Sekundy mijały, a Coda czekała cierpliwie, pozwalając wąsaczowi przetrawić informacje i dać odpowiedź. Oczyma wyobraźni widziała, jak w jego głowie z chrzęstem obracają się trybiki, odpowiedzialne za słowne pojazdy i wycieczki personalne. W sumie zbierało się jej na darmową plastykę szczęki, ale oj tam, oj tam. Przynajmniej nie było drętwo, nudno i napuszenie. Nikt tez nie kazał salutować jakby chciał zamówić pięć piw.
- Czyli nie mówił. - skwitowała, przekrzywiając po ptasiemu blond łeb i akcentując wypowiedź krytycznym uniesieniem prawej brwi. Złapała konserwową padlinę, obejrzała co widnieje na etykietce i parsknęła. Spodziewała się kaszanki, ale metal zawierał raptem zmieloną razem z chlewem, poczciwą świninę. Znaczy jadalne.
- Jak brakuje ci słów, to rozrysuj. Może cięcia budżetowe nie dotknęły kredek, to jeszcze walniesz opowieść w kolorze i ze szlaczkiem. - kobieta upiła kolejny łyk, zdjęła też okulary i odłożyła je na blat. Nagle rozłożyła zapraszająco ramiona i dorzuciła - Jedziesz, to tylko rozmowa. Od tego drugi raz HIV'a nie złapiesz.