Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-01-2016, 10:03   #21
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
W nieznanym cieniu




Oberża nie była duża. Nie była tez przepełniona. Ot kilku gości siedzących przy stolika i rozprawiających zapewne na różne tematy.
Po ubiorze gości Jerome mógł się domyślić, że nie jest to przybytek najwyższej klasy. Ale i nie była to podrzędna speluna w której dla kilku groszy podrzynano gardła.
Proste, drewniane stoły i ławy były poustawiane tak by pomieściło się jak najwięcej gości, ale i by zapewnić chociaż minimum prywatności.

Karczmarz, wysoki, szczupły mężczyzna z paskudną blizną ciągnącą się z góry na dół, przez lewą połowę twarz, zbliżył się do Jerome wycierając ręce w swój, o dziwno, niezbyt poplamiony fartuch. Uprzejmie zapytał się o czym może służyć.
Pokoje oczywiście były. O zaraz. Czyste, schludne. Przynajmniej tak zachwalał swój loka właściciel.

Prowadzą nowego gości na górę karczmarz przystaną na drugim czy trzecim stopniu. Jerome mimowolnie spojrzał w tę samą stronę co prowadzący go mężczyzna.
- Narobi sobie dziewczyna kłopotów. - Burknął Karczmarz pod nosem, z wyraźną dezaprobatą w głosie.
Może gdyby Amberyta nie usłyszał tego nie zwrócił by uwagi na to, że jeszcze przed chwilą siedząca tam kobieta nie miała towarzystwa. Teraz siedział przy niej łysiejący jegomość w średnim wieku. Jego ubranie zdradzało, że nie był zbyt zamożny. Było wyblakłe już, chociaż za czasów swojej świetności musiało oczarowywać. I z pewnością było drogie.
Kawałek dalej Jerome dostrzegł dwóch rechoczących mężczyzn. Wcześniej siedzieli tam w trzech. Odziani byli w podobnym stylu co ich rozmawiając z młodą kobieta towarzysz.

Karczmarz ruszył dalej.
Pokój rzeczywiście był czysty i schludny.Służąc pomogli zanieść nieprzytomnego Varadamusa i ostrożnie położyli go na łóżku. Zaraz też posłano po medyka, który nie kazał na siebie długo czekać.
Jerome wielokrotnie był świadkiem takich badań.Mierzono puls. Ręką sprawdzano czy nie ma gorączki.Ot i całe badanie ogólnego stanu pacjenta.
Po obejrzeniu rany nogi i stłuczonej głowy medyk pogratulował temu, kto opatrzył rannego. Dodał też, że to uratowało mu życie. On sam niewiele tu może więcej zrobić. Jerome dostał od mężczyzny dwa słoiczki z ziołowymi maściami, którymi należało smarować stłuczone miejsca.
Trzeba czekać.
Tak brzmiały ostatnie słowa medyka przed wyjściem.
Z zapłatą nie było problemu. Pieniądze, podobnie jak i inne rzeczy towarzyszące potomkom Oberona podczas podróży przez Cienie dostosowują się do nowego miejsca.

Wiedząc, że ojcu nic nie grozi Jerome mógł zejść na posiłek, którego jego organizm bardzo się domagał.
Liczba gości w sali jadalnej wyraźnie się zmniejszyła. Została młoda kobieta, która ponownie siedziała sama, oraz trzech mężczyzn, z których jeden jeszcze niedawno rozmawiał z kobietą.


Rebma




Llewella zostawiła Albina samego i wyszła do sąsiedniego pokoju. Nie długo dane było mu cieszył się samotnością. Nim młody Amberyta zdążył rozejrzeć się po urządzonym skromnie, acz gustownie saloniku ciotki, pojawił się służący wraz Niamh. Chwilę później w drzwiach, w których zniknęła gospodyni, a które, według wiedzy generalskiej córki, prowadziły do gabinetu, stanęła Llewlla i rudowłosa kobieta .
Niamh natychmiast poznała ciotkę i uprzejmie ją powitała.
- Ciebie również miło widzieć, lady Niamh. - Powiedziała Fiona ujmując dziewczynę za ręce. - Dwór, a szczególnie królowa tęskni za tobą. - To pierwsze mogło być zwyczajna uprzejmością. To drugie był prawdą i Niamh doskonale o tym wiedziała. - Zwłaszcza teraz, gdy mamy tylu gości.
- Gości? - Zdziwiła się Llewella. - Och! Gdzież są moje maniery. - Dodała z rozbawieniem w głosie. - Fiona, księżniczka Amberu i twoja ciotka. - Wskazała na rudowłosą kobietę. - Albin, syn Eryka.
- No proszę, proszę. - Fiona podeszła do młodego mężczyzny. - Syn Eryka.
- Prawda? - Powiedziała Llewela.
- Miło mi cię poznać bratanku.
Zielonowłosa Amberytka zaprosiła wszystkich by sobie usiedli. Poleciła służbie by przyniesiono gościom coś do picia i zachęciła siostrę by opowiedział o ostatnich wydarzeniach w Amberze.
Fiona rozwinęła temat gości na zamku. Wspomniała o delegacjach Begmy i Kashfy. O rozmowach mających zażegnać ewentualny konflikt miedzy tymi państwami. Mówiąc o balach wydawanych na cześć obu delegacji raz jeszcze mocno podkreśliła jak to królowa tęskni za swoją rodaczką i jaką olbrzymią radość sprawiłaby jej wizyta Niamh. Było to trochę niepodobne do Fiony.
Córka Clarissy nie pominęła tez informacji o rozbiciu w Ardenie oddziału pod sztandarami Dalta. Ale najlepsze zostawiła na koniec.
- Pojawiła się również córka Caine.
Po tej informacji nastąpiła chwila niezręcznej ciszy, którą chyba każdy wykorzystał na spłukanie sobie gardła.
- Cóż chciałaś mi pokazać? - Fiona przerwała tę ciszę.
- To. - Llewella wyciągnęła z lodu łańcuszek z kryształem.
- To? - Spytała lekko zdziwiona Fiona.
- Spójrz do środka. - Poleciła zielonowłosa.
Jej siostra podniosła klejnot do oczu.
- W środku jest Wzorzec. - Powiedziała Fi.
- Ale niekompletny. - Odparła Llewella.
- Raczej pęknięty. - Sprostowała rudowłosa.
- Co proszę? - Gospodyni nie kryła zdziwienia.
- Amber rzuca Cienie, to wiemy wszyscy. Wzorzec również. Jedno z jego najdoskonalszych odbić jest tu w Rebmie. Drugie w Tir na Nog'th ale są tez i inne. Mniej doskonałe. Mniej bezpieczne. Pęknięte Wzorce.
- Znasz się na tym? - Spytała Llewella.
- Tak. - Odpowiedziała jej siostra. - Będę mogła to zabrać?
- Ale w tym. - Zielonowłosa Amberytka podała jej garnek z lodem.
- Dlaczego tak?
- Tak to znaleźliśmy. Nie wiem czy to ma jakieś znaczenie…- Siostra królowej Moire zawiesiła głos. - Dlatego skontaktowałam się z tobą.
- Dobrze zrobiłaś. - Fiona uśmiechnęła się do siostry, ale tylko kącikami ust. - Dam ci znać gdy tylko dowiem się czegoś.
- Będę ci wdzięczna.
- To jak lady Niamh? Dasz się namówić na wizytę w Amberze? Albinie? - Fiona spojrzała pytająco na nich.








 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 16-02-2016 o 01:30.
Efcia jest offline  
Stary 07-02-2016, 00:22   #22
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Karczmarz zaprowadził Jeroma niosącego ojca do pokoju. Otworzył drzwi, a potem pomógł ułożyć rannego na łóżku.
- Posłałem chłopka po medyka - powiedział.
- Dziękuje ci…
- Amin Hann.
- Dziękuje ci Amisie Hann
- powiedział Jerome ściskając jego dłoń. Ten machnął ręką.
- Pomoc komuś w potrzebie jest naszym obowiązkiem.
- Ale nie każdy się z obowiązku wywiązuje
- odparł Jerome.

*
Medyk obejrzał dokładnie rany, coś pomruczał pod nosem.
- Dobra robota, niema czego poprawiać. A i to mu uratowało życie. Ja więcej tu nie zrobię.
Pogrzebał w swojej torbie i wydobył dwa słoiczki.
- Smarujcie panie tą maścią stłuczenia i… czekajcie. Tylko czas tu może pomóc.
- Dziękuję, ile się należy za poradę i maści?

Machnął ręką i powiedział:
- Wiele nie zrobiłem, także tyle co za maść.

Gdy medyk poszedł Jerome usiadł na krześle i patrzył na nieprzytomnego ojca. Zagrzmiało. Dopiero po chwili uprzytomnił sobie, że to burczy mu w brzuchu. Wstał i zamknąwszy drzwi pokoju zszedł na dół.
- Znajdzie się coś do jedzenia, panie Hann?
- Bigos mam na ogniu, a mogę i podgrzać gąskę, wczoraj pieczona.
- Wezmę bigos, gąskę też podgrzejcie panie Hann. I coś do picia.

Usiadł pod ścianą po lewej tuż przy schodach na górę siedziała kobieta nie tak dawno zaczepiana przez jednego z mężczyzn, którzy teraz siedzieli po drugiej stronie.
Jeden nachylił się do drugiego i rzekł ściszonym głosem:
- Kurwy znowu zjeżdżają do miasta.
- Ciszej.
- Będą kraść dzieci.
- Lepiej się ucisz głupcze.
- kompan złapał go za ramię i pociągnął do wyjścia.
Jerome jedząc, odprowadził ich wzrokiem do drzwi, potem dyskretnie zerknął na kobietę. Nie sprawiała wrażenia zalęknionej.

Dopił wino i odsunął talerz z kośćmi.
- Wyborna gąska - pochwalił.
- Głodniście to i wam smakowała - odparł karczmarz.
- Wiem co mówię, śmiało mogła by gościć na szlachecki stole. Potrzebuje kupić parę rzeczy, gdzie znajdę tu rynek.
- Niedaleko, skręcisz panie po wyjściu z karczmy w prawo, potem cały czas prosto. Aż dojdziesz do fontanny, tam skręcasz w prawo i już będziesz widział panie rynek. Po drodze także miniesz sklepy i stragany.

Skinął głową w podzięce i ruszył do drzwi zostawiając na ladzie srebrną monetę.
Ciężko był o by nie trafić na rynek, sporo ludzi zmierzało w tamtym kierunku, albo stamtąd wracało. Szybko znalazł to czego szukał, potargował się raczej dla zasady i by zabić jakoś czas niż z prawdziwej potrzeby. Lusterko nie było duże, ale takie potrzebował. Załatwiwszy najważniejszą sprawę, pokręcił się po rynku.
- Witam panie w ten piękny dzień - powiedział nagle facet z tacą zawieszona na szyi pełną smażonych kiełbasek. - Może kiełbaskę? Z prawdziwej wieprzowiny. Jeszcze wczoraj świnki biegały w chlewiku. Taniutko. Gardo sobie podrzynam takimi cenami.
Jerome kupił smażoną kiełbaskę. Zawsze miał do nich słabość, a ta była z “prawdziwej wieprzowiny”. Choć Jerome podejrzewał, że siedzący koło sprzedawcy pies nie tyle żebrał o resztki co raczej był żywą reklamą produktu. Normalnie chłopak rzucił by resztkę psu, ale nie chciał go sprowadzać na niecną drogę kanibalizmu. Dlatego też odszedł odprowadzony niepochlebnym psim spojrzeniem.

Popytał jeszcze od ceny koni pociągowych i osłów oraz wozów i dwukółek. Planował jak tylko ojcu się poprawi ruszyć przez Cienie.

W końcu wrócił do karczmy, zamówił dzban mocnej okowity i ruszył na górę. Karczmarz sam z siebie dorzucił dwa solone śledzie.
- Dziękuję, panie Hann. Myśli pan o wszystkim. Chyba się zdrzemnę po tym - podniósł dzban znacząco - Jakbym nie zszedł na kolację to proszę się nie kłopotać.

W pokoju sprawdził co z ojcem, ale było bez zmian. Położył lusterko i dzban na stoliku i usiadł. Czas było na zaklęcie prawdy, zbyt wiele rzeczy nie pasowało Jeromowi. Ale zanim zaczął splatać zaklęcie, zamknął drzwi i podparł je krzesłem. Potem upewnił się że ojciec naprawdę śpi. Kiedy był gotowy przywołał Wzorzec i obejrzał ojca dokładnie. Szukał zaklęć czy innych zabezpieczeń lub pułapek. Nie zamierzał doprowadzić do interferencji zaklęć czy uruchomić jakiegoś paskudnego czaru.
 
Mike jest offline  
Stary 12-02-2016, 22:32   #23
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Wizyta w Rebmie okazywała się bardziej zaskakująca, niż to Albin mógł przewidywać w najśmielszych snach. Llewella była dość oszczędna w opisywaniu mu pozostałych członków rodziny. Zaś Fiona była porywająco piękna. Zdawało się to rozciągać na wszystkie kobiety w rodzinie, jednak ciotka miała w sobie coś drapieżnego. Może było to tylko złudzenie, wywołane kolorem włosów. Uśmiech samym kącikiem ust nie podobał mu się zbytnio, nie wiedział, czy był oznaką braku szczerości w nim, czy raczej głębokiego zamyślenia nad znaleziskiem. Same wieści o pękniętym wzorcu sprawiły że przeszedł mu po plecach lekki dreszcz. Skąd się wzięły te pęknięcia, jak działały, co można było zrobić dzięki takiemu wzorcowi lub jak wpływał na otoczenie. Z tego co mówiła ciotka i co sam poczuł do tej pory, Wzorzec był niejako gwoździem, który zawieszał dany obraz na ścianie, pozwalając mu istnieć, zamiast opaść w wieczną zmienność. Porównanie zapewne dalekie było od prawdy, ale z jego obecną wiedzą, wydawało się dość akuratne. Nigdy nie ciągnęło go na Amberycki dwór i miasta, którego podobno odbiciem była Rebma. Teraz jednak pęknięty wzorzec nie dawał mu spokoju. Zwykle nie interesował się takimi rzeczami, ale miał przeczucie że to było wielkie i nie należało z tego spuszczać dłoni ani oka choćby na chwilę. Całkiem jak przy ujeżdżaniu źrebców. Moneta, która wędrowała po grzbiecie jego dłoni zamarła.
- Dziękuję pięknie za zaproszenie. - Skłonił się Fionie, jak uczyła go ostatnimi czasy Niamh. - Jeśli uważasz że moja wizyta nie będzie problematyczna, przy takim natłoku ważniejszych gości, z chęcią odwiedzę Amber i dowiem się o nim coś więcej. - Powiedział z lekkim uśmiechem, który nie do końca obejmował oczy.

- Albin będzie ozdoba każdego dworu, który zdecyduje się odwiedzić - zapewniła Niamh cicho. Nawet nie musiała wkładać wysiłku, by jej głos zabrzmiał szczerze, a w oczach nie zaświeciło się połyskliwie łgarstwo. Naprawdę tak myslała. Mógł być młody, ale szybko się uczył.

Podziękowała cichym, szemrzącym głosem za komplementy i zapytała uprzejmie o losy kilku dworzan, znanych jej z poprzedniego pobytu, i wysłuchała pozbiawionej znaczenia odpowiedzi na pozbawione znaczenia pytanie. Tego istotnego nie zadała. Gdyby w walce poległ lub został ranny książę Amberu, Fiona nie trzymałaby tej informacji w ukryciu, tocząc salonowe rozmowy.

- Z radością towarzyszyłabym Albinowi, Lady Fiono, i znów usiadłabym u stóp mojej dobrej pani Vialle w ogrodach Amberu. Lecz ojciec mój musiałby wpierw wyrazić zgodę na mój wyjazd. Zapytam go o to, za twoim pozwoleniem.

Skłoniła lekko głowę i złożyła razem na podołku kształtne dłonie. Posiadanie możnego i wpływowego ojca miało wiele zalet. Jedną z nich było to, że Niamh zawsze mogła odwołać się do ojcowskiej władzy i kupić sobie trochę czasu.

- Mam nadzieję, że generał Ruadhagen pozostaje w dobrym zdrowiu. - Fiona zadała pytanie takim samy tonem jakim toczona była rozmowa o dworzanach. - Pozdrów go ode mnie gdy będziesz pytała o pozwolenie udania się na dwór Amberu. Wizyta członków rodziny nigdy nie jest problemem. A sytuacji takiej jak ta może być dodatkowym atutem. - Dodała po krótkiej chwili milczenia spoglądając na Albina.

- Czy w sytuacji takiej jak ta... - Niamh zająknęła się z wyuczonym zagubieniem i nieudawaną troską - dodatkowym atutem czy koniecznością wręcz nie jest oddanie Albinowi na usługi zbrojnej świty?

-W zamku? - Mistrzowsko Fiona odegrała zdziwnienie.
- Z krwią za zaszczytami podążają obowiązki. To dom również i jego ojca. - Niamh nie dała się zepchnąć z tematu ani zerwać z siebie maski wytwornej damy. - Jeśli będzie trzeba go bronić, ma spędzić czas bitwy w babińcu?
Albin podrzucił monetę kciukiem i pozwolił obracać się jej w powietrzu, nim złapał ją w dłoń bez sprawdzania co mogło wypaść. Następnie podszedł bliżej balustrady, by móc lepiej podziwiać widok na miasto. – Lady Llewello, masz doskonały gust, jeśli idzie o widoki. Zaś ze mnie... – Albin zawiesił na chwilę głos. – Byłby zapewne słodki paź, ale obawiam się, zę musiałbym bardzo popracować nad manierami, ze swoimi nadaję się predzej do stajni lub infirmerii. – Dodał po chwili. Musiał najwyraźniej przypomnieć kobietom, że ich najnowszy pionek był w zasięgu ucha.
-I babińca trzeba bronić. - Zauważyła Fiona po czym zwróciła się do Llewelli.- Widzę droga siostro, że twojemu gościowi dobrze w Rebmie i nie chce udać się do domu swojego ojca. - Tu płomiennowłosa Amberytka spojrzała znacząco na Niamh.
Llewella rozłożyła tylko ręce w geście bezradności.
- Przecież nie każę mu odejść. Sam musi tego chcieć.
- Prawda. - Zgodziła się córka Clarissy. - Mogę mieć tylko nadzieję, że niedługo zawitasz Albinie do Amberu. - Posłała młodemu człowiekowi ciepły uśmiech. - Król z pewnością będzie chciał cię poznać. - Mówiąc to wyciągnęła kartę. Po krótkiej chwili nastąpiło połączenie i Fiona, żegnając się uprzejmie ze wszystkimi, rozpłynęła się w powietrzu.

- Wieści z Amberu są dość niepokojące. - Podjęła po chwili Llewella.
- Czy kiedykolwiek przyszły stamtąd dobre wieści? - Zapytał po chwili zastanowienia Albin. - Coś mi się jednak widzi, że bez wizyty tam się nie obejdzie, mimo zamieszania. - Kontynuował po chwili młody Amberyta. Zwłaszcza jeśli król stwierdzi że bardzo chce poznać bratanka, przeszło mu przez głowę.
- Wpierw trzeba uporać się z sytuacją tutaj. -Zielonowłosa Amberytka popatrzyła gdzieś w dal przez okno swojego domu.
- Ciekawe jak mag zareaguje na zniknięcie jego małej tajemnicy. Ale to się okaże z czasem. - Albin spojrzał w kierunku, który przykuł wzrok ciotki, nie miał pojęcia czy było to tylko puste spojrzenie, czy wyglądała za czymś konkretnym. Zdawało się jednak, że trzeba będzie się zacząć mocno rozglądać dookoła, w tym i przez ramię od momentu, kiedy czarodziej wróci do wieży.

- Iście ciekawe... pytanie, czy należy mu zezwolić na reakcję. Obecnie przebywa w gościnie gwardii i ma przyjemność rozmowy z mym ojcem. Generał... - przeniosła wzrok na Lady Llewellę. - ... czeka na twe polecenie, pani. Lecz nie może czekać wiecznie. Ani trzymać w zamknięciu i odosobnieniu gościa królowej... bez mocnych dowodów.
-Nie będziemy trzymać w zamknieciu i odosobnieniu gościa królowej. - Llewella odwróciła się do swoich rozmówców. - W trosce o jego dobre zdrowie zapewnimy mu opiekę. Jestem pewna, że jej wysokość nie podważy słów medyka. - Uśmiechnęła się nieznacznie. - Jestem pewna, że badanie waszego znaleziska nie zajmie Fionie dużo czasu. Zaraz napiszę do generała Ruadhagena. Wy tym czasem doprowadźcie się do porządku.

Doprowadzenie się do porządku i spakowanie, było całkiem sensowne w tej sytuacji, chociaż syn Eryka miał przy sobie praktycznie wszystko, czego zazwyczaj potrzebował, nawet przy nagłych wyjazdach. - Doprowadzenie się do porządku, akurat jest chyba w zakresie naszych kompetencji. - Uśmiechnął się szeroko Albin i lekko skłonił Llewelli gotów do wyjścia i zabrania się za wszystko.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 13-02-2016, 15:55   #24
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Gdy Niamh zbierała się, by wyjść, Llewella chwyciła ją delikatnie za dłoń.
- Uważaj – powiedziała, patrząc generalskiej córce prosto w oczy. - Możemy trochę potrząść tym jajkiem, ale nie możemy go zgnieść.
Lady Niamh spojrzała na pierścień zdobiący dotykającą ją dłoń. Delfin zaklęty w opalu.
- Zawsze uważam, Lady Llewello. Staram się też sięgnąć myślą dalej niż do najbliższego posiłku i poznać gusta i apetyty tych, co mają go spożywać. Czy ostatecznie wolisz to jajo na twardo, czy na miękko, pani?
- Mój brat Caine, - W jej głosie pojawiła się jakby nuta nostalgii - opowiadał mi że są kraje gdzie zakopuje się jaja na kilka tygodni by później spożyć ten rarytas ze smakiem. Nie pamiętam tylko czy były one na twardo czy na miękko. - Swoją drugą dłonią nakryła delikatną i smukłą, jako i jej samej, dłoń Niamh. - Zresztą... to bez różnicy. To jajko trzeba wyrzucić jak najdalej od naszego domu. Śmierdzi strasznie. Postarajmy się, by ta woń do pałacu dotarła.

Niamh skinęła powoli głową. Odstąpiła o krok, wyzwalając się spod kurateli dłoni córki Oberona.
- Zechcesz napisać list do ojca mego, czy mam mu rzec twe słowa w cztery oczy?

Niebawem wracała konno do koszarów, by powtórzyć ojcu bez świadków, że życzeniem Lady Llewelli jest, aby mag jednak zapadł poważnie na zdrowiu i pozostał pod kuratelą gwardii. Potem powróciła do swego własnego domu, niewielkiego pałacu położonego na szerokich tarasach tuż nad sięgającą niezmierzonych ciemności głębią. Przebrała się w świeżą suknię, lejącą się szatę w połyskliwej jak rybie łuski materii. Sięgnęła po grzebień i powyciągała z włosów srebrne ozdoby. Potem usiadła na podłodze, zdjęła podwójną ściankę z sekretarzyka i rozwinęła wyjęty ze schowka portret.

Cendric, dowódca jej straży domowej, zapukał do drzwi, gdy już skończyła toaletę i ukryła swoją tajemnicę na powrót w tym samym miejscu.
- Albin, syn Eryka będzie niebawem ruszał do Amberu. Chcę, żebyś wybrał tuzin ludzi i był gotowy do drogi w każdej chwili. Będziesz mu towarzyszył, strzegł go i bronił...
Żołnierz o oliwkowej cerze skłonił się, przykładając zwiniętą w pięść dłoń do piersi.
- Wolno mieć pytanie?
- Zawsze, Cendriku.
- A ty, pani?
- Ja... - Niamh odwróciła się do okna i spojrzała w przepaść, czarną głębię bez dna. Zielone rozpuszczone włosy wirowały wokół jej twarzy jak wodorosty. - Ja zaś niebawem ruszę za wami.
 
Asenat jest offline  
Stary 16-02-2016, 02:35   #25
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
W nieznanym cieniu




Obraz Wzorca pojawił się po dłuższej chwili. Był również niewyraźny. Migotał i znikał. Jerome dekoncentrował się za każdym razem gdy Wzorzec znikał mu z umysłu i musiał zaczynać wszystko od początku.
Szło to wszystko strasznie opornie. I to bardzo opornie. Czuł się jakby szedł pod prąd w rwącej rzece. To było najtrafniejsze porównanie. Musiał wkładać w to bardzo dużo energii i czasu. Dużo więcej niż zazwyczaj.
Udało mu się jednak na tyle długo przywołać w myślach znajomy kontur, że mógł obejrzeć dokładnie ojca. Może nie dokładnie, bo wszystko widział jakby było rozmyte. I to nie tylko dlatego, że coś przesłaniało mu widok. Jerome widział jak zaklęcia nad ojcem rozpuszczają się.
Było to normalne. Młody mag wiedział, że zaklęcia z czasem słabną. Nic wieczne nie było. Wiedział również, że nie powinno się dziać to tak szybko. Wszak Varadamus obeznany był ze sztuką i nigdy nie pozwoliłby sobie na takie zaniedbanie. Zawsze staranie pielęgnował zawieszone nad sobą zaklęcia.
O mały włos Jerome nie zapomniał czym tak naprawdę chciał się zająć. Podziewanie skali erozji zaklęć mógł sobie przecież zostawić na później.
On przecież chciał przyjrzeć się temu co nad ojcem zawieszone był.
Jak prawie każdy szanujący się mag, Varadamus miał kilka zakręć ochronnych, defensywnych i ofensywnych. Nic szczególnego.
Jerome włożył tyle wysiłku by zobaczyć standardowy układ. I nic więcej.

Zdyszany i spocony, niczym parobek po całodziennej pracy w polu, młody mag siedział przy nieprzytomnym ojcu. Być może nawet przysnął przez chwilę. Do rzeczywistości przywróciły go hałasy zza ściany. Nie słyszał dokładnie wszystkiego. Kilka urwanych zdań udało mu się wyłowić.
- ...Wielebne matki...
-... prestiż i poważanie…
- Chyba raczej strach i nienawiść.
- ...gadają… kradną dzieci…
Więcej nie zdołał zrozumieć. Był jednak pewien, że kłóciły się ze sobą dwie niewiasty. Ich ostra wymiana zdań zakończyła się trzaśnięciem drzwi.
Spokój i cisza jaki później zapadł, a także zmęczenie wysiłkiem przy używaniu swoich naturalnych, zdawałoby się, zdolności dały się Jerome we znaki. Chcą nie chcąc musiał się zdrzemnąć.
Wstał wypoczęty. Pierwsze co zrobił, to sprawdził co z ojcem. Niestety nie poprawiło mu się. Ale i nie pogorszyło się. W miarę ze spokojnym sumieniem Jerome mógł udać się na jakiś posiłek.
Zamykając drzwi do pokoju spostrzegł, że i jego sąsiadka, dziewczyna którą wczoraj widział w izbie jadalnej, wychodzi ze swojego pokoju. Tego samego, z którego wczoraj dochodziły odgłosy kłótni.





Rebma




Idąc po swoje rzeczy Albin mógł obserwować jak mieszkańcy podwodnego miasta przechodzą do porządku dziennego nad niedawnymi wydarzeniami. Ludzie wrócili do swoich normalnych zajęć. Normalnych jak na dzień świąteczny.
Znów można było dostrzec radość na ich twarzach. Znów można było usłyszeć nawoływania przekupek zagłuszaną skoczną muzyką.
Wszystko wyglądało jakby zwykli ludzie zapomnieli o całej tej nieprzyjemnej sytuacji związanej z wierzą maga Randala. Lud Rebmy bawił się dalej wznosząc toasty na część swej władczyni i krągłych kształtów dziewek.
To była jedna z tych rzeczy, które chyba we wszystkich cieniach wyglądały tak samo. Bo przecież w jego rodzinnych stronach pary obściskiwały się pokątnie na zabawach. A takich par Albin kilka już minął w drodze do swojej kwatery. I nie ważne było, że ich włosy i skóra mają inny odcień niż jego.

- Przepraszam bardzo. - Powiedział ktoś. A głos miał dźwięczny i miły dla ucha. - Przepraszam bardzo. - Powtórzyła kobieta, co zarejestrował dopiero po chwili. - Zgubiłam się. - Jak i to, że kobieta ta nie jest, podobnie jak on, rdzenną mieszkanką Rebmy. - Czy mógłby mi pan pomóc?
Stojąca przed nim kobieta spokojnie mogłaby uchodzić za mieszkankę Cienia-Ziemi. Włosy miała brązowe i falowane. Wpięte z tyłu wyrywały się jednak i falowały w tej morskiej toni.
A gdy zmarszczyła czoło robiąc zafrasowaną minę wydawała się małą, zagubioną dziewczynką.




Lady Niamh ruszyła do koszar. I ona dostrzegła, że miasto zapomniało już o niedawnych wydarzeniach. Gdzieś w oddali słychać było radosną muzykę przy której z pewnością bawił się lud Rebmy.
Szczęśliwcy, którzy mogli dalej świętować nieświadomi tego co się wokół nich działo.

Gdy wkroczyła do koszar straż przy bramie natychmiast wyprostowała się i zasalutowała. Nikogo nie dziwiła jej obecność tutaj. Żołnierze oddawali jej zatem honory bez szemrania.

Przy drzwiach do lazaretu stał ten sam młody gwardzista, od którego pożyczyła talię kart. Gdy zbliżyła się podszedł do niej i skłonił się lekko.
- Pani, czy moglibyśmy porozmawiać? - Spytał dość nieśmiało.
Niamh wiedziała dobrze, że to nie jej obecność onieśmiela żołnierza. Nie chodziło o jej kobiece wdzięki.
Z godnością generalskiej córki i przedswicieleki jednego z ważniejszych rodów kiwnęła głową i ruszyła za młodzieńcem. Poszli do tego samego ogródku, w którym stawiała wróżbę.
- Pani. - Zaczął z pewną obawą gwardzista.
Głową kiwnęła by zachęcić go do kontynuowania.
- Złożono mi… - Gwardzista zawahał się. - pewną propozycję. Maga... mi ją złożył. Za… odpowiednią… za zapłatą miałem mu pomóc wymknąć się niepostrzeżenie z lazaretu. A później miałem mu pomóc wrócić.


 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 20-02-2016, 21:59   #26
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Rebma go nieco zadziwiała. Dziwny wybuch szybko został odsunięty w pamięci mieszkańców na drugi plan. Nie minęło przecież tak wiele czasu, a na ulice wrócił festynowy gwar i muzyka. Wołający go głos, prawie umknął mu w tłumie. W końcu jednak przykuł jego uwagę.
- To zależy, gdzie chciałaś trafić? - Zapytał Albin, jego wiedza na temat miasta była dość ograniczona, ale zdążył je już nieco poznać.
- Nareszcie jakaś przyjazna dusza. - Uśmiechnęła się zalotnie, chociaż mógł być to też jej naturalny sposób bycia. - Szukam wieży maga Randala. Miała się pod nią z ojcem spotkać.
W głowie Albina, rozdźwięczały się dzwonki alarmowe, niczym blaszki rozstawione dookoła górskiego obozowiska. Umówiła się na spotkanie z ojcem, a mimo to była w stanie zgubić drogę. Czemu więc miała się spotkać właśnie tam? Biorąc pod uwagę okoliczności, zaczęła mu bardziej przypominać żmije zaczajoną w trawie niż słodką dziewczynę. - Wieża maga? Czemu akurat tam, jeśli udało ci się zgubić drogę, to raczej kiepskie miejsce, by umówić się na spotkanie, nie sądzisz? Hmm. – Skończył na chwilę z moralizatorskim tonem. – Zaprowadzę cię. – Stwierdził młody amberyta, chciał nieco wyciągnąć z dziewczyny a co najważniejsze, przekazać strażnikom przy wieży, że gdyby chciała wejść do środka, należy ją bezzwłocznie odstawić do pałacu. Najlepiej loszku. Gdyby zaś okazała się podawać za córkę maga, to zmieniałoby wiele.
- To niedaleko placu targowego. - Tu miała rację. - Mój ojciec jest kupcem. Wystawił tam swój stragan. Pozwolił mi przyjrzeć się festiwalowi. Ale odeszłam za daleko i zgubiłam się. - Jej wielkie, brązowe oczy zrobiły się szkliste od łez, ale nie rozpłakała się.
- Dziękuję ci bardzo panie.
Cóż mógł zrobić Albin w takiej sytuacji. Ruszył w kierunku źródła niedawnego zamieszania, prowadząc dziewczynę. Zamiary ciągle miał te same, może brała go lekka paranoja, ale w chwili obecnej wolał być nieufny, niż wdepnąć na grabie.

Pod wieżą maga niewiele się zmieniło. Zmalała tylko liczba gapiów. Gwardziści dobrze wykonali swoje zadania.
Dziewczyna przystanęła przy domu Randala.
- Dziękuję ci panie za pomoc. - Znowu uśmiechnęła się do niego zalotnie. - Czy mogłabym poznać twoje imię, żebym wiedziała komu mam być wdzięczna?
- Taslin - Odparł mężczyzna. - A jak tobie na imię i który to twój ojciec? - Zapytał z zaciekawieniem, w dalszym ciągu miał zamiar uczulić straż na dziewczynę.
-Dye, córka Arana. - Powiedziała rozglądając się chwilę. - Kram mojego ojca stoi na placu targowym. Możemy tam podejść.
- Dobry pomysł, chyba nawet sensowniejszy niż czekanie tutaj. – Przytaknął dziewczynie Albin i ruszył na plac targowy. Może był przeczulony, może dziewczyna faktycznie po prostu się zgubiła. – Skąd jesteś? Nie wyglądasz na mieszkańca Rebmy. – Zapytał po drodze.
- Pochodzę z Eregnor. A ty? Też nie wyglądasz na rdzennego rebmianina. - Odparła.
Mężczyzna uśmiechnął się, zanim odpowiedział. - Pochodzę z Idaho, fakt, to spory kawałek od Rebmy. - Potwierdził słowa dziewczyny, która przejęła prowadzenie.
Tę część musiał znać. Drogę wybierała pewnie, bez zbędnego zastanawiania się.
- Dziękuję ci Taslinie z Idaho. - Powiedziała zatrzymując się przy kramie z biżuterią.
Wyroby, które tam oferowano cieszyły się dużym zainteresowaniem i trudno było dopchać się do lady.
Mężczyzna zastanawiał się, czy dziewczyna nie powinna raczej przejść za ladę, ale nie miał obecnie aż tyle czasu na rozważania tej kwestii. Powinien zająć się przygotowaniami do podróży.
- Nie ma za co Dye z Eregnoru. Spokojnego dnia i postaraj się nie zgubić ponownie. - Powiedział z uśmiechem Albin i ruszył w stronę pałacu, swojej kwatery tak, by przejść ponownie obok wieży. Ciekawiło go, czy córka Arana kręciła się już wcześniej przy wieży.
Gwardziści zaspokoili ciekawość Albina, jednakże chyba nie takiej informacji syn Eryka oczekiwał. Dziewczyna nie kręciła się koło wieży. Przynajmniej nie na ich zmianie, która rozpoczęła się stosunkowo niedawno. Mimo to, polecił, by uważano na dziewczynę, z którą niedawno temu szedł.

Ruszył wreszcie się przygotować. Nie wypadało opóźniać sprawy, nie wiedział tylko dokładnie co spakować. W drodze jednak, co jakiś czas rozglądał się, uważając czy dziewczyna przypadkiem za nim nie idzie. Można to było uważać za paranoję, z drugiej jednak strony, w tej rodzinie ponoć lekka paranoja była zdrowa, a nawet przejawem podstaw zdrowego rozsądku.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 23-02-2016, 15:10   #27
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Niamh usiadła na ławce z dala od okien, tak by nikt nie mógł podsłuchiwać ich rozmowy, i wskazała żołnierzowi miejsce obok siebie.
– Twoje imię? – zapytała uprzejmie.
– Ailill, pani – odparł, trochę speszony.
– Spocznij, Ailillu, i opowiedz mi, jakie dokładnie oczekiwania miał wobec ciebie nasz gość.
Usiadł, nadal niepewny. Rozmowa sam na sam z córką generała musiała tak na niego działać.
– Czcigodny Randall chciał, abym go wyprowadził z koszar. Tak, żeby nikt się nie zorientował. Później miałem mu pomóc wrócić. Pełnię tej nocy wartę.Nie byłoby to trudne do zrealizowania – powiedział już pewniejszym tonem.
W tym oświetleniu Niamh dostrzegła pewne cechy świadczące o niepełnej krwi rebmiańskiej płynącej w jego żyłach. Kolor oczu. Kolor włosów. Silniej zarysowana szczęka i bardziej krępa budowa ciała.
– Nie. Nie byłoby… – skinęła głową. – Jak długo służysz, Aililllu? Znasz dobrze rozkład koszar?
– Służę już czwarty rok – powiedział z dumą. – I znam bardzo dobrze to miejsce. To mój dom, pani.
Niewielu gwardzistów tak mówiło o koszarach. Dla sporej części służba była tylko kolejnym etapem nauki. Kolejnym przystankiem w karierze politycznej. Lub też była tylko dodatkiem do życiorysu fircykowatych paniczyków. Ci, którzy koszary domem zwali, musieli się w nich wychować. Oznaczało to, że albo ich rodziny były zbyt biedne by mogły kupić stanowiska dla swych synów, albo się wstydziły pochodzenia syna. Zważywszy na jego mieszane pochodzenie, ta ostatnia opcja była bardziej niż prawdopodobna.
– Ile w ostatnich dniach kosztuje zdrada? – spytała pomału. – Na ile cię wycenił?
– Półroczny żołd, pani.
– I nie opłaciło ci się?
Dla niego to był majątek. Ona miała suknie warte nawet więcej. Całą garderobę.
– Nie, pani – odparł niezbyt przekonująco.
– To dobrze. Nie odczujesz więc straty, gdy oddasz łapówkę na ręce Meave, która prowadzi sierociniec. Z przeznaczeniem na naukę i wyposażenie chłopca, którego sam wskażesz i wybierzesz, a który będzie miał w twojej ocenie zadatki na żołnierza.
– Tak, pani – odparł szybko i bez mrugnięcia okiem.
– Nie odczujesz – powtórzyła. – Bo ja płacę dwa razy więcej.
– Tak, pani. Dziękuję, pani. – Gwardzista zmieszał się i to bardzo słysząc słowa generalskiej córki.
Niamh prześlizgnęła się wzrokiem po dłoniach żołnierza. Potem spojrzała na własne. Poprawiła pierścionek, aby niebieskie oczko znajdowało się dokładnie pośrodku palca.
– O twoim losie pomówimy później. Podasz mi imię swojego dowódcy. To, co mu rzeknę, zależy od ciebie. Więc, Aililu… czego dokładnie chciał nasz gość?
– Kapitan Tadhg jest moim dowódcą. – Gwardzista przełknął głośno ślinę. – Randall naprawdę chciał tylko wyjść na krótki czas i wrócić.
Znała kapitana Tadhga. Poczytywała sobie każdą konieczność kontaktu z tym pozbawionym taktu, elegancji i wyczucia brutalnym mężczyzną za dopust i niedogodność. Cóż, czasem trzeba...
– Zatem weźmiesz zapłatę i obiecasz mu to, czego od ciebie chciał. Dzisiaj, godzinę przed północą. Znasz to miejsce za stajniami, gdzie mur nieco niższy jest i porośnięty wodorostami? Och, znasz na pewno… – Usta Niamh wygięły się w lekkim uśmiechu. – Żołnierze wymykają się tamtędy nocą do domów uciech w mieście od lat. Tamtędy go wyprowadzisz. I tamtędy każesz mu wrócić, przed… kiedy kończy się twoja warta?
– O szóstej nad ranem.
– Idź zatem i obiecaj czcigodnemu gościowi, że godzinę przed północą pójdzie na upragniony spacer – wyciągnęła do żołnierza dłoń ze ściągniętymi w dół palcami. – Wpierw jednak bądź tak miły i odprowadź mnie do wyjścia.

Patrzył na jej rękę, jakby nie wiedział, co z nią trzeba zrobić. Dopiero gdy poruszyła palcami, ujął ją niezręcznie i równie niezręcznie i bez wprawy pocałował. Dotyk jego ust był nieoczekiwanie ciepły i miękki i pewnie Niamh sprawiłby przyjemność. Gdyby poświęcała takim prostym i chwilowym podnietom choć skrawek swej uwagi.
– Randallowi rzekniesz też, że dzisiaj albo nigdy – dodała cicho i ujęła ramię żołnierza. – Bowiem chodzą plotki, że zostaniesz przeniesiony.

Gdy szli do bramy, odprowadzały ich dziesiątki spojrzeń. I Niamh wiedziała, że każdy z gwardzistów w myślach wyzywa teraz Aililla od męskich prostytutek i odrażających, niegodnych miana żołnierza kreatur, które wspinają się do wyższej szarży po łożu córki generała. I że mimo to każdy chciałby znaleźć się na jego miejscu.

Niamh zaś kroczyła z wdziękiem, wspierając się lekko na ramieniu mężczyzny i myślała, że wszystko wskazuje na to, że ktoś ją ma za wyjątkową idiotkę.


Wtajemniczenie Albina nie było w ogóle kwestią. Jeśli miał choć jeden dzień przetrwać samotnie na dworze Amberu, musiał nauczyć się nieufności. Dlatego też wczesnym popołudniem Niamh wpłynęła do komnat zajmowanych przez Erykowego potomka w obłoku białych i błękitnych koronek i porwała go na przejażdżkę na wzgórze za miastem, gdzie, jak mu zapowiedziała, królewski naturalista przewidział na dzisiaj przejście ławicy meduz.

Meduz nie było jednak widać jak okiem sięgnąć.
– I całe szczęście – skwitowała Niamh. – Są wybitnie jadowite.

Po czym zrelacjonowała kuzynowi ze szczegółami rozmowę z gwardzistą o mieszanej krwi.
– Zaiste – podsumowała cicho, zapatrzona w przestwór wody, jakby jakieś meduzy miały się jednak nieoczekiwanie i znienacka pojawić – jestem odpowiednią i jedyną właściwą osobą, której żołnierz powinien zgłosić, że zaproponowano mu łapówkę. Dlatego umówiłam się z nim tak, jak ci to opowiedziałam. Wierni memu ojcu ludzie pilnują muru już teraz, kiedy tu stoimy. A pół godziny przed wyznaczoną ucieczką złożę Randallowi wizytę, aby oznajmić mu cudowną nowinę. Znalazłam mu godniejszą komnatę i zaraz go przeniosę... Chciałabym, abyś poszedł ze mną, Albinie.
 
Asenat jest offline  
Stary 24-02-2016, 22:26   #28
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Dziwne zachowanie się magii lekko zaniepokoiło Jeroma. Czyżby to bliskość Chaosu? Czy raczej specyfika Cienia? Nigdy to mu się nie zdarzyło. Rzucanie zaklęcia przełożył na rano.

Rankiem sprawdził swoje zaklęcia, ich rozkład także był daleko posunięty. Ale czas było wziąć się do roboty. Nalał okowity na talerz i ustawił na środku stołu. Wyrwał włos z głowy ojca i ostrożnie umieścił go na powierzchni cieczy. Potem uważnie wyrysował zamoczonym w okowicie palcem runy. Tu poszło łatwo, prawdziwa praca dopiero się zaczynała, zapalił świecę i zaczął powoli kumulować energię. Szło pod górkę. Jakby napełniał wannę kieliszkiem. W końcu sięgnął po świecę i zgasił ją gestem. Ze zdumieniem spojrzał w okno, wieczorna szarość właśnie zawitała nad miasto.
Pokręcił w zadumie kłową. Przeciągnął się i sprawdził co z ojcem. Niestety, wciąż był nieprzytomny. Zszedł na dół i zjadł kolację.

Kolejnego ranka spróbował poprawić swoje zerodowane zaklęcia. Także szło ciężko. Ale nie miał nic innego do roboty. Kolejne trzy dni minęły na żmudnym dłubaniu przy zaklęciach, ale nie przemęczał się.
W końcu widząc trzeciego dnia brak poprawy podjął decyzję. Czas było ruszać w Cień, ponowni wybrnał się na rynek. Minął jakieś zbiegowisko, ale nie zainteresował się powodem. Odnalazł kupca z którym wcześniej rozmawiał i którego ceny zadowalały jego sakiewkę. Niedługo potem zajechał dwukółką zaprzężoną w muła, w sakwach miał prowiant na kilka dni. Zaparkował z tyłu za karczmą przy stajniach. Jako, że było jeszcze przed południem, zdecydował się wyruszyć dzisiaj.

- Panie Hann
- powiedział odszukawszy karczmarza - czas mi w drogę, policz proszę ile się należy. Ja tymczasem przygotuje ojca do drogi.
- A nie zaszkodzi tak rannego wozić?

- Muszę zaryzykować, jego stan się nie zmienia, myślę że lepiej wrócić do domu. Jeśli ma stać się to co najgorsze, lepiej by był bliskich.
Karczmarz pokiwał w milczeniu głowa i zaczął podliczać rachunek.

Godzinę później dwukółka powoli turkotała na bruku. Nie niepokojony przez strażników wyjechał za bramy miasta. Gdy tylko zniknie im z oczy planował ruszać w Cień. Do domu.
 
Mike jest offline  
Stary 02-03-2016, 22:13   #29
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
W nieznanym cieniu




Wyjazd z Uz nie stanowił problemu. Straż dokonywała sporadycznych kontroli większych wozów. W tym sporym tłumie Jerome z ojcem wyjechali i do pierwszego rozstaju dróg podróżowali w nim. Większość wozów obrała lewą odnogę. Młody Amberyta nie zaopatrzył się w żadna mapę. Nie zasięgnął też specjalnie języka. Nie było to potrzebne. Wystarczyło mu znalezienie się na odludzi. Dlatego też on wybrał prawa odnogę. Tych kilka wozów, które skręciły razem z nim stopniowo zaczynały oddalać się od niego. Być może narzucili sobie większe tempo. Nie miało to większego znaczenia dla młodego Amberyty. On potrzebował wręcz samotności. Dlatego nie przejął się.
Gdy inni podróżnicy prawie zniknęli Jerome z oczy usłyszał za sobą kolejnych podróżników. Ci, dla odmiany, spieszyli się bardzo.
- Droga dla wielebnej matki!! - Krzyknął ktoś za plecami maga.
Gdy syn Fiony odwrócił się zobaczy za sobą niewielki oddział odzianych w fiolet zbrojnych. Eskortowali osłonięty czerwonym suknem wóz.
- Droga dla wielebnej matki!! - Usłyszał raz jeszcze.
Lepiej nie było wdawać się w kłótnie ze zbrojnymi. Jerome zjechał robiąc przejazd.
Fioletowe proporce z białym kryształem szybko zniknęły mu z oczu.
Wóz toczył się powoli, bardzo powoli. Zakupione zwierzęta pociągowe jakby traciły na sile. Młody mag zdał sobie z tego sprawę dopiero gdy pokonanie niewielkiego wzniesienia zaczęło stanowić nie lada problem. Jerome musiał zsiąść i pomóc zwierzętom. I to bardzo pomóc.



Rebma




O umówionej godzinie Albin i Niamh ruszyli do koszar. Mijali opustoszałe i ciche ulice pogrążone we śnie miasta.
Noc pod powierzchnią wody znacznie różniła się od tej na powierzchni. Już choćby brak księżyca nad głową był największą różnicą. Wszechobecne, zielone kule dawały wystarczająco dużo światła by się nie zabić. Ich moc była jednak zredukowana, by mieszkańcy podwodnego królestwa mogli bez przeszkód udać się na spoczynek.
Cóż to za przyjemność spać gdy światło razi cię w oczy?
Kolejną różnica była wszechogarniająca cisza. Na powierzchni, nocą gdy gwar dnia umilkł, słychać było swoje kroki stawiane na brukowanej ulicy. Tutaj ich przejściu nie towarzyszyły żadne odgłosy. Atramentowa głębia oceanu rozciągającego się nad ich głowami pochłaniała dźwięki.
Przy bramie stał tylko jeden wartownik, Ailill. A powinno być ich dwóch, odnotowała w myślach córka generała.
Młody gwardzista wyprężył pierś i zasalutował gdy go mijano.
W lazarecie panował spokój. Chorzy zażywali odpoczynku. I tutaj ich przejściu nie towarzyszył żaden dźwięk. Nie musieli się zatem skradać, by nie zakłócić spokoju pacjentom i ukryć swa obecność.

Drzwi do pokoju, w którym umieszczono dostojnego gościa królowej były zamknięte. Widać było jednak przez szparę przy podłodze, że w środku pali się światło. A także, że ktoś krząta się po pokoju.


 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 07-03-2016, 10:01   #30
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Jerome zatrzymał wóz ledwo usłyszał krzyk. Spojrzał na ojca ale żadnych zmian nie dostrzegł. Zwierzakom i tak potrzebny był odpoczynek, co wydało mu się dziwne, jako że ich nie forsował specjalnie. Owinął lejce wokół pnia drzewa i ostrożnie zagłębił się w las. Starał się wykorzystać każdą osłonę. Nie szedł prosto lecz po niewielkim łuku by dotrzeć do źródła krzyku z boku. Mając w pamięci kłopoty z magią, poluzował sztylet w pochwie.

Krzyki w pewnym momencie umilkły, jak odcięte nożem. Pojawiły się za to nowe bodźce w postaci swądu spalenizny i chyba odgłosów końskich kopyt. Tego ostatniego młody Amberyta pewny jednak nie mógł być. Najciszej jak potrafił Jerome tknięty złym przeczuciem zaczął wracać do wozu. Podejrzewał, iż mijający go niedawno oddział właśnie ruszył z powrotem i porzucony przy drodze wóz może wydać się im podejrzany. Wóz stał dalej w tym samym miejscu, w którym go zostawił.
Jerome poklepał muła po grzbiecie i schwyciwszy za uzdę wprowadził głębiej w las, kryjąc wóz za krzakami. Po chwili wrócił na drogę i sprawdził czy widać wóz. Potem starał się wyprostować krzaki i trawę tak by jak najmniej rzucała się w oczy.

Na drodze było pusto. Zarówno w jedną jak i w drugą stronę. Cisza i spokój. Wręcz sielankowy obrazek. Młody mag mógł dostrzec dzikie stworzenia, które zajęte swoimi sprawami nie zwracały uwagi na ukrytego w leśnym poszyciu człowieka. Jerome ponownie ostrożnie ruszył w kierunku gdzie słyszał krzyki. Nie niepokojony przez nikogo dotarł ponownie do drogi, która kawałek dalej zakręcała. Zapach spalenizny stał się mocniejszy. Nic po za tym nie zakłócało spokoju tego miejsca. Ostrożnie przeszedł na drugą stronę drogi. W tym miejscu podszyt był gęściejszy. Przedzieranie się przez kolczaste zarośla nie było najmilszą rzeczą jaka mogła się synowi Fiony przytrafić. Ale opłaciło się. Po kilkudziesięciu metrach Jerome dostrzegł polanę, którą przecinała droga. Dostrzegł też wywrócony wóz. A właściwie jego resztki. Ogień zdążył strawić większość. Obok leżało kilka ciał odzianych w fioletowe kubraki z białym kryształem wyszytym na piersi. Kawałek od nich, na prawo leżało jeszcze jedno ciało. Kobiece. Czerwona suknia, którą nosiła została z niej częściowo zdarta. Gdy Amberyta podszedł bliżej zobaczył, że ręce i nogi kobiety zostały przwiazane do gałęzi powbijanych w ziemię. Ktoś sobie ułatwił sprawę. Z szarpiącą się kobietą nie jest tak łatwo zabawić się.

Upewniwszy się, że nikt nie nadchodzi, ani miejmy nadzieje nie siedzi w krzakach, wyszedł z krzaków i powoli podszedł do leżącej kobiety. Chciał sprawdzić czy jeszcze żyje. Nie żyła. Nie musiał nawet szukać pulsu. Z poderżniętym gardłem marne są szanse na przeżycie. Działy się tu sprawy, których Jerome nie rozumiał i nie planował zgłębiać. Wycofał się do lasu i tą samą drogą ruszył do ukrytego wozu. Nie zaniechał ostrożności.

Wrócił do wozu i wyprowadził go na drogę, potem prowadząc muła za uzdę ruszył w Cień. najpierw pozbył się miejsca zbrodni. Powoli prowadził wóz pustą drogą. Na niebie chmury nagle zakotłowały się i zmieniły kierunek, przed rzednący las powiała morska bryza. Skrzek mewy zwiastował bliskość wybrzeża. Gdy tylko opuści las, powinien znaleźć się na szczycie klifu. Nagle Jerome zatrzymał się. Czego tak naprawdę potrzebował? Ruszył dalej, zapach morskiej bryzy ulotniła się zastąpiony wonią butwiejącej ściółki. Droga stała się rzadko używaną ścieżką. Konary drzew tworzyły dach przez który ledwo prześwitywało słońce. Młody mag skupił się jak nigdy dotąd, zawsze szukał miejsca i dopasowywał Cień do tego. Teraz szukał osoby, krajobraz zaś kształtował się sam, zdając prowadzić przez Cień Jeroma. Wprost do jednego z najlepszych uzdrowicieli.
Cień poddał się i to łatwo. Tak jak zawsze poddawał się woli dziedziców krwi Oberona. To była dobra wiadomość tego dnia. Złą natomiast było, że jeden z mułów też się poddał. Zwierzę zarżało cicho i padło. Jerome zaklął, przyklękł przy zwierzęciu i sprawdził czy żyje. Żyło. Dyszało ciężko i piana mu się z pyska toczyła.

Dalej nie dało się jechać, sprawdził co z drugim mułem. Drugi muł trzymał się jeszcze, a przynajmniej stał. Trudno było powiedzieć jak długo wytrzyma. Potem spróbował przywołać Wzorzec, by sprawdzić czy wciąż z magią jest coś nie tak. Z uprawianiem magi było już łatwiej. Jerome nie czuł nieprzyjemnego oporu.
- Czas na odpoczynek, stary - poklepał muł i zaczął go wyprzęgać. Leżącego muła także wyprzągł. Jeśli się dało ściągnął wóz trochę na bok ścieżki. I zaczął przygotowywać się do noclegu.
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172