Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2016, 23:23   #19
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Waterdeep - Najwyższa Rada Wojenna Zjednoczonych Królestw

Dookoła stołu zapęłnionego mapami o sprawozdaniami stali poważni ludzie dyskutując o rzeczach ważnych. Nikt tu nie manifestował symboli swej władzy czy pochodzenia, przed sobą byli równi. Wszyscy tak samo zdeterminowani by stawić odpór pladze południa.
- Nie jesteśmy jeszcze gotowi, nawet jeśli okoliczności sprzyjają wysłanie wojowników przeciw Armii jest samobójstwem
- Nie zgadzam się, to właśnie teraz jest najlepszy moment. Nieumarli się zatrzymali, jeśli plan miał kiedykolwiek szansę powodzenia to właśnie jest ta chwila. Nie możemy czekać aż Armia znowu ruszy.
- Nie zapominajmy o przepowiedni…
Słowa te wywołały długą ciszę. Przepowiednia, dawała nadzieję lecz również z góry skazywała wszelkie próby oporu na niepowodzenie. Doświadczeni stratedzy i przywódcy swych nacji nie mogli się łatwo z tym pogodzić. To na ich barkach spoczywał ten ciężar, to ich rolą było obronić swych ludzi.
- Pamiętamy, ale nasz los spoczywa w naszych rękach. Nigdy nie zaakceptuję twierdzenia, że jesteśmy bezsilni!

Jhin Liang


Dzień przychodzi
słońce z krwi zrodzone
dzień odchodzi
we krwi kona.


Kto był autorem tych słów? Jak dawno temu je słyszał? I dlaczego właśnie teraz mu się przypomniały?
Podziwiał wspaniały szkarłatny zachód słońca z balkonu swej komnaty. Rozmyślał nad rewelacjami dzisiejszego dnia. Wiele się dowiedział a obiecano mu jeszcze więcej wiedzy. Lecz czy wiedza sama w sobie mogła zadowolić Twarz Demona? Nie, z pewnością nie mogła, cenił wiedze wysoko lecz bez działania była niczym. On na szczęście był człowiekiem czynu, człowiekiem który zbierał perły wiedzy i przekuwał je w potężną, śmiercionośną broń.
Jednak nawet on musiał czasami złożyć głowę do snu. Opuścił balkon odwracając się od ostatnich promieni konającego dnia. Nie było mu żal, każdy musi kiedyś umrzeć, lecz nie każdemu dane jest żyć ponownie tak jak dzień który niedługo narodzi się ponownie.
Jednak nim przyłożył głowę do poduszki jego uwagę zwrócił przelatujący za oknem cień. W tym momencie zyskał już niemal pewność, że i cienie tańczące na granicy jego wzroku ne były tylko złudzeniem ani efektem wskrzeszenia. Musiał jeszcze tylko zrozumieć co to dla niego znaczy.

Revalion Artemir

Czarownik zaszył się w pokoju z księgą niedawno zdobytą w wyniku sterroryzowania starego bibliotekarza nawałem pytań. Rozpoczął studia które miały mu dostarczyć odpowiedzi na kilka pytań które nurtowały go od pewnego czasu. Wraz z pochłanianymi stronicami zdecydował ułożyć się wygodniej na łóżku by czytać w bardziej komfortowych warunkach. Było to o tyle ważne, że Paskud nudząc się niemiłosiernie zaczął polować na nocnych gości, a tylko łoże miało baldachim oddzielający maga zarówno od myśliwego jak i jego ofiar.
Rozdział za rozdziałem dowiadywał się wielu ciekawych i pouczających rzeczy, choć zapewne niczego co mogło by się przydać zwykłemu człowiekowi. Większość księgi stanowiły historie, mity i niepotwierdzone badaniami podania lecz zebranie ich wszystkich razem i analizowanie nie osobno lecz w odniesieniu do innych dało zaskakujące rezultaty.

Nie można jednak bez konsekwencji czytać w nocy, zwłaszcza kiedy twój umysł przepełnia magia.

Sen przyszedł niespodziewanie. Revalion widział siebie jako młodego chłopaka kradnącego jabłka z sadu paskudnego Rona którego nikt nie lubił, ale jego jabłka były najlepsze. Śnił o dniach kiedy nie znał jeszcze mocy chłodu, kiedy promienie słońca nie paliły tak mocno. O dniach kiedy ciepły dzień był dla niego czasem beztroskiej zabawy.
- Rev chodź coś ci pokażę! - Dranitr wołał go z gałęzi drzewa a on bez wahania ruszył za przyjacielem. Wspinał się sprawnie i szybko lecz nie był uważny. Pośliznął się i nim zdążył złapać gałęzi...
- Rev, Rev… Revalion! - Dranitr krzyczał wpatrując się w niego swymi niesamowicie błękitnymi oczyma. Te oczy, już je gdzieś widział...
- Doskonale, obudził się pan w końcu.

Avaliye Nethiira

Zapadła w głęboki trans jak przed wiekami kiedy jeszcze żyła. Jak przed wiekami rozpczęła od ćwiczeń mentalnych.
- Opusciłaś trening Armathor'lateu. - Nystan nie mógł darować sobie złośliwej uwagi. - Nie, nie tłumacz się. mamy wiele do nadrobienia, zbyt wiele by tracić czas.
Stanęła w gotowości, on również. Oboje bez zbroi, na ich poziomie umiejętności zbroja przeciwnika nie stanowiła wielkiej przeszkody.
Miecze zaśpiewały kiedy oboje ruszyli do ataku. Ostrza bezbłędnie wyszukiwały słabe miejsca w obronie przeciwnika tylko po to by stwierdzić, że ten naciera już z innej strony. Walka niczym taniec lecz bardziej niebezpieczna niż rozjuszony smok. Ostrza tworzyły wokół walczący ścianę żywej kąsającej stali. Gdyby nalazł się ktoś na tyle głupi by próbować przerwać ten pojedynek z pewnością zginałby w jednej chwili. Nystan był wspaniałym nauczycielem i nie po raz pierwszy Avaliye stwierdziła, że mistrzem walki był jeszcze wspanialszym. Nie sprawiały mu problemy różne rodzaje broni, wszystkie opanował do perfekcji.
- Cieszę się, że nie cała jeszcze zardzewiałaś. - Znów zażartował z jej rudych włosów. - Następną walkę masz z nim.
Ujrzała przed sobą wojownika w adamantowej zbroi z niecodziennym, spotykanym raczej u magów niż wojowników, kosturem. Walka rozpoczęła się natychmiast, elfka szybko przekonała się, że pierwsze wrażenie było słuszne kiedy ogniste promienie poleciały w jej kierunku. Jej przeciwnik był magiem, nie wiedział jednak, że łatwiej utopić rybę niż spalić Avaliye. Natarła wprost na niego, szybkim ciosem w głowę starała się osłabić jego koncentrację, sprawić by główna broń w jego arsenale stała się niemożliwa do wykorzystania.
Cios był silny i precyzyjny lecz adamantowy hełm zatrzymał większość impetu. Elfce udało się jednak pozbawić maga przyłbicy.
Spojrzała na nią twarz jak z koszmaru. Skóra częściowo tylko pokrywała kość, oczy się zapadły a nos niemal całkowicie odpadł. Jedna rysy twarzy były jej znane choć sama nie chciała w to uwierzyć. Smród rozkładającego się ciała przyprawił ją o mdłości gdy ten potwór przemówił.
- Zapomniałaś o naszej krwi Avdwarathileya - Oznajmił gniewnie Iledian Nethiira.
Tylko na chwilę straciła koncentrację, tylko na moment spuściła gardę leczy tyle wystarczyło. Licz momentalnie znalazł się przy niej i zacisnął swe martwe dłonie na jej gardle. Czuła jego smród, nienaturalny chłód jego dłoni. Czuła jak powoli wyciska z niej życie. Lecz myśli jej uciekały do czegoś co zobaczyła gdy dłonie licza zbliżały się do jej gardła. Czarny pierścień z czerwonym kamieniem, wypaczona parodia jej własnego.

Ylvaan
Wiele swych sił włożył w czar. Wiele zaczerpnął z ziemi i powietrza, z wody i ognia. Wiele zawdzięczał swym przodkom którzy nauczyli go jak tego dokonać. Był zmęczony i głodny lecz mimo tego jego myśli kierowały ku nowemu przyjacielowi. Rozmawiali chwilę, gdy nagle odyniec zastrzygł uszami zaniepokojony tym co działo się niedaleko.
Kilkanaście kroków od ich małej polanki gdzie Ylvaan tkał pradawne czary leżała pogrążona w transie elfka. Coś jednak nie było tak jak powinno. Rzucała się i majaczyła coś niezrozumiale. Jednak Ylvaan nie musiał znać słów, wiedział co się dzieje, sam przeżył to ostatniej nocy. Avaliye dręczyły koszmary, lecz sądząc po reakcji znacznie gorsze niż te które dopadły jego samego.
 
Googolplex jest offline