Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2016, 23:30   #13
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację



JAKI TU SPOKÓJ... GIRL POWER

Rozdział 2: ZAGUBIONE




Atomowa Kwatera Dowodzenia (podziemia), Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, wieczór, 11.11
Indi ocknęła się i przytuliła ochronnie do siebie Alex, która przestraszona zaczęła pochlipywać słysząc niecodzienne hałasy z góry.
- Lulu? Co się dzieje? - zerwała się na równe nogi i poprawiła broń za paskiem.
- Wiejemy. Uruchomiła się mikrobomba… Trwa odliczanie… Nie wiem ile mamy czasu. Indi… tylko nie na zewnątrz. Nie wolno nam wychodzić na zewnątrz. - Mówiła szybko, ale nie panicznie. Nie krzyczała, ale miała uniesiony głos. Zarzuciła plecak na ramię, odłączyła komputerowi Internet, po czym energicznie zaczęła podchodzić w stronę Amerykanki. Z bebechów kompa faktycznie wydobywał się dźwięk i coś mrugało ostrzegawczym czerwonym światłem.
Indira kiwnęła głową i przytuliła dziecko.
- Chodźmy, wróćmy do … poprzedniego miejsca.
Ruszyła szybko z powrotem do pomieszczenia, gdzie "odprawiała rytuał". Nuciła kołysankę pochlipującej Alex.
- Kopia? - spytała po drodze, spiesząc się.
- Mam połowę na jednym pendrive i drugą połowę na drugim pendrive. Musimy znaleźć chwilę na połączenie danych. Ale Indi… one są i tak zaszyfrowane. Skubany… nie dało się inaczej ich wyciągnąć. To nie koniec walki z tym gównem…
Indira coś kminiła.
- Dobrze. Ty weź jeden, ja wezmę drugi. Gdyby coś, będziemy mieć karty przetargowe. Jeśli uda się nam wyjść, wtedy się spotkamy i zrobisz, co trzeba. Tak? - rzekła w końcu.
- I tak i nie. Bo co jeśli nam je po prostu zabiorą? - Grażynka sięgnęła do kieszeni, wydobywając z niej dwa identyczne pendrive opatrzone logo Uniwersytetu Warszawskiego. Skierowała dłoń z nimi w stronę towarzyszki. - Wybieraj. Jeśli znajdziemy czas… zobaczymy.
Gemmer sięgnęła po prawy pen.
- Może poszukajmy innego wyjścia? - spojrzała niepewnie na Różową. - Może jest stąd jakieś wyjście, którego nie obstawili.
- Najpierw znajdźmy się daleko od tej bomby… - Grażynka wyciągnęła telefon by po drodze szybko napisać smsa.

Cytat:
Do [SMS] Klara: Wyciagnelam ile się dalo sa zaszyfro zaraz bedzie male BUM ostateczne zabezpiecz kompa idziemy jak najdalej nie wychodzimy
- ... nie powinnyśmy wychodzić na zewnątrz. - Upierała się przy swoim. I wtedy właśnie dzięki sieci wentylacji uciekające dziewczyny znalazłszy się poziom wyżej zaczęły słyszeć wyraźniej dobiegające z góry, najprawdopodobniej z poziomu gruntu strzały i wybuchy.
- To… to ten twój ktoś? - spytała Indi, gdy odchodziły coraz dalej i dalej od pracowni Wieszczyckiego na poziomie -3.
- Oby tak Indi… - odparła z westchnięciem i nadzieją w głosie. - Oby tak…
Szły pośpiesznie i przez jakiś czas w milczeniu.
- Indi. W razie czego… zapamiętaj mojego e-maila, okej? Lulu małpa lula kropka pl.
- Ok. Żaden inny. - Amerykanka wsunęła pena do stanika i pokręciła głową na sam gest. Nigdy nie podejrzewała, że użyje bielizny właśnie w taki sposób. A może dodać kieszonki, rodzaj schowku? Teraz by się przydał. Pomyśli nad tym w nowej linii. Grażynka zerknęła na to kątem oka. Jej brwi na chwilę uniosły się lekko w górę.
- Nie mam kieszeni - wyjaśniła ciemnoskóra dziewczyna. Nagle coś zakminiła i wystrzeliła do przodu pospieszając Różową.
Wpadła za przypadkowy róg i postawiła Alex na ziemi, wyciągnęła broń zza paska i trzęsącymi dłońmi przeładowała sprawdzając, czy to nie była podpucha. Te wszystkie lekcje z “opiekunkami”.
- Łoł. Widzę, że nie jesteśmy tak bezbronne jak myślałam… - Grażynka patrzyła oceniając to co zobaczyła… jakby analizowała czy dziewczyna potrafi posługiwać się bronią i jest w stanie to robić. W głosie była nuta zdziwienia, nie spodziewała się, że jej kompanka ma broń, ale jednocześnie ulgi, jakby ucieszyła się, że ją ma.
- To… ostateczność. - Indi miała minę jakby bardzo nie lubiła samego pomysłu posługiwania się pukawką. Zaś jej towarzyszka miała dokładnie przeciwstawną minę… jakby właśnie dostała niezły prezent na gwiazdkę.
- Okej. Skoro działa to pośpieszmy się… może lada chwila być bum… musimy przejść przynajmniej do korytarzy, gdyby stropy się zapadły… - Postąpiła kilka kroków do przodu jakby pokazując co to znaczy “iść dalej”... zatrzymała się przy małej Alex pośpieszająco patrząc na jej mamę.
Nie musiała powtarzać dwa razy. Amerykanka capnęła małą i pognała w drogę powrotną dziękując bogom joggingu za motywację.
Po drodze jeszcze rzuciła:
- Przypomnij …. mi…. - mówiła dysząc - żeby ci pogratu…..lować… świetnie… się… spisałaaaaś. - szybkim tempem szła ku wyjściu z poziomu -3.
Lulu z kondycją była nieco na bakier… ale nie miała na rękach dziecka, więc dotrzymywała Indi kroku, będąc tuż za nią.
- Nie przy...pominaj mi. Wolała...bym, żeby były wszyst...kie i nie zaszy...frowane - przemówiła przez nią sapiąc dusza perfekcjonistki. Uzyskała według siebie efekt dostateczny, nie doskonały. Nawet jeżeli efekt dostateczny był i tak cudem...

Szły przez zrujnowane pomieszczenia w kierunku schodów na wyższy poziom. Biec nie mogły, Indi z dzieckiem na rekach… zresztą przy świetle latarek biegać tutaj nie byłoby zbyt zdrowo. Gdy wyszły na poziom -2 skierowały się ku kolejnym schodom wciąż nie wiedząc co dalej. Odgłosy “bitwy” (bo palba dobiegająca z góry miała takie natężenie, że ciężko byłoby nazwać to inaczej) - były coraz głośniejsze. Ktokolwiek napadł na ‘armijkę’ Sebastiana musiał być silny, a wściekła wymiana ognia wskazywała na raczej spore siły użyte na atak. Kto? Tego nie wiedziały, ale szczególnie Indi zrobiło się miło na myśl, że tam w górze pewnie “Sebastianowa czeladź” obrywa. Obrywa mocno. Lulu zaś wspomniała obietnice Klary. Ciemnowłosa obiecała być “bardziej niegrzeczną dziewczynką” niż jej kochanka. Cóż, widać Pani Wilczek miała styl i rozmach w wersji hard. Nawet fakt iż różowowłosa właśnie odpaliła jakiś zapalnik bomby nie mógł równać się z bitwą co najmniej kilkudziesięciu osób z użyciem broni automatycznej. No chyba, że niespodzianka w komputerze Wieszczyckiego była mocniejsza niźli mogło się zdawać biorąc pod uwagę wielkość osłony dysków i zasilaczy. Miło byłoby gdyby pieprznęło naprawdę epicko, by porywalizować z Klarą o poziom rozpierduchy, o to kto mocniej uderzył z grubej rury. Byłoby. Gdyby wciąż nie tkwiły w tych podziemiach.

Lulu szła przodem, Indi z małą za nią, dochodziły już do schodów na -1 gdy coś z nich nagle zleciało. A właściwie chciało po nich zlecieć ale zatrzymało się po pierwszych dwóch stopniach. Różowowłosa dziewczyna uniosła latarkę wręcz odruchowo, tylko po to by zobaczyć puszysty ogon znikający przed światłem. Obie usłyszały coś jakby zwierzęce, kocie? Prychnięcie. Było to coś za duże na zwykłego kota ale w Kampinosie żyły przecież rysie, myśl o tym, że biedny zwierzak spieprzył przed strzelaniną w jakiś kanał wentylacyjny nasuwała się sama. Ale czemu dopiero teraz? Już wcześniej ludzie robili spory raban, płosząc wszystko co żyło.

- Indi. Dasz mi na chwilę broń? Pójdę przodem. - Lulu spojrzała na dziewczynę niosącą córkę… cóż, niezbyt dogodne by jakby co móc jej użyć.
- Wiesz jak się posługiwać? - spytała Indi. - Miałyśmy nie wychodzić.
- Jasne umiem… Tak, nie możemy wychodzić, słyszysz co tam się dzieje… tylko jak inaczej dostaniemy się na korytarz? Stań na schodach. - Sama Lulu tak uczyniła… wolała mieć pod nogami coś twardszego.
- Może… może zostańmy tutaj aż się uspokoi? - Amerykanka szepnęła jakoś odruchowo. Gładziła Alex uspokajająco. Podała broń Lulu.
Hakerka odbezpieczyła pistolet. Wolała być gotowa… paranoja?
- Okej… może zróbmy tak. Staniemy na środku schodów, by w razie czego móc biec w górę. Ja powoli zrobię dwa kroki wyżej i zerknę co się tam dzieje. Jeśli nikogo nie będzie… pobiegniemy szybko do korytarza - mówiła cicho i powoli, jakby analizowała i planowała w trakcie.
- Ok, ale bądź ostrożna… - Indi zaczęła powoli wychodzić obracając się tak by chronić Alex.
A przed nią powolutku Lulu, trzymając broń w pogotowiu.
Wyjrzała na powierzchnię.

Grażynka starała się bez pomocy latarki przebić wzrokiem ciemności panujące w pomieszczeniu i wychwycić jakikolwiek ruch. Pierwsze było nierealne. Drugie? Też, bo palba wystrzałów nie pozwalała działać na słuch.
- Śliczna ta malutka, uroda zatem po mamusi? - rozległ się męski miękki głos, mniej niż metr od jej głowy. - Czy też może po obojgu rodziców?
Indi wysztywniło.




A potem omiotła latarką okolice powoli obracając się w stronę głosu. Poświeciła w miejsce, gdzie w teorii powinien ktoś być. Tuliła córeczkę jakby chciała ją zasłonić własnym ciałem.
W tym czasie Lulu wycelowała w miejsce skąd słyszała głos, czekając aż snop światła Amerykanki padnie na osobę do której należał.
Różowowłosa widziała go po raz pierwszy, całkiem przystojny mężczyzna w bojówkach i polarze kucał przy początku schodów i obserwował obie, choć więcej uwagi poświęcał Amerykance. I Alex. Lulu na jego widok poczuła jakąś irracjonalną nić lekkiej antypatii i nie chodziło raczej o to, że pojawił się jak znikąd w takiej a nie innej sytuacji. Za to Indi… Ona Wojtka znała ‘trochę’ lepiej.

Fashionistka zaczęła cofać się po schodach.
- Czego chcesz? - spytała unosząc brodę dumnie i pociągnęła Lulu za sobą. - Sebastian Cię przysłał?
Grażynka zrobiła kilka kroków niżej ze schodów, ale jakoś nie chciała przestać celować w ów KOGOŚ… zwłaszcza, że nie wydał jej się nikim przyjemnym.



- Sebastian to mi może lask…. - urwał. - Skoczyć mi może. Jak ją nazwałaś? - lekkim ruchem głowy i wzrokiem pokazał, że idzie mu o Alex.
- Nic ci do tego. Pracujesz dla niego i dla tych… - zmięła w ustach następne słowa by nie straszyć małej. Gładziła córkę uspokajająco i szeptać jej do uszka różne głupstewka. - Czego chcesz od nas?
- To nie praca, to sojusz. Były już - jak się wydaje. - Uśmiechnął się. - A to ja powinienem spytać, czego ty chciałaś ode mnie… - zastanowił się jakby czegoś szukał w pamięci. - Indiro? Wszak mnie szukałaś.
- Indi… - Odparła Lulu. I tylko tyle… ale było w jej głosie coś ponaglającego. Nadal celowała w ktosia.
- Ja Cię szukałam? Kiedy? - zdziwiła się dziewczyna. - Sojusz z tym…. plugastwem?! - Indi aż się otrząsnęła na samą myśl o Reksie i Magdzie a na koniec Sebastianie.
Na głos Grażynki, Indi się zatrzymała. Oglądnęła za siebie…
- Są gorsi niż Sebastian. Aktualnie buszują na górze. Choć może nie gorsi, ale tamci chcą mnie i kumpli pozabijać. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - A kto jak nie ty mnie szukał? Dostaję info, że ktoś z ambasady USA mnie chce znaleźć. Uporczywie, mocno. Bo blisko pięć lat temu zrobiłem dziecko córce oficjela. I nagle widzę ciebie. U Sebastiana.
Indi zapatrzyła się na niego. I nagle postąpiła dwa kroki przed Lulu. Wściekła jak osa.
- I myślisz, że po pięciu latach bym cię desperacko szukała? Myślisz, że aż takie zostawiłeś po sobie wrażenie? - Wkurzenie rosło z minuty na minutę. - Radziłam sobie SAMA, przez pięć lat i nagle zapragnęłam zobaczyć Ciebie?

Pik, pik… dobiegł rozpraszający dźwięk z kieszeni hakerki...
- Możliwe, że mój ojciec cię szukał - Indi odpowiedziała Wojtkowi ale spojrzała na Lulu, która wyciągnęła z kieszeni telefon i zaczęła czytać smsa.

Cytat:
Od Klara [SMS]: Gdzie jesteś, wychodzisz?
- Twój ojciec? - Wojtek się zdziwił. - A co on do mnie ma? I w takim razie co ty tu robisz. I czemu nie dałaś mi znać, że… jak ona się nazywa?

Cytat:
Do Klara [SMS]: A mogę? Pode mną tyka bomba, a nade mną brazylijska opera odcinek 564985867… Jakiś kolo… Mniejszy budynek poziom -1
- Naprawdę uważasz, że to jest idealna pora na tego rodzaju dywagacje? Co Ty tu robisz? Alessandra. Alessandra Gemmer. I jak miałam? Rano cię już nie było. A telefon mi dałeś lewy. Ojciec… - Indi przytkała uszka małej - … nie chciał…. wywalił nas z domu. Może znowu chciał nie wiem co już z resztą. Wystarczy łzawych szczegółów? Muszę się stąd wynieść. Więc jeśli nie pracujesz dla Sebastiana to mnie przepuścisz do samochodu.
- Do samochodu? Będzie ciężko. - Uśmiechnął się. - Tam na górze Wietnam. A przy okazji, chyba jednemu zawróciłaś w łebku. Wiedział, że te dwie małe go tu dorwą, a mimo to chciał po ciebie schodzić.
- Chcesz, żeby ten skurwiel zabił….ją? Bo to zrobi… tak jak zrobił z dwiema dziewczynkami. - Indi zgrzytnęła zębami. - Jakieś inne wyjście stąd jest?

Cytat:
Od Klara [SMS]: Tu na razie gorąco. Jak wygrają jedni, to będą chcieli cię zabić. Jak drudzy, to może być gorzej. Wyciągnę Cie, tylko wyjdź w budynku koszar.
- A myślisz, że po co tu jestem jak nie po to by ratować córkę? - Mężczyzna zwrócił się ku Indi i odbił jej własny przytyk dotyczący “zrobienia wrażenia”. - Alessandra, hm. - dorzucił, a Alex spojrzała na Indi pytającym wzrokiem. - Jest wyjście, ale tam też obstawa. A ja średnio się czuję jak się do mnie celuje z broni. - Rzucił aluzję do Lulu.
Amerykanka syknęła gniewnie na niego.
- Szkrabku wytłumaczę ci później dobrze, kochanie? - powiedziała do córeczki.
- Mamo, ja kce do domu...
Grażynka próbowała usilnie zwrócić na siebie uwagę Indi i pokazać jej swój telefon… a właściwie wiadomość którą dostała.
Ciemnoskóra dziewczyna przeczytała i pokiwała głową.
- Chodźmy. - Ruszyła powoli po schodach.
Grażynka przestała celować.
- Indi… - zaczęła, ale nagle z dołu dobiegła eksplozja.
W pierwszej chwili sam jej dźwięk sprawił, że prawie zatrzymały im się serca… ale dopiero po chwili dotarło do nich, że była dość niewielka, nie poczuły nawet drżenia. Tylko huk. Mężczyzna poderwał się i zrobił zdziwioną minę.
Indira odetchnęła głęboko i pociągnęła Lulu.
- Chodź… wynosimy się stąd. - Rzuciła spojrzeniem na Wojtka. Nieufnym i … smutnym.
Grażynce nie było trzeba powtarzać, ruszyła w kierunku budynku koszar.
- Ufasz mu, że Ci chce pomóc? - Rzuciła jeszcze, mijając Wojtka.
- Nie, widziałam go raz w życiu. Dzisiaj jest drugi.
- W hali się strzelają, tam gdzie weszłyście jest ten postrzelony w strzelaninie osiłek Ernesta. Ranny mocno ale też nie puści. Poprowadzę was do wyjścia w budynku. Tylko niech różowa schowa broń. - Mężczyzna uniósł się z “kucek”.
Hakerka ostentacyjnie zabezpieczyła broń i wetknęła między pasek a jeansy, zostawiając na niej dłoń. Bez słowa, ale czujnie obserwowała kompankę jakby chciała wyczytać z niej coś czego dziewczyna nie mówiła… analizowała.
- A Ernest zwiał? - Indi spytała lekkim tonem, mimo że serce jej się rwało do Janka.
- Nie wiem, ostrzelali nas, goryl oberwał, wpadliśmy do środka. Ja mogę w dół to poleciałem, szukać was. Co z tym skurw… - urwał. - Nie mam pojęcia.
- Muszę go zgarnąć - mruknęła przez zaciśnięte zęby, kręcąc głową niedowierzająco.
- Ernesta? - Wojtek już zaczął kierować się ku wyjściu z pomieszczenia. - Popieprzyło cię dziewczyno?
Indi podeszła na kilka centymetrów do Wojtka i popatrzyła mu zadziornie w oczy:
- Ernesta…
- Indi… - wtrąciła się głośno Lulu. - Ja mam zamiar stąd jak najszybciej wyjść. Mogę zabrać Alex… - dodała ze zwątpieniem w głosie. - Pamiętasz o jej bezpieczeństwie, prawda?
Amerykanka zacisnęła pięść wciąż patrząc na Wojtka. Słowa Lulu przeciskały się do jej myśli powoli.
- Janka... - popatrzyła na Lulu.
- Jakiego znowu Janka - wtrącił Mężczyzna robiąc wielkie oczy.
- Twoja córka. Decyduj. Tracimy czas - odparła różowowłosa gdy złapała wzrok Indi.
- Ochroniarza Ernesta. - Ciemnoskóra nie powiedziała nic więcej.
Lulu wyciągnęła do towarzyszki dłoń z pistoletem, tak by ta mogła go od niej wziąć.
- Bierz. Tobie lepiej się przyda. Ja stąd spadam. - Wyglądała na zdeterminowaną w podjętej przez siebie decyzji, chociaż wypowiadając ostatnie zdanie jej wzrok znów uciekł na Alex.
Indi uścisnęła ją.
- Byłaś dzisiaj naprawdę zajebista, Różowa. - uśmiechnęła się po “mamusiowemu”. Choć były rówieśniczkami to ten gest nie dziwił. Poczochrała dziewczynę po włosach, zabrała broń. - Spadaj. I … powodzenia.
Z początku na twarzy Grażynki pojawiło się zdziwienie… *co ona właściwie wyprawia…
Zmieniło się jednak szybko w lekkie rozbawienie. Lulu na moment też uścisnęła kompankę, odwzajemniła delikatny uśmiech.
- Bądź dobrą mamą, Indi. Pamiętaj, co jest najważniejsze. - Odparła jeszcze jakby miała nadzieję na ocucenie jej z głupich pomysłów. - Do zobaczenia. - Po tym puściła ją sama oswabadzając się z jej objęć. Podeszła jeszcze do Alex i ucałowała małą w czoło.
Mężczyzna patrząc na pożegnanie obu dziewczyn zmarszczył brwi. Decyzji Indiry się nie spodziewał. Zszokowała go. W pewnym momencie jakby coś sobie przypomniał, ale zamiast zrozumienia w jego oczach zdziwienie pogłębiło się.
Zastąpił drogę Lulu zbierającej się w kierunku korytarzy.
- Ty jesteś tą hakerką Sebastiana. Ty masz dane? Czy Indira? - spytał.
- Nie jestem od Sebastiana, raz. India, dwa. Są bezużyteczne w tej chwili. Zaszyfrowane. Ona postanowi co dalej. - Wskazała gestem głowy amerykankę. - A teraz przestańcie obydwoje tracić czas.
- Wojtek, zostaw ją - poprosiła Amerykanka. - Zabieram Janka, i znikam stąd. Jak chcesz rozmawiać, to porozmawiamy dalej, ale nie teraz. Ok?
Na twarzy Wojtka wymalowała się ulga. Przez chwile wyglądało to tak jakby nie wiedział co robić, z którą zostać. Gdy Lulu powiedziała o danych w rękach Indiry, po prostu odsunął się przepuszczając różowowłosą.
Ta nie chciała naprawdę nie chciała tracić więcej czasu. Poszła… po chwili usłyszeć mogli, że puściła się nawet biegiem.


Cytat:
Do Klara [SMS]: Biegnę.
* * *

Polska Stacja Polarna im. Arctowskiego, Wyspa Króla Jerzego, Anktarktyka, wieczór, 11.11
Karolak siedział jak na szpilkach patrząc w monitor.
Zapomniał wręcz jak się mruga.

W pewnym momencie zobaczył, że znów ma zdalny dostęp do komputera Wieszczyckiego i rzucił się do walki...
Ale nie było z kim. Pies masakrował resztki plików z dysku C usuwając je z pominięciem kosza. Nędzne resztki.
Ale poza nim nikt tam już nie działał, żadnych komend, żadnych ruchów.
Paweł odkrył odliczanie do odpalenia bomby. Eksplozja nie mogła być duża, ale to nie ona miała zabijać intruzów. Karolak widział na YT ofiary sarinu jaki miał uwolnić się po eksplozji ładunku w bebechach stacji roboczej... ale czy gaz zdąży dosięgnąć hakera jakiego przy klawiaturze już zapewne nie było?

Zrobił pogląd na pulpit i zaczął się śmiać.
Dziko, mocno.
Do pomieszczenia weszła Krystyna zaalarmowana nagłym wybuchem wesołości informatyka.
Karolak wciąż rżał patrząc na podgląd pulpitu, widział ją z drona, wiedział kim jest ta różowowłosa szuja.
Zapalił papierosa wciąż mając banana na ryju, nie zwracał uwagi na przełożoną jaka krzyczała "że tu się kurwa nie pali!".
Ta sprytna dziewucha powinna nie żyć, wlazła na odcisk Klarze, a teraz weszła w posiadanie rzeczy, które i Klarę i resztę jej splugawionego gatunku miały zabić. Zniszczyć.
Zapragnął tam być i ucałować różową dziewczynę.
- No mała, to jednego fana już masz. - mruknął i znów wybuchł śmiechem.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 17-02-2016 o 09:09.
Leoncoeur jest offline