Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2016, 02:35   #25
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
W nieznanym cieniu




Obraz Wzorca pojawił się po dłuższej chwili. Był również niewyraźny. Migotał i znikał. Jerome dekoncentrował się za każdym razem gdy Wzorzec znikał mu z umysłu i musiał zaczynać wszystko od początku.
Szło to wszystko strasznie opornie. I to bardzo opornie. Czuł się jakby szedł pod prąd w rwącej rzece. To było najtrafniejsze porównanie. Musiał wkładać w to bardzo dużo energii i czasu. Dużo więcej niż zazwyczaj.
Udało mu się jednak na tyle długo przywołać w myślach znajomy kontur, że mógł obejrzeć dokładnie ojca. Może nie dokładnie, bo wszystko widział jakby było rozmyte. I to nie tylko dlatego, że coś przesłaniało mu widok. Jerome widział jak zaklęcia nad ojcem rozpuszczają się.
Było to normalne. Młody mag wiedział, że zaklęcia z czasem słabną. Nic wieczne nie było. Wiedział również, że nie powinno się dziać to tak szybko. Wszak Varadamus obeznany był ze sztuką i nigdy nie pozwoliłby sobie na takie zaniedbanie. Zawsze staranie pielęgnował zawieszone nad sobą zaklęcia.
O mały włos Jerome nie zapomniał czym tak naprawdę chciał się zająć. Podziewanie skali erozji zaklęć mógł sobie przecież zostawić na później.
On przecież chciał przyjrzeć się temu co nad ojcem zawieszone był.
Jak prawie każdy szanujący się mag, Varadamus miał kilka zakręć ochronnych, defensywnych i ofensywnych. Nic szczególnego.
Jerome włożył tyle wysiłku by zobaczyć standardowy układ. I nic więcej.

Zdyszany i spocony, niczym parobek po całodziennej pracy w polu, młody mag siedział przy nieprzytomnym ojcu. Być może nawet przysnął przez chwilę. Do rzeczywistości przywróciły go hałasy zza ściany. Nie słyszał dokładnie wszystkiego. Kilka urwanych zdań udało mu się wyłowić.
- ...Wielebne matki...
-... prestiż i poważanie…
- Chyba raczej strach i nienawiść.
- ...gadają… kradną dzieci…
Więcej nie zdołał zrozumieć. Był jednak pewien, że kłóciły się ze sobą dwie niewiasty. Ich ostra wymiana zdań zakończyła się trzaśnięciem drzwi.
Spokój i cisza jaki później zapadł, a także zmęczenie wysiłkiem przy używaniu swoich naturalnych, zdawałoby się, zdolności dały się Jerome we znaki. Chcą nie chcąc musiał się zdrzemnąć.
Wstał wypoczęty. Pierwsze co zrobił, to sprawdził co z ojcem. Niestety nie poprawiło mu się. Ale i nie pogorszyło się. W miarę ze spokojnym sumieniem Jerome mógł udać się na jakiś posiłek.
Zamykając drzwi do pokoju spostrzegł, że i jego sąsiadka, dziewczyna którą wczoraj widział w izbie jadalnej, wychodzi ze swojego pokoju. Tego samego, z którego wczoraj dochodziły odgłosy kłótni.





Rebma




Idąc po swoje rzeczy Albin mógł obserwować jak mieszkańcy podwodnego miasta przechodzą do porządku dziennego nad niedawnymi wydarzeniami. Ludzie wrócili do swoich normalnych zajęć. Normalnych jak na dzień świąteczny.
Znów można było dostrzec radość na ich twarzach. Znów można było usłyszeć nawoływania przekupek zagłuszaną skoczną muzyką.
Wszystko wyglądało jakby zwykli ludzie zapomnieli o całej tej nieprzyjemnej sytuacji związanej z wierzą maga Randala. Lud Rebmy bawił się dalej wznosząc toasty na część swej władczyni i krągłych kształtów dziewek.
To była jedna z tych rzeczy, które chyba we wszystkich cieniach wyglądały tak samo. Bo przecież w jego rodzinnych stronach pary obściskiwały się pokątnie na zabawach. A takich par Albin kilka już minął w drodze do swojej kwatery. I nie ważne było, że ich włosy i skóra mają inny odcień niż jego.

- Przepraszam bardzo. - Powiedział ktoś. A głos miał dźwięczny i miły dla ucha. - Przepraszam bardzo. - Powtórzyła kobieta, co zarejestrował dopiero po chwili. - Zgubiłam się. - Jak i to, że kobieta ta nie jest, podobnie jak on, rdzenną mieszkanką Rebmy. - Czy mógłby mi pan pomóc?
Stojąca przed nim kobieta spokojnie mogłaby uchodzić za mieszkankę Cienia-Ziemi. Włosy miała brązowe i falowane. Wpięte z tyłu wyrywały się jednak i falowały w tej morskiej toni.
A gdy zmarszczyła czoło robiąc zafrasowaną minę wydawała się małą, zagubioną dziewczynką.




Lady Niamh ruszyła do koszar. I ona dostrzegła, że miasto zapomniało już o niedawnych wydarzeniach. Gdzieś w oddali słychać było radosną muzykę przy której z pewnością bawił się lud Rebmy.
Szczęśliwcy, którzy mogli dalej świętować nieświadomi tego co się wokół nich działo.

Gdy wkroczyła do koszar straż przy bramie natychmiast wyprostowała się i zasalutowała. Nikogo nie dziwiła jej obecność tutaj. Żołnierze oddawali jej zatem honory bez szemrania.

Przy drzwiach do lazaretu stał ten sam młody gwardzista, od którego pożyczyła talię kart. Gdy zbliżyła się podszedł do niej i skłonił się lekko.
- Pani, czy moglibyśmy porozmawiać? - Spytał dość nieśmiało.
Niamh wiedziała dobrze, że to nie jej obecność onieśmiela żołnierza. Nie chodziło o jej kobiece wdzięki.
Z godnością generalskiej córki i przedswicieleki jednego z ważniejszych rodów kiwnęła głową i ruszyła za młodzieńcem. Poszli do tego samego ogródku, w którym stawiała wróżbę.
- Pani. - Zaczął z pewną obawą gwardzista.
Głową kiwnęła by zachęcić go do kontynuowania.
- Złożono mi… - Gwardzista zawahał się. - pewną propozycję. Maga... mi ją złożył. Za… odpowiednią… za zapłatą miałem mu pomóc wymknąć się niepostrzeżenie z lazaretu. A później miałem mu pomóc wrócić.


 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline