Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2016, 16:59   #60
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Nagle Kolwen przypomniał sobie treść notatki, jaką sporządził bosman. Trzeci od wejścia, pod ścianą… Łotrzyk obrócił się w stronę wejścia i zaczął szukać czegoś… Nie wiedział czego nawet konkretnie… Czegoś trzeciego… Później zaczął dokładnie przyglądać się podłodze pod ścianą, może któraś z desek była obluzowana.
Obmacał wszystkie deski w rozsądnej odległości od wejścia pod pokład, które można było uznać za “trzecią”, jednak żadna nie prezentowała sobą niczego specjalnego - nie chciała puścić, nie była obluzowana, nie skrywała żadnej wskazówki przydatnej dla problemu Jastra.

Jeszcze raz dokładnie zlustrował całe pomieszczenie. Może gdzieś leżały jakieś deski, akurat znajdujące się pod ścianą.
Zadanie to utrudniały mu pozostałości zniszczonych skrzyń i beczek, które walały się wszędzie dookoła - jak odróżnić tę faktyczną deskę z notatnika od takiej, która pochodziła ze skrzyni i tylko przypadkiem nie była uszkodzona? Przeszukał podłogę tak dokładnie jak tylko był w stanie, przechodząc w między czasie obok belek nośnych, hamaków byłej załogi, a nawet sprawdzając przy otwartych już skrzyniach z żelazem i kulami adamantytowymi. Owocem jego poszukiwań było znalezienie czternastu desek od skrzyń, które były sprawne i mogłyby posłużyć do ewentualnych napraw na statku, jednak nie miały większego znaczenia dla jego zagadki.
Powoli zaczynało go to irytować, nienawidził takich sytucji. Koniecznie musiał rozwiązać tą zagadkę. Przypomniał sobie jeszcze raz treść z notatnika bosmana. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Resztki beczek, skrzyń i hamaki… No właśnie. Może chodziło o trzeci hamak od wejścia, przy ścianie i to, co się pod nim znajduje?
Hamak faktycznie znalazł - pod nim była deska taka jak wszędzie indziej. Obstukał ją dokładnie, jednak wydawała taki sam dźwięk jak pozostałe. Nie dawało mu jednak spokoju przeczucie, że na dobry trop trafił.

Kolwen położył się na podłodze i przyłożył ucho do deski. Niestety, nie było słychać nic więcej, oprócz szumu morza. Łotrzyk podrapał się po głowie. Czy bosmanowi mogło chodzić właśnie o to miejsce? Czy naprawdę przewozili coś tak cennego, że trzeba to było schować pod podłogą i zabić dechami? Mało prawdopodobne, ale jednak warto spróbować i tak nie miał nic innego do roboty.
Wstał z podłogi, podciągną spodnie i wyciągną ze swojej torby swój ulubiony łom. Czas na demolkę. Podszedł powoli do krawędzi deski i wbił mocno łom w szczelinę. Trzeba podważyć ją delikatnie, z gracją, bez pośpiechu. Zrobiwszy to, przeszedł się powoli, pogwizdując i wymachując łomem, na drugi koniec deski i zrobił to samo, co poprzednio.

Po chwili stanął na środku deski, wziął zamach łomem.
- Zaczynamy zabawę – uśmiechnął się szeroko i zaczął bez opamiętania walić łomem o deskę. Robił to, ile tylko miał sił. W końcu cholerstwo musi ustąpić. Po kilkunastu sekundach, okazało się, że samo walenie łomem nie wystarczy. Kolwen schował go z powrotem do torby.
Podbiegł szybko do skrzynki z kulami armatnimi i wziął jedną. To powinno załatwić sprawę. Ledwo udało mu się dojść z tą kulą z powrotem w to samo miejsce, które przed chwilą demolował łomem.
- Teraz albo nigdy – powiedział Kolwen i uderzył parę razy kulą o podłogę.
Nagle poczuł, że na jego karku formuje się duża kropla potu, która zaczyna powoli spływać w dół po kręgosłupie. Nie było to miłe doświadczenie, a gdy kropla dotarła w końcu do miejsca, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, Kolwen poczuł, że ma tego wszystkiego serdecznie dość.
Zaczął walić kulą bez opamiętania, musiał przebić się przed podłogę choćby nie wiem co…

Deska była naprawdę twardym przeciwnikiem dla Kolwena, zaś przez swój upór udowodniła, że również godnym. Oparła się łomowi i silnej, niezłomnej woli mężczyzny - co prawda udało mu się poluzować nieco gwoździe, ale czuł że pręcej mięśnie sobie zerwie, niż wyrwie deskę do końca. Doprawdy, ktokolwiek przygwoździł ten kawałek drewna do pokładu, wyzwał właśnie Jastra na pojedynek, niby rzucona rękawiczka w policzek.
Adamantytowa kula armatnia upadła z głuchym hukiem na deskę, a potem znów i znów… Pęknięcia w drewnie były coraz bardziej widoczne, aż w końcu kula przebiła się do środka. I coś stłukła.

Kolejnym wysiłkiem było jej wyjęcie z nowo powstałej dziury. Stłuczonym okazało się szkło z butelki rumu (całkiem dobrego, ocenił Kolwen po zapachu). Mężczyzna starał się znieść to dzielnie i sprawdził pozostałą zawartość skrytki: bardzo dobrej jakości sztylet z wygrawerowanymi na ostrzu inicjałami “A.G.” oraz sakiewkę ze złotem i platyną.

Kilka chwil później dobiegło zarówno jego jak i Tagrena uszu nawoływanie Wielebnej z góry i po kolejnych kilku momentach z góry zbiegł pachołek.
- Panie Kolwen, bo pani Wielebna woła na górę! - Zameldował mężczyźnie.
Wojownik jak na komendę rozpłynał się w cieniach. Wolał znaleźć sobie inne zajęcie niż bycie poganianym przez kapłankę. Ruszył więc poszukać zejścia na nizszy jeszcze pokład. Z niezadowoleniem odkrył, że takowego nie ma. Aktualny pod-pokład, na którym się znajdywał, był skonstruowany tak, że wypełniał praktycznie cały kadłub okrętu. Miał dwa rzędy po cztery belki nośne i około trzech metrów wysokości. Stąd Tagren mógