Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2016, 10:26   #14
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Atomowa Kwatera Dowodzenia, Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, wieczór, 11.11
Czy bieg był tu dobrym pomysłem przy jedynie chybotliwym świetle latarki? Z pewnością nie. Ale Lulu chciała się wydostać z podziemi jak najszybciej. Potknęła się, uderzyła przy upadku głową o ziemie rozcinając skórę na czole ale było to niegroźne. Zdeprymowało ją to do dalszego biegu, na przekór.

Gdy dotarła do końca korytarza, przez kilka minut błądziła po piwnicach budynku przeznaczonego na koszary dla kompanii wojska mającej osłaniać dowództwo w przypadku przeniesienia sztabu generalnego do tej przeciwatomowej kwatery. Tylko dlatego nie zobaczyła boksów oznaczonych plakietkami “I. A”, “I. B”, czy powiedzmy “III. C”. Bo budynek wzorowany był na szablonie jaki do tej pory kłuł oczy w mieście. Dzieci uczyły się w takich samych budowlach w jakich kwaterowali żołnierze. W PRLu wszystko robiło się na jedno kopyto.
W końcu znalazła schody na górę i wyszła na przestronny hall, z którego okna szły na plac na którym cała ekipa z którą przyjechały rozłożyła się zabezpieczając teren zanim jeszcze weszły pod ziemię.
Ale widok był zgoła inny…
Wcześniej teren rozświetlało wielkie ognisko kilkunastu ‘lokalsów?’ nie wiedziała jak nazwać tych co zgromadzili się przy nim, krzycząc, śmiejąc się i wzbudzając spontaniczne, przyjacielskie awantury. No i rzecz jasna reflektorami samochodów, oraz latarkami. Teraz…
teraz ognisko płonęło jak wcześniej, z tym że towarzyszyły mu trzy płonące samochody, z których jeden wyglądał jak prawdziwa kula ognia. Ekipa z jaką przyjechała była chyba w głębokiej defensywie kombinując już tylko jak stąd można spierdalać, a nie wygrać starcie pomimo wściekłych krzyków tego z jakim jak się wydawało Indi miała mocno na pieńku. Napastnicy wyglądali na bandziorów uwarunkowanych genetycznie, słyszała pokrzykiwania po rosyjsku. Jeden wrzasnął nawet “wpieriod” ostrzeliwując się z kałasznikowa i dając sygnał braci by ruszyła na desperacko broniące się “garnitury”, lecz snajper z dachu budynku w którym przebywała Lulu zamienił jego głowę w pękający arbuz. Gdzieś ktoś coś wrzeszczał, gdzieś rozległ się przerażający i chyba nieludzki ryk. Kątem oka zobaczyła nawet człowieka w sutannie strzelającego z dwóch pistoletów do ‘smagłolicego’ człowieka jaki przyjechał tu motorem.
Istne szaleństwo było przy tym niczym
Jeden z mężczyzn z jakim przyjechali pomimo oberwania serią z karabinu cofał sie ostrzeliwując się z glocka. Analityczny umysł Grażynki uznał to za kamizelke kuloodporną, lecz eksplodujący garnitur na plecach dawał jasno znać, że kule przechodziły na wylot. Lulu słyszała o narkotykach, po których ktoś mógł biec dalejz obciętą głową. Urban legend. Może jednak nie takie legend ile urban.
Z samochodu zaparkowanego przy wjeździe z drogi na Łomianki, ktoś pruł z jakiejś cięższej broni. Stacjonarny karabin maszynowy? Gdzieś wybuchł granat.
Do gardła jakiegoś mężczyzny z pistoletem maszynowym, jaki ostrzeliwał się na skraju lasu, rzucił się sporej wielkości ryś, wrzask człowieka wzniósł się nawet ponad odgłosy tej strefy wojny.

Grażynka po samych odgłosach wiedziała czego może się spodziewać, jednak to co zobaczyła sparaliżowało ją totalnie. Choć patrząc przez okno widziała jedynie część jatki.
Zmusiła się by obrócić głowę usłyszawszy tupot od strony schodów, ale nie z dołu, ktoś zbiegał z góry. Mężczyzna w garniturze wycelował w nią pistolet, na plecach przewieszony miał karabin snajperski.
Lecz nagle stracił głowę.

Bo Klara jaka jakby znikąd pojawiła się za nim z mroku po prostu mu ją urywając. Lulu upadła na klęczki i zwymiotowała.
Po chwili poczuła dłoń na ramieniu.
Kruczowłosa kucała przy niej.
- Dasz rade iść króliczku? - spytała
Grażynka zwymiotowała jeszcze raz. Wtedy dopiero odpowiedziała. Cicho, szeptem.
- Dam. - Postanowiła, wobec czego podniosła się na nogi by móc iść. - A myślałam, że pająki to najgorsze co mnie dziś spotka. - Zebrało jej się na mały żarcik. Spróbowała się lekko uśmiechnąć do Klary.
- Czeka nas około kilometra, przez las - ostrzegła różowowłosą “Pani Wilczek”. I mogą przydarzyć się nam… ktoś może chcieć przeszkadzać. Nie chcesz chwilę odpocząć?
- Wolałabym raczej jak najszybciej znaleźć się jak najdalej stąd. - Grażynka faktycznie nie wyglądała za ciekawie… zwłaszcza jeśli chodziło o stan fizyczny. W głosie przemawiało zdeterminowanie odnośnie opuszczenia TEGO miejsca.
Klara uśmiechnęła się.
- Liczyłam na taką odpowiedź. - Grażynka poczuła jak kruczowłosa wciska jej coś do ręki. Kolba pistoletu.
- Nie pytam czy umiesz. Po prostu pociągaj w razie czego za spust… celnie.
Grażynka spokojnie policzyła w głowie do trzech…
Odbezpieczyła. Tak samo jak wcześniej wolała mieć broń w pogotowiu.
Umiała się nią posługiwać, chociaż były to umiejętności nabyte głównie w strzelnicy.
Wcześniej miała ją w ręku ze świadomością, że broni jeden - siebie, dwa - danych, trzy - małego dziecka i cztery - jego matki. Te priorytety… w każdym razie, teraz było o dwa mniej… i o zawartość żołądka mniej...
- Chodźmy.
Klara skinęła tylko głową. Na jej ustach dalej błąkał się lekki uśmiech. Ruszyła pierwsza rozglądając się czujnie i prowadząc Lulu do jednego z pomieszczeń. Grażynka po wewnętrznym przywołaniu się samej do porządku nie tylko ruszyła za czarnowłosą, co starała się rozglądać. W jednej dłoni latarka, w drugiej spluwa…
Pomieszczenie do którego weszły nie posiadało drzwi wyjściowych. Posiadło za to całkiem fajne okno przez które rozciągał się widok od strony lasu. Klara zbliżyła się do szyby zaglądając przez nią. Po chwili zdecydowała się otworzyć okno. Wyjrzała w prawo, w lewo po czym śmiało wyskoczyła przez nie prezentując przy tym zwinność i dobrą kondycję. Grażynka zbliżyła się do okna a widząc, że jej towarzyszka zachęca ją do wyjścia przez nie gestem, zaczęła się na nie gramolić. Wyłączyła na ten czas latarkę. Nie chciała niepotrzebnie przykuwać niczyjej uwagi a światła jakie dostarczał nadmiar ognisk gdzieś za rogiem budynku i samo światło księżyca wystarczały by widzieć cokolwiek.

Dziewczyny przemknęły cichaczem do lasu. Klara ułożyła rękę Lulu na swoim barku. Najwyraźniej lepiej widziała w ciemności i nie chciała by ta póki co zapalała latarkę. Szły tak jakiś czas. Grażynka mimo, że szła krok w krok za Klarą kilka razy potknęła się lekko, zawsze jednak lądując na plecach bądź po prostu przytrzymując się o Klarę by nie stracić całkiem równowagi.
W końcu odgłosy walki cichły gdzieś w oddali. A one dalej szły.


Wydawało się, że koszmar pozostawiły za sobą, Lulu analizowała, czas, odległość, tempo ruchu. Klara mówiła kilometr, mogły być w połowie drogi. Albo i nie.
W ciemności niewiele widziała.
Opierając się na Klarze w pewnym momencie wyczuła ruch, gniewne ni to miauknięcie ni to wrzask kota jakiemu nastąpiło się na nogę.
Klarę jakby zdmuchnęło. Grażynka zachybotała się tracąc oparcie. Słyszała tylko szamotaninę tuż obok okraszaną pseudokocimi prychnięciami i cichymi przekleństwami kruczowłosej. Bez tonów bólu, raczej zaskoczenia i może niewielkiej nutki strachu. W tle palba strzałów wciąż nie dawała o sobie zapomnieć.
Lulu zawahała się…
Odruch kazał jej zapalić latarkę. Jej umysł próbował zaprzeczyć odruchowi.
W końcu zdecydowała. Zapaliła latarkę kierując ją ku ziemi… a później szybko w stronę hałasów, również po ziemi jak długo się dało. Nie chciała nikogo oślepić, ale musiała wiedzieć w co celuje bronią, którą zdecydowanie trzymała w pogotowiu, równie zdecydowana co do użycia jej jak latarki.
Zobaczyła jak jakiś kotowate zwierze wielkości sporej pantery (w tym świetle ciężko było by jej ocenić gatunek, ale na rysia to grubo za spore) siedzi na Klarze szarpiąc jej obojczyk wgryziony w niego z furią, łapami drapał, czarnowłosa wiła się pod nim próbując wyrwać rękę z pistoletem spod sporej łapy przyciskającej ją do ziemi.
Grażynka nie analizowała… strzelała. Za cel oczywiście przyjmując górę zwierzaka by zminimalizować możliwość trafienia w Klarę.
Strzał trafił “panterę?” w bok wywołując koci wrzask wściekłości, łapa jaką zwierzak przytrzymywał Klarę cofnęła się, na co tylko czekała Kruczowłosa. Do palby wystrzałów glocka Grażynki dołączył WIST Klary, obie kilkakrotnie trafiły zwierzaka jaki ni to skoczył, ni to odwlókł się na bok.
Lulu była taką osobą, która jak już zaczynała coś robić to kończyła. Jak postanowiła, to postanowiła… jeśli więc groźny dziki zwierz jeszcze żył… umysł dziewczyny podsuwał jej jedyne idealne rozwiązanie. Dobić. Sypnęła kilka pestek za uciekającym zwierzakiem, Klara z gniewnym pomrukiem zebrała się na nogi też wodząc pistoletem wokół siebie.
- Musimy biec - rzuciła. - Zaraz wroć..., zaraz wrócą - poprawiła się.
- Biegnij pierwsza, jakbyś się przewróciła, będę obok.
Lulu nie było trzeba powtarzać. Tym razem nie zgasiła latarki. Skoro Klara zebrała się na nogi, mogła biec… chociaż cisnęło się jej na usta pytanie do kochanki, czy wszystko z nią okej, nie zadała go. Biegła. Klara biegła tuż za nią. Trwało to kilka chwil nim usłyszały, że coś ich ściga. Grażynka nie chciała odwracać się do tyłu. Nie dlatego, że nie chciała wiedzieć. Bieg po lesie z naturalnymi przeszkodami w świetle latarki był wystarczająco trudny. Usłyszała, że Klara strzela. Raz drugi. Biegły dalej. Nie odwracała się.
Jakaś gałąź pod jej nogami…
Upadła.
Klara podniosłą ją, szybko i zdecydowanie. Kolejne strzały. Grażyna zerwała się ponownie do biegu, czarnowłosa tuż za nią. To co je goniło było coraz bliżej i bliżej. Klara znów strzelała.
Trafiła. Lulu słyszała jak coś opada na ziemię. Nie odwróciła się. Biegła dalej.
Hałas pościgu ginął w oddali.
Znów upadła.
Klara podniosła ją, delikatniej i mniej nerwowo. Biegły dalej…
Jak długo to trwało?
W końcu zobaczyła go. Motor Klary. Stał i czekał na nie, cały i zdrów. Ich ratunek i wybawienie. Lulu nie pytała. Wsiadła pierwsza przesuwając się do tyłu tak by Klara mogła usiąść za kierownicą, co też czarnowłosa uczyniła. Ruszyły.
Wiatr i poczucie wolności… poczucie oddalania się od tego miejsca… przyniosło ulgę.
Lulu chowała twarz za ramieniem Klary mrużąc oczy. Dopiero kilkanaście metrów później, gdy opuściły tereny lasu i kierowały się jak dziewczyna zauważyła na Józefów, Klara zatrzymała motor na poboczu. Grażynka sięgnęła po kask dla siebie i dla niej.
- Klara. Zawieź mnie do domu. - Poprosiła, grzecznie acz stanowczo.
- Do domu?
- Tak. Na Jagiellońską.
- Myślałam, że pojedziemy do mnie…
- Klara odwróciła się do Lulu marszcząc lekko brwi.
Grażynka była blada, poobijana, zmęczona… jakby jakimś kosmicznym wysiłkiem woli jeszcze trzymała pion.
- Nie dziś.
Klara patrzyła na Lulu jakby coś analizowała.
- Dobrze - powiedziała, choć z nutką złości. - Pod warunkiem, że obiecasz mi coś, czego nie zrobiłaś przez telefon. Gdy byłaś tam na dole.
- Klara… - Grażynka jęknęła. - W tej chwili obiecam Ci co tylko zechcesz w zamian za znalezienie się w łóżku. Serio. - Wyglądało na to, że jest na tyle zmęczona iż nie w głowie jej głupie gierki i jakieś obietnice. Miała też gdzieś nutkę złości którą słyszała u Klary. Chciała… odpocząć… poukładać myśli… i jeszcze raz, odpocząć.
Kruczowłosa patrzyła przez chwile na pobocze jakby chciała znaleźć tam kamień filozoficzny.
- Dobrze - powiedziała po dłuższej chwili jakby walczyła sama ze sobą. - A o dane… spytam dopiero jutro. Chcę tylko jednej odpowiedzi. Czemu na Jagiellońską, a nie do mnie.
Dlaczego Lulu chciała jechać na Jagiellońską? Wiedziała dobrze, że jej analityczny umysł, nawet jeśli był zmęczony miał przed sobą sporo analizy… sporo treści do przetworzenia. Miała ochotę jeszcze raz rzygnąć. Miała ochotę krzyczeć bo… nie rozumiała. Przed oczami stanęła jej Matylda… musiała poukładać myśli, musiała złożyć samą siebie w jedną kompletną całość zanim się rozleci… i nie, Klara była ostatnią osobą na świecie którą chciałaby mieć za świadka. Daniel… wyobraziła sobie przez chwilę samą siebie w płaczącą bez krępacji w jego ramionach i aż przełknęła głośniej ślinę. No i… była taka zmęczona… a przy Klarze? Nie, przy Klarze nie chciała okazywać słabości.
Po chwili ciszy zdecydowała się na odpowiedź.
- Bo mam ochotę jeszcze raz rzygnąć, a Ty nie będziesz na to patrzyła… - powiedziała twardo, chociaż urwała dalszą część wypowiedzi, okazując jednak niezdecydowanie na wypowiedzenie reszty.
Klara popatrzyła na Lulu i bez słowa odwróciła się ku kierownicy motocykla. Ruszyła ostro….


Przed Kamienicą mieszkania "Lulu", Praga Północ, ul Jagiellońska, przed północą
… zatrzymując się dopiero pod kamienica na Jagiellońskiej.
- Korci mnie króliczku by nie dać ci zejść. Straaaaasznie korci. - rzuciła do Grażynki siedzącej z tyłu i zbierającej się do zejścia. Nie ruszyła jednak, a spod kasku nie widać było nawet jej twarzy.
- Dałabym Ci buziaka na uspokojenie, ale mam nieświeży oddech. - Grażynka wysiliła się na lekki uśmiech. Przymocowała swój kask do tyłu motoru. Po tym stanęła na przeciwko siedzącej na motorze Klary i sięgnęła do kieszeni. Wyciągnęła z niej pendrive kierując dłoń z nim w stronę Klary najwyraźniej chcąc go jej dać.
- Może teraz będziesz mniej… się o mnie martwiła. - Klara miała wystarczająco dużo empatii a Grażynka była wystarczająco zmęczona by Klara mogła zauważyć dwie istotne rzeczy w jej zachowaniu. Po pierwsze dziewczyna zrobiła ten gest i wypowiedziała te słowa z pewnym smutkiem, lecz czającym się głównie w spojrzeniu. Nie chciała go pokazać maskując pozostawioną na wierzchu obojętnością. Po drugie, było w tym coś takiego… jakby Klara właśnie pisała sprawdzian, ale oceną która mogła za niego dostać była tylko jedynka albo szóstka. Czekała.
- Dawno przestałam się o ciebie martwić. Choć tylko w skali dni. - Coś jakby chciała powiedzieć ale tylko zdjęła kask. Przez chwile patrzyła na różowowłosą, po czym wychyliła się i zimnymi ustami pocałowała ją mocno. Ale nie dała oddać pocałunku czy wchodzić w namiętną wymianę pieszczot języka. Ruszyła odrywając lekko przednie koło od jezdni, po czym chwile później pruła już ku Józefowie.

Grażynka patrzyła przez chwilę za znikającą postacią. Zachwiała się lekko na nogach. To sprawiło, że poczuła się jakby miała ciężkie kamienie zawieszone na barkach… była taka zmęczona. Zawlokła się do góry, do mieszkania. Po drodze chowając pendrive na powrót do kieszeni jeansów.
W domu panowała cisza. Ojciec nie spał, ale położył się słysząc jak Grażynka wchodzi do mieszkania.
Zamknęła po cichu drzwi do mieszkania. Udała się do swojego pokoju, wcześniej odwieszając kurtkę na wieszak. Usiadła ciężko na łóżku nie zapalając nawet światła w pokoju. Wyciągnęła z kieszeni swój telefon i wlepiła niebieskie oczy w jego ekran. Siedziała tak jakiś czas nieruchomo podejmując wewnętrzną walkę sama z sobą…

Cytat:
Do [SMS] Daniel: Hejka. Podjedziesz do mnie, jeśli jeszcze nie śpisz?
Nie czekając na odpowiedź, Grażynka zsunęła z włosów gumkę. Upewniając się czy karta micro nadal bezpiecznie w niej tkwi, odłożyła ją do szuflady z innymi zabawnymi gumkami do włosów. Pendrive z kieszeni włożyła do plecaka, który umieściła pod biurkiem.
Zabrała ze sobą telefon, idąc do łazienki. Nim da upust zmęczeniu musiała się odświeżyć. Przez myśl bardzo, bardzo krótko przeszła jej wizja pająka tkwiącego w kapturze bluzy, lub jakiejś małej dowolnej innej kieszonce odzieży. Zmyć z siebie pył i brud… o tak.

Cytat:
Od [SMS] Daniel: Zaraz będę.
Po zakończonym prysznicu od razu wstawiła rzeczy do pralki. Zaczęła ubierać się w dres po domu, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Przyśpieszyła ruchy chcąc otworzyć je jak najszybciej. Usłyszała kroki z pokoju ojca i dźwięk otwieranego zamka.
- Cholera… - przeklęła pod nosem. Wyszła tak szybko jak mogła, by zobaczyć ojca z lekko zdziwionym wyrazem twarzy zamykającego drzwi za Danielem, który odwieszał właśnie kurtkę na wieszak z równie lekkim zdziwieniem przyglądając się wiszącej tam kurtce Lulu.

Gdy obydwoje na nią spojrzeli zakręciło jej się w głowie…
Daniel…
Ojciec…
Oby dwoje tu przed nią. Tacy realni… na wyciągnięcie dłoni…
Przez umysł Grażynki przemknęło kilka scen… pająk, Matylda, Indi tańcząca z duchami, Alex, uśmiechający się piesek na ekranie komputera, strzelanina, palące się samochody, Klara pojawiająca się znikąd, po prostu urywała głowę jakiegoś kolesia, ona sama oddająca strzały do czegoś…
Jej twarz na początku zbledła, później zzieleniała. Poleciała na powrót do łazienki, zaś ojciec i przyjaciel usłyszeli niemiłe dla ucha a jakże przypisywane do jednej tylko czynności… dźwięki wymiotowania.

Antoni spojrzał zdziwiony na Daniela, zaś Daniel odwzajemnił identyczne spojrzenie Antoniemu. Daniel zareagował pierwszy. Podbiegł do łazienki bezceremonialnie wchodząc do niej. Jedną ręką przytrzymał kucającą przed toaletą Lulu, a drugą przytrzymał jej świeżo umyte włosy.
- Grażynka…
- Już mi lepiej… - szepnęła po chwili.

Dopiero gdy upewnił się, że mówi prawdę, odprowadził ją do łóżka. Oczy same jej się zamykały, zaś ręce nie chciały wypuścić go z objęć.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline