|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
15-02-2016, 21:53 | #51 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Ścieżka przez Las Cieni, Ostland 7 Kaldezeit, 2526 K.I. Świt
Most linowy nad rzeką, Ostland 7 Kaldezeit, 2526 K.I. Świt Na nieszczęście dla członków wyprawy, deszcz nie ustawał, a jedynie przybierał na sile z każdą chwilą spędzoną w głuszy. Ich podróżne płaszcze były przemoknięte do cna, a oni sami przemarznięci do szpiku kości. Od momentu opuszczenia pola bitwy, podróż przez las nie trwała zbyt długo, gdyż niebawem natknęli się na kolejną przeszkodę, która mogła okazać się nawet bardziej niebezpieczną od starcia z watahą wilków.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 Ostatnio edytowane przez Warlock : 18-02-2016 o 17:04. |
18-02-2016, 20:52 | #52 |
Reputacja: 1 | Walka była krótka acz zażarta, tym włochatym gnojkom prawie udało się zaskoczyć krasnoluda atakiem z dwóch stron jednocześnie. Jednak opanowanie, doświadczenie i chłodna kalkulacja pozwoliły wyjść mu z tej opresji cało. W tym momencie oba ścierwa gryzły glebę rozprute. Zmutowany wilk, który chciał go zaatakować z zaskoczenia spoczywał u jego stóp, młot bojowy zrobił z niego dosłownie krwawą miazgę. Tylko dzięki łapom można było przewidywać jak ta bestia wyglądała ówcześnie. Przykucnąwszy przy truchle starał się dojrzeć pysk jednak chyba było to niewykonalne. Cios spowodował rozpryśnięcie się łba niczym dorodnego soczystego owocu, ochlapując wszystko w okolicy resztkami mózgu, krwi i jakiejś dziwnej substancji. To, co nie zdążyło odlecieć w czas zostało wbite wraz z młotem w głąb tułowia aż do żeber, które rozerwały klatkę piersiową stwora gdy pękały jak zapałki, cios miał makabryczną siłę. Thravar, mimo że miał ochotę na trofeum w postaci kłów bestii musiał obejść się smakiem, nie było możliwości by w tym gulaszu coś dojrzeć i wyjąć, a nie miał ochoty brodzić w tym rękami. Splunął na glebę i podniósł się dumnie jakby urósł przynajmniej z 10 centymetrów, sam był zaskoczony siła ciosu, który wyprowadził. Takiego efektu sam Ungrim Żelaznapięść by się nie powstydził. Omiótł pole bitwy spokojnym spojrzeniem, chłopi siekali na drobno wilcze trupy, czy to z przerażenia czy dla pewności, czy też może w ramach zemsty, gdyż jeden z wioskowych postradał żywot w tej potyczce, nie wnikał. Spoglądał jeszcze chwile na wioskowych widział przyspieszone oddechy, lica zakrwawione, rozszerzone oczy i drżące z podniecenia ręce. Sapnął lekko, dawno minęły czasy, gdy byle potyczka wywoływała u niego takie emocje. Co innego walne bitwy gdzie tysiące się mierzyły, na samo wspomnienie dreszcz przepłynął po ciele krasnoluda. Lexa była lekko ranna tak samo jak i Will, co przypomniało krasnoludowi o niesubordynacji Severusa. Tchórzliwy bękart gdyby wystrzelił jak należało Willa nie byłoby potrzeby teraz opatrywać. Krasnolud obiecał sobie, że przy najbliższej okazji wygarnie tej słabowitej człeczynie, co sądzi na ten temat. Teraz nie była ku temu pora, zapach krwi niósł się po lesie, co ściągnie tu kolejne głodne watahy drapieżników i padlinożerców. Musieli się stąd zbierać bezzwłocznie. Jednak nim to nastąpiło krasnoludzką irytację zastąpił po trzykroć cud wydarzony. Najpierw Lexa rozgadała się w staroświatowym, że paplający wiecznie Will wyglądał przy niej jak niemowa, następnie Schulz przytoczył do Lamberta swój śmierdzący zad kajając się zaczął składać przeprosiny, że niby się pomylił, gnój jeden stfu… Lambert powinien mu gruchnąć z prawicy tak by te przegniłe zęby z wdziękiem poturlały się po ziemi. To na koniec jedna z wieśniaczek z dziwnym akcentem oglądająca zranienie Willhelma, zaczęła coś paplać po swojemu pod nosem kręcąc paluchami aż w końcu rana Willa na ich oczach się zasklepiła. Krasnolud aż się wzdrygnął, nie ufał magii. Wymamrotał do Bogów Przodków prośbę o opiekę i odszedł od nich zdecydowanie nie ociągając się. Gdy wszyscy złapali krótki oddech, a ranni otrzymali należytą opiekę. Ruszyli dalej pozostawiając za sobą grunt przesiąknięty juchą, trupami i fekaliami. Deszcz nie ustępował i zacinał w najlepsze, jedyną zaletą tej sytuacji było to, iż zmyje z nich tą smrodliwą juchę. Wkrótce ich podróż została przerwana, a ich oczom ukazał się spory wąwóz z rzeką u spodu. Krasnolud przyglądał się leciwemu mostowi linowemu, który był jedyną przeprawą na drugą stronę z markotną miną, zbliżywszy się do niego, stanął mocno na pierwszej desce, starając się ocenić, w jakim stanie owe się znajdują, lekkie skrzypnięcie deski wyrwało z gardła pomruk niezadowolenia - I dlatego dawi budują w kamieniu, drewno to elfi materiał i do nich się przypodobał, jest słabowity, zdradziecki, podatny na gnicie, wpierdalają go termity równie żwawo jak zło pochłania elfy... - odburknął ponuro -... a do tego łatwo i dobrze się pali i tutaj także widzę znaczne podobieństwo do elfów. - uśmiechnął się złowrogo - Jakby tu stał kamienny most to ni aura ni czas by go nie nadgryzły - pewność w głosie biła aż nadto - Zna się kto na stolarstwie lub ma doświadczenie z drewnem? - zwrócił się ku towarzyszom stojącym nieopodal -Uciągnie to nas jakby przechodzić pojedynczo z końmi? Potrzebne by były opaski na oczy dla zwierząt, a dziury można by zasłonić tarczami na czas przejścia. - Zaproponował. - Cza by wymyszkować okolice za śladami, może wcale nie koniecznie musim przeprawiać się tym… - aż się skrzywił wypowiadając ostatnie słowo -...Mostem. - Zakończył - Trzeba się przeprawić na drugą stronę i poszukać śladów. - Magnus stwierdził spokojnie, usiłując dostrzec przeciwległy brzeg. Zrzucił plecak z ramion i odwiązał zeń linę. Ponownie spojrzał na skryty we mgle drugi koniec przeprawy i potrząsnął krytycznie głową. - Potrzebna jest lina. Sporo liny. - Powiedział do pozostałych. Po długim wpatrywaniu się w most Katarina ostatecznie stwierdziła, że jej się to wcale nie podoba. Nie wierzyła, że zwierzoludzie przeszły po tym moście tak po prostu. Nie sądziła też, że mają czas na zabawę z umacnianiem tej... Konstrukcji. - Mam złe przeczucia... - Stwierdziła pod nosem, ale już od samego początku wyprawy je miała. Thravar nie zastanawiając się zbyt długo zrzucił plecak z ramienia i odwiązał przymocowaną doń linę - 10 metry to wszystko, co mam - stwierdził rzucając na glebę zwitek kłębiącego się sznura Magnus w tym czasie podszedł na skraj przepaści. Głęboko w dole huczała rzeka. Sięgnął po kamień i rzucił w przeciwległy brzeg, próbując ocenić odległość po czasie, w jakim usłyszy uderzenie skalnego odłamka. Następnie sprawdził, czy mają wystarczająco duży zapas sznura, aby asekurować przeprawę, dodając do oszacowanej odległości jeszcze dwadzieścia stóp. Szarpnięciem sprawdził, czy pale podtrzymujące linową konstrukcję wciąż solidnie tkwią w ziemi. Przewiązał się sznurem w pasie, upewniając się, że węzeł dobrze trzyma. Koniec sznura połączył kolejnym węzłem z liną krasnoluda. Ostatni kawałek przekazał Willhelmowi instruując, żeby dobrał jeszcze kogoś do pomocy przy asekurowaniu przejścia. Z powrotem założył plecak, upewnił się, że wszystkie sprzączki są zapięte, broń oraz reszta ekwipunku zabezpieczona przed wypadnięciem i podszedł do mostu. Przed wejściem na śliskie od wody i niepewnie wyglądające deski sprawdził te najbliższe naciskając na nie butem. Niezbyt podniesiony na duchu tym, że żadna nie pękła pod naciskiem wszedł ostrożnie na most. Starał się iść powoli, trzymając za liny po obu stronach przejścia i uważając na brakujące oraz uszkodzone deski. Kasimir stał na uboczu, niepewny, co ma zrobić. Nie wyobrażał sobie żeby zwierzoludzie, których ścigali trudzili się - i to skutecznie - z przebyciem przez takie liche próchno. Naraz za żołądek złapało go coś zimnego. -Czekaj, Magnus! Coś tu jest nie tak! - Kasimirze. Wspomóż mnie. - odezwał się cicho niskim głosem Willhelm chwytając za linę. Kasimir bez słowa rzucił się na pomoc Wilhelmowi. Nie mógł ich powstrzymać przed przeprawą, ale miał zamiar zrobić, co w jego mocy żeby się udała. Stojąca na uboczu Katarina zaś chciała się już odezwać, jednak dała sobie spokój. Nie wierzyła, że ktokolwiek jej posłucha w tej gęstwinie. Po prostu zaczęła bezradnie przypatrywać się poczynaniom swych towarzyszy. Z drugiej strony lepszego pomysłu nie miała. Przez jakiś czas Klaus zajmował się wyłącznie tropami, starając się po wgłębieniach i osadzie ocenić ich świeżość, a więc w przybliżeniu wyznaczyć jak dawno temu przechodzili tędy zwierzoludzie. Nie było to proste zadanie zważywszy na pogodę, lepiej było mieć jednak orientacyjną informację niż jej brak. Widząc dziury w moście i to nie liche zaczął rozglądać się w okolicy w poszukiwaniu zdatnych gałęzi, z których można by utworzyć coś na kształt małej tratwy, po których ludzie będą mogli przejść bezpiecznie na drugą stronę. Miał nadzieje, że i konie dadzą radę, jednak na wszelki wypadek te miały być przeprawiane na końcu. Wiedział, że potrzeba mu do tego specjalisty od drzew... -Magnus pomożesz?, Zapytał kompana, lecz w lot spostrzegł, że drwal zajęty był sprawdzaniem mostu. Grymas niezadowolenia przebiegł mu po twarzy, jednak niewiele już mógł w tej sprawie zrobić jak tylko pomóc trzymającym linę kompanom. - Kto mu na to pozwolił? - Zapytał towarzyszy przy linie, nie kryjąc niezadowolenia - Drugi i jedyny po mnie tropiciel… w zasadzie jedyna osoba, która mogłaby uszykować solidną przeprawę - dodał chcąc jakby wyjaśnić powody swojego oburzenia, po chwili jednak ochłonął nieco - i zapewne jedyna, która może porządnie zbadać cały ten most. Uspokoiwszy nieco nerwy pilnował jedynego zabezpieczenia Magnusa, jakim była lina. - Ma ktoś jeszcze linę? Przydałoby się połączyć kawałki i utworzyć coś dłuższego, inaczej zaraz będziemy musieli iść w ślad za Magnusem by wciąż go ubezpieczać. Reszta niech rozkulbaczy konie i tak nie będą tędy szły z dodatkowym obciążeniem. Ci, którzy nie mają nic do roboty niech uszykują solidne gałęzie, dłuższe kawałki, z których zrobimy tratwę na dziury, Jak wróci Magnus wybierze, które się nadają a które nie. Przydałoby się też zrobić tu jakiś obóz przed przeprawą, najeść się porządnie, będzie mniej do noszenia… - niemal zarządził do wszystkich maruderów, którzy póki, co nie podjęli żadnej pracy. Krasnolud wyjął sztylet z cholewy buta następnie począł szukać skrawków materiału, które posłużyć miały za zasłonę na oczy dla zwierząt, pociął je na odpowiednie pasy i przymierzył czy wypełnią swą rolę należycie. Gdy był usatysfakcjonowany swą pracą, zajął się zdejmowaniem pakunków ze zwierzyny, składając je na jeden stos. Gdy odkładał miecze i tarcze spojrzał pytająco na towarzyszy - Trza, komu miecza albo tarczy? Mamy tu sztuk parę, które żywot wasz uchronić mogą. Klaus pokiwał jedynie przecząco głowa, nie puszczając liny, przy czym dodał - Tarcze mogą się przydać na przeprawę, wszak to solidne wzmocnione kawałki drewna. Na pewno będą dobrą podporą pod te całe tratwy. - Stwierdził wiedząc, że konstrukcja z gałęzi oparta na tarczach i nimi wzmocniona na pewno będzie się lepiej sprawować - Przydałoby się jakoś trwale załatać te dziury tymi tratwami, być może będziemy wracać w pośpiechu i na kolejne szykowanie przeprawy nie będzie już czasu. Poza tym już teraz trzeba by się przyjrzeć gdzie i jak zawalić cały ten most, bo jeśli wrócimy…, gdy wrócimy po nim na tę stronę, będzie go trzeba zawalić. - Stwierdził patrząc w mgłę zasłaniającą przeklętą puszczę. I tak nikt normalny się w głąb niej nie wyprawiał, a taki most stanowił łatwą przeprawę dla wszelkiej maści stworów z piekła rodem. - Aye, zacna myśl, okute tarczę znacznie wzmocnią konstrukcję do tego dojdzie parę grubych pali… to może się udać. Gdy człek wróci wiedzieć będziemy ile tych dziur na swej drodze naliczył oraz jakiej miary owe są - Thravar pokiwał głową pewnie zgadzając się w całej rozciągłości z Klausem. - Co do zawalenia mostu, drogi są dwie i wszystkie oczywiste. Można liny przeciąć lub ściąć pale, do których są przypasane. - skwitował Klaus przyglądając się konstrukcji mostu zauważył - Konie będą tu miały ciężką przeprawę. To ostatnia chwila na podjęcie decyzji, co z nimi dalej. Czy ktoś będzie próbował przedostać się z nimi dołem, w jakimś spokojniejszym odcinku drogi, czy ktoś z nimi zostanie, czy też pójdą pod nóż i weźmiemy tyle mięsa ile zdołamy. Na pewno nie polecam zostawiać ich tu samopas, ani też samotnie ich strzec, to niemal wyrok śmierci. - Klaus jakby ponownie próbował ocenić solidność mostku, po czym oddał - zwierzoludzie pewnie nie przeprawiali się przez niego pojedynczo a skoro most wytrzymał ciężar kilku zwierzoludzi to wytrzyma ciężar i konia. Inna sprawa czy ten się nie ześliźnie. Można próbować przeprowadzić je pojedynczo, choć to nie lada wyzwanie, którego sam się nie podejmę. - Decyzję pozostawił najemnikom, wszak były to ich konie. Krasnolud przeniósł wzrok na Lamberta - To twoje konie, decyduj. Jak się uda będzie to dla nas nieocenione, jak i również konsekwencje nieudanej przeprawy mogą być druzgocące od zerwania się mostu, przez oberwanie się kładek, może ktoś wraz z koniem spaść do wzburzonej rzeki. Jednak na moje to jak mamy je i tak zarżnąć to warto, chociaż spróbować. - wyłuszczył swoje spostrzeżenia spokojnym tonem Stojąc na skraju przepaści, Lambert analizował wszystkie możliwości, jakie mu zostały. W końcu odezwał się: - Obiecaliśmy chłopom uratować ich rodziny - powiedział zimnym głosem, po czym kontynuował - Obawiam się, że próbując przeprowadzić wierzchowce nad przepaścią stracimy zbyt wiele czasu. Nie dostrzegam stąd innej drogi, ale wygląda na to, że będziemy musieli zabić konie i ruszyć dalej bez nich, jeśli mamy mieć, choć cień nadziei na dopadnięcie zwierzoludzi. Krasnolud pokiwał głową ze zrozumieniem - Aye, więc tak uczynim. Hieronim wyprostował się, po czym spojrzał najemnikowi prosto w oczy. - Zostawię to zadanie tobie i Severusowi. Niech się na coś w końcu przyda… - oznajmił po chwili namysłu. Usta Thravara wykrzywiły się pogardliwie - Myślisz ze da zwierzętom szybką i bezbolesną śmierć? - Myślę, że powinien w końcu udowodnić swą przydatność - odparł kapłan zimnym tonem głosu, po czym westchnął. - Jesteśmy na obcym sobie terenie, a tutaj nie ma miejsca na błędy i słabości - wytłumaczył krasnoludowi. Tarczownik spojrzał wzrokiem pełnym odrazy na Severusa - Rusz zad i poprzywiązuj konie do drzew. Byle mocno! - Rzekł oschle Następnie wyjął sztylet - Bier w witkę - wcisnął mu go w dłoń i zacisnął mocno nie puszczając - Nawet wieśniaczka okazała więcej odwagi niźli ty! podczas bitwy, nie chce na ciebie dłużej patrzeć niż jestem zmuszony tchórzliwy wypierdku. - warknął ostro na Severusa - Przez to, że nie strzeliłeś Wilhelm prawie stracił żywot i tego ci nie zapomnę - Wycedził przez zęby krasnolud miał szczerą ochotę sztylet ów zatopić w gardle akolity zamiast konia. Jednak jedynie splunął mu pod nogi. - Wyciągnij z tego naukę na przyszłość, podczas bitwy ci, co się wahają, umierają albo towarzysz ich tuż obok - skwitował Tak samo jak szybko krasnolud bez ogródek wygarnął człeczynie, co sądzi na jego temat tak samo szybko temat uciął. - Nie, kurwa nie dam ci męczyć zwierząt, ubić to ty możesz kurę. Przywiąż i spierdalaj sam to zrobię - zakończył wyciągając młot i dobywając go oburącz - Miałem garłacz w dłoni. Jak mógłbym strzelać, gdy wszędzie dookoła sojusznicy? - Oburzył się młody akolita krzyżując ramiona na piersi i łypiąc spad łba na niższego od siebie krasnoluda, który miał czelność obrażać go. - Wilhelmowi nic się nie stało. Jedno marne zadrapanie, tyle… - Severus przywiązał wierzchowca do drzewa, po czym dodał wyraźnie zirytowany: - Chcesz sobie brudzić dłonie to nie będę stał ci na drodze. I tak nie miałem zamiaru tobie w tym pomagać. Krasnolud prychnął z pogardą - Przypierdoliłbym ci, ale niewiast nie wypada prać po mordzie - uciął Po słowach wypowiedzianych przez Severusa przestał go traktować jak mężczyznę czy też z jakąkolwiek powagą, brak jaj i honoru sprowadzał akolitę w oczach krasnoluda dwa poziomy poniżej gówna. - Oporny jak krasnolud. To powiedzenie nabiera nowego znaczenia w twoim wypadku… cokolwiek bym nie powiedział i tak byś trzymał się swego zdania - zakpił sobie akolita, po czym bez słowa oddalił się, aby przyjrzeć się uważniej staraniom Magnusa w przedostaniu się na drugi brzeg wąwozu. Cień uśmiechu przemknął przez Thravarowe lico - Zaiste czasem powiesz coś z sensem, moja rasa od stuleci jest oporna. Opiera się wszelkiej maści plugastwu i magii. Chroni wschodnią granice twego kraju by takie pizdy jak ty mogły bezpiecznie żyć i zawodzić pod niebiosa. Jakby Sigmar zobaczył, jakiego ma akolitę w twojej osobie zaiste by zapłakał - zakończył te pyskówki powoli tracący cierpliwość krasnolud. Wziął się do roboty eliminując kolejno przywiązane wierzchowce. Szybki wyprowadzony oburącz cios między oczy kończył kolejno ich znój i byt na tym świecie. Po jego ciosach poprawiać nie trzeba było. Nie chciał męczyć zwierząt zrobił to szybko i bezboleśnie, załatwiając sprawę najszybciej jak było to możliwe.
__________________ # Kyan Thravarsson - #Saga Kapłanów Żelaza by Vix -> #W objęciach mrozu by Kenshi -> #Nie wszystko złoto, co się świeci by Warlock |
19-02-2016, 13:36 | #53 |
INNA Reputacja: 1 | Dalsza część podróży dla Lexy upłynęła w błogim milczeniu i ciszy. Nie szła już przodem, razem z Klausem i Magnusem, bo stanowczo zaprotestowała, a Lambert wyjątkowo machnął na to ręką. Z reguły, większość rzeczy i ludzi była jej obojętna, robiła to, co musiała i nawet nie zadawała pytań. Być może właśnie z tego oto powodu, była dobrym najemnikiem i mimo płci warta była zatrudnienia. * Teraz musimy się pierdolić z tym wszystkim. ** Psie chuje, ale damy radę
__________________ Discord podany w profilu |
19-02-2016, 21:06 | #54 |
Reputacja: 1 |
|
20-02-2016, 17:52 | #55 |
Reputacja: 1 | Adar bez tchu obserwował, jak kolejni członkowie drużyny przechodzili przez most. Sam podziwiał Magnusa za odwagę, jaką się wykazał, pierwszemu przecierając szlak. Być może z wiekiem malało przywiązanie do życia, albo po prostu stary drwal chciał coś udowodnić. Co by to nie było, wszyscy potem ruszyli jego śladem. Szarak z duszą na ramieniu czekał na swoją kolej. Czuł, jak coś ściska go w żołądku. Nie wiedział dlaczego, ale wstąpienie na te liche belki równało się dla niego z wyrokiem śmierci. A jednak nie wycofał się. Przepuszczając przodem kobietę najemników oraz Dziadka Rybaka, sam zbliżył się do pierwszej belki mostu. Serce waliło mu jak młot i w myślach przeklinał swoją brawurę. Pierwsze metry przeszedł bez problemu, pomimo że przeprawa wydawała się niestabilna, a w jednym miejscu znalazł ziejącą w moście dziurę. Ktoś przed nim musiał się zapaść w tym miejscu. Zgrabnie przekroczył przepaść i z chłodnym uśmiechem ruszył dalej. Zgrabiałe ręce zaciskały się na linach mostu, jednak wciąż parł do przodu, kiedy nagle... TRZASK! Sługa Adar poczuł pustkę pod stopami i w jednej setnej sekundy całe życie przeleciało mu przed oczami. Tak więc miał skończyć. Dobicie jednego zwierzoludzia miało być jego jedynym osiągnięciem w życiu? Szarak wydarł się na całe gardło i gorączkowo poszukał oparcia dla swoich rąk. Jakimś cudem udało mu się złapać innej belki, przy czym przez chwilę zawisnął nad przepaścią. Zebrał siły i z trudem się podciągnął. Wciąż żył. Dziękując Sigmarowi za opatrzność, podniósł się na nogi i ruszył dalej. Nie napotkał już więcej niespodzianek. Koniec mostu był już bliski. Adar miał nadzieję spotkać tam wszystkich, którzy ruszyli przed nim. Liczył na to, że po drugiej stronie zwierzoludzie nie zastawili pułapki. Jeśli będzie trzeba, Szarak ponownie dobędzie miecza i pomoże swym towarzyszom jak tylko będzie mógł. |
21-02-2016, 00:54 | #56 |
Reputacja: 1 | Daniel szedł przez las ponury i milczący. Nigdy nie był typem "gaduły" a teraz, kiedy brakło Franza obok niego, przestał odzywać się praktycznie wcale. Emocje po walce opadły, nawet te z wioski, tutaj w tym ponurym lesie zdawały się bardziej odległe. Rozum w końcu dopchał się swojego miejsca w ocenie sytuacji i teraz wykładał co swoje. Z każdym krokiem w głąb lasu, Daniel zdawał sobie sprawę coraz bardziej w jak beznadziejnym przedsięwzięciu uczestniczy. Posuwali się wolno. Z całą pewnością wolniej od potworów, które ścigali. Nie mieli szans ich dogonić, nawet zakładając, że utrzymają trop. A nawet jeśli, to co dalej? Walczyć? Nie mają szans. Ten zasrany klecha, co najwyżej użyje ich jako odwrócenia uwagi, gdy sam będzie chciał zdobyć złoty kielich. Ot jedyny pozytyw, ze sam pewnie też przy tym zdechnie. Daniel bardzo chciał to zobaczyć. Wykradać ich najbliższych? Zakładając nawet, że to możliwe, to potwory bez wątpienia będą ich ścigać a skoro teraz poruszają się wolniej od nich, to jak będzie z bandą wycieńczonych kobiet i dzieci? Zostawała zemsta. Daniel prawie uśmiechnął się pod nosem. Ich banda dostarczy stworą co najwyżej rozrywki. Tak, pewnie Schulz, Magnus i ktoś tam jeszcze, któregoś zabiją albo zranią Najemnicy też wezmą kilku na swoje konto. Potem już tylko będzie robienie za posiłek. Zastanawiał się nawet czy nie zostawić ich wszystkich i ruszyć przodem. W końcu zasadzki i skryte zabijanie z daleka to jego "specjalność". Szybko jednak przyszło otrzeźwianie. Jeśli to jest jego "specjalność" to co powiedzieć o stworach zamieszkujących ten cholerny las? W końcu dotarli do jakieś rozklekotanego mostu, który okazał się okazją do postoju, rad i narad. Tak jakby już nie posuwali się za wolno. Daniel patrząc na lichą konstrukcje bardzo wątpił, aby tedy przeszedł cały oddział zwierzoludzi, rycerz chaosu w pełnej zbroi i jeszcze ich bliscy. Choć z drugiej strony, most może tak wyglądać właśnie po ich przejściu. Banita wzruszyły tylko ramionami i poczekał cierpliwe na swoją kolej. W międzyczasie przyglądał się z niesmakiem rosnącej zażyłości miedzy ludźmi z wioski a najemnikami. Prawie splunął na ziemie z obrzydzeniem. Czy oni nie widzieli kim są Ci ludzie? Po co tu przybyli? Naprawdę kilka zdziczałych psów, które wspólnie zabili wystarczyło, aby stracili resztki rozumu? Cóż, pewnie ów rozum, musi się teraz trzymać czegokolwiek, jako obrony przed popadnięciem w szaleństwo. Nawet bandy najemnych morderców. Most okazał się nieco zdradliwy, ale w końcu znalazł się po drugiej stronie. Szczelniej opatulił się płaszczem i rozejrzał nieco dokładniej po okolicy. Nie był tropicielem jak Klaus czy Magnus, ale w końcu żył w lesie i z lasu. Nie liczył, że znajdzie trop, ale szukał jakikolwiek oznak tego, że potwory i ich jeńcy faktycznie przeszli przez ten mostek. Wzrok miał bystry, a nuż mu się poszczęści? |
21-02-2016, 15:40 | #57 |
Reputacja: 1 | Pomagając przy asekuracji Magnusa Willhelm sam zastanawiał się czy zdoła przejść most. Ciężar jaki przestawiało się swoją osobą jak i ekwipunek dźwigany na plecach wiele w tej przeprawie znaczył. Ciągle go też ciekawiło, czy rzeczywiście zwierzoludzie przebyli tą przeprawę. Wydawało mu się, że nie - wszak były to wyrośnięty bydlaki, wcale nielekkie istoty. Prawdopodobnie most miałby znacznie więcej ubytków po takim przemarszu chaosyckiej ordy. Jednak przypuszczenia te się nie sprawdziły. Magnus odnalazł ślady i powiadomił resztę. Nie pozostawało nic innego jak się przeprawić. Akolita nie miał jednak zamiaru iść na czele. Wolał ubezpieczać tyły, na wypadek jeżeli byłaby to zasadzka. W całej tej sytuacji najemnicy zostali zmuszeni zabić swoje wierzchowce - nie było możliwość przeprowadzenia ich przez lichy most. Willhelm zaoferował swoją pomoc w dźwiganiu dobytku. Po to miał krzepę, aby z niej korzystać. Doładował więcej do swojego plecaka i czekając aż reszta skończy przeprawę, zbierał w swojej misce deszczówkę, którą potem wypijał. W zamieszaniu nie zabrał ani klasztornego alkoholu, anie żadnego bukłaka. Musiał polegać na źródłach wody jakie sam znajdzie. Ale to był las. Tutaj woda była wszędzie uwięziona w runie leśnym i ziemi. Trzeba było tylko wiedzieć gdzie szukać. Kiedy w końcu ostatnia osoba przeszła, Willhelm przypiął miskę do pasa, rozejrzał się jeszcze raz ostrożnie i sam przeprawił się na drugą stronę. Na szczęście nikt nie spadł. Dzięki za to Sigmarowi. |
21-02-2016, 19:21 | #58 |
Reputacja: 1 | W czasie, gdy grupa zastanawiała się nad koniecznością przeprawy przez niewątpliwie stary i niepewny most, Magnus nie zamierzał tracić czasu na rozważania. Podszedł na skraj przepaści i spojrzał w dół, gdzie częściowo przysłonięta przez mgłę huczała rzeka. Sięgnął po kamień i rzucił w przeciwległy brzeg, próbując ocenić odległość po czasie, w jakim usłyszy uderzenie skalnego odłamka. W ten sposó oszacował odległość do drugiego brzegu, dodając dodatkowe dwadzieścia stóp. Słuch miał dobry, ale przelewająca się poniżej woda mogła go zmylić. Szarpnięciem sprawdził, czy pale podtrzymujące linową konstrukcję wciąż solidnie tkwią w ziemi. Przewiązał się sznurem w pasie, upewniając się, że węzeł dobrze trzyma. Koniec sznura połączył kolejnym węzłem z liną krasnoluda. Pozostali sięgali własnie po swoje zapasy dlatego wiedział, że sznura na zabezpieczenie przeprawy nie zabraknie. Ostatni kawałek przekazał Willhelmowi instruując, żeby dobrał jeszcze kogoś do pomocy przy asekurowaniu przejścia. Z powrotem założył plecak, upewnił się, że wszystkie sprzączki są zapięte, broń oraz reszta ekwipunku zabezpieczona przed wypadnięciem i podszedł do mostu. Przed wejściem na śliskie od wody i niepewnie wyglądające deski sprawdził te najbliższe naciskając na nie butem. Niezbyt podniesiony na duchu tym, że żadna nie pękła pod naciskiem wszedł ostrożnie na most. Starał się iść powoli, trzymając za liny po obu stronach przejścia i uważając na brakujące oraz uszkodzone deski. Most przeraźliwie skrzypiał i chwiał się na boki. Wciąż nie dostrzegając drugiego końca zanurzył się w mokrej mgle. Po chwili lina naprężyła się uniemożliwiając dalszą przeprawę, więc drwal zatrzymał się. - Wszystko w porządku póki co? - zawołał Klaus, dostrzegając naprężającą się linę, nie doczekał się jednak odpowiedzi. Mimo to uznał, że skoro naprężyła się bez gwałtownego szarpnięcia to oznaczało to, że drwal był wciąż na mostku. - Dawać tu wszystkie liny jakie macie i ściągnijcie z koni uprząż - wiązań z tych koni jest tyle, że starczy na kolejne kilkanaście metrów liny. - Zna się ktoś na wspinaczce? Chodzi mi w szczególności o węzły. - Dodał po chwili namysłu. Thravar z pewnej odległości chrząknął znacząco - Aye, nie pierwszyzna dla mnie… - wzruszając obojętnie ramionami Klaus kiwnął głową, po czym wyjaśnił - Chciałem byśmy szli za Magnusem na odległości liny, gdyby spadł można by było go utrzymać, ale obawiam się że na tym mostku się nie da. Za chwiejny, jeśli spadnie gdy my go będziemy trzymać na mostku rozhuśtamy jedynie całą konstrukcję i zaraz będzie trzeba czterech ludzi ratować miast jednego. Ale jest wyjście, być może niepotrzebne, jeśli liny z uprzężą starczy do końca mostu, jeśli nie, to będzie trzeba dojść do Magnusa do miejsca w którym skończy się lina i tam do mostu przywiązać solidnie jeden koniec a drugi owiązać wokół tego durnego drwala, bo nie jestem nawet pewien czy zrobił to porządnie. Krasnolud podszedł do grupy asekurującej człowieka na moście, a następnie ryknął co sił w płucach swym dudniącym głosem w stronę przeciwległego brzegu wąwozu - Lina jest za krótka! Trzymaj się tam! Dowiążemy kolejne! Znowu z kłębiącej mgły nie doszła żadna odpowiedź, ale gdyby mogli dostrzec minę drwala, to zauważyliby jak przerwaca oczami i potrząsa głową zrezygnowany. Magnus nie lubił za dużo gadać - samotnie wychodził do lasu i spędzał w nim większość dnia. Kiedyś. zanim jeszcze przygarnął po kolei te wszystkie dzieciaki zdażało mu się gadać do siebie, ale zwykle po prostu robił swoje i nie odzywał się wcale. Roboty od gadania nie ubywało. Po chwili Klaus przyniósł zwitek Kasimirowej liny, jeden z wioskowych, którego imienia nie znał, dorzucił kolejny - nawet Lexa, mruknąwszy coś gardłowo dorzuciła jeszcze swój zapas. Krasnolud wziąwszy wszystkie końce czterech kawałków począł w ciszy i skupieniu łączyć je, był przy tym bardzo pedantyczny. W niedalekim czasie każdy z końców zwieńczony był węzłem ósemkowym z pętelką, który pozwalał na bezpieczne dołączenie kolejnych części bez utraty wytrzymałości i sprężystości liny jako całości. Największą zaletą tego węzła było to iż napór na niego jeszcze mocniej go zaciskał. Kolejnym krokiem było zamocowanie nowego końca liny do pnia co także uczynił opasając ów parokrotnie w poziomie, a następnie przepuścił parokrotnie linę pionowo wciskając ją między pień, a poziomo przywiązane pęta ściągając co sił. Gdy ukończył ten etap zwrócił się do grupy asekurujących. - Trzymcie krzepko teraz, odwiążę starą linę, zrobię na niej węzeł i połączę z resztą. I wierzajcie mi, jeżeli chcecie kiedykolwiek jeszcze coś potrzymać w łapach to nie trzymcie liny gołymi dłońmi. Jeżeli zerwie się i szarpnie, lina wgryzie się w wasze łapska tnąc niczym nóż skórę i mięso pod nią. Nie dacie rady go wtedy utrzymać. - ostrzegł beznamiętnym tonem. Jak powiedział tak też uczynił. Gdy robota została wykonana i krasnolud był usatysfakcjonowany z rezultatu ryknął ponownie w stronę człowieka na moście by ruszał dalej. Sługa Adar obserwując poczynania swojego rodaka z Krausnick chętnie zaciągnął się do pomocy. Wedle ostrzeżeń krasnoludzkiego najemnika, obwiązał dłonie kawałkami szmaty, by pewnym chwytem złapać za linę. Jeśli faktycznie most nie wytrzyma i drwal Magnus runie w przepaść, będą potrzebować każdej pary rąk, by naciągnąć linę i wciągnąć ciężar mężczyzny. Idąc za poradą krasnoluda, klasztorny akolita wsunął dłonie w rękawy habitu i chwycił linę ponownie. Oby się okazało, że nie będą musieli gnać za zwierzoludźmi przez ten most, Magnus ruszył dalej. Do tej pory szło dobrze, a most okazał się być w lepszym stanie, niż wyglądał na pierwszy rzut oka. Jak zdradliwy może okazać się brak ostrożności przekonał się chwilę później, gdy jedna z belek z trzaskiem pękła na dwoje pod jego ciężarem, a on wpadł w powstałą szczelinę. Zaskoczony próbował chwycić się kolejnej belki, jednak palce ześlizgnęły się z mokrego drewna. Na szczęście udało mu się chwycić liny, którą był obwiązany i zawisnął zaraz pod rozchybotaną konstrukcją. Odetchnął i zaczął wspinać się na górę. Dalszą drogę pokonywał wolnej i ostrożniej, a ostatnie kilka kroków niemalże przebiegł. Odwiązał linę i zaczął przyglądać się mokrej ziemi. Odnalezienie śladów zwierzoludzi i jeńców zajęło kilka chwil. Wrócił do luźnego końca sznura i już miał za niego pociągnąć, gdy zza pleców dobiegło go jakieś szuranie, jakby coś przedzierało się przez zarośla. Szybko pociągnął dwukrotnie za linę i obrócił w kierunku hałasu. W rękach pojawiły się topór i tarcza, a oczy wypatrywały jakiegokolwiek ruchu. Przyśpieszone bicie serca odmierzało upływający czas, jednak wrogowie się nie pojawiali. Magnus usłyszał trzeszczenie linowej konstrukcji za plecami, a za chwilę ciche mamrotanie w zgrzytliwej mowiej ludów północy obwieściło przybycie norsmenki. Kiedy lina wróciła do pozostałych na drugim końcu, Klaus pozwolił się przepasać krasnoludowi - znawcy wiązań. Ufał, że ten wie co robi, a sprawnie zawiązany węzeł i wypróbowanie trzymania się liny utwierdziło myśliwego w tym przekonaniu. Poprawił mocowania swego plecaka i wszelkich przytroczonych do siebie rzeczy. W międzyczasie nawet owiązał strzały w kołczanie tak by nie wypadły gdyby nie daj Tallu zawisł pod mostem. Z pewnym zdumieniem spoglądał w tym czasie jak Lexa z psem na ramieniu balansuje po moście bez żadnych zabezpieczeń. - Uważajcie na nią - rzucił cicho do krasnoluda - odwaga to jedna rzecz i się chwali, ale często jest jej blisko do ryzykanctwa które może przynieść zgubę wszystkim. Spojrzał raz jeszcze w dół, wiedział że upadek do rwącej rzeki z takiej wysokości może się skończyć złamaniem kończyny bądź śmiercią, zwłaszcza że z rzeki wystawały skały. Mimo że śmierć byłaby wybawieniem od cierpień to nie śpieszno było mu do niej, zwłaszcza gdy była tak blisko. Przełknął ślinę po czym ruszył, wspierając ręce na linowej poręczy mostku. Miał się czego trzymać gdyby spadał , wiedział też mniej więcej w którym miejscu Magnus miał problem. Pamiętał jednak by uważać na cały odcinek drogi, większym zagrożeniem było niespodziewane zarwanie się belki niż widoczna szczelina w moście.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
22-02-2016, 10:47 | #59 |
Reputacja: 1 | "Udało się" - pomyślał po raz pierwszy chyba od dłuższego czasu radując się , choć na chwile. Po chwili jednak powróciła udręka związana z dalszym życiem i brakiem Hanny. "Udało się..." - tym razem myśl ta była ponura, jakby pozbawiona zupełnie radości i życia, jakby bolesne uświadomienie sobie faktu , że musi żyć dalej w bólu i stracie. Klaus westchnął ciężko, sprawdził przytroczone zapasy, także te świeże które pozostały z koni dotychczas dźwigających ich ekwipunek. Wiedział, że teraz będzie ciężej o wiele ciężej. Jedynym pocieszeniem zdawał się fakt iż obciążenia powinno ubywać w miarę drogi, a także zbliżający się dużymi krokami wieczorny odpoczynek. Klaus mimo że zaprawiony do wypraw był już dość zmęczony. W tej wyprawie nie wspierała go psychika, nadzieja złowienia zwierzyny, leśna przygoda, wyprawa. Myśli o Hannie ciągnęły go w dół. Z przejęciem uświadomił sobie że nie została nawet należycie pochowana z całego tego pośpiechu nad ratowaniem żywych. Zacisnął pięści , zagryzł wargę a po twarzy przemknęła mu pojedyncza łza , było by ich pewnie więcej ale postawił im tamę. "Nie teraz, nie tu, jeszcze przyjdzie czas żałoby, lub zostanie mi ona oszczędzona jeśli zginę. Później, pomyślę później. " - łatwiej było pomyśleć niż zrobić, ale na tą chwilę rzeczywiście Klaus powstrzymał potok myśli i próbował zająć się tym do czego się nadawał najlepiej. Towarzyszy po tej stronie przybywało, co pozwalało na w miarę bezpieczne zanurzenie się w poszukiwaniu śladów. Jedno było pewne droga od mostku mogła już chaośników prowadzić inaczej. Z cała pewnością od wioski szli prosto na most, jako najlepszej pewnie przeprawy przez rzekę, teraz jednak mogli się kierować ku swej siedzibie, czy gdzie tam zmierzali. Postanowił dokładnie przeczesać okolice by wytyczyć dalszy kierunek marszu, tym razem z pomocą Magnusa. Wiedział ze lepiej poświęcić więcej czasu by w końcu znaleźć trop, niż iść na ślepo a potem się wracać. Resztę spraw pozostawił na głowie innych. |
22-02-2016, 14:43 | #60 |
Reputacja: 1 | Kasimir spojrzał na spienioną toń na dnie wąwozu. Wystające z wody skały zadziałały na jego bujną wyobraźnię jak czerwona płachta na byka - momentalnie przed oczami stanął mu obraz jego miękkiego ciała które zmienia się w kontakcie z głazami w krwawą miazgę, a jego posoka barwi wodę na królewski karmazyn... Przypomniał sobie o Franzu. Niesamowite, ile w ludzkim ciele było krwi. Zmierzający na most Daniel trącił go ramieniem i wyrwał z zafascynowania huczącą rzeką. Zamiast tego Kas mógł skupić się na swoim obecnym zadaniu - przejściu przez most. Nie wydawało się to łatwe zadanie, ale wszystkim innym się udało. By dać sobie więcej czasu, chłopak spakował trochę dodatkowych dóbr które rozdzielili między siebie po zabiciu koni i rzemieniem zamocował sobie przez plecy jedną z najemniczych tarcz. Nie pytał nikogo o przyzwolenie. -Raz kozie śmierć.- Mruknął pod nosem, wziął głęboki oddech i wkroczył na most. Szło mu łatwo. Zadziwiająco wręcz. Bez najmniejszych problemów dotarł do trzech czwartych długości mostu i poczuł ogromną ulgę. Gdy widział jak pod Magnusem pęka deska niemalże dostał zawału. Podziwiał drwala za jego zimną krew. Nie potrafił sobie wyobrazić, co by było gdyby to jemu takie coś się... Postawiona z kolejnym krokiem stopa znalazła tylko ćwierć cala oparcia. Za mało. Mokry od trawy i błota but ześliznął się, a wraz z nim większość obciążonego Kasimira. Wszystko działo się w ułamkach sekundy - spadając, jego ręka wystrzeliła w stronę liny. Nie udało mu się jej złapać. Serce mu stanęło, poczuł ten okrutny bezwład niekontrolowanego upadku. Nie zdążył nawet krzyknąć, gdy... Silne szarpnięcie. Kas wziął ogromny haust powietrza i przekrzywił głowę, żeby sprawdzić co się stało. Czy któryś z towarzyszy go złapał? A jakże. Lina której nie udało mu się chwycić zaplątała się w jego tobół. Drżącymi rękoma Kas wciągnął się z powrotem na most, ostrożnie pokonał ostatnie kilka kroków jakie dzieliły go od twardego podłoża i pokazał reszcie wyciągnięty ku górze kciuk. -Bułka z masłem.- Uśmiechnął się. Jego twarz była bielsza niż pośladki elfiej dziewicy. Gdyby był sam najchętniej padłby na kolana, ucałował ziemię pod swoimi stopami i się porządnie zrzygał, niekoniecznie w tej kolejności. |