Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2016, 12:48   #115
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
- Widzę cię. Wypływaj śmiało - obwieścił Malfoy.
Mimo dobrych chęci, inżynier nie mógł zastąpić wuja. Pomijając względy przywiązania do Louisa, to struj był przecież zawodowym lurkerem. Do tego czasu zasypałby bratanka specjalistycznymi komendami o regulowaniu oddechu i pracy nogami. Denisowi musiało jednak wystarczyć to, co miał.
Starcie z robotem było błyskawiczne, ale do teraz czuł przyspieszone tempo. Kiedy z powrotem wchodził na portową drabinkę przez jego głowę przebiegła szalona myśl. Blaszak z pewnością kosztował sowitą cenę i gdyby wydobyć go na powierzchnię, mógłby rzecz sowicie spieniężyć. Albo użyć jako osobistego ochroniarza. Westchnął tylko. Niestety brakowało mu czasu i środków na podobne przedsięwzięcia.
Jak się spodziewał: nie zdążył dobrze zdjąć skafandra żeby otoczył go wianuszek ciekawskich ludzi. Przepychali się między sobą, przekrzykując wzajemnie. Chcieli wiedzieć co widział, gdzie był i czy jeszcze wróci do portu. Handlarz który chciał odzyskać swoją zgubę niemal siłą utorował sobie drogę.
- Musimy porozmawiać - rzucił tylko.
Bez pytania pociągnął Arcona za dłoń, żeby wyciągnąć go z tłumu. Papuga podążył za dwójką, w czasie jak Malfoy zabrał części akwalungu z powrotem na statek.
Dopiero teraz Denis miał okazję dokładnie przyjrzeć się zleceniodawcy. Łykowaty mężczyzna nosił gruby fartuch, w dużej części umorusany smarem. Jego zapadła twarz przypominała gołą czaszkę ledwie obciągniętą warstwą skóry. Mimo tego nie sprawiał złego wrażenia. Miał bystre, niebieskie oczy i poczciwy uśmiech.
Skierowali się do warsztatu przypominającego niewielki bunkier. Wnętrze prostego budynku przypominało raczej celę: znajdowała się tutaj jedynie prycza oraz komoda z przedmiotami pierwszej potrzeby. Dopiero kiedy zeszli schodami w dół, oczom Denisa ukazała się właściwa pracownia.
- Rozgoście się - zarzekł chrypliwie mężczyzna - Na ile to możliwe.
Stwierdzenie miało swoje źródło w nieporządku jaki tu panował. Na dziesiątkach rolek oraz metalowych stołów spoczywały stalowe żyły. Część z nich obtoczona była polietylenową materią. Wyglądało na to, że gospodarz tworzył i sprzedawał izolowane kable. Te gotowe na handel spoczywały zwinięte w tekturowych pudłach, ułożonych jedno na drugim.
Kupiec wziął od Denisa rygiel i odliczył mu sto dukatów. Po czym uśmiechnął się dziwnie i rzucił przedmiot… na stos dziesięciu podobnych.
- Ten badziew? Mam takich na pęczki. Co nie znaczy, że twoja ekspedycja była dla mnie bezowocna. Wiemy już, że nasz prezent jest wart swojego właściciela.
W jego ręku zabłysnęła charakterystyczna moneta.
  • 100 dukatów


Samantha miała nad swoim rywalem przewagę. Bandyta był ranny i z trudem czołgał się poprzez rynny. Ona zaś pozostała niedraśnięta, a także mogła poruszać się na właściwym poziomie gruntu. W mgnieniu oka dostrzegła swój cel, lecz nie szarżowała na niego. On również jeszcze nie zaatakował, prawdopodobnie z powodu niedogodnej pozycji. Dziewczyna cofnęła się i zrzuciła sak. Płócienne zawiniątko miało odwrócić jego uwagę.
Poprzedni manewr dał jej odpowiednio dobrą pozycję do wykonania podstępu. Napastnik został zmuszony czekać, aż to ona zadziała pierwsza. Miał co prawda wbudowany w oczy implant. Acz wyglądało na to że bardziej służył mu do skanowania kieszeni mieszkańców niż kalibrowania swojego refleksu.
Kiedy w powietrzu pojawi się skórzany wór, złodziej bez namysłu wystrzelił w jego kierunku. Uwadze Kidd nie umknęło to, że rozbłysk pocisku był wielce osobliwy. Przypominał wiązkę zielonej energii, która popłynęła w stronę wabika. Jeszcze przez moment czuła w powietrzu elektryzujący zapach.
Szybko zeskoczyła na dół. Dzięki kilku doskokom była tuż przy oponencie. Rapier wyprysnął zza paska niczym pstrąg w wodach strumienia. Na czerwonych ustach pojawił się drapieżny uśmiech. [Test Siły (+1 za zaskoczenie)]
Nie było poetyckiego tańca śmierci ani godnego strofy pokazu zgrabności. Mężczyzna skierował lufę pistoletu na piratkę, ale nie zdążył zrobić niczego więcej. Rozpłatała go na podobieństwo chownej świni. Krew trysnęła we wszystkie strony, znacząc juchą cały rów. Ciało upadło, jeszcze minutę wijąc się w spazmach.
  • Pistolet plazmowy [4] (Wymaga zdania Trudnego testu Rzemiosła)
  • Wzmacniania kurta [0,5]
  • Skórzane spodnie [0,5]
  • 15 dukatów

Najciekawszą rzeczą ze zdobycznych fantów okazała się być fantazyjna broń. Przypominała zdobiony rewolwer gdyby nie pojemnik z fluorescencyjnym płynem zwanym potocznie plazmą. Środek potrafił przeżreć się niemal przez każdą materię. Dlatego też wymagał szczególnych środków ostrożności. Gdyby naruszyć choć fragment oplatających pistolet przewodów lub szarpnąć za niewłaściwy element, skutki byłyby opłakane.



Szli przez wąską uliczkę, bezpośrednio przytuloną do brukowanego koryta. Korsarz i rudowłosa skręcili na drewniany most, wsparty o betonowe wsporniki. Casimir mełł jakieś przekleństwa pod nosem. Manuel starała się trzymać się od niego na dystans. A to dlatego że Dewayne nieźle odleciał, tam na dole. Kiedy handlarz z Pomroków nie zechciał dobrowolnie udzielić informacji, stary wilk morski prawie go zmasakrował. Już teraz rozumiała czemu wołano na niego “Niedźwiedź”. Normalnie zachowywał absolutny spokój. Kiedy jednak się rozzłościł, przypominał szaleńca. Z pewnością miało to coś wspólnego z faktem, że już dłuższy czas nie przebywał na otwartym morzu, jego żywiole.
Przy murach zauważyli przechadzającą się parę strażników miejskich.
- Kupiec mówił, że ta cała Samantha wyszła z podziemi w tej okolicy. Może ci mundurowi coś widzieli - Dewayne od razu skierował się w ich kierunku.
Manuel tylko kiwnęła głową. Miała nadzieję, iż jej towarzysz miał tyle samokontroli, by nie rzucić się na przedstawicieli władzy.
- Wy. Szukamy takiej kobitki. Miedziane włosy, w krótkim kapturze, dzianinowe spodnie - teraz to on zaczął wykładać obraz poszukiwanej.
Nalany mężczyzna w lekkim pancerzu odwrócił się do niego. Zachichotał nagle, podobnie jak jego kolega.
- Hłe hłe. Bo ja wiem. Dużo się tu ludzi kręci. Odstąp obywatelu.
Kobieta zauważyła, że pięści Casimira zacisnęły się, aż pobielały mu knykcie. Przełknęła ślinę.
- To wasze zasrane zadanie. Mieć oczy szeroko otwarte. Nie mam racji? - ton korsarza zszedł oktawę niżej.
- Hy-hy-hy - zbrojny stojący dalej wybuchnął gorączkowym chichotem - Sssspierdalaj.
To już z pewnością rozjuszyło pytającego, ale wtem Manuel coś zauważyła. Obydwaj strażnicy mrużyli oczy, a ten z tyłu wyraźnie chował coś za plecami.
- Czekaj Dewayne… zdaje się że nasi służbiści coś sobie przypalają.
- Co? Skurwiać w podskokach, jak nie dociera po ludzku!
Casimir zrozumiał. I uśmiechnął się.
- Ha. Ja rozumiem że praca niewdzięczna i żmudna. Ciekawe tylko co by w garnizonie powiedzieli, gdyby rozeszła się wieść że taki to a taki ćpa na służbie.
Pilot podeszła bliżej. Widziała teraz wyraźnie, że jeden z mężczyzn trzyma w ręce kopcący zwitek suszu.
- Możemy sobie pomóc. Wskażcie nam tylko czy ktoś się tu kręcił albo wychodził z miasta.
Tamci spojrzeli po sobie. Ich wzrok sugerował mglistą świadomość sytuacji w jakiej się znaleźli.
- Noooo. Była tu taka babka. Chyba wychodziła zachodnią stroną. Ale żeśmy dokładnie nie patrzyli.
- I jeszcze jeden fagas - wtrącił drugi - Wystrojony jak na święto Laviosa. A teraz spadajcie.



Ledwie zdążyła przeglądnąć łup, gdy usłyszała zbliżające się głosy. Pochyliła głowę, wychylając ją z rowu tylko odrobinę. Na polach nieopodal maszerowała dwójka ludzi. Dobrze zbudowany mężczyzna w kapeluszu z szerokim rondem i raczej drobna, gibka kobieta. Serce zabiło jej szybciej gdy w zawodzeniu wiatru przebiły się strzępy ich rozmów.
- Popatrz na wodę. Trzy odnogi zajebane na czerwono - zwrócił uwagę nieznajomy.
- Cóż… jeśli szukamy pirata, to jak na ironię dobry znak.
Rzeczywiście, ciało napastnika wciąż wylewało z siebie litry krwi, którą kanały odprowadzały wgłąb. To było na tyle jeśli chodziło o kamuflaż.
Brodacz wyszedł naprzód. Przeczesywał wzrokiem okoliczne rynny.
- Samantha Kidd, córka Jamesa? - doszedł ją tubalny głos - Mamy propozycję.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 19-02-2016 o 16:51.
Caleb jest offline