Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2016, 21:53   #51
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Ścieżka przez Las Cieni, Ostland
7 Kaldezeit, 2526 K.I.
Świt

Zaroślami po obu stronach gościńca gwałtownie wstrząsnęło pod pędem szarżujących w ich pobliżu wyrośniętych bestii. Lambert uniósł prawą rękę, tym samym zatrzymując pochód. Trzymane przez najemników konie niemalże natychmiast zaczęły głośno parskać i wierzgać, wyczuwając w ten sposób zbliżające się niebezpieczeństwo, co dla reszty członków wyprawy było wystarczającym powodem do chwycenia za broń. Na potwierdzenie ich obaw, gdzieś z przodu rozległ się zagłuszony przez burzę krzyk Klausa, który przyprawił każdego o dreszcze.
Kapłan bitewny ściągnął z pleców potężny, ciężki młot, który następnie chwycił oburącz obserwując pustą ścieżkę przed sobą oraz znajdujące się na jej skraju gęste krzewy, których gwałtowne drgania szybko zbliżały się w ich stronę z każdą upływającą sekundą. Hieronim poprawił chwyt na stylisku broni, zacisnął mocniej zęby i na chwilę zamknął oczy, budząc w sobie demona walki. Tętno samo z siebie przyśpieszyło, pompując krew i adrenalinę do kończyn, których czekała niebawem ciężka próba.
Trzy ogromne wilki wyskoczyły z zarośli prosto na gościniec przed nimi. Czas jakby zatrzymał się na chwilę, kiedy zaprzeczające prawom natury zwierzęta były jeszcze w powietrzu. Brat Lambert otworzył oczy, w odbiciu, których czaił się nieposkromiony gniew - furia samych niebios, która tylko czekała, żeby ją wyzwolić.

Potężne bestie wylądowały gładko na czterech łapach, kilka metrów od stanowiących trzon wyprawy najemników. Na krótką chwilę obie strony stały na ugiętych do skoku nogach, prezentując swój oręż i mierząc siebie spojrzeniem, którego intensywności nie powstydziłaby się para kochanków. Na twarzach ludzi pojawił się dziki uśmiech, będący groteskowym odzwierciedleniem wyszczerzonych w złowieszczym grymasie kłów gotujących się do ataku wilków.
- ZA SIGMARA! DO PRZODU, CZEMPIONI! - Ryknął na całe gardło Lambert, a stojący u jego boku najemnicy zawtórowali mu bojowym okrzykiem. Nawet znajdujących się na tyłach chłopów dało się usłyszeć, w tym głos Schulza, który dobywając poszczerbionego miecza zwołał swoich ludzi do siebie.
Obie strony konfliktu rzuciły się sobie do gardeł. Miecze i topory starły się z kłami i pazurami. Wściekłość i nienawiść z niczym nieskrępowaną żądzą głodu i dzikością.
Młot potężnego Sigmaryty spadł z impetem na głowę pierwszego wilka, który ugiął się pod siłą ciosu i przewrócił na prawy bok. Kolejny cios zakończył jego męki, lecz na tym nie poprzestał dobrze zbudowany kapłan bitewny. Po drugim uderzeniu, młot zatoczył szeroki łuk w powietrzu szukając następnej ofiary, którą szybko odnalazł. Hieronim okręcił się na pięcie i ze zgięciem tułowia wyprowadził kolejny cios na odlew, który trafił prosto w pysk nadbiegającego wilka, wysyłając kawałki czaszki i ochłapy mózgu na przeciwległą stronę ścieżki.
Stojący tuż obok postawnego mężczyzny, krasnoludzki tarczownik zasłonił się okutą żelazem tarczą przed szarżującą ku niemu bestią. Zwierze naparło na nią przednimi łapami i kłapnęło najeżonym kłami pyskiem zaledwie kilka centymetrów ponad głową zaprawionego w boju wojownika, a była to dla Thravara wystarczająco bliska odległość, by wyczuć powalający smród z paszczy potwora, z którym nawet regiment niedomytych krasnoludów po miesiącach spędzonych na froncie nie mógł się równać.
Tarczownik chciał już odpowiedzieć ciosem topora, kiedy kątem oka zauważył kolejnego wilka wyłaniającego się z znajdujących się na szczycie parowu zarośli. Zacisnął mocniej zęby, mocując się ze wściekle atakującą go bestią, a jego bystry umysł szybko analizował drastycznie zmieniającą się sytuację na polu bitwy, w poszukiwaniu odpowiedniej drogi wyjścia z opresji.
Krasnolud postanowił odczekać, pozwalając przeciwnikowi na pierwszy ruch. W chwili kiedy wilk spiął swe muskuły i wyskoczył z gęstwiny, tarczownik potężnym ciosem tarczy odepchnął od siebie monstrualne stworzenie, z którym się mocował, po czym wykonał natychmiastowy unik i wyprowadził ciężkim toporem potężne cięcie znad głowy, które dzięki impetowi nadanemu przez nogi przeciwnika, niemalże przepołowiło go w powietrzu jednym silnym ciosem.
Kolejny stwór padł martwy, lecz zbliżająca się w jego stronę, odepchnięta przez tarczę krasnoluda bestia, wydawała się nie zwracać na to najmniejszej uwagi.

W chwili, gdy Thravar walczył z ostatnim przeciwnikiem, kilka innych wilków zaszło wędrowców, aby uniemożliwić im drogę ucieczki. Chłopi zwrócili miecze w ich stronę, czekając aż te same się zbliżą. Bestie nie potrzebowały lepszej zachęty - spięły się do skoku i uderzyły między szeregi pospolitego ruszania, sprawiając, że stojący na samym przodzie mężczyźni cofnęli się pod impetem uderzenia wpadając na znajdujących się za ich plecami bardziej wrażliwych członków wyprawy.
Przez chwilę ludzie Schulza mocowali się ze zwierzętami w ciasnym zwarciu, zasłaniając się orężem i tarczami przed ich wyrośniętymi kłami, które za jednym zatrzaśnięciem potężnych szczęk były w stanie zgruchotać czaszkę rosłego mężczyzny.
W końcu inicjatywę postanowił przejąć akolita Sigmara, który z imieniem swego boga na ustach, wydostał się ze ścisku i natarł z ciężkim, oburęcznym młotem w ręku na przepychające się bestie. Potężny cios spadł prosto na grzbiet wilka i niewiele brakowało, żeby pogruchotał mu kręgosłup, lecz stwór mimo przejmującego bólu nie miał zamiaru poddać się tak łatwo. Skoczył ku Willhelmowi, który zasłonił się przed kłami styliskiem broni i przez moment wydawało się, że zwierzę rozszarpie gardło zaskoczonemu nagłym kontratakiem mężczyźnie, kiedy niespodziewanie z pomocą przybył Adar, który zebrał w sobie resztki odwagi i zatopił sztylet między żebra potwora. Bestia niemalże natychmiast osunęła się na ziemię z przebitym na wskroś sercem.

Kasimir bronił się ciężkim toporem swego przybranego ojca, co rusz kąpiąc wiekowe krasnoludzie ostrze we krwi swych wrogów. Znajdujący się po drugiej stronie ciasnej gromady, Schulz zacięcie walczył z potężnym wilkiem, który wyskoczył ze znajdujących się na szczycie parowu zarośli, oddzielając najemników od reszty chłopów. Bestia okazała się być nadzwyczaj zwinna i pomimo próby zepchnięcia jej pod ostrza ludzi Lamberta, ta bez większego trudu wymykała się spod miecza weterana wojny, który za wszelką cenę starał się dotrzymać jej tempa.
Stojący tuż obok Schulza Franz, rzucił się z toporem i tarczą w dłoniach na swego przeciwnika. Zimny pot spływał mu strumieniem po skroni, a on sam pomimo wieloletniego doświadczenia w boju, czuł się wyjątkowo niepewnie w walce z wypaczonym przez Chaos wilkiem. Stojąca niecały metr dalej od niego bestia, rozwarła szerzej pysk, ukazując szereg ostrych jak brzytwy zębów, pomiędzy którymi wciąż kryły się rozszarpane kawałki mięsa poprzednich ofiar.
Franz mimowolnie cofnął się o kilka kroków, wahając się przed atakiem i nawet obecność Schulza, który starał się przegonić potwora nie mogła zmusić go do wyprowadzenia pierwszego ciosu. Z przerażeniem zauważył, że ogarnął go paraliżujący strach, a był to ostatni błąd w jego życiu.
Wilk bez trudu wyczuł wątpliwości, które trawiły mężczyznę i bezlitośnie wykorzystał ową słabość. Wycofał się od Schulza, a następnie zatoczył półkrąg między mieszkańcami wioski, a najemnikami i z nadanym przez nogi impetem skoczyła ku mytnikowi. Nawet wystawiony w pośpiechu miecz Alberta nie był w stanie powstrzymać go przed zatopieniem zębów w szyi Franza. Potężne szczęki zacisnęły się z tytaniczną siłą na karku mężczyzny i jednym gwałtownym szarpnięciem oderwały głowę od reszty ciała. Kręgosłup pękł jak zapałka...

Nagła śmierć wieloletniego przyjaciela wstrząsnęła Danielem tak bardzo, że banita z trudem nałożył strzałę na cięciwę. W chwili, gdy napinany łuk charakterystycznie zatrzeszczał w proteście, przerażenie i rozpacz opuściły serce młodego mężczyzny, a zastąpiła je niepohamowana żądza zemsty. Daniel uspokoił oddech, a spoczywająca na broni dłoń ustabilizowała się pozwalając mu precyzyjnie wycelować w zabójcę Franza. Trwało to ledwie ułamki sekund, lecz dla trawionego przez intensywne emocje mężczyzny, ten moment wydawał się przeciągać w nieskończoność.
W końcu puścił cięciwę, która zagrała dobrze znaną mu melodię; najpiękniejszą muzykę dla uszu strzelca. Wysłana z łuku strzała przeleciała kilka metrów i trafiła prosto między oczy bestii, która podniosła swój łeb, by na chwilę przed śmiercią móc spojrzeć w oczy Danielowi. Była to wyjątkowo groteskowa scena, tym bardziej, że zaślepiony gniewem banita w odpowiedzi posłał jej jedynie triumfalny uśmiech szaleńca.

Głośny huk i gęste kłębowisko dymu z przodu zasygnalizowało wystrzał z garłacza. Trafionego wilka strumień szrapneli odrzucił na bok, lecz nie zabił - uczynił to dopiero brat Lambert, którego młot spadł z kowalską precyzją na łeb stwora.
Wystrzał z broni palnej spłoszył resztę watahy, lecz pozostałe przy życiu wilki nie zdążyły uciec przed gniewem chłopów, którzy mszcząc się za śmierć jednego ze swoich, poćwiartowali je mieczami, rąbiąc w martwe truchła jeszcze długo po ich śmierci. Ostatni z przeciwników zginął nim zdążył uciec z pola walki, lecz tego dnia nikt nie świętował zwycięstwa, którego opłacono taką bolesną stratą.

- Przykro mi, przyjacielu - zwrócił się do Daniela Schulz, stając nad leżącymi w kałuży krwi szczątkami Franza. - Nasi wrogowie odpowiedzą po trzykroć za tą zbrodnię - mówiąc to objął go po przyjacielsku, a następnie spojrzał mu prosto w oczy i potrząsnął wciąż wstrząśniętym nagłą śmiercią towarzysza mężczyzną. Dopiero po tym akcie jego nieobecne spojrzenie wyraziło nutkę zrozumienia. Po chwili podeszła do niego też Katarina, starając się go jakoś pocieszyć.
- Głupio mi to przyznać przed samym sobą, ale chyba się myliłem co do was - powiedział Albert, podchodząc do najemników. Wyszedł mu naprzeciw brat Lambert i obaj zrównali się ze sobą, stanąwszy nad zwłokami wilka.
- Dobrze walczyliście. Zawdzięczamy wam życie - dodał po chwili, po czym podał rękę kapłanowi, który odwzajemnił uścisk.
- Co wcale nie oznacza, że wam nagle zacząłem ufać - warknął ponuro starzec, a po chwili wybuchnął głośnym śmiechem. Wydawało się, że walka z wilkami nie odcisnęła żadnego piętna na psychice mężczyzny, a wręcz przeciwnie - nadała mu energii i wręcz młodzieńczego wigoru. W jednej chwili Albert Schulz przestał sprawiać wrażenie zgryźliwego, przygarbionego starca, a zaczął przypominać żołnierza, którym niegdyś był.
Nie czekając za odpowiedzią kapłana, obrócił się na pięcie i ruszył w stronę chłopów, aby sprawdzić, czy któryś z nich nie potrzebuje pomocy.
- Musimy stąd jak najprędzej uciekać. Odgłosy walki, a w szczególności wystrzał z garłacza mogły zwrócić uwagę zwierzoludzi czy też innych grasujących w okolicy bestii - rzucił za oddalającym się starcem Lambert, licząc na to, że ten ponagli swych ludzi.
- Dobrze o tym wiem - odparł Schulz nie odwracając się. - Muszę jednak pomóc Danielowi pochować przyjaciela. Idźcie sprawdzić co z naszymi zwiadowcami, a my tymczasem zbudujemy mu prowizoryczny grób. Bez obaw, niebawem dogonimy was.

Albert jako jedyny został z Danielem, aby w dość szybkim tempie utworzyć z zebranych przy ścieżce kamieni grób dla Franza. W tym czasie reszta chłopów ruszyła wraz z najemnikami, gdzie niebawem spotkali się ze zwiadowcami, którzy chwilę wcześniej stoczyli heroiczną walkę z trzema wilkami. Po krótkiej rozmowie i opatrzeniu ran, ruszyli dalej ścieżką przed siebie w nadziei, że przyszłość będzie dla nich odrobinę mniej bezlitosna.

Most linowy nad rzeką, Ostland
7 Kaldezeit, 2526 K.I.
Świt


Na nieszczęście dla członków wyprawy, deszcz nie ustawał, a jedynie przybierał na sile z każdą chwilą spędzoną w głuszy. Ich podróżne płaszcze były przemoknięte do cna, a oni sami przemarznięci do szpiku kości. Od momentu opuszczenia pola bitwy, podróż przez las nie trwała zbyt długo, gdyż niebawem natknęli się na kolejną przeszkodę, która mogła okazać się nawet bardziej niebezpieczną od starcia z watahą wilków.
Ciągnąca się przez samo serce puszczy wąska ścieżka na dnie parowu, wyprowadziła wędrowców z gęstych zarośli wprost na skraj rwącej rzeki, która przepływała jakieś dwadzieścia metrów pod ich stopami, na dnie szerokiego urwiska. Gęste opary wzburzonej wody formowały swoistą mgłę, która unosiła się na wysokości starego mostu linowego rozwieszonego pomiędzy obiema brzegami rzeki. Nie wiadomo było kto go tam postawił, ale pewnym było, że uczynił to w zamierzchłych czasach, gdyż drewno, z którego zostało wykonane podłoże było spękane i przesiąknięte wilgocią.
Kilka z podtrzymujących belek zostało zniszczony, a w moście ziały spore dziury świadczące o tym, że ktoś tu niedawno próbował przechodzić, choć niezbyt szczęśliwie. Ślady kopyt, które zwiadowcy znaleźli w pobliżu mostu utwierdziły ich w przekonaniu, że obrali odpowiedni kierunek. Bliższe oględziny pozwoliły ustalić im, że najeźdźcy starali się przedostać na drugą stronę rzeki, choć zastanawiające było jak udało im się przejść z tyloma jeńcami po trzeszczącym na wietrze moście, którego koniec ginął w gęstych oparach sztucznej mgły, która wznosiła się nad wodą.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 18-02-2016 o 17:04.
Warlock jest offline