Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-02-2016, 21:53   #51
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Ścieżka przez Las Cieni, Ostland
7 Kaldezeit, 2526 K.I.
Świt

Zaroślami po obu stronach gościńca gwałtownie wstrząsnęło pod pędem szarżujących w ich pobliżu wyrośniętych bestii. Lambert uniósł prawą rękę, tym samym zatrzymując pochód. Trzymane przez najemników konie niemalże natychmiast zaczęły głośno parskać i wierzgać, wyczuwając w ten sposób zbliżające się niebezpieczeństwo, co dla reszty członków wyprawy było wystarczającym powodem do chwycenia za broń. Na potwierdzenie ich obaw, gdzieś z przodu rozległ się zagłuszony przez burzę krzyk Klausa, który przyprawił każdego o dreszcze.
Kapłan bitewny ściągnął z pleców potężny, ciężki młot, który następnie chwycił oburącz obserwując pustą ścieżkę przed sobą oraz znajdujące się na jej skraju gęste krzewy, których gwałtowne drgania szybko zbliżały się w ich stronę z każdą upływającą sekundą. Hieronim poprawił chwyt na stylisku broni, zacisnął mocniej zęby i na chwilę zamknął oczy, budząc w sobie demona walki. Tętno samo z siebie przyśpieszyło, pompując krew i adrenalinę do kończyn, których czekała niebawem ciężka próba.
Trzy ogromne wilki wyskoczyły z zarośli prosto na gościniec przed nimi. Czas jakby zatrzymał się na chwilę, kiedy zaprzeczające prawom natury zwierzęta były jeszcze w powietrzu. Brat Lambert otworzył oczy, w odbiciu, których czaił się nieposkromiony gniew - furia samych niebios, która tylko czekała, żeby ją wyzwolić.

Potężne bestie wylądowały gładko na czterech łapach, kilka metrów od stanowiących trzon wyprawy najemników. Na krótką chwilę obie strony stały na ugiętych do skoku nogach, prezentując swój oręż i mierząc siebie spojrzeniem, którego intensywności nie powstydziłaby się para kochanków. Na twarzach ludzi pojawił się dziki uśmiech, będący groteskowym odzwierciedleniem wyszczerzonych w złowieszczym grymasie kłów gotujących się do ataku wilków.
- ZA SIGMARA! DO PRZODU, CZEMPIONI! - Ryknął na całe gardło Lambert, a stojący u jego boku najemnicy zawtórowali mu bojowym okrzykiem. Nawet znajdujących się na tyłach chłopów dało się usłyszeć, w tym głos Schulza, który dobywając poszczerbionego miecza zwołał swoich ludzi do siebie.
Obie strony konfliktu rzuciły się sobie do gardeł. Miecze i topory starły się z kłami i pazurami. Wściekłość i nienawiść z niczym nieskrępowaną żądzą głodu i dzikością.
Młot potężnego Sigmaryty spadł z impetem na głowę pierwszego wilka, który ugiął się pod siłą ciosu i przewrócił na prawy bok. Kolejny cios zakończył jego męki, lecz na tym nie poprzestał dobrze zbudowany kapłan bitewny. Po drugim uderzeniu, młot zatoczył szeroki łuk w powietrzu szukając następnej ofiary, którą szybko odnalazł. Hieronim okręcił się na pięcie i ze zgięciem tułowia wyprowadził kolejny cios na odlew, który trafił prosto w pysk nadbiegającego wilka, wysyłając kawałki czaszki i ochłapy mózgu na przeciwległą stronę ścieżki.
Stojący tuż obok postawnego mężczyzny, krasnoludzki tarczownik zasłonił się okutą żelazem tarczą przed szarżującą ku niemu bestią. Zwierze naparło na nią przednimi łapami i kłapnęło najeżonym kłami pyskiem zaledwie kilka centymetrów ponad głową zaprawionego w boju wojownika, a była to dla Thravara wystarczająco bliska odległość, by wyczuć powalający smród z paszczy potwora, z którym nawet regiment niedomytych krasnoludów po miesiącach spędzonych na froncie nie mógł się równać.
Tarczownik chciał już odpowiedzieć ciosem topora, kiedy kątem oka zauważył kolejnego wilka wyłaniającego się z znajdujących się na szczycie parowu zarośli. Zacisnął mocniej zęby, mocując się ze wściekle atakującą go bestią, a jego bystry umysł szybko analizował drastycznie zmieniającą się sytuację na polu bitwy, w poszukiwaniu odpowiedniej drogi wyjścia z opresji.
Krasnolud postanowił odczekać, pozwalając przeciwnikowi na pierwszy ruch. W chwili kiedy wilk spiął swe muskuły i wyskoczył z gęstwiny, tarczownik potężnym ciosem tarczy odepchnął od siebie monstrualne stworzenie, z którym się mocował, po czym wykonał natychmiastowy unik i wyprowadził ciężkim toporem potężne cięcie znad głowy, które dzięki impetowi nadanemu przez nogi przeciwnika, niemalże przepołowiło go w powietrzu jednym silnym ciosem.
Kolejny stwór padł martwy, lecz zbliżająca się w jego stronę, odepchnięta przez tarczę krasnoluda bestia, wydawała się nie zwracać na to najmniejszej uwagi.

W chwili, gdy Thravar walczył z ostatnim przeciwnikiem, kilka innych wilków zaszło wędrowców, aby uniemożliwić im drogę ucieczki. Chłopi zwrócili miecze w ich stronę, czekając aż te same się zbliżą. Bestie nie potrzebowały lepszej zachęty - spięły się do skoku i uderzyły między szeregi pospolitego ruszania, sprawiając, że stojący na samym przodzie mężczyźni cofnęli się pod impetem uderzenia wpadając na znajdujących się za ich plecami bardziej wrażliwych członków wyprawy.
Przez chwilę ludzie Schulza mocowali się ze zwierzętami w ciasnym zwarciu, zasłaniając się orężem i tarczami przed ich wyrośniętymi kłami, które za jednym zatrzaśnięciem potężnych szczęk były w stanie zgruchotać czaszkę rosłego mężczyzny.
W końcu inicjatywę postanowił przejąć akolita Sigmara, który z imieniem swego boga na ustach, wydostał się ze ścisku i natarł z ciężkim, oburęcznym młotem w ręku na przepychające się bestie. Potężny cios spadł prosto na grzbiet wilka i niewiele brakowało, żeby pogruchotał mu kręgosłup, lecz stwór mimo przejmującego bólu nie miał zamiaru poddać się tak łatwo. Skoczył ku Willhelmowi, który zasłonił się przed kłami styliskiem broni i przez moment wydawało się, że zwierzę rozszarpie gardło zaskoczonemu nagłym kontratakiem mężczyźnie, kiedy niespodziewanie z pomocą przybył Adar, który zebrał w sobie resztki odwagi i zatopił sztylet między żebra potwora. Bestia niemalże natychmiast osunęła się na ziemię z przebitym na wskroś sercem.

Kasimir bronił się ciężkim toporem swego przybranego ojca, co rusz kąpiąc wiekowe krasnoludzie ostrze we krwi swych wrogów. Znajdujący się po drugiej stronie ciasnej gromady, Schulz zacięcie walczył z potężnym wilkiem, który wyskoczył ze znajdujących się na szczycie parowu zarośli, oddzielając najemników od reszty chłopów. Bestia okazała się być nadzwyczaj zwinna i pomimo próby zepchnięcia jej pod ostrza ludzi Lamberta, ta bez większego trudu wymykała się spod miecza weterana wojny, który za wszelką cenę starał się dotrzymać jej tempa.
Stojący tuż obok Schulza Franz, rzucił się z toporem i tarczą w dłoniach na swego przeciwnika. Zimny pot spływał mu strumieniem po skroni, a on sam pomimo wieloletniego doświadczenia w boju, czuł się wyjątkowo niepewnie w walce z wypaczonym przez Chaos wilkiem. Stojąca niecały metr dalej od niego bestia, rozwarła szerzej pysk, ukazując szereg ostrych jak brzytwy zębów, pomiędzy którymi wciąż kryły się rozszarpane kawałki mięsa poprzednich ofiar.
Franz mimowolnie cofnął się o kilka kroków, wahając się przed atakiem i nawet obecność Schulza, który starał się przegonić potwora nie mogła zmusić go do wyprowadzenia pierwszego ciosu. Z przerażeniem zauważył, że ogarnął go paraliżujący strach, a był to ostatni błąd w jego życiu.
Wilk bez trudu wyczuł wątpliwości, które trawiły mężczyznę i bezlitośnie wykorzystał ową słabość. Wycofał się od Schulza, a następnie zatoczył półkrąg między mieszkańcami wioski, a najemnikami i z nadanym przez nogi impetem skoczyła ku mytnikowi. Nawet wystawiony w pośpiechu miecz Alberta nie był w stanie powstrzymać go przed zatopieniem zębów w szyi Franza. Potężne szczęki zacisnęły się z tytaniczną siłą na karku mężczyzny i jednym gwałtownym szarpnięciem oderwały głowę od reszty ciała. Kręgosłup pękł jak zapałka...

Nagła śmierć wieloletniego przyjaciela wstrząsnęła Danielem tak bardzo, że banita z trudem nałożył strzałę na cięciwę. W chwili, gdy napinany łuk charakterystycznie zatrzeszczał w proteście, przerażenie i rozpacz opuściły serce młodego mężczyzny, a zastąpiła je niepohamowana żądza zemsty. Daniel uspokoił oddech, a spoczywająca na broni dłoń ustabilizowała się pozwalając mu precyzyjnie wycelować w zabójcę Franza. Trwało to ledwie ułamki sekund, lecz dla trawionego przez intensywne emocje mężczyzny, ten moment wydawał się przeciągać w nieskończoność.
W końcu puścił cięciwę, która zagrała dobrze znaną mu melodię; najpiękniejszą muzykę dla uszu strzelca. Wysłana z łuku strzała przeleciała kilka metrów i trafiła prosto między oczy bestii, która podniosła swój łeb, by na chwilę przed śmiercią móc spojrzeć w oczy Danielowi. Była to wyjątkowo groteskowa scena, tym bardziej, że zaślepiony gniewem banita w odpowiedzi posłał jej jedynie triumfalny uśmiech szaleńca.

Głośny huk i gęste kłębowisko dymu z przodu zasygnalizowało wystrzał z garłacza. Trafionego wilka strumień szrapneli odrzucił na bok, lecz nie zabił - uczynił to dopiero brat Lambert, którego młot spadł z kowalską precyzją na łeb stwora.
Wystrzał z broni palnej spłoszył resztę watahy, lecz pozostałe przy życiu wilki nie zdążyły uciec przed gniewem chłopów, którzy mszcząc się za śmierć jednego ze swoich, poćwiartowali je mieczami, rąbiąc w martwe truchła jeszcze długo po ich śmierci. Ostatni z przeciwników zginął nim zdążył uciec z pola walki, lecz tego dnia nikt nie świętował zwycięstwa, którego opłacono taką bolesną stratą.

- Przykro mi, przyjacielu - zwrócił się do Daniela Schulz, stając nad leżącymi w kałuży krwi szczątkami Franza. - Nasi wrogowie odpowiedzą po trzykroć za tą zbrodnię - mówiąc to objął go po przyjacielsku, a następnie spojrzał mu prosto w oczy i potrząsnął wciąż wstrząśniętym nagłą śmiercią towarzysza mężczyzną. Dopiero po tym akcie jego nieobecne spojrzenie wyraziło nutkę zrozumienia. Po chwili podeszła do niego też Katarina, starając się go jakoś pocieszyć.
- Głupio mi to przyznać przed samym sobą, ale chyba się myliłem co do was - powiedział Albert, podchodząc do najemników. Wyszedł mu naprzeciw brat Lambert i obaj zrównali się ze sobą, stanąwszy nad zwłokami wilka.
- Dobrze walczyliście. Zawdzięczamy wam życie - dodał po chwili, po czym podał rękę kapłanowi, który odwzajemnił uścisk.
- Co wcale nie oznacza, że wam nagle zacząłem ufać - warknął ponuro starzec, a po chwili wybuchnął głośnym śmiechem. Wydawało się, że walka z wilkami nie odcisnęła żadnego piętna na psychice mężczyzny, a wręcz przeciwnie - nadała mu energii i wręcz młodzieńczego wigoru. W jednej chwili Albert Schulz przestał sprawiać wrażenie zgryźliwego, przygarbionego starca, a zaczął przypominać żołnierza, którym niegdyś był.
Nie czekając za odpowiedzią kapłana, obrócił się na pięcie i ruszył w stronę chłopów, aby sprawdzić, czy któryś z nich nie potrzebuje pomocy.
- Musimy stąd jak najprędzej uciekać. Odgłosy walki, a w szczególności wystrzał z garłacza mogły zwrócić uwagę zwierzoludzi czy też innych grasujących w okolicy bestii - rzucił za oddalającym się starcem Lambert, licząc na to, że ten ponagli swych ludzi.
- Dobrze o tym wiem - odparł Schulz nie odwracając się. - Muszę jednak pomóc Danielowi pochować przyjaciela. Idźcie sprawdzić co z naszymi zwiadowcami, a my tymczasem zbudujemy mu prowizoryczny grób. Bez obaw, niebawem dogonimy was.

Albert jako jedyny został z Danielem, aby w dość szybkim tempie utworzyć z zebranych przy ścieżce kamieni grób dla Franza. W tym czasie reszta chłopów ruszyła wraz z najemnikami, gdzie niebawem spotkali się ze zwiadowcami, którzy chwilę wcześniej stoczyli heroiczną walkę z trzema wilkami. Po krótkiej rozmowie i opatrzeniu ran, ruszyli dalej ścieżką przed siebie w nadziei, że przyszłość będzie dla nich odrobinę mniej bezlitosna.

Most linowy nad rzeką, Ostland
7 Kaldezeit, 2526 K.I.
Świt


Na nieszczęście dla członków wyprawy, deszcz nie ustawał, a jedynie przybierał na sile z każdą chwilą spędzoną w głuszy. Ich podróżne płaszcze były przemoknięte do cna, a oni sami przemarznięci do szpiku kości. Od momentu opuszczenia pola bitwy, podróż przez las nie trwała zbyt długo, gdyż niebawem natknęli się na kolejną przeszkodę, która mogła okazać się nawet bardziej niebezpieczną od starcia z watahą wilków.
Ciągnąca się przez samo serce puszczy wąska ścieżka na dnie parowu, wyprowadziła wędrowców z gęstych zarośli wprost na skraj rwącej rzeki, która przepływała jakieś dwadzieścia metrów pod ich stopami, na dnie szerokiego urwiska. Gęste opary wzburzonej wody formowały swoistą mgłę, która unosiła się na wysokości starego mostu linowego rozwieszonego pomiędzy obiema brzegami rzeki. Nie wiadomo było kto go tam postawił, ale pewnym było, że uczynił to w zamierzchłych czasach, gdyż drewno, z którego zostało wykonane podłoże było spękane i przesiąknięte wilgocią.
Kilka z podtrzymujących belek zostało zniszczony, a w moście ziały spore dziury świadczące o tym, że ktoś tu niedawno próbował przechodzić, choć niezbyt szczęśliwie. Ślady kopyt, które zwiadowcy znaleźli w pobliżu mostu utwierdziły ich w przekonaniu, że obrali odpowiedni kierunek. Bliższe oględziny pozwoliły ustalić im, że najeźdźcy starali się przedostać na drugą stronę rzeki, choć zastanawiające było jak udało im się przejść z tyloma jeńcami po trzeszczącym na wietrze moście, którego koniec ginął w gęstych oparach sztucznej mgły, która wznosiła się nad wodą.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 18-02-2016 o 17:04.
Warlock jest offline  
Stary 18-02-2016, 20:52   #52
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Walka była krótka acz zażarta, tym włochatym gnojkom prawie udało się zaskoczyć krasnoluda atakiem z dwóch stron jednocześnie. Jednak opanowanie, doświadczenie i chłodna kalkulacja pozwoliły wyjść mu z tej opresji cało. W tym momencie oba ścierwa gryzły glebę rozprute. Zmutowany wilk, który chciał go zaatakować z zaskoczenia spoczywał u jego stóp, młot bojowy zrobił z niego dosłownie krwawą miazgę. Tylko dzięki łapom można było przewidywać jak ta bestia wyglądała ówcześnie.
Przykucnąwszy przy truchle starał się dojrzeć pysk jednak chyba było to niewykonalne. Cios spowodował rozpryśnięcie się łba niczym dorodnego soczystego owocu, ochlapując wszystko w okolicy resztkami mózgu, krwi i jakiejś dziwnej substancji. To, co nie zdążyło odlecieć w czas zostało wbite wraz z młotem w głąb tułowia aż do żeber, które rozerwały klatkę piersiową stwora gdy pękały jak zapałki, cios miał makabryczną siłę. Thravar, mimo że miał ochotę na trofeum w postaci kłów bestii musiał obejść się smakiem, nie było możliwości by w tym gulaszu coś dojrzeć i wyjąć, a nie miał ochoty brodzić w tym rękami.
Splunął na glebę i podniósł się dumnie jakby urósł przynajmniej z 10 centymetrów, sam był zaskoczony siła ciosu, który wyprowadził. Takiego efektu sam Ungrim Żelaznapięść by się nie powstydził.
Omiótł pole bitwy spokojnym spojrzeniem, chłopi siekali na drobno wilcze trupy, czy to z przerażenia czy dla pewności, czy też może w ramach zemsty, gdyż jeden z wioskowych postradał żywot w tej potyczce, nie wnikał. Spoglądał jeszcze chwile na wioskowych widział przyspieszone oddechy, lica zakrwawione, rozszerzone oczy i drżące z podniecenia ręce. Sapnął lekko, dawno minęły czasy, gdy byle potyczka wywoływała u niego takie emocje. Co innego walne bitwy gdzie tysiące się mierzyły, na samo wspomnienie dreszcz przepłynął po ciele krasnoluda.
Lexa była lekko ranna tak samo jak i Will, co przypomniało krasnoludowi o niesubordynacji Severusa. Tchórzliwy bękart gdyby wystrzelił jak należało Willa nie byłoby potrzeby teraz opatrywać. Krasnolud obiecał sobie, że przy najbliższej okazji wygarnie tej słabowitej człeczynie, co sądzi na ten temat. Teraz nie była ku temu pora, zapach krwi niósł się po lesie, co ściągnie tu kolejne głodne watahy drapieżników i padlinożerców. Musieli się stąd zbierać bezzwłocznie. Jednak nim to nastąpiło krasnoludzką irytację zastąpił po trzykroć cud wydarzony. Najpierw Lexa rozgadała się w staroświatowym, że paplający wiecznie Will wyglądał przy niej jak niemowa, następnie Schulz przytoczył do Lamberta swój śmierdzący zad kajając się zaczął składać przeprosiny, że niby się pomylił, gnój jeden stfu… Lambert powinien mu gruchnąć z prawicy tak by te przegniłe zęby z wdziękiem poturlały się po ziemi. To na koniec jedna z wieśniaczek z dziwnym akcentem oglądająca zranienie Willhelma, zaczęła coś paplać po swojemu pod nosem kręcąc paluchami aż w końcu rana Willa na ich oczach się zasklepiła. Krasnolud aż się wzdrygnął, nie ufał magii. Wymamrotał do Bogów Przodków prośbę o opiekę i odszedł od nich zdecydowanie nie ociągając się.
Gdy wszyscy złapali krótki oddech, a ranni otrzymali należytą opiekę. Ruszyli dalej pozostawiając za sobą grunt przesiąknięty juchą, trupami i fekaliami. Deszcz nie ustępował i zacinał w najlepsze, jedyną zaletą tej sytuacji było to, iż zmyje z nich tą smrodliwą juchę.







Wkrótce ich podróż została przerwana, a ich oczom ukazał się spory wąwóz z rzeką u spodu. Krasnolud przyglądał się leciwemu mostowi linowemu, który był jedyną przeprawą na drugą stronę z markotną miną, zbliżywszy się do niego, stanął mocno na pierwszej desce, starając się ocenić, w jakim stanie owe się znajdują, lekkie skrzypnięcie deski wyrwało z gardła pomruk niezadowolenia - I dlatego dawi budują w kamieniu, drewno to elfi materiał i do nich się przypodobał, jest słabowity, zdradziecki, podatny na gnicie, wpierdalają go termity równie żwawo jak zło pochłania elfy... - odburknął ponuro -... a do tego łatwo i dobrze się pali i tutaj także widzę znaczne podobieństwo do elfów. - uśmiechnął się złowrogo - Jakby tu stał kamienny most to ni aura ni czas by go nie nadgryzły - pewność w głosie biła aż nadto
- Zna się kto na stolarstwie lub ma doświadczenie z drewnem? - zwrócił się ku towarzyszom stojącym nieopodal -Uciągnie to nas jakby przechodzić pojedynczo z końmi? Potrzebne by były opaski na oczy dla zwierząt, a dziury można by zasłonić tarczami na czas przejścia. - Zaproponował. - Cza by wymyszkować okolice za śladami, może wcale nie koniecznie musim przeprawiać się tym… - aż się skrzywił wypowiadając ostatnie słowo -...Mostem. - Zakończył

- Trzeba się przeprawić na drugą stronę i poszukać śladów. - Magnus stwierdził spokojnie, usiłując dostrzec przeciwległy brzeg. Zrzucił plecak z ramion i odwiązał zeń linę. Ponownie spojrzał na skryty we mgle drugi koniec przeprawy i potrząsnął krytycznie głową. - Potrzebna jest lina. Sporo liny. - Powiedział do pozostałych.

Po długim wpatrywaniu się w most Katarina ostatecznie stwierdziła, że jej się to wcale nie podoba. Nie wierzyła, że zwierzoludzie przeszły po tym moście tak po prostu. Nie sądziła też, że mają czas na zabawę z umacnianiem tej... Konstrukcji.
- Mam złe przeczucia... - Stwierdziła pod nosem, ale już od samego początku wyprawy je miała.

Thravar nie zastanawiając się zbyt długo zrzucił plecak z ramienia i odwiązał przymocowaną doń linę
- 10 metry to wszystko, co mam - stwierdził rzucając na glebę zwitek kłębiącego się sznura

Magnus w tym czasie podszedł na skraj przepaści. Głęboko w dole huczała rzeka. Sięgnął po kamień i rzucił w przeciwległy brzeg, próbując ocenić odległość po czasie, w jakim usłyszy uderzenie skalnego odłamka. Następnie sprawdził, czy mają wystarczająco duży zapas sznura, aby asekurować przeprawę, dodając do oszacowanej odległości jeszcze dwadzieścia stóp.
Szarpnięciem sprawdził, czy pale podtrzymujące linową konstrukcję wciąż solidnie tkwią w ziemi. Przewiązał się sznurem w pasie, upewniając się, że węzeł dobrze trzyma. Koniec sznura połączył kolejnym węzłem z liną krasnoluda. Ostatni kawałek przekazał Willhelmowi instruując, żeby dobrał jeszcze kogoś do pomocy przy asekurowaniu przejścia. Z powrotem założył plecak, upewnił się, że wszystkie sprzączki są zapięte, broń oraz reszta ekwipunku zabezpieczona przed wypadnięciem i podszedł do mostu.
Przed wejściem na śliskie od wody i niepewnie wyglądające deski sprawdził te najbliższe naciskając na nie butem. Niezbyt podniesiony na duchu tym, że żadna nie pękła pod naciskiem wszedł ostrożnie na most. Starał się iść powoli, trzymając za liny po obu stronach przejścia i uważając na brakujące oraz uszkodzone deski.

Kasimir stał na uboczu, niepewny, co ma zrobić. Nie wyobrażał sobie żeby zwierzoludzie, których ścigali trudzili się - i to skutecznie - z przebyciem przez takie liche próchno. Naraz za żołądek złapało go coś zimnego.
-Czekaj, Magnus! Coś tu jest nie tak!
- Kasimirze. Wspomóż mnie. - odezwał się cicho niskim głosem Willhelm chwytając za linę.
Kasimir bez słowa rzucił się na pomoc Wilhelmowi. Nie mógł ich powstrzymać przed przeprawą, ale miał zamiar zrobić, co w jego mocy żeby się udała.

Stojąca na uboczu Katarina zaś chciała się już odezwać, jednak dała sobie spokój. Nie wierzyła, że ktokolwiek jej posłucha w tej gęstwinie. Po prostu zaczęła bezradnie przypatrywać się poczynaniom swych towarzyszy.
Z drugiej strony lepszego pomysłu nie miała.

Przez jakiś czas Klaus zajmował się wyłącznie tropami, starając się po wgłębieniach i osadzie ocenić ich świeżość, a więc w przybliżeniu wyznaczyć jak dawno temu przechodzili tędy zwierzoludzie. Nie było to proste zadanie zważywszy na pogodę, lepiej było mieć jednak orientacyjną informację niż jej brak. Widząc dziury w moście i to nie liche zaczął rozglądać się w okolicy w poszukiwaniu zdatnych gałęzi, z których można by utworzyć coś na kształt małej tratwy, po których ludzie będą mogli przejść bezpiecznie na drugą stronę. Miał nadzieje, że i konie dadzą radę, jednak na wszelki wypadek te miały być przeprawiane na końcu. Wiedział, że potrzeba mu do tego specjalisty od drzew...
-Magnus pomożesz?, Zapytał kompana, lecz w lot spostrzegł, że drwal zajęty był sprawdzaniem mostu. Grymas niezadowolenia przebiegł mu po twarzy, jednak niewiele już mógł w tej sprawie zrobić jak tylko pomóc trzymającym linę kompanom. - Kto mu na to pozwolił? - Zapytał towarzyszy przy linie, nie kryjąc niezadowolenia - Drugi i jedyny po mnie tropiciel… w zasadzie jedyna osoba, która mogłaby uszykować solidną przeprawę - dodał chcąc jakby wyjaśnić powody swojego oburzenia, po chwili jednak ochłonął nieco - i zapewne jedyna, która może porządnie zbadać cały ten most. Uspokoiwszy nieco nerwy pilnował jedynego zabezpieczenia Magnusa, jakim była lina. - Ma ktoś jeszcze linę? Przydałoby się połączyć kawałki i utworzyć coś dłuższego, inaczej zaraz będziemy musieli iść w ślad za Magnusem by wciąż go ubezpieczać. Reszta niech rozkulbaczy konie i tak nie będą tędy szły z dodatkowym obciążeniem. Ci, którzy nie mają nic do roboty niech uszykują solidne gałęzie, dłuższe kawałki, z których zrobimy tratwę na dziury, Jak wróci Magnus wybierze, które się nadają a które nie. Przydałoby się też zrobić tu jakiś obóz przed przeprawą, najeść się porządnie, będzie mniej do noszenia… - niemal zarządził do wszystkich maruderów, którzy póki, co nie podjęli żadnej pracy.

Krasnolud wyjął sztylet z cholewy buta następnie począł szukać skrawków materiału, które posłużyć miały za zasłonę na oczy dla zwierząt, pociął je na odpowiednie pasy i przymierzył czy wypełnią swą rolę należycie. Gdy był usatysfakcjonowany swą pracą, zajął się zdejmowaniem pakunków ze zwierzyny, składając je na jeden stos. Gdy odkładał miecze i tarcze spojrzał pytająco na towarzyszy - Trza, komu miecza albo tarczy? Mamy tu sztuk parę, które żywot wasz uchronić mogą.

Klaus pokiwał jedynie przecząco głowa, nie puszczając liny, przy czym dodał - Tarcze mogą się przydać na przeprawę, wszak to solidne wzmocnione kawałki drewna. Na pewno będą dobrą podporą pod te całe tratwy. - Stwierdził wiedząc, że konstrukcja z gałęzi oparta na tarczach i nimi wzmocniona na pewno będzie się lepiej sprawować - Przydałoby się jakoś trwale załatać te dziury tymi tratwami, być może będziemy wracać w pośpiechu i na kolejne szykowanie przeprawy nie będzie już czasu. Poza tym już teraz trzeba by się przyjrzeć gdzie i jak zawalić cały ten most, bo jeśli wrócimy…, gdy wrócimy po nim na tę stronę, będzie go trzeba zawalić. - Stwierdził patrząc w mgłę zasłaniającą przeklętą puszczę. I tak nikt normalny się w głąb niej nie wyprawiał, a taki most stanowił łatwą przeprawę dla wszelkiej maści stworów z piekła rodem.

- Aye, zacna myśl, okute tarczę znacznie wzmocnią konstrukcję do tego dojdzie parę grubych pali… to może się udać. Gdy człek wróci wiedzieć będziemy ile tych dziur na swej drodze naliczył oraz jakiej miary owe są - Thravar pokiwał głową pewnie zgadzając się w całej rozciągłości z Klausem. - Co do zawalenia mostu, drogi są dwie i wszystkie oczywiste. Można liny przeciąć lub ściąć pale, do których są przypasane. - skwitował

Klaus przyglądając się konstrukcji mostu zauważył - Konie będą tu miały ciężką przeprawę. To ostatnia chwila na podjęcie decyzji, co z nimi dalej. Czy ktoś będzie próbował przedostać się z nimi dołem, w jakimś spokojniejszym odcinku drogi, czy ktoś z nimi zostanie, czy też pójdą pod nóż i weźmiemy tyle mięsa ile zdołamy. Na pewno nie polecam zostawiać ich tu samopas, ani też samotnie ich strzec, to niemal wyrok śmierci. - Klaus jakby ponownie próbował ocenić solidność mostku, po czym oddał - zwierzoludzie pewnie nie przeprawiali się przez niego pojedynczo a skoro most wytrzymał ciężar kilku zwierzoludzi to wytrzyma ciężar i konia. Inna sprawa czy ten się nie ześliźnie. Można próbować przeprowadzić je pojedynczo, choć to nie lada wyzwanie, którego sam się nie podejmę. - Decyzję pozostawił najemnikom, wszak były to ich konie.

Krasnolud przeniósł wzrok na Lamberta
- To twoje konie, decyduj. Jak się uda będzie to dla nas nieocenione, jak i również konsekwencje nieudanej przeprawy mogą być druzgocące od zerwania się mostu, przez oberwanie się kładek, może ktoś wraz z koniem spaść do wzburzonej rzeki. Jednak na moje to jak mamy je i tak zarżnąć to warto, chociaż spróbować. - wyłuszczył swoje spostrzeżenia spokojnym tonem
Stojąc na skraju przepaści, Lambert analizował wszystkie możliwości, jakie mu zostały. W końcu odezwał się:
- Obiecaliśmy chłopom uratować ich rodziny - powiedział zimnym głosem, po czym kontynuował - Obawiam się, że próbując przeprowadzić wierzchowce nad przepaścią stracimy zbyt wiele czasu. Nie dostrzegam stąd innej drogi, ale wygląda na to, że będziemy musieli zabić konie i ruszyć dalej bez nich, jeśli mamy mieć, choć cień nadziei na dopadnięcie zwierzoludzi.
Krasnolud pokiwał głową ze zrozumieniem - Aye, więc tak uczynim.
Hieronim wyprostował się, po czym spojrzał najemnikowi prosto w oczy.
- Zostawię to zadanie tobie i Severusowi. Niech się na coś w końcu przyda… - oznajmił po chwili namysłu.
Usta Thravara wykrzywiły się pogardliwie - Myślisz ze da zwierzętom szybką i bezbolesną śmierć?
- Myślę, że powinien w końcu udowodnić swą przydatność - odparł kapłan zimnym tonem głosu, po czym westchnął.
- Jesteśmy na obcym sobie terenie, a tutaj nie ma miejsca na błędy i słabości - wytłumaczył krasnoludowi.

Tarczownik spojrzał wzrokiem pełnym odrazy na Severusa
- Rusz zad i poprzywiązuj konie do drzew. Byle mocno! - Rzekł oschle
Następnie wyjął sztylet - Bier w witkę - wcisnął mu go w dłoń i zacisnął mocno nie puszczając - Nawet wieśniaczka okazała więcej odwagi niźli ty! podczas bitwy, nie chce na ciebie dłużej patrzeć niż jestem zmuszony tchórzliwy wypierdku. - warknął ostro na Severusa - Przez to, że nie strzeliłeś Wilhelm prawie stracił żywot i tego ci nie zapomnę - Wycedził przez zęby krasnolud miał szczerą ochotę sztylet ów zatopić w gardle akolity zamiast konia. Jednak jedynie splunął mu pod nogi.
- Wyciągnij z tego naukę na przyszłość, podczas bitwy ci, co się wahają, umierają albo towarzysz ich tuż obok - skwitował
Tak samo jak szybko krasnolud bez ogródek wygarnął człeczynie, co sądzi na jego temat tak samo szybko temat uciął.

- Nie, kurwa nie dam ci męczyć zwierząt, ubić to ty możesz kurę. Przywiąż i spierdalaj sam to zrobię - zakończył wyciągając młot i dobywając go oburącz
- Miałem garłacz w dłoni. Jak mógłbym strzelać, gdy wszędzie dookoła sojusznicy? - Oburzył się młody akolita krzyżując ramiona na piersi i łypiąc spad łba na niższego od siebie krasnoluda, który miał czelność obrażać go.
- Wilhelmowi nic się nie stało. Jedno marne zadrapanie, tyle… - Severus przywiązał wierzchowca do drzewa, po czym dodał wyraźnie zirytowany:
- Chcesz sobie brudzić dłonie to nie będę stał ci na drodze. I tak nie miałem zamiaru tobie w tym pomagać.
Krasnolud prychnął z pogardą
- Przypierdoliłbym ci, ale niewiast nie wypada prać po mordzie - uciął
Po słowach wypowiedzianych przez Severusa przestał go traktować jak mężczyznę czy też z jakąkolwiek powagą, brak jaj i honoru sprowadzał akolitę w oczach krasnoluda dwa poziomy poniżej gówna.
- Oporny jak krasnolud. To powiedzenie nabiera nowego znaczenia w twoim wypadku… cokolwiek bym nie powiedział i tak byś trzymał się swego zdania - zakpił sobie akolita, po czym bez słowa oddalił się, aby przyjrzeć się uważniej staraniom Magnusa w przedostaniu się na drugi brzeg wąwozu.
Cień uśmiechu przemknął przez Thravarowe lico
- Zaiste czasem powiesz coś z sensem, moja rasa od stuleci jest oporna. Opiera się wszelkiej maści plugastwu i magii. Chroni wschodnią granice twego kraju by takie pizdy jak ty mogły bezpiecznie żyć i zawodzić pod niebiosa. Jakby Sigmar zobaczył, jakiego ma akolitę w twojej osobie zaiste by zapłakał - zakończył te pyskówki powoli tracący cierpliwość krasnolud. Wziął się do roboty eliminując kolejno przywiązane wierzchowce. Szybki wyprowadzony oburącz cios między oczy kończył kolejno ich znój i byt na tym świecie. Po jego ciosach poprawiać nie trzeba było. Nie chciał męczyć zwierząt zrobił to szybko i bezboleśnie, załatwiając sprawę najszybciej jak było to możliwe.
 
__________________
# Kyan Thravarsson - #Saga Kapłanów Żelaza by Vix -> #W objęciach mrozu by Kenshi -> #Nie wszystko złoto, co się świeci by Warlock
# Thravar Griddsson R.I.P. - #Żądza Zemsty by Warlock
PanDwarf jest offline  
Stary 19-02-2016, 13:36   #53
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Dalsza część podróży dla Lexy upłynęła w błogim milczeniu i ciszy. Nie szła już przodem, razem z Klausem i Magnusem, bo stanowczo zaprotestowała, a Lambert wyjątkowo machnął na to ręką. Z reguły, większość rzeczy i ludzi była jej obojętna, robiła to, co musiała i nawet nie zadawała pytań. Być może właśnie z tego oto powodu, była dobrym najemnikiem i mimo płci warta była zatrudnienia.
Nie było trzeba długo czekać, aż napotkali pierwszą przeszkodę. Most lichy i niby przez niego zwierzoludzie przeszli, było to co najmniej zastanawiające, ale duże prawdopodobieństwo, że przed ich przejściem wyglądał on znacznie lepiej. Dopiero gdy tępe kloce z kupą niewolników zaczęło po nim stąpać, ten najzwyczajniej w świecie zaczął się walić. I nie dziwne, bo ten kto most zbudował, na pewno nie wędrował tutaj, w celi jego konserwacji.
Norsmanka stanęła na skraju przepaści, co rusz patrząc a to w dół, a to przed siebie na gęstą mgłę lub też na poczynania innych. Zabawy z liną były dla niej szczytem wszystkiego, zamiast po prostu przejść pojedynczo każdy, to oni się pierdolili jak matka z łobuzem. Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą.
- Słyszałem, że pokonałaś dwa wilki w pojedynkę - odezwał się Lambert [podchodząc w miejsce, gdzie stała Lexa. Stanął na skraju przepastnego urwiska, spoglądając na drwala, który w pojedynkę próbował przeprawić się przez most linowy. Nagle potężnym mężczyzną zachwiało, a jego noga utknęła w złamanej pod ciężarem belce - przez chwilę wydawało się, że spadnie w dół, lecz Magnus w porę uchwycił się liny i bez oglądania się za siebie, ruszył dalej mostem.
- Zaiste godny podziwu wyczyn. O co więc pokłóciłaś się z Klausem? - Zapytał na koniec, nie spuszczając wzroku z naprężonej liny, która ginęła we mgle.
Lexa początkowo jedynie zmarszczyła czoło, mrużąc oczy. Przecież już to mówiła, ile można powtarzać? Chciał się pośmiać z tego, jak żałośnie włada ich językiem? Nie wiedziała, ale i nie starała się przeciwstawiać. W końcu doskonale wiedziała, kto tak naprawdę jej płaci, za szlajanie się po tej zapadłej dziurze.
- Bo ja dwa wilk na swoja ciało, a wsiok ni strzelił, ni ranił, nic nie robił, stał i patrzał jak Lexa zżerana przez muty. Ale Lexa więcej nie pomoże jakaś głupia wieśniak. Męska to, a tchórz i brak odwaga, moja mężczyzna z kraina prędzej ginąć niż żyć jak tchórz. Niegodne to mężyczyzna. - odparła jak zawsze nieskładnie, a minę miała poważną.
- Prawda to. Miałem przyjemność walczyć u boku Norsmenów, którzy w wielu bitwach służyli nam za najemników. Głównie jako darowizna od bogatych kupców z Marienburga - zgodził się Lambert, po czym spojrzał dziewczynie prosto w oczy. Przez chwilę patrzyli na siebie w ten sposób, żadne niezdolne do odwrócenia wzroku, aż w końcu kapłan przemógł się i dodał:
- Twój język też znam. Słabo, ale przekleństw pod swoim adresem słyszałem już bez liku. Jeden z twoich pobratymców był mym doradcą i tłumaczył mi każde pożegnalne słowa Norsmena, kiedy odprawiałem ich ze swojego namiotu - zaśmiał się cicho, po czym odwrócił wzrok i spojrzał raz jeszcze w kierunku ginącego we mgle brzegu. Zastanawiał się co tak długo zajmuje ta przeprawa Magnusowi.
Kobieta uśmiechnęła się i dumnie wypięła pierś.
- Nawet najemna część mój lud, to dumna lud i pełna odwaga, waleczność, siła! Może i moja niezbyt mądra, ale za to harda i ducha ma w serca, nie to co ta wieśniak! - westchnęła potężnie, a westchnięcie owe przypominało bardziej warkot zdziczałego lwa.
- Ha, język zna! No to Lexa wpadka zaliczyć pierwsza, bo jak kurwa bez zapłaty za dupodajstwo kląć cała trasa, a Lambert milczeć i uwaga nie zwrócić. Dobrze udawać, nie wiedzieć, że znać nasza język. Przekleństwa najpiękniejsza, w wasza język to zaledwie pierd mała koza, a w nasza jak byka jebnięcie. Długo te chłopa się będą tak dygać, by głupi most pokonać? - widać było, że zniecierpliwienie w niej narasta, a może nawet i irytacja.
- Najwyraźniej już tak mają ludzie Schulza. Po tym wszystkim osobiście rozwalę mu łeb. W imię Sigmara rzecz jasna - splunął w przepaść z obrzydzeniem, które ogarnęło go na samą myśl o upartym starcu.
- Przez ich nieudolność jest mi winien sześć koni. Zamiast kozy paść trzeba było zbudować palisadę wokół wioski i nauczyć się podstaw walki… - dodał po chwili, po czym ściszył głos, tak aby nikt inny poza Lexą go nie usłyszał:
- Nå har vi til å knulle alt.*
- Hunden peniser, men vi kan gjøre det ** - odparła z nadzieją, że ją zrozumiał, po czym poklepała go silnie po ramieniu
- Ja wsparcie, jakby co mów - dodała już normalnie i uśmiechnęła się słabo, odchodząc na bok. Musiała przeczekać aż ta zabawa się zakończy, by móc przejść przez ten most bez tych ich perwersyjnych zabaw z linami.
- Pójdziesz następna, a ja zaraz po tobie. Magnus każe na siebie czekać, a ja nie chciałbym, żeby ktoś po przeciwnej stronie przeciął sznury zanim my zabezpieczymy most - stwierdził kapłan, niewzruszony silnym szturchnięciem Lexy, po czym oddalił się w stronę reszty najemników.

Blondynka zaś odeszła kawałek by stanąć pod drzewem. Irytacja jedynie w niej narastała, kiedy to musiała spoglądać na te głupie wygibasy. Nie potrafiła zrozumieć, czemu chłopy żyją, a co dopiero pojąć całe to przedstawienie. Było to dla niej co najmniej śmieszne. Założyła ręce krzyżem na piersiach i z kwaśną miną czekała, aż to się skończy i będzie mogła przejść na drugą stronę, bez zbędnych perwersji z linami.

Po pewnym czasie ze zwiadów wróciła Katarina. Była cała przemoczona od deszczu i trzęsła się z zimna. Przygnębienie o ogólna beznadzieja sprawiała, że całkowicie odechciało się jej czegokolwiek, ale musiała brnąć do przodu.
Marzyła jedynie o gorącej kąpieli, suchych ubraniach i ciepłym łóżku. I by pani Natalya się odnalazła.
Ciężkim krokiem podeszła do Lexy stojącej niewzruszenie niczym statua i przyglądając się działaniom wioskowych.
- Lexo. Jak twa rana? - zapytała cicho zatrzymując się obok niej i oglądając bandaż na zranieniu. Nie wyglądało źle.
Norsmanka zerknęła na dziewczynę kątem oka, nie ruszając się z miejsca. Zmrużyła oczy gdy usłyszała pytanie, ale jeszcze chwilę milczała bez odpowiedzi. W końcu poruszyła rękami, aby zdjąć futro, które ogrzewało jej grzbiet i bez cienia gracji czy delikatności, zarzuciła je na plecy Katariny.
- Trzęsie się, ogrzej tym. - powiedziała oschle - Rana ta, żadna rana. Drasnęło lekko, nie jest ważnym. Martw się o swój pies, jak pies przejść na druga strona przez ten cyrk? Co te Twoje chłopa robią, zabawiajo nasza osoba cyrkowa sztuczka? Żałosne - zakończyła zakładając z powrotem ręce krzyżem na piersiach i oparła się ze znudzeniem o drzewo.
Katarina owiła się szczelniej futrem danym jej przez najemniczkę patrząc się na nią wielkimi oczami. Westchnęła z ulgą czując ciepło nowego odzienia. Nie zmienia to faktu, że była co najmniej zaskoczona działaniami Lexy.
- Dziękuję - z wdzięcznością powiedziała swej rozmówczyni.
- Ja w ogóle martwię się o nas wszystkich. Nie tylko o ludzi z wioski czy zwierzęta, ale też o waszą grupę - podeszła trochę bliżej kobiety i stanęła obok niej, przyglądając się w międzyczasie wyczynom pozostałych - Oni chyba próbują sprawdzić, czy bez problemu jesteśmy w stanie przejść przez most. Osobiście nie chciałabym spaść... Ani by Grom przypadkiem spadł - zwiesiła głowę wyobrażając sobie ten okropny dla niej widok, lecz szybko się otrząsnęła - Ech, biedne konie.
Lexa burknęła głośno
- Co robio ta chłopa to magia jakaś. Przejść powinna, a nie się dygać jak tchórza jakaś. Nie rozumia, o co afera cała. Most lichy, a jakże. Gówno z drewna uciułane. Jak kto spadnie to dupa woła, a nie mężczyzna. Mężczyzna nie spada, o kobieta dbać jedynie winien. Kto Cie przeprowadzić? Kto Grom pomóc? - spytała i dopiero teraz spojrzała gniewnie na dziewczynę.
- W Kislevskich historiach tak jest zawsze. Jak most jest z lin i desek, to wielki bohater, kiedy próbuje się przez niego przeprawić, musi sobie poradzić z uszkodzeniami prowadzącymi to zerwania się mostu - rzekła pod nosem powoli zwalniając, jakby kolejne słowa przychodziły jej z trudnością, choć Norsmanka mogła ją usłyszeć bez większego problemu.
- Ja sobie poradzę... Chyba - ewidentnie było słychać, że wątpiła we własne możliwości, jednak starała się nadrobić siłą woli. Popatrzyła smutno na psa - A co do Groma...
Obdarzyła Lexę błagalnym spojrzeniem. Była pewna, że go nie uniesie ze swoją siłą. Wśród zebranych przy moście ludzi czuła się niczym piórko na wietrze.
- Głupia ta Twoja chłopa - machnęła ręką - Dobra, że bachor z żadnym nie mieć, bo to idzie zaciukać sama swoja osoba, z takim głąbem nogi rozkładać! - zagrzmiała niczym trzask pioruna i zmarszczyła ze złości swój zakrzywiony od wielu złamań nos - Lexa Ci ta kundla weźmie, boś Wilhelm uleczyła i pomóc chciała. Ale jak Lexa spaść, to kundal też spaść i musza Ty to wiedzieć, że można zginąć. Każda z nas zginąć można - powiedziała i momentalnie klepnęła się dłonią w udo, a potem schowała w dłonie swoją twarz, kręcą głową z niedowierzania - No ale to co Twoja mężczyzna robi to jest sztuczka śmieszna, Lexa długo nie wytrzyma. Trzymaj mje, bo zajebie po kolei… - załamała się wojowniczka spoglądając po chwili na psa - Gryzia ta bestia?
- Co? Aa tak. Nie, Grom nie gryzie - na moment straciła koncentrację kiedy piorun pod postacią słów Lexy padł dosłownie gdzieś przy niej - Będzie się bronić, jeśli zobaczy, że coś złego mi się dzieje, a tak to jest całkiem przyjazny - uśmiechnęła się beznadziejnie.
- Na szczęście żaden z nich nie jest mój. W ogóle uważam, że w Imperium przydałoby się kilka miesięcy ostrej zimy, a wszyscy by nagle zaczęli zachowywać jak natura mężczyźnie nakazała - zerknęła kątem oka na Severusa - No cóż... Ludzie w Kislev przynajmniej umieją chronić swe kobiety - wywróciła oczami i chwyciła Lexę za przedramię. Smukła dłoń przesunęła się do nadgarstka.
- Nie spadniesz i nie zginiesz. Wierzę w to. Iii... No i zawsze możecie liczyć na moją pomóc, bo musimy współpracować - uniosła kącik ust w uśmiechu puszczając ją i przyglądnęła się mostowi - Chyba będziemy mogły zaraz przejść.
- Ha, zima, ta? Może by wymarło, naturalne selekacje! - ucieszyła się i choć nie potrafiła dobrze wyrazić swoich myśli, to i tak gęba jej się uśmiechnęła, na widok konających z zimna nieudaczników. Jak to chciała rzec; selekcja naturalna.
Kiedy dziewczyna się do niej zbliżyła, Lexa wciąż stała niewzruszona. Nie wiedziała, czy to przejaw dobroci, troski, jakiś rodzaj wsparcia czy może po prostu ta mała starała się ją każdym możliwym sposobem przekonać do tego, by wzięła jej psa. Nie wiedziała, ale i nie robiło jej to żadnej różnicy.
- Wiara! Wiara dobra, w swa siła, w heros siła i odwaga. Wiara przeprowadzić wiela ludzia przez problem, przeszkoda. Jeśli Ty wiara nie tylko w boga, a i w Norsman, to Lexa na pewno przejść na druga strona. Tam z piesa czekać na Twoja dobra dusza. - powiedziała prostując plecy i pogłaskała dziewczynę po głowie, jednak gest ten był zbyt krótki, by można było poczuć dobro płynące z wojowniczki.
Dziewczyna popatrzyła zafascynowana na najemniczkę. Nie sądziła, że więcej wsparcia znajdzie w przyjezdnej grupie pod dowództwem kapłana niż wśród osób z Krausnick. Po słowach Lexy w jej oczach zabłysło coś, czego nie było od samego początku wyprawy.
Nadzieja.
Nadzieja na przywrócenie porządku w jej życiu. Od czasu, kiedy pani Natalya została porwana, naprawdę nie wiedziała co ze sobą zrobić. Wciągnięta w beznadziejną wyprawę - włóczyła się za pozostałymi niczym duch.
Uśmiechnęła się szczerze po drobnym geście, który wykonała Norsmanka. Przykucnęła przy Gromie chodzącym dookoła niej jakby czegoś szukając.
- Bądź grzeczny, dobrze? - po Kislevsku szepnęła mu na ucho - Ta pani cię weźmie ze sobą, nie ugryź jej. Nie jest zła.
- Ja... Ech. Jakbym spadła, to się zaopiekujesz Gromem? - zapytała najemniczki smutnym tonem, a na jej twarzy wszystkie wcześniejsze emocje zniknęły jak mrugnięcie okiem.
Lexa skrzywiła się początkowo patrząc na dziewczynę, a potem zaśmiała
- Spaść? Chuchro takie? Nie spadnie. My czekam na druga strona. - odparła jej i odepchnęła się plecami od drzewa. Klepnęła raz dłonią w udo - Kundla, cho tu. Cyrku koniec, idzie na druga strona - po tych słowach zerknęła na psa Katariny i pochwyciła go, przerzucając sobie przez ramię zupełnie jakby nic nie ważył. Popatrzyła na stojących przy moście i jakby nigdy nic i obdarzyła ich spojrzeniem pełnym pogardy. Sporej wielkości pies opierał jej się o lewe ramię i gdy kobieta weszła na most, smutnymi oczkami patrzył na resztę ludzi, która aktualnie znajdowała się za plecami najemniczki. Kobieta zaś przeszła ostrożnie, choć jej chód wyglądał na dość pewien swego. Konstrukcja lekko się bujała, Norsmanka musiała parę razy dać większy krok, aby ominąć dziury powstałe z powodu braku deski. Po niedługiej chwili zniknęła innym z oczu, pochłonięta przez gęstą mgłę.
Gdy stanęła już na lądzie, zerknęła na Magnusa, który był tutaj, póki co, jako jedyny. Odstawiła psa na ziemię i ukucnęła obok niego, głaszcząc po mokrym łbie, a ten wpatrywał się w most czekając z obawą na swoją panią.








* Teraz musimy się pierdolić z tym wszystkim.
** Psie chuje, ale damy radę
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 19-02-2016, 21:06   #54
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Dziadek Rybak, który pracował przy zdejmowaniu bagażu z koni, przerwał swoje działania, widząc jak Magnus ostrożnie, przeprawia się przez linowy most. Wtedy to właśnie do niego dotarło. On też będzie musiał się przeprawić. Ze wszystkich to on był chyba najmniej zwinny. Starość, choć łaskawa dlań jeśli chodzi o zdrowie fizyczne, odcisnęła swoje nieuniknione piętno. Nie był tak silny jak kiedyś. Jego refleks i koordynacja ruchowa również ucierpiała wraz z upływem czasu, a i zręczności niewielu mu zazdrościło. Ogarnął go strach.

Próbował skupić się na pracy, lecz mimo iż do najtrudniejszych ona nie należała, kilka razy zrobił jakąś głupotę. Wkrótce nie mógł opanować drżenia rąk. Schował je pod płaszczem, próbując to ukryć i raz jeszcze skierował swoje myśli na inny tor.
- Może nada się wam moja sieć rybacka? Można by wrzucić co ważniejsze przedmioty...- Pyotr Koldun uniósł pięść do ust, bowiem złapał go lekki atak kaszlu- ...trza by jeno to jakoś z głową powiązać i przeprawić na drugą strone. Łatwiej... – odchrząknął- ... łatwiej tak, niż iść z tym po tym wichajstrze... – wskazał kolebiący się most, a jego myśli znów wróciły do tego samego punktu.

„A niech to, pioruny...”

Dziadek Rybak wyciągnął coś ze swoich pakunków i udając, że znów złapał go kaszel, przeprosił resztę osób pracujących przy koniach i oddalił się nieco.
Podszedł do przepaści. Chwilę wpatrywał się we mgłę.

„Nie takie rzeczy się robiło... Olaboga... ileż to lat minęło...”

Dziadek Rybak wyjął swe dłonie spod płaszcza i przyglądał się jak drżą z napięcia. Zacisnął palce w pięść i wyprostował. Powtórzył to parę razy. W końcu udało mu się opanować nerwy, choć potrzebował jeszcze czegoś...

Przycupnął na uboczu. Pyotr sięgnął gdzieś pod poły płaszcza i w rękach starca pojawił się zestaw kart. Wielkie Arkana. Karty tarota to jeden ze sposobów, jakim Dziadek Rybak niejednokrotnie starał się przewidywać co się stanie. W prawdzie nigdy nie miał pewności, co do przesłania jakie los chce przekazać. Wiele zależało od interpretacji, a czasem karty po prostu kłamały. Pyotr miał wystarczająco dużo czasu by zgłębić tajemnicę. Zdarzało się, że karty ratowały mu życie. Tak jak w Krausnick.

Dwadzieścia dwie karty dokładnie przetasowane i wymieszane tak, by nie było wiadomo po której stronie jest góra karty, a gdzie jej dół. Każda karta miała swoje znaczenie, choć zawsze należało rozstrzygnąć sytuację indywidualnie. Pyotr skończył tasowanie i czekając aż zawieje wiatr, odkrył pierwszą z góry. Przełknął ślinę, a grdyka zatańczyła w górę i dół.


„Śmierć, dołem”

Pyotr otarł czoło nie wiadomo czy z potu, czy z powodu padającego deszczu. Starając się ochronić i tak już wilgotne karty przed dalszym zamoknięciem, nachylił się bardziej do przodu. Wyczekując odpowiedniego momentu, wyciągnął kolejną kartę.


„Głupiec, dołem”

Ręce Pyotra znów zaczęły się trząść. Śmierć nie musiała oznaczać tego co oczywiste. Niemniej jednak zestawienie tych dwóch kart... to nie wróżyło nic dobrego.

Karty tarota inaczej odczytywało się, gdy zostały wyłożone ilustracją w stronę wróżącego, a inaczej gdy tak jak teraz, obie zostały wyłożone w pozycji odwrotnej. To drugie zawsze wzbudzało niepokój. Wiatr zawiał po raz trzeci i trzecia karta dołączyła do reszty.

„O Bogowie! Owszem... chyba... tak... chyba nie wszystko stracone!”

Pyotr schował pospiesznie karty. Ostatnią, trzecią kartę włożył do osobnej kieszeni na piersi. Kiedy wrócił, zobaczył właśnie jak Lexa znika we mgle wraz z Gromem- psem Katariny. Konie były martwe, a on... On był gotów ruszyć za most. Kiedy przyszła jego kolej, spojrzał, raz jeszcze na schowaną przy piersi kartę, jakby chciał się o czymś upewnić.


„Koło losu... górą”

Ruszył przed siebie. Nie bez strachu. Wiedział bowiem, że czekają go ciężkie chwile, lecz los mimo wszystko będzie mu sprzyjał. Wierzył w to.
 
Rewik jest offline  
Stary 20-02-2016, 17:52   #55
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Adar bez tchu obserwował, jak kolejni członkowie drużyny przechodzili przez most. Sam podziwiał Magnusa za odwagę, jaką się wykazał, pierwszemu przecierając szlak. Być może z wiekiem malało przywiązanie do życia, albo po prostu stary drwal chciał coś udowodnić. Co by to nie było, wszyscy potem ruszyli jego śladem.

Szarak z duszą na ramieniu czekał na swoją kolej. Czuł, jak coś ściska go w żołądku. Nie wiedział dlaczego, ale wstąpienie na te liche belki równało się dla niego z wyrokiem śmierci.
A jednak nie wycofał się.
Przepuszczając przodem kobietę najemników oraz Dziadka Rybaka, sam zbliżył się do pierwszej belki mostu. Serce waliło mu jak młot i w myślach przeklinał swoją brawurę.
Pierwsze metry przeszedł bez problemu, pomimo że przeprawa wydawała się niestabilna, a w jednym miejscu znalazł ziejącą w moście dziurę. Ktoś przed nim musiał się zapaść w tym miejscu.
Zgrabnie przekroczył przepaść i z chłodnym uśmiechem ruszył dalej. Zgrabiałe ręce zaciskały się na linach mostu, jednak wciąż parł do przodu, kiedy nagle... TRZASK!

Sługa Adar poczuł pustkę pod stopami i w jednej setnej sekundy całe życie przeleciało mu przed oczami.
Tak więc miał skończyć. Dobicie jednego zwierzoludzia miało być jego jedynym osiągnięciem w życiu?
Szarak wydarł się na całe gardło i gorączkowo poszukał oparcia dla swoich rąk. Jakimś cudem udało mu się złapać innej belki, przy czym przez chwilę zawisnął nad przepaścią. Zebrał siły i z trudem się podciągnął.
Wciąż żył.
Dziękując Sigmarowi za opatrzność, podniósł się na nogi i ruszył dalej. Nie napotkał już więcej niespodzianek.

Koniec mostu był już bliski. Adar miał nadzieję spotkać tam wszystkich, którzy ruszyli przed nim. Liczył na to, że po drugiej stronie zwierzoludzie nie zastawili pułapki. Jeśli będzie trzeba, Szarak ponownie dobędzie miecza i pomoże swym towarzyszom jak tylko będzie mógł.
 
MTM jest offline  
Stary 21-02-2016, 00:54   #56
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Daniel szedł przez las ponury i milczący. Nigdy nie był typem "gaduły" a teraz, kiedy brakło Franza obok niego, przestał odzywać się praktycznie wcale. Emocje po walce opadły, nawet te z wioski, tutaj w tym ponurym lesie zdawały się bardziej odległe. Rozum w końcu dopchał się swojego miejsca w ocenie sytuacji i teraz wykładał co swoje. Z każdym krokiem w głąb lasu, Daniel zdawał sobie sprawę coraz bardziej w jak beznadziejnym przedsięwzięciu uczestniczy. Posuwali się wolno. Z całą pewnością wolniej od potworów, które ścigali. Nie mieli szans ich dogonić, nawet zakładając, że utrzymają trop. A nawet jeśli, to co dalej? Walczyć? Nie mają szans. Ten zasrany klecha, co najwyżej użyje ich jako odwrócenia uwagi, gdy sam będzie chciał zdobyć złoty kielich. Ot jedyny pozytyw, ze sam pewnie też przy tym zdechnie. Daniel bardzo chciał to zobaczyć. Wykradać ich najbliższych? Zakładając nawet, że to możliwe, to potwory bez wątpienia będą ich ścigać a skoro teraz poruszają się wolniej od nich, to jak będzie z bandą wycieńczonych kobiet i dzieci? Zostawała zemsta. Daniel prawie uśmiechnął się pod nosem. Ich banda dostarczy stworą co najwyżej rozrywki. Tak, pewnie Schulz, Magnus i ktoś tam jeszcze, któregoś zabiją albo zranią Najemnicy też wezmą kilku na swoje konto. Potem już tylko będzie robienie za posiłek. Zastanawiał się nawet czy nie zostawić ich wszystkich i ruszyć przodem. W końcu zasadzki i skryte zabijanie z daleka to jego "specjalność". Szybko jednak przyszło otrzeźwianie. Jeśli to jest jego "specjalność" to co powiedzieć o stworach zamieszkujących ten cholerny las?

W końcu dotarli do jakieś rozklekotanego mostu, który okazał się okazją do postoju, rad i narad. Tak jakby już nie posuwali się za wolno. Daniel patrząc na lichą konstrukcje bardzo wątpił, aby tedy przeszedł cały oddział zwierzoludzi, rycerz chaosu w pełnej zbroi i jeszcze ich bliscy. Choć z drugiej strony, most może tak wyglądać właśnie po ich przejściu. Banita wzruszyły tylko ramionami i poczekał cierpliwe na swoją kolej. W międzyczasie przyglądał się z niesmakiem rosnącej zażyłości miedzy ludźmi z wioski a najemnikami. Prawie splunął na ziemie z obrzydzeniem. Czy oni nie widzieli kim są Ci ludzie? Po co tu przybyli? Naprawdę kilka zdziczałych psów, które wspólnie zabili wystarczyło, aby stracili resztki rozumu? Cóż, pewnie ów rozum, musi się teraz trzymać czegokolwiek, jako obrony przed popadnięciem w szaleństwo. Nawet bandy najemnych morderców.

Most okazał się nieco zdradliwy, ale w końcu znalazł się po drugiej stronie. Szczelniej opatulił się płaszczem i rozejrzał nieco dokładniej po okolicy. Nie był tropicielem jak Klaus czy Magnus, ale w końcu żył w lesie i z lasu. Nie liczył, że znajdzie trop, ale szukał jakikolwiek oznak tego, że potwory i ich jeńcy faktycznie przeszli przez ten mostek. Wzrok miał bystry, a nuż mu się poszczęści?
 
malahaj jest offline  
Stary 21-02-2016, 15:40   #57
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Pomagając przy asekuracji Magnusa Willhelm sam zastanawiał się czy zdoła przejść most. Ciężar jaki przestawiało się swoją osobą jak i ekwipunek dźwigany na plecach wiele w tej przeprawie znaczył. Ciągle go też ciekawiło, czy rzeczywiście zwierzoludzie przebyli tą przeprawę. Wydawało mu się, że nie - wszak były to wyrośnięty bydlaki, wcale nielekkie istoty. Prawdopodobnie most miałby znacznie więcej ubytków po takim przemarszu chaosyckiej ordy.

Jednak przypuszczenia te się nie sprawdziły. Magnus odnalazł ślady i powiadomił resztę. Nie pozostawało nic innego jak się przeprawić. Akolita nie miał jednak zamiaru iść na czele. Wolał ubezpieczać tyły, na wypadek jeżeli byłaby to zasadzka. W całej tej sytuacji najemnicy zostali zmuszeni zabić swoje wierzchowce - nie było możliwość przeprowadzenia ich przez lichy most. Willhelm zaoferował swoją pomoc w dźwiganiu dobytku. Po to miał krzepę, aby z niej korzystać.
Doładował więcej do swojego plecaka i czekając aż reszta skończy przeprawę, zbierał w swojej misce deszczówkę, którą potem wypijał. W zamieszaniu nie zabrał ani klasztornego alkoholu, anie żadnego bukłaka. Musiał polegać na źródłach wody jakie sam znajdzie. Ale to był las. Tutaj woda była wszędzie uwięziona w runie leśnym i ziemi. Trzeba było tylko wiedzieć gdzie szukać.

Kiedy w końcu ostatnia osoba przeszła, Willhelm przypiął miskę do pasa, rozejrzał się jeszcze raz ostrożnie i sam przeprawił się na drugą stronę. Na szczęście nikt nie spadł.
Dzięki za to Sigmarowi.
 
Stalowy jest offline  
Stary 21-02-2016, 19:21   #58
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
W czasie, gdy grupa zastanawiała się nad koniecznością przeprawy przez niewątpliwie stary i niepewny most, Magnus nie zamierzał tracić czasu na rozważania. Podszedł na skraj przepaści i spojrzał w dół, gdzie częściowo przysłonięta przez mgłę huczała rzeka. Sięgnął po kamień i rzucił w przeciwległy brzeg, próbując ocenić odległość po czasie, w jakim usłyszy uderzenie skalnego odłamka. W ten sposó oszacował odległość do drugiego brzegu, dodając dodatkowe dwadzieścia stóp. Słuch miał dobry, ale przelewająca się poniżej woda mogła go zmylić.

Szarpnięciem sprawdził, czy pale podtrzymujące linową konstrukcję wciąż solidnie tkwią w ziemi. Przewiązał się sznurem w pasie, upewniając się, że węzeł dobrze trzyma. Koniec sznura połączył kolejnym węzłem z liną krasnoluda. Pozostali sięgali własnie po swoje zapasy dlatego wiedział, że sznura na zabezpieczenie przeprawy nie zabraknie. Ostatni kawałek przekazał Willhelmowi instruując, żeby dobrał jeszcze kogoś do pomocy przy asekurowaniu przejścia. Z powrotem założył plecak, upewnił się, że wszystkie sprzączki są zapięte, broń oraz reszta ekwipunku zabezpieczona przed wypadnięciem i podszedł do mostu.

Przed wejściem na śliskie od wody i niepewnie wyglądające deski sprawdził te najbliższe naciskając na nie butem. Niezbyt podniesiony na duchu tym, że żadna nie pękła pod naciskiem wszedł ostrożnie na most. Starał się iść powoli, trzymając za liny po obu stronach przejścia i uważając na brakujące oraz uszkodzone deski. Most przeraźliwie skrzypiał i chwiał się na boki. Wciąż nie dostrzegając drugiego końca zanurzył się w mokrej mgle. Po chwili lina naprężyła się uniemożliwiając dalszą przeprawę, więc drwal zatrzymał się.

- Wszystko w porządku póki co? - zawołał Klaus, dostrzegając naprężającą się linę, nie doczekał się jednak odpowiedzi. Mimo to uznał, że skoro naprężyła się bez gwałtownego szarpnięcia to oznaczało to, że drwal był wciąż na mostku.

- Dawać tu wszystkie liny jakie macie i ściągnijcie z koni uprząż - wiązań z tych koni jest tyle, że starczy na kolejne kilkanaście metrów liny.
- Zna się ktoś na wspinaczce? Chodzi mi w szczególności o węzły. - Dodał po chwili namysłu.

Thravar z pewnej odległości chrząknął znacząco - Aye, nie pierwszyzna dla mnie… - wzruszając obojętnie ramionami

Klaus kiwnął głową, po czym wyjaśnił - Chciałem byśmy szli za Magnusem na odległości liny, gdyby spadł można by było go utrzymać, ale obawiam się że na tym mostku się nie da. Za chwiejny, jeśli spadnie gdy my go będziemy trzymać na mostku rozhuśtamy jedynie całą konstrukcję i zaraz będzie trzeba czterech ludzi ratować miast jednego. Ale jest wyjście, być może niepotrzebne, jeśli liny z uprzężą starczy do końca mostu, jeśli nie, to będzie trzeba dojść do Magnusa do miejsca w którym skończy się lina i tam do mostu przywiązać solidnie jeden koniec a drugi owiązać wokół tego durnego drwala, bo nie jestem nawet pewien czy zrobił to porządnie.

Krasnolud podszedł do grupy asekurującej człowieka na moście, a następnie ryknął co sił w płucach swym dudniącym głosem w stronę przeciwległego brzegu wąwozu
- Lina jest za krótka! Trzymaj się tam! Dowiążemy kolejne!
Znowu z kłębiącej mgły nie doszła żadna odpowiedź, ale gdyby mogli dostrzec minę drwala, to zauważyliby jak przerwaca oczami i potrząsa głową zrezygnowany. Magnus nie lubił za dużo gadać - samotnie wychodził do lasu i spędzał w nim większość dnia. Kiedyś. zanim jeszcze przygarnął po kolei te wszystkie dzieciaki zdażało mu się gadać do siebie, ale zwykle po prostu robił swoje i nie odzywał się wcale. Roboty od gadania nie ubywało.

Po chwili Klaus przyniósł zwitek Kasimirowej liny, jeden z wioskowych, którego imienia nie znał, dorzucił kolejny - nawet Lexa, mruknąwszy coś gardłowo dorzuciła jeszcze swój zapas. Krasnolud wziąwszy wszystkie końce czterech kawałków począł w ciszy i skupieniu łączyć je, był przy tym bardzo pedantyczny. W niedalekim czasie każdy z końców zwieńczony był węzłem ósemkowym z pętelką, który pozwalał na bezpieczne dołączenie kolejnych części bez utraty wytrzymałości i sprężystości liny jako całości. Największą zaletą tego węzła było to iż napór na niego jeszcze mocniej go zaciskał. Kolejnym krokiem było zamocowanie nowego końca liny do pnia co także uczynił opasając ów parokrotnie w poziomie, a następnie przepuścił parokrotnie linę pionowo wciskając ją między pień, a poziomo przywiązane pęta ściągając co sił.

Gdy ukończył ten etap zwrócił się do grupy asekurujących.
- Trzymcie krzepko teraz, odwiążę starą linę, zrobię na niej węzeł i połączę z resztą. I wierzajcie mi, jeżeli chcecie kiedykolwiek jeszcze coś potrzymać w łapach to nie trzymcie liny gołymi dłońmi. Jeżeli zerwie się i szarpnie, lina wgryzie się w wasze łapska tnąc niczym nóż skórę i mięso pod nią. Nie dacie rady go wtedy utrzymać. - ostrzegł beznamiętnym tonem.

Jak powiedział tak też uczynił. Gdy robota została wykonana i krasnolud był usatysfakcjonowany z rezultatu ryknął ponownie w stronę człowieka na moście by ruszał dalej.

Sługa Adar obserwując poczynania swojego rodaka z Krausnick chętnie zaciągnął się do pomocy. Wedle ostrzeżeń krasnoludzkiego najemnika, obwiązał dłonie kawałkami szmaty, by pewnym chwytem złapać za linę.
Jeśli faktycznie most nie wytrzyma i drwal Magnus runie w przepaść, będą potrzebować każdej pary rąk, by naciągnąć linę i wciągnąć ciężar mężczyzny.

Idąc za poradą krasnoluda, klasztorny akolita wsunął dłonie w rękawy habitu i chwycił linę ponownie. Oby się okazało, że nie będą musieli gnać za zwierzoludźmi przez ten most,

Magnus ruszył dalej. Do tej pory szło dobrze, a most okazał się być w lepszym stanie, niż wyglądał na pierwszy rzut oka. Jak zdradliwy może okazać się brak ostrożności przekonał się chwilę później, gdy jedna z belek z trzaskiem pękła na dwoje pod jego ciężarem, a on wpadł w powstałą szczelinę. Zaskoczony próbował chwycić się kolejnej belki, jednak palce ześlizgnęły się z mokrego drewna. Na szczęście udało mu się chwycić liny, którą był obwiązany i zawisnął zaraz pod rozchybotaną konstrukcją. Odetchnął i zaczął wspinać się na górę. Dalszą drogę pokonywał wolnej i ostrożniej, a ostatnie kilka kroków niemalże przebiegł.

Odwiązał linę i zaczął przyglądać się mokrej ziemi. Odnalezienie śladów zwierzoludzi i jeńców zajęło kilka chwil. Wrócił do luźnego końca sznura i już miał za niego pociągnąć, gdy zza pleców dobiegło go jakieś szuranie, jakby coś przedzierało się przez zarośla. Szybko pociągnął dwukrotnie za linę i obrócił w kierunku hałasu. W rękach pojawiły się topór i tarcza, a oczy wypatrywały jakiegokolwiek ruchu.

Przyśpieszone bicie serca odmierzało upływający czas, jednak wrogowie się nie pojawiali. Magnus usłyszał trzeszczenie linowej konstrukcji za plecami, a za chwilę ciche mamrotanie w zgrzytliwej mowiej ludów północy obwieściło przybycie norsmenki.

Kiedy lina wróciła do pozostałych na drugim końcu, Klaus pozwolił się przepasać krasnoludowi - znawcy wiązań. Ufał, że ten wie co robi, a sprawnie zawiązany węzeł i wypróbowanie trzymania się liny utwierdziło myśliwego w tym przekonaniu. Poprawił mocowania swego plecaka i wszelkich przytroczonych do siebie rzeczy. W międzyczasie nawet owiązał strzały w kołczanie tak by nie wypadły gdyby nie daj Tallu zawisł pod mostem. Z pewnym zdumieniem spoglądał w tym czasie jak Lexa z psem na ramieniu balansuje po moście bez żadnych zabezpieczeń. - Uważajcie na nią - rzucił cicho do krasnoluda - odwaga to jedna rzecz i się chwali, ale często jest jej blisko do ryzykanctwa które może przynieść zgubę wszystkim.

Spojrzał raz jeszcze w dół, wiedział że upadek do rwącej rzeki z takiej wysokości może się skończyć złamaniem kończyny bądź śmiercią, zwłaszcza że z rzeki wystawały skały. Mimo że śmierć byłaby wybawieniem od cierpień to nie śpieszno było mu do niej, zwłaszcza gdy była tak blisko. Przełknął ślinę po czym ruszył, wspierając ręce na linowej poręczy mostku. Miał się czego trzymać gdyby spadał , wiedział też mniej więcej w którym miejscu Magnus miał problem. Pamiętał jednak by uważać na cały odcinek drogi, większym zagrożeniem było niespodziewane zarwanie się belki niż widoczna szczelina w moście.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 22-02-2016, 10:47   #59
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
"Udało się" - pomyślał po raz pierwszy chyba od dłuższego czasu radując się , choć na chwile. Po chwili jednak powróciła udręka związana z dalszym życiem i brakiem Hanny. "Udało się..." - tym razem myśl ta była ponura, jakby pozbawiona zupełnie radości i życia, jakby bolesne uświadomienie sobie faktu , że musi żyć dalej w bólu i stracie.

Klaus westchnął ciężko, sprawdził przytroczone zapasy, także te świeże które pozostały z koni dotychczas dźwigających ich ekwipunek. Wiedział, że teraz będzie ciężej o wiele ciężej. Jedynym pocieszeniem zdawał się fakt iż obciążenia powinno ubywać w miarę drogi, a także zbliżający się dużymi krokami wieczorny odpoczynek. Klaus mimo że zaprawiony do wypraw był już dość zmęczony. W tej wyprawie nie wspierała go psychika, nadzieja złowienia zwierzyny, leśna przygoda, wyprawa. Myśli o Hannie ciągnęły go w dół. Z przejęciem uświadomił sobie że nie została nawet należycie pochowana z całego tego pośpiechu nad ratowaniem żywych. Zacisnął pięści , zagryzł wargę a po twarzy przemknęła mu pojedyncza łza , było by ich pewnie więcej ale postawił im tamę. "Nie teraz, nie tu, jeszcze przyjdzie czas żałoby, lub zostanie mi ona oszczędzona jeśli zginę. Później, pomyślę później. " - łatwiej było pomyśleć niż zrobić, ale na tą chwilę rzeczywiście Klaus powstrzymał potok myśli i próbował zająć się tym do czego się nadawał najlepiej. Towarzyszy po tej stronie przybywało, co pozwalało na w miarę bezpieczne zanurzenie się w poszukiwaniu śladów. Jedno było pewne droga od mostku mogła już chaośników prowadzić inaczej. Z cała pewnością od wioski szli prosto na most, jako najlepszej pewnie przeprawy przez rzekę, teraz jednak mogli się kierować ku swej siedzibie, czy gdzie tam zmierzali. Postanowił dokładnie przeczesać okolice by wytyczyć dalszy kierunek marszu, tym razem z pomocą Magnusa. Wiedział ze lepiej poświęcić więcej czasu by w końcu znaleźć trop, niż iść na ślepo a potem się wracać. Resztę spraw pozostawił na głowie innych.
 
Eliasz jest offline  
Stary 22-02-2016, 14:43   #60
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
Kasimir spojrzał na spienioną toń na dnie wąwozu. Wystające z wody skały zadziałały na jego bujną wyobraźnię jak czerwona płachta na byka - momentalnie przed oczami stanął mu obraz jego miękkiego ciała które zmienia się w kontakcie z głazami w krwawą miazgę, a jego posoka barwi wodę na królewski karmazyn... Przypomniał sobie o Franzu. Niesamowite, ile w ludzkim ciele było krwi.

Zmierzający na most Daniel trącił go ramieniem i wyrwał z zafascynowania huczącą rzeką. Zamiast tego Kas mógł skupić się na swoim obecnym zadaniu - przejściu przez most. Nie wydawało się to łatwe zadanie, ale wszystkim innym się udało. By dać sobie więcej czasu, chłopak spakował trochę dodatkowych dóbr które rozdzielili między siebie po zabiciu koni i rzemieniem zamocował sobie przez plecy jedną z najemniczych tarcz. Nie pytał nikogo o przyzwolenie.

-Raz kozie śmierć.- Mruknął pod nosem, wziął głęboki oddech i wkroczył na most.

Szło mu łatwo. Zadziwiająco wręcz. Bez najmniejszych problemów dotarł do trzech czwartych długości mostu i poczuł ogromną ulgę. Gdy widział jak pod Magnusem pęka deska niemalże dostał zawału. Podziwiał drwala za jego zimną krew. Nie potrafił sobie wyobrazić, co by było gdyby to jemu takie coś się...

Postawiona z kolejnym krokiem stopa znalazła tylko ćwierć cala oparcia. Za mało. Mokry od trawy i błota but ześliznął się, a wraz z nim większość obciążonego Kasimira. Wszystko działo się w ułamkach sekundy - spadając, jego ręka wystrzeliła w stronę liny. Nie udało mu się jej złapać. Serce mu stanęło, poczuł ten okrutny bezwład niekontrolowanego upadku. Nie zdążył nawet krzyknąć, gdy... Silne szarpnięcie. Kas wziął ogromny haust powietrza i przekrzywił głowę, żeby sprawdzić co się stało. Czy któryś z towarzyszy go złapał?

A jakże. Lina której nie udało mu się chwycić zaplątała się w jego tobół. Drżącymi rękoma Kas wciągnął się z powrotem na most, ostrożnie pokonał ostatnie kilka kroków jakie dzieliły go od twardego podłoża i pokazał reszcie wyciągnięty ku górze kciuk.

-Bułka z masłem.- Uśmiechnął się. Jego twarz była bielsza niż pośladki elfiej dziewicy. Gdyby był sam najchętniej padłby na kolana, ucałował ziemię pod swoimi stopami i się porządnie zrzygał, niekoniecznie w tej kolejności.
 
Krieger jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172