Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-02-2016, 17:01   #11
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Polska Stacja Polarna im. Arctowskiego, Wyspa Króla Jerzego, Anktarktyka, wieczór, 11.11
Czekał cierpliwie, jego kontakt pod jaki dzwonił kazał czekać to czekał. Czekał kurwa i czekał.
Nic tu nie było do roboty, informatyk z jego umiejętnościami swoje obowiązki ogarniał "od ręki", był tu zresztą głównie na wszelki wypadek jakby coś się wysypało. Owszem, tak jak mówił Klarze wziął dodatkowe fuchy by napełniać konto cyferkami... ale kłamał mówiąc jej, że nie ma dość czasu by zajmować się jej sprawami.
Miał. I się nudził

Charakterystyczne 'ping' rozległo się w tle krwawej bitwy o Paryż. Mail, z początku chciał obejrzeć do końca odcinek "Vikings" i dopiero odebrać, jednak zmienił zdanie. Zastopował serial przełączając się na skrzynkę pocztową.
I znieruchomiał.

Powiadomienie o braku połączenia internetowego z komputerem. Z tym komputerem.
Jak do cholery? Było dublowane... A obaj operatorzy sami nie wiedzieli, że dostarczają tam Internet. Od śmierci Wieszczyckiego komputer był wyłączony, ale on miał wciąż dostęp pasywny monitorujący stan stacji poprzez sieć. Cały czas status był shutdown, teraz brak połączenia. To było bardziej zastanawiające niż kilkakrotne zerwanie dostawy prądu również odnotowywane przez mikrourządzenie zamontowane w skrzynce. UPS był spory, zapewniał dostawę skumulowanej energii elektrycznej na długo. Chyba, żeby to był stan permanentny, w końcu do komputera przestał by płynąć prąd do obsługi jednostki monitorującej i zabezpieczającej. A wtedy BOOM po kwadransie. Trudno, ekipa Wieszczyckiego i tak już nie żyła.
Ale odłączenie kabli netu? Bo to musiało być ręczne odłączenie kabli.
Nerwowo ślepił w ekran.


* * *

Podskoczył gdy nagle program do łączności z komputerem Wieszczyckiego wskazał przywrócenie połączenia. Odetchnął ale wciąż nerwowo bębnił palcami w biurko. Ktoś odłączył, ktoś podłączył. Nie wierzył w równoczesne i chwilowe zerwanie połączenia z winy obu operatorów, i radiowe i kablowe w tym samym czasie.
Wszedł zdalnie omijając zabezpieczenia i firewall, sam je stawiał to była to pestka. Nie mógł zrobić nic, bo wtedy ten pieprzony pies zacząłby szaleć, ale wślizgnięcie się - tu jeszcze miał coś do powiedzenia.

Ktoś buszował w plikach z poziomu użytkownika, ktoś niezorientowany w tym co jest na komputerze.
Karolak zapalił nerwowo wiedząc, że jak Krystyna przyłapie go na jaraniu w pomieszczeniu pracy to będzie miał tydzień zjebki. Nie interesowało go to jednak, bo przed oczyma stanęły mu dwie opcje.
"Twoi wrócili do miasta". To mogli być oni, wtedy było świetnie, ktoś dobierze się mendom do dup i wyrwie te chwasty, to czego nie zdążyli zrobić oni doznając ataku uprzedzającego. Ale to mógł być ten wariat, Sebastian, od lat starał się dostać do kompa Wieszczyckiego.
50/50? Godne ryzyko.
Biorąc pod uwagę co było w mailach i niektórych plikach... Czy jedna czy druga strona uzyskała by wręcz straszną broń do walki.
Bron o nazwie "Informacja kompletna".

Karolak nie był ryzykantem, a sam był w tych plikach. W Warszawie wciąż miał rodzinę i przyjaciół. Jeżeli to Sebastian...

Haker wiedział dokładnie co czai się w trzewiach stacji roboczej byłego szefa. Choć nie rozeznawał się w mechanizmach działania tego cyberpotwora o minie wesołego owczarka, wiedział na co jak reaguje ten bitowy bydlak.
Jego palce zaczęły śmigać po klawiaturze. Odkrył swoje wejście ujawniając cerberowi atak hakerski, jednocześnie atakując oprogramowanie łącznikowe furtką jaką znał on, oraz twórca programu. Wiedział, co zrobi "Piesek" stając przed widmem utraty kontroli nad dyskiem C. Szczególnie jak linie kodu wbiły do cyberłepka, że komputer jest hakowany z obu stron na raz i user jest również intruzem.

Program będący faktycznym administratorem dysku C przez oprogramowanie łącznikowe wydał komendę kasowania zawartości całego dysku. Na wypadek odcięcia go, zapętlił polecenie z inicjacją ponownej aktywacji kasowania po starcie systemu. Paweł uśmiechnął się wrednie. Kimkolwiek był ten co szperał w kompie musiałby przerwać całą ta akcję albo eliminując cerbera, albo być Andersem, tłumaczącym psince odpowiednimi hasłami, że już jest ok i złe ludzie sobie poszli.

Połączenie znów zostało zerwane, ale Karolak siedział spięty czekając na jeden moment gdy ktoś znów uruchomi kompa z dostępem do sieci. Na chwilę choćby, aby wrednie utrudniać walkę nieznajomego hakera z "Pieskiem".


* * *

Atomowa Kwatera Dowodzenia (las przy obiektach), Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, wieczór, 11.11
Kruczowłosa już wcześniej wysłała sms z lokalizacją miejsca gdzie ekipa Sebastiana zrobiła sobie nocny wypad. Odebrała wiadomość tekstową od Lulu uśmiechając się pod nosem
- Niegrzeczna dziewczynka... - wymruczała. - Zobaczyła w oddali światła samochodów jadących drogą przez las, od strony Łomianek. - Niegrzeczne dziewczynki - poprawiła się.


* * *

Dom w Warszawie, Żoliborz, ul. Mickiewicza, wieczór, 11.11
Niski lekko pucułowaty człowiek siedzący za biurkiem myślał intensywnie. Telefony od Ojca Raka o informacjach od "Bałałajki" sprawiły, że odpuścił sobie marsz, siedział pod telefonem na wypadek gdyby potrzebne było coś co załatwić mógł. Na razie nie mógł jeszcze zbyt wiele, bo różne służby były wciąż pod wpływem tych z którymi ksiądz walczył, kimkolwiek by oni nie byli.
Nie wiedział o co toczy się walka, jednak czuł, że staje po właściwej stronie, wszak...
Szarobury kot poruszył się na jego kolanach.
- Śpij Fiona, śpij. - Powiedział. - Niedługo dowiemy się o co w tym wszystkim chodzi.
Spojrzał za okno, gdzieś tam w oddali zaczynało się właśnie piekło.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 16-02-2016 o 18:00.
Leoncoeur jest offline  
Stary 16-02-2016, 18:44   #12
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Lulu postanowiła sprawdzić najpierw czego dotyczą Turn offy. Nie uruchamiała ich, tylko zerkała w ich kod źródłowy, by ocenić zagrożenie. Ostrożności nigdy nie za wiele. Badając je uważnie doszła do wniosku, że są to wyłączniki systemów zabezpieczających dostępne dla usera z poziomu windowsa (administrator miał je z poziomu “psiaka”). Ich użycie wymagało hasła, tak się przynajmniej wydawało.

Lulu zaczęła grzebać w plikach orientując się ile i jakich plików jest na dysku by zorientować się czy da radę skopiować cały, czy też będzie musiała skupić się na wybranych plikach. Włączyła też wyszukiwarkę aby nacelować plik Klary…
gdy nagle wypłynął na pulpit wizerunek owczarka niemieckiego.

Cytat:
Napisał ”Komputer”
Intruz w systemie, włamanie przez firewall.
Pokazało się po angielsku w dymku nad łepkiem pieska, wraz z dźwiękiem “szczekania” dobiegającego z głośniczków.
Wyłączyła szybko Internet.
Gdy usiadła przed monitorem po wyciągnięciu wtyczki Internetu zorientowała się że atak przez firewall nie miał na celu ingerencję w dane, czy też sam system. Uderzył w oprogramowanie będące łącznikiem między dyskiem C i dyskiem “psim”, odpowiadające za ‘działania’ “psiaka na dysku c.
Sukinsyn właśnie radośnie kasował wszystkie dane jakie tylko znalazł, a robił to dość chaotycznie, bez prostej logicznej wykładni.
Robił to powoli.
Lulu rzuciła się do zaciętej walki… jej ruch, jego ruch…
I tak wpadli w szalony wir tańca, on i ona, ona i on…
Ruch za ruch… oko za oko… ząb za ząb...

[Komputer] kasowanie plików na dysku C
[Lulu] kopiuj pliki na dysku C (będą w pamięci aż do polecenia wklej) to jest krótkie działanie!
[Komputer] szyfrowanie kopii plików na dysku C (usuwanie w trakcie)
[Lulu] przerwij usuwanie!
[Komputer] przerwano usuwanie, wznowiono usuwanie.
[Lulu] stwórz folder nieusuwalny LULU
[Komputer] kopiuj BaśnieBraciGrimm.avi
[Lulu] przenieś pliki z dysku C do folder nieusuwalny LULU
[Komputer] załóż hasło na folder LULU
[Lulu] wyłączenie komputera
[Komputer] shutdown

Lulu włączyła komputer po uprzednim wyciągnięciu wtyczki z kablem od Internetu i ponownie zalogowała się na profil Wieszczyckiego. Piesek pojawił się całkiem szybko, taniec zaczął się od nowa.

[Komputer] kasowanie plików na dysku C (wciąż powoli, leci też sporo plików typu Gra o tron [s02e04].avi)
[Lulu] wyłączenie komputera
[Komputer] shutdown
[Lulu] włączenie + logowanie (z netem)
[Komputer] kasowanie plików na dysku C
[Lulu] przeglądarka ftp/ logowanie na prywatny serwer Lulu
[Komputer 2!] odpalenie zabezpieczeń wszystkich portów USB
[Komputer] odpalenie impulsów we wszystkich portach USB, czyszczenie pamięci Opera
[Lulu] wyłączenie komputera
[Komputer] shutdown

[Lulu] włączenie + logowanie (bez neta) + wyciągnięcie pendrive z torby
[Komputer] kasowanie plików na dysku C
[Lulu] wyłączenie myszki, włożenie pendrive
[Komputer] czyszczenie pamięci Mozilla Thunderbird
[Lulu] kopiuj i OTWÓRZ folder Biblioteczka Leopolidna na pendrive
[Komputer] kopiowanie plików, szyfrowanie kopii plików biblioteczka Leopolidna
[Lulu] kopiuj Biblioteczka Leopolidna z dysku C na dysk Psiak
[Komputer] brak uprawnien Administratora, …
Lulu wyczuła wręcz jakby “Psiak” się wahał przed odpaleniem kolejnej czynności. Jakby oceniał zagrożenie, ilość danych przeciekających na pendrive (a było już tego naprawdę sporo), oraz ilość jakie zostały skasowane.

[Lulu] otwórz wszystkie pliki z folderu Biblioteczka Leopolidna

(KAABOOOM -maaaaasa otwartych okien, dziesiątki)

[Komputer] zamknij wszystkie otwarte pliki (Znow tylko widok pulpitu)
[Lulu] utwórz zaszyfrowany plik (hasło: P!ERD@LS!E) zip z folderu Biblioteczka Leopolidna miejsce docelowe dysk E(domyślnie pendrive Lulu)
Po wahaniu…:

[Komputer] Uaktywnienie systemu zabezpieczeń microbomb w trybie ukrytego odliczania
Z wnętrza obudowy zaczęło coś migać, to od strony otworu skrzynki z którego szły kabelki do płyty głównej, etc, co sekunda wydobywało się światełko diody. Pies na pulpicie zmienił się, wyglądał jakby skamlał, łepek między łapki. Ale to była wizualizacja. Jako program, czy czymkolwiek był choć już jako kamikaze, to walczył do końca
Zastukała palcami w klawiaturę ze stoickim spokojem. Przyjrzała się paskowi informującemu ile procent pliku zip zostało utworzone…

[Lulu] Wstrzymaj (stop) tworzenie pliku zip
[Komputer] Kasuj pliki z dysku E
[Lulu] Wyrwała pendrive z dziurki zerkając na komputer!
[Komputer] Wstrzymaj odliczanie zabezpieczenia: Microbomb
[Lulu] wyłączenie komputera
[Komputer] shutdown

[Lulu] włączenie + logowanie (bez neta) + wyciągnięcie pendrive z torby i podłączenie
[Komputer] kasowanie plików na dysku C
[Lulu] włącz program do ochrony firewall
[Komputer] program do ochrony firewall włączony, hasłowanie plików z rozszerzeniem .exe
[Lulu] włącz program wyszukujący zagrożenia na komputerze
[Komputer] program wykrywający zagrożenie włączony, zamknij wszystkie programy
[Lulu] włącz program do czyszczenia rejestru z aktualnych komend
[Komputer] czyszczenie rejestru, wstrzymaj czyszczenie rejestru
[Lulu] wyłączenie komputera
[Komputer] shutdown

[Lulu] włączenie + logowanie na pieska
Cytat:
Napisał ”Komputer”
God morgen mister Anders, hvor er du?
Dzień dobry Panie Anders, jak się Pan ma?
Cytat:
Napisał ”Lulu”
Good morning. Here Paweł Karolak. How are You?
Dzień dobry. Tu Paweł Karolak. Jak się masz?
Cytat:
Napisał ”Komputer”
Good morning mister Karolak, how are You?
Dzień dobry Panie Karolak, jak się Pan ma?
Cytat:
Napisał ”Lulu”
Good. Very good.
Dobrze. Bardzo dobrze.
Cytat:
Napisał ”Komputer”
Nice to “see” You, whay can I do for You?
Miło Pana “widzieć”, co mogę dla Ciebie zrobić?
Cytat:
Napisał ”Lulu”
Restore security firewall on Windows.
Przywróć zabezpieczenia firewall dla Windows.
Cytat:
Napisał ”Komputer”
It’s possible only from disc C, please logon on Windows.
To jest możliwe tylko z poziomu dysku C, proszę zalogować się na Windows.
Cytat:
Napisał ”Lulu”
Scan disc C for viruses.
Skanuj dysk C w poszukiwaniu wirusów.
Cytat:
Napisał ”Komputer”
It’s possible only from disc C, please logon on Windows.
To jest możliwe z poziomu dysku C, proszę zalogować się na Windows.
Cytat:
Napisał ”Lulu”
Scan disc C for files like Trojan.
Skanuj dysk C w poszukiwaniu plików typu trojan.
Cytat:
Napisał ”Komputer”
It’s possible only from disc C, please logon on Windows.
To jest możliwe z poziomu dysku C, proszę zalogować się na Windows.
[Lulu] zmiana pendrive na inny niż hipcio!
Cytat:
Napisał ”Lulu”
Copy folder C:\Users\Wieszczycki\Desktop\Biblioteczka Leopolidna to E:\
Kopiuj folder C:\Users\Wieszczycki\Desktop\Biblioteczka Leopolidna do E:\

.
.
.
itd.
.
.
.


W końcu Lulu dała za wygraną. Chwilę zajęło jej podjęcie ostatecznej decyzji. Trudno. Nie podobało jej się to, ale to było jedyne w tej chwili rozsądne wyjście… weźmie ile się da. Po prostu. Odszyfrowaniem zaszyfrowanych plików będzie musiała zająć się później. Lepsze to niż zupełnie nic.
Podłączyła do swojego telefonu pendrive ze wcześniej wyciągniętymi plikami i spokojnie zgrała je na micro kartę telefonu. Oglądała postępy walcząc w duchu z ostatecznie podjętą decyzją.
Zauważenie Pieska i drugiego dysku na którym siedział zawdzięczała swojemu geniuszowi… tylko czy wierzyła w siebie aż tak bardzo by rozpocząć walkę z nim? Ktoś kto go stworzył musiał być czarodziejem… dosłownie. Na poziomie Windowsa walka wręcz z psiakiem nie wróżyła dobrze...

W końcu przełączyła się na Windowsa i uruchomiła kopiowanie plików, na nowego czystego pendrive. Raz kozie śmierć…

Odczekała chwilę, pakując do torby swój aktualnie nie działający komputer, zerkając co robi “psiak”...
Próbuje się jeszcze ratować…
Shutdown…
- O nie psiaczku…

Włączyła go z powrotem. Znów uruchomiła zgrywanie danych. W między czasie, zrobiła szybko fotkę swoim telefonem. Na zdjęciu nie było widać jej twarzy, tylko różową kitkę związaną jakąś dziwaczną różową gumką do włosów, oraz środkowego palca skierowanego do obiektywu. W tle widać było komputer z pendrive z przodu… zamiast myszki.
Shutdown…

Wyciągnęła pendrive na który udało jej się zgrać trochę danych i włożyła ten z którego przegrała już dane na micro telefonu. Grażynka znów włączyła komputer. Pendrive ze świeżymi danymi wylądował podłączony znów do telefonu.
W tym czasie, Grażynka sprawdziła szybko czy Wieszczycki korzystał z jakiegoś programu pocztowego. Miała ochotę wysłać… nie, nie korzystał. Zerknęła na postęp zgrywających się danych.
Komputer jednocześnie szyfrował je, zgrywał na pendrive i usuwał z katalogu źródłowego… niedobrze i dobrze jednocześnie, zależy jak na to spojrzeć… przynajmniej miała pewność, że nie będą się powielać…

Shutdown…

- Cholera… - Znów zamieniła pendrive. Jeden trafił do telefonu, drugi do kompa.
Włączyła go ponownie, znów uruchomiła zgrywanie danych.
Psiak zaczynał panikować, grożąc uruchomieniem swojej ostatecznej broni.
Grażynka wpatrywała się w pasek postępu.
Zgrała na pendrive z telefonu swoje nowe zdjęcie. Przerwała zgrywanie danych. Zamieniła pendrive. Podczas gdy świeże dane znów lądowały na jej micro karcie, uruchomiła zgrywanie kolejnych na pendrive i jednocześnie zgrywanie jej zdjęcia z pendrive na pulpit.

Wtedy Psiak nie wytrzymał. On też się uczył, na własnych błędach. Widząc poziom przeciwnika i wiedząc już, że nie uda mu się uchronić danych postanowił sięgnąć po swoją broń ostateczną.

Cytat:
Uruchomienie systemu bezpieczeństwa - mikrobomb - trwa odliczanie
Dziewczyna nie miała już wiele czasu...
Oddała komputerowi Internet. Ustawiła na pulpicie nowe tło...
Jeśli Karolak uzyska znów zdalny dostęp powinien zauważyć nowy plik… i aktualną zmianę...

Uśmiechnęła się pod nosem…
Wyciągnęła pendrive, umieszczając go znów w swoim telefonie.

Dane zgrywały się...

Komputer odliczał...

Lulu spojrzała na śpiącą Indi i małą Alex…

Komputer odliczał...

Dane zgrywały się…

Indi…

Alex…

Dane…

Odliczanie…

- Ups…


Grażynka schowała wszystkie pendrive do kieszeni. Wyciągnęła micro kartę z telefonu umieszczając ją ciasno w gumce do włosów...

- Indi! Wstawaj! Musimy uciekać, szybko! - krzyknęła w końcu.

Spróbowała wyłączyć komputer… jakby to mogło w czymś pomóc.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Wila : 16-02-2016 o 19:50.
Wila jest offline  
Stary 16-02-2016, 23:30   #13
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację



JAKI TU SPOKÓJ... GIRL POWER

Rozdział 2: ZAGUBIONE




Atomowa Kwatera Dowodzenia (podziemia), Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, wieczór, 11.11
Indi ocknęła się i przytuliła ochronnie do siebie Alex, która przestraszona zaczęła pochlipywać słysząc niecodzienne hałasy z góry.
- Lulu? Co się dzieje? - zerwała się na równe nogi i poprawiła broń za paskiem.
- Wiejemy. Uruchomiła się mikrobomba… Trwa odliczanie… Nie wiem ile mamy czasu. Indi… tylko nie na zewnątrz. Nie wolno nam wychodzić na zewnątrz. - Mówiła szybko, ale nie panicznie. Nie krzyczała, ale miała uniesiony głos. Zarzuciła plecak na ramię, odłączyła komputerowi Internet, po czym energicznie zaczęła podchodzić w stronę Amerykanki. Z bebechów kompa faktycznie wydobywał się dźwięk i coś mrugało ostrzegawczym czerwonym światłem.
Indira kiwnęła głową i przytuliła dziecko.
- Chodźmy, wróćmy do … poprzedniego miejsca.
Ruszyła szybko z powrotem do pomieszczenia, gdzie "odprawiała rytuał". Nuciła kołysankę pochlipującej Alex.
- Kopia? - spytała po drodze, spiesząc się.
- Mam połowę na jednym pendrive i drugą połowę na drugim pendrive. Musimy znaleźć chwilę na połączenie danych. Ale Indi… one są i tak zaszyfrowane. Skubany… nie dało się inaczej ich wyciągnąć. To nie koniec walki z tym gównem…
Indira coś kminiła.
- Dobrze. Ty weź jeden, ja wezmę drugi. Gdyby coś, będziemy mieć karty przetargowe. Jeśli uda się nam wyjść, wtedy się spotkamy i zrobisz, co trzeba. Tak? - rzekła w końcu.
- I tak i nie. Bo co jeśli nam je po prostu zabiorą? - Grażynka sięgnęła do kieszeni, wydobywając z niej dwa identyczne pendrive opatrzone logo Uniwersytetu Warszawskiego. Skierowała dłoń z nimi w stronę towarzyszki. - Wybieraj. Jeśli znajdziemy czas… zobaczymy.
Gemmer sięgnęła po prawy pen.
- Może poszukajmy innego wyjścia? - spojrzała niepewnie na Różową. - Może jest stąd jakieś wyjście, którego nie obstawili.
- Najpierw znajdźmy się daleko od tej bomby… - Grażynka wyciągnęła telefon by po drodze szybko napisać smsa.

Cytat:
Do [SMS] Klara: Wyciagnelam ile się dalo sa zaszyfro zaraz bedzie male BUM ostateczne zabezpiecz kompa idziemy jak najdalej nie wychodzimy
- ... nie powinnyśmy wychodzić na zewnątrz. - Upierała się przy swoim. I wtedy właśnie dzięki sieci wentylacji uciekające dziewczyny znalazłszy się poziom wyżej zaczęły słyszeć wyraźniej dobiegające z góry, najprawdopodobniej z poziomu gruntu strzały i wybuchy.
- To… to ten twój ktoś? - spytała Indi, gdy odchodziły coraz dalej i dalej od pracowni Wieszczyckiego na poziomie -3.
- Oby tak Indi… - odparła z westchnięciem i nadzieją w głosie. - Oby tak…
Szły pośpiesznie i przez jakiś czas w milczeniu.
- Indi. W razie czego… zapamiętaj mojego e-maila, okej? Lulu małpa lula kropka pl.
- Ok. Żaden inny. - Amerykanka wsunęła pena do stanika i pokręciła głową na sam gest. Nigdy nie podejrzewała, że użyje bielizny właśnie w taki sposób. A może dodać kieszonki, rodzaj schowku? Teraz by się przydał. Pomyśli nad tym w nowej linii. Grażynka zerknęła na to kątem oka. Jej brwi na chwilę uniosły się lekko w górę.
- Nie mam kieszeni - wyjaśniła ciemnoskóra dziewczyna. Nagle coś zakminiła i wystrzeliła do przodu pospieszając Różową.
Wpadła za przypadkowy róg i postawiła Alex na ziemi, wyciągnęła broń zza paska i trzęsącymi dłońmi przeładowała sprawdzając, czy to nie była podpucha. Te wszystkie lekcje z “opiekunkami”.
- Łoł. Widzę, że nie jesteśmy tak bezbronne jak myślałam… - Grażynka patrzyła oceniając to co zobaczyła… jakby analizowała czy dziewczyna potrafi posługiwać się bronią i jest w stanie to robić. W głosie była nuta zdziwienia, nie spodziewała się, że jej kompanka ma broń, ale jednocześnie ulgi, jakby ucieszyła się, że ją ma.
- To… ostateczność. - Indi miała minę jakby bardzo nie lubiła samego pomysłu posługiwania się pukawką. Zaś jej towarzyszka miała dokładnie przeciwstawną minę… jakby właśnie dostała niezły prezent na gwiazdkę.
- Okej. Skoro działa to pośpieszmy się… może lada chwila być bum… musimy przejść przynajmniej do korytarzy, gdyby stropy się zapadły… - Postąpiła kilka kroków do przodu jakby pokazując co to znaczy “iść dalej”... zatrzymała się przy małej Alex pośpieszająco patrząc na jej mamę.
Nie musiała powtarzać dwa razy. Amerykanka capnęła małą i pognała w drogę powrotną dziękując bogom joggingu za motywację.
Po drodze jeszcze rzuciła:
- Przypomnij …. mi…. - mówiła dysząc - żeby ci pogratu…..lować… świetnie… się… spisałaaaaś. - szybkim tempem szła ku wyjściu z poziomu -3.
Lulu z kondycją była nieco na bakier… ale nie miała na rękach dziecka, więc dotrzymywała Indi kroku, będąc tuż za nią.
- Nie przy...pominaj mi. Wolała...bym, żeby były wszyst...kie i nie zaszy...frowane - przemówiła przez nią sapiąc dusza perfekcjonistki. Uzyskała według siebie efekt dostateczny, nie doskonały. Nawet jeżeli efekt dostateczny był i tak cudem...

Szły przez zrujnowane pomieszczenia w kierunku schodów na wyższy poziom. Biec nie mogły, Indi z dzieckiem na rekach… zresztą przy świetle latarek biegać tutaj nie byłoby zbyt zdrowo. Gdy wyszły na poziom -2 skierowały się ku kolejnym schodom wciąż nie wiedząc co dalej. Odgłosy “bitwy” (bo palba dobiegająca z góry miała takie natężenie, że ciężko byłoby nazwać to inaczej) - były coraz głośniejsze. Ktokolwiek napadł na ‘armijkę’ Sebastiana musiał być silny, a wściekła wymiana ognia wskazywała na raczej spore siły użyte na atak. Kto? Tego nie wiedziały, ale szczególnie Indi zrobiło się miło na myśl, że tam w górze pewnie “Sebastianowa czeladź” obrywa. Obrywa mocno. Lulu zaś wspomniała obietnice Klary. Ciemnowłosa obiecała być “bardziej niegrzeczną dziewczynką” niż jej kochanka. Cóż, widać Pani Wilczek miała styl i rozmach w wersji hard. Nawet fakt iż różowowłosa właśnie odpaliła jakiś zapalnik bomby nie mógł równać się z bitwą co najmniej kilkudziesięciu osób z użyciem broni automatycznej. No chyba, że niespodzianka w komputerze Wieszczyckiego była mocniejsza niźli mogło się zdawać biorąc pod uwagę wielkość osłony dysków i zasilaczy. Miło byłoby gdyby pieprznęło naprawdę epicko, by porywalizować z Klarą o poziom rozpierduchy, o to kto mocniej uderzył z grubej rury. Byłoby. Gdyby wciąż nie tkwiły w tych podziemiach.

Lulu szła przodem, Indi z małą za nią, dochodziły już do schodów na -1 gdy coś z nich nagle zleciało. A właściwie chciało po nich zlecieć ale zatrzymało się po pierwszych dwóch stopniach. Różowowłosa dziewczyna uniosła latarkę wręcz odruchowo, tylko po to by zobaczyć puszysty ogon znikający przed światłem. Obie usłyszały coś jakby zwierzęce, kocie? Prychnięcie. Było to coś za duże na zwykłego kota ale w Kampinosie żyły przecież rysie, myśl o tym, że biedny zwierzak spieprzył przed strzelaniną w jakiś kanał wentylacyjny nasuwała się sama. Ale czemu dopiero teraz? Już wcześniej ludzie robili spory raban, płosząc wszystko co żyło.

- Indi. Dasz mi na chwilę broń? Pójdę przodem. - Lulu spojrzała na dziewczynę niosącą córkę… cóż, niezbyt dogodne by jakby co móc jej użyć.
- Wiesz jak się posługiwać? - spytała Indi. - Miałyśmy nie wychodzić.
- Jasne umiem… Tak, nie możemy wychodzić, słyszysz co tam się dzieje… tylko jak inaczej dostaniemy się na korytarz? Stań na schodach. - Sama Lulu tak uczyniła… wolała mieć pod nogami coś twardszego.
- Może… może zostańmy tutaj aż się uspokoi? - Amerykanka szepnęła jakoś odruchowo. Gładziła Alex uspokajająco. Podała broń Lulu.
Hakerka odbezpieczyła pistolet. Wolała być gotowa… paranoja?
- Okej… może zróbmy tak. Staniemy na środku schodów, by w razie czego móc biec w górę. Ja powoli zrobię dwa kroki wyżej i zerknę co się tam dzieje. Jeśli nikogo nie będzie… pobiegniemy szybko do korytarza - mówiła cicho i powoli, jakby analizowała i planowała w trakcie.
- Ok, ale bądź ostrożna… - Indi zaczęła powoli wychodzić obracając się tak by chronić Alex.
A przed nią powolutku Lulu, trzymając broń w pogotowiu.
Wyjrzała na powierzchnię.

Grażynka starała się bez pomocy latarki przebić wzrokiem ciemności panujące w pomieszczeniu i wychwycić jakikolwiek ruch. Pierwsze było nierealne. Drugie? Też, bo palba wystrzałów nie pozwalała działać na słuch.
- Śliczna ta malutka, uroda zatem po mamusi? - rozległ się męski miękki głos, mniej niż metr od jej głowy. - Czy też może po obojgu rodziców?
Indi wysztywniło.




A potem omiotła latarką okolice powoli obracając się w stronę głosu. Poświeciła w miejsce, gdzie w teorii powinien ktoś być. Tuliła córeczkę jakby chciała ją zasłonić własnym ciałem.
W tym czasie Lulu wycelowała w miejsce skąd słyszała głos, czekając aż snop światła Amerykanki padnie na osobę do której należał.
Różowowłosa widziała go po raz pierwszy, całkiem przystojny mężczyzna w bojówkach i polarze kucał przy początku schodów i obserwował obie, choć więcej uwagi poświęcał Amerykance. I Alex. Lulu na jego widok poczuła jakąś irracjonalną nić lekkiej antypatii i nie chodziło raczej o to, że pojawił się jak znikąd w takiej a nie innej sytuacji. Za to Indi… Ona Wojtka znała ‘trochę’ lepiej.

Fashionistka zaczęła cofać się po schodach.
- Czego chcesz? - spytała unosząc brodę dumnie i pociągnęła Lulu za sobą. - Sebastian Cię przysłał?
Grażynka zrobiła kilka kroków niżej ze schodów, ale jakoś nie chciała przestać celować w ów KOGOŚ… zwłaszcza, że nie wydał jej się nikim przyjemnym.



- Sebastian to mi może lask…. - urwał. - Skoczyć mi może. Jak ją nazwałaś? - lekkim ruchem głowy i wzrokiem pokazał, że idzie mu o Alex.
- Nic ci do tego. Pracujesz dla niego i dla tych… - zmięła w ustach następne słowa by nie straszyć małej. Gładziła córkę uspokajająco i szeptać jej do uszka różne głupstewka. - Czego chcesz od nas?
- To nie praca, to sojusz. Były już - jak się wydaje. - Uśmiechnął się. - A to ja powinienem spytać, czego ty chciałaś ode mnie… - zastanowił się jakby czegoś szukał w pamięci. - Indiro? Wszak mnie szukałaś.
- Indi… - Odparła Lulu. I tylko tyle… ale było w jej głosie coś ponaglającego. Nadal celowała w ktosia.
- Ja Cię szukałam? Kiedy? - zdziwiła się dziewczyna. - Sojusz z tym…. plugastwem?! - Indi aż się otrząsnęła na samą myśl o Reksie i Magdzie a na koniec Sebastianie.
Na głos Grażynki, Indi się zatrzymała. Oglądnęła za siebie…
- Są gorsi niż Sebastian. Aktualnie buszują na górze. Choć może nie gorsi, ale tamci chcą mnie i kumpli pozabijać. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - A kto jak nie ty mnie szukał? Dostaję info, że ktoś z ambasady USA mnie chce znaleźć. Uporczywie, mocno. Bo blisko pięć lat temu zrobiłem dziecko córce oficjela. I nagle widzę ciebie. U Sebastiana.
Indi zapatrzyła się na niego. I nagle postąpiła dwa kroki przed Lulu. Wściekła jak osa.
- I myślisz, że po pięciu latach bym cię desperacko szukała? Myślisz, że aż takie zostawiłeś po sobie wrażenie? - Wkurzenie rosło z minuty na minutę. - Radziłam sobie SAMA, przez pięć lat i nagle zapragnęłam zobaczyć Ciebie?

Pik, pik… dobiegł rozpraszający dźwięk z kieszeni hakerki...
- Możliwe, że mój ojciec cię szukał - Indi odpowiedziała Wojtkowi ale spojrzała na Lulu, która wyciągnęła z kieszeni telefon i zaczęła czytać smsa.

Cytat:
Od Klara [SMS]: Gdzie jesteś, wychodzisz?
- Twój ojciec? - Wojtek się zdziwił. - A co on do mnie ma? I w takim razie co ty tu robisz. I czemu nie dałaś mi znać, że… jak ona się nazywa?

Cytat:
Do Klara [SMS]: A mogę? Pode mną tyka bomba, a nade mną brazylijska opera odcinek 564985867… Jakiś kolo… Mniejszy budynek poziom -1
- Naprawdę uważasz, że to jest idealna pora na tego rodzaju dywagacje? Co Ty tu robisz? Alessandra. Alessandra Gemmer. I jak miałam? Rano cię już nie było. A telefon mi dałeś lewy. Ojciec… - Indi przytkała uszka małej - … nie chciał…. wywalił nas z domu. Może znowu chciał nie wiem co już z resztą. Wystarczy łzawych szczegółów? Muszę się stąd wynieść. Więc jeśli nie pracujesz dla Sebastiana to mnie przepuścisz do samochodu.
- Do samochodu? Będzie ciężko. - Uśmiechnął się. - Tam na górze Wietnam. A przy okazji, chyba jednemu zawróciłaś w łebku. Wiedział, że te dwie małe go tu dorwą, a mimo to chciał po ciebie schodzić.
- Chcesz, żeby ten skurwiel zabił….ją? Bo to zrobi… tak jak zrobił z dwiema dziewczynkami. - Indi zgrzytnęła zębami. - Jakieś inne wyjście stąd jest?

Cytat:
Od Klara [SMS]: Tu na razie gorąco. Jak wygrają jedni, to będą chcieli cię zabić. Jak drudzy, to może być gorzej. Wyciągnę Cie, tylko wyjdź w budynku koszar.
- A myślisz, że po co tu jestem jak nie po to by ratować córkę? - Mężczyzna zwrócił się ku Indi i odbił jej własny przytyk dotyczący “zrobienia wrażenia”. - Alessandra, hm. - dorzucił, a Alex spojrzała na Indi pytającym wzrokiem. - Jest wyjście, ale tam też obstawa. A ja średnio się czuję jak się do mnie celuje z broni. - Rzucił aluzję do Lulu.
Amerykanka syknęła gniewnie na niego.
- Szkrabku wytłumaczę ci później dobrze, kochanie? - powiedziała do córeczki.
- Mamo, ja kce do domu...
Grażynka próbowała usilnie zwrócić na siebie uwagę Indi i pokazać jej swój telefon… a właściwie wiadomość którą dostała.
Ciemnoskóra dziewczyna przeczytała i pokiwała głową.
- Chodźmy. - Ruszyła powoli po schodach.
Grażynka przestała celować.
- Indi… - zaczęła, ale nagle z dołu dobiegła eksplozja.
W pierwszej chwili sam jej dźwięk sprawił, że prawie zatrzymały im się serca… ale dopiero po chwili dotarło do nich, że była dość niewielka, nie poczuły nawet drżenia. Tylko huk. Mężczyzna poderwał się i zrobił zdziwioną minę.
Indira odetchnęła głęboko i pociągnęła Lulu.
- Chodź… wynosimy się stąd. - Rzuciła spojrzeniem na Wojtka. Nieufnym i … smutnym.
Grażynce nie było trzeba powtarzać, ruszyła w kierunku budynku koszar.
- Ufasz mu, że Ci chce pomóc? - Rzuciła jeszcze, mijając Wojtka.
- Nie, widziałam go raz w życiu. Dzisiaj jest drugi.
- W hali się strzelają, tam gdzie weszłyście jest ten postrzelony w strzelaninie osiłek Ernesta. Ranny mocno ale też nie puści. Poprowadzę was do wyjścia w budynku. Tylko niech różowa schowa broń. - Mężczyzna uniósł się z “kucek”.
Hakerka ostentacyjnie zabezpieczyła broń i wetknęła między pasek a jeansy, zostawiając na niej dłoń. Bez słowa, ale czujnie obserwowała kompankę jakby chciała wyczytać z niej coś czego dziewczyna nie mówiła… analizowała.
- A Ernest zwiał? - Indi spytała lekkim tonem, mimo że serce jej się rwało do Janka.
- Nie wiem, ostrzelali nas, goryl oberwał, wpadliśmy do środka. Ja mogę w dół to poleciałem, szukać was. Co z tym skurw… - urwał. - Nie mam pojęcia.
- Muszę go zgarnąć - mruknęła przez zaciśnięte zęby, kręcąc głową niedowierzająco.
- Ernesta? - Wojtek już zaczął kierować się ku wyjściu z pomieszczenia. - Popieprzyło cię dziewczyno?
Indi podeszła na kilka centymetrów do Wojtka i popatrzyła mu zadziornie w oczy:
- Ernesta…
- Indi… - wtrąciła się głośno Lulu. - Ja mam zamiar stąd jak najszybciej wyjść. Mogę zabrać Alex… - dodała ze zwątpieniem w głosie. - Pamiętasz o jej bezpieczeństwie, prawda?
Amerykanka zacisnęła pięść wciąż patrząc na Wojtka. Słowa Lulu przeciskały się do jej myśli powoli.
- Janka... - popatrzyła na Lulu.
- Jakiego znowu Janka - wtrącił Mężczyzna robiąc wielkie oczy.
- Twoja córka. Decyduj. Tracimy czas - odparła różowowłosa gdy złapała wzrok Indi.
- Ochroniarza Ernesta. - Ciemnoskóra nie powiedziała nic więcej.
Lulu wyciągnęła do towarzyszki dłoń z pistoletem, tak by ta mogła go od niej wziąć.
- Bierz. Tobie lepiej się przyda. Ja stąd spadam. - Wyglądała na zdeterminowaną w podjętej przez siebie decyzji, chociaż wypowiadając ostatnie zdanie jej wzrok znów uciekł na Alex.
Indi uścisnęła ją.
- Byłaś dzisiaj naprawdę zajebista, Różowa. - uśmiechnęła się po “mamusiowemu”. Choć były rówieśniczkami to ten gest nie dziwił. Poczochrała dziewczynę po włosach, zabrała broń. - Spadaj. I … powodzenia.
Z początku na twarzy Grażynki pojawiło się zdziwienie… *co ona właściwie wyprawia…
Zmieniło się jednak szybko w lekkie rozbawienie. Lulu na moment też uścisnęła kompankę, odwzajemniła delikatny uśmiech.
- Bądź dobrą mamą, Indi. Pamiętaj, co jest najważniejsze. - Odparła jeszcze jakby miała nadzieję na ocucenie jej z głupich pomysłów. - Do zobaczenia. - Po tym puściła ją sama oswabadzając się z jej objęć. Podeszła jeszcze do Alex i ucałowała małą w czoło.
Mężczyzna patrząc na pożegnanie obu dziewczyn zmarszczył brwi. Decyzji Indiry się nie spodziewał. Zszokowała go. W pewnym momencie jakby coś sobie przypomniał, ale zamiast zrozumienia w jego oczach zdziwienie pogłębiło się.
Zastąpił drogę Lulu zbierającej się w kierunku korytarzy.
- Ty jesteś tą hakerką Sebastiana. Ty masz dane? Czy Indira? - spytał.
- Nie jestem od Sebastiana, raz. India, dwa. Są bezużyteczne w tej chwili. Zaszyfrowane. Ona postanowi co dalej. - Wskazała gestem głowy amerykankę. - A teraz przestańcie obydwoje tracić czas.
- Wojtek, zostaw ją - poprosiła Amerykanka. - Zabieram Janka, i znikam stąd. Jak chcesz rozmawiać, to porozmawiamy dalej, ale nie teraz. Ok?
Na twarzy Wojtka wymalowała się ulga. Przez chwile wyglądało to tak jakby nie wiedział co robić, z którą zostać. Gdy Lulu powiedziała o danych w rękach Indiry, po prostu odsunął się przepuszczając różowowłosą.
Ta nie chciała naprawdę nie chciała tracić więcej czasu. Poszła… po chwili usłyszeć mogli, że puściła się nawet biegiem.


Cytat:
Do Klara [SMS]: Biegnę.
* * *

Polska Stacja Polarna im. Arctowskiego, Wyspa Króla Jerzego, Anktarktyka, wieczór, 11.11
Karolak siedział jak na szpilkach patrząc w monitor.
Zapomniał wręcz jak się mruga.

W pewnym momencie zobaczył, że znów ma zdalny dostęp do komputera Wieszczyckiego i rzucił się do walki...
Ale nie było z kim. Pies masakrował resztki plików z dysku C usuwając je z pominięciem kosza. Nędzne resztki.
Ale poza nim nikt tam już nie działał, żadnych komend, żadnych ruchów.
Paweł odkrył odliczanie do odpalenia bomby. Eksplozja nie mogła być duża, ale to nie ona miała zabijać intruzów. Karolak widział na YT ofiary sarinu jaki miał uwolnić się po eksplozji ładunku w bebechach stacji roboczej... ale czy gaz zdąży dosięgnąć hakera jakiego przy klawiaturze już zapewne nie było?

Zrobił pogląd na pulpit i zaczął się śmiać.
Dziko, mocno.
Do pomieszczenia weszła Krystyna zaalarmowana nagłym wybuchem wesołości informatyka.
Karolak wciąż rżał patrząc na podgląd pulpitu, widział ją z drona, wiedział kim jest ta różowowłosa szuja.
Zapalił papierosa wciąż mając banana na ryju, nie zwracał uwagi na przełożoną jaka krzyczała "że tu się kurwa nie pali!".
Ta sprytna dziewucha powinna nie żyć, wlazła na odcisk Klarze, a teraz weszła w posiadanie rzeczy, które i Klarę i resztę jej splugawionego gatunku miały zabić. Zniszczyć.
Zapragnął tam być i ucałować różową dziewczynę.
- No mała, to jednego fana już masz. - mruknął i znów wybuchł śmiechem.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 17-02-2016 o 09:09.
Leoncoeur jest offline  
Stary 18-02-2016, 10:26   #14
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Atomowa Kwatera Dowodzenia, Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, wieczór, 11.11
Czy bieg był tu dobrym pomysłem przy jedynie chybotliwym świetle latarki? Z pewnością nie. Ale Lulu chciała się wydostać z podziemi jak najszybciej. Potknęła się, uderzyła przy upadku głową o ziemie rozcinając skórę na czole ale było to niegroźne. Zdeprymowało ją to do dalszego biegu, na przekór.

Gdy dotarła do końca korytarza, przez kilka minut błądziła po piwnicach budynku przeznaczonego na koszary dla kompanii wojska mającej osłaniać dowództwo w przypadku przeniesienia sztabu generalnego do tej przeciwatomowej kwatery. Tylko dlatego nie zobaczyła boksów oznaczonych plakietkami “I. A”, “I. B”, czy powiedzmy “III. C”. Bo budynek wzorowany był na szablonie jaki do tej pory kłuł oczy w mieście. Dzieci uczyły się w takich samych budowlach w jakich kwaterowali żołnierze. W PRLu wszystko robiło się na jedno kopyto.
W końcu znalazła schody na górę i wyszła na przestronny hall, z którego okna szły na plac na którym cała ekipa z którą przyjechały rozłożyła się zabezpieczając teren zanim jeszcze weszły pod ziemię.
Ale widok był zgoła inny…
Wcześniej teren rozświetlało wielkie ognisko kilkunastu ‘lokalsów?’ nie wiedziała jak nazwać tych co zgromadzili się przy nim, krzycząc, śmiejąc się i wzbudzając spontaniczne, przyjacielskie awantury. No i rzecz jasna reflektorami samochodów, oraz latarkami. Teraz…
teraz ognisko płonęło jak wcześniej, z tym że towarzyszyły mu trzy płonące samochody, z których jeden wyglądał jak prawdziwa kula ognia. Ekipa z jaką przyjechała była chyba w głębokiej defensywie kombinując już tylko jak stąd można spierdalać, a nie wygrać starcie pomimo wściekłych krzyków tego z jakim jak się wydawało Indi miała mocno na pieńku. Napastnicy wyglądali na bandziorów uwarunkowanych genetycznie, słyszała pokrzykiwania po rosyjsku. Jeden wrzasnął nawet “wpieriod” ostrzeliwując się z kałasznikowa i dając sygnał braci by ruszyła na desperacko broniące się “garnitury”, lecz snajper z dachu budynku w którym przebywała Lulu zamienił jego głowę w pękający arbuz. Gdzieś ktoś coś wrzeszczał, gdzieś rozległ się przerażający i chyba nieludzki ryk. Kątem oka zobaczyła nawet człowieka w sutannie strzelającego z dwóch pistoletów do ‘smagłolicego’ człowieka jaki przyjechał tu motorem.
Istne szaleństwo było przy tym niczym
Jeden z mężczyzn z jakim przyjechali pomimo oberwania serią z karabinu cofał sie ostrzeliwując się z glocka. Analityczny umysł Grażynki uznał to za kamizelke kuloodporną, lecz eksplodujący garnitur na plecach dawał jasno znać, że kule przechodziły na wylot. Lulu słyszała o narkotykach, po których ktoś mógł biec dalejz obciętą głową. Urban legend. Może jednak nie takie legend ile urban.
Z samochodu zaparkowanego przy wjeździe z drogi na Łomianki, ktoś pruł z jakiejś cięższej broni. Stacjonarny karabin maszynowy? Gdzieś wybuchł granat.
Do gardła jakiegoś mężczyzny z pistoletem maszynowym, jaki ostrzeliwał się na skraju lasu, rzucił się sporej wielkości ryś, wrzask człowieka wzniósł się nawet ponad odgłosy tej strefy wojny.

Grażynka po samych odgłosach wiedziała czego może się spodziewać, jednak to co zobaczyła sparaliżowało ją totalnie. Choć patrząc przez okno widziała jedynie część jatki.
Zmusiła się by obrócić głowę usłyszawszy tupot od strony schodów, ale nie z dołu, ktoś zbiegał z góry. Mężczyzna w garniturze wycelował w nią pistolet, na plecach przewieszony miał karabin snajperski.
Lecz nagle stracił głowę.

Bo Klara jaka jakby znikąd pojawiła się za nim z mroku po prostu mu ją urywając. Lulu upadła na klęczki i zwymiotowała.
Po chwili poczuła dłoń na ramieniu.
Kruczowłosa kucała przy niej.
- Dasz rade iść króliczku? - spytała
Grażynka zwymiotowała jeszcze raz. Wtedy dopiero odpowiedziała. Cicho, szeptem.
- Dam. - Postanowiła, wobec czego podniosła się na nogi by móc iść. - A myślałam, że pająki to najgorsze co mnie dziś spotka. - Zebrało jej się na mały żarcik. Spróbowała się lekko uśmiechnąć do Klary.
- Czeka nas około kilometra, przez las - ostrzegła różowowłosą “Pani Wilczek”. I mogą przydarzyć się nam… ktoś może chcieć przeszkadzać. Nie chcesz chwilę odpocząć?
- Wolałabym raczej jak najszybciej znaleźć się jak najdalej stąd. - Grażynka faktycznie nie wyglądała za ciekawie… zwłaszcza jeśli chodziło o stan fizyczny. W głosie przemawiało zdeterminowanie odnośnie opuszczenia TEGO miejsca.
Klara uśmiechnęła się.
- Liczyłam na taką odpowiedź. - Grażynka poczuła jak kruczowłosa wciska jej coś do ręki. Kolba pistoletu.
- Nie pytam czy umiesz. Po prostu pociągaj w razie czego za spust… celnie.
Grażynka spokojnie policzyła w głowie do trzech…
Odbezpieczyła. Tak samo jak wcześniej wolała mieć broń w pogotowiu.
Umiała się nią posługiwać, chociaż były to umiejętności nabyte głównie w strzelnicy.
Wcześniej miała ją w ręku ze świadomością, że broni jeden - siebie, dwa - danych, trzy - małego dziecka i cztery - jego matki. Te priorytety… w każdym razie, teraz było o dwa mniej… i o zawartość żołądka mniej...
- Chodźmy.
Klara skinęła tylko głową. Na jej ustach dalej błąkał się lekki uśmiech. Ruszyła pierwsza rozglądając się czujnie i prowadząc Lulu do jednego z pomieszczeń. Grażynka po wewnętrznym przywołaniu się samej do porządku nie tylko ruszyła za czarnowłosą, co starała się rozglądać. W jednej dłoni latarka, w drugiej spluwa…
Pomieszczenie do którego weszły nie posiadało drzwi wyjściowych. Posiadło za to całkiem fajne okno przez które rozciągał się widok od strony lasu. Klara zbliżyła się do szyby zaglądając przez nią. Po chwili zdecydowała się otworzyć okno. Wyjrzała w prawo, w lewo po czym śmiało wyskoczyła przez nie prezentując przy tym zwinność i dobrą kondycję. Grażynka zbliżyła się do okna a widząc, że jej towarzyszka zachęca ją do wyjścia przez nie gestem, zaczęła się na nie gramolić. Wyłączyła na ten czas latarkę. Nie chciała niepotrzebnie przykuwać niczyjej uwagi a światła jakie dostarczał nadmiar ognisk gdzieś za rogiem budynku i samo światło księżyca wystarczały by widzieć cokolwiek.

Dziewczyny przemknęły cichaczem do lasu. Klara ułożyła rękę Lulu na swoim barku. Najwyraźniej lepiej widziała w ciemności i nie chciała by ta póki co zapalała latarkę. Szły tak jakiś czas. Grażynka mimo, że szła krok w krok za Klarą kilka razy potknęła się lekko, zawsze jednak lądując na plecach bądź po prostu przytrzymując się o Klarę by nie stracić całkiem równowagi.
W końcu odgłosy walki cichły gdzieś w oddali. A one dalej szły.


Wydawało się, że koszmar pozostawiły za sobą, Lulu analizowała, czas, odległość, tempo ruchu. Klara mówiła kilometr, mogły być w połowie drogi. Albo i nie.
W ciemności niewiele widziała.
Opierając się na Klarze w pewnym momencie wyczuła ruch, gniewne ni to miauknięcie ni to wrzask kota jakiemu nastąpiło się na nogę.
Klarę jakby zdmuchnęło. Grażynka zachybotała się tracąc oparcie. Słyszała tylko szamotaninę tuż obok okraszaną pseudokocimi prychnięciami i cichymi przekleństwami kruczowłosej. Bez tonów bólu, raczej zaskoczenia i może niewielkiej nutki strachu. W tle palba strzałów wciąż nie dawała o sobie zapomnieć.
Lulu zawahała się…
Odruch kazał jej zapalić latarkę. Jej umysł próbował zaprzeczyć odruchowi.
W końcu zdecydowała. Zapaliła latarkę kierując ją ku ziemi… a później szybko w stronę hałasów, również po ziemi jak długo się dało. Nie chciała nikogo oślepić, ale musiała wiedzieć w co celuje bronią, którą zdecydowanie trzymała w pogotowiu, równie zdecydowana co do użycia jej jak latarki.
Zobaczyła jak jakiś kotowate zwierze wielkości sporej pantery (w tym świetle ciężko było by jej ocenić gatunek, ale na rysia to grubo za spore) siedzi na Klarze szarpiąc jej obojczyk wgryziony w niego z furią, łapami drapał, czarnowłosa wiła się pod nim próbując wyrwać rękę z pistoletem spod sporej łapy przyciskającej ją do ziemi.
Grażynka nie analizowała… strzelała. Za cel oczywiście przyjmując górę zwierzaka by zminimalizować możliwość trafienia w Klarę.
Strzał trafił “panterę?” w bok wywołując koci wrzask wściekłości, łapa jaką zwierzak przytrzymywał Klarę cofnęła się, na co tylko czekała Kruczowłosa. Do palby wystrzałów glocka Grażynki dołączył WIST Klary, obie kilkakrotnie trafiły zwierzaka jaki ni to skoczył, ni to odwlókł się na bok.
Lulu była taką osobą, która jak już zaczynała coś robić to kończyła. Jak postanowiła, to postanowiła… jeśli więc groźny dziki zwierz jeszcze żył… umysł dziewczyny podsuwał jej jedyne idealne rozwiązanie. Dobić. Sypnęła kilka pestek za uciekającym zwierzakiem, Klara z gniewnym pomrukiem zebrała się na nogi też wodząc pistoletem wokół siebie.
- Musimy biec - rzuciła. - Zaraz wroć..., zaraz wrócą - poprawiła się.
- Biegnij pierwsza, jakbyś się przewróciła, będę obok.
Lulu nie było trzeba powtarzać. Tym razem nie zgasiła latarki. Skoro Klara zebrała się na nogi, mogła biec… chociaż cisnęło się jej na usta pytanie do kochanki, czy wszystko z nią okej, nie zadała go. Biegła. Klara biegła tuż za nią. Trwało to kilka chwil nim usłyszały, że coś ich ściga. Grażynka nie chciała odwracać się do tyłu. Nie dlatego, że nie chciała wiedzieć. Bieg po lesie z naturalnymi przeszkodami w świetle latarki był wystarczająco trudny. Usłyszała, że Klara strzela. Raz drugi. Biegły dalej. Nie odwracała się.
Jakaś gałąź pod jej nogami…
Upadła.
Klara podniosłą ją, szybko i zdecydowanie. Kolejne strzały. Grażyna zerwała się ponownie do biegu, czarnowłosa tuż za nią. To co je goniło było coraz bliżej i bliżej. Klara znów strzelała.
Trafiła. Lulu słyszała jak coś opada na ziemię. Nie odwróciła się. Biegła dalej.
Hałas pościgu ginął w oddali.
Znów upadła.
Klara podniosła ją, delikatniej i mniej nerwowo. Biegły dalej…
Jak długo to trwało?
W końcu zobaczyła go. Motor Klary. Stał i czekał na nie, cały i zdrów. Ich ratunek i wybawienie. Lulu nie pytała. Wsiadła pierwsza przesuwając się do tyłu tak by Klara mogła usiąść za kierownicą, co też czarnowłosa uczyniła. Ruszyły.
Wiatr i poczucie wolności… poczucie oddalania się od tego miejsca… przyniosło ulgę.
Lulu chowała twarz za ramieniem Klary mrużąc oczy. Dopiero kilkanaście metrów później, gdy opuściły tereny lasu i kierowały się jak dziewczyna zauważyła na Józefów, Klara zatrzymała motor na poboczu. Grażynka sięgnęła po kask dla siebie i dla niej.
- Klara. Zawieź mnie do domu. - Poprosiła, grzecznie acz stanowczo.
- Do domu?
- Tak. Na Jagiellońską.
- Myślałam, że pojedziemy do mnie…
- Klara odwróciła się do Lulu marszcząc lekko brwi.
Grażynka była blada, poobijana, zmęczona… jakby jakimś kosmicznym wysiłkiem woli jeszcze trzymała pion.
- Nie dziś.
Klara patrzyła na Lulu jakby coś analizowała.
- Dobrze - powiedziała, choć z nutką złości. - Pod warunkiem, że obiecasz mi coś, czego nie zrobiłaś przez telefon. Gdy byłaś tam na dole.
- Klara… - Grażynka jęknęła. - W tej chwili obiecam Ci co tylko zechcesz w zamian za znalezienie się w łóżku. Serio. - Wyglądało na to, że jest na tyle zmęczona iż nie w głowie jej głupie gierki i jakieś obietnice. Miała też gdzieś nutkę złości którą słyszała u Klary. Chciała… odpocząć… poukładać myśli… i jeszcze raz, odpocząć.
Kruczowłosa patrzyła przez chwile na pobocze jakby chciała znaleźć tam kamień filozoficzny.
- Dobrze - powiedziała po dłuższej chwili jakby walczyła sama ze sobą. - A o dane… spytam dopiero jutro. Chcę tylko jednej odpowiedzi. Czemu na Jagiellońską, a nie do mnie.
Dlaczego Lulu chciała jechać na Jagiellońską? Wiedziała dobrze, że jej analityczny umysł, nawet jeśli był zmęczony miał przed sobą sporo analizy… sporo treści do przetworzenia. Miała ochotę jeszcze raz rzygnąć. Miała ochotę krzyczeć bo… nie rozumiała. Przed oczami stanęła jej Matylda… musiała poukładać myśli, musiała złożyć samą siebie w jedną kompletną całość zanim się rozleci… i nie, Klara była ostatnią osobą na świecie którą chciałaby mieć za świadka. Daniel… wyobraziła sobie przez chwilę samą siebie w płaczącą bez krępacji w jego ramionach i aż przełknęła głośniej ślinę. No i… była taka zmęczona… a przy Klarze? Nie, przy Klarze nie chciała okazywać słabości.
Po chwili ciszy zdecydowała się na odpowiedź.
- Bo mam ochotę jeszcze raz rzygnąć, a Ty nie będziesz na to patrzyła… - powiedziała twardo, chociaż urwała dalszą część wypowiedzi, okazując jednak niezdecydowanie na wypowiedzenie reszty.
Klara popatrzyła na Lulu i bez słowa odwróciła się ku kierownicy motocykla. Ruszyła ostro….


Przed Kamienicą mieszkania "Lulu", Praga Północ, ul Jagiellońska, przed północą
… zatrzymując się dopiero pod kamienica na Jagiellońskiej.
- Korci mnie króliczku by nie dać ci zejść. Straaaaasznie korci. - rzuciła do Grażynki siedzącej z tyłu i zbierającej się do zejścia. Nie ruszyła jednak, a spod kasku nie widać było nawet jej twarzy.
- Dałabym Ci buziaka na uspokojenie, ale mam nieświeży oddech. - Grażynka wysiliła się na lekki uśmiech. Przymocowała swój kask do tyłu motoru. Po tym stanęła na przeciwko siedzącej na motorze Klary i sięgnęła do kieszeni. Wyciągnęła z niej pendrive kierując dłoń z nim w stronę Klary najwyraźniej chcąc go jej dać.
- Może teraz będziesz mniej… się o mnie martwiła. - Klara miała wystarczająco dużo empatii a Grażynka była wystarczająco zmęczona by Klara mogła zauważyć dwie istotne rzeczy w jej zachowaniu. Po pierwsze dziewczyna zrobiła ten gest i wypowiedziała te słowa z pewnym smutkiem, lecz czającym się głównie w spojrzeniu. Nie chciała go pokazać maskując pozostawioną na wierzchu obojętnością. Po drugie, było w tym coś takiego… jakby Klara właśnie pisała sprawdzian, ale oceną która mogła za niego dostać była tylko jedynka albo szóstka. Czekała.
- Dawno przestałam się o ciebie martwić. Choć tylko w skali dni. - Coś jakby chciała powiedzieć ale tylko zdjęła kask. Przez chwile patrzyła na różowowłosą, po czym wychyliła się i zimnymi ustami pocałowała ją mocno. Ale nie dała oddać pocałunku czy wchodzić w namiętną wymianę pieszczot języka. Ruszyła odrywając lekko przednie koło od jezdni, po czym chwile później pruła już ku Józefowie.

Grażynka patrzyła przez chwilę za znikającą postacią. Zachwiała się lekko na nogach. To sprawiło, że poczuła się jakby miała ciężkie kamienie zawieszone na barkach… była taka zmęczona. Zawlokła się do góry, do mieszkania. Po drodze chowając pendrive na powrót do kieszeni jeansów.
W domu panowała cisza. Ojciec nie spał, ale położył się słysząc jak Grażynka wchodzi do mieszkania.
Zamknęła po cichu drzwi do mieszkania. Udała się do swojego pokoju, wcześniej odwieszając kurtkę na wieszak. Usiadła ciężko na łóżku nie zapalając nawet światła w pokoju. Wyciągnęła z kieszeni swój telefon i wlepiła niebieskie oczy w jego ekran. Siedziała tak jakiś czas nieruchomo podejmując wewnętrzną walkę sama z sobą…

Cytat:
Do [SMS] Daniel: Hejka. Podjedziesz do mnie, jeśli jeszcze nie śpisz?
Nie czekając na odpowiedź, Grażynka zsunęła z włosów gumkę. Upewniając się czy karta micro nadal bezpiecznie w niej tkwi, odłożyła ją do szuflady z innymi zabawnymi gumkami do włosów. Pendrive z kieszeni włożyła do plecaka, który umieściła pod biurkiem.
Zabrała ze sobą telefon, idąc do łazienki. Nim da upust zmęczeniu musiała się odświeżyć. Przez myśl bardzo, bardzo krótko przeszła jej wizja pająka tkwiącego w kapturze bluzy, lub jakiejś małej dowolnej innej kieszonce odzieży. Zmyć z siebie pył i brud… o tak.

Cytat:
Od [SMS] Daniel: Zaraz będę.
Po zakończonym prysznicu od razu wstawiła rzeczy do pralki. Zaczęła ubierać się w dres po domu, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Przyśpieszyła ruchy chcąc otworzyć je jak najszybciej. Usłyszała kroki z pokoju ojca i dźwięk otwieranego zamka.
- Cholera… - przeklęła pod nosem. Wyszła tak szybko jak mogła, by zobaczyć ojca z lekko zdziwionym wyrazem twarzy zamykającego drzwi za Danielem, który odwieszał właśnie kurtkę na wieszak z równie lekkim zdziwieniem przyglądając się wiszącej tam kurtce Lulu.

Gdy obydwoje na nią spojrzeli zakręciło jej się w głowie…
Daniel…
Ojciec…
Oby dwoje tu przed nią. Tacy realni… na wyciągnięcie dłoni…
Przez umysł Grażynki przemknęło kilka scen… pająk, Matylda, Indi tańcząca z duchami, Alex, uśmiechający się piesek na ekranie komputera, strzelanina, palące się samochody, Klara pojawiająca się znikąd, po prostu urywała głowę jakiegoś kolesia, ona sama oddająca strzały do czegoś…
Jej twarz na początku zbledła, później zzieleniała. Poleciała na powrót do łazienki, zaś ojciec i przyjaciel usłyszeli niemiłe dla ucha a jakże przypisywane do jednej tylko czynności… dźwięki wymiotowania.

Antoni spojrzał zdziwiony na Daniela, zaś Daniel odwzajemnił identyczne spojrzenie Antoniemu. Daniel zareagował pierwszy. Podbiegł do łazienki bezceremonialnie wchodząc do niej. Jedną ręką przytrzymał kucającą przed toaletą Lulu, a drugą przytrzymał jej świeżo umyte włosy.
- Grażynka…
- Już mi lepiej… - szepnęła po chwili.

Dopiero gdy upewnił się, że mówi prawdę, odprowadził ją do łóżka. Oczy same jej się zamykały, zaś ręce nie chciały wypuścić go z objęć.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 18-02-2016, 14:13   #15
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Indi wraz z Alex ruszyła. Obejrzała się tylko raz na Wojtka.
- Alex, kochanie, zabierzemy Janka i jedziemy do domku, dobrze? Wytrzymaj kochany szkrabeczku. Nic się nie bój, ja jestem przecież tuż obok. Nie dam ci zrobić nic złego. - szeptała gorączkowo do córeczki.

Po krótkim spacerze zobaczyła je…wśród huków wystrzałów i hałasu z dobiegającego z zewnątrz.
Dziewczynki stojące pod schodami na parter.
Matylda była spięta i przygotowana. Czekała na pierwszą ofiarę. Moniczka wygladąła za to na zasmuconą.
Obie były dużo mniej widoczne.
Dwa niewielkie, nieszczęśliwe cienie zamęczonych dzieci.
Zostały same.
Serce Indi ścisnęło się z żalu.
Indi wychyliła się znad schodów i dostrzegła Janka.
- Janek! - krzyknęła niezbyt głośno.

Spojrzała na Wojtka bojąc się co sobie pomyśli o szalonej dziewczynie. Czy też będzie próbował zabrac jej córkę?
Przytuliła mocniej Alex.
W głowie zakwitł jej plan, ryzykowny. Ale nie mogła nie spróbować.

- Matyldo… - popatrzyła na duszkę - … Matyldziu… posłuchaj… proszę Cię. Potrzebuję zabrać jednego z tych mężczyzn korytarzem. Pozwolisz mu przejść? Zaufałaś mi już tak bardzo. Proszę. Tylko jego.

Spojrzała z kolei na Moniczkę:
- Kochanie moje, nie smuć się. Dziadziuś jest już w spokoju. Już nie płacze i jest szczęśliwy. Czeka na was obie z niecierpliwością. Tak jak i wasza Mama. Ja muszę wyprowadzić córeczkę i tego mężczyznę stąd. Ochronić oboje. Tak jak wy chroniłyście dziadzia. A korytarze to jedyne wyjście.

Popatrzyła na obie dziewczynki:
- Wiem, że nie chcecie być same. Do czasu, aż dopełnię poprzedniej obietnicy, będę tu przyjeżdżać by się z wami spotkać i pobawić i pośpiewać wam.

Tuląc Alex do siebie mocno, spojrzała na jedną i drugą duszyczkę.
Czekała na ich odpowiedź.
Tylko raz rzuciła okiem na Wojtka.


Ojciec Alex (przynajmniej biologiczny…) wyglądał na lekko spiętego, gotowego do reakcji, aczkolwiek nie sprawiał wrażenia jakby bał się zmarłych dzieci. Za to na Indirę patrzył z zaciekawieniem, spod zmrużonych oczu. Czy tak reagował na już jawnie widoczny związek emocjonalny dziewczyny z prawą ręką człowieka jakiego nienawidził, czy też na jej słowa kierowane do upiora jaki tylko czekał na zadawanie śmierci? Tego nie można było wyczuć.
- Cemu kces zablać jednego z tych złych? - spytała martwa dziewczynka nazywająca sie kiedyś Moniką. Spytała, a jej głos był cichy, dochodził jakby z oddali, jak szept rezonuujący w pomieszczeniu z jakiego schody prowadziły na górę. Choć wyraźnie słyszalny pomimo strzelaniny.
- Bo on pomaga mi i Alex. Pomógł nam już parę razy. I… myślę, że nie jest do końca taki zły skoro znajduje w sobie miejsce na to by kochać i martwić się o nas. - Indi popatrzyła na obie duszyczyki tłumacząc po mamusiowemu - Czasem ludzie robią złe rzeczy nie z własnej woli. Tylko dlatego, że ktoś albo coś ich zmusza i nie mogą postąpić inaczej. A on tak właśnie ma. Ernest ma nad nim władzę. Nie wiem jaką, kochanie. Wiem tylko, że ma.
- Dlatego Matyldo…
- spojrzała na starszą duszkę. - i ty wiesz, słoneczko. Dla takich jak ten mężczyzna, trzeba znaleźć spokój. Dla takich, jak Ernest, wymierzyć sprawiedliwość.
- Matylda kce krwi. Ich krwi. Baldzo - A najbalciej tego co tam jest na gósze. I tego co jest tam na gósze dzieś dalej.
- Wiem, kochanie. Ale tamtego nie sprowadzę tutaj, on tu nie przyjdzie. Mówiłyśmy o tym. A na górze to który? Ten przy drzwiach, słoneczko?

- Ten ranny.
- A czemu akurat tego?
- spytała Indi kontrolnie. Coś mówiło jej, że przez tą cholerną więź. Nie wiedziała o co chodzi.
- Bo on jom czymał nie dajonc pomoc dzadkowi, gdy go ten stlasnie zly bil i robil ksywde.
Indi przytuliła córeczkę do siebie, cmoknęła mięciutki policzek.
- Wojtek, możesz go przyciągnąć bliżej tutaj? Na szczyt schodów. - spytała mężczyznę obok.
- Mogę - powiedział. - Jak mnie za to nie zastrzeli ten drugi, przy wejściu. Z resztą, Indi… - w jego wzroku odmalowały się błyski współczucia, widoczne nawet w świetle latarki. - Ech, nie ważne.
- Mów, co masz mówić.
- Indi wyciągnęła broń i odbezpieczyła. Zupełnie nie była sobą. Jakiś twardy guzeł zablokował ją. - Osłonię Cię. Więc? - spojrzała na Wojtka twardo.
W pierwszej chwili mężczyzna zrobił lekko uśmiechniętą minę jakby nią mówił “tym czymś chcesz mi grozić. Ale gdy dodała kwestię o ‘osłonie’ zrozumiał złą ocenę zachowania dziewczyny. Nie wyglądał jakby chciał kontynuowac to co zaczął. Ale na górze było coraz bardziej srogo. Spojrzał na Alex, potem na Indi. Znów na Alex.
Był coś winny.
- Indi… - zaczął ostrożnie. - Nie wiedziałem, że ten ‘twoj’ “Janek” tu był gdy… - nie dokończył. - Ale on wiedział. I chciał tu schodzić dla ciebie. Ale starczy jedno słowo Ernesta, a poderżnie ci gardło. Płacząc, może sobie potem w łeb palnąć. Tak jak może płakał trzymając tu w podziemiach tę dziewczynkę. DOBRZE zastanów się nad tym co chcesz zrobić. Dopóki Ernest żyje, to on ma wiekszą władzę nad tym gorylem, nawet gdy ten kocha cię bardziej niż ceni własne życie. I jak powiesz “Nie rozumiem” do dostaniesz w pysk.
Irracjonalnie Indi zaczęła się śmiać.
Trzymała w dłoniach odbezpieczoną broń wycelowaną w ziemię. A facet, którego widziała w życiu po raz drugi, grozi jej waleniem w pysk. Po tym wszystkim co już przeszła. Razem z Alex. Przypomniał się jej gabinet w Tworkach, gdy Janek zabierał córkę na rozkaz Ernesta.
Łzy wyciśnięte przez śmiech potoczyły jej się po policzku.
- Rozu…. rozumiem. - ramiona jej się trzęsły od śmiechu.
Alex jest priorytetem.
Zawsze.
Nie ważna jest ona.
Wychyliła się raz jeszcze by krzyknąć do Janka.
Potem się zawahała.
Jeśli Janek będzie wiedział, że ona żyje… Ernest będzie wiedział.
Cofnęła się.
Chwyciła Alex na ręce.

- Dziewczynki, wrócę tutaj. Wkrótce. Nie martwcie się, kochane.

Potem popatrzyła na Wojtka:
- Idziemy stąd. Prowadź do wyjścia.

Wojtek tylko skinął głową, choć obserwował Indi zmrużonymi oczyma.
Nie pytał nic w stylu “Ok?”, “Jesteś pewna”, lub cos podobnego.
- Pospieszmy się - rzucił tylko idąc w kierunku korytarzy co jakiś czas sprawdzając czy za nim idą. W pewnym momencie przystanął patrząc na dziewczynę. Ręce jej mdlały, nosiła Alex od… nie liczyła czasu. Nie powiedział nic, tylko wyciągnął ręce.
Spojrzała na niego. Uważnie. Nie zdawała sobie sprawy ale w jej oczach błysnęło ostrzeżenie.
- Szkrabku… może cię on teraz ponieść? - spytała córeczkę obserwując jej reakcję.
- Moze… - Alex kiwnęła główką i wyciągnęła rączki do Wojtka. Z jednej nich dyndała jej Ana. Złapała mężczyznę za szyję i popatrzyła mu uważnie w twarz z bliska.
Indi westchnęła z lekką ulgą i ponownie ruszyła za Wojtkiem z wczepioną w niego córeczką.
Mężczyzna wziął małą na ręce i patrzył przez chwile na dziewczynkę. Alex przez chwile patrzyła na niego ale mimo drzemki w pracowni Wieszczyckiego była koszmarnie zmęczona, marudna i smutna. Nie wiadomo czemu po prostu spokojnie złozyła głowkę na jego ramieniu.
- Cem do domu mamo, telaz, jus. - powiedziała.
- Już idziemy kochanie. Właśnie wychodzimy. Wytrzymaj jeszcze troszkę.
Wojtek ruszył korytarzem jakos tak szybciej, jakby ciężar małej nie stanowił dla niego problemu, Indi musiała przyśpieszyć kroku by nadążyć… choc to ona miała latarkę, a on szedł w większej ciemności gdyż jej blask padał głównie na jego plecy. W pewnej chwili Wojtek zerwał się do biegu, Amerykanka pobiegła za nim oświetlając sobie podłoże.
Zniknął jej z oczu, odruchowo przejechała latarka na wszystkie strony, była w jakimś pomieszczeniu piwnicznym.
Wojtek z małą na rękach przypadł do ściany przy schodach w góre i nasłuchiwał. Gestem dał znać Indi by wyłączyła latarkę.
Wyłączyła chociaż nagle zaczęła się zastanawiać po jaką cholerę dała mu swoje dziecko.
Powoli dołączyła do niego, starając się nie narobić rabanu w ciemnościach. Wyciągnęła dłoń by po omacku nie wpaść na nikogo. Po każdym kroku zamierała w bezruchu.
Poczuła mocny uścisk i Wojtek pociągnął ją za sobą po schodach. W pewnym momencie Indi zobaczyła jasność, wychodzili na hall budynku mającego robić za koszary. Gdy wyszli przez okno widziała co się dzieje na zewnątrz i sparaliżowało ją. Na terenie przy obiektach rozgrywała się prawdziwa bitwa.
Wojtek wyskoczył z małą przez okno (!). Indi desperacko dobiegła do otworu okiennego, zobaczyła, że nic im nie jest. Parter, ale wysoki, jak to z podpiwniczeniem.
- Zwariowałeś?! - syknęła cicho i wściekle.
Wsunęła zabezpieczoną broń za pasek i przełożyła nogę za nogą, powoli osuwając się zawisła na rękach. Ciężar ciała i grawitacja zaczęły sprawiać, że w palce i dłonie powbijały się drobne kamyczki i inne śmieci. Puściła się i spadła.
Zeskoczyła całkiem miękko. Dzisiejszy wieczór był tak nierealny, abstrakcyjny, szalony.. że zanim jej stopy dotknęły ziemi, pomyslała, że gdyby była w jakieś naprawde bardzo udanej swojej kreacji i wokół tego szaleństwa były kamery. Zbierając się do pionu po zeskoku zaczęła chichotać. Strach zostawiła dawno za sobą puściła się biegiem za Wojtkiem jaki z Alex czekał na nią na skraju lasu.
Rzuciła okiem na linię lasu…
- Dokąd teraz? - wyszeptała przystając tuż obok dwójki.
- A dokąd ci śpieszno, Mała? - spytał Wojtek. Tu w lesie odprężył się, jakby nic im już nie groziło.
- Jak to dokąd? Ogłupiałeś? - zabrała córkę z jego ramion bez pytania. - Do domu. Muszę nakarmić Alex. I załatwić parę kwestii. - Indira patrzyła na niego jak na raroga. Nieufnie. Podejrzliwie.
- Różowa mówiła, że masz dane.
- Mówiła też, że są bezużyteczne i że odda je dopiero jak odkoduje. -
rozejrzała się bacznie szukając drogi wyjścia. Zapatrzyła się na rozgrywany przed nimi obraz walki:
- O co tu chodzi? Czemu oni ze sobą walczą? Kim oni są?
- Wiesz jak to jest. Ktoś komuś da w pysk, to ten ktoś bierze kolegów by się zemścić. Obici biorą więcej kolegów, gdzieś po drodze pojawia się siekiera… a w pewnym momenc…

Indi popatrzyła na niego:
- Jesteśmy na nogach od dawna, bez picia, jedzenia wrzucone w sam środek jakiegoś chorego układu. Mała spała chwilę. Rozmawiałyśmy z duchami, byłam świadkiem tortur, uciekałyśmy przed bombą i bitwą. Zostawiłam kogoś tam na dole. Więc przestań zgrywać idiotę! Nie chcesz mówić to wystarczy powiedzieć “nie powiem”. Wyprowadź nas gdzieś, gdzie mogę znaleźć transport do miasta. Muszę zająć się córką.
- Gdzie mieszkasz?
- spytał.
- Na Ursynowie. Wyprowadzisz nas?
- Ursynów 20 kilometrów? Przez miasto. Kilometr stąd mam chatkę.
- Wojtek. Nie obraź się. Ale my chcemy do domu. Obie. Nie byłyśmy tam odkąd Sebastian i Ernest nas złapali. I przetrzymywali u siebie. Chcę do siebie do domu. Możesz to zrozumieć?
- Nie. Ale się staram. Dane
. - Wyciągnął rękę.
Indi uśmiechnęła się:
- Lulu je ma. - obserwowała go przez chwilę
- Indi. Dane.
- Wojtek. Wyjście do miasta. Chyba, że zaczniesz teraz się bawić w Ernesta. Dziecko też na świadka jest.
- Mhm, brać ojca na dziecko. Jak chcesz. Tylko pod jednym warunkiem…
- zawiesił głos.
- Jakim?
- Że masz wygodną kanapę.
- Zamierzasz się wprowadzić? Czy tylko na jedną noc? -
schowała twarz w Alex by ukryć lekki uśmiech.
- Na stałe? - roześmiał się. - Skoro tak bardzo prosisz… Nie. - dodał. - Za blisko lasu Kabackiego, tam jest niezdrowo.
- I co? Nad ranem znikniesz po przeszukaniu mieszkania? Któredy do wyjścia do miasta?
- Po co przeszukiwać mieszkanie nad ranem, jak można Ciebie przed snem.
- To na co ci kanapa? Zrobisz swoje i znikniesz.
- wzruszyła ramionami.
Spojrzał na nią uważniej. Strzelanina w tle chyba dogasała, choć wciąż było tam srogo.
- To nie ja zniknąłem blisko pięć lat temu - powiedział. - Ja tu jestem cały czas. Chcę dobrać się do dupy Sebastiana i reszty. Ty masz klucz. Nienawidź mnie za Aless jeżeli chcesz, choć dowiedziałem się dopiero dzisiaj. Jeżeli ci to w czymś pomaga.
- Nie nienawidzę Cię, Wojtek. Jestem zmęczona. I nie zniknęłam. Wróciłam do domu z fałszywym numerem telefonu chłopaka spotkanego na imprezie
. - zawiesiła głos - I też chcę się dobrać Sebastianowi i Ernestowi do zadów. A tego ostatniego za….. - urwała - Nie jestem twoim wrogiem, ale nie wiem, czy mogę ci ufać. Bardzo niewiele jest takich osób, którym mogę. A ty nie pomagasz, żądając w pierwszej kolejności “danych”. Chodźmy już. - ruszyła w kierunku, w którym wydawało jej się, że powinna iść.
- Ursynów, czy tu?
- Ursynów, mam kanapę. Dwuosobową.
- Ty nie wiesz co się dziś dzieje w mieście, prawda?
- Uśmiechnął się ale ruszył powoli w kierunku… czego? Indi miała słabą orientacje. Głębiej w las. - Musimy iść kawałek lasem, działaj tą latarką.
- Nie
… - powiedziała ostrożnie - … a co się dzieje? - ruszyła przyświecając. Zdała sobie sprawę, że Alex zasnęła zmęczona.
- Dziś 11 listopada, Indi. - Roześmiał się.
- Aha. - mruknęła jakby rozumiała o co chodzi. - To … dobrze?
Rozległ się jego smiech.
- U was w stanach nie ma takich problemów - zaśmiał się. - Po ośmiu latach prawica wygrała wybory. A dziś święto narodowe. Pewnie połowa squatów już płonie, a kibole i nacjozjeby krążą po ulicach. Ale pewnie uda nam się dotrzeć do metra.
- To dobrze. A taksówki będą? Mam w mieszkaniu gotówkę. Sebastian zabrał mi dokumenty, karty, komórkę. Dobrze, że mam zapasowe klucze u znajomej
- zaczęła wpadać dla odmiany w tryb organizatorki - Mamusi. - Wojtek… - zaczęła i zawahała się.- … jak … dobra nie ważne.
- Nie mam przy sobie komórki, ani portfela. Taksówka? Ok, ale czeka nas jakieś dwadzieścia minut drogi częściowo przez las zanim dojdziemy do miejsca gdzie kogoś można będzie złapać aby zamówił nam taksówkę - odwrócił się przystajac. - Sebastian mam nadzieję nie wie gdzie mieszkasz?
- Wie…
- Indi przystanęła już potwornie zmęczona - Muszę zabrać stamtąd coś. Muszę ukryć małą, a do tego potrzebuję tej rzeczy z mieszkania.
Przez chwilę myślała.
- Mogę poprosić kogoś, żeby to wyciągnął z mieszkania. Póki jeszcze trwa ta rozróba, zanim się zorganizują na nowo, chcę wywieźć Alex. Schować. Później wrócić by dokończyć z Ernestem. Ale to i tak oznacza przedostanie się na Ursynów. - spojrzała na Wojtka.
- Ach, nasza mała Indi ma plan - rzekł jakby do Alex. - Jak rozumiem wywieźć ją z powrotem do Londynu. A przez czas czekania na wydanie nowego paszportu to będziesz czekała na Sebastiana na Ursynowie? Dobrze zrozumiałem? Bo mówiłaś, ze on ma twoje dokumenty.
- Paszporty i zapasowe karty, gotowkę i broń mam w mieszkaniu. Zabrał mi to co miałam w torebce. Zezwolenie na pobyt, prawo jazdy, itd. Portfel. Komórkę. Reszta jest w mieszkaniu. Nie do Londynu. I
… - machnęła ręką. Nie miała siły się kłócić.
Pokiwał głową dając znak że zrozumiał.
- Nie rozumiem tylko jednego. - powiedział po jakichś pięćdziesięciu metrach wędrówki. - Czemu nie chcesz jej chronić.
Jakby mogła to by rozszarpała na drobne kawałki.
- Co?! - zabrakło jej powietrza i zakręciło się jej w głowie. - Co.Powiedziałeś?!
Odwrócił się przystając. Patrzył chwilę na dziewczynę zdziwionym wzrokiem jakby nie bardzo wiedział o co jej chodzi, skąd ta reakcja i co takiego powiedział, że nagle zaczęła się tak zachowywać.
- Nooo, chronić małą. - Wskazał głową dziewczynkę śpiącą głową na jej ramieniu.
- Nic.Innego.Nie.Robię.Od.Prawie.Pięciu.Lat - wycedziła przez zęby spoglądając wściekle i błyskając ślepkami.
Wzruszył ramionami.
- Chcesz ją gdzieś wywieźć, stracić z oczu, nie wiedzieć co się z nią dzieje, nie mieć przy sobie - powiedział odwracając się i podejmując marsz przez las. - Czyli nie chcesz jej chronić. O to mi chodziło.
- Chcę ją ukryć. Przed nimi. Zabrać im kartę przetargową. Ona przeżyła już dość jak na 4-letnie dziecko.

Roześmiał się.
- Ukryć, przed Sebastianem?
- Widzę, że doskonale się bawisz…
- ojciec Alex zaczynał działać jej ostro na nerwy - … Skoro tak to podziel się informacjami, żebym też mogła się pobawić a nie opowiadaj głodne kawałki o kolesiach co się tłuką dla funu.
Chciała usiąść w wannie ciepłej wody, zanurzyć się z głową i na chwile! na chwilę znaleźć choć trochę spokoju. Była głodna, zła, przerażona całym bagnem, brudna i nie tylko fizycznie. Miała wrażenie, że jest ubrudzona też od środka i miała… po prostu dość łażenia po omacku, na ślepo i odbijania się od ścian. Wojtek nie ułatwiał pozując na wszystko wiedzącego. Podsunęła Alex nieco do góry w ramionach, które znów zaczęły boleć od ciężaru dziecka.
- Gdybyś zadarła z kimś takim jak Sebastian w dajmy na to Ciechocinku, Pile, czy a niech tam… Poznaniu nawet. To mogłabyś liczyć na to, że taki na przykład “poznański Sebastianek” byłby za krótki aby sięgnąć cię za granicą, choć wykluczyć nie można. - Wojtek faktycznie się świetnie bawił ale raczej dobierając pewne określenia, których zazwyczaj chyba nie stosował. To o czym mówił… chyba po prostu nie mówił wprost. Szukał alternatyw jak nazwać coś inaczej. - Ale nasz Sebastian to Sebastian warszawski, to stolica. Ma prestiż, ma władzę, ma znajomości. Sebastianek londyński może mu oddać przysługę równie dobrze co Sebastianek z LA. Bo nasz Sebastianek ma możliwości się realnie odwdzięczyć. Można się przed nimi ukryć, sam to robię inaczej mimo sojuszu Ernest by mnie dawno zabił. Ale sam wyjazd? Nie mała, to nic ci nie da.
- I co? Ukrywać się do sądnego dnia? Poza tym ja z nikim nie zadzierałam. To oni uparli się mnie mieszać w swój burdel. Ukrywanie się kosztuje. Bez zarobku nie będę mogła się utrzymać nie mówiąc o małej. Ona potrzebuje przedszkola. Mam ją chować w lesie? Tańczyć z wilkami pod księżycem i cieszyć się, że żyję?
- Indi kręciła głową.
- Z wilkami to nie radzę - burknął. - Ja nie wnikam w wasze relacje, kto kogo do czego sprowokował. Wiem czego od ciebie chcieli. Sebastian ma dwie opcje. Liczyć, że dopadli cię ci co zaatakowali jego bandę, będzie przerażony. - Roześmiał się na samą myśl. - Hehe, bo to da mu podejrzenie, że przechwycili cię z danymi. Albo liczyć, że uciekłaś, a jak tak to możesz mieć dane. Ale co ja tam wiem machaj paszportem wtedy na lotnisku na zdrowie. Pokaż mu się, twoja wola Indi.
- Nie chciałam machać paszportem na lotnisku. Przedostać się do Londynu promem. W Unii nikt nie kontroluje przepływu ludności. W Londynie zapewne…
- umilkła. - Masz tam u siebie prysznic?.... I telefon?
- Prysznica nie, wannę. A co do telefonu… znasz kogoś kto nie ma?
- Tak… na przykład siebie.
- wystawiła język do mądrali. - To chodźmy. Do ciebie. Muszę zadzwonić do znajomego. I pojechać odebrać torbę z betami. I to zanim ci skurwiele się ogarną. - na przekór zmęczeniu przyspieszyła i wydłużyła kroku. Próbowała zignorować słowo “wanna” bo słysząc to jej umysł zaczął zmieniać się w watę cukrową. - Masz coś do jedzenia? Cokolwiek? - poczuła szarpiący głód.
- Ok. To już niedaleko - odpowiedział, nie zmienił kierunku wciąż szedł jakąś sobie znaną leśną ścieżką w tą samą stronę. - A do żarcia coś się znajdzie. Choć frykasów się nie spodziewaj.
Pacnęła go w łopatkę.
Jeszcze raz.
- Nie prowadziłeś nas na Ursynów - stwierdziła cicho raczej niż zapytała.
- Nope, byłem pewny, że się ogarniesz.
Pacnęła mocniej w to samo miejsce, piąstką, jak uczyli ochroniarze ojca, kciuk na zewnątrz by nie złamać.
- Przestań mną manipulować. - pokazała mu język i błysnęła ślepiami.
- Jeszcze nie zacząłem - mruknął i zatrzymał się. Gestem dał znać Indi by szła przed nim. Nie musiała pytać dlaczego, snop światła z latarki wyłuskał spomiędzy krzewów jakąś starą leśniczówkę.
- Zacząłeś - również mruknęła chcąc go podrażnić. Z niewiadomych powodów wizja drażnienia Wojtka stawała się coraz bardziej kusząca. - jakieś pięć lat temu. - Omiotła leśniczówkę snopem światła. Ruszyła w jej kierunku


Z mroku niechętnie wyłaniał się stary, zapuszczony budynek. Otulony drzewami i roślinnością jak kołdrą, nieśmiało ukazywał swe oblicze. Nie wyglądał zachęcająco - ciemny i w środku nigdziebądź.
W środku jednak okazało się, że dom nie jest aż tak niezachęcający na jaki probował pozować z zewnątrz. Wnętrze było przytulne i cieplutkie. Całe w drewnie i kamieniu. Meble wyglądały na robione ręcznie, niekoniecznie fachowo ale wygodnie. Na jednej ze ścian, ktoś próbował być artysta: pobielił ją częściowo, pozostawiając gdzie niegdzie wystające surowe cegły. Pod ścianą stały regały z jakimiś książkami.
Jedno z pomieszczeni okazała się kuchnia - Indi rozglądała się powoli i ostrożnie. Jakby nie chcąc … sama nie wiedziała czego. Stary, potężny piec
zwrócił jej uwagę, tak samo jak kuchnia
- Ładnie tu. Dziwne… - mruknęła układając małą na wielkim łóżku i kierując się do łazienki, w której królowała stara, żeliwna wanna.
- Czemu?
- Bo zupełnie nie pasuje do Ciebie.
- odwróciła głowę, by schować uśmiech wywołany oburzonym prychnięciem. Zaczęła ściągać buty, jęknęła z ulgą gdy w końcu pozbyła się obuwia.
- Na wodę trzeba poczekać. - zaczął rozpalać w piecu - woda się musi zagrzać. No chyba, że bardzo ci się spieszy.
- Spieszy mi się tylko z dobraniem się do swoich rzeczy. Dasz telefon?
Wojtek wygrzebał telefon z szuflady, przesuwając go w kierunku Indi:
- Zawsze tak przechowujesz gadżety? - mruknęła z rozbawieniem.
- Tylko te istotne.
Podszedł do dziewczyny, gdy wybierała numer do Marcina. Indi spojrzała pytająco, ale nie skomentował. Co chwilę rzucał spojrzeniem sprawdzając czy nie przegląda mu zawartości “istotnego gadżetu”.
Marcin odebrał po czwartym sygnale.
- Indi!!! - wrzasnął zaspanym, zachrypniętym głosem, gdy usłyszał jej głos.
Dziewczyna odsunęła telefon od ucha z lekkim skrzywieniem.
- Cześć, Marcinku. No to ja…
- Gdzie jesteś? Tereska się znalazła to teraz ty zaczynasz odwalać mambę i znikać?
- Marcin był wkurzony.
- Marcin, mam kłopoty ale nie chcę sprawiać ich tobie. Jesteśmy całe z Alex i chwilowo chyba bezpieczne. Słuchaj…
- Gdzie. Jesteś?
- fotograf zgrzytnął zębami.
- Nie powiem Ci. Lepiej dla ciebie jeśli nie będziesz wiedział. Obiecuję opowiedzieć wszystko jak się uspokoi tutaj, dobrze? - Indi leciała na oparach, i najchętniej wcisnęła by się w przyjaciela i zapomniała wszystko. Wizja była przyjemna i kusząca, ale … rzeczywistość natychmiast zastukała pazurem pod czaszką dziewczyny. - Muszę cię prosić o przysługę.
- Indi…
- To nie powinno narazić cię za bardzo. Potrzebuję, żebyś pojechał do mnie do mieszkania. W garderobie jest przyszykowana torba sportowa Adidasa. Dorzuć do niej laptopa i zasilacz i pada z rysikiem. Wszystko leży na biurku.
- Indira! Co się dzieje?
- Marcinku… muszę przysiąść na chwilę. A ta torba zawiera sporo rzeczy jakie mi i Alex będą potrzebne. Weź torbę i przywieź do….


Zwróciła się do Wojtka:
- Jakaś stacja paliwowa tutaj jest?
- Jest. BP, przy Warszawskiej 9, w Łomiankach, Poland - zażartował. - Jakieś 8 km.
- Pffff.
- fuknęła z żarciku.
- Marcinku, przywieź torbę na stację BP…
- Słyszałem… ten koleś… ufasz mu?

Indi słyszała to pytanie po raz drugi dzisiejszego wieczora.
Odpowiedź wciąż pozostawiała ta sama.
- Później pogadamy o tym. Na stacji kup mi z 10 różnych batoników, pieniądze są w torbie. Złotówki też. I kup mi też jeśli będą mieć telefon na kartę. Na jakieś 50 złotych. Tylko nie zapisuj numeru.
- Ech, dziewczyno…
- w tle dały się szłyszeć hałasy jakby fotograf się zbierał do “akcji”. - Będę. Zadzwonię na ten sam numer jak dotrę.
- Ach… jeszcze jedno.
- Tak?
- To będzie ten koleś. Wysoki, ciemny blondyn. W bojówkach i polarze. Całkiem fotogeniczny.
- Indi oceniała Wojtka okiem fashonistki.
- Ale ja nie będę leciał przecież taki kawał drogi - wtrącił oburzony Wojtek. - Jak zrobi ci te zakupy to niech podjedzie na skrzyżowanie Zachodniej i Sierakowskiej, osiedle Dąbrowa Zachodnia w Łomiankach.
- Aha … Marcinku… słyszałeś?
- Mhm…jaśnie panisko z niego...
- No trochę tak…
- zgodziła się Indi zagryzając wargę by nie parsknąć śmiechem. Wyczuwała silną nić porozumienia między gderliwym fotografem a Wojtkiem. - Ale wiesz, że dziękuję Ci za pomoc?
- Mała…
- Wiem, wiem, osiwiejesz przeze mnie…
- Indi uśmiechnęła się do telefonu. - Pa.
- Pa.


Wojtek w między czasie udawał, że robi kanapki.
- Dzięki za telefon. - rozłączyła się i podsunęła słuchawkę w kierunku mężczyzny. - Dasz radę skoczyć po tę torbę, prawda? - znowu znalazła malutką pociechę we wbiciu mini szpileczki. Zanim zdążył się odgryźć, roześmiała się - Proszę. Ja mogę pójść, ale to i tak oznaczałoby ciąganie ciebie, a nie chcę zostawić Alex samej w obcym miejscu.
Capnęła jedną kanapkę i pochłonęła ją w błyskawicznym tempie. Potem drugą.
- Jutro jakieś zakupy zrobimy? - spytała bezczelnie.
- Zakupy? - ironicznie uśmiechnął się i uniósł brew. Wziął telefon i wyjał z szuflady portfel. - Czyli wprowadzasz się na dłużej? - spytał w drzwiach i nie czekając na odpowiedź wyszedł.
Indi zaś pokazała mu dojrzale język, po czym zaczęła napełniać wannę.
Po kilku rundach z wodą w końcu zanurzyła się w płytkiej wodzie. W końcu mogła zmyć z siebie brud.
W myślach nuciła piosenkę, którą słuchała po kolejnej nocy z Johnnym
i przełykała wszystkie przeżycia minonych… godzin? dni?
Ukryła twarz w dłoniach i oparła o kolana. Rozpłakała się dając upust szaleństwu kotłującemu się w niej. Tworki. Alex w łapach Ernesta i Sebastiana. Swoja własna bezsilność. Janek ranny i zostawiony na …. Wizje Matyldy. Indi drżała mimo, że woda była gorąca. Zagryzała zęby z całej siły by nie zacząć wyć szaleńczo i nie zbudzić małej.

Straciła poczucie czasu.
W końcu strumień łez wysechł.
Czuła się pustą skorupą i tak.. potwornie… potwornie zmęczoną.
Zapakowała się w ręcznik.
Ze stanika wyciągnęła pendrive i schowała go jednej z puszek. Upewniła się, że jest niewidoczny wśród ryżu. Odstawiła puszkę na miejsce.
Ostatkiem sił rozebrała Alex z ubranka zostawiając ją tylko w koszulce i majteczkach.
Odsunęła koc i narzutę i wsunęła się obok córeczki.
Nakryła je obie po czubki głowy, przytulając małą mocno do siebie.
Zasnęła zanim zdążyła pomyśleć jak bardzo kocha córkę.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 20-02-2016 o 15:40.
corax jest offline  
Stary 18-02-2016, 18:59   #16
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Atomowa Kwatera Dowodzenia (teren naziemny), Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, wieczór, 11.11
Bitwa dogasała.
Płonące samochody oświetlały pobojowisko i ze dwie dziesiątki trupów i ciężko rannych. Po terenie kręcili się ludzie zbierając broń pokonanych i ciała własnych poległych, wielu z nich mówiło po rosyjsku, ale część ich kompanów to byli raczej Polacy. Byli wkurwieni.
Niska kobieta po czterdziestce z bardzo agresywnymi rysami twarzy machała rękoma przed łysym księdzem szczycącym się króciutką, dokładnie i finezyjnie przystrzyżoną śnieżnobiałą bródką. Kilku ludzi uzbrojonych w beryle, kamizelki taktyczne, noktowizory i inny sprzęt z wysokiej półki kręciło się wokół. Dwóch innych księży z jakimiś urządzeniami badało rannych. Niektórych kazali zabierać, niektórych częstowali strzałem w łeb z Magnum.
- Miała to być zasadzka, a jakby na nas czekali. - Wrzeszczała agresywna kobieta. - Pierdolony Wietnam!
- Koty wystawiły czujki. - odpowiedział spokojnie śnieżnobrody. - I tak dobrze, że nie przygotowali się mocniej.
- Jednego dopadliśmy, tylko kurwa jednego. A ja straciłam pięciu ludzi.
- Dwóch... - łagodnie odparł 'ksiądz' wskazując gestem głowy sporego rysia leżącego na jednym z Mafiozów. Wręcz przepołowionego serią z ciężkiego karabinu.
- Sierściuchy to płotki, bez Sebastiana zdławilibyśmy ich...
- Ale są aktualnie problemem. - Spokojnie wytłumaczył jej człowiek w sutannie. - A ich lekceważenie... sama zauważyłaś, że zasadzka się nie udała.
- Jedźmy do pałacu. stracił osłonę.
- Tacy jak on maja więcej osłon, a jego zdaje się tam pewnie teraz nie ma.

* * *

Janek nie miał już amunicji, 'garnitur' jaki ostrzeliwał się z wejścia został rozszarpany, rozsmarowany po ścianach. TO na co Janek patrzył nie miało litości, tylko szał.
- Odstąp - powiedział młody mężczyzna w sutannie.
Odpowiedziało mu gniewne warczenie i kłapot szczęk.
- Odstąp, muszę go sprawdzić.
Wycie, rozdzierające uszy. Coś zniknęło rzucając się niżej, po schodach w dół.
Coś węszyło.

'Ksiądz' podszedł do Janka, który odpływał.
Mimo masy krwi mężczyzna w sutannie wyjął urządzenie przykładając je do palca ochroniarza Ernesta. Nakłuł, czekał chwilę na szybką analizę.
- Przyda się. - Rzucił do dwóch typów w pełnym oporządzeniu jak z filmów o służbach specjalnych, którzy do tej pory celowali w mrok jaki czaił się w schodach w dół. Skąd dobiegło znowu wycie.

* * *

- Gaz wywietrzał, na dole jest pomieszczenie. Był tam wybuch, szczątki komputera - raportował kobiecie jeden z członków ruskiej mafii.
- Ale otwarte? - upewnił się śnieżnobrody.
- Tak.
- Czyli wydostali...
- Tropy prowadzą w las. Wyszli w koszarach. Oba prowadziły z dołu. Jeden był z pijawką, jeden z sierściuchem.
Kobieta patrzyła wokół wkurwionym wzrokiem.
- Czyli wszystko na nic? - spytała.
- Nie wiem - zastanowił się na głos starzec. - Ernest bronił wejścia tutaj do prawie ostatniego ze swych ludzi - znów zastanowił się nad czymś.
- Odwrócenie uwagi?
- Ernest? Finezja?
- Czyli był przekonany, że wyjdą tędy. Ale wyszli z pijawką... Klara? Ale z drugiej strony też z sierściuchem. Nie rozumiem.
- Kotki chodzą swoimi drogami Bałałajko. - "Ksiądz" wciąż się nad czymś zastanawiał. - Wiemy, że ani hakerce ani medium Sebastian bardzo nie ufał. Mamy 50% szans. Jeżeli jest szansa, że dane do Sebastiana nie dotrą, trzeba utwierdzać go w przekonaniu, że mamy je my.


* * *

Mieszkanie Lulu, Praga Północ, ul Jagiellońska, ranek 12.11
Grażynka targała się po łóżku aż zbudziła Daniela jaki wciąż obejmując ją drzemał obok, na jej łóżku.
W drzwiach stał Antoni patrząc na córkę ciężkim wzrokiem. Ale pomóc nie mógł nic, choć chciał. On był tu tragicznym czarnym charakterem jaki córkę zdradził, za rycerza robił jej najbliższy przyjaciel. Role były rozdzielone jasno i do bólu.
Daniel pocałował lekko dziewczynę w czoło głaszcząc po policzku i ramieniu. Uspokajając.
Ciało dziewczyny faktycznie uspokoiło się ale ciężko byłoby powiedzieć, że nocne mary przeszły.
w jej głowie wciąż rozgrywał się koszmar.


* * *

Leśniczówka Wojtka, Puszcza Kampinoska, noc, 12.11
Wszedł do domku i rzucił siatkę z zakupami, oraz torbę Indiry na ziemię koło drzwi. Było ciemno, paliła się już tylko jedna świeczka, ale jemu to nie przeszkadzało. Widział wszystko lepiej niż inni. Zerknął ku łóżku i znieruchomiał. Indi położyła się koło córeczki w ręczniku, nie nakrywając się. Kominek dawał sporo ciepła. Póki płonął wesołym żywym ogniem. Teraz był wygaszony, tylko żar zaznaczał sie lekko w ciemności. Dziewczyna drżała przez sen z zimna, ale nie wybudziła się przez to. Spała mocnym spokojnym snem, choć zdarzało się jej to bardzo rzadko. O czym on zresztą nie wiedział.
Leżała na boku, od tyłu była całkiem naga, z przodu ręcznik litościwie ledwie okrywał jej piersi.
Wojtek przesunął dłonią po jej biodrze i udzie po czym wrócił w górę jej ciała zatrzymując rękę na pośladku. Znów zadrżała. Czy z zimna? Mężczyzna przeniósł wzrok na Alex rozkopaną w kocyku jakim matka opatuliła ją na wszelki wypadek. gładząc dziewczynę po jej ciele spoglądał na swoją córkę z lekkim zastanowieniem na twarzy. W końcu wstał i wziął koc leżący na jednym z foteli. Okrył nim Indi i małą.
Rozpalił ponownie ogień w kominku, dołożył solidnie.
I położył się przed nim. Zwijając się w kłębek na ile tylko człowiek potrafi.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 18-02-2016 o 19:03.
Leoncoeur jest offline  
Stary 18-02-2016, 19:08   #17
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Mieszkanie "Lulu", Praga Północ, ul Jagiellońska, skoro świt

Pająk gonił kota… sześć wielkich patyczkowatych owłosionych nóżek w szybkim tempie… tylko dlaczego pająk był większy od kota? Grażynka wycelowała spluwę, jej dłonie drżały. Kot. Nie. Ryś. Co to było? Spojrzał w jej stronę. Strzeliła. Pocisk w spowolnionym rytmie przeleciał między oczami pająka nie czyniąc mu krzywdy. Zupełnie jakby był…
- Lósoooowa się boooooi pajonkówww - dziecięcy głosik zaśmiał się ledwo słyszalnie.
...duchem.
Ryś uśmiechnął się do niej szyderczo.
- A myślałam, że pająki to najgorsze co mnie dziś spotka. - Usłyszała swój własny głos.
Pająk poruszył skrzętnie odnóżami, jakby miał zaraz zamiar… Już Lulu wiedziała jakie może mieć zamiary. Strzeliła ponownie.
Kula przeleciała znów przez ciało pająka który zaczął w tym momencie przeobrażać się w Matyldę. Dziewczynka stała i patrzyła na Lulu. Ze złością, wręcz nienawiścią, zaciskała lekko pięści patrząc spode łba.
- Ona jus wie, choć chyba jesce nie wie. Ale Ty Lulu? Nie wies fcale. Wcale a fcale. - Mówiła Matylda. Grażynka zauważyła, że w jej dłoniach znajduje się siekiera. Zamachnęła się nią, jakby chciała uderzyć.
Kajko leżał u jej stóp. Z ust płynęła mu krew.
- Nje! - Między Lulu a Matyldą znalazła się młodsza z dziewczynek. - Musis śpiewać tes!
Dziewczynki złapały się za ręce. Zaczęły tańczyć w około różowowłosej nucąc jakąś kołysankę. Nie tańczyły same. Matylda, Monika, Indi, Alex… tańczyły wszystkie cztery. Kajko nie ruszał się. Nuciły jakieś słowa…

Przysięgnij, przysięgnij
Przysięgnij, na coś największego
Przysięgnij, na coś co kochasz

Wszystkie cztery nagle odrzuciły głowy do tyłu. Taniec i melodia przyśpieszyły gwałtownie.

A damy Ci to co pragniesz
Przysięgnij, że przyprowadzisz go
A my pokażemy Ci Twój dom
A my pokażemy Ci Jego dom

Przysięgnij, przysięgnij
Przysięgnij, na coś największego
Przysięgnij, na coś co kochasz

Klara prowadziła w ich stronę DANIELA… tylko nie jego, tylko nie jego…
- Zabil nasego dziadka...DZIADKA!
- Nie! To nie on! Zostawcie go!
- Próbowała krzyczeć, ale głos nie wydobywał się z jej gardła. Tylko nie jego…
Matylda, Monika, Indi i Alex zaczęły się śmiać. Głośno. Przeraźliwie. Śmiała się też Klara. Śmiał się też leżący na ziemi Kajko… z jego oczu, uszu i ust trysnęła krew. Krew w oszalałym tempie zaczęła zalewać ziemię pod stopami Grażynki. Wszystko inne niknęło gdzieś w oddali.
“God morgen mister Anders, hvor er du?” niespodziewanie złote litery pojawiły się wśród czerwonej posoki. Zaczęły powoli odpływać jak w parodii Gwiezdnych Wojen. Grażynka wpatrywała się w nie i wpatrywała… a one znikały i znikały…
Wycelowała w nie broń. Strzeliła. Miała ich dość…
Uśmiechnięty owczarek niemiecki pojawił się tuż koło jej nogi.
- Mister Anders?
- Nie!

Uśmiechnął się do niej, ale w tym momencie nagle stracił głowę. Bo Klara jakby znikąd pojawiła się za nim z mroku po prostu mu ją urywając. Po prostu…
- Musimy biec. - Przez chwile patrzyła na różowowłosą, po czym wychyliła się w jej stronę i zimnymi ustami pocałowała ją mocno.
- Biegnij Lulu. Biegnij. - Lulu zaczęła biec. Uciekała. Ciemny las. Ktoś ją gonił. Kątem oka zauważyła światło. Ognisko? Nie. Trzy ogniska. Trzy płonące samochody, z których jeden wyglądał jak prawdziwa kula ognia. Stanęła by się temu przyjrzeć. Dlaczego stoi? Miała biec? Próbowała… ale coś jej nie pozwalało.
Jeden z mężczyzn obrywał serią z karabinu. Cofał się mimo tego utrzymując na nogach. Kule przechodziły przez niego na wylot. Lulu otworzyła szeroko oczy. To był Daniel!
Tylko nie Daniel…

- Grażynka!

Poczuła jakby ktoś nią potrząsał. Kotowate zwierze wielkości sporej pantery rzuciło się na niego szarpiąc mu obojczyk, z furią wgryzione w niego…

- Grażynka! Obudź się. To tylko sen… - Głos przyjaciela powoli docierał do niej z zupełnie innej rzeczywistości. Powoli otwierała oczy. Ze strachem… co zobaczy, gdy je otworzy?
- Grażynka? - Zmartwiona twarz Daniela była tuż na nią. Przyjaciel obejmował ją mocno. Czuła jego ciepłe ciało. Czuła ciepłą pościel. I teraz już wiedziała… była tu. W swoim domu, bezpieczna w swoim własnym łóżku.
Odetchnęła głęboko.

- Daniel? - Zapytała jakby chciała się upewnić. - Miałam zły sen… - Szepnęła.
- Całą noc miałaś złe sny. - Odparł zmartwiony. Westchnął ciężko.
- Przepraszam… - Oczy Grażynki delikatnie się zaszkliły. Daniel przypatrywał się temu zjawisku w milczeniu. Dobrze wiedział, że skóra jego przyjaciółki jest nad wyraz twarda. Należała do tych osób, które nie płaczą. A jak już płaczą… Chłopak pokręcił głową. Delikatnie pogłaskał Lulu po włosach.
- Już dobrze. - Próbował przybrać spokojny ton głosu. - Chcesz jeszcze spać?
Dziewczyna pokiwała głową i zamknęła oczy. Daniel starł z ich kącików pojedyncze łzy. Zaczął ją delikatnie bujać, jakby usypiał małe dziecko. Przez kilka chwil. Później przestał zagłębiając się w rozmyślaniu.

Lulu błądziła na granicy jawy i snu. Też rozmyślała. To był ten moment, w którym musiała poukładać myśli, by móc wstać z łóżka i przywitać nowy dzień ze stoickim spokojem i twardą skórą.



***

Mieszkanie "Lulu", Praga Północ, ul Jagiellońska, popołudnie
Panujący w pokoju aromat kawy i zapach ciepłej jajecznicy stał się silnym bodźcem przekonującym ją by w końcu wstać. Otworzyła oczy, by zobaczyć pochylającego się w jej kierunku Daniela. Widocznie miał zamiar sam ją obudzić.
- No, śpiąca królewno. Bo prześpisz cały dzień, już prawie dwunasta. - Usiadł obok na łóżku podając jej kawę. Ona też usiadła i zrobiła kilka łyków.
- Ale jestem głodna… - Przesunęła wzrokiem po pokoju szukając tego co czuł jej nos. Podał jej śniadanie, które jedli spokojnie i w milczeniu.
- To wszystko przez NIĄ, tak? - spytał w końcu Daniel, ostrożnym tonem.
- Daniel… daj spokój… ja… - Grażynka szukała odpowiednich słów w głowie. Podrapała się w zamyśleniu po głowie. No bo właściwie, CO miała mu powiedzieć? - Nie… to nie przez NIĄ. - Odparła w końcu z nadal zamyślonym wyrazem twarzy.
Pokręcił głową.
- Ooooo keeey - wydał z siebie. - Ale odpocznij dziś co? Wczoraj wyglądałaś... tragedia, ostry zgon.
Z Lulu jakby zleciało powietrze… Daniel najwyraźniej nie chciał drążyć tematu co zahaczało niemalże o jej najskrytsze marzenia.
- Oh… no podejrzewam. Czuję się już okej. Daniel… dziękuję. Wiesz… - Urwała z nadzieją, że wie i nie musi mówić. Niebieskie oczy wpatrywały się w przyjaciela z wielką dozą sympatii i wdzięczności.
- Anytime U need - odpowiedział. - Jak mi obiecasz, że nie zrobisz nic głupiego, to muszę gdzieś skoczyć. Wpadłbym później, hm?
Pokręciła przecząco głową.
- Nie obiecam. - Humor powrócił. Najwyraźniej się droczyła. - Gdzie musisz iść? - Zapytała podejrzliwie.
- No to już nigdzie nie muszę. - Wyszczerzył się lekko. - Na uczelnię chciałem skoczyć. A co?
- Okej. Niech będzie. Wolę żebyś nie zarwał przeze mnie studiów, a póki co… - Zrobiła przepraszającą minę. - Ja… zbiorę się i pewnie pojadę na chwilę zajrzeć do szpitala.
- Tjaaaa, to tyle z ‘wypoczynku’. W którym on leży?
- Szpital Wolski. Wypocznę nie siedząc w miejscu. Daj znać jak coś, okej? Zostaw talerze, pozmywam. - Podała mu swój, już pusty, by mógł odłożyć go na biurko, do którego miał bliżej.
- To poczekam na ciebie, podjadę z tobą tramwajem albo autobusem do Zamkowego w stronę uczelni.
Grażynka wygramoliła się wobec tego z łóżka. Z początku niechętnie. Daniel nie musiał długo czekać. Świeże ciuchy, lekki makijaż i zmywanie zajęły jej jak na kobietę niewiele czasu. Dziewczyna nieśmiało zajrzała do pokoju ojca. Nie było go… no tak, pewnie kończył jeszcze remont. A może już nie? Ile to dni minęło? Nie potrafiła sobie teraz przypomnieć.
W każdym razie… pojechali. Daniel co jakiś czas przypatrywał się jej uważnie, zaś ona udawała, że tego nie widzi. Wysiadł na Zamkowym przystanku. Lulu bez większych nadziei skierowała się do szpitala, po drodze wypalając jeszcze z dwie fajki, pogrążona w myślach.

Szpital Wolski im. dr Anny Gostyńskiej , Wola, ul. Kasprzaka 17, popołudnie
Ominęła stanowisko pielęgniarek podążając wprost do pokoju w którym przez ostatnie kilka dni niezmiennie leżał wciąż śpiący Kajko. Wchodziła tam patrząc na podłogę, nie przed siebie.
- O widzisz, jest. - Usłyszała kobiecy głos w momencie kiedy zauważyła charakterystyczne buty pielęgniarki. Podniosła na nią wzrok. Niewysoka pulchna kobieta majstrowała coś przy łóżku Kajko. Uśmiechała się do niej szeroko.
- Zawsze przychodziła mniej więcej o tej porze i przez dobrą godzinę trzymała za rękę. Oh, ta…
- KAJKO!
- Zrozumiała w spowolnionym tempie…

Obudził się...

- Lu...lulu - aż uniósł się na poduszkach. - Zanim mi powiedzieli..., Jezu. Tak się bałem…
- Już spokojnie… tylko leż… - W chwilę znalazła się przy jego łóżku. - Jak się czujesz? - Zmarszczyła czoło, wyglądała na zatroskaną.
- Głowa boli, zupełnie nie wiem czemu. Piliśmy coś? - zmusił się do żartu, choć minę miał średnią. - Mówili mi ile brakowało. Jak…? Co tam się stało? - spytał gdy pielęgniarka zniknęła za drzwiami zostawiając ich samych.
Grażynka westchnęła głośno. W głowie coś jej krzyczało… no ale… podjęła po chwili.
- Cóż… może zacznijmy od tego, co Ty pamiętasz? - Usiadła na skraju jego łóżka, przesunęła po nim wzrokiem.
- Nooo, weszliśmy do fabryki, twemu ojcu coś odwaliło. Pojawiła się ta suka. Chyba ją zastrzeliłem ale twój ojciec… pamiętam tylko ścianę. - Mówił cicho ledwie słyszalnie. Niby nikogo w pokoju nie było, ale… był przekonany że zabił “Panią Wilczek”, a za to idzie się siedzieć.
- Nic jej nie jest. - Powiedziała powoli obserwując reakcję Kajko. - Jak stąd wyjdziesz… pójdziemy ćwiczyć celność na strzelnicy. - Uśmiechnęła się do niego. Coś jej mówiło, że nie powinna… ale ujęła delikatnie jego dłoń.
Przez chwile na jego twarzy wykwitła ulga. Wszak chciał by ta zdzira zginęła w mękach za to co im zafundowała, ale świadomość że się kogoś zabiło? Kajko był dość emocjonalnym chłopakiem, to go chyba męczyło. Z drugiej strony…:
- To jak? Jakim cudem, przecież… Miała cię, co się stało? - nie dowierzał. Mocno ścisnął jej rękę.
- No miała. - Przyznała. - Ale spójrz na mnie. - Znów się uśmiechnęła. - Kto chciałby zrobić mi krzywdę? - Urwała na moment. - Zawiadomiłam Twoje rodzeństwo, że jesteś w szpitalu… i zaopiekowałam się ile mogłam Twoim dziadkiem. Wiesz… robiłam mu zakupy i posprzątałam trochę.
- Dziękuję Lu. - Nie chciał puszczać jej dłoni. - Ale czemu cię puściła, przecież wyglądało na to, że obróciłaby w perzynę pół miasta by nas dorwać.
- Klara…
- odparła ostrożnie nazywając ich BITCH po IMIENIU - … powiedziała, że owszem bardzo chciała nas… hmm dorwać gdy nacisnęliśmy jej na odcisk. Jednak, po filmiku który jej wysłałam… zmieniła raczej zdanie… i chęć dorwania zmieniła nieco wyraz. - Ważyła powoli słowa obserwując Kajko… a na jej obliczu pojawiło się coś jak “strach”? “niepewność”? Urwała czekając aż przetrawi.
- Kla… Klara?! Zmieniła zdanie? Po filmiku? Zmieniła… - powtarzał za nią osłupiały. W końcu jęknął.
Kajko był bardzo inteligentny i doskonale łączył fakty. Mógł skończyć jako warzywo, ale miał fart, z błyskotliwości nic nie stracił. - Zrobiła z tobą to co z twoim ojcem, prawda? Odwrócił głowę. Ale dłoni nie puszczał.
- Nie. Nic mi nie zrobiła… Kajko… myślę, że raczej hmmm… wiem jak to zabrzmi… doceniła moje umiejętności i zamiast zabić wolała wykorzystać bym coś dla niej zrobiła...
- Zabiła mnie?...
- zaczął, ale przecież to było bez sensu. On już umierał w opuszczonej fabryce. - Nie. A ja? Czemu ja w takim razie żyję, skoro doceniła twoje?
- Bo zapytała mnie, czy mi na Tobie zależy. Kajko… teraz już nie musisz o niej myśleć. Wszystko jest po staremu.
- Spróbowała się uśmiechnąć, mimo że na nią nie patrzył. - No prawie… wrócisz do zdrowia i będzie dobrze. Okej?
Odwrócił się, analizował.
- Po staremu - powiedział ostrożnie patrząc na twarz Grażynki starając się coś z niej odczytać. - Czyli tak jak było zanim nie wleźliśmy na te cholerne kamerki, czy tak jak było zanim nie pojechaliśmy do tej opuszczonej fabryki? - Widać było po nim, że jest spięty i pewną obawę przed odpowiedzią jakiej oczekiwał.
Grażynka policzyła w głowie do trzech… w wyobraźni kopnęła w dupsko potwora który w niej krzyczał… Wymusiła uśmiech.
- Właściwie Kajko… ani tak, ani tak. Widzisz, zanim wleźliśmy na kamerki znaliśmy się tylko wirtualnie. Teraz znamy się też realnie. Nie będzie więc tak jak kiedyś. Nie musimy też przed nikim i niczym już razem uciekać… więc tak też nie będzie. Jak kiedyś. Chodziło mi o to… że wiesz… wszystko się jakoś ułożyło. Tak się cieszę, że się obudziłeś… - Tym razem uśmiech nie był wymuszony. Cieszyła się.
- Lulu… - uniósł głowę z poduszki, choć chyba kosztowało go to wiele. - Wiesz o co pytam…
Zmarszczyła brwi. Wyglądało na to, że nie wiedziała...
- “Boję się, bo zwykle takie bliższe relacje źle się kończą” - zacytował jej własne słowa wypowiedziane w kwaterach pod Regułami. - Ja nie chcę by to się kiedykolwiek skończyło.
*Raz…
*Dwa…
*Trzy…
*Aaaaa!
- Kuba.
- Powiedziała z lekkim wyrzutem w głosie. - Ledwo co się obudziłeś. Przychodziłam tu codziennie… i codziennie się martwiłam… a Ty pierwsze co robisz po otworzeniu oczu… - Westchnęła. - To martwisz się o to co nie trzeba. - Odparła, dalej z wyrzutem i smutkiem w oczach.
- Bo czuje, widzę coś. Nie wiem… - zawahał się. - A i tym się martwię, że nie mogę się podnieść.
- Dojdziesz do siebie, na pewno… - wykonała taki gest jakby chciała się pochylić.
- Nie - przerwał jej. - Chodzi mi podnieść w sensie unieść. By cię pocałować - minę miał bardzo średnią. Czuł że coś jest nie tak, jednocześnie chwytał się nadziei.
Gdy pochylała się on sam próbował się unieść, był jeszcze słaby ale walczył z tym mocno, sam nie mógł jednak wychylić się aż tak wysoko.
- Przestać w końcu wierzgać, miałeś spokojnie leżeć. - Położyła wolną dłoń na jego klatce piersiowej i sugestywnie kazała mu się znów położyć. W tym czasie nachyliła się mocniej i ucałowała go w policzek. Po tym uniosła lekko twarz i spojrzała mu w oczy, zobaczyła w nich zawód. Pochyliła się jeszcze raz i ucałowała w usta z początku delikatnie, ale gdy przypomniała sobie ich smak przez chwilę mocniej i bardziej… jak kiedyś. Po tym znów uniosła głowę, walczyła sama ze sobą by w jej oczach nie było smutku, badawczo patrzyła na chłopaka.
W oczach Kajki zobaczyła wpierw płomyczek nadziei, który gorzał coraz mocniej przechodząc w falę radości. Znał ją, wiedział, że jest przypadkiem “trudnym” ten pocałunek odczytał jednak tak jak chciał. Jak miał nadzieję na to co on oznacza. Ścisnął mocniej dłoń Grażynki uśmiechając się lekko.
- Pamiętasz jak mówiłem, że cieszę się, że weszliśmy na te kamerki?
Skinęła głową potwierdzająco.
- Z każdą chwilą coraz bardziej.
- Mimo tego WSZYSTKIEGO co musieliśmy przez to przejść?
- Zapytała ciekawsko, chociaż sama wyglądała jakby nie leżała z nogami do góry przez ten czas kiedy on był w szpitalu… biorąc jeszcze pod uwagę zadrapania i guza na czole lekko zasłoniętego włosami.
Nie odpowiedział. Kiwnął tylko głową z uśmiechem. Był jeszcze bardzo słaby. Najpierw poczuła zelżenie uścisku na jej dłoni, potem jego oczy się lekko przymknęły. Prawie poczuła jak usypiał.

 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 19-02-2016, 12:22   #18
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Leśniczówka, Puszcza Kampinoska, 12.11

Obudziła się jak zwykle nie pamiętając snów, ale wyspana i wypoczęta. Ostatnio miała tak gdy Janek…
Zarumieniła się, a w chwilę później przeszła do pionu.
Janek…
Nie wiedziała co się z nim stało… lecz myśli odpłynęły, gdy usłyszała przytłumiony głos Alex.
- Teeeeeras syraaafe. - ucieszyła się z czegoś mała. Uszy Indiry wychwyciły jakiś… szum? Po chwili do przebudzającego się umysłu doszło, że to olej na patelni.
- To nie sylaaaafa! To … so to jest? - słodkie zdumienie czterolatki rozbawiło Indi.
- Kleks z naleśnika. - głos jaki znała, przypomniała sobie szybko gdzie jest i co tu robi.
I z kim tu wylądowała.
Boże….!
Rozejrzała się szybko po pomieszczeniu. Przed kominkiem leżał zmięty koc i laptop z wpiętym ‘gwizdkiem’ mobilnego internetu sieci Play.
Zauważyła też coś jeszcze. Była kompletnie naga, ręcznik w jakim usnęła leżał pod nią. A ona sama leżała w rozkopanym kocu. Pewnie przez sen, bo było tu ciepło. Ogień w kominku dawał na całego.
Nie pamiętała jednak by okrywała się kocem.
Który teraz raptownie złapała i podciągnęła pod samą brodę, próbując opatulić każdy skraweczek nagiego ciała. Zarumienioną twarz schowała w dłoniach.
Miała nadzieję, wiedziała, że głupią, że jej nie widział. Że nie pomyślał sobie, że ona … specjalnie…
No litości!
Pokręciła głową.
Nieważne. Bądź dorosła! To się zdarza... Nie było to nic, czego nie widział wcześniej.” - na samą myśl poczuła jednak kolejne uderzenie gorąca na twarzy. Rzuciła się po cichu do torby i wyszperała ubranie i kosmetyki.
Przygładziła włosy, wygładziła ubranie i ruszyła zmierzyć się z… ojcem Alex.
- Dzień dobry - powiedziała wesoło szukając wzrokiem córeczki - Gdzie mój szkrabek? - uśmiechała się.
Szkrabek siedział w załamaniu ramienia Wojtka, który dość nieudolnie i bez wprawy podtrzymywał mała, gdy drugą ręką przewracał naleśniki na patelni.
Robił to na piecu… jaki Indi widziała wczoraj, ale nie do końca wiedziała jak on działa. Teraz zauważyła, ze po prostu wkładało się do środka drewno i paliło na zasadzie kominka… a żeliwna płyta przykrywająca konstrukcję dawała ciepło. Dziewczyna urodzona w 1995 i swe życie spędzająca w ambasadach widziała coś takiego pierwszy raz w życiu.
- Mama, a wies, ze on nie potlafi zlobic sylaaaafy, pinć lazy plóbował. - Alex chichotała.
Wojtek odwrócił się.
- Naked princess on the way - rzucił uśmiechając się. – Och, ubrałaś się?
- Nie potrafi? No nieeeee...
- Indi wyraziła swoje rozczarowanie by ukryć zmieszanie komentarzem Wojtka. - Czemu miałabym się nie ubrać? Wy jesteście ubrani - starała się brzmieć nonszalancko, jakby jego komentarz spłynął po niej jak po kaczce, choć zdradzieckie ciepło znowu wystąpiło na policzki.
- Gość w dom, Bóg w dom - powiedział po polsku, czego Amerykanka nie zrozumiała. - To takie powiedzenie, że gość w domu jest czymś na każdą usługę - tłumaczył - i człowiek cieszy się z jego obecności i spełnia zachcianki. Toteż jak wolisz nago, to się mogę dostosować.
- Wiesz, że jest tu z nami czterolatka?
- spytała nieco zaskoczona Indi i zmieniła temat - Daj, spróbujemy z tą żyrafą, córciu?
Indi zabrała chochelkę od Wojtka i pochyliła się uważnie nad patelnią, powoli sącząc naleśnikową masę na rozgrzaną patelnię.
„Zwierzątka na życzenie” - robione nie raz.
Naleśnikowa żyrafa Indiry wyglądała całkiem przyzwoicie mimo, że była raczej z tych rozmiaru XXXL.
- Strasznie najedzona ta żyrafa, co, Alex? - odwróciła się prostując i patrząc na córeczkę. - Ty też będziesz mieć taki brzuszek jak zjesz tyyyyyyyyyyyle naleśników.
- Bierze cię to?
- spytał konfidencjonalnie lecz całkiem słyszalnie Wojtek. - Mama pochylona nad patelnią rozlewająca to ciasto, sprawiając, że twardnieje w naleśnika?
- Taaaaak
- odpowiedziała mała. - Lubiem syllaaaafy.
- Mhm, ja też.
- Wojtek!
- Indi wyprostowała się gwałtownie, z rumieńcem na twarzy.
- No co. Też lubię, a samemu je robić to tak średnio….
Indi przypomniała sobie, że nie jest nastolatką.
Podeszła do Wojtka trzymającego Alex i przytuliła małą, przytulając się i do niego. Gładziła małą po włoskach przy okazji …. mocno ściskając pośladek Wojtka.
- Co za szkoda… w dodatku próbowałeś pińć razy – lekko, jakby pocieszająco poklepała ściskane miejsce - i dalej nic z tego nie wychodziło? - rzuciła mu spojrzenie niewinności i odsunęła się.
W pierwszej chwili patrzył na nią wzrokiem pełnym niezrozumienia. Ale po chwili jakiś błysk zajaśniał mu w oczach i zaczął się śmiać.
- Sprytną masz mamę. Ale jak powiedziała że zrobi żyrafę to zrobi nie?
- Taaaaak!
- To wiesz co?
- Czo?
- To my jej nie przeszkadzajmy
- szepnął głośno w ucho małej.
- Mhm...
- Niech ona stoi nad patelnią a ja ci puszczę piosenkę. Lubisz Krainę Lodu?
- TTTAAAAAKKKK!
- A ty masz jakieś ulubione zwierzątko, Wojtek?
- spytała niewinnie, wpatrując się bezczelnie, używając podobnej broni co i on.
Zastanowił się mocno kierując się ku wyjściu do głównej izby.
- Bobry lubię - odpowiedział po namyśle. - Urzeka mnie to jak delikatnie podgryzają drzewa. I największy pień w końcu pod ich ząbkami pada jak ścięty. - Zniknął w izbie przy ucieszonych perspektywą posłuchania Elsy piskach Alex.
Bobry?” - Indi zupełnie nie zajarzyła o co chodziło. Wiedziała o bobrach tyle, że mają długie zęby i płaskie ogony. Znowu kolejna próba żyrafowa, a potem spróbowała się z bobrem. Przy tym zwierzaku trzeba było jednak użyć nieco więcej wyobraźni.
Usłyszała pierwsze dźwięki muzyki
Ale… ogon był… zdjęła patelnię z ...e…. paleniska i poszła do łazienki by się umyć i nałożyć lekki makijaż.
Przy okazji planowała co robić dalej.
Cytat:
TO DO LIST

Skontaktować z Lulu.
Znaleźć miejsce do spania.
Wyciągnąć gotówkę z kont i poblokować karty.
Rozkodować dane i dobrać się do zawartości.
Zabić Reksa
Słysząc śmiech i śpiew córeczki uśmiechnęła się.
Widziała przed oczami jak Alessandra robi piruety i macha rączkami naśladując Elsę.
Sama zanuciła:
- Mam tę mooooooc, mam tę mocc!!!
- Masz, masz.
- dobiegło ją ciche Wojtka.
Odwróciła się z uśmiechem:
- Mam? - nakładała właśnie balsam na usta.
Nie odpowiedział, piosenka Elsy się powoli kończyła. Indi uśmiechnęła się do siebie uznając, że go zagięła.
Gdy nagle z izby zaczęły dobiegać inne dźwięki.

- Nieeeeeee. To jest nudne. - Alex po kilku chwilach zaczęła się boczyć. - Ce cooś innego.
- To spróbujmy to, umiesz skakotanczyc? - spytał Wojtek. Wciąż oboje byli w drugim pomieszczeniu.
- Ze skakać i tańcyć lazem?
- Tak, spróbu
j - puścił kolejną piosenkę.
Indi pokręciła głową:
- Wojtek to nie jest muzyka dla czterolatki. - wychyliła się z łazienki. Ruszyła w kierunku drugiego pokoju.
To z pewnością nie była muzyka dla Alex. Ale dziewczynka zachęcana przez śmiejącego się mężczyznę półleżącego przy laptopie, skakała ile sił w nóżkach. Pogo punków to to nie było.
- Sama chciała - wyjaśnił Wojtek, widząc wchodzącą do izby Indirę.
- A ty powinieneś wiedzieć lepiej. - pokazała mu, jakże dorośle, język, gdy Alex nie patrzyła. Pochyliła się i puściła kolejny hit z Krainy Lodu i zaczęła tańczyć z Alessandrą, gdy razem śpiewały na przemian Anę i księcia.
Wojtek podkręcił dźwięk. Laptop jak laptop, więcej się nie dało. Ale izba zaczęła huczeć lekko od muzyki. Dorzucił do ognia szukając czegoś na YT.
- Alex…. kto zje pierwszy całą żyrafę? - spytała roześmianej córeczki, zachęcając ją do zjedzenia czegoś. - Ty czy Wojtek?
- Jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!
- Mmmmmm
– Indi zmrużyła oczy dumając - chyba jednak ... mmmm Wojtek. On tak lubi żyrafy….
- Nieeeeeee, jaaaaaaaa!!!!!
- Robimy zawody?

Alex zaczęła podskakiwać z radości. Indi ruszyła do kuchni po żyrafy.
- Nie ma co liczyć na Bobra, nie? - spytał Wojtek.
- Próbowałam, ale nie wyszedł za dobrze. Ogon się rozlał za bardzo.
Kąciki ust powędrowały mu do góry, nie powiedział nic tłumiąc śmiech.
- Tak, Indi. - pokiwał głową starając się utrzymywać powagę. - Bo z ogonami to trzeba bardziej delikatnie.
Dziewczyna zmarszczyła brwi wyczuwając, że jest robiona w gigantycznego balona. Godnie jednak stwierdziła, że nie będzie się dopytywać o co chodzi.
- Chcesz tego bobra czy żyrafę? Inaczej Alex wygra walkowerem.
- Bobra, ale żyrafką nie wzgardzę
- powiedział rzucając wzrokiem na jej szyję.
Indira Gemmer postanowiła sobie dokonać gorącej zemsty na tym bezczelnym typku.
Podała naleśniki obojgu i szmatką, jak w filmach, wskazała odliczanie:
- Na trzy. Gotowi?
- Mhm!!! Na csy!
- Raz….
- Dwa…..
- Dwa i pół….

Alex chichotała z otwartą buzią zawieszoną nad talerzykiem.
- Trzy!!!! - Indi opuściła szmatkę w dół. I obserwowała wyścig sekundując: Alex! Alex! Alex!
Mężczyzna udawał, że się ściga z dziewczynką. Nadymał policzki udając gryzienie 2-3 razy dłużej niźli dorosły potrzebował do przełknięcia. Ale nie dał się też poniżyc. Alex wygrała krzycząc radośnie:
- Pieeeeeeeelwsaaaa!
gdy Wojtek miał ostatni kawałek w buzi i gryzł zapamietale.
Kawałek naleśnika.
Przez dziesięć sekund.
Indi uśmiechnęła się do niego i porwała małą w ramiona. Obróciła się z Alex kilka razy:
- Braaaaaaaaaaaaaaaaawo! Moja zuch córeczka! Juhuuuuu! - chichotała z dumnym Szkrabkiem.
Wojtek wyglądał na obrażonego i złego z powodu porażki.
- Chcę jeszcze raz, zobaczymy czy drugim razem też ci się uda.
- Doooooopcie. Jutlo na sniadaaniu tez cie pokonam
- zachichotała mała wtulając się w matkę.
Indi zaszeptała małej do uszka, żeby poszła pogratulować honorowej walki przeciwnikowi i podziękować za fair play. Z lekkim uśmiechem obserwowała Wojtka z małą.
Alex podeszła do swego ojca wszak nie wiedząc kim jest, wyciągnęła łapkę, którą on ujął. Pomachała chwilę nią w górę i w dół.
- Może gdyby to były bobly skońcyłbyś sybciej... - powiedziała starając się pocieszyć go trochę. On zaś na to ukrył twarz w dłoniach i walczył desperacko by nie parsknąć śmiechem.
Indi widząc spojrzenie córeczki wzruszyła ramionami i rozłożyła ręce.
- Nie wiem, kochanie. Wojtek wytłumaczysz? - spojrzała na rechoczącego już mężczyznę.
Po raz pierwszy nie znalazł odpowiedzi. Nie speszył się, nie zawstydził, zrobiło mu się jedynie lekko głupio.
- A puścimy na laptopie “Ulepimy dziś bałwana”? - sukinsyn wiedział jak jechać z dziećmi.
Alex wywrzeszczała głośne TAAAAAK. Temat się lekko urwał. Poszedł z małą puścić muzykę.
Indi uprzątnęła kuchnię i usiadła na chwilę. Sięgnęła po pada z rysikiem. Dosłownie na chwileczkę. W głowie wybuchły jej pomysły i obrazy związane z duchami, śpiewaną kołysanką i wizjami. Kreśliła coraz szybciej, coraz to nowe kreacje.
Alex oglądała jakąś bajkę puszczoną na laptopie przez Wojtka, który ułożył się na łóżku. Przez chwilę próbował wciągnąć się w książkę… jednak po krótkim czasie odpuścił zapadając w drzemkę.
Indi była pewna, że szkicowanie zajęło jej ledwo parę minut. Oderwała się w końcu od pracy i ujrzała drzemiącego Wojtka z Alex wtuloną w zakole jego kolan, opartą na łokciu i wpatrzoną uważnie w ekran laptopa. Wojtek trzymał ramię pod głową. Gest tak bardzo podobny.
Nie poruszyła się nie chcąc płoszyć chwili.
Zaczęła szybkimi kreskami szkicować portrecik córki z ojcem.
A potem już samego Wojtka.

Po cichu włączyła laptopa i zgrała szkice na pendrive’a ze swoimi pomysłami na kolekcję. Zajęła się komórką, przechodząc do kuchni, by nie zbudzić mężczyzny szelestami opakowania.
Zastrzegła numer wychodzący i wysłała wiadomości do Nany i do ojca z informacją, że są całe. Wiedziała, że Nana szczególnie odchodzi o zmysłów. Miały przecież być już w USA. Przy okazji pogryzała batona, zakupionego przez Marcina.
Postanowiła skorzystać z neta.
Wróciła do leśniczówki i sprawdziła stan dwójki leniuchów.

Mała spała posapując lekko. Wojtek nie.
Lekko poruszył głową udowadniając, że nawet przez lekki sen słyszy ciche styknięcie drzwi. Nie zdecydował się ciągnąć żenującego teatru udawania snu. Spojrzał na Alex drzemiącą przy nim i zrobił obronny gest w stylu “ej! to nie ja, sama przyszła!”
Indi machnęła dłonią by spał dalej. Na migi pokazując laptopa i pisanie na klawiaturze.
- Jak potrzebujesz neta, to weź mój gwizdek. Pin 6661. - powiedział kuląc się na łóżku w coś w stylu kłębka, ale tak by nie obudzić małej.
- Chcesz zobaczyć jej zdjęcia? - spytała z namysłem.
- Chcę.
- To wyślę maila i pokażę. No chyba, że zaśniesz.
- widząc jego pozę “podrapała” go żartobliwie za uchem.
- Choć z laptopem tu. - Wskazał miejsce na łóżku wskazując przy tym, dość jasno i wyraźnie, że on nie bardzo ma jak się ruszyć.
Indi zabrała net z jego lapka i podpięła do swojego.
Włączając po drodze.
Usadowiła się na łóżku i szybko nastukała maila do Lulu.

Cytat:
Do Lulu [e-mail] [@lulu@lulu.pl]: Czesc, Jesteśmy całe. Spotkanie? Gdzie i kiedy? Kontakt?
Zawahała się chwilę.
Założyła skrzynkę na o2.pl i wysłała maila z nowego konta.

Po dosłownie minucie dostała zwrot wiadomości:

Cytat:
Od Mail Delivery System [e-mail]: Delivery to the following recipient failed permanently

Adresu takiego nie było. Albo miał zapchaną skrzynkę.
Zaklęła lekko.
Przecież taki adres podawała jej Różowa. Zagryzła wargę. Wysłała raz jeszcze.

Cytat:
Od Mail Delivery System [e-mail]: Delivery to the following recipient failed permanently
Pokręciła lekko głową zmartwiona.
Zaczęła pokazywać zdjęcia Alessandry Wojtkowi. Opowiadać zabawne historyjki z małą w roli głównej.
Przelecieli tak większość głównych zdjęć. Na żadnym jednak nie było zdjęć rodziny innej niż Indi. Czasem tylko grupka przyjaciół i ludzi w jej wieku.
Wojtek nie komentował, czasem tylko pytał o szczegóły. Na przykład czy jak Indi wsadzała Alex na tego osiołka w ZOO to czy mała się nie bała. Takie tam bzdurki.
Za którymś zdjęciem przypatrzył się bardziej. I znów lekko odsunął głowę.
- Boli? - spytał.
- Co boli? - zdziwiła się dziewczyna.
- Rodzina.
- Pytasz o co konkretnie teraz?
- spojrzała ostrożnie na Wojtka, czujnie.
- Pytam, bo wygląda jakbyś ją średnio miała - odpowiedział.
- Utrata ukochanego ojca w wieku 16 lat … hm… tak, boli, Wojtek. - stwierdziła cicho - Ale nie żałuję wyboru.
- Przepraszam.
- odrzekł tylko. - Choć nie powinienem, tak w perspektywie - spojrzał na Alex.
- Za co mnie przepraszasz? Za nią? Czy za zostawienie lewego numeru? - uśmiechnęła się. Ona sama dawno, dawno temu nabrała do tego ostatniego dystansu. Nawet nie wiedziała kiedy. W domu dla kobiet? Czy podczas którejś z rozmów z ojcem? Nie pamiętała.
- Kochałaś ojca? Zanim… - spytał.
- Najbardziej na świecie. A potem… pojawiło się to ziarenko fasolki.
- Które kochasz najbardziej na świecie.
- Pokiwał głową kończąc jej wypowiedź. - czyli na jedno wyszło Indi, ja zafundowałem Ci tylko ból pomiędzy przeskokiem. Za to przepraszam. - pogładził ją lekko po policzku.
Pokiwała głową.
- Skąd się dowiedziałeś? - spytała, odsuwając laptopa.
- Kumpel. Była u niego policja. Mnie niełatwo znaleźć - uśmiechnął się. - Ale szukali. Szukają. Bo mają wiadomość z ambasady US dla mnie. Dlatego myślałem, że to Ty.
- Nie. Ale ostatnio był w Warszawie mój ojciec. Namawiał mnie po raz kolejny do porzucenia Alex i powrotu do USA. Znalazł kolejnego kandydata do mojej ręki z odpowiednim rodowodem.
- Mazel Tov
- wtrącił.
- Bardzo zabawne. - skrzywiła się i jakby wycofała. - Któryś kolejny, co w łaskawości raczy spojrzeć na mnie zbrukaną. Pewnie wtedy coś nakazał, jakieś kontakty poruszył. – wzruszyła ramionami.
Pokiwał głową, położył rękę na dłoni Indiry nakierowując jej palec na przycisk by poleciało kolejne zdjęcie. Nie komentował ostatniej info.
- Co zamierzasz. Dalej prom? - spytał w końcu po piątym z kolei szczerbatym wyszczerzu córki.
- Nie wiem. Nie mam pomysłu jak dobrać się do Reksa. Jedynym pomysłem było wykorzystanie materiałów...
- Ejejejejej, Juliuszu Cezarze, Napoleonie.
- zażartował przerywając jej. - Mi chodzi o bliższe plany. Nie o zabicie skurw…. też bym chciał, uwierz mi - niełatwo.
- Muszę znaleźć mieszkanie dla nas, wyciągnąć kasę z kont, napisać do kontrahentów, że mogę mieć parę dni obsuwy, znaleźć samochód, spotkać się z Lulu. I wyjaśnić córeczce dlaczego nie będzie chodzić do przedszkola.
- Odpocząć?
- A co to znaczy?
- uśmiechnęła się.
Wciąż miał Alex śpiącą w łuku kolan i nie poruszył dolną częścią ciała by jej nie zbudzić. Ale sam zwinął się lądując głową na łonie Indiry, wyginając plecy w łuk. Odsunął przy tym laptopa jaki wcześniej tam spoczywał.
- O tak. - mruknął. - Chwilę przeczekać aż te gnoje dostana pierdolca szukając cie po mieście.
Indi odruchowo zaczęła smyrać jego czuprynę czubkami palców.
- Obiecałam coś tym duchom, Wojtek. Tylko dlatego mamy te dane. - spojrzała w dół. - Ile mogę czekać? Dzień? Dwa? Trzy? Nie mogę ci siedzieć na głowie, to raz. A dwa, że ni...
- Możesz.
- Przecież masz swoje życie, swoje sprawy.
- uśmiechnęła się po mamusiowemu, nie kokietując. - A co jeśli ściągniemy na ciebie kłopoty albo ich ludzi?
- Wy. Kłopoty. Na mnie?
- roześmiał się.
- Tak, wiem. Pamiętam. Jesteś niezwyciężony. - napięła bicepsik przypominając sobie jak ją “wyrywał” na imprezie pozując na Supermana. Uśmiechnęła się i mrugnęła ciepło do Wojtka. Prztyknęła go w czubek nosa lekko.
Jakoś tak odruchowo… pocałował ją. Lekko, bez kipiącej namiętności ani szaleństw języka.
Dziewczyna spojrzała na Wojtka z dziwnym wyrazem twarzy. Po czym się roześmiała:
- Uważaj. Bo za chwilę zmarstrujemy drugie. - próbując pokryć zaskoczenie i tę nitkę, którą w niej trącał.
Wojtek odruchowo zerknął na Alex śpiącą w jego nogach. Coś wyglądało na to, że chyba mu nie przeszkadzało płodzenie nowych Alessander, choć nie było to aktualnie możliwe. Więc zrobił coś, co przeczyło przynajmniej w teorii drugiemu z tych dwóch. Indi poczuła dłoń na swoim policzku przyciągającą ją lekko do niego i jego usta na swoich. Teraz to już nie był tak niewinny pocałunek jak wcześniej. Ale on nie ruszał się, nie zmieniał pozycji. Nie chciał budzić małej.
Przez chwilę sama nie wiedziała co zrobić. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. W żadnym ze scenariuszy jakie kiedykolwiek przerabiała we własnej głowie „na wypadek w”.
Oddała pocałunek porzucając na chwilę myślenie. Poddając się pieszczotom jego ust. Potem nagła myśl pojawiła się w jej głowie:
- Wojtek… - podniosła głowę by spojrzeć na mężczyznę lodowoniebieskim spojrzeniem - … to dlatego?
Wojtek oderwał się od jej ust, gdy uniosła głowę. On półleżał na boku ona na plecach. Opadł koło niej obejmując ją prawą ręką od góry, lewe ramie wpakował jej pod głowę i wyglądał jakby chciał coś powiedzieć. Przyciągnął ją lekko by oparła się na ramieniu. Sam położył głowę na łóżku blisko jej szyi. Nie robił nic ‘zaczepnie’, w stylu tego do czego młoda dziewczyna była paradoksalnie przyzwyczajona w takich sytuacjach. Milczenie pogłębiało się, tylko Alex sapała przez sen.
- Nie wiem, czy chcę byś oświeciła mnie o co ci chodzi - powiedział nie zmieniając pozycji.
Indi spoglądała wprost w jego oczy zastanawiając się, czy ciągnąć temat. Czy to w ogóle ma znaczenie? Wiedziała, że pewne słowa, gdy się je wypowie, ranią do żywego. Pogładziła Wojtka czule po policzku. Spojrzeniem śledząc swój gest. Dotykiem śledziła również jak jej dłoń niemal bez udziału woli przesunęła się ze szczęki na krawędź ust. Jak palce drażniąco przesunęły się obrysowywując ich zarys.

18+ content


- Nie ważne - mruknęła. Palcami przesuwała po rysach jego twarzy. Tak, jak robiła to za pierwszym razem. Jak ślepiec badała czy je pamięta i czy bardzo się zmieniły przez te pięć lat: kości policzkowe, łuki brwi, sklepienie nosa i usta... W końcu obejmując całą dłonią jego policzek powoli przysunęła swoje usta do jego. Powiedzieć “nie unikał ich” to jak uznać że Hun Atylla był niegrzeczny. Jego usta spoczęły na wargach Indi i przez chwilę całował delikatnie, badawczo, ale zaraz jego język wślizgnął się głębiej, szukając przeciwnika do boju by jak w zapasach spleść się w nim w uścisku. Indi nie wyczuła zmian na twarzy Wojtka przesuwając po niej dłonią. Ale czy pamiętałaby? Lub czy to było ważne? Przez krótką chwilę sama się nad tym zastanawiała gdy jego język odnalazł jej.
Mruknęła cichutko, gdy języki splotły się w miłosnych zapasach. I już po chwili niewiele miało znaczenie. Oprócz jego bliskości, smaku i zapachu, ciepła jego ciała.
Z lekko złośliwym wyrazem na buzi, jaki wykwitł między pocałunkami, gdy łapała powietrze, zaczęła przesuwać się w dół po jego ciele. Ocierała się swoim milimetr po milimetrze.
Nakazała mu milczenie przykładając palec do ust. Zostawiła dłoń “zamykając” go tym gestem. Sama zaś zsunęła się niżej i podciągnęła jego koszulkę. Spoglądając mężczyźnie zadziornie w oczy sponad fałdy materiału zaczęła całować i drażnić językiem jego brzuch. Setki niewielkich, krótkich pocałunków rozsianych po całej płaszczyźnie. Niegrzeczna dłoń zaciskająca się drażniąco na jego sutku, by zaraz potem podrażnić jego bok paznokciami. Ponownie przycisnęła palce do jego warg, powtarzając bezgłośny nakaz.
Był w pułapce. Nie mógł się przekręcić, bo mała wciąż posapywała przez sen oparta o jako udo. Chyba go lekko irytowała ta sytuacja… wróć. Nie, sytuacja była bardzo w porządku. Czuł się lekko zagubiony i zły, że nie może nawet nie tyle przejść do kontrofensywy… co oddać jej. Zrobił jedyne co mógł w zasięgu. Jego dłoń pogłaskała głowę Indi, przesunęła się po karku, łopatce, żebrach… by sięgnąć ku piersiom.
Nie na długo jednak, bo Indi przesunęła się jeszcze niżej i zaczęła majstrować przy zamku jego bojówek. Wsunęła dłoń w rozpięte spodnie i z miną psotliwego chochlika zaczęła drażnić go … choć nadal przez materiał bielizny. Zbliżyła twarz i złożyła lekki pocałunek na okrytą wciąż męskość. I jeszcze jeden. Aż w końcu lekko ukazując białe zęby “ukąsiła” skubiąc go delikatnie. Oczy jej rozbłysły psotnie i zsunęła się całkiem z łóżka.
Wtedy zrozumiała czemu ku jej słodkim wzgórkom sięgał wcześniej tylko jedną ręką.
Jego prawa dłoń od kilku chwil wślizgiwała się bardzo powoli i delikatnie między jego udo a główkę Alex. Przekręcił się podtrzymując łepek dziewczynki uwalniając nogę i jednocześnie dolną część ciała. Patrzył na nią przekręcając lekko głowę na bok, ale nie odrywając wzroku od oczu Indi. Jego ręka powoli obniżyła się. I powoli wymsknęła spod głowy dziewczynki. Był wolny, lewą dłonią przeciągnął po ramieniu Amerykanki schodząc dotykiem na żebra i biodro.
Indi zagryzła dolną wargę i pogroziła mu żartobliwie palcem. Po czym zamieniła ten gest na przyciągające kiwnięcie. Pociągnęła z łóżka. Nie chciała, by nagły ruch zbudził Alex.
Trzymając jego dłoń poczekała aż stanie na nogi. Potem cofając się krok za krokiem wpatrzona w niego jak zaczarowana, zaczęła powoli rozpinać swoją koszulkę. Do całości “dorzuciła” lekkie kręcenie biodrami by całkiem go zahipnotyzować w drodze do kuchni. Rozsunęła poły koszulki ukazując delikatną, fikuśną bieliznę pod spodem.
Hipnotyzować go nie musiała, gdy zszedł z łózka i wyprostował się patrzył chwilę na Indi i krok za krokiem kierował się za nią pożerając wzrokiem biodra, którymi kręciła jedynie ‘lekko’. Jemu to ‘lekko’ jednak wystarczyło na tyle by zmienić się w myśliwego. Ściągnął koszulkę tropiąc to, co tak bardzo chciał dostać, a co skrywało się właśnie za wejściem do kuchni.


Ściągnęła swoją koszulkę i odwróciła się do Wojtka tyłem sięgając dłońmi do zapięcia biustonosza. Rozpięła go powoli i jeszcze wolniej zsunęła ramiączka. Stanik opadł z jej ciała. Jedną dłonią złapała kawałek bielizny, drugą zakryła piersi. Odwracając się ponownie przodem do niego, rzuciła mu biustonosz z droczącą minką. I kiwnęła palcem, ponownie cofając się w głąb kuchni. Prowokując, drażniąc i drocząc się.
Złapał go, choć nie przerywał lekkiego kociego chodu w kierunku dziewczyny. Uniósł go do twarzy i wciągnął zapach materiału jaki przed chwilą opinał ciało zakrywane teraz ręką. Bynajmniej nie ze wstydu, bardziej ze złośliwości i droczenia się do samego końca, aż droczyć się zakrywając swe ciało już by dłużej nie mogła. Powoli krok za krokiem zbliżał się, aż Indi poczuła na plecach twarde drewno tylnych drzwi. Chwycił ją lekko za rękę i powoli odciągnął ją na bok. Dziewczyna uniosła ramiona wysoko nad głowę dumnie wystawiając biust na podziw, a on napawał się widokiem jaki mu odsłoniła. Jego druga dłoń spoczęła na jej prawym biodrze.
Wypchnęła je lekko do przodu by otrzeć się nimi o jego ciało. By znowu podrażnić i rozpalić i jego i swoje pragnienie.


Złączyła dłonie i opuściła ramiona na szyję Wojtka przysuwając się bliżej, skracając ten niewielki dystans jaki wciąż jeszcze był między nimi. Nabrzmiewające pożądaniem piersi przylegały już do jego torsu a usta znalazły się nagle kilka milimetrów od jego warg. Trąciła je czubkiem języka... i nagle pocałowała go łapczywie, namiętnie, bez ostrzeżenia wsuwając język w jego usta by znowu go smakować, prowokować, zachęcać do dalszych zabaw.
Oddał głęboki pocałunek nie odrywając się już od jej warg. Jego język zaczął ścigać język Indi, ale wnet zrozumiał, że w tej kwestii to on jest zwierzyną. A nie chciał nią być. Zaczął całować ją zachłannie w głębi ust nie pozostając dłużnym. Przycisnął ją piersią mocno do drzwi miażdżąc w uścisku jej pełne piersi. Gdy ona zarzuciła ręce na jego szyję, on obydwoma skierował się tam gdzie materiał wciąż okrywał zgrabne ciało dziewczyny. Poczuła jak obie dłonie wślizgują się między materiał spodni, a jej pośladki, chwytając je i ściskając. Zamek z boku nie wytrzymał tego naprężenia odskakując.
Wtuliła się w jego ciało. Teraz ona napierała, gwałtownie, ciasno, uniosła jedną nogę, zgiętą w kolanie by wpasować się bliżej. Otarła się biodrami i podbrzuszem, wyczuwając jego napięcie jakie udowodnił czymś twardym czym kontrnaparł na ciało dziewczyny. Wtuliła twarz w zagłębienie szyi i zaczęła skubać zębami wrażliwą skórę za uchem i wędrując w dół ku obojczykowi i ramieniu. Był rozpalony, skóra parzyła niemalże. Odsunęła się na parę centymetrów by zsunąć z niego spodnie i bieliznę, on w tym czasie sięgnął ku jej piersiom unosząc je i jakby ważąc je w dłoniach. Były pełniejsze niż poprzednim razem, już nie dziewczęce, a kobiece. Ukucnęła, by przypominać sobie każdy centymetr jego odsłanianego ciała, a potem opadła na kolana. Spojrzała w górę, przesuwając dłońmi po jego podbrzuszu, biodrach, żebrach. Wszędzie oprócz drżącej, napiętej męskości. Oblizała usta i zamknęła palce wokół niego, powoli kierując go ku swym ustom. Nie odrywając spojrzenia od twarzy Wojtka otuliła go ustami i zaczęła powolną torturę poruszając się zrazu powoli w przód i w tył. Drugą dłoń zacisnęła na pośladku kochanka, wbijając lekko paznokcie i ugniatając go. Jej plan powiódłby się, gdyby wszystko szło tak jak sobie… zaplanowała? Nie, to nie był plan. Jeszcze przed chwilą... nie zdążyła pomyśleć o tym co przed chwilą, gdyż Wojtek nie był bezczynnym i biernym kochankiem. Obejmując głowę dziewczyny zamiast stać i czerpać z przyjemności jaką go obdarowywała, naparł wsuwając się w jej usta na całą długość. Indi poczuła napór na przełyk krztusząc się lekko.
Spojrzała w górę i ...po ułamku sekundy podjęła grę. Odsuwała się niemal wypuszczając go z ust by szybko zaciskać usta i brać go głęboko w usta. Tak głęboko na ile mogła. Język otaczał męskość Wojtka ciasno swoją miękkością, a Indi zasysała policzki by sprawić mężczyźnie więcej i więcej przyjemności, dostarczyć kolejne bodźce. Przyspieszyła tempo by dorównać ruchom męskich bioder i zaciskała mocniej dłoń na ukazującej się i znikającej co chwilę w jej ustach męskości.
Obie dłonie Wojtka zamknęły się na jej policzkach głaszcząc lekko, palce dłoni objęły przy tym tył jej głowy przyciągając do siebie dziewczynę za każdym razem. Już nie poruszał biodrami w przód i w tył zdając się na same usta kochanki, choć mimo wszystko wymuszał jej ruchy swymi dłońmi. Indi raz za razem czuła jego męskość zagłębiającą się tak głęboko jak nigdy dotąd.
Przez myśli przebiegło jej, że dziś jest inaczej niż pięć lat temu, gdy Wojtek rozpalał ją tkliwością i czułością.
Dzisiejszy akt... był dzikszy...
Nieokiełznany...
Jakby oboje tracili hamulce…

Wojtek był zbyt spragniony ciała dziewczyny by zamykać się jedynie na przyjemności jaką mu w tej chwili dawała. Spragniony był innych miejsc pełnych ciepła i wilgoci równie bardzo co usta. Pochylił się wyciągając swój oręż z jej słodkich ust i pociągnął na środek kuchni, miękkim ruchem kładąc dziewczynę na plecy i klękając pomiędzy jej nogami.
Indi wyłuskała się jeszcze z ubrania, osuwając opinające ją spodnie dłońmi i pomagając sobie ruchami bioder. Zostawiła jednak niewielkie figi, lekkim uniesieniem brwi drażniąc już niemal ostatni raz mężczyznę. Majtusie z tych co więcej ukazują niż zasłaniają. Pamiętała, że wybrała je do zapakowania “bo zajmują mało miejsca”. Teraz cieszyła się, że wybrała właśnie te.
Jednak czy zasłaniały wiele czy niewiele rozpalonego do czerwoności kochanka nie interesowało. Ba, może nawet bardziej nakręcił go widok leniwie poruszanych bioder w tych skąpych majteczkach. Gdyby nie było ich dziś tu i teraz pewnie nie raz i nie dwa osłaniałyby jeszcze kluczowe akcenty pięknego ciała Indi.
Jednak Wojtek je po prostu z niej zerwał.
Pochylił się rękoma gładząc jej uda, poczuła na sobie ciężar, jego ręce rozszerzały jej nogi szeroko, a usta odnalazły jej wargi. Takiej pasji kochanka jeszcze nie czuła. Nawet z nim. Wtedy.
Zapomniała się i jęknęła by zaraz zastygnąć na ułamek sekundy, zakrywając sobie usta dłońmi.
Alex...
Nie pozwolił jej jednak się denerwować, rozpraszając ją ponownymi pieszczotami, pocałunkami i liźnięciami. Indi wygięła się, ciało żyło jakby własnym życiem. Dłonie same powędrowały na jego ciało, obejmując, gładząc, ugniatając bez planu, pazernie. A potem zupełnie bez udziału jej woli, skopiowały gest Wojtka. Masując skórę głowy i zaciskając się na niej bez słów prosiła o jeszcze. Gdy uniosła kurczowo głowę, by spojrzeć na Wojtka i spotkać się z nim w pół drogi, zagryzła mocno zęby by nie jęknąć i nie zbudzić córeczki śpiącej obok w pokoju.
Jego usta nie pozwalały jej zaczerpnąć tchu, ale to może i lepiej, bo te ciche jęki jakie umykały blokadzie siły woli, grzęzły w jego ustach. Do uszu kochanków dobiegały tylko echa odgłosów przedsmaku rozkoszy. Wojtek rozchylił uda Indi tak szeroko, że prawie przypominało to szpagat, tylko ugięte w kolanach nogi z kurczowo wyprostowanymi stopami przypominały, że to innego rodzaju gimnastyka. Wszedł w nią niespodziewanie, bez ostrzeżenia, bez pieszczot przygotowujących dziewczynę na nadchodzącą rozkosz. Po prostu w jednej chwili czuła jak jej kobiecość bezbronna ociera się o jego brzuch… a w drugiej poczuła go w sobie całego, po mocnym pchnięciu.
Wykrzyczała niemo swoją rozkosz wprost w jego usta i zacisnęła mocno palce na jego pośladkach by zaraz przeciągnąć paznokciami wzdłuż kręgosłupa. Znaczyła plecy mężczyzny paznokciami, zostawiając piekące bruzdy jako pamiątkę namiętności. Odsunęła się od jego ust zdyszana i poruszana uderzeniami jego bioder. Otoczyła szyję kochanka ciasno ramieniem, drugą dłoń położyła na policzku Wojtka. Przez chwilę wpatrywała się w jego twarz, unoszącą się tuż nad swoją. Nie chciała stracić widoku odbicia swojej namiętności w jego oczach. Wyszeptała cicho jego imię i wygięła się pod nim drżąc z napięcia.
W jego twarzy zobaczyła tę sama pasję jaką doskonale czuła w dotyku dłoni chciwie wpinających się w jej pyszne krągłości, oraz w mocnych posunięciach bioder wypełniających ją całą. Szybkich i długich. Nie to żeby był brutalny, w jego twarzy i zachowaniu drzemała pewna dzikość, jaka leciutko uwalniana przeradzała się w tę moc, w tę pasję, w tę zwierzęcą zachłanność jej ciała, cichych jęków, dotyku, sterczących sutków wbijających się w jego pierś gdy przygważdżał ją swym ciężarem. Ręce Wojtka rozchylające uda dziewczyny aż do przesady, dzięki czemu wchodził w nią aż po sam koniec, powędrowały w górę. złapały ją za dłonie i wyciągnęły je ponad jej głową. Wojtek chwycił obie, splątane jedną silną ręką i ponawiał mocne, dzikie, pełne pasji ataki wbijające się jak najgłębiej, jak najdalej. A gdy jedna z dłoni trzymała jej ręce przyciśnięte mocno do podłogi ponad jej głową… druga zaczęła pieścić jej sutki, ściskać biodro, gnieść w uścisku naprężone udo.
Indi poddała się Wojtkowi całkowicie, ulegle. Odgięła głowę do tyłu i zacisnęła powieki, skupiła się na doznaniach zapewnianych przez gwałtowne ruchy jego bioder i zaborcze pieszczoty dłoni. Jej ciało wiedziało co robić, zaciskając się mocno na szturmującej ją męskości, przyjmowanej głęboko, głębiej i głębiej.
Czuła narastającą falę rozkoszy i zdołała jedynie wyszeptać błagalnie by nie przestawał. Wiła się pod nim nastawiając się na dotyk, uścisk, ukąszenie. Czuła coraz mocniejsze pulsowanie i napięcia wewnątrz swego ciała i kolejną falę ciepła i wilgoci, gdy napięta jak struna dążyła ku ekstazie.
Całował już nie tylko jej usta. Języki ‘widywały’ się już tylko przelotnie. Czuła jego usta na policzkach, powiekach, szyi, obojczykach, nabrzmiałych sutkach. Zagryzała wargi prawie do krwi by nie krzyczeć. On też je zagryzał, w odpowiedzi ona przygryzła jego język. Dzikość udzieliła się i jej. Z początku tylko przejeżdżała paznokciami po jego plecach dodając bruzdy. Teraz gdy w końcu uwolnił jej ręce drapała już na całego za każdym kolejnym, mocnym posunięciem bioder budzących w niej zwierzę. Zbliżała się powoli, choć w tym dzikim szale ciężko było to rozpoznać. W pewnym momencie Wojtek ugryzł ja mocniej w szyję, jęknęła już na głos doznając lekkich spazmów, poczuła jak kochanek sztywnieje i coś rozlewa się w niej.

Poczuła jego przyjemność głęboko w sobie, nie wiedziała czy to przeważyło. Poczuła dziką satysfakcję i siłę, że doprowadziła go do wrzenia. Sama też zobaczyła rozbłyski rozkoszy pod kurczowo zaciśniętymi powiekami, gdy Wojtek jeszcze siłą rozpędu poruszał się w niej. Drżała napięta aż po kres, palce stóp podwinęły się, twarz schowała w jego szyi, wciągając jego zapach, smakując jego pot. Paznokcie wbiła mocno w ciało kochanka, przyciskając się mocniej do niego, choć nie wiedziała, że było to możliwe. Trzymała się go kurczowo by nie stracić bliskości i uczucia całkowitego wypełnienia.
Przez chwilę po ekstazie zamarła bez ruchu by powoli się rozluźnić i otoczyć leżącego na niej Wojtka nogami. Gładziła jego kark, ramiona i plecy powolnymi ruchami, łapiąc oddech i uśmiechając się leniwie. Cmoknęła go czule w spoconą skroń. Bez słowa.
On oddał pocałunek w jej policzek. Puścił jej ręce, które gdzieś po drodze znowu złapał i zajął się leniwym gładzeniem jej ciała. Nie zmieniał pozycji. Wciąż leżał na niej, w niej, tylko jego ruchy stawały się delikatne, lekko czułe. Pocałunki nie miały już tej mocy i zwierzęcości. Gdy chwytał zębami jej wargi to skubiąc nie podgryzając. Leżeli tak pieszcząc się i całując kilkanaście minut gdy Indi poczuła że coś w niej na powrót rośnie, na nowo ja wypełnia. Spojrzała na Wojtka zdziwiona z pytaniem rodzącym się na ustach. On z łobuzerskim uśmiechem zamknął jej usta mocniejszym pocałunkiem. I znów zaczął się poruszać.
Tym razem obudziła w sobie dzikość wcześniej niż poprzednio i pod koniec kolejnego aktu spełnienia jaki przyszedł po pewnym czasie wypełnionym już prawie walką… nie powstrzymywała się by nie krzyczeć.
Powstrzymywała się by nie wyć.

 

Ostatnio edytowane przez corax : 09-03-2016 o 09:31.
corax jest offline  
Stary 24-02-2016, 00:40   #19
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Mieszkanie "Lulu", Praga Północ, ul Jagiellońska, popołudnie
Grażynka wróciła prosto ze szpitala do domu. Pierwsze co, zajrzała do pokoju ojca ciekawa czy ten wrócił już do domu… gdziekolwiek rano z niego wybył.
Antoni siedział przed odpalonym telewizorem w którym leciał jakiś serial. Przed nim na stole stała butelka wódki, pełna i chyba jeszcze nie otwarta.
Z początku stanęła w drzwiach całkowicie nieruchomo, wpatrzona w butelkę. Co jest? Od kilku dni ojciec o dziwo nie ruszał alkoholu, a teraz… Postąpiła powoli kilka kroków w jego kierunku, powoli ale celowo wystarczająco głośno by zwrócił uwagę na jej obecność.
- Tatusiu?
Odwrócił się powoli i popatrzył uważnie na Grażynkę.
- Mhm? - ni to chrząknął, ni to spytał.
- Ja umm… - Grażynka szybko dedukowała, jak zacząć. - Przepraszam em… za wczoraj. - Powiedziała z zastanowieniem w głosie - Nie jesteś zły, że Daniel u nas nocował? - Dodała nagle.
- Nie - odpowiedział odwracając lekko głowę od córki. - To bardzo dobrze, że tu wczoraj był.
Przygryzła w zastanowieniu dolną wargę. Przez chwilę milczała. W końcu postanowiła zrobić jeszcze kilka kroków w stronę ojca i przysiąść na pufie nieopodal jego fotelu, jak półtora tygodnia temu. Przed wyjściem na Piwną. Przyglądała mu się.
- Kajko… ten rudy chłopak… no wiesz… obudził się dziś. Wracam ze szpitala. - Podjęła jednym tchem.
Na twarzy Antoniego w pierwszej chwili pokazało się niezrozumienie, potem przebłysk jakby zdał sobie sprawę o kogo chodzi. W końcu głęboka ulga.
- To… to bardzo dobrze - powiedział. - Cieszę się Grażynko, nawet nie wiesz jak. Co mówią lekarze?
- Cóż… dziś nie udało mi się spotkać jego prowadzącego. Myślę jednak, że skoro odzyskał przytomność, dalej pójdzie z górki. - Spróbowała się lekko uśmiechnąć. - Najważniejsze, że udało się go ustabilizować.
Ojciec Lulu pokiwał głową. Jak na człowieka, który właśnie dowiedział się, że nie zabił człowieka… a raczej, że stan pobitego nie rokuje na zaistnienie tego faktu: nie tryskał przesadnie radością i entuzjazmem.
- Naprawdę się cieszę. Jeszcze brakowałoby abym go zabił - rzucił i skrzywił się lekko poprawiając na siedzeniu i unikając kontaktu oparcia z prawą łopatką.
Grażynka uniosła lekko brwi.
- Tatusiu, wszystko w porządku? - Przyjrzała się uważnie jego prawej łopatce.
- Tak, wszystko dobrze. - Machnął ręką jakby faktycznie to było mało istotne. - Kupiłaś tą kurtkę? - spytał chcąc najwidoczniej koniecznie zmienić temat.
- Mhhh… nie. - Odparła w sumie takim tonem jakby to było mało istotne. Patrzyła na niego z troską. - Skończyłeś już remont u Pana Huczko?
- Tak, nawet mu się podobało. Dał trochę górką. - Antoni pokiwał głową. - Dziękuję za pomoc, wiesz, wtedy z Danielem.
Grażynka westchnęła… w końcu zdecydowali się pomóc ojcu tylko dlatego by wyciągnąć z fotografa Marcinka kasę.
- Nie ma za co, Tatusiu. - Wyciągnęła w stronę jego dłoni, swoją dłoń… z pewnym lękiem, ale tak jakby chciała go na chwilę za nią ująć, albo chociaż postukać. - Jeśli kiedyś znów będziesz nas potrzebować, powiedz.
- Powiem Grażynko, powiem. - Pokiwał głową. - Dobrze, żeby przynajmniej jedno z nas potrzebowało czasem drugiego. - Jakoś dziwnie to zabrzmiało.
Położyła swoją dłoń na dłoni ojca. Milczała przez chwilę analizując.
- Ale… ja Ciebie potrzebuję Tato, czę… bardziej niż… myślisz.
- Grażynko…
- Znów odwrócił się do niej twarzą w twarz, a minę miał jakby chciał samą mimiką przekazać coś w stylu: “no weź nie pierdol…”. Ale dłoni nie zabrał.
Ścisnęła trochę mocniej jego dłoń. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego zamknęła je i spuściła głowę a tym samym wzrok z ojca, gdzieś na podłogę.
Nie powiedział nic, wyglądał jakby korciło go by sięgnąć ku jednej z nich. Do córki, choć bał się jej reakcji i nie uważał by na to zasługiwał. Lub do flaszki, ale coś go blokowało, no i nie chciał tak przy Lulu.
Dziewczyna nie mogła milczeć w nieskończoność. W końcu więc spojrzała znów na ojca.
- Tato? - Podjęła w końcu. Intrygująco. Rzadko bowiem mówiła “Tato”, zwykle nazywała go “Tatusiem” trochę w taki sposób, jakby była to jego ksywka. Nie czekając na odpowiedź czy jakieś “hm?” ze strony ojca kontynowała. - Mogłabym… czy ty byś mógł… na chwilę mnie przytulić? Miałam taką ciężką noc… - Ostatnie słowa wypowiedziała szeptem. W jej oczach drzemała analiza zachowania ojca.
Antoni w pierwszej chwili jakby nie zrozumiał. W drugiej jakby szukał haczyka. Dopiero po paru momentach uniósł rękę krzywiąc się gdy oparł pewną częścią pleców o oparci i, pochylił się w stronę córki, która na tą chwilę zastygła w wyczekującym bezruchu. Ostrożnie objął ją i przyciągnął do siebie, drugą ręką gładził lekko jej włosy.
Drżał przy tym. To mogło być wzruszenie… a mogła być delirka.
Jego dziecko odwzajemniło uścisk. Delikatnie, wiedząc że boli go ramię, nie chciała przysparzać mu dodatkowych cierpień. Jakiś wewnętrzny głos w głowie Grażynki miał ochotę ryczeć… ale ona wylała dziś już za dużo łez (aż dwie!). Uśmiechnęła się wobec tego, czując jakiś delikatny przełom w jej relacjach z ojcem… może faktycznie jeszcze coś go obchodziła...
- Oh, tato… - mógł usłyszeć bardzo ciche westchnięcie.
Ścisnął ją mocniej i zaczął drżeć trochę bardziej. Szeptał coś co Lulu notowała ledwo na granicy słyszalności “P...sz...m, P...sz...m, P...sz...m” jak mantrę.
W głowie Grażynki znów zagościły dwa sprzeczne uczucia. Jedno miało ochotę uciekać stąd jak najdalej. Od Ojca, od Kajko, od Klary, nawet od Daniela. Zero problemów, jeeeeaaaaa…. drugie… to drugie posłuchała. Uniosła się lekko z pufy nie puszczając jednak ojca i ewidentnie próbowała wpakować mu się na kolana. Powoli by nie sprawić staruszkowi bólu ani nie przestraszyć go.
Zdziwił się ale odchylił robiąc córce miejsce. Był lekko zagubiony, nie bardzo wiedział co się dzieje, skąd takie zachowanie Grażynki i o co jej chodzi. Zauważyła łzy cieknące mu po twarzy.
Nie zmieniła jednak swoich zamiarów, mimo zagubienia ojca… miała nadzieję, że uda mu się odnaleźć w nowej (?) sytuacji. Bo, kiedy jego córka siedziała mu ostatnio na kolanach? Musiało minąć trochę wiosen, chociaż ona niewiele wydawała się urosnąć. Wtuliła się w niego jak mała dziewczynka, jak dawno, dawno temu. I nie mogła się powstrzymać by nie uśmiechnąć się pod nosem. Ojciec siedział tak, nie poruszając się i nic nie mówiąc. Zaś jego córka pozwoliła sobie zamknąć na chwilę oczy.

Kwadrans później poruszyła się. Uniosła na niego spojrzenie z przepraszającym wyrazem. Nie mogła tak siedzieć cały dzień… a czuła, że zaraz uśnie.
- Pójdę zrobić kawy… - oznajmiła cicho. - Chciałbyś?
- Tak, poproszę. - Pokiwał głową.
Uśmiechnęła się do niego najbardziej uroczo jak potrafiła, po czym wygramoliła się z jego kolan. Słyszał, że idzie do kuchni i wstawia wodę.

Przyniosła mu kawę, taką jak lubił. Postawiła na stoliku obok jego fotela.
- Proszę. - Widział już po jej ruchach, że nie ma zamiaru zostać w jego pokoju dłużej. - Mam trochę lekcji… - wytłumaczyła i zaczęła wychodzić.
- Dziękuję Grażynko. - Coś jakby nikły ślad uśmiechu? - Ucz się, ucz. - Siorbnął ostrożnie gorącą kawę.

***

Zamknęła za sobą drzwi do jego pokoju. Udała się do swojego własnego. Z mieszaniną rozkoszy i ulgi rozsiadając się na własnym fotelu przed biurkiem. Przeciągnęła się i upiła łyk ciepłej kawy z dodatkiem mleka, które sprawiało, że nie była już taka gorąca.
- No to do roboty… - powiedziała sama do siebie. Wyciągnęła spod szuflady biurka kiedyś służącej za specjalne miejsce na klawiaturę stacjonarnego komputera laptopa Freda. Włączyła go. Nie czekając aż się z plecaka wyjęła swój własny, który wczoraj niefortunnym trafem padł. Spróbowała go włączyć. Gdy jednak komputer okazał zero reakcji, na twarzy dziewczyny pojawiła się nutka zaciętości. Lubiła ten komputer. Z szuflad na biurko śmignęły zestawy śrubokrętów i śrubokręcików, była wśród nich nawet igła! Grażynka już przymierzała się do naprawy starego kompa, gdy Fredowy oznajmił o włączeniu się. Zalogowała.
Ostatecznie najpierw wolała odbyć rytuał sprawdzania poczty i tym podobnych, który wykonywała zawsze po odpaleniu swojego komputera.
Na skrzynce nie wisiało nic nowego, tylko mail od Ani dopytującej się “jaki jest ten facet od laptopa, bo przez tel. brzmiał miło”. Na co odpisała tylko “jest spoko”. Na wszelkich innych kanałach komunikacji też raczej cisza. Wszak Kajko był w szpitalu.
Oderwała się od fredowego lap… (nie! teraz już jej!) ...topa rozkręcając stary. Po kilku minutach uważnych oględzin upewniła się, że biedak dostał w elektroniczną twarz solidnym uderzeniem impulsu elektromagnetycznego.
Zaklęła kilka razy nieładnie pod nosem, po czym odłożyła stary komputer na szufladkę pod biurkiem. W myślach błogosławiła Michała za to, że nawiązał z nią kontakt i dostała dzięki temu nowy komputer… co ona by teraz robiła gdyby nie to? Gryzła ściany? Przysiadła się więc do Fredowego kompa. Z plecaka wyjęła Wiadomo-Jakieg-Pendrive, przez chwilę zawahała się. W końcu jednak wylądował w gniazdku USB. Lulu z zaciekawieniem przejrzała zawartość, próbując ocenić na początek ile tego jest i zauważyła, że ‘zaledwie’ kilkaset megabajtów.
- Hmm… - mruknęła sama do siebie. Rozpoczęła analizę właściwości plików. Bała się tak od razu po prostu próbować któryś odpalić, w końcu miały być szyfrowane. Wolała najpierw dowiedzieć się w jaki sposób.
To co było na tym penie stanowiło jeden skompresowany plik jaki Lulu stworzyła w drugiej fazie walki z … “pieskiem”? - już otwarcie nazywała tak przeciwnika jaki być może wykreował jeden czy dwa siwe włosy na głowie dziewczyny. Najdziwniejsze było jednak to, że rozszerzenie spakowanego pliku było w formacie .hgv, a hakerka nigdy w życiu się z takim nie spotkała. Odruchowo spróbowała zipem, rarem i winacem. Nie dało się bydlaka rozpakować ani tymi ani i bardziej wymyślnymi programami. Rozszerzenie .hgv było poza zakresem możliwości ich działania.
Grażynka skopiowała plik na komputer. Spróbowała najbardziej łopatologicznego rozwiązania… by zacząć od sprawdzenia najgłupszych i najprostszych pomysłów. W kopii pliku zmieniła rozszerzenie z hgv na zip. Spróbowała teraz wypakować.
Zaklęła, wciąż nic.
Zerknęła jak wyglądają pliki na drugim pendrive, te niespakowane. Te były różne, sporo .doc’ów, trochę .pdf’ów, pokaźna liczba .jpg’ów i innych formatów obrazów. Oraz solidna dawka plików filmowych od .wav po .mp4. To one odpowiadały najpewniej za ‘wagę’ skompresowanego w nieznanym programie pliku. Popróbowała otwierać poszczególne pliki ale nie udawało jej się to. Dokumenty tekstowe ‘wysypywały się atakując wzrok ogromnym bełkotem przypadkowych znaków, w pdf nie lepiej. Filmy nie odpalały jakby nie miały odpowiednich kodeków… choć patrząc na ich rozszerzenia i zaglądając w spis instalacji w Panelu Sterowania, Lulu widziała, że Fred o to zadbał. Udawały się otworzyć jedynie pliki graficzne. Sporo zdjęć różnych osób, raczej twarzy ale nierzadko całych sylwetek. Trochę ujęć z filmów, chyba serii Underground prezentujących wilkołaki z jakimi walczyła główna bohaterka. W jednym miejscu … Lulu odruchowo cofnęła się, przewróciła razem z krzesłem/fotelem na kółkach lądując na podłodze. Pająk, wielki. Jak… brrr, przeleciała dalej.
Fotomontaż pająka i człowieka, jak z Dungeons&Dragons w Forgotten Realms, bogini drowów. Gdzieś kolejne ujęcie człowieka przebranego za ptaka jak do teatralnej sztuki. Wyglądało to groteskowo.
Grażynka skopiowała na komputer po jednym pliku z każdego formatu. Popiła kawy. Rozpoczęła pracę nad porównywaniem składni wszystkich plików, próbując wyodrębnić łączący je kawałek kodu. Wydzielanie szło ciężko, zwłaszcza ustalenie całego kodu który szyfrował dokumenty. Grażynka odnalazła jednak wspólny mianownik w każdym pliku. Mogła być dzięki temu pewna, że wszystkie zostały potraktowane tym samym, z możliwością posiadania różnych zmiennych w zależności od rodzaju pliku.
Postanowiła na początek skupić się na dockach. Porównała zwykły “niepieskowy” dokument z dokumentem “pieskowym” by odnaleźć nie tylko wspólny mianownik który już miała, ale także tą część kodu która zabezpiecza właśnie dokumenty z rozszerzeniem doc. W końcu, po kilku podejściach udało się jej wychwycić to co chciała. Przyglądała się temu przez chwilę, z poczuciem jakby jej coś umykało, jakby wychwytywała niepełny obraz. Kod sam w sobie był mocno skomplikowany.
Grażynka spróbowała zrobić to samo z dokumentami PDF. Po krótkiej analizie dochodząc do wniosku, że może lepiej postawić na pierwszy rzut na nie… były w końcu bardzo podobne do… hm… zanim jednak przystąpiła do sprawdzania kodu, zainstalowała na komputer Freda kilka programów zamieniających PDF na JPG. Nie wymagały otwierania pliku, więc może? Załadowała wybrany losowy plik Wiesław Antosiak.pdf i czekała czy któryś z programów poradzi sobie na zamianę go na obrazek. Udało się! Lulu odpaliła obraz… widząc jedynie czerń…
Na wszelki wypadek spróbowała z pięcioma innymi obrazkami. Wolała mieć pewność, że to nie błąd tego konkretnego pliku. Jej przewidywania okazały się słuszne, pdfy konwerując się na obraz epatowały czernią. Na wszelki wypadek spróbowała też konwersji na linii .pdf -> .doc, oraz zabawę z próbą zaprzegnięcia do tego Open Office i użycia formatu .odt. Niestety próby konwersji któregokolwiek pliku w inny format kończyły się uzyskaniem srogiego bełkotu. Mającego jeszcze mniej sensu niż ciągi znaków w szyfrowanych .doc’ach.
Wróciła więc do starego zamysłu. Tak samo jak wcześniej dla docków, sprawdziła zwykły dokument pdf porównując go z pieskowym pdfem by odnaleźć nie tylko wspólny mianownik który już miała, ale także tą część kodu która zabezpiecza właśnie dokumenty z rozszerzeniem pdf.
Westchnęła tylko, znalazłszy mniej więcej tyle co wcześniej. Spróbowała tego samego dla wav i mp3. Po dłuższej analizie różnych plików uznała, że ma wystarczająco wiele by próbować napisać program deszyfrujący ten chory szyfr kodowania plików.
Podczas instalowania środowiska do Pythona i tym razem platformy Eclipse, aby urozmaicić sobie czasu i relaksu zaczęła przeglądać swojego FB i dopijać dawno zimną kawę. Oglądała z lekkim znudzeniem nowe fotki zamieszczone przez znajomych, wśród których znajdowały się głównie osoby ze studiów. Wiadomości dotyczące minionego święta. Głupkowate filmiki z YT… gdy nagle komputer poinformował o zakończeniu instalacji.
Grażynka spojrzała na zegarek. Było chwila przed szesnastą. Daniel jeszcze się nie odezwał, a więc pewnie lada moment. Wyjrzała za okno, faktycznie zaczynało się ściemniać. Przeciągnęła się, po czym powoli wstała podchodząc do niego i wyglądając. Papieros i do roboty. Postanowiła.

Jakiś czas później podjęła pracę nad programem deszyfrującym. Pliki robocze nazwała RAKARZ.1.0…
Daniel wysłał SMSa po szesnastej.

Cytat:
Od [SMS] Daniel: Zaraz u Ciebie będę.
Przeczytała, ale zajęta kodowaniem nie odpisała.


 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 24-02-2016, 00:43   #20
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Mieszkanie "Lulu", Praga Północ, ul Jagiellońska, południe
Jakiś czas później z potwornego zamyślenia wyrwał Lulu dzwonek do drzwi. Zanim zebrała się z krzesła, oderwała wzrok od monitora i palce od klawiatury, usłyszała, że ojciec poszedł je otworzyć. Zanim zdążyła wstać z krzesła wesoły uśmiech przyjaciela już przywitał ją u progu jej pokoju.
- No cześć. Jesteś głodna?
- Nie, dzięki.
- Jadłaś coś dziś prócz śniadania?
Grażyna odpowiedziała spojrzeniem i milczeniem.
- Zrobię obiad.
- Daj spokój, Daniel. Nie trzeba.
- To nie było pytanie, tylko stwierdzenie.

Wywróciła oczami. Daniel wyszedł, do kuchni. Miała więc jeszcze kilka chwil na dokończenie myśli…

- Grażynka, chodź jeść!
- Przynieś tu.
- Nie. Chodź.

Westchnęła. Przełączyła komputer w stan uśpienia i powlokła się do kuchni. Tam jednak zastała jedynie niepozmywany garnek, zero innych śladów przyjaciela. Zastygła na kilka chwil, przełączając swój umysł ze stanu myślenia o kodzie na stan śledczy. Drzwi od pokoju ojca… dźwięk rozmowy…
Zajrzała do środka. Ojciec siedział na fotelu. W dłoni trzymał talerz ze spaghetti w które właśnie wbijał widelec. Po jego lewej stronie na pufie umiejscowił się Daniel. JEJ pufa była wolna, a na stoliku stała przeznaczona dla niej porcja.
- No co tak stoisz. Wystygnie Ci. - Przyjaciel wyszczerzył się delikatnie.
- Bardzo smaczne Danielu. - Pochwalił Antoni. - Sam robiłeś?
- Sos robiła moja mama. Akurat musiałem zahaczyć o rodziców nim przyjechałem do Was. - Chłopak uśmiechnął się serdecznie do ojca Lulu.
- O, mhm. A co słychać u Twoich rodziców?
Grażynka przysiadła się. W milczeniu zajęła się swoją porcją. Obserwowała. Antoni wydawał się mało spięty. Chętny do rozmowy i towarzystwa. Od czasu do czasu obdarzał Daniela delikatnym uśmiechem. Ciekawsko wypytywał o “nic nie znaczące” szczegóły z życia rodziny Daniela. Przyglądała się tym uśmiechom i poszczególnym reakcją, próbując wyczytać z ojca emocje. Musiało mu być na prawdę ciężko. Daniel był uroczy i grzeczny, chętny do rozmowy i wzbudzania w Antonim dobrego samopoczucia… był wręcz bardziej uroczy i grzeczny niż zwykle… znała przyjaciela bardzo, bardzo dobrze. Coś knuł. Co on knuł?
- Tak, dalej mamy na ogródku maliny. Pamięta Pan, Panie Antoni jak Grażynka wymalowała sobie pasma włosów rozgniecionymi malinami?
Antoni zaśmiał się wesoło na wspomnienie.
- Do dziś lubi mieć ich kolor na włosach.
- To prawda.

Obydwoje spojrzeli na milczącą dziewczynę. Zamarła z widelcem w ustach.
- Noo-szo? - Wzruszyła ramionami.
- A masz takie piękne blond włoski. - Uroczy uśmiech Daniela sprawiał, że nie umiała teraz się na niego gniewać.
- Panie Antoni… - podjął chłopak tym razem poważniejszym tonem. - Muszę Pana bardzo mocno przeprosić za wczoraj. Powinienem zapytać… ale sam Pan wie. - Ojciec również spoważniał przeniósł wzrok z córki na jej przyjaciela.
- Nie chcę popełnić dziś tego samego błędu, więc dziś zapytam. Mógłbym przenocować u Grażynki? - Rzeczona otworzyła szeroko oczy. Była zaskoczona, nie tylko samym pytaniem postawionym ojcu, co faktem, że raczej miała na dziś inne plany, przecież kod… Klara… czyżby Daniel przybrał sobie za cel pilnowanie jej! Cholera… wołając go wczoraj sama się o to poprosiła. Milczała nadal, tłumiąc w sobie wybuch emocji.
- Em… hm… - zaczął elokwentnie jej rodzic.
- Proszę się nie martwić Panie Antoni. Znamy się z Grażynką od dziecka, nie mam złych zamiarów… ani… - chłopak podrapał się w zamyśleniu po głowie - … po prostu chciałbym dotrzymać jej towarzystwa. - Wzruszył lekko ramionami, po czym uśmiechnął się tym swoim czarującym przyjaznym uśmiechem do Antoniego.
- Em… hm… no dobrze. Nie mam nic przeciwko. Obydwoje jesteście ten… dorośli. Tylko… no, wolałbym żebyście najpierw skończyli studia… więc em… hm… bądźcie grzeczni, dobrze? - Uniósł lekko brwi przyglądając się Danielowi, który w odpowiedzi skinął mu głową po czym przeniósł wzrok na zdębiałą Lulu, a po uśmiechu który jej posłał, wiedziała już, że to był jego plan od samego początku.


- Ja pozmywam.
- Daj spokój, jesteś u mnie. - Grażynka próbowała delikatnie bioderkiem przepchać się do zlewu, odpychając przyjaciela. Złapał ją jedną dłonią pod pachę, a drugą znienacka podciął kolana, tak by wylądowała mu na rękach. Zaniósł na drugi koniec kuchni sadzając na parapecie. Przysunął w jej kierunku popielniczkę.
- Masz. Zajmij się sobą. - Oznajmił nadal stojąc przed nią i uniemożliwiając zejście.
- Daniel, nie uważasz… że powinieneś najpierw zapytać mnie o zdanie?
- Zdanie na temat?
- Uniósł lekko brwi.
- Nie zgrywaj się… chcesz mnie pilnować?
- Ah. A jest powód by było trzeba, co?
- Nie ma.
- Więc sama widzisz. Nie.
- Chłopak wzruszył ramionami. Skierował się w stronę zlewu. Trzy talerze, jeden garnek, kilka sztućców. Grażynka otworzyła okno i odpaliła papierosa.
- Jakie plany Ci popsułem? - Zapytał zmywając.
- Mam trochę pracy… i tyle.
- Pouczę się, nie będę Ci przeszkadzał.
- Mhm.

Zerknął na nią nie przerywając zmywania. Akurat w zamyśleniu zaciągała się fajką.
- Jak tam ten... Kajko?
- Ah. Spoko. Obudził się.
- Co mówią lekarze?
- Nie wiem. Nie miałam jak zapytać.
- Odpowiedziała z westchnięciem.
- Okej… ale skoro się obudził to lepiej, co?
- No tak.
- Grażynka?
- Hm?
- Powiedz mi. Co Ty właściwie do niego czujesz?
- Co?
- Zamarła z fajką przy ustach. Daniel nie patrzył na nią, zajęty opłukiwaniem talerza.
- Do tego chłopaka.
- Daniel…
- No co?
- Spojrzał na chwilę z uniesionymi brwiami, po czym wrócił wzrokiem do kolejnego mytego talerza.
- Wiesz, że go znam już jakiś czas… z neta. No ale spotkaliśmy się dopiero wtedy, przez tą całą aferę z kamerami.
- No.
- Cóż… ja na prawdę bardzo go lubię. Uwielbiam z nim gadać, jest sprytny i ma ciekawe poczucie humoru.
- Mhm.
- Jak uciekaliśmy… to znaczy chowaliśmy się… ja… my… no trochę się do siebie zbliżyliśmy.
- Ale?
- Spotkałam Klarę. No i właściwie Kajko… cóż super z niego chłopak, ale po trochę bliższym poznaniu… raczej nie dla mnie. W sensie… robi z siebie ciepłe kluchy.

Daniel zaśmiał się po nosem. Wyłączył wodę i zaczął wycierać ręce o ściereczkę.
- Ciepłe kluchy? Okej… a Klara? - Próbował wypowiedzieć TO imię bez złości i spięcia w głosie.
- Co z nią?
- Co do niej czujesz?
- Podszedł do Grażynki i wyciągnął dłoń po trzymanego przez nią papierosa. Oddała mu. Daniel zaciągnął się raz i oddał. Wpatrywał się w różowowłosą wyczekując odpowiedzi i dokładnie badając jej mimikę.
- Z Klarą jest inaczej.
- Inaczej, to znaczy co? Nie jest ciepłymi kluchami?
- Ciepły uśmiech chłopaka nosił ślady ironii. Grażynka zgasiła papierosa. Zamknęła okno przedłużając chwilę do udzielenia odpowiedzi.
- Nie jest. Klara jest inna. Jest ciekawa, interesująca, intrygująca. Każda chwila spędzona z nią jest wyjątkowa. Nie wiem… jestem nią na pewno zauroczona. Bardzo. Widzisz…
- Kochasz ją?
- W oczach Daniela tliła się iskierka złości, w oczach Grażynki zaś niepewność.
- A mnie?
Teraz uśmiechnęła się delikatnie.
- Przecież wiesz.
- Wiem, że nie powinnaś się z nią zadawać. Grażyna. To niebezpieczna osoba. Sama wiesz. Mam Ci przypomnieć? Jej koleżka łaził z bronią… ścigał Cię, strzelał do CIEBIE, groziła Twojemu ojcu. To przez nią Kajko wylądował w szpitalu? A wczoraj? Jeśli nie chcesz mówić mi prawdy… okej. Ale zastanów się, proszę Cię. Pomyśl.
- Daniel… na prawdę nie musisz się martwić.
- Powiedziała powoli ważąc słowa. Sama po ostatniej nocy w nie, nie do końca wierzyła. I nie chodziło o Klarę… dobrze wiedziała, co leżało w jej pokoju. Pracowała nad czymś, z powodu czego zginęło wiele osób. Z powodu czego… przełknęła głośno ślinę.
- Muszę i bardzo, bardzo się martwię. - Faktycznie, wyglądał na bardzo zmartwionego. Wpatrywał się badawczo, jakby twarz Grażynki mogła powiedzieć mu więcej niż ona sama. - Grażynka. Mówię poważnie. Zastanów się dobrze nad tym. To nie przelewki.
Skinęła tylko głową w odpowiedzi i zaczęła schodzić z parapetu.
- Muszę… iść do toalety. - Odparła wymijająco i zaczęła wymykać się z kuchni.

Cytat:
Do [SMS] Klara: Moje słońce i gwiazdy… wszystko okej? Martwię się kiedy tak długo się nie odzywasz.
Gdy wróciła do pokoju, Daniel leżał na łóżku z książką w ręku. Zerknął na nią krótko gdy zamykała drzwi. Usiadła przed kompem a w jej myśli znów powoli wpełzał kod.

Cytat:
Od [SMS] Klara: Nie wiedziałam czy jest jeszcze sens bym pisała. Cóż..., ulga. Mam podjechać?
Cytat:
Do [SMS] Klara: Aż tak uraziłam Cie wczoraj swoim zachowaniem? Sorka. Byłam na prawdę zmęczona a w głowie mętlik.
Cytat:
Od [SMS] Klara: Nie… myślałam, że nie zechcesz do mnie pisać. Jak rozumiem nie rozszyfrowałaś zatem jeszcze danych.
Cytat:
Do [SMS] Klara: Nie rozszyfrowałam. Siedzę nad tym. Obawiam się, że zejdzie mi na to trochę… może nawet kilka dni. Mam tyle?
Cytat:
Od [SMS] Klara: To zależy od tej drugiej co z Tobą była na dole…
Cytat:
Do [SMS] Klara: Nie wiem czy wyszła stamtąd żywa. Ale w takim razie postaram się przyśpieszyć ruchy jak tylko mogę. Okej? Nie martw się. O cokolwiek chodzi, pamiętam co Ci obiecałam.
Cytat:
Od [SMS] Klara: Tedy lepiej by nie była żywa. Jak Sebastian będzie myślał, że dopadli was ci co wystrzelali jego ludzi - to będzie gotował obronę. Jak dowie się, że uciekłyście z danymi… Zrobi wszystko by dopaść was pierwszy.
Cytat:
Do [SMS] Klara: Chyba musisz lepiej opowiedzieć mi o Sebastianie. Wolałabym dobrze wiedzieć na czym stoimy. Chciałabym się z Tobą zobaczyć i pogadać… cholera, Daniel do mnie wpadł i nie mam jak się go w tej chwili pozbyć.
Przez chwilę panowała cisza, po czym telefon zaczął dzwonić.
Klara.
Grażynka zerknęła na Daniela, który poderwał głowę znad książki. Odebrała.
- No cześć. - I jednocześnie wstała z fotela kierując się do wyjścia z pokoju.
- Jeszcze jeden sms pisany na tej miniklawiaturce smartfona i bym dostała ciężkiej kurw… - mruknęła. - Może weź go ze sobą? - dodała figlarnie.
- Daniela? - W głosie Lulu usłyszała strach, nawet nie próbowała go niczym przykryć. Milczała.
- Jak nie masz jak się go pozbyć… - Lulu wyobraziła sobie wzruszenie ramion kruczowłosej. - Przez telefon rozmawiać o pewnych sprawach nie jest wskazane.
- Hm…
- Klara mogła usłyszeć kroki i skrzypnięcie drzwi. Daniel zaś zarejestrował powrót Grażynki do pokoju. Nie leżał już na kanapie, wyglądało na to, że właśnie się z niej podnosił. - Daniel chcesz jechać ze mną do Klary?
- Grażynka... Chyba Cię… czekaj, Ty rozmawiasz z tą suką? Daj mi ją to i ja chętnie zamienię sobie kilka słówek.
- Oj, Daniel nie wyglądał na zadowolonego… chociaż, faktycznie nawet wyciągnął rękę jakby spodziewał się, że Lulu odda mu na chwilę telefon.
- Daniel. - Spojrzała na niego z wyrzutem. - Chyba nie chce. Dasz mi chwilkę? Zaraz do Ciebie oddzwonię, okej?
- Jasne, ale jak chcesz go brać, to nie do Józefowa. Nie ufam mu na tyle by pokazać mu swój dom…

Grażynka weszła jej niespodziewanie w słowo.
- Nawet o tym nie myślałam. Ma do Ciebie mały uraz.
- Okej, króliczku.
- Rozłączyła się.
Spojrzała badawczo na Daniela.
- Chciałabym z nią pogadać. Nie przez telefon.
- Żartujesz sobie, prawda? Nigdzie nie jedziesz, ani Ty, ani My. Na prawdę Grażynka, powinnaś wybić sobie ją z głowy, zerwać wszelkie kontakty. Najlepiej wyjechać gdzieś żeby faktycznie nie mogła Cie znaleźć i zapomniała o Twoim istnieniu. Dobrze wiesz, co o niej sądzę. Dobrze wiesz, że nie powinnaś pakować się w bagno jakim ewidentnie jest KLARA. Grażyna…
- Daniel nieświadomie zaczął unosić głos.
- Spokojnie Daniel. Nie rozumiesz… że ja już dawno wpakowałam się jak to ślicznie ująłeś w bagno. Za jej, czy nie za jej pomocą, teraz ona jest jedyną osobą która jest w stanie trzymać mnie za uszy żebym się nie utopiła, okej?
- Ja…
- Nie Daniel, Ty nie. Nie w tej sprawie i nie tym razem. Tym razem to ja boję się o Ciebie, by nikt tak jak ona wtedy nie myślał już o wykorzystaniu Ciebie by dopaść mnie.
- Czy Ty słyszysz sama siebie? Powinnaś do cholery jasnej być zwykłą dziewczyną chodzącą na studia i do pracy i martwiącą się o to co zrobić na obiad, a nie…
- Ale nie jestem.
- Rozłożyła ręce jakby chciała pokazać jaka to jest niewinna. Widząc minę Daniela i otwierające się usta przyjaciela, które najwyraźniej zapowiadały kolejny atak, postąpiła dwa szybkie kroki do przodu i objęła go.
- No już, nie denerwuj się. - Powiedziała łagodnym głosem.
- Grażynka… ja się o Ciebie po prostu cholernie martwię, rozumiesz to? - Objął ją, pogładził po włosach.
- Wiem. Ale musisz pozwolić mi się z nią spotkać. To ważne. Ufam jej już na tyle, że jeśli naprawdę bardzo tego potrzebujesz możesz jechać ze mną… chociaż… tak bardzo się o Ciebie boję, że i tak trochę wolałabym, żeby nie.
- Dobra. Ale jadę z Tobą.
- Daniel…
- I tak idę na ugodę. Pamiętasz?
- Odsunął ją lekko od siebie by móc spojrzeć jej w oczy, którymi przewróciła w tym momencie.
- Będę tego żałować. - Zamarudziła, po czym kliknęła na telefonie Klarę. Liczyła jak zwykle sygnały.
Klara odebrała po trzech.
- Mmmmmm…?
- Chcesz się spotkać gdzieś na mieście? Daniel zmienił zdanie. Hmm… możesz też wpaść po prostu do nas jak coś.
- Hmmmmm, interesujące.
- Zamyśliła sie. - Okey, będę niedługo na Jagiellońskiej.
- To czekamy.
- Rozłączyła się.
- Zadowolony? - Uniosła spojrzenie na chłopaka.
- Wiesz, że nie bardzo.
- Daj jej chociaż szansę, okej?

Daniel spojrzał na nią wymownie. Usiał z powrotem na łóżko i chwycił książkę w dłonie. Dziewczyna pokręciła głową. Zamiast do kodu poszła na fajkę… do okna, jak zwykle siadając na parapecie.


Lulu nie bardzo mogła się skupić. W głowie szybowały jej rozmaite scenariusze tego co może się wydarzyć jak oni… Nieprzewidywalna, emocjonująca Klara i stonowany spokojny ale stanowczy Daniel. Już samo to, ogień i woda… a do tego jeszcze ta niechęć jaką z pewnością Daniel czuł do kruczowłosej dziewczyny, a co ona do niego? Klara jeszcze nie wiedziała na pewno, choć może lekko zdawała sobie sprawę, że wśród osób zajmujących wysokie miejsce w jej hierarchii był właśnie on. I… Lulu uświadomiła sobie coś jeszcze. Antoni…
- O cholera… - Grażynka zerknęła na zegarek. Ojciec na pewno jeszcze nie poszedł spać. Może nie zauważy? Przez chwilę pozwoliła się sobie pławić w tej nadziei.
- Co jest? - Daniel oderwał wzrok od książki, którą od jakiegoś czasu skutecznie udawał, że czytał.
- Tak sobie pomyślałam… że ojciec też za nią nie przepada. Ale… i tak ogląda TV, może nie zauważy kto przyszedł?
- Ja jej nie lubię, on jej nie lubi, co za różnica skoro i tak chcesz się z tą szajbuską spotykać?
- Daniel, tu nie do końca chodzi tylko o to, że ojciec jej nie lubi. On… trochę się jej boi tak jakby. Zagadaj go przez chwilę. Stań w drzwiach. Zamknij mu je wychodząc. Klara wejdzie do pokoju i po wszystkim… po za tym. Chyba pozwolisz mi z nią przez chwilę chociaż pogadać sam na sam, prawda?
- Uniosła lekko brwi.
- Zapomnij…
- Daniel… dzisiaj tu jesteś, okej. Przyjąłeś za punkt honoru mnie pilnować. I tak nie będziesz mógł tego robić dwadzieścia cztery na h. Słowo którego należy tu użyć… to: zaakceptuj. Inaczej… się udusisz, po prostu.

Chłopak pokręcił tylko głową na boki.

Grażynka spojrzała za okno. Co za popieprzony dzień… od Kajko zaczynając, jak to może się skończyć? Jej analiza nie wróżyła nic dobrego. Miała ochotę uciec… miała ochotę po prostu wyjść i spotkać się sam na sam z Klarą i pogadać. Najprostsze, najlepsze rozwiązanie.

Cytat:
Do [SMS] Klara: Pamiętaj, że on niewiele wie.
Zeszła z parapetu i usadowiła się koło Daniela. Zamknęła jego książkę zerkając na okładkę. Powoli zabrała mu ją z rąk i odłożyła obok.
- Co jest? - Patrzył na nią pytająco.
- I tak nie czytasz. - Objęła go delikatnie. - Wiesz, że w taki sposób jak próbujesz… nie pomożesz mi. To nie jest tak jak myślisz, że nie wiem co robię i nie wiem, że coś złego może się stać. Tak, to pewnie Ty będziesz mnie musiał później składać. Ale od czego są przyjaciele? Hm?
- Jesteś diabłem wcielonym… - odparł Daniel cicho.
Ułożyła głowę na jego piersi. - Może jednak zostaniesz a ja pójdę z nią na mały spacer po parku? Wrócę za pół godzinki, hm? - prosiła najsłodszym tonem jakim umiała.
- Nie Grażynko - Daniel sięgnął w głąb siebie po pokłady asertywności. - Chcę być z Tobą. Wiedzieć, upewnić się, że nic Ci nie grozi. Lub upewnić się, że ta wariatka powinna być tym co trzeba trzymać jak najdalej od Ciebie. - Pogłaskał ją po głowie. - Wóz albo przewóz.
- A jak zależy Ci na tym, by ojca nie było - skrzywił się, wolałby aby w mieszkaniu było zamiast 1 Antoniego - piętnastu nie lubiących Klary. Ale skoro tu chodziło bardziej o strach… - To może jego gdzieś wyślij na godzinę?
Uniosła na niego wzrok, nie odrywając jednak od niego głowy. Było jej w końcu miło…
- Można by… ale gdzie mam go wysłać o tej godzinie? Nie pije… więc co? Do sklepu? Na pocztę? - Westchnęła. - Przecież nie wyślę go do kina. - Uśmiechnęła się lekko.
- Hm… - jakby coś mu przyszło do głowy, ale zaczerwienił się tylko lekko i pokręcił głową. - No fakt może to głupi pomysł.
Przyłożyła dłoń do jego policzka marszcząc lekko brwi.
- Chcę wiedzieć o czym pomyślałeś? - Zaśmiała się krótko.
- Eeeee… - Minę miał głupią, machnął ręką zrezygnowany. - Ale to naprawdę głupie - zastrzegł. - Pamiętasz co mówił po spaghetti, że my dorośli i tak dalej. Wiesz co on sobie myśli jak ja u ciebie mam nocować. - Wzruszył ramionami.
- Oh. - Gażynka momentalnie zaczerwieniła się. Jakoś ta myśl wcześniej nie przychodziła jej do głowy. Nagłe wypowiedzenie tego na głos przez Daniela było jakby właśnie dostała piorunem. A do tego… z przerażeniem dochodziło do niej kilka wniosków. Szybko zabrała dłoń z policzka przyjaciela. Może za szybko? Mógł przecież pomyśleć… odwróciła wzrok.
- Ehm - wciąż miał głupią minę. - Dobra, zapomnij, po prostu go zagadam - burknął zły na siebie.
- Nie… to dobry plan… w sensie… ja… hmm… Spróbuję. Okej? - Wróciła wzrokiem na jego twarz i analizująco przyjrzała się głupiej minie.
Pod wzrokiem Grażynki Daniel chyba jeszcze bardziej pożałował swojego pomysłu ale jak już brnąć... Przez samą tą głupią sytuację chyba jeszcze bardziej znielubił Klarę. Przez chwilę chyba rozpatrywał czy by nie machnąć ręką i zaproponować jednak spotkanie na ulicy z ta szaloną morderczynią. Ale niczego by to już nie odwróciło.
- W zeszły piątek była premiera Spectre. Nowego Bonda. Chyba wyświetlają w Kino Praha - rzucił. - Tak jakby co.
Grażynka zaśmiała się. Ale później pokiwała na boki głową i przetarła czoło dłonią.
- Okej… życz mi powodzenia. - Zaczerwieniła się na samą myśl o tym co planowała zrobić. Zaczęła zabierać ręce z obejmowanego przez nią cały czas chłopaka. - I pamiętaj, że jakby co, to przez Ciebie. Bo nie chciałeś iść na bardziej neutralny grunt. - Wypowiedziała to z raczej z rozbawieniem, nie złośliwie.
- Pfff - uniósł się, ale już raczej z humorem widząc wesołość przyjaciółki. - Wszystko na mnie. Oooookey.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172