie i cicho raportował ale Luc i tak nie słuchał. Ciało pompowało adrenalinę. Zamrugał, nie umiejąc stwierdzić od razu czy to Kira czy nie. Nawet nie przyglądał się rysom twarzy, bo przy tak pobitej, to było zupełnie bez sensu. Skupił się na innych szczegółach, wszak znał każdy milimetr jej skóry. Pieprzyki i inne skazy można usunąć, ale przecież nikt nigdy ich sobie nie funduje w drugą stronę w salonach plastycznych. Wodził wzrokiem po skórze (która była widoczna) w poszukiwaniu czegokolwiek czego nie miała Kira.
- ... miała naprawdę dużo szczęścia, że ktoś ją zauważył i wezwał TT - dobiegł go znowu głos lekarki. - Panie van den Heen...
- Pracowałem w T.T. - przerwał jej nawet na nią nie patrząc i wciąż obserwując żonę. - Nigdy nie lataliśmy do osób bez polis. To budujące, że tu panują inne zasady.
Lekarka wyglądała na lekko speszoną.
- Noo to nie do końca tak. Po prostu osoba, która wezwała podała swój numer polisy na pokrycie kosztów. Czasem zdarzają się dobrzy samarytanie.
Podeszła do łóżka z niewielkim padem podanym jej przez funkcjonariusza Koorsa.
Odkryła powoli termokoc jakim przykryta była kobieta.
- Czy to ten tatuaż? - powoli lekko uniosła ramię pacjentki na kilka centymetrów, by solos mógł spojrzeć i zweryfikować. Luc kiwnął lekko głową widząc że kociaczki brykają znajomo na łopatce kobiety. Skupił się na jej dłoni, która wyglądała znajomo, choć smukłe palce miały teraz połamane paznokcie. Niektóre podbiegłe krwią jakby drapała coś twardego. Na palcu serdecznym widoczny był jednak ślad po brakującej ozdobie. Czy to możliwe, żeby Leona...Kira nosiła ich ślubną obrączkę? Heen był skołowany do nieprzytomności.
- Miała co przy sobie? - spytał ciężkim głosem.
- Tyle co zostało z ubrania. Torebki, plecaka czy cokolwiek miała nie znaleziono. Dlatego też Jane Doe.
- Tatuaż wygląda jak jej, obrączka też. - Luc oparł się ciężko o łóżko. - To ona.

Dr. Willson podeszła do reportera i położyła dłoń na ramieniu mężczyzny.
- Panie van den Heen, chodźmy do mojego gabinetu. Porozmawiamy i dokończymy dokumenty. Ona się nie obudzi obecnie a potrzebuje spokoju. - Poczekała aż Luc się ruszy.
On zaś wstał i popatrzył na nią jakby nieobecny. Jakby był gdzieś indziej.
- Panno Willsen… Ja… ja przyjadę jutro. Dziś… dziś nie, nie mogę. Przepraszam.
- Czy zostawi pan na siebie namiar? W razie gdyby… sytuacja się zmieniła? - spytała lekarka.
- Oczywiście - Luc podał jeden z adresów kontaktowych z sieci jakie były używane przez niego dość sporadycznie, na lewo.
Lekarka zapisała dane:
- Gdyby miał pan jakieś pytania to proszę dzwonić. Jestem na dyżurze następne 12 godzin. - Powoli odprowadzała go do wyjścia.



Mazz siedziała w poczekalni, wstała gdy do niej wszedł z korytarza prowadzącego do głębi szpitala. Po jego minie można było jawnie zauważyć, że jest wstrząśnięty.
Bo zaiste był.
Zbliżył się do niej.
- Muszę stąd wyjść. - Miał ochotę zwymiotować, tak tez zresztą wyglądał.
Ruda nie przejmując się kanonami, wślizgnęła się pod jego ramię, objęła mocno w pasie i zarzuciła jego ramię na swoje barki. Typowy chwyt, gdy wyprowadza się kogoś z pola walki lub… kogoś z traumą. W tej chwili nie miało to znaczenia. Luc w ogóle nie rejestrował co się wokół niego i z nim dzieje. Przez chwilę korytarz prowadzący do izby przyjęć zamykał się klaustrofobicznie na nim, ciało spięło się. Ruda musiała wyczuć reakcję, bo przyspieszyła kroku:
- Heen, nie odpływaj. Jeszcze parę kroków. - Stare nawyki nie umierają.
Powiew świeżego powietrza orzeźwił go nieco.
Wyjął papierosa i zapalił. Idąc w stronę samochodu wciąż obejmował Rudą i wybrał numer telefonu do ojca.
- Cześć, synku. Co słychać? - ojciec brzmiał dość radośnie. Jego powitanie ostro zgrzytnęło z obecnym “co słychać” po stronie reportera. Mazz objęła go ciasno w pasie i przyglądała się twarzy.
- Kiedy ostatnio widziałeś się z Kirą i Aleisterem? - spytał Heen. Pytanie o to co u niego zignorował. Głos miał daleki od stanu radości.
- Mmmm… czekaj niech pomyślę… - Ojciec próbował sobie przypomnieć szczegóły. Dobrze, że był to typ, który odpowiada najpierw a potem docieka. - … mieliśmy urodziny Mayi jakieś trzy tygodnie temu? Nie, nieco ponad dwa. Była wtedy z małym u nas.
- Wciąż jest z tym korpo? Czym się zajmuje? Proszę nie pytaj na razie czemu mnie to interesuje…
- Nie, rozeszli się jakiś miesiąc temu. No jak u nas była to wspomniała Sue o około dwóch tygodniach od rozstania. - Ojciec tłumaczył ale jego głos zaczynał się zmieniać na napięty - Była bez pracy. Chciała pożyczyć trochę kasy.



- Wspominała coś o mnie? - spytał.
- Nie. Luc… - ojciec był już wyraźnie zmartwiony. Nie pytał ale łatwo dało się wyczuć, że chce wiedzieć o co chodzi i dokąd Heen zmierza z pytaniami.
- Jest na intensywnej terapii w szpitalu nNY, pocięto ją i pobito. - Zaciągnął się mocno. - Wiedziała od was gdzie jestem?
- Co?! - Matt van den Heen krzyknął zdenerwowany do słuchawki - Jak..? Kto? - starał się pohamować. W tle słyszeć się dało głos Sue dopytujący o co chodzi. - Nie… nie mówiliśmy o tobie. Nie przypominam sobie - jego głos stał się nieco przytłumiony, widocznie odwrócił się do żony.
- Sue, mówiłaś z Kirą, gdzie Luc teraz mieszka?
- Nie… - macocha solosa zawahała się.
- Sue, to ważne.
- Nie, nie mówiłam - powtórzyła w tle. - Ale… ale pożyczyłam jej trochę pieniędzy. Nie dla niej, dla Aliego - dodała szybko jakby się tłumacząc i przepraszając jednocześnie. - Co się stało? Co się stało?
- Luc, nie wie od nas. Sue dała jej trochę kasy. - Ojciec brzmiał na zagniewanego. - Może od dzieciaków wiedziała? Jaki stan? Gdzie Ali? - Luc znał ojca na tyle, że wiedział, gdy mężczyzna zaczyna się gotować. Gotował się szczególnie, gdy ktoś chciał skrzywdzić jego dzieci. Albo dzieci jego dzieci.
- Daj Sue do telefonu Matt, proszę - Luc rzekł spokojnym głosem. Ruda patrzyła na niego badawczo, on wyglądał jakby twardo analizował usłyszane informacje. Spojrzenie Mazz było ucieleśnieniem pytań ale nie przeszkadzała.
- Już - rzucił ojciec - Porozmawiaj z nim, kobieto.
- Luc? - drżący głos Sue. - Luc, jesteś tam?
- Tak - odpowiedział. - Po co Kirze były pieniądze na Aleistera - spytał nawiązując do przytłumionej wymiany zdań między Mattem i jego macochą.
- Mówiła, że potrzebuje na ubranie i jedzenie i na abonament w przedszkolu. - Sue czuła się winna - Niewiele potrzebowała. A dałam jej z własnych oszczędności. - Chyba mówiła to raczej do męża niż do Luca. - Mówiła, że Dan, zabrał wszystkie karty i odciął od konta. Miała jedynie trochę czipów odłożonych. No nie chciałam, żeby Ali cierpiał w tym wszystkim! - w końcu nie wytrzymała i wybuchnęła buntowniczo.
- Nikt nie mówi, że zrobiłaś źle, Sue. Ja… dziękuję ci za to. - Luc wsiadł do samochodu, Mazz wgramoliła się od strony kierowcy. - Poproś Matta, by z pozycji ratusza szukał Aliego w Wellington. Jakkolwiek. Ja oddzwonię jak będę wiedział coś więcej. Pa. - Rozłączył się.

Ale od razu wybrał inny telefon wskazując towarzyszce płytkę skrywającą implant przy uchu.
Kiwnęła głową i spytała tylko:
- Dokąd?
- Do mnie, na Jersey.
Ruszyła po drodze przysłuchując się rozmowie rodzeństwa, które opowiadało mniej więcej tę samą historię co ojciec i macocha. Widzieli się, pożyczyli trochę kasy na Aliego. Ozzy dorzucił Lucowi, że chyba powinien nieco bardziej zwracać uwagę na potrzeby syna. Odpowiedzialny gnojek się znalazł.
I tyle.
Żadne z nich nie mówiło, gdzie przebywa Luc, z resztą Kira nie wyglądała na zainteresowaną tematem.



Gdy dojechali do domu Heena na Garfield Avenue, Solo-reporter skoczył do środka budynku i otworzył drzwi do mieszkania wyłączając zabezpieczenia. Ogarnął wzrokiem swoje malutkie lokum i schylił się pod łóżko, skąd wyciągnął czarną gustowną walizkę. Z szafy wyjął plecak z wyposażeniem branym na akcję, po chwili doładował do niego kilka magazynków do PM i kilka do pistoletów. Cityhuntera wsadził z tyłu za pasek od spodni, swoją kurtkę rzucił na łóżko zakładając w jej miejsce tę podbitą kewlarem jaka niedbale rzucona była na oparcie fotelika. Na koniec sięgnął do szuflady po pudełeczko rzeźbione w maoryskie wzory i wyjął stamtąd przedmiot jakiego dawno nie oglądał. Przynajmniej na żywo, bo dziś miał go już przed oczami. W nTV. Choć w sumie nie ten, jego bliźniaka. Wziął kurtkę z łóżka w rękę wraz z walizką i zarzucił spory plecak na ramię Zabezpieczając mieszkanie ruszył do samochodu.
Wrzucił wszystko na tylne siedzenie unikając wzroku Rudej.
- Myślałem dziś by zrobić w międzyczasie jakąś akcję - rzucił wsiadając do wozu. - Teraz tak mną nosi, że… - machnął ręką. - Jedźmy do Halo - dodał.
- Nie powinieneś odpocząć? - spytała Mazz, ruszając i kierując się do miejscówki brata - Myślisz, że akcja teraz to dobry pomysł?
- Zastanowimy się, zresztą… Nie mogę jednak zostać u ciebie? - spytał. - Bo jak tak to wolę mieć sprzęt przy sobie by tu nie jeździć, jakby jutro zrobić jakiś rajd z boosterami.
- Przecież zaoferowałam. - Rzuciła spojrzeniem na reportera - Możesz. To się nie zmieniło. - sztuczne podekscytowanie Heena zaczęło zwracać jej uwagę.
Luc myślał intensywnie przez całą drogę, milczał. Było późno, środek nocy, gdy dojechali pod dom runnera. Heen wcisnął przycisk videodomofonu. Reakcję uzyskał dopiero po trzecim naciśnięciu.
- Czego?
- To my - solos rzucił tylko te dwa słowa.
Bzyk otwieranej bramy był jedną odpowiedzią udzieloną przez runnera. Dały się słyszeć otwierane drzwi mieszkania. Halo zaniepokojony wypatrywał dwójki, gdy włazili na górę.
- Co jest? - spytał sprawdzając czy nikt za nimi nie idzie. Na wszelki wypadek.
- Nic, stęskniliśmy się… - W głosie Luca słychać było wahanie. - Moja była żona leży w szpitalu, masz piwo?
Jednocześnie przez złącze DT do Halo poszła wiadomość.


Cytat:
“Skan, gruby, na poziom nawet nano, ja i Mała.”
Halo zaklął słysząc newsy.
- Jak to w szpitalu? - Spojrzał to na Luca to na Rudą - Clockwork nie jest tak bezpieczne jak myślała?
Nie zareagował na wiadomość ale nie wpuścił ich do mieszkania, zatrzymując gestem dłoni. Zniknął w głębi. Po chwili pojawił się i machnął dłonią przywołując najpierw Luca.
- Skąd wiesz, że w szpitalu? Gadałeś z nią jeszcze?
Solo wszedł powoli. Halo wstrzymał go w progu jak w bramce.
- Rzeźnik - odpowiedział na pierwsze z pytań runnera - dorwał ją na ulicy. Nie gadałem, jest w stanie krytycznym, jedziemy właśnie ze szpitala.
Halo dzielił uwagę na rozmowę z Lucem i analizowanie danych.
- Rzeźnik? - przez chwilę rozkminiał - A, nowojorski? Kurwa, nie pierdol. - Spojrzał uważnie na Heena. - Jakim cudem?
- Nie wiem, rozpoznałem ją w newsach po obrączce ślubnej. - Luc czekał cierpliwie aż Halo pozwoli mu wejść. - Zrezygnowała z Clockwork, byliśmy tam dziś wieczorem, a w nocy już była rżnięta. I nie mówię tu o klientach na privatce.
W końcu Halo machnął dłonią i powtórzył proces z Mazz. Po dłuższej chwili wszyscy w trójkę siedzieli u runnera w saloniku. Drzwi były zamknięte i zablokowane.
- Czysto. Nic nie masz. No znaczy oprócz swojego standardu. Gadaj jak człowiek o co chodziło?

Heen potoczył wzrokiem po mieszkaniu, spojrzał na Rudą i jej brata. Brak niczego ponad stan lekko zmniejszył paranoję. Jezu ile by dał, żeby tam u Prezbiterian leżała Kira… z tym śladem po obrączce na palcu. I ile by dał, żeby to nie była ona. Wspomniał zmasakrowaną twarz.
- Jest bardzo realne, ba nawet prawdopodobne, wręcz prawie pewne: że to Kira leży na intensie - zaczął ostrożnie. - Rozpoznałem ją jedynie po obrączce w newsach i ma tattoo jaki miała ona. Ale jest parę szczegółów jakie nie dają 4 gdy dodać 2 do 2. - Zapalił papierosa nie przejmując się tym czy Halo ma coś przeciw. Był w takim stanie, że miał to serdecznie w dupie.
- Jakie były nasze relacje wiecie, okazuje się, że zerwała z fagakorpo około miesiąca temu. Kobieta w szpitalu ma ślad po obrączce, czyli musiała jakiś czas nosić. A przecież pracując jako striiii..., jako hostessa w clocku czy podobnych przybytkach - była bez. Wczoraj wszak też nie miała. Po kiego chuja miałaby nosić obrączkę po mnie i skąd wyraźne ślady po noszeniu gdy dwa tygodnie temu na urodzinach mojej siostry w Wellington nie dość że nie miała na paluchu, to słowem się o mnie nie zająknęła? A z fagasem zerwała raptem miesiąc temu. To jest nierealne. Jeszcze w lato… opalenizna. Ale teraz, na jesieni? Przy nocnym trybie życia? Jakiś absurd. I wciąż motyw po co w ogóle miała by nosić. Kumacie? - spytał.
Halo spojrzał na Mazz, która siedziała z obojętną miną, słuchając wynurzeń Luca.
- No to co? Ktoś się pod nią podszywa?
- Nie wiem - stwierdził solo-reporter. Poważnie nie wiedział. - Są i inne drobiazgi. Ładowanie zmaltretowanej do AV widzieliśmy na żywo. Amanda, moja matka robiąca za recepcjonistkę w TT w Wellington, wysłała mi full dokumentację z ich sieci wewnętrznej, ile… - spojrzał na Mazzy - dwie minuty później? Trzy? Wraz z raportem dotyczącym porównań ze stanem innych ofiar, przebywaniem już na intensie i zaleceniem dozoru policyjnego. To też mi średnio trybi. Do tego sam fakt, że u Prezbiterian mówili, iż ktoś z własnej polisy wezwał do zdarzenia. Ok, są dobrzy ludzie, ale… no to też mi śmierdzi.
- Myślisz, że twoja matka jest w to zamieszana? Jak?! Mści się za ciebie? - Skrzywił się Halo. Ruda się nie odzywała kminiąc w milczeniu.
- Nie. Myślę, że ktoś mógł w wewnętrzną sieć korpo wsadzić dane zanim spłynęły by faktycznie, a Matka wygrzebała je po prostu wyszukując profil rannej z ostatnich wydarzeń w nNY. - Zaciągnął się fajkiem.
- W każdym razie w szpitalu jest ktoś, kto ma tattoo jak Kira i miał obrączkę, ze śladem po niej, którego Kira mieć nie mogła. A info wzięte przez Amandę są śliskie. Spotykam byłą w dniu w którym ustalamy czy chcemy się brać za Matrix, dzień po zrządzeniem losu… To tylko mała szansa, wiem. Może to paranoja. Wiecie co chce powiedzieć?



Ruda się w końcu odezwała:
- Ja myślę, że trzeba ustalić najpierw parę rzeczy zanim wpadniemy w paranoję. - Spojrzała na Luca - Pogadać z policją. I tak pewnie będą cię szukać, a może uda się coś wybębnić od nich. Sprawdzić samarytanina. Na zimne chuchać. Sprawdzić, czy Leona przyjechała tu sama i gdzie mieszkała. Ustalić po kiego tu przyjechała skoro podobno była bez grosza. Taka wycieczka jak się kasę pożycza po rodzinie to tak cienko… - Ruda ewidentnie nie była fanką teorii spiskowych dziejów. Wolała trzymać się faktów i trzeźwości osądów.
- Masz rację. - Luc opadł na oparcie kanapy. - Po prostu… Halo, Mazz, badamy czy się brać za Matrix, a mi się kołata czy Matrix już nie wziął się za nas. - Spojrzał na runnera, zdecydowanie najinteligentniejszego w ich gronie. - Powiedz mi, że nie widzisz w tym nic śliskiego - dodał jakby z pewną nadzieją. Żeby powiedział, że nie, że to tylko mózg solosa płata mu figle.
On tylko skrzywił się.
- Wiesz… niby tak ale z drugiej strony to co my… ledwo skrobnęliśmy powierzchnię paznokciem. Nawet jeśli są tak zajebiści, że wykopani w kosmos, naprawdę sądzisz że po paru gadkach przy piwie i poszukiwaniu na necie hakerki dobierają się do siódmego pokolenia w rodzinie? I dlaczego akurat twoją eks? A nie do na przykład Mazz. - Spojrzał przeciągle na Luca i Rudą. - Nie wpieprzam się, ale jeśli miałbym ciebie targetować to bym strzelał w nią albo w syna...
- Halo, jak ktoś im grzebał za mocno, to uderzyli w niego. Ugotowali znajomka Eda - przerwał mu Heen. - Jakie były moje pierwsze myśli jak widziałem “Kirę” w newsach? - spytał. - Znaleźć Aleistera, skupić się na odnalezieniu syna, gdzieś tu w nNY. Igła w stogu siana - zełgał. Jego pierwsze myśli były lekko inne. - To daje w odstawkę trochę węszenie wokół Matrixa. Gdyby uderzyli w Ala lub Mazz, to skutek byłby odwrotny bo bym stanął na uszach, zszedł do piekła i z powrotem by ich dopaść.
- No ale przecież Edek był na zleceniu. Przynajmniej tak to rozumiem. Jakie muszą mieć w takim razie zasoby by śledzić i nadzorować każdego kto się nimi interesuje? - stwierdziła Ruda sceptycznie.
- No chyba, że obserwują Luca. Niezależnie. - Runner dorzucił do ognia swoje.
- Layter mówił, że działają globalnie, wchodzą właśnie do Stanów… zahaczają się jak zapewne w 13 n’Cata co sugerowała Mo… A zasoby mają podobno grube… - odpowiedział Mazz, choć bez przekonania, jej argument był celny.
- No ale jeśli wchodzą do stanów to co? Targetują ciebie jako co?... - Mazz też w końcu sięgnęła po fajka i zapaliła - I co? Ściągają tu Kirę i co? Napadają ją, by co? Nie rozumiem, co chcieliby uzyskać…
- No wiesz… Luc jest jednak jakąś tam opiniotwórczą figurą… ma wysoką oglądalność… - kminił Halo. - A może chcą cię zrekrutować? - nagła myśl błysnęła mu przed oczami.
- Nie wiem Mazzie… - Spojrzał na nią. Faktycznie nie wiedział. - Albo to Kira i to przypadek, albo to Kira i to nie przypadek, albo to nie Kira, wtedy to na pewno nie przypadek. A ja nie wierzę by nosiła moją obrączkę od miesiąca (bo przy swoim fagasie to…) zdejmując ją tylko na spotkania rodzinne i do pracy. I te "szybkie" dane TT. Stąd kombinuję, stąd paranoja, to mi po prostu capi jak Grey. Nie mam kontrargumentów na twoje, masz rację Mała, ale z tyłu głowy… - urwał zwracając się do Halo.
- Nikt nie powinien wiązać bloga z Luciferem, rekrutkę zostawmy. Ale jakby brać pod uwagę twój domysł…
- Może ...hmmm… - Halo podrapał się po głowie - … nie no sprawdzam przecież regularnie ciebie, bloga, ploty i ew. powiązania. Ode mnie i z mojej strony nie wyszło. Kto jeszcze wie? Ja, Mazz? Kto jeszcze?
- Layter. - Luc zastanowił się głęboko. - Ed? To chyba wszyscy.
- Ktoś mógł chlapnąć? - Halo spojrzał na siostrę ponownie. Ruda wzruszyła ramionami.
- Na mnie nie patrz, ja głównie z wami wojuję. A te znajomości co mam to nie w tę mańkę w ogóle. Za Edka… nie wiem… może po pijaku mógł komuś? To już Luc musiałby się wypowiedzieć. To samo na temat Laytera.
- Callmee sam z siebie… średnio. Z kredsami problemów nie ma, a ja jestem dla niego przydatny. - Zastanowił się Heen. - Gdyby ktoś mu zaproponował sporo, naprawdę sporo, to możliwe. Ale ktoś musiałby wiedzieć, że on wie by przedłożyć ofertę. Skąd? Jak? A Ed? Nie wiem, jest lojalny, a po pijaku to albo się bije albo przelatuje wyrwane laski. Zresztą to… poboczne. Posprawdzasz parę rzeczy Halo?
- Uhumm… - Halo pokiwał łbem. - Co trzeba, dajesz.
- Jej pobyt w nNY, gdzie, od kiedy, gdzie pracowała, jak długo w Clocku. Nowe zapisy dzieciaków w przedszkolach, nagłe, z 2 tygodni. Kto jebnął polisą TT, tego samarytanina. Ogólnie tropy, te gdzie wiodą moje paranoiczne rozkminy, a co wskazała Mazz. - Spojrzał na Rudą.
- Okej, ale to nie będzie od kopa. Trochę zajmie. Siądę nad tym od rana? Ok?
- Spoko. I ostatnia sprawa. Chciałem skanu by… sprawdzić. Chciałem wam powiedzieć o tym co mi się zagnieździło między uszami. Ale chcę też rady - urwał patrząc to na Halo to na Mazz. - Jak zlecę badania DNA, uzębienia, i tak dalej. to będzie pewność wykluczenia jednej z opcji - czy to faktycznie ona. Ale wtedy ktoś może się dowiedzieć, że coś podejrzewam. Co radzicie?
- Hmmm w zasadzie to czemu nie miałbyś mieć podejrzeń? W sensie, jesteście w separacji itd. ale wciąż małżeństwem. Tylko z czymś te wyniki trzeba porównać. Jakieś dane byłyby w szpitalu w NZ? Nie wiem z okresu porodu? - Halo podrapał się ponownie po czerepie.
- Odciski palców można na policji sprawdzić - dorzuciła Ruda. - Uzębienie to chyba najłatwiejszy element - jak ma jakieś implanty itd. Numery seryjne można by obczaić. Tylko jak w jej stanie teraz?
- Mam coś chyba po Aleisterze - mruknął - w domu, na badania DNA. Jutro podczas dnia podjadę, dziś już nie ma sensu. Dobra, to tyle, przepraszam za nocny nalot Halo.
- Spoko, nie ma sprawy stary. Miałeś przejebany wieczór. - Ptasie radio wykazało się empatią.
- Trzymaj się, brat. - Ruda poklepała runnera po ramieniu i ruszyła do drzwi wraz z Luciferem.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline