Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2016, 18:39   #30
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację



Podany adres mieścił się w lepszej części dzielnicy biedoty. To nie był jeszcze nCat, ale do rozpusty pełnego wygód życia klas średniej to jednak niemało brakowało. Luc znalazł miejsce do parkowania i ruszył do obskurnego budynku.
Wcisnął przycisk wideofonu i odczekał chwilę.
Cisza.
Ponowił próbę.
Cisza.
...
Dopiero za czwartym razem gdy już zrezygnowany miał odchodzić usłyszał kobiecy głos, a po nim pojawiła się obraz:
- Ktoś ty? - zapytała ciemnoskóra kobieta jaka pojawiła się na ekranie.
- Przychodzę od Kiry - powiedział czując, że coś nim wewnątrz szarpie.
- Nie znam żadnej Kiry. - Kobieta rozłączyła się.
Wcisnął domofon raz jeszcze. I kolejny.
- Jak nie spieprzysz w podskokach w ciągu następnych kilku sekund, to wzywam policję. - Ta sama kobieta wydawała się już mocno poirytowana.
- Mój błąd Naomi, zapomniałem, że Kira od przylotu z en’zi używa imienia Leona. Kyle twierdził, że zatrzymać się miała u ciebie. - Heen był spokojny, choć tylko na zewnątrz. Chciał pieprznąć w ten videofon z pięści.
- Skąd znasz Kyle’a? - spytała po dłuższej ciszy i obserwacji solo-reportera.
- Z Well. Fagas dobrze dał mi się poznać Nao. - Luc mimo wszystko jakby uśmiechnął się do siebie. - Prał mnie za każdym razem, jak szedłem na skargę do ojca, że znów zakosił mi rower. Starsi bracia to nie przelewki.
Bzyknął dźwięk otwieranej bramy.
Heen wszedł do środka i zaczął rozglądać się po korytarzu szukając windy. Dobre żarty, były tylko schody. Wgramolił się na trzecie piętro i stanął przed odrapanymi drzwiami. Gdy mu otworzyła spojrzał na nią uważnie.Kobieta była wysoka i wyżyłowana. Rodzaj “figury” wypracowanej przez lata ciężkiej pracy, nie na siłowniach czy kupionej u chirurgów.
- Gdzie jest Aleister? Tu, u ciebie? - spytał.
Wpuściła Heena do środka mieszkania. Przepuściła go i sama weszła za nim, Luc poczuł i usłyszał, że odbezpieczyła broń.
- Pokaż jakiś dowód - kopnęła drzwi nogą - i bez sztuczek.
Powoli sięgnął do kieszeni i równie powoli wyjął portfel, otworzył go pokazując jej swoje ID.
- Gdzie. Jest. Aleister, Naomi?
Sprawdziła dokument i dopiero wtedy zabezpieczyła broń.
- Czemu nagle cię to interesuje? - stała nadal w niewielkim przedpokoju z założonymi rękoma na piersi, wpatrując się w reportera, który miał ją za plecami. - Podobno rzuciłeś małego w kąt.
Odwrócił się powoli. S tylko i obserwowała, nawet pomimo wściekłego spojrzenia jakim ją obrzucił.
- Rzuciła mnie, gdy ryzykowałem życie by była kasa na nią i małego - zgrzytnął przystępując krok. - Gdy puściła mnie z jakimś fagasem, nie walczyłem z nią o Ala by malec mógł być z matką. I wciąż słałem kredyty. Więc mi kurwa nie mów, że ja kogoś porzuciłem.
- I chcesz za to nagrodę? - skomentowała cynicznie.
Wyciągnął z kieszeni dwie obrączki.
- Jedna moja, druga ściągnięta z ofiary “Rzeźnika”, dziś w nocy. Więc mów gdzie jest Ali do ciężkiej cholery.
Sięgnęła po nie i przez chwilę oglądała ale nie skomentowała. - Rzeźnika? - widać, że nie zaklikało.
W końcu oddała mu pierścionki i spojrzała poważnie.
- Uspokój się i skończ ten pokaz. Chodź.
Poprowadziła go przez niemalże puste. pozbawione sprzętów mieszkanie. W pokoju, do którego go powiodła był jedynie materac i pościel. Na środku materaca wtulony w poduszkę spał Aleister.



Naomi podeszła do materaca i uklękła obok.
- Al... - Pogłaskała małego po głowie odsuwając włoski z czoła. - Zobacz kto przyszedł.
Pod Luciferem załamały się nogi, opadł na podłogę opierając się o ścianę. Zdjął okulary i oddychał ciężko. Nie mógł wydusić z siebie słowa, wpatrywał się tylko w syna.
- No, zobacz… - Naomi przemawiała spokojnie do malucha, który przebudził się i z zaspaną minką tarła oczka. Wpatrzył się w Luca z poważną minką. Po czym spojrzał w górę na siedzącą obok niego kobietę. Minkę miał niezbyt wyraźną, niepewną. Nic nie powiedział.
- Cz… cześć “Big Al” - wydusił z siebie Heen. - Tęskni… - głos mu się załamał.
Naomi wzięła malucha na ręce.
- Chodź, chyba mam jeszcze ciasteczko i trochę mleka. - twardym spojrzeniem nakazywała Lucowi zebranie się z podłogi. On posłusznie wstał odsuwając się by Naomi z Aleisterem mogli wyjść z pomieszczenia, wciąż patrzył na małego i głos utykał mu w gardle. Mały też nie spuszczał z niego spojrzenia. Znad ramienia Naomi wpatrywał się reportera poważnym wzrokiem. Naomi posadziła małego w namiastce kuchni i wskazała Lucowi miejsce.
- Napisz się czegoś? - spytała mdlejącego Heena.
Postawiła kubeczek z odrobiną sojowego mleka i położyła sucharkowate ciastko przez chłopcem. Pogładziła go po głowie i zapaliła fajka. Wycofała się nieco robiąc miejsce Lucowi i Aliemu.
- Jesteś na mnie zły, synku? - Luc usłyszał swoje słowa, minę miał … słabą, w oczach czaiły mu się lekkie ogniki strachu. Aliester spojrzał na Naomi potem z powrotem na ojca i znowu na kobietę. Pokiwała głową z uśmiechem. Chłopiec ugryzł niewielki kęs ciasteczka i pokręcił głową. Krótki gest, nic więcej.
Solos wstał ciężko i zbliżył się do Ala, lecz zanim zdążył przyklęknąć dzieciak zsunął się szybko z krzesła i cofnął sięgając rączką do Noami.
- Nie bój się. Jestem tutaj. - Murzynka pogładziła dziecko po głowie uspokajająco.
Heen nie podnosił się z podłogi, przeniósł wzrok na kobietę.
- O… o co chodzi? - spytał słabym głosem patrząc to na nią, to na małego.
- Ali, weź ciastko i mleko i idź do pokoju, ok? - mały posłuchał obchodząc ojca szerokim łukiem.
Naomi poczekała chwilę aż mały wyjdzie i wyciągnęła paczkę fajek do Heena:
- Zbierz się w garść, człowieku - mruknęła - Ali... z tego co mówiła Kira, Ali oberwał parę razy od jej byłego. Ona z resztą też. Mały... reaguje na facetów jak reaguje. Kira mówiła, że znalazła tutaj jakiegoś specjalistę, który leczy tego rodzaju blokady za darmo. Musiała szukać darmówki bo sama została bez grosza przy duszy. Podobno ostro się pokłóciła z tym… jak mu tam…
- Trupem - przerwał jej kończąc wypowiedź grobowym głosem. - Czemu do cholery nie dała mi znać?!
- Z tego co opowiadała, nie byliście w pokojowych układach. - Wzruszyła ramionami. - Mogę cię spytać o to samo. - Zaciągnęła się papierosem.
Usiadł z powrotem na krześle i oparł łokcie na stole, a twarz ukrył w dłoniach.
- Rzuciła mnie jak psa, miałem wydzwaniać do niej co u naszego syna? Może jeszcze na komórkę tego… - urwał. - Śledziłem co z Alim przez jego dziadków, rodzeństwo, utrzymywała kontakty. Między innymi dlatego nie wróciłem do Well, by… By było jej łatwiej? By nie musiała zamykać kontaktów. Przecież gdyby powiedziała, że trzeba… - Walnął pięścią w stół.
Naomi wysłuchała przemowy ale z jej twarzy nie można było wyczytać współczucia.
- Głośniej - skomentowała jedynie - tego mu potrzeba. - gdy Luc walnął w stół. - Nerwów.
- Widziałeś się z nią? Mówiłeś o jakichś ofiarach? O co chodzi?
- Zanim wytłumaczę, powiedz… - Wyciągnął obrączki i ostrożnie położył je na stole. - Nosiła, między pracą a… pracą? I jeżeli tak to czemu?
Kobieta kiwnęła głową.
- Widziałam to u niej. Nie wiem czemu. Nie pytałam. - Ponownie wzruszyła ramionami.
Opadł głową na stół, na złożone ramiona.
- Rozpoznałem ją po obrączce. I po tatuażu. Tak ją pociął i pobił, że… inaczej się nie dało. Leży w szpitalu, jeszcze nie jest pewne czy przeżyje.
Zza rogu kuchni dał się słyszeć krzyk i płacz.
Naomi rzuciła się w tym kierunku.
Luc też zerwał się, jednak przestrzeżony przez kobietę nie leciał bezrefleksyjnie ku synowi. choć odruchowo tak właśnie chciał zrobić. Szedł za nią w odległości 3 kroków. Mały stał z ciasteczkiem i kubkiem w łapkach tuż koło drzwi kuchni za ścianą. Teraz trząsł się cały i płakał dopytując o mamę.
Naomi pociągnęła Luca za rękę i przytuliła małego, nakazując Lucowi objęcie synka.
- Nie martw się malutki, z mamą na pewno będzie dobrze. - Gromiła reportera wzrokiem, by nie ważył się zaprzeczyć. - Mama jest dzielna. Wyjdzie z tego. A tata cię obroni. Przecież cię kocha.
Heen nie potrzebował zachęty. Przytulił małego z drugiej strony obejmując go i przyciskając do siebie. Nie do końca sam wiedział co mówi, co szepcze do ucha Aliego.
- Kocham was synku, nie dam wam już zrobić krzywdy, z mamą będzie dobrze.
Chłopczyk przez dłuższą chwilę nie dawał się uspokoić ale Naomi nie przestawała powtarzać w kółko i w kółko tego samego, jakby musiała się przebijać przez warstwy strachu. Spojrzeniem nakazywała to samo reporterowi.

