|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
27-01-2016, 10:03 | #21 |
Reputacja: 1 |
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała. - W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor. "Rycerz cieni" Roger Zelazny Ostatnio edytowane przez Efcia : 16-02-2016 o 01:30. |
07-02-2016, 00:22 | #22 |
Reputacja: 1 | Karczmarz zaprowadził Jeroma niosącego ojca do pokoju. Otworzył drzwi, a potem pomógł ułożyć rannego na łóżku. - Posłałem chłopka po medyka - powiedział. - Dziękuje ci… - Amin Hann. - Dziękuje ci Amisie Hann - powiedział Jerome ściskając jego dłoń. Ten machnął ręką. - Pomoc komuś w potrzebie jest naszym obowiązkiem. - Ale nie każdy się z obowiązku wywiązuje - odparł Jerome. * Medyk obejrzał dokładnie rany, coś pomruczał pod nosem. - Dobra robota, niema czego poprawiać. A i to mu uratowało życie. Ja więcej tu nie zrobię. Pogrzebał w swojej torbie i wydobył dwa słoiczki. - Smarujcie panie tą maścią stłuczenia i… czekajcie. Tylko czas tu może pomóc. - Dziękuję, ile się należy za poradę i maści? Machnął ręką i powiedział: - Wiele nie zrobiłem, także tyle co za maść. Gdy medyk poszedł Jerome usiadł na krześle i patrzył na nieprzytomnego ojca. Zagrzmiało. Dopiero po chwili uprzytomnił sobie, że to burczy mu w brzuchu. Wstał i zamknąwszy drzwi pokoju zszedł na dół. - Znajdzie się coś do jedzenia, panie Hann? - Bigos mam na ogniu, a mogę i podgrzać gąskę, wczoraj pieczona. - Wezmę bigos, gąskę też podgrzejcie panie Hann. I coś do picia. Usiadł pod ścianą po lewej tuż przy schodach na górę siedziała kobieta nie tak dawno zaczepiana przez jednego z mężczyzn, którzy teraz siedzieli po drugiej stronie. Jeden nachylił się do drugiego i rzekł ściszonym głosem: - Kurwy znowu zjeżdżają do miasta. - Ciszej. - Będą kraść dzieci. - Lepiej się ucisz głupcze. - kompan złapał go za ramię i pociągnął do wyjścia. Jerome jedząc, odprowadził ich wzrokiem do drzwi, potem dyskretnie zerknął na kobietę. Nie sprawiała wrażenia zalęknionej. Dopił wino i odsunął talerz z kośćmi. - Wyborna gąska - pochwalił. - Głodniście to i wam smakowała - odparł karczmarz. - Wiem co mówię, śmiało mogła by gościć na szlachecki stole. Potrzebuje kupić parę rzeczy, gdzie znajdę tu rynek. - Niedaleko, skręcisz panie po wyjściu z karczmy w prawo, potem cały czas prosto. Aż dojdziesz do fontanny, tam skręcasz w prawo i już będziesz widział panie rynek. Po drodze także miniesz sklepy i stragany. Skinął głową w podzięce i ruszył do drzwi zostawiając na ladzie srebrną monetę. Ciężko był o by nie trafić na rynek, sporo ludzi zmierzało w tamtym kierunku, albo stamtąd wracało. Szybko znalazł to czego szukał, potargował się raczej dla zasady i by zabić jakoś czas niż z prawdziwej potrzeby. Lusterko nie było duże, ale takie potrzebował. Załatwiwszy najważniejszą sprawę, pokręcił się po rynku. - Witam panie w ten piękny dzień - powiedział nagle facet z tacą zawieszona na szyi pełną smażonych kiełbasek. - Może kiełbaskę? Z prawdziwej wieprzowiny. Jeszcze wczoraj świnki biegały w chlewiku. Taniutko. Gardo sobie podrzynam takimi cenami. Jerome kupił smażoną kiełbaskę. Zawsze miał do nich słabość, a ta była z “prawdziwej wieprzowiny”. Choć Jerome podejrzewał, że siedzący koło sprzedawcy pies nie tyle żebrał o resztki co raczej był żywą reklamą produktu. Normalnie chłopak rzucił by resztkę psu, ale nie chciał go sprowadzać na niecną drogę kanibalizmu. Dlatego też odszedł odprowadzony niepochlebnym psim spojrzeniem. Popytał jeszcze od ceny koni pociągowych i osłów oraz wozów i dwukółek. Planował jak tylko ojcu się poprawi ruszyć przez Cienie. W końcu wrócił do karczmy, zamówił dzban mocnej okowity i ruszył na górę. Karczmarz sam z siebie dorzucił dwa solone śledzie. - Dziękuję, panie Hann. Myśli pan o wszystkim. Chyba się zdrzemnę po tym - podniósł dzban znacząco - Jakbym nie zszedł na kolację to proszę się nie kłopotać. W pokoju sprawdził co z ojcem, ale było bez zmian. Położył lusterko i dzban na stoliku i usiadł. Czas było na zaklęcie prawdy, zbyt wiele rzeczy nie pasowało Jeromowi. Ale zanim zaczął splatać zaklęcie, zamknął drzwi i podparł je krzesłem. Potem upewnił się że ojciec naprawdę śpi. Kiedy był gotowy przywołał Wzorzec i obejrzał ojca dokładnie. Szukał zaklęć czy innych zabezpieczeń lub pułapek. Nie zamierzał doprowadzić do interferencji zaklęć czy uruchomić jakiegoś paskudnego czaru. |
12-02-2016, 22:32 | #23 |
Reputacja: 1 | Wizyta w Rebmie okazywała się bardziej zaskakująca, niż to Albin mógł przewidywać w najśmielszych snach. Llewella była dość oszczędna w opisywaniu mu pozostałych członków rodziny. Zaś Fiona była porywająco piękna. Zdawało się to rozciągać na wszystkie kobiety w rodzinie, jednak ciotka miała w sobie coś drapieżnego. Może było to tylko złudzenie, wywołane kolorem włosów. Uśmiech samym kącikiem ust nie podobał mu się zbytnio, nie wiedział, czy był oznaką braku szczerości w nim, czy raczej głębokiego zamyślenia nad znaleziskiem. Same wieści o pękniętym wzorcu sprawiły że przeszedł mu po plecach lekki dreszcz. Skąd się wzięły te pęknięcia, jak działały, co można było zrobić dzięki takiemu wzorcowi lub jak wpływał na otoczenie. Z tego co mówiła ciotka i co sam poczuł do tej pory, Wzorzec był niejako gwoździem, który zawieszał dany obraz na ścianie, pozwalając mu istnieć, zamiast opaść w wieczną zmienność. Porównanie zapewne dalekie było od prawdy, ale z jego obecną wiedzą, wydawało się dość akuratne. Nigdy nie ciągnęło go na Amberycki dwór i miasta, którego podobno odbiciem była Rebma. Teraz jednak pęknięty wzorzec nie dawał mu spokoju. Zwykle nie interesował się takimi rzeczami, ale miał przeczucie że to było wielkie i nie należało z tego spuszczać dłoni ani oka choćby na chwilę. Całkiem jak przy ujeżdżaniu źrebców. Moneta, która wędrowała po grzbiecie jego dłoni zamarła. - Dziękuję pięknie za zaproszenie. - Skłonił się Fionie, jak uczyła go ostatnimi czasy Niamh. - Jeśli uważasz że moja wizyta nie będzie problematyczna, przy takim natłoku ważniejszych gości, z chęcią odwiedzę Amber i dowiem się o nim coś więcej. - Powiedział z lekkim uśmiechem, który nie do końca obejmował oczy. - Albin będzie ozdoba każdego dworu, który zdecyduje się odwiedzić - zapewniła Niamh cicho. Nawet nie musiała wkładać wysiłku, by jej głos zabrzmiał szczerze, a w oczach nie zaświeciło się połyskliwie łgarstwo. Naprawdę tak myslała. Mógł być młody, ale szybko się uczył. Podziękowała cichym, szemrzącym głosem za komplementy i zapytała uprzejmie o losy kilku dworzan, znanych jej z poprzedniego pobytu, i wysłuchała pozbiawionej znaczenia odpowiedzi na pozbawione znaczenia pytanie. Tego istotnego nie zadała. Gdyby w walce poległ lub został ranny książę Amberu, Fiona nie trzymałaby tej informacji w ukryciu, tocząc salonowe rozmowy. - Z radością towarzyszyłabym Albinowi, Lady Fiono, i znów usiadłabym u stóp mojej dobrej pani Vialle w ogrodach Amberu. Lecz ojciec mój musiałby wpierw wyrazić zgodę na mój wyjazd. Zapytam go o to, za twoim pozwoleniem. Skłoniła lekko głowę i złożyła razem na podołku kształtne dłonie. Posiadanie możnego i wpływowego ojca miało wiele zalet. Jedną z nich było to, że Niamh zawsze mogła odwołać się do ojcowskiej władzy i kupić sobie trochę czasu. - Mam nadzieję, że generał Ruadhagen pozostaje w dobrym zdrowiu. - Fiona zadała pytanie takim samy tonem jakim toczona była rozmowa o dworzanach. - Pozdrów go ode mnie gdy będziesz pytała o pozwolenie udania się na dwór Amberu. Wizyta członków rodziny nigdy nie jest problemem. A sytuacji takiej jak ta może być dodatkowym atutem. - Dodała po krótkiej chwili milczenia spoglądając na Albina. - Czy w sytuacji takiej jak ta... - Niamh zająknęła się z wyuczonym zagubieniem i nieudawaną troską - dodatkowym atutem czy koniecznością wręcz nie jest oddanie Albinowi na usługi zbrojnej świty? -W zamku? - Mistrzowsko Fiona odegrała zdziwnienie. - Z krwią za zaszczytami podążają obowiązki. To dom również i jego ojca. - Niamh nie dała się zepchnąć z tematu ani zerwać z siebie maski wytwornej damy. - Jeśli będzie trzeba go bronić, ma spędzić czas bitwy w babińcu? Albin podrzucił monetę kciukiem i pozwolił obracać się jej w powietrzu, nim złapał ją w dłoń bez sprawdzania co mogło wypaść. Następnie podszedł bliżej balustrady, by móc lepiej podziwiać widok na miasto. – Lady Llewello, masz doskonały gust, jeśli idzie o widoki. Zaś ze mnie... – Albin zawiesił na chwilę głos. – Byłby zapewne słodki paź, ale obawiam się, zę musiałbym bardzo popracować nad manierami, ze swoimi nadaję się predzej do stajni lub infirmerii. – Dodał po chwili. Musiał najwyraźniej przypomnieć kobietom, że ich najnowszy pionek był w zasięgu ucha. -I babińca trzeba bronić. - Zauważyła Fiona po czym zwróciła się do Llewelli.- Widzę droga siostro, że twojemu gościowi dobrze w Rebmie i nie chce udać się do domu swojego ojca. - Tu płomiennowłosa Amberytka spojrzała znacząco na Niamh. Llewella rozłożyła tylko ręce w geście bezradności. - Przecież nie każę mu odejść. Sam musi tego chcieć. - Prawda. - Zgodziła się córka Clarissy. - Mogę mieć tylko nadzieję, że niedługo zawitasz Albinie do Amberu. - Posłała młodemu człowiekowi ciepły uśmiech. - Król z pewnością będzie chciał cię poznać. - Mówiąc to wyciągnęła kartę. Po krótkiej chwili nastąpiło połączenie i Fiona, żegnając się uprzejmie ze wszystkimi, rozpłynęła się w powietrzu. - Wieści z Amberu są dość niepokojące. - Podjęła po chwili Llewella. - Czy kiedykolwiek przyszły stamtąd dobre wieści? - Zapytał po chwili zastanowienia Albin. - Coś mi się jednak widzi, że bez wizyty tam się nie obejdzie, mimo zamieszania. - Kontynuował po chwili młody Amberyta. Zwłaszcza jeśli król stwierdzi że bardzo chce poznać bratanka, przeszło mu przez głowę. - Wpierw trzeba uporać się z sytuacją tutaj. -Zielonowłosa Amberytka popatrzyła gdzieś w dal przez okno swojego domu. - Ciekawe jak mag zareaguje na zniknięcie jego małej tajemnicy. Ale to się okaże z czasem. - Albin spojrzał w kierunku, który przykuł wzrok ciotki, nie miał pojęcia czy było to tylko puste spojrzenie, czy wyglądała za czymś konkretnym. Zdawało się jednak, że trzeba będzie się zacząć mocno rozglądać dookoła, w tym i przez ramię od momentu, kiedy czarodziej wróci do wieży. - Iście ciekawe... pytanie, czy należy mu zezwolić na reakcję. Obecnie przebywa w gościnie gwardii i ma przyjemność rozmowy z mym ojcem. Generał... - przeniosła wzrok na Lady Llewellę. - ... czeka na twe polecenie, pani. Lecz nie może czekać wiecznie. Ani trzymać w zamknięciu i odosobnieniu gościa królowej... bez mocnych dowodów. -Nie będziemy trzymać w zamknieciu i odosobnieniu gościa królowej. - Llewella odwróciła się do swoich rozmówców. - W trosce o jego dobre zdrowie zapewnimy mu opiekę. Jestem pewna, że jej wysokość nie podważy słów medyka. - Uśmiechnęła się nieznacznie. - Jestem pewna, że badanie waszego znaleziska nie zajmie Fionie dużo czasu. Zaraz napiszę do generała Ruadhagena. Wy tym czasem doprowadźcie się do porządku. Doprowadzenie się do porządku i spakowanie, było całkiem sensowne w tej sytuacji, chociaż syn Eryka miał przy sobie praktycznie wszystko, czego zazwyczaj potrzebował, nawet przy nagłych wyjazdach. - Doprowadzenie się do porządku, akurat jest chyba w zakresie naszych kompetencji. - Uśmiechnął się szeroko Albin i lekko skłonił Llewelli gotów do wyjścia i zabrania się za wszystko.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
13-02-2016, 15:55 | #24 |
Reputacja: 1 | Gdy Niamh zbierała się, by wyjść, Llewella chwyciła ją delikatnie za dłoń. |
16-02-2016, 02:35 | #25 |
Reputacja: 1 |
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała. - W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor. "Rycerz cieni" Roger Zelazny |
20-02-2016, 21:59 | #26 |
Reputacja: 1 | Rebma go nieco zadziwiała. Dziwny wybuch szybko został odsunięty w pamięci mieszkańców na drugi plan. Nie minęło przecież tak wiele czasu, a na ulice wrócił festynowy gwar i muzyka. Wołający go głos, prawie umknął mu w tłumie. W końcu jednak przykuł jego uwagę. - To zależy, gdzie chciałaś trafić? - Zapytał Albin, jego wiedza na temat miasta była dość ograniczona, ale zdążył je już nieco poznać. - Nareszcie jakaś przyjazna dusza. - Uśmiechnęła się zalotnie, chociaż mógł być to też jej naturalny sposób bycia. - Szukam wieży maga Randala. Miała się pod nią z ojcem spotkać. W głowie Albina, rozdźwięczały się dzwonki alarmowe, niczym blaszki rozstawione dookoła górskiego obozowiska. Umówiła się na spotkanie z ojcem, a mimo to była w stanie zgubić drogę. Czemu więc miała się spotkać właśnie tam? Biorąc pod uwagę okoliczności, zaczęła mu bardziej przypominać żmije zaczajoną w trawie niż słodką dziewczynę. - Wieża maga? Czemu akurat tam, jeśli udało ci się zgubić drogę, to raczej kiepskie miejsce, by umówić się na spotkanie, nie sądzisz? Hmm. – Skończył na chwilę z moralizatorskim tonem. – Zaprowadzę cię. – Stwierdził młody amberyta, chciał nieco wyciągnąć z dziewczyny a co najważniejsze, przekazać strażnikom przy wieży, że gdyby chciała wejść do środka, należy ją bezzwłocznie odstawić do pałacu. Najlepiej loszku. Gdyby zaś okazała się podawać za córkę maga, to zmieniałoby wiele. - To niedaleko placu targowego. - Tu miała rację. - Mój ojciec jest kupcem. Wystawił tam swój stragan. Pozwolił mi przyjrzeć się festiwalowi. Ale odeszłam za daleko i zgubiłam się. - Jej wielkie, brązowe oczy zrobiły się szkliste od łez, ale nie rozpłakała się. - Dziękuję ci bardzo panie. Cóż mógł zrobić Albin w takiej sytuacji. Ruszył w kierunku źródła niedawnego zamieszania, prowadząc dziewczynę. Zamiary ciągle miał te same, może brała go lekka paranoja, ale w chwili obecnej wolał być nieufny, niż wdepnąć na grabie. Pod wieżą maga niewiele się zmieniło. Zmalała tylko liczba gapiów. Gwardziści dobrze wykonali swoje zadania. Dziewczyna przystanęła przy domu Randala. - Dziękuję ci panie za pomoc. - Znowu uśmiechnęła się do niego zalotnie. - Czy mogłabym poznać twoje imię, żebym wiedziała komu mam być wdzięczna? - Taslin - Odparł mężczyzna. - A jak tobie na imię i który to twój ojciec? - Zapytał z zaciekawieniem, w dalszym ciągu miał zamiar uczulić straż na dziewczynę. -Dye, córka Arana. - Powiedziała rozglądając się chwilę. - Kram mojego ojca stoi na placu targowym. Możemy tam podejść. - Dobry pomysł, chyba nawet sensowniejszy niż czekanie tutaj. – Przytaknął dziewczynie Albin i ruszył na plac targowy. Może był przeczulony, może dziewczyna faktycznie po prostu się zgubiła. – Skąd jesteś? Nie wyglądasz na mieszkańca Rebmy. – Zapytał po drodze. - Pochodzę z Eregnor. A ty? Też nie wyglądasz na rdzennego rebmianina. - Odparła. Mężczyzna uśmiechnął się, zanim odpowiedział. - Pochodzę z Idaho, fakt, to spory kawałek od Rebmy. - Potwierdził słowa dziewczyny, która przejęła prowadzenie. Tę część musiał znać. Drogę wybierała pewnie, bez zbędnego zastanawiania się. - Dziękuję ci Taslinie z Idaho. - Powiedziała zatrzymując się przy kramie z biżuterią. Wyroby, które tam oferowano cieszyły się dużym zainteresowaniem i trudno było dopchać się do lady. Mężczyzna zastanawiał się, czy dziewczyna nie powinna raczej przejść za ladę, ale nie miał obecnie aż tyle czasu na rozważania tej kwestii. Powinien zająć się przygotowaniami do podróży. - Nie ma za co Dye z Eregnoru. Spokojnego dnia i postaraj się nie zgubić ponownie. - Powiedział z uśmiechem Albin i ruszył w stronę pałacu, swojej kwatery tak, by przejść ponownie obok wieży. Ciekawiło go, czy córka Arana kręciła się już wcześniej przy wieży. Gwardziści zaspokoili ciekawość Albina, jednakże chyba nie takiej informacji syn Eryka oczekiwał. Dziewczyna nie kręciła się koło wieży. Przynajmniej nie na ich zmianie, która rozpoczęła się stosunkowo niedawno. Mimo to, polecił, by uważano na dziewczynę, z którą niedawno temu szedł. Ruszył wreszcie się przygotować. Nie wypadało opóźniać sprawy, nie wiedział tylko dokładnie co spakować. W drodze jednak, co jakiś czas rozglądał się, uważając czy dziewczyna przypadkiem za nim nie idzie. Można to było uważać za paranoję, z drugiej jednak strony, w tej rodzinie ponoć lekka paranoja była zdrowa, a nawet przejawem podstaw zdrowego rozsądku.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
23-02-2016, 15:10 | #27 |
Reputacja: 1 | Niamh usiadła na ławce z dala od okien, tak by nikt nie mógł podsłuchiwać ich rozmowy, i wskazała żołnierzowi miejsce obok siebie. |
24-02-2016, 22:26 | #28 |
Reputacja: 1 | Dziwne zachowanie się magii lekko zaniepokoiło Jeroma. Czyżby to bliskość Chaosu? Czy raczej specyfika Cienia? Nigdy to mu się nie zdarzyło. Rzucanie zaklęcia przełożył na rano. Rankiem sprawdził swoje zaklęcia, ich rozkład także był daleko posunięty. Ale czas było wziąć się do roboty. Nalał okowity na talerz i ustawił na środku stołu. Wyrwał włos z głowy ojca i ostrożnie umieścił go na powierzchni cieczy. Potem uważnie wyrysował zamoczonym w okowicie palcem runy. Tu poszło łatwo, prawdziwa praca dopiero się zaczynała, zapalił świecę i zaczął powoli kumulować energię. Szło pod górkę. Jakby napełniał wannę kieliszkiem. W końcu sięgnął po świecę i zgasił ją gestem. Ze zdumieniem spojrzał w okno, wieczorna szarość właśnie zawitała nad miasto. Pokręcił w zadumie kłową. Przeciągnął się i sprawdził co z ojcem. Niestety, wciąż był nieprzytomny. Zszedł na dół i zjadł kolację. Kolejnego ranka spróbował poprawić swoje zerodowane zaklęcia. Także szło ciężko. Ale nie miał nic innego do roboty. Kolejne trzy dni minęły na żmudnym dłubaniu przy zaklęciach, ale nie przemęczał się. W końcu widząc trzeciego dnia brak poprawy podjął decyzję. Czas było ruszać w Cień, ponowni wybrnał się na rynek. Minął jakieś zbiegowisko, ale nie zainteresował się powodem. Odnalazł kupca z którym wcześniej rozmawiał i którego ceny zadowalały jego sakiewkę. Niedługo potem zajechał dwukółką zaprzężoną w muła, w sakwach miał prowiant na kilka dni. Zaparkował z tyłu za karczmą przy stajniach. Jako, że było jeszcze przed południem, zdecydował się wyruszyć dzisiaj. - Panie Hann - powiedział odszukawszy karczmarza - czas mi w drogę, policz proszę ile się należy. Ja tymczasem przygotuje ojca do drogi. - A nie zaszkodzi tak rannego wozić? - Muszę zaryzykować, jego stan się nie zmienia, myślę że lepiej wrócić do domu. Jeśli ma stać się to co najgorsze, lepiej by był bliskich. Karczmarz pokiwał w milczeniu głowa i zaczął podliczać rachunek. Godzinę później dwukółka powoli turkotała na bruku. Nie niepokojony przez strażników wyjechał za bramy miasta. Gdy tylko zniknie im z oczy planował ruszać w Cień. Do domu. |
02-03-2016, 22:13 | #29 |
Reputacja: 1 |
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała. - W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor. "Rycerz cieni" Roger Zelazny |
07-03-2016, 10:01 | #30 |
Reputacja: 1 | Jerome zatrzymał wóz ledwo usłyszał krzyk. Spojrzał na ojca ale żadnych zmian nie dostrzegł. Zwierzakom i tak potrzebny był odpoczynek, co wydało mu się dziwne, jako że ich nie forsował specjalnie. Owinął lejce wokół pnia drzewa i ostrożnie zagłębił się w las. Starał się wykorzystać każdą osłonę. Nie szedł prosto lecz po niewielkim łuku by dotrzeć do źródła krzyku z boku. Mając w pamięci kłopoty z magią, poluzował sztylet w pochwie. Krzyki w pewnym momencie umilkły, jak odcięte nożem. Pojawiły się za to nowe bodźce w postaci swądu spalenizny i chyba odgłosów końskich kopyt. Tego ostatniego młody Amberyta pewny jednak nie mógł być. Najciszej jak potrafił Jerome tknięty złym przeczuciem zaczął wracać do wozu. Podejrzewał, iż mijający go niedawno oddział właśnie ruszył z powrotem i porzucony przy drodze wóz może wydać się im podejrzany. Wóz stał dalej w tym samym miejscu, w którym go zostawił. Jerome poklepał muła po grzbiecie i schwyciwszy za uzdę wprowadził głębiej w las, kryjąc wóz za krzakami. Po chwili wrócił na drogę i sprawdził czy widać wóz. Potem starał się wyprostować krzaki i trawę tak by jak najmniej rzucała się w oczy. Na drodze było pusto. Zarówno w jedną jak i w drugą stronę. Cisza i spokój. Wręcz sielankowy obrazek. Młody mag mógł dostrzec dzikie stworzenia, które zajęte swoimi sprawami nie zwracały uwagi na ukrytego w leśnym poszyciu człowieka. Jerome ponownie ostrożnie ruszył w kierunku gdzie słyszał krzyki. Nie niepokojony przez nikogo dotarł ponownie do drogi, która kawałek dalej zakręcała. Zapach spalenizny stał się mocniejszy. Nic po za tym nie zakłócało spokoju tego miejsca. Ostrożnie przeszedł na drugą stronę drogi. W tym miejscu podszyt był gęściejszy. Przedzieranie się przez kolczaste zarośla nie było najmilszą rzeczą jaka mogła się synowi Fiony przytrafić. Ale opłaciło się. Po kilkudziesięciu metrach Jerome dostrzegł polanę, którą przecinała droga. Dostrzegł też wywrócony wóz. A właściwie jego resztki. Ogień zdążył strawić większość. Obok leżało kilka ciał odzianych w fioletowe kubraki z białym kryształem wyszytym na piersi. Kawałek od nich, na prawo leżało jeszcze jedno ciało. Kobiece. Czerwona suknia, którą nosiła została z niej częściowo zdarta. Gdy Amberyta podszedł bliżej zobaczył, że ręce i nogi kobiety zostały przwiazane do gałęzi powbijanych w ziemię. Ktoś sobie ułatwił sprawę. Z szarpiącą się kobietą nie jest tak łatwo zabawić się. Upewniwszy się, że nikt nie nadchodzi, ani miejmy nadzieje nie siedzi w krzakach, wyszedł z krzaków i powoli podszedł do leżącej kobiety. Chciał sprawdzić czy jeszcze żyje. Nie żyła. Nie musiał nawet szukać pulsu. Z poderżniętym gardłem marne są szanse na przeżycie. Działy się tu sprawy, których Jerome nie rozumiał i nie planował zgłębiać. Wycofał się do lasu i tą samą drogą ruszył do ukrytego wozu. Nie zaniechał ostrożności. Wrócił do wozu i wyprowadził go na drogę, potem prowadząc muła za uzdę ruszył w Cień. najpierw pozbył się miejsca zbrodni. Powoli prowadził wóz pustą drogą. Na niebie chmury nagle zakotłowały się i zmieniły kierunek, przed rzednący las powiała morska bryza. Skrzek mewy zwiastował bliskość wybrzeża. Gdy tylko opuści las, powinien znaleźć się na szczycie klifu. Nagle Jerome zatrzymał się. Czego tak naprawdę potrzebował? Ruszył dalej, zapach morskiej bryzy ulotniła się zastąpiony wonią butwiejącej ściółki. Droga stała się rzadko używaną ścieżką. Konary drzew tworzyły dach przez który ledwo prześwitywało słońce. Młody mag skupił się jak nigdy dotąd, zawsze szukał miejsca i dopasowywał Cień do tego. Teraz szukał osoby, krajobraz zaś kształtował się sam, zdając prowadzić przez Cień Jeroma. Wprost do jednego z najlepszych uzdrowicieli. Cień poddał się i to łatwo. Tak jak zawsze poddawał się woli dziedziców krwi Oberona. To była dobra wiadomość tego dnia. Złą natomiast było, że jeden z mułów też się poddał. Zwierzę zarżało cicho i padło. Jerome zaklął, przyklękł przy zwierzęciu i sprawdził czy żyje. Żyło. Dyszało ciężko i piana mu się z pyska toczyła. Dalej nie dało się jechać, sprawdził co z drugim mułem. Drugi muł trzymał się jeszcze, a przynajmniej stał. Trudno było powiedzieć jak długo wytrzyma. Potem spróbował przywołać Wzorzec, by sprawdzić czy wciąż z magią jest coś nie tak. Z uprawianiem magi było już łatwiej. Jerome nie czuł nieprzyjemnego oporu. - Czas na odpoczynek, stary - poklepał muł i zaczął go wyprzęgać. Leżącego muła także wyprzągł. Jeśli się dało ściągnął wóz trochę na bok ścieżki. I zaczął przygotowywać się do noclegu. |