Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2016, 16:30   #58
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Ellen pochyliła się by dokładnie przyjrzeć się kulom armatnim “Czyżby jakaś modyfikacja alchemiczna“ pomyślała widząc dziwne zabarwienie kul.
Po bliższej analizie materiału, kapłanka szybko doszła do wniosku że kule zostały wykonane z adamantytu - bardzo twardego i wytrzymałego materiału, który mógł skuteczniej niż żelazo rozrywać kadłuby wrogich statków.
- Adamandytowe kule, przydadzą się. - potem popatrzyła z irytacją na zamkniętą skrzynię.
- Ma tam, który łom. Trzeba ją otoworzyć. rzuciła do obecnych piratów.
- Lecz ostrożnie tam może być proch, skoro w tej obok były kule.
Kolwen parsknął tylko śmiechem.
- A po co łom? Zaraz się to załatwi i to bez jego użycia – podszedł do skrzynki, kucnął przy niej i wyciągnął narzędzia złodziejskie. Zanim jednak zabrał się do otwierania zamka, uważnie przyjrzał się całej skrzyni, czy oby nie było w niej zamontowanych żadnych pułapek lub czegoś gorszego.
- O, Kolwen widzę, że coś znalazłeś. Kapłanko. - Skinął głową kobiecie. - Kapitan wysłał mnie tu w jego imieniu. - Poinformował oboje Tagren.
Kolwen odwrócił głowę w kierunku Tagrena i uśmiechnął się zawadiacko.
- Ma się te umiejętności znajdowania różnych, ciekawych rzeczy. A teraz cicho, muszę się skupić – powiedział i wrócił do swojej roboty.
Skrzynię ocenił na dość solidnie wykonaną - drewnianą ze stalowymi wzmocnieniami. Wykonał w miarę szczegółowe oględziny: nad, obok i za skrzynią. Nie znalazł niczego podejrzanego, co mogłoby sugerować pułapkę, albo inną nieprzyjemną niespodziankę.
- Hmmm – Kolwen zamyślił się przez chwilę. – Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. Nie chcąc marnować więcej czasu, wziął do ręki narzędzia złodziejskie i zaczął powoli otwierać skrzynię. Gdyby coś miało wyskoczyć ze środka, trzeba szybko ukryć się za kapłanką, wtedy może nie oberwie w pierwszej kolejności. Miał jednak nadzieję, że w środku znajdzie tylko same wartościowe i cenne rzeczy.
Otwarcie stalowego zamka przyszło Jastrowi wyjątkowo łatwo i szybko. Zauważył dodatkowo wszystkie łączenia, które scalają zamek ze skrzynią i gdyby chciał, to pewnie przy odrobinie większym wysiłku mógłby go rozmontować i zabrać dla siebie.
Skrzynia otworzyła się ze zgrzytem, a oczom towarzyszy ukazały się metalowe sztaby o kolorze grafitu. Żelazo. Wierzchnia warstwa była wypełniona nimi w układzie trzy na pięć sztabek, co dawało ich naraz piętnaście widocznych gołym okiem. Wyglądało na to, że poniżej skrzynia też była nimi wypełniona.
Tagren jak zawsze podejrzliwy względem wszystkiego wziął jedną ze sztabek i zważył ją w dłoni. Była takiego ciężaru, jakiego żelazo powinno być. Pachniała też w odpowiedni sposób.

Kolwen wstał od skrzyni, otrzepał ręce i prychnął na kapłankę.
- Pff łom… - wywrócił tylko oczami. Trzeba było postanowić, co robić dalej z tymi skrzyniami, nie było sensu dłużej tak stać i się na nie patrzeć.
- Trzeba to zabrać na górę i pokazać kapitanowi, niech on decyduje, co z tym dalej robić - powiedział Kolwen z lekkim smutkiem w głosie. Liczył, że skrzynie będą zawierały coś cennego, a przede wszystkim złotego.
- Chcesz to nieść tylko po to by pokazać kapitanowi? - Tagrenowi wż się nogi ugięły kiedy pomyślał ile waży cała skrzynia żelaznych sztab.
Kolwen spojrzał na Tagrena, a później na skrzynie.
- W sumie racja, sami tego nie udźwigniemy. W każdym razie i tak trzeba poinformować kapitana o znalezisku.
Po tej propozycji zapadła niezręczna cisza, widać nikt zbytnio nie kwapił się do tego, żeby poinformować kapitana.
- Dobra, dobra, już ja to zrobię – powiedział niechętnie Kolwen, westchnął głośno i poszedł poszukać kapitana, aby przekazać mu dobre wieści.
Wszedł z powrotem na pokład i, skierowany przez półelfiego pirata, wszedł do kajuty kapitańskiej. Były dowódca okrętu leżał tam z głową opartą o łóżko i flakami wylewającymi się z brzucha. Pół-ork aktualnie przeglądał papiery zalegające na biurku.
- Hę? - Zapytał niemrawo Kolwena, wyrwany z zamyślenia.
Kolwen skrzywił się, gdy zobaczył truchło kapitana i wylewające się z niego wnętrzności. Dobrze, że już w miarę doszedł do siebie, bo inaczej mogłoby się to skończyć puszczeniem ogromnego pawia.
- Kapitanie, melduję znalezienie dwóch skrzyń, jednej z adamandytowymi kulami armatnimi oraz drugiej, w której znajduje się pełno sztabek żelastwa. Jam to, nie chwaląc się, sam odnalazł i pozbył się zabezpieczeń. Teraz tylko czekam na rozkaz, co z tym wszystkim zrobić. – skończył swoją przemowę Kolwen i dumnie wypiął pierś do przodu.
- Skrzynia kul i skrzynia żelaza? To znaczy ile dokładnie? - Kapitan zmarszczył czoło. - Nic więcej nie ma na tym zawszonym statku? Przy tym martwym rybo-ludziu niczego ciekawego nie ma?
- Nie wiem ile dokładnie, sporo w każdym razie, mogłyby się nam przydać – powiedział szybko Kolwen. Nie chciało mu się liczyć, ile tego tam było dokładnie i teraz ma.
Nie chciał podchodzić do trupa, ale skoro kapitan kazał, to nie miał innego wyjścia. Powoli podchodził do ciała, cały czas mając krzywą minę. Miał nadzieję, że szybko znajdzie coś ciekawego.
Podeszłszy do ciała byłego kapitana, Kolwenowi natychmiast rzuciły się w oczy dwie fiolki z mętnym, błękitnym płynem, przywiązane do kapitańskiego pasa. Wziął je natychmiast i kontynuował przeszukiwanie. Mógł wziąć przedniej jakości szablę, którą trup wciąż ściskał mocno w garści. Oprócz tego łotrzyk znalazł przypięty do eleganckiego, skórzanego futerału dziennik pokładowy.
Na widok szabli Kolwen uśmiechnął się szeroko. wyglądała naprawdę porządnie, więc łotrzyk od razu zdecydował, że ją sobie zatrzyma. Od razu włożył ją sobie za pas. Odpiął dziennik pokładowy i razem z fiolkami, zaniósł kapitanowi.
- To wszystko, co udało mi się przy nim znaleźć – powiedział i położył dziennik z fiolkami na biurku.
Pół-ork odłożył fiolki na bok i zaczął wertować dziennik.
-Mmm… nazywa się Alistar Tarson… handluje z Koroną od siedmiu miesięcy… - Kapitan mruczał pod nosem, czytając po części na głos. Przekartkował dziennik i zatrzymał się mniej więcej w połowie. - Mmm… skrzynkę… że otwarta… skrzynka od maga? Weź spójrz na to, wygląda na to, że zdążył zrobić jakieś notatki z aktualnego rejsu.
Kapitan podetknął Kolwenowi pod nos ostatnie dwie strony dziennika, na których widniało:

Cytat:
(...) Dziennik pokładowy, dzień 1. wyprawy z Waterdeep numeru katalogowego 1506.
Tym razem zdecydowałem się wziąć dodatkowy ładunek. Oprócz standardowego sprzętu wojskowego dla Korony (notka dla siebie: kule armatnie z adamantytu sprzedają się jak ciepłe bułeczki), wzięliśmy też skrzynkę od maga. Mamy ją przekazać w porcie w Velen człowiekowi o imieniu Koryat i o niej zapomnieć. Tak pewnie będzie najlepiej, bo i tak mam ciarki na myśl co się może w niej znajdować. Cholera wie tych magów.

Dziennik pokładowy, dzień 3. wyprawy z Waterdeep numeru katalogowego 1506.
Skrzynka maga okazała się otwarta! Całkowicie! Co za idiota ją ładował, że zapomniał przybić ją gwoźdźmi? Przecież teraz ten Koryat mi łeb urwie jak się dowie. Ale w zasadzie nie musi się dowiedzieć, prawda? Skrzynka i tak wygląda na wypełnioną po brzegi różnymi obrzydlistwami, wygląda na to że nic nie zginęło. A teraz już jest zamknięta odpowiednio.
Kolwen zamyślił się przez chwilę.
- Hmmm nie wiem kapitanie, czy otworzyliśmy akurat tę skrzynię od maga. W środku nie było żadnych obrzydlistw, tak jak jest tutaj napisane, a same sztabki żelaza… – zaczął się tłumaczyć.

- Najlepiej weź tę książeczkę do pozostałych. - Kapitan podał mu dziennik. - Może będą mieli jakieś inne pomysły. Przewożenie towarów dla magów drogą morską zawsze źle wróży. Wystarczy, że wysadzają w powietrze własne laboratoria. Facet musiał dostać naprawdę niezłą kasę za taki ładunek i sądzę, że gdzieś tu w okolicy sprytnie ją ukrył. Kolwen, chcę znaleźć tę jego “zapłatkę”, jasne?
- Ta jest – odpowiedział Kolwen i zasalutował niedbale. Wziął od kapitana dziennik i ruszył z powrotem pod pokład.

W czasie gdy Kolwen udał się do kapitan Ellen przyjrzał sie dokaładniej skrzyni z sztabkami czegoś co według jej towarzysz wyglądało jak żelzo ale nie musiało nim być.
Wielebna również zważyła sztabkę w ręce, spróbowała ją zadrapać nożem, a nawet powąchała - metaliczny posmak, a także wszystkie inne cechy faktycznie potwierdzały, że to było żelazo.

Jego towarzysze dalej stali nad skrzyniami i zastanawiali się, co z nimi począć.
- Sprawa wygląda następująco, musimy znaleźć zapłatę, którą kapitan tego statku dostał za przewiezienie skrzynki dla pewnego maga. Zerknij na to okiem – dał Tagrenowi do przeczytania dwie ostatnie strony dziennika. – To cholerstwo jest tu pewnie gdzieś ukryte, a my musimy to znaleźć.
-Mhmm. - Stwierdził Tagren tajemniczo i poszedł przyjrzeć się sahuaginowi.
Drugi rzut oka wojownika na rybo-ludzia pozwolił mu ustalić, że to był samiec i to dość dzikiego plemienia - zwykle Sahuaginy (jakkolwiek prymitywne same w sobie) miały chociażby jakieś znaki szczególne, czy zalążki ubrania przesłaniające pas i biodra. Ten konkretny osobnik nie dość, że był całkowicie nagi, to przyglądnięcie się jego pazurom ujawniało, że przy pomocy szponów wykonywał wiele czynności, w tym walczył. Z wiedzy Tagrena wynikało, że zwykli przedstawiciele tego gatunku raczej używali broni.
Ponadto wojownik znalazł białą perłę - leżała nieopodal martwego Sahuagina i niemalże oślepiła go, odbijając światło lampy prosto w jego oczy. Bez zastanowienia złapał perłę i chował ja do mieszka.

Ellen uśmiechneła się pokazując znajdują się w sakwie szkatułkę, księgę i zwój.
- Szkatułkę zabezpieczyłam w pierwszej kolejności. Z magią nie wolno postępować pochopnie. Zajmiemy się nią dokładniej i na spokojnie, gdy dojdziemy co faktycznie tu się stało.
Potem, popatrzyła na wojownika- mnicha.
- Trzeba poszukać, ciała kogoś kto by wyglądał na pokładowego maga. Narazie nie udało mi się nikogo takiego znaleść. Jak chciał kapitan zabezpieczyć skrzynię nie mając maga. Zresztą sama znaleziona przez mnie księga może wskazac na obecność kogoś takiego na pokładzie.
Potem uśmiechneła się.
- Gorzej będzie jeśli nie znajdziemy takiego ciała.

Pojemniczek był wykonany ze szlachetnego, pozłacanego metalu. W wyniku niedawnej eksplozji nieco tego złotka zeszło, a część była osmalona. W wieczko były wetknięte cztery fioletowe, błyszczące kamyczki.
- Oglądajcie. Jest pusta. Znalazłam ją przy Sahuaginie a on zginął od wybuchu magicznego. Jeśli nie znajdziemy ciała maga pokładowego, to będzie jakaś przesłanka skąd mógł się wziąść wybuch. Najpewniej sam skrzynka była zabezpieczona jakimś rodzajem runy
Tagren przyjrzał się szkatułce ze wszystkich stron, ale nie był jakoś szczeólnie zainteresowany więc podał ją Kolwenowi.
- Rzuć fachowym okiem czy była ty jakaś pułapka. - sam zaś wrócił do oglądania ciała, przewrócił je i sprawdził również czy coś nie zostało pod zwłokami.
Odwróciwszy ciało na brzuch, wojownik usłyszał jak coś niewielkiego upada na ziemię. Rozejrzał się czym prędzej i spostrzegł kolejną białą perłę, która właśnie odturlowywała się pod jedną ze strasznie ciężkich skrzyń. Rzucił się natychmiast by ją złapać nim zniknie po za jego zasięgiem. Doskoczył i pochwycił ją bez większego problemu, schował do mieszka, po czym wrócił do oględzin ciała. Badanie drugiej części ciała potwierdziło jedynie jego poprzednie przypuszczenia - był to osobnik niezwykle dziki. Pod truchłem również niczego nowego nie znalazł.
- No dobra… - westchnął i posłużył się wechem by złapać trop sahuagina. Po czym węsząc dalej starał się odnaleźćdrogę którą tamten przyszedł.
Ślady na deskach były trochę trudne do odnalezienia, jednak nie niemożliwe dla Tagrena, zwłaszcza przy pomocy lampy. Wojownik przedzierał się przez sterty zniszczonego drewna, aby uzyskać pełną i dokładną ścieżkę na ziemi. Cofnął się w ten sposób do schodów prowadzących na pokład, następnie na górę i ślad urywał się przy prawej burcie.
- I szlag trafił polowanie… - Tagren przy całej swojej brawurze i umiejętnościach nie był samobójcą i nawet on nie miałzamiaru samotnie zanurzać się w głębiny gdzie morskie diabły mogły ciągle czekać. Zamiast tego wrócił zobaczyć co ciekawego znaleźli Kolwen i Ellen.

Kolwen wziął od Tagrena szkatułkę i bardzo uważnie zaczął jej się przypatrywać pod kątem ewentualnej pułapki, którą swego czasu była. Może znajdzie coś interesującego, chociaż szczerze w to wątpił, śmierdziało to magią, a on gardził magią i nie chciał z nią mieć nic wspólnego. Mężczyzna próbował majstrować przy pojemniczku - szukał ukrytych przycisków, może jakiś kawałeczek sznurka albo cokolwiek innego, co w działającej szkatułce nie powinno się znajdować. Niestety brak było jakichkolwiek znalezisk tego pokroju, szkatułka była nieskalana przez mechaniczne majstrowanie.
- Nie wygląda mi to na standardową pułapkę – powiedział do Tagrena, gdy ten wrócił do nich. Łotrzyk powąchał szkatułkę i skrzywił się. – Śmierdzi mi to magią, więc moja wiedza na wiele tu się nie zda… Na pewno nie było w niej żadnego mechanizmu czy czegoś w tym rodzaju.
 
Morfik jest offline