Dopiero po długim czasie, panika chłopca zaczęła powoli maleć i opadać. Luc wziął chłopca na ręce przejmując go od Naomi i przytulając szeptał coś do ucha idąc powoli do jego pokoju. Przez chwile tuląc chłopca stał, po czym złożył go na materacu kładąc się obok. Szeptał wciąż po angzelandzku, jedną z bajek jakie zwykle opowiadał mu przed wyjazdem na Filipiny, czekając aż uśnie. Chłopiec odruchowo włożył kciuk do buzi i zaczął go ssać. Zapłakany, chlipiący słuchał jednak uważnie bajki, patrząc na Luca poważnie. Oczka zaczęły mu się kleić po jakimś czasie. Zapadł w płytka drzemkę.

Heen ostrożnie wstał by nie obudzić Aliego i powoli, po cichu udał się do przedpokoju, gdzie wszystko obserwowała Naomi. Udał się do kuchni.
- Masz coś do picia? - spytał nieswoim głosem.
Naomi postawiła końcówkę taniej wódki i szklankę.
- Co dalej? - spytała. - Ja za niedługo mam zlecenie.
- Kirę przeniosę na moją polisę do lepszej kliniki. Wieczorem lecę do en’zi zabić Dana. - Nalał sobie wódki jakby mówił o planach zwiedzania Paryża. - Co do Aliego… nie wiem, myślałem by go wziąć ze sobą, zostawić rodzicom.
- Dobrze, że masz rodziców. Będzie kto miał przyprowadzać syna do pierdla - skomentowała trzeźwo.
- Zawsze to coś. Tylko czy on będzie chciał ze mną polecieć, sama mówiłaś… widziałem jak reaguje.
- Nie wiem, nie jestem psychologiem. Pracuje na platformach wiertniczych, a nie w przedszkolu.
Kira miała tu pomieszkać i popilnować mieszkania, podczas mojej nieobecności.

- Nao, ja ci nie popilnuję. - Spojrzał na nią zbolałym wzrokiem i łyknął znowu. - Choć z drugiej strony...ten specjalista… ale Jezu, czy ja będę potrafił się nim zająć? - wyglądał na przerażonego.
- To dziecko, a nie sentinel ani dron. - Wzruszyła ramionami. - Twoje dziecko.
No nie, Luc nie mógł liczyć u niej na współczucie. Zdecydowanie widziała świat jakim był i nie wyglądała na nawykłą do głaskania pocieszycielsko po głowie.
- Czy wiesz coś o tym specjaliście, cokolwiek. - Luc dochodził powoli do siebie, zaczął wchodzić w tryb planowania. - Czy są tu rzeczy Kiry? Kiedy wyjeżdżasz? - Odstawił wódkę na bok.
- Nie wiem, nie mówiła za wiele o szczegółach. Rzeczy są. Za trzy dni. - Zapaliła kolejną fajkę i usiadła na krześle zakładając nogę na nogę.
- Zajmij się Alim przez trzy dni, będziesz czegoś potrzebowała, przyniosę to w zębach i odwdzięczę się, potrafię - powiedział, po czym sam również wyjął papierosa i zapalił. - Będę tu wpadał najmniej dwa razy dziennie, by… by mały, … no wiesz. Przez ten czas poszukam tego specjalisty. Jak wyjdzie, to ogarnę dla niego miejsce pod moją opieką. Jak z psychotypem nie zabangla, to wywiozę go do en’zi. Za trzy dni będziesz wolna.
Naomi pokiwała głową.
- Dobrze. Ale czy i jak to rozwiążesz ja wyjeżdżam. Nie mogę stracić tego kontraktu. Trzeba jakiegoś jedzenia. Zapasy Kiry się kończą.
- Zrób listę, dostarczę to co potrzeba jeszcze dziś. I ok, przyjąłem, za trzy dni jesteś na platformie, cokolwiek by się działo.
Naomi przygotowała listę - nie było tego dużo. Same podstawowe produkty bez żadnych frykasów. Luc zastanawiał się, czy jego kredyty byly wydawane na dziecko czy nie. W tej chwili myśl błądząca w jego głowie została wyrzucona, nie interesowało go to. Wstał i poszedł do pokoju Kiry, w drzwiach przystanął by popatrzeć na śpiącego Ala. Skierował się ku wyjściu. W drzwiach odwrócił się do odprowadzającej go Naomi.
- Ja… dziękuję ci. - Położył jej dłoń na ramieniu. - Po prostu dziękuję. - Wzrok miał lekko nieobecny. - Będę przed wieczorem - dodał.
Naomi kiwnęła głową i odprowadziła reportera do drzwi.


Luc siedział przez chwile w samochodzie nie odjeżdżając. Myślał intensywnie, po czym wybrał numer Mazz.
- Co tam, lover boy? - Ruda pojawiła się na ekranie po kilku sygnałach. Na twarzy miała uśmiech i mrugnęła wesoło.
- Zostaw zakupy Mazz, przekładamy akcję w n’Cacie - powiedział. Minę miał średnią
- Errrrmmm ok. Mam już prawie wszystko. Brakuje piwa.... - załapała dopiero - Co jest?
- Znalazłem Aleistera - rzucił. - Nie mogę być out przez 2 dni, muszę go ogarnąć.
- Jak to znalazłeś? Gdzie on jest? - dopytywała się Ruda.
- Poszukałem, znalazłem - odparł zdawkowo. - Jest u znajomej Kiry, ale ma problem. Skurwiel z jakim ona się związała - bił go czasem, mały zamknął się w sobie. Muszę go do siebie przyzwyczaić, znaleźć psychologa. Nie mogę jechać w slamsy na 2 dni Mazz…
- Kurrrrrrrrrrrrrrrrwa - walnęła z grubej rury Ruda - Ja pi… - urwała - Jest z tobą teraz? Czy co?
- Mam dla niego ogar na 2-3 dni. Po prostu muszę… - urwał. - Chcę. Podjeżdżać, by przestał uciekać na mój widok, bo jestem mężczyzną. - Walczył mocno by głos mu się nie łamał. Zadzwonisz do Moiry by posłała kogoś do Feliksa. By odwołać?
- Słuchaj, jak chcesz, to mogę sama - zaczęła Mazz - no wiesz, ogarnąć nCat.
- Nie Mazz, odczekajmy, nie śpieszy się przecież.
- Dobra, jak wolisz. Coś ci potrzeba?
- Wódki. Dużo wódki. Ale mam parę rzeczy do załatwienia. Buzia Mała, spotkamy się wieczorem. Pamiętaj o Mo i Feliksie.
- Tak już dzwonię. Pa!

