16-02-2016, 17:01 | #11 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 16-02-2016 o 18:00. |
16-02-2016, 18:44 | #12 | ||||||||||||||
Reputacja: 1 |
__________________ To nie ja, to moja postać. Ostatnio edytowane przez Wila : 16-02-2016 o 19:50. | ||||||||||||||
16-02-2016, 23:30 | #13 | |||||
Reputacja: 1 | JAKI TU SPOKÓJ... GIRL POWER Rozdział 2: ZAGUBIONE
| |||||
18-02-2016, 10:26 | #14 | ||
Reputacja: 1 |
__________________ To nie ja, to moja postać. | ||
18-02-2016, 14:13 | #15 |
Krucza Reputacja: 1 | Indi wraz z Alex ruszyła. Obejrzała się tylko raz na Wojtka. - Alex, kochanie, zabierzemy Janka i jedziemy do domku, dobrze? Wytrzymaj kochany szkrabeczku. Nic się nie bój, ja jestem przecież tuż obok. Nie dam ci zrobić nic złego. - szeptała gorączkowo do córeczki. Po krótkim spacerze zobaczyła je…wśród huków wystrzałów i hałasu z dobiegającego z zewnątrz. Dziewczynki stojące pod schodami na parter. Matylda była spięta i przygotowana. Czekała na pierwszą ofiarę. Moniczka wygladąła za to na zasmuconą. Obie były dużo mniej widoczne. Dwa niewielkie, nieszczęśliwe cienie zamęczonych dzieci. Zostały same. Serce Indi ścisnęło się z żalu. Indi wychyliła się znad schodów i dostrzegła Janka. - Janek! - krzyknęła niezbyt głośno. Spojrzała na Wojtka bojąc się co sobie pomyśli o szalonej dziewczynie. Czy też będzie próbował zabrac jej córkę? Przytuliła mocniej Alex. W głowie zakwitł jej plan, ryzykowny. Ale nie mogła nie spróbować. - Matyldo… - popatrzyła na duszkę - … Matyldziu… posłuchaj… proszę Cię. Potrzebuję zabrać jednego z tych mężczyzn korytarzem. Pozwolisz mu przejść? Zaufałaś mi już tak bardzo. Proszę. Tylko jego. Spojrzała z kolei na Moniczkę: - Kochanie moje, nie smuć się. Dziadziuś jest już w spokoju. Już nie płacze i jest szczęśliwy. Czeka na was obie z niecierpliwością. Tak jak i wasza Mama. Ja muszę wyprowadzić córeczkę i tego mężczyznę stąd. Ochronić oboje. Tak jak wy chroniłyście dziadzia. A korytarze to jedyne wyjście. Popatrzyła na obie dziewczynki: - Wiem, że nie chcecie być same. Do czasu, aż dopełnię poprzedniej obietnicy, będę tu przyjeżdżać by się z wami spotkać i pobawić i pośpiewać wam. Tuląc Alex do siebie mocno, spojrzała na jedną i drugą duszyczkę. Czekała na ich odpowiedź. Tylko raz rzuciła okiem na Wojtka. Ojciec Alex (przynajmniej biologiczny…) wyglądał na lekko spiętego, gotowego do reakcji, aczkolwiek nie sprawiał wrażenia jakby bał się zmarłych dzieci. Za to na Indirę patrzył z zaciekawieniem, spod zmrużonych oczu. Czy tak reagował na już jawnie widoczny związek emocjonalny dziewczyny z prawą ręką człowieka jakiego nienawidził, czy też na jej słowa kierowane do upiora jaki tylko czekał na zadawanie śmierci? Tego nie można było wyczuć. - Cemu kces zablać jednego z tych złych? - spytała martwa dziewczynka nazywająca sie kiedyś Moniką. Spytała, a jej głos był cichy, dochodził jakby z oddali, jak szept rezonuujący w pomieszczeniu z jakiego schody prowadziły na górę. Choć wyraźnie słyszalny pomimo strzelaniny. - Bo on pomaga mi i Alex. Pomógł nam już parę razy. I… myślę, że nie jest do końca taki zły skoro znajduje w sobie miejsce na to by kochać i martwić się o nas. - Indi popatrzyła na obie duszyczyki tłumacząc po mamusiowemu - Czasem ludzie robią złe rzeczy nie z własnej woli. Tylko dlatego, że ktoś albo coś ich zmusza i nie mogą postąpić inaczej. A on tak właśnie ma. Ernest ma nad nim władzę. Nie wiem jaką, kochanie. Wiem tylko, że ma. - Dlatego Matyldo… - spojrzała na starszą duszkę. - i ty wiesz, słoneczko. Dla takich jak ten mężczyzna, trzeba znaleźć spokój. Dla takich, jak Ernest, wymierzyć sprawiedliwość. - Matylda kce krwi. Ich krwi. Baldzo - A najbalciej tego co tam jest na gósze. I tego co jest tam na gósze dzieś dalej. - Wiem, kochanie. Ale tamtego nie sprowadzę tutaj, on tu nie przyjdzie. Mówiłyśmy o tym. A na górze to który? Ten przy drzwiach, słoneczko? - Ten ranny. - A czemu akurat tego? - spytała Indi kontrolnie. Coś mówiło jej, że przez tą cholerną więź. Nie wiedziała o co chodzi. - Bo on jom czymał nie dajonc pomoc dzadkowi, gdy go ten stlasnie zly bil i robil ksywde. Indi przytuliła córeczkę do siebie, cmoknęła mięciutki policzek. - Wojtek, możesz go przyciągnąć bliżej tutaj? Na szczyt schodów. - spytała mężczyznę obok. - Mogę - powiedział. - Jak mnie za to nie zastrzeli ten drugi, przy wejściu. Z resztą, Indi… - w jego wzroku odmalowały się błyski współczucia, widoczne nawet w świetle latarki. - Ech, nie ważne. - Mów, co masz mówić. - Indi wyciągnęła broń i odbezpieczyła. Zupełnie nie była sobą. Jakiś twardy guzeł zablokował ją. - Osłonię Cię. Więc? - spojrzała na Wojtka twardo. W pierwszej chwili mężczyzna zrobił lekko uśmiechniętą minę jakby nią mówił “tym czymś chcesz mi grozić. Ale gdy dodała kwestię o ‘osłonie’ zrozumiał złą ocenę zachowania dziewczyny. Nie wyglądał jakby chciał kontynuowac to co zaczął. Ale na górze było coraz bardziej srogo. Spojrzał na Alex, potem na Indi. Znów na Alex. Był coś winny. - Indi… - zaczął ostrożnie. - Nie wiedziałem, że ten ‘twoj’ “Janek” tu był gdy… - nie dokończył. - Ale on wiedział. I chciał tu schodzić dla ciebie. Ale starczy jedno słowo Ernesta, a poderżnie ci gardło. Płacząc, może sobie potem w łeb palnąć. Tak jak może płakał trzymając tu w podziemiach tę dziewczynkę. DOBRZE zastanów się nad tym co chcesz zrobić. Dopóki Ernest żyje, to on ma wiekszą władzę nad tym gorylem, nawet gdy ten kocha cię bardziej niż ceni własne życie. I jak powiesz “Nie rozumiem” do dostaniesz w pysk. Irracjonalnie Indi zaczęła się śmiać. Trzymała w dłoniach odbezpieczoną broń wycelowaną w ziemię. A facet, którego widziała w życiu po raz drugi, grozi jej waleniem w pysk. Po tym wszystkim co już przeszła. Razem z Alex. Przypomniał się jej gabinet w Tworkach, gdy Janek zabierał córkę na rozkaz Ernesta. Łzy wyciśnięte przez śmiech potoczyły jej się po policzku. - Rozu…. rozumiem. - ramiona jej się trzęsły od śmiechu. Alex jest priorytetem. Zawsze. Nie ważna jest ona. Wychyliła się raz jeszcze by krzyknąć do Janka. Potem się zawahała. Jeśli Janek będzie wiedział, że ona żyje… Ernest będzie wiedział. Cofnęła się. Chwyciła Alex na ręce. - Dziewczynki, wrócę tutaj. Wkrótce. Nie martwcie się, kochane. Potem popatrzyła na Wojtka: - Idziemy stąd. Prowadź do wyjścia. Wojtek tylko skinął głową, choć obserwował Indi zmrużonymi oczyma. Nie pytał nic w stylu “Ok?”, “Jesteś pewna”, lub cos podobnego. - Pospieszmy się - rzucił tylko idąc w kierunku korytarzy co jakiś czas sprawdzając czy za nim idą. W pewnym momencie przystanął patrząc na dziewczynę. Ręce jej mdlały, nosiła Alex od… nie liczyła czasu. Nie powiedział nic, tylko wyciągnął ręce. Spojrzała na niego. Uważnie. Nie zdawała sobie sprawy ale w jej oczach błysnęło ostrzeżenie. - Szkrabku… może cię on teraz ponieść? - spytała córeczkę obserwując jej reakcję. - Moze… - Alex kiwnęła główką i wyciągnęła rączki do Wojtka. Z jednej nich dyndała jej Ana. Złapała mężczyznę za szyję i popatrzyła mu uważnie w twarz z bliska. Indi westchnęła z lekką ulgą i ponownie ruszyła za Wojtkiem z wczepioną w niego córeczką. Mężczyzna wziął małą na ręce i patrzył przez chwile na dziewczynkę. Alex przez chwile patrzyła na niego ale mimo drzemki w pracowni Wieszczyckiego była koszmarnie zmęczona, marudna i smutna. Nie wiadomo czemu po prostu spokojnie złozyła głowkę na jego ramieniu. - Cem do domu mamo, telaz, jus. - powiedziała. - Już idziemy kochanie. Właśnie wychodzimy. Wytrzymaj jeszcze troszkę. Wojtek ruszył korytarzem jakos tak szybciej, jakby ciężar małej nie stanowił dla niego problemu, Indi musiała przyśpieszyć kroku by nadążyć… choc to ona miała latarkę, a on szedł w większej ciemności gdyż jej blask padał głównie na jego plecy. W pewnej chwili Wojtek zerwał się do biegu, Amerykanka pobiegła za nim oświetlając sobie podłoże. Zniknął jej z oczu, odruchowo przejechała latarka na wszystkie strony, była w jakimś pomieszczeniu piwnicznym. Wojtek z małą na rękach przypadł do ściany przy schodach w góre i nasłuchiwał. Gestem dał znać Indi by wyłączyła latarkę. Wyłączyła chociaż nagle zaczęła się zastanawiać po jaką cholerę dała mu swoje dziecko. Powoli dołączyła do niego, starając się nie narobić rabanu w ciemnościach. Wyciągnęła dłoń by po omacku nie wpaść na nikogo. Po każdym kroku zamierała w bezruchu. Poczuła mocny uścisk i Wojtek pociągnął ją za sobą po schodach. W pewnym momencie Indi zobaczyła jasność, wychodzili na hall budynku mającego robić za koszary. Gdy wyszli przez okno widziała co się dzieje na zewnątrz i sparaliżowało ją. Na terenie przy obiektach rozgrywała się prawdziwa bitwa. Wojtek wyskoczył z małą przez okno (!). Indi desperacko dobiegła do otworu okiennego, zobaczyła, że nic im nie jest. Parter, ale wysoki, jak to z podpiwniczeniem. - Zwariowałeś?! - syknęła cicho i wściekle. Wsunęła zabezpieczoną broń za pasek i przełożyła nogę za nogą, powoli osuwając się zawisła na rękach. Ciężar ciała i grawitacja zaczęły sprawiać, że w palce i dłonie powbijały się drobne kamyczki i inne śmieci. Puściła się i spadła. Zeskoczyła całkiem miękko. Dzisiejszy wieczór był tak nierealny, abstrakcyjny, szalony.. że zanim jej stopy dotknęły ziemi, pomyslała, że gdyby była w jakieś naprawde bardzo udanej swojej kreacji i wokół tego szaleństwa były kamery. Zbierając się do pionu po zeskoku zaczęła chichotać. Strach zostawiła dawno za sobą puściła się biegiem za Wojtkiem jaki z Alex czekał na nią na skraju lasu. Rzuciła okiem na linię lasu… - Dokąd teraz? - wyszeptała przystając tuż obok dwójki. - A dokąd ci śpieszno, Mała? - spytał Wojtek. Tu w lesie odprężył się, jakby nic im już nie groziło. - Jak to dokąd? Ogłupiałeś? - zabrała córkę z jego ramion bez pytania. - Do domu. Muszę nakarmić Alex. I załatwić parę kwestii. - Indira patrzyła na niego jak na raroga. Nieufnie. Podejrzliwie. - Różowa mówiła, że masz dane. - Mówiła też, że są bezużyteczne i że odda je dopiero jak odkoduje. - rozejrzała się bacznie szukając drogi wyjścia. Zapatrzyła się na rozgrywany przed nimi obraz walki: - O co tu chodzi? Czemu oni ze sobą walczą? Kim oni są? - Wiesz jak to jest. Ktoś komuś da w pysk, to ten ktoś bierze kolegów by się zemścić. Obici biorą więcej kolegów, gdzieś po drodze pojawia się siekiera… a w pewnym momenc… Indi popatrzyła na niego: - Jesteśmy na nogach od dawna, bez picia, jedzenia wrzucone w sam środek jakiegoś chorego układu. Mała spała chwilę. Rozmawiałyśmy z duchami, byłam świadkiem tortur, uciekałyśmy przed bombą i bitwą. Zostawiłam kogoś tam na dole. Więc przestań zgrywać idiotę! Nie chcesz mówić to wystarczy powiedzieć “nie powiem”. Wyprowadź nas gdzieś, gdzie mogę znaleźć transport do miasta. Muszę zająć się córką. - Gdzie mieszkasz? - spytał. - Na Ursynowie. Wyprowadzisz nas? - Ursynów 20 kilometrów? Przez miasto. Kilometr stąd mam chatkę. - Wojtek. Nie obraź się. Ale my chcemy do domu. Obie. Nie byłyśmy tam odkąd Sebastian i Ernest nas złapali. I przetrzymywali u siebie. Chcę do siebie do domu. Możesz to zrozumieć? - Nie. Ale się staram. Dane. - Wyciągnął rękę. Indi uśmiechnęła się: - Lulu je ma. - obserwowała go przez chwilę - Indi. Dane. - Wojtek. Wyjście do miasta. Chyba, że zaczniesz teraz się bawić w Ernesta. Dziecko też na świadka jest. - Mhm, brać ojca na dziecko. Jak chcesz. Tylko pod jednym warunkiem… - zawiesił głos. - Jakim? - Że masz wygodną kanapę. - Zamierzasz się wprowadzić? Czy tylko na jedną noc? - schowała twarz w Alex by ukryć lekki uśmiech. - Na stałe? - roześmiał się. - Skoro tak bardzo prosisz… Nie. - dodał. - Za blisko lasu Kabackiego, tam jest niezdrowo. - I co? Nad ranem znikniesz po przeszukaniu mieszkania? Któredy do wyjścia do miasta? - Po co przeszukiwać mieszkanie nad ranem, jak można Ciebie przed snem. - To na co ci kanapa? Zrobisz swoje i znikniesz. - wzruszyła ramionami. Spojrzał na nią uważniej. Strzelanina w tle chyba dogasała, choć wciąż było tam srogo. - To nie ja zniknąłem blisko pięć lat temu - powiedział. - Ja tu jestem cały czas. Chcę dobrać się do dupy Sebastiana i reszty. Ty masz klucz. Nienawidź mnie za Aless jeżeli chcesz, choć dowiedziałem się dopiero dzisiaj. Jeżeli ci to w czymś pomaga. - Nie nienawidzę Cię, Wojtek. Jestem zmęczona. I nie zniknęłam. Wróciłam do domu z fałszywym numerem telefonu chłopaka spotkanego na imprezie. - zawiesiła głos - I też chcę się dobrać Sebastianowi i Ernestowi do zadów. A tego ostatniego za….. - urwała - Nie jestem twoim wrogiem, ale nie wiem, czy mogę ci ufać. Bardzo niewiele jest takich osób, którym mogę. A ty nie pomagasz, żądając w pierwszej kolejności “danych”. Chodźmy już. - ruszyła w kierunku, w którym wydawało jej się, że powinna iść. - Ursynów, czy tu? - Ursynów, mam kanapę. Dwuosobową. - Ty nie wiesz co się dziś dzieje w mieście, prawda? - Uśmiechnął się ale ruszył powoli w kierunku… czego? Indi miała słabą orientacje. Głębiej w las. - Musimy iść kawałek lasem, działaj tą latarką. - Nie… - powiedziała ostrożnie - … a co się dzieje? - ruszyła przyświecając. Zdała sobie sprawę, że Alex zasnęła zmęczona. - Dziś 11 listopada, Indi. - Roześmiał się. - Aha. - mruknęła jakby rozumiała o co chodzi. - To … dobrze? Rozległ się jego smiech. - U was w stanach nie ma takich problemów - zaśmiał się. - Po ośmiu latach prawica wygrała wybory. A dziś święto narodowe. Pewnie połowa squatów już płonie, a kibole i nacjozjeby krążą po ulicach. Ale pewnie uda nam się dotrzeć do metra. - To dobrze. A taksówki będą? Mam w mieszkaniu gotówkę. Sebastian zabrał mi dokumenty, karty, komórkę. Dobrze, że mam zapasowe klucze u znajomej - zaczęła wpadać dla odmiany w tryb organizatorki - Mamusi. - Wojtek… - zaczęła i zawahała się.- … jak … dobra nie ważne. - Nie mam przy sobie komórki, ani portfela. Taksówka? Ok, ale czeka nas jakieś dwadzieścia minut drogi częściowo przez las zanim dojdziemy do miejsca gdzie kogoś można będzie złapać aby zamówił nam taksówkę - odwrócił się przystajac. - Sebastian mam nadzieję nie wie gdzie mieszkasz? - Wie… - Indi przystanęła już potwornie zmęczona - Muszę zabrać stamtąd coś. Muszę ukryć małą, a do tego potrzebuję tej rzeczy z mieszkania. Przez chwilę myślała. - Mogę poprosić kogoś, żeby to wyciągnął z mieszkania. Póki jeszcze trwa ta rozróba, zanim się zorganizują na nowo, chcę wywieźć Alex. Schować. Później wrócić by dokończyć z Ernestem. Ale to i tak oznacza przedostanie się na Ursynów. - spojrzała na Wojtka. - Ach, nasza mała Indi ma plan - rzekł jakby do Alex. - Jak rozumiem wywieźć ją z powrotem do Londynu. A przez czas czekania na wydanie nowego paszportu to będziesz czekała na Sebastiana na Ursynowie? Dobrze zrozumiałem? Bo mówiłaś, ze on ma twoje dokumenty. - Paszporty i zapasowe karty, gotowkę i broń mam w mieszkaniu. Zabrał mi to co miałam w torebce. Zezwolenie na pobyt, prawo jazdy, itd. Portfel. Komórkę. Reszta jest w mieszkaniu. Nie do Londynu. I … - machnęła ręką. Nie miała siły się kłócić. Pokiwał głową dając znak że zrozumiał. - Nie rozumiem tylko jednego. - powiedział po jakichś pięćdziesięciu metrach wędrówki. - Czemu nie chcesz jej chronić. Jakby mogła to by rozszarpała na drobne kawałki. - Co?! - zabrakło jej powietrza i zakręciło się jej w głowie. - Co.Powiedziałeś?! Odwrócił się przystając. Patrzył chwilę na dziewczynę zdziwionym wzrokiem jakby nie bardzo wiedział o co jej chodzi, skąd ta reakcja i co takiego powiedział, że nagle zaczęła się tak zachowywać. - Nooo, chronić małą. - Wskazał głową dziewczynkę śpiącą głową na jej ramieniu. - Nic.Innego.Nie.Robię.Od.Prawie.Pięciu.Lat - wycedziła przez zęby spoglądając wściekle i błyskając ślepkami. Wzruszył ramionami. - Chcesz ją gdzieś wywieźć, stracić z oczu, nie wiedzieć co się z nią dzieje, nie mieć przy sobie - powiedział odwracając się i podejmując marsz przez las. - Czyli nie chcesz jej chronić. O to mi chodziło. - Chcę ją ukryć. Przed nimi. Zabrać im kartę przetargową. Ona przeżyła już dość jak na 4-letnie dziecko. Roześmiał się. - Ukryć, przed Sebastianem? - Widzę, że doskonale się bawisz… - ojciec Alex zaczynał działać jej ostro na nerwy - … Skoro tak to podziel się informacjami, żebym też mogła się pobawić a nie opowiadaj głodne kawałki o kolesiach co się tłuką dla funu. Chciała usiąść w wannie ciepłej wody, zanurzyć się z głową i na chwile! na chwilę znaleźć choć trochę spokoju. Była głodna, zła, przerażona całym bagnem, brudna i nie tylko fizycznie. Miała wrażenie, że jest ubrudzona też od środka i miała… po prostu dość łażenia po omacku, na ślepo i odbijania się od ścian. Wojtek nie ułatwiał pozując na wszystko wiedzącego. Podsunęła Alex nieco do góry w ramionach, które znów zaczęły boleć od ciężaru dziecka. - Gdybyś zadarła z kimś takim jak Sebastian w dajmy na to Ciechocinku, Pile, czy a niech tam… Poznaniu nawet. To mogłabyś liczyć na to, że taki na przykład “poznański Sebastianek” byłby za krótki aby sięgnąć cię za granicą, choć wykluczyć nie można. - Wojtek faktycznie się świetnie bawił ale raczej dobierając pewne określenia, których zazwyczaj chyba nie stosował. To o czym mówił… chyba po prostu nie mówił wprost. Szukał alternatyw jak nazwać coś inaczej. - Ale nasz Sebastian to Sebastian warszawski, to stolica. Ma prestiż, ma władzę, ma znajomości. Sebastianek londyński może mu oddać przysługę równie dobrze co Sebastianek z LA. Bo nasz Sebastianek ma możliwości się realnie odwdzięczyć. Można się przed nimi ukryć, sam to robię inaczej mimo sojuszu Ernest by mnie dawno zabił. Ale sam wyjazd? Nie mała, to nic ci nie da. - I co? Ukrywać się do sądnego dnia? Poza tym ja z nikim nie zadzierałam. To oni uparli się mnie mieszać w swój burdel. Ukrywanie się kosztuje. Bez zarobku nie będę mogła się utrzymać nie mówiąc o małej. Ona potrzebuje przedszkola. Mam ją chować w lesie? Tańczyć z wilkami pod księżycem i cieszyć się, że żyję? - Indi kręciła głową. - Z wilkami to nie radzę - burknął. - Ja nie wnikam w wasze relacje, kto kogo do czego sprowokował. Wiem czego od ciebie chcieli. Sebastian ma dwie opcje. Liczyć, że dopadli cię ci co zaatakowali jego bandę, będzie przerażony. - Roześmiał się na samą myśl. - Hehe, bo to da mu podejrzenie, że przechwycili cię z danymi. Albo liczyć, że uciekłaś, a jak tak to możesz mieć dane. Ale co ja tam wiem machaj paszportem wtedy na lotnisku na zdrowie. Pokaż mu się, twoja wola Indi. - Nie chciałam machać paszportem na lotnisku. Przedostać się do Londynu promem. W Unii nikt nie kontroluje przepływu ludności. W Londynie zapewne… - umilkła. - Masz tam u siebie prysznic?.... I telefon? - Prysznica nie, wannę. A co do telefonu… znasz kogoś kto nie ma? - Tak… na przykład siebie. - wystawiła język do mądrali. - To chodźmy. Do ciebie. Muszę zadzwonić do znajomego. I pojechać odebrać torbę z betami. I to zanim ci skurwiele się ogarną. - na przekór zmęczeniu przyspieszyła i wydłużyła kroku. Próbowała zignorować słowo “wanna” bo słysząc to jej umysł zaczął zmieniać się w watę cukrową. - Masz coś do jedzenia? Cokolwiek? - poczuła szarpiący głód. - Ok. To już niedaleko - odpowiedział, nie zmienił kierunku wciąż szedł jakąś sobie znaną leśną ścieżką w tą samą stronę. - A do żarcia coś się znajdzie. Choć frykasów się nie spodziewaj. Pacnęła go w łopatkę. Jeszcze raz. - Nie prowadziłeś nas na Ursynów - stwierdziła cicho raczej niż zapytała. - Nope, byłem pewny, że się ogarniesz. Pacnęła mocniej w to samo miejsce, piąstką, jak uczyli ochroniarze ojca, kciuk na zewnątrz by nie złamać. - Przestań mną manipulować. - pokazała mu język i błysnęła ślepiami. - Jeszcze nie zacząłem - mruknął i zatrzymał się. Gestem dał znać Indi by szła przed nim. Nie musiała pytać dlaczego, snop światła z latarki wyłuskał spomiędzy krzewów jakąś starą leśniczówkę. - Zacząłeś - również mruknęła chcąc go podrażnić. Z niewiadomych powodów wizja drażnienia Wojtka stawała się coraz bardziej kusząca. - jakieś pięć lat temu. - Omiotła leśniczówkę snopem światła. Ruszyła w jej kierunku Z mroku niechętnie wyłaniał się stary, zapuszczony budynek. Otulony drzewami i roślinnością jak kołdrą, nieśmiało ukazywał swe oblicze. Nie wyglądał zachęcająco - ciemny i w środku nigdziebądź. W środku jednak okazało się, że dom nie jest aż tak niezachęcający na jaki probował pozować z zewnątrz. Wnętrze było przytulne i cieplutkie. Całe w drewnie i kamieniu. Meble wyglądały na robione ręcznie, niekoniecznie fachowo ale wygodnie. Na jednej ze ścian, ktoś próbował być artysta: pobielił ją częściowo, pozostawiając gdzie niegdzie wystające surowe cegły. Pod ścianą stały regały z jakimiś książkami. Jedno z pomieszczeni okazała się kuchnia - Indi rozglądała się powoli i ostrożnie. Jakby nie chcąc … sama nie wiedziała czego. Stary, potężny piec - Czemu? - Bo zupełnie nie pasuje do Ciebie. - odwróciła głowę, by schować uśmiech wywołany oburzonym prychnięciem. Zaczęła ściągać buty, jęknęła z ulgą gdy w końcu pozbyła się obuwia. - Na wodę trzeba poczekać. - zaczął rozpalać w piecu - woda się musi zagrzać. No chyba, że bardzo ci się spieszy. - Spieszy mi się tylko z dobraniem się do swoich rzeczy. Dasz telefon? Wojtek wygrzebał telefon z szuflady, przesuwając go w kierunku Indi: - Zawsze tak przechowujesz gadżety? - mruknęła z rozbawieniem. - Tylko te istotne. Podszedł do dziewczyny, gdy wybierała numer do Marcina. Indi spojrzała pytająco, ale nie skomentował. Co chwilę rzucał spojrzeniem sprawdzając czy nie przegląda mu zawartości “istotnego gadżetu”. Marcin odebrał po czwartym sygnale. - Indi!!! - wrzasnął zaspanym, zachrypniętym głosem, gdy usłyszał jej głos. Dziewczyna odsunęła telefon od ucha z lekkim skrzywieniem. - Cześć, Marcinku. No to ja… - Gdzie jesteś? Tereska się znalazła to teraz ty zaczynasz odwalać mambę i znikać? - Marcin był wkurzony. - Marcin, mam kłopoty ale nie chcę sprawiać ich tobie. Jesteśmy całe z Alex i chwilowo chyba bezpieczne. Słuchaj… - Gdzie. Jesteś? - fotograf zgrzytnął zębami. - Nie powiem Ci. Lepiej dla ciebie jeśli nie będziesz wiedział. Obiecuję opowiedzieć wszystko jak się uspokoi tutaj, dobrze? - Indi leciała na oparach, i najchętniej wcisnęła by się w przyjaciela i zapomniała wszystko. Wizja była przyjemna i kusząca, ale … rzeczywistość natychmiast zastukała pazurem pod czaszką dziewczyny. - Muszę cię prosić o przysługę. - Indi… - To nie powinno narazić cię za bardzo. Potrzebuję, żebyś pojechał do mnie do mieszkania. W garderobie jest przyszykowana torba sportowa Adidasa. Dorzuć do niej laptopa i zasilacz i pada z rysikiem. Wszystko leży na biurku. - Indira! Co się dzieje? - Marcinku… muszę przysiąść na chwilę. A ta torba zawiera sporo rzeczy jakie mi i Alex będą potrzebne. Weź torbę i przywieź do…. Zwróciła się do Wojtka: - Jakaś stacja paliwowa tutaj jest? - Jest. BP, przy Warszawskiej 9, w Łomiankach, Poland - zażartował. - Jakieś 8 km. - Pffff. - fuknęła z żarciku. - Marcinku, przywieź torbę na stację BP… - Słyszałem… ten koleś… ufasz mu? Indi słyszała to pytanie po raz drugi dzisiejszego wieczora. Odpowiedź wciąż pozostawiała ta sama. - Później pogadamy o tym. Na stacji kup mi z 10 różnych batoników, pieniądze są w torbie. Złotówki też. I kup mi też jeśli będą mieć telefon na kartę. Na jakieś 50 złotych. Tylko nie zapisuj numeru. - Ech, dziewczyno… - w tle dały się szłyszeć hałasy jakby fotograf się zbierał do “akcji”. - Będę. Zadzwonię na ten sam numer jak dotrę. - Ach… jeszcze jedno. - Tak? - To będzie ten koleś. Wysoki, ciemny blondyn. W bojówkach i polarze. Całkiem fotogeniczny. - Indi oceniała Wojtka okiem fashonistki. - Ale ja nie będę leciał przecież taki kawał drogi - wtrącił oburzony Wojtek. - Jak zrobi ci te zakupy to niech podjedzie na skrzyżowanie Zachodniej i Sierakowskiej, osiedle Dąbrowa Zachodnia w Łomiankach. - Aha … Marcinku… słyszałeś? - Mhm…jaśnie panisko z niego... - No trochę tak… - zgodziła się Indi zagryzając wargę by nie parsknąć śmiechem. Wyczuwała silną nić porozumienia między gderliwym fotografem a Wojtkiem. - Ale wiesz, że dziękuję Ci za pomoc? - Mała… - Wiem, wiem, osiwiejesz przeze mnie… - Indi uśmiechnęła się do telefonu. - Pa. - Pa. Wojtek w między czasie udawał, że robi kanapki. - Dzięki za telefon. - rozłączyła się i podsunęła słuchawkę w kierunku mężczyzny. - Dasz radę skoczyć po tę torbę, prawda? - znowu znalazła malutką pociechę we wbiciu mini szpileczki. Zanim zdążył się odgryźć, roześmiała się - Proszę. Ja mogę pójść, ale to i tak oznaczałoby ciąganie ciebie, a nie chcę zostawić Alex samej w obcym miejscu. Capnęła jedną kanapkę i pochłonęła ją w błyskawicznym tempie. Potem drugą. - Jutro jakieś zakupy zrobimy? - spytała bezczelnie. - Zakupy? - ironicznie uśmiechnął się i uniósł brew. Wziął telefon i wyjał z szuflady portfel. - Czyli wprowadzasz się na dłużej? - spytał w drzwiach i nie czekając na odpowiedź wyszedł. Indi zaś pokazała mu dojrzale język, po czym zaczęła napełniać wannę. Po kilku rundach z wodą w końcu zanurzyła się w płytkiej wodzie. W końcu mogła zmyć z siebie brud. W myślach nuciła piosenkę, którą słuchała po kolejnej nocy z Johnnym i przełykała wszystkie przeżycia minonych… godzin? dni? Ukryła twarz w dłoniach i oparła o kolana. Rozpłakała się dając upust szaleństwu kotłującemu się w niej. Tworki. Alex w łapach Ernesta i Sebastiana. Swoja własna bezsilność. Janek ranny i zostawiony na …. Wizje Matyldy. Indi drżała mimo, że woda była gorąca. Zagryzała zęby z całej siły by nie zacząć wyć szaleńczo i nie zbudzić małej. Straciła poczucie czasu. W końcu strumień łez wysechł. Czuła się pustą skorupą i tak.. potwornie… potwornie zmęczoną. Zapakowała się w ręcznik. Ze stanika wyciągnęła pendrive i schowała go jednej z puszek. Upewniła się, że jest niewidoczny wśród ryżu. Odstawiła puszkę na miejsce. Ostatkiem sił rozebrała Alex z ubranka zostawiając ją tylko w koszulce i majteczkach. Odsunęła koc i narzutę i wsunęła się obok córeczki. Nakryła je obie po czubki głowy, przytulając małą mocno do siebie. Zasnęła zanim zdążyła pomyśleć jak bardzo kocha córkę. Ostatnio edytowane przez corax : 20-02-2016 o 15:40. |
18-02-2016, 18:59 | #16 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 18-02-2016 o 19:03. |
18-02-2016, 19:08 | #17 |
Reputacja: 1 |
__________________ To nie ja, to moja postać. |
19-02-2016, 12:22 | #18 | ||||
Krucza Reputacja: 1 | Leśniczówka, Puszcza Kampinoska, 12.11 Obudziła się jak zwykle nie pamiętając snów, ale wyspana i wypoczęta. Ostatnio miała tak gdy Janek… Zarumieniła się, a w chwilę później przeszła do pionu. Janek… Nie wiedziała co się z nim stało… lecz myśli odpłynęły, gdy usłyszała przytłumiony głos Alex. - Teeeeeras syraaafe. - ucieszyła się z czegoś mała. Uszy Indiry wychwyciły jakiś… szum? Po chwili do przebudzającego się umysłu doszło, że to olej na patelni. - To nie sylaaaafa! To … so to jest? - słodkie zdumienie czterolatki rozbawiło Indi. - Kleks z naleśnika. - głos jaki znała, przypomniała sobie szybko gdzie jest i co tu robi. I z kim tu wylądowała. Boże….! Rozejrzała się szybko po pomieszczeniu. Przed kominkiem leżał zmięty koc i laptop z wpiętym ‘gwizdkiem’ mobilnego internetu sieci Play. Zauważyła też coś jeszcze. Była kompletnie naga, ręcznik w jakim usnęła leżał pod nią. A ona sama leżała w rozkopanym kocu. Pewnie przez sen, bo było tu ciepło. Ogień w kominku dawał na całego. Nie pamiętała jednak by okrywała się kocem. Który teraz raptownie złapała i podciągnęła pod samą brodę, próbując opatulić każdy skraweczek nagiego ciała. Zarumienioną twarz schowała w dłoniach. Miała nadzieję, wiedziała, że głupią, że jej nie widział. Że nie pomyślał sobie, że ona … specjalnie… „No litości!” Pokręciła głową. “Nieważne. Bądź dorosła! To się zdarza... Nie było to nic, czego nie widział wcześniej.” - na samą myśl poczuła jednak kolejne uderzenie gorąca na twarzy. Rzuciła się po cichu do torby i wyszperała ubranie i kosmetyki. Przygładziła włosy, wygładziła ubranie i ruszyła zmierzyć się z… ojcem Alex. - Dzień dobry - powiedziała wesoło szukając wzrokiem córeczki - Gdzie mój szkrabek? - uśmiechała się. Szkrabek siedział w załamaniu ramienia Wojtka, który dość nieudolnie i bez wprawy podtrzymywał mała, gdy drugą ręką przewracał naleśniki na patelni. Robił to na piecu… jaki Indi widziała wczoraj, ale nie do końca wiedziała jak on działa. Teraz zauważyła, ze po prostu wkładało się do środka drewno i paliło na zasadzie kominka… a żeliwna płyta przykrywająca konstrukcję dawała ciepło. Dziewczyna urodzona w 1995 i swe życie spędzająca w ambasadach widziała coś takiego pierwszy raz w życiu. - Mama, a wies, ze on nie potlafi zlobic sylaaaafy, pinć lazy plóbował. - Alex chichotała. Wojtek odwrócił się. - Naked princess on the way - rzucił uśmiechając się. – Och, ubrałaś się? - Nie potrafi? No nieeeee... - Indi wyraziła swoje rozczarowanie by ukryć zmieszanie komentarzem Wojtka. - Czemu miałabym się nie ubrać? Wy jesteście ubrani - starała się brzmieć nonszalancko, jakby jego komentarz spłynął po niej jak po kaczce, choć zdradzieckie ciepło znowu wystąpiło na policzki. - Gość w dom, Bóg w dom - powiedział po polsku, czego Amerykanka nie zrozumiała. - To takie powiedzenie, że gość w domu jest czymś na każdą usługę - tłumaczył - i człowiek cieszy się z jego obecności i spełnia zachcianki. Toteż jak wolisz nago, to się mogę dostosować. - Wiesz, że jest tu z nami czterolatka? - spytała nieco zaskoczona Indi i zmieniła temat - Daj, spróbujemy z tą żyrafą, córciu? Indi zabrała chochelkę od Wojtka i pochyliła się uważnie nad patelnią, powoli sącząc naleśnikową masę na rozgrzaną patelnię. „Zwierzątka na życzenie” - robione nie raz. Naleśnikowa żyrafa Indiry wyglądała całkiem przyzwoicie mimo, że była raczej z tych rozmiaru XXXL. - Strasznie najedzona ta żyrafa, co, Alex? - odwróciła się prostując i patrząc na córeczkę. - Ty też będziesz mieć taki brzuszek jak zjesz tyyyyyyyyyyyle naleśników. - Bierze cię to? - spytał konfidencjonalnie lecz całkiem słyszalnie Wojtek. - Mama pochylona nad patelnią rozlewająca to ciasto, sprawiając, że twardnieje w naleśnika? - Taaaaak - odpowiedziała mała. - Lubiem syllaaaafy. - Mhm, ja też. - Wojtek! - Indi wyprostowała się gwałtownie, z rumieńcem na twarzy. - No co. Też lubię, a samemu je robić to tak średnio…. Indi przypomniała sobie, że nie jest nastolatką. Podeszła do Wojtka trzymającego Alex i przytuliła małą, przytulając się i do niego. Gładziła małą po włoskach przy okazji …. mocno ściskając pośladek Wojtka. - Co za szkoda… w dodatku próbowałeś pińć razy – lekko, jakby pocieszająco poklepała ściskane miejsce - i dalej nic z tego nie wychodziło? - rzuciła mu spojrzenie niewinności i odsunęła się. W pierwszej chwili patrzył na nią wzrokiem pełnym niezrozumienia. Ale po chwili jakiś błysk zajaśniał mu w oczach i zaczął się śmiać. - Sprytną masz mamę. Ale jak powiedziała że zrobi żyrafę to zrobi nie? - Taaaaak! - To wiesz co? - Czo? - To my jej nie przeszkadzajmy- szepnął głośno w ucho małej. - Mhm... - Niech ona stoi nad patelnią a ja ci puszczę piosenkę. Lubisz Krainę Lodu? - TTTAAAAAKKKK! - A ty masz jakieś ulubione zwierzątko, Wojtek? - spytała niewinnie, wpatrując się bezczelnie, używając podobnej broni co i on. Zastanowił się mocno kierując się ku wyjściu do głównej izby. - Bobry lubię - odpowiedział po namyśle. - Urzeka mnie to jak delikatnie podgryzają drzewa. I największy pień w końcu pod ich ząbkami pada jak ścięty. - Zniknął w izbie przy ucieszonych perspektywą posłuchania Elsy piskach Alex. “Bobry?” - Indi zupełnie nie zajarzyła o co chodziło. Wiedziała o bobrach tyle, że mają długie zęby i płaskie ogony. Znowu kolejna próba żyrafowa, a potem spróbowała się z bobrem. Przy tym zwierzaku trzeba było jednak użyć nieco więcej wyobraźni. Usłyszała pierwsze dźwięki muzyki… Ale… ogon był… zdjęła patelnię z ...e…. paleniska i poszła do łazienki by się umyć i nałożyć lekki makijaż. Przy okazji planowała co robić dalej. Cytat:
Widziała przed oczami jak Alessandra robi piruety i macha rączkami naśladując Elsę. Sama zanuciła: - Mam tę mooooooc, mam tę mocc!!! - Masz, masz. - dobiegło ją ciche Wojtka. Odwróciła się z uśmiechem: - Mam? - nakładała właśnie balsam na usta. Nie odpowiedział, piosenka Elsy się powoli kończyła. Indi uśmiechnęła się do siebie uznając, że go zagięła. Gdy nagle z izby zaczęły dobiegać inne dźwięki. - Nieeeeeee. To jest nudne. - Alex po kilku chwilach zaczęła się boczyć. - Ce cooś innego. - To spróbujmy to, umiesz skakotanczyc? - spytał Wojtek. Wciąż oboje byli w drugim pomieszczeniu. - Ze skakać i tańcyć lazem? - Tak, spróbuj - puścił kolejną piosenkę. Indi pokręciła głową: - Wojtek to nie jest muzyka dla czterolatki. - wychyliła się z łazienki. Ruszyła w kierunku drugiego pokoju. To z pewnością nie była muzyka dla Alex. Ale dziewczynka zachęcana przez śmiejącego się mężczyznę półleżącego przy laptopie, skakała ile sił w nóżkach. Pogo punków to to nie było. - Sama chciała - wyjaśnił Wojtek, widząc wchodzącą do izby Indirę. - A ty powinieneś wiedzieć lepiej. - pokazała mu, jakże dorośle, język, gdy Alex nie patrzyła. Pochyliła się i puściła kolejny hit z Krainy Lodu i zaczęła tańczyć z Alessandrą, gdy razem śpiewały na przemian Anę i księcia. Wojtek podkręcił dźwięk. Laptop jak laptop, więcej się nie dało. Ale izba zaczęła huczeć lekko od muzyki. Dorzucił do ognia szukając czegoś na YT. - Alex…. kto zje pierwszy całą żyrafę? - spytała roześmianej córeczki, zachęcając ją do zjedzenia czegoś. - Ty czy Wojtek? - Jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! - Mmmmmm – Indi zmrużyła oczy dumając - chyba jednak ... mmmm Wojtek. On tak lubi żyrafy…. - Nieeeeeee, jaaaaaaaa!!!!! - Robimy zawody? Alex zaczęła podskakiwać z radości. Indi ruszyła do kuchni po żyrafy. - Nie ma co liczyć na Bobra, nie? - spytał Wojtek. - Próbowałam, ale nie wyszedł za dobrze. Ogon się rozlał za bardzo. Kąciki ust powędrowały mu do góry, nie powiedział nic tłumiąc śmiech. - Tak, Indi. - pokiwał głową starając się utrzymywać powagę. - Bo z ogonami to trzeba bardziej delikatnie. Dziewczyna zmarszczyła brwi wyczuwając, że jest robiona w gigantycznego balona. Godnie jednak stwierdziła, że nie będzie się dopytywać o co chodzi. - Chcesz tego bobra czy żyrafę? Inaczej Alex wygra walkowerem. - Bobra, ale żyrafką nie wzgardzę - powiedział rzucając wzrokiem na jej szyję. Indira Gemmer postanowiła sobie dokonać gorącej zemsty na tym bezczelnym typku. Podała naleśniki obojgu i szmatką, jak w filmach, wskazała odliczanie: - Na trzy. Gotowi? - Mhm!!! Na csy! - Raz…. - Dwa….. - Dwa i pół…. Alex chichotała z otwartą buzią zawieszoną nad talerzykiem. - Trzy!!!! - Indi opuściła szmatkę w dół. I obserwowała wyścig sekundując: Alex! Alex! Alex! Mężczyzna udawał, że się ściga z dziewczynką. Nadymał policzki udając gryzienie 2-3 razy dłużej niźli dorosły potrzebował do przełknięcia. Ale nie dał się też poniżyc. Alex wygrała krzycząc radośnie: - Pieeeeeeeelwsaaaa! gdy Wojtek miał ostatni kawałek w buzi i gryzł zapamietale. Kawałek naleśnika. Przez dziesięć sekund. Indi uśmiechnęła się do niego i porwała małą w ramiona. Obróciła się z Alex kilka razy: - Braaaaaaaaaaaaaaaaawo! Moja zuch córeczka! Juhuuuuu! - chichotała z dumnym Szkrabkiem. Wojtek wyglądał na obrażonego i złego z powodu porażki. - Chcę jeszcze raz, zobaczymy czy drugim razem też ci się uda. - Doooooopcie. Jutlo na sniadaaniu tez cie pokonam - zachichotała mała wtulając się w matkę. Indi zaszeptała małej do uszka, żeby poszła pogratulować honorowej walki przeciwnikowi i podziękować za fair play. Z lekkim uśmiechem obserwowała Wojtka z małą. Alex podeszła do swego ojca wszak nie wiedząc kim jest, wyciągnęła łapkę, którą on ujął. Pomachała chwilę nią w górę i w dół. - Może gdyby to były bobly skońcyłbyś sybciej... - powiedziała starając się pocieszyć go trochę. On zaś na to ukrył twarz w dłoniach i walczył desperacko by nie parsknąć śmiechem. Indi widząc spojrzenie córeczki wzruszyła ramionami i rozłożyła ręce. - Nie wiem, kochanie. Wojtek wytłumaczysz? - spojrzała na rechoczącego już mężczyznę. Po raz pierwszy nie znalazł odpowiedzi. Nie speszył się, nie zawstydził, zrobiło mu się jedynie lekko głupio. - A puścimy na laptopie “Ulepimy dziś bałwana”? - sukinsyn wiedział jak jechać z dziećmi. Alex wywrzeszczała głośne TAAAAAK. Temat się lekko urwał. Poszedł z małą puścić muzykę. Indi uprzątnęła kuchnię i usiadła na chwilę. Sięgnęła po pada z rysikiem. Dosłownie na chwileczkę. W głowie wybuchły jej pomysły i obrazy związane z duchami, śpiewaną kołysanką i wizjami. Kreśliła coraz szybciej, coraz to nowe kreacje. Alex oglądała jakąś bajkę puszczoną na laptopie przez Wojtka, który ułożył się na łóżku. Przez chwilę próbował wciągnąć się w książkę… jednak po krótkim czasie odpuścił zapadając w drzemkę. Indi była pewna, że szkicowanie zajęło jej ledwo parę minut. Oderwała się w końcu od pracy i ujrzała drzemiącego Wojtka z Alex wtuloną w zakole jego kolan, opartą na łokciu i wpatrzoną uważnie w ekran laptopa. Wojtek trzymał ramię pod głową. Gest tak bardzo podobny. Nie poruszyła się nie chcąc płoszyć chwili. Zaczęła szybkimi kreskami szkicować portrecik córki z ojcem. A potem już samego Wojtka. Po cichu włączyła laptopa i zgrała szkice na pendrive’a ze swoimi pomysłami na kolekcję. Zajęła się komórką, przechodząc do kuchni, by nie zbudzić mężczyzny szelestami opakowania. Zastrzegła numer wychodzący i wysłała wiadomości do Nany i do ojca z informacją, że są całe. Wiedziała, że Nana szczególnie odchodzi o zmysłów. Miały przecież być już w USA. Przy okazji pogryzała batona, zakupionego przez Marcina. Postanowiła skorzystać z neta. Wróciła do leśniczówki i sprawdziła stan dwójki leniuchów. Mała spała posapując lekko. Wojtek nie. Lekko poruszył głową udowadniając, że nawet przez lekki sen słyszy ciche styknięcie drzwi. Nie zdecydował się ciągnąć żenującego teatru udawania snu. Spojrzał na Alex drzemiącą przy nim i zrobił obronny gest w stylu “ej! to nie ja, sama przyszła!” Indi machnęła dłonią by spał dalej. Na migi pokazując laptopa i pisanie na klawiaturze. - Jak potrzebujesz neta, to weź mój gwizdek. Pin 6661. - powiedział kuląc się na łóżku w coś w stylu kłębka, ale tak by nie obudzić małej. - Chcesz zobaczyć jej zdjęcia? - spytała z namysłem. - Chcę. - To wyślę maila i pokażę. No chyba, że zaśniesz. - widząc jego pozę “podrapała” go żartobliwie za uchem. - Choć z laptopem tu. - Wskazał miejsce na łóżku wskazując przy tym, dość jasno i wyraźnie, że on nie bardzo ma jak się ruszyć. Indi zabrała net z jego lapka i podpięła do swojego. Włączając po drodze. Usadowiła się na łóżku i szybko nastukała maila do Lulu. Cytat:
Założyła skrzynkę na o2.pl i wysłała maila z nowego konta. Po dosłownie minucie dostała zwrot wiadomości: Cytat:
Adresu takiego nie było. Albo miał zapchaną skrzynkę. Zaklęła lekko. Przecież taki adres podawała jej Różowa. Zagryzła wargę. Wysłała raz jeszcze. Cytat:
Zaczęła pokazywać zdjęcia Alessandry Wojtkowi. Opowiadać zabawne historyjki z małą w roli głównej. Przelecieli tak większość głównych zdjęć. Na żadnym jednak nie było zdjęć rodziny innej niż Indi. Czasem tylko grupka przyjaciół i ludzi w jej wieku. Wojtek nie komentował, czasem tylko pytał o szczegóły. Na przykład czy jak Indi wsadzała Alex na tego osiołka w ZOO to czy mała się nie bała. Takie tam bzdurki. Za którymś zdjęciem przypatrzył się bardziej. I znów lekko odsunął głowę. - Boli? - spytał. - Co boli? - zdziwiła się dziewczyna. - Rodzina. - Pytasz o co konkretnie teraz? - spojrzała ostrożnie na Wojtka, czujnie. - Pytam, bo wygląda jakbyś ją średnio miała - odpowiedział. - Utrata ukochanego ojca w wieku 16 lat … hm… tak, boli, Wojtek. - stwierdziła cicho - Ale nie żałuję wyboru. - Przepraszam. - odrzekł tylko. - Choć nie powinienem, tak w perspektywie - spojrzał na Alex. - Za co mnie przepraszasz? Za nią? Czy za zostawienie lewego numeru? - uśmiechnęła się. Ona sama dawno, dawno temu nabrała do tego ostatniego dystansu. Nawet nie wiedziała kiedy. W domu dla kobiet? Czy podczas którejś z rozmów z ojcem? Nie pamiętała. - Kochałaś ojca? Zanim… - spytał. - Najbardziej na świecie. A potem… pojawiło się to ziarenko fasolki. - Które kochasz najbardziej na świecie. - Pokiwał głową kończąc jej wypowiedź. - czyli na jedno wyszło Indi, ja zafundowałem Ci tylko ból pomiędzy przeskokiem. Za to przepraszam. - pogładził ją lekko po policzku. Pokiwała głową. - Skąd się dowiedziałeś? - spytała, odsuwając laptopa. - Kumpel. Była u niego policja. Mnie niełatwo znaleźć - uśmiechnął się. - Ale szukali. Szukają. Bo mają wiadomość z ambasady US dla mnie. Dlatego myślałem, że to Ty. - Nie. Ale ostatnio był w Warszawie mój ojciec. Namawiał mnie po raz kolejny do porzucenia Alex i powrotu do USA. Znalazł kolejnego kandydata do mojej ręki z odpowiednim rodowodem. - Mazel Tov - wtrącił. - Bardzo zabawne. - skrzywiła się i jakby wycofała. - Któryś kolejny, co w łaskawości raczy spojrzeć na mnie zbrukaną. Pewnie wtedy coś nakazał, jakieś kontakty poruszył. – wzruszyła ramionami. Pokiwał głową, położył rękę na dłoni Indiry nakierowując jej palec na przycisk by poleciało kolejne zdjęcie. Nie komentował ostatniej info. - Co zamierzasz. Dalej prom? - spytał w końcu po piątym z kolei szczerbatym wyszczerzu córki. - Nie wiem. Nie mam pomysłu jak dobrać się do Reksa. Jedynym pomysłem było wykorzystanie materiałów... - Ejejejejej, Juliuszu Cezarze, Napoleonie. - zażartował przerywając jej. - Mi chodzi o bliższe plany. Nie o zabicie skurw…. też bym chciał, uwierz mi - niełatwo. - Muszę znaleźć mieszkanie dla nas, wyciągnąć kasę z kont, napisać do kontrahentów, że mogę mieć parę dni obsuwy, znaleźć samochód, spotkać się z Lulu. I wyjaśnić córeczce dlaczego nie będzie chodzić do przedszkola. - Odpocząć? - A co to znaczy? - uśmiechnęła się. Wciąż miał Alex śpiącą w łuku kolan i nie poruszył dolną częścią ciała by jej nie zbudzić. Ale sam zwinął się lądując głową na łonie Indiry, wyginając plecy w łuk. Odsunął przy tym laptopa jaki wcześniej tam spoczywał. - O tak. - mruknął. - Chwilę przeczekać aż te gnoje dostana pierdolca szukając cie po mieście. Indi odruchowo zaczęła smyrać jego czuprynę czubkami palców. - Obiecałam coś tym duchom, Wojtek. Tylko dlatego mamy te dane. - spojrzała w dół. - Ile mogę czekać? Dzień? Dwa? Trzy? Nie mogę ci siedzieć na głowie, to raz. A dwa, że ni... - Możesz. - Przecież masz swoje życie, swoje sprawy. - uśmiechnęła się po mamusiowemu, nie kokietując. - A co jeśli ściągniemy na ciebie kłopoty albo ich ludzi? - Wy. Kłopoty. Na mnie? - roześmiał się. - Tak, wiem. Pamiętam. Jesteś niezwyciężony. - napięła bicepsik przypominając sobie jak ją “wyrywał” na imprezie pozując na Supermana. Uśmiechnęła się i mrugnęła ciepło do Wojtka. Prztyknęła go w czubek nosa lekko. Jakoś tak odruchowo… pocałował ją. Lekko, bez kipiącej namiętności ani szaleństw języka. Dziewczyna spojrzała na Wojtka z dziwnym wyrazem twarzy. Po czym się roześmiała: - Uważaj. Bo za chwilę zmarstrujemy drugie. - próbując pokryć zaskoczenie i tę nitkę, którą w niej trącał. Wojtek odruchowo zerknął na Alex śpiącą w jego nogach. Coś wyglądało na to, że chyba mu nie przeszkadzało płodzenie nowych Alessander, choć nie było to aktualnie możliwe. Więc zrobił coś, co przeczyło przynajmniej w teorii drugiemu z tych dwóch. Indi poczuła dłoń na swoim policzku przyciągającą ją lekko do niego i jego usta na swoich. Teraz to już nie był tak niewinny pocałunek jak wcześniej. Ale on nie ruszał się, nie zmieniał pozycji. Nie chciał budzić małej. Przez chwilę sama nie wiedziała co zrobić. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. W żadnym ze scenariuszy jakie kiedykolwiek przerabiała we własnej głowie „na wypadek w”. Oddała pocałunek porzucając na chwilę myślenie. Poddając się pieszczotom jego ust. Potem nagła myśl pojawiła się w jej głowie: - Wojtek… - podniosła głowę by spojrzeć na mężczyznę lodowoniebieskim spojrzeniem - … to dlatego? Wojtek oderwał się od jej ust, gdy uniosła głowę. On półleżał na boku ona na plecach. Opadł koło niej obejmując ją prawą ręką od góry, lewe ramie wpakował jej pod głowę i wyglądał jakby chciał coś powiedzieć. Przyciągnął ją lekko by oparła się na ramieniu. Sam położył głowę na łóżku blisko jej szyi. Nie robił nic ‘zaczepnie’, w stylu tego do czego młoda dziewczyna była paradoksalnie przyzwyczajona w takich sytuacjach. Milczenie pogłębiało się, tylko Alex sapała przez sen. - Nie wiem, czy chcę byś oświeciła mnie o co ci chodzi - powiedział nie zmieniając pozycji. Indi spoglądała wprost w jego oczy zastanawiając się, czy ciągnąć temat. Czy to w ogóle ma znaczenie? Wiedziała, że pewne słowa, gdy się je wypowie, ranią do żywego. Pogładziła Wojtka czule po policzku. Spojrzeniem śledząc swój gest. Dotykiem śledziła również jak jej dłoń niemal bez udziału woli przesunęła się ze szczęki na krawędź ust. Jak palce drażniąco przesunęły się obrysowywując ich zarys. 18+ content Ostatnio edytowane przez corax : 09-03-2016 o 09:31. | ||||
24-02-2016, 00:40 | #19 | |
Reputacja: 1 |
__________________ To nie ja, to moja postać. | |
24-02-2016, 00:43 | #20 | ||||||||||
Reputacja: 1 |
__________________ To nie ja, to moja postać. | ||||||||||