Wybrał kolejny numer, czekając aż ojciec odbierze telefon.
- Luc! - odebrał Matt - Mów do mnie, synku.
- Mówiłeś. Że. Kira z Małym. Byli. U Was. Dwa. tygodnie. Temu. - Jego głosem targała wściekłość. - CZEMU MNIE KURWA NIE ZAWIADOMILIŚCIE CO Z NIM JEST!!!?
- Ale o co chodzi? - ojciec się przestraszył.
- Że jest zamknięty w sobie, że boi się mężczyzn, że Dan go bił - zgrzytnął.
- Dan go bił?! - teraz to Matt wrzasnął - Skurrr……. - oddech ojca przyspieszył. - Nic nie wiedzieliśmy!!! Ali był u nas przez ile… pół godziny? Kira mówiła, że chory i nieswój… - głos Matta się załamał.
- Ja powinienem doglądać własnego dziecka, ale wiesz jak wyszło, wiesz czemu jestem tu a nie w Well. - Luc mówił spokojnie, blisko rezygnacji. - Przepraszam, nie mogę mieć do ciebie pretensji. Mam tylko jedną... Jedną małą prośbę tato… Zbierz informację, gdzie ten skurwysyn mieszka, bywa, sika, wszystko co dasz radę. Ja zajmę się resztą. Mam Aliego, zajmę się nim, możliwe, że za jakiś czas wpadnę z nim do was do Well - powiedział by zmienić temat.
- Rozwalę tego gnoja - warknął ojciec i Luc nagle zdał sobie sprawę, że to wcale nie musi być czcza przechwałka. Nie w przypadku ojca.
- Mój syn, moja żona, jego łeb należy do mnie - wręcz wywarczał. - Masz co do tego Matt jakieś obiekcje?
- Jak go złapię pierwszy, to nie dożyje - zapowiedział ojciec. Sue zaczęła w tle uspokajać.
- Matt. - Luc kurczowo złapał za oparcie fotela. - Ja nie wnikam czy Kyle ci to kiedyś powiedział. On nie był w tej sytuacji co ja, może nie zrozumie. Ja ci prosto w twarz powiem “Wybaczam” za nas i Amandę. Ale gdy zostawisz to mi. To moje dziecko, moja Kira, kurwa mać. Mój łeb skurwysyna!
Matt długo milczał. Luc myślał, że zerwało połączenie.
W końcu usłyszał pomruk:
- Ok.
- Zbierz o nim ile tylko potrafisz. W przeciągu tygodnia odsikasz się na jego grób. - Luc przerwał połączenie.


Wybrał numer do Halo.
Odebrał natychmiast.
- Wiem, Ruda dzwoniła.
- Tedy skończ z szukaniem info na temat Kiry i Ala, nie marnuj swojego czasu Hal - Luc był jeszcze wzburzony po rozmowie z ojcem. - Jak mówiła, n’Cat odwołałem też, po prostu teraz nie mogę. Mam jednak lepszy patent Halo, myślę, że dużo lepszy… - zamyślił się.
- No jaki?
- Reportaż. A o czym myślałeś? - zmusił się na żart. Bardzo się zmusił. - Dorwanie tego skurwysyna co rżnie dziewczyny na ulicach. Każdy będzie mógł zobaczyć jak koleś zdycha w mękach. Na swoim ekranie. Myślisz, że stacje ile..., do jakiej sumy będą się licytować? - zażartował. Bo nie chodziło mu o pieniądze.
- Hmm no to jest na topie. Dodatkowo na topie są teraz kwestie masowego czipowania. Media jadą na Rzeźniku, nakręcając opinię publiczną. Serio chcesz z tym startować?
- Hal, jak będzie trzeba, to zrobię to za darmo. To twój łeb w tym, by coś skapło.
- Skapnie. Od czego chcesz zacząć?
- Od kupienia żelków - mruknął patrząc na listę. Choć ich tam nie było.
- Hmmm? - Runner nie zakumał.
- Dla syna - wyjaśnił. - Wiem na czym chcę skończyc Hal. Brutalnie i krwawo. Zacznę od gadki z policją, mam powód, wszak… żona, nie? Ty ogarniaj własnymi drogami. Chcę dopaść skurwysyna jak najszybciej… Aha, Hal? Jakbym przez tel transferował obraz powiedzmy z New Zealand? Da się transmisje puścić?
- Dobra, daj znać co ci powiedzą na policji. Mmm powinno pójść - zadumał się na chwilę - tylko… trzeba by było hmm przepuścić przez jakiś mirror, żeby ciebie nie namierzyli. A co?
- Kasa z boku, nie zależy na tym. Motyw - egzekucja. Zależy mi by wzięła to największa stacja, jak trzeba to i po kosztach. Byle jak największy zasięg. Globalnie, mogę nawet dopłacić - zażartował. - Materiał w ciągu tygodnia.
- Egzekucja? Stary to będzie grube. Przecież nie możesz być świadkiem i sprzedać coś takiego do publicznej stacji.
- Halo… - Luc głos miał miły, wręcz anioła. - Stacja będzie miała transfer z morderstwa. Z zimną krwią. Shotgun w ryj i pociągnięcie za spust. I ofiara nie będzie boosterem, będą mogli na tym tydzień ciągnąć temat. To moja oferta. Za darmo. Ile wytargujesz - twoje.
- Luc… serio będziesz ryzykować pierdol albo i życie? - Halo był sceptyczny.
- Tak.
Cisza.
- A co z synem? Co z Kirą? Co z moją siostrą? - To ostatnie Halo wypowiedział szczególnie jadowicie.
Luc milczał.
- W sensie… co z Mazz? - spytał ostrożnie.
- Nic. - warknął Halo. Rozłączył się.

Heen siedział przez chwilę w bezruchu choć największą ochotę to miał napierdalać łbem o przednią szybę wozu. Sprzągł sie z autem drugą ręką sięgając do paczki fajek. Nie palił nigdy prowadząc, tym razem ruszając odpalił szluga. Pojechał na komisariat wskazany przez dr Willson.




Posterunek policji nie był miejscem, które chciało się odwiedzać.
Posępne gmaszyska, obstawione robotami, dronami i wozami wyglądały jakby ciągle szykowały się na wojnę.



Przy wejściu Luc został zeskanowany i przetrzepany na lewą stronę pod kątem jakichkolwiek “niebezpiecznych lub zagrażających bezpieczeństwu” rzeczy. Następnie musiał czekać aż wywołają jego numerek. Trwało to jakieś 40 minut.
Dwa razy wychodził na papierosa wkurwiając recepcjonistkę powtarzaniem by dała znać jakby go wołali. W końcu siedząc na plastikowym siedzeniu zaczął odliczać jak tykająca bomba.
W końcu jego numerek został wyświetlony.
Okienko… oficer dyżurny… Mr Obojętna Mina.
- Słucham. - Nawet nie spojrzał na reportera.
- Chciałbym porozmawiać z panem Mi Hao, w sprawie ulicznych napadów - powiedział.
- Miał pan umówione spotkanie?
- Nie.
- Imię i nazwisko - oficer zaczął coś wypełniać na panelu ukrytym pod pulpitem lady.
- Luc van den Heen.
- Wiek? Adres zamieszkania?
- XXI, Jersey, Garfield Avenue.
Oficer rzucił jedynie spojrzeniem na żartownisia.
- Wiek? - zero poczucia humoru. - Dokument tożsamości.
Heen nie odpowiedział, jedynie położył ID na blacie.
Oficer przestukał coś ponownie i zeskanował ID, oddał.
- Czas oczekiwania 20 minut. Proszę usiąść i czekać na wezwanie.
- Noż Kurrrrwa mać! - wycedził Luc zabierając kartę i wychodząc na kolejnego fajka. Paląc zastanawiał się, czy gdyby skopał grubasa-robota, to by został przyjęty szybciej.
Wrócił w końcu do poczekalni i usiadł opierając głową o ścianę. Liczył do miliona.

W końcu go wezwano. SI wypowiedziało mechanicznie jego nazwisko i numer pokoju. Poinformowało go też, żeby podążał za niebieskimi oświetleniami w panelach podłogowych by trafić do biura odpowiedniego detektywa. Luc niesiony niecierpliwością podreptał za niebieskim światłem.
W pokoju za niewielkim biurkiem siedział chłopiec]
- Pan van den Heen? - spytał ze śpiewnym, azjatyckim akcentem.
- Tak. Jak rozumiem: pan Mi Hau - Luc uśmiechnął się lekko, przyjaźnie, pomimo przekręcenia nazwiska. Tak jak w szpitalu nie musiało być jasne iż robi to celowo by odegrać się za to co go spotkało ze strony biurokracji. - Moja żona była ostatnią ofiarą rzeźnika - wyjaśnił.
- Mi Hao - odparł odruchowo detektyw i wskazał Lucowi fotel. Drzwi za reporterem zamknęły się automatycznie.
- Proszę przyjąć me wyrazy współczucia - policjant wyraził swe ubolewanie i wcisnął przycisk na panelu wbudowanym w biurko. - To niezwykle, niezwykle trudna sprawa. Jak ma się żona?
- Jeszcze żyje - odpowiedział solos siadając. - Są szanse, że z tego wyjdzie.
- To doskonale, doskonale. - Hao zaczął pukać w pulpit. - Z jakiego powodu byliście państwo w separacji?
- Panie Mi Hao. Z naszych, prywatnych powodów.
- Panie van den Heen, pan rozumie, że to jest śledztwo z kilkoma ofiarami śmiertelnymi? To nie są pytania mające obrazić pana. To są pytania konieczne. - Detektyw spojrzał spokojnie na reportera.
- Panie Hao… - Luc przekrzywił głowę. - Nie wiem… nie mogę odpowiedzieć panu jednoznacznie czemu mnie rzuciła. - Podniósł na niego wzrok.
- Jak dawno to było? Chodzi mi o separację.
- To naprawdę konieczne? - wzrok pełen bólu.
- Próbuję ustalić pewne fakty, panie van den Heen - spojrzenie policjanta było przepraszające. - Dlaczego żona przeprowadziła się do miasta, gdzie pan mieszka? Podobno spotkał się pan z nią przed atakiem?
- Tak, widzieliśmy się… żona… żona chyba miała w sobie winę jak mnie potraktowała. To nie było spotkanie miłe. Chciałem… panie Hao. - Luc brnął, brnął mocno. Ale w prawdę, aż w duchu się uśmiechnął. - Ja nie chciałem dać jej rozwodu gdy tego chciała, po spotkaniu wczoraj… szukałem jej by powiedzieć że dam, że jest wolna. Nie znalazłem. Dopiero w newsach - umilkł.
- I podobno rozpoznał ją pan po obrączce? - głos Hao był cichy.
Luc wyjął obie obrączki na stół.
- Jedną z nich mam od doktor Willson ze szpitala gdzie leży Kira. Chce pan zgadywać która jest jej? - spytał zbolałym głosem.
- Czy ma pan aktualne zdjęcie żony?
- Nie, nie mam żadnego, gdybym miał to bym w nie patrzył. I może oszalał.
- A ktoś z krewnych, znajomych? Bardzo zależy mi na ustaleniu rysopisu, dokładnego rysopisu żony.
- Jak mi pan da chwilę, to załatwię, jeden telefon.
- Proszę. - Hao skinął głową.

Luc wybrał numer Mayi.
- Hallo, Luc? - wyglądała na zaspaną. - Coś się stało?
- Siostra, nie mam dużo czasu. Nie pytaj. - Heen zerknął na funkcjonariusza. - Ojciec mówił, że Kira była u was dwa tygodnie temu na twoich urodzinach. Wyślij mi jakieś zdjęcie z nią. Nie pieprz że nie robiłaś, w przypadku Ozziego bym może i uwierzył ale nie w twoim.
- Nooo... ok... poczekaj poszukam… - widać było, że się wyczołguje z łózka - Jak z nią? - zagadała w między czasie. Rozbłysło światło, gdy dziewczyna wyszukiwała fotkę.
- Może być?
Luc zwizualizował sobie przesył na cybertelefon i zagryzł zęby. W centrum Matt i Sue, nad nimi Kira z Alim na rękach, Ozzy i Maya.
- Dziękuje mała, przepraszam jak obudziłem. Siostra… Nie będę dzwonił do każdego po kolei, ojciec centrum info co z Kira i Alim, ok?
Młoda skinęła głową i wysłała buziaka przytulając dłoń do ekranu.
- Jak coś trzeba, daj znać, tak?
Luc przerwał połączenie i podłączył do slota przy skroni przewód do holowyświetlacza.
Po chwili funkcjonariusz “Hau” mógł podziwiać zdjęcie rodzinne z urodzin Mayi.
- To ta ciemnowłosa, z moim synkiem na rękach. - skalibrował wydzielając jej twarz i kawałek gęby brata.



- Pozwoli pan, że zgram obraz. - Palce detektywa już biegały po panelu. - Dziękuję.
- W czym mogę pomóc panie van den Heen? - spytał uprzejmie.
- Stan śledztwa, to co macie na tego sukinsyna, co napadł na moją żonę - odpowiedział solo-reporter.
- Na chwilę obecną, ustalamy profil psychologiczny sprawcy i rozpatrujemy kilkoro podejrzanych - odpadł oględnie detektyw.
- Panie Hao, od pięciu tygodni ustalacie profil? Półtorej godziny temu byłem u naszego syna, ledwo go usypiając. Bo nie podejrzewałem, że jak znajomej w kuchni będę mówił o Kirze to będzie podsłuchiwał. A wy od ponad miesiąca profil? - Luc spojrzał na policjanta zbolałym wzrokiem. Czuł się dziwnie, zwykle kłamał, zwykle szukał… lewych tłumaczeń, dziś przed wszystkimi mówił po prostu czystą prawdę. I wciąż pracował nad policjantem umiejętnie manipulując jego uczuciami. Od początku postawił na żal, na współczucie. - Serio?
- Proszę pana. - Hao złożył dłonie - Sprawa nie jest tak prosta jakby się wydawało. Ciała były znajdowane w różnych częściach miasta, w różnych odstępach czasu. Te nitki, które je wiążą wcale nie są tak oczywiste jakby się wydawać mogło z mediów. Typowy profil jaki się nasuwa nie do końca oddaje obraz osobowości. Pańska żona - wskazał na fotkę - jest jedyną...
Luc odpalił na nowo holowyświetlacz z tym samym zdjęciem. Zrobił inne zbliżenie.
- To jest mój syn, pyta co z matką. To wiemy. - Zgasił. Spojrzał w oczy policjanta. - To jestem ja, pytam co...
- Jak mówiłem, pana żona jest jedyna, która przeżyła. Liczymy na jej zeznania. Bardzo liczymy.
Wiemy kilka rzeczy. Napastnik ma zdolności i wiedzę medyczną, dysponuje również dobrej klasy sprzętem. Pozostałe ofiary... -
teraz on wyświetlił holo i pokazał kilka zdjęć - ... były…
Luc nie patrzył na nie, nie chciał. Wystarczyła mu twarz Kiry… bo już nie miał wątpliwości.
- Panie Hao, mam… może nie przyjaciół, nie chcę tak o nich mówić. Parę długów - to lepsze określenie, na mieście. - Spojrzał w oczy policjantowi.
Detektyw machnął dłonią nakazując przerwanie.
- Nie możemy przyjmować pomocy od obywateli, dziękuję. Jeśli jednak na chwilę obecną nie ma pan więcej pytań, to pozostańmy w kontakcie. - Wyciągnął niewielki holokwadracik. - Tutaj jest moja wizytówka gdyby miał pan jakieś pytania lub coś by się nowego pojawiło u pana żony.
Podsunął wizytówkę do reportera i podniósł się.

Van den Heen też wstał patrząc na wizytówkę.
Uścisnął dłoń policjanta i ze spuszczoną lekko głową wyszedł.
Siedząc w samochodzie obracał holo w ręku patrząc na nazwisko, telefon, skrzynkę kontaktową.


Cytat:
Spotkajmy się w "Mcbride’s home".
Wysłał wiadomość z nazwą jednego ze spokojniejszych pubów w północnym Brooklinie, nie za blisko, nie za daleko.
Po chwili poprawił drugą jaka popłynęła w ślad za tamtą.
Cytat:
Proszę.
Cytat:
Ok, 15 minut.
Dostał zwrotkę od policjanta.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 15-02-2016 o 19:53.
Leoncoeur jest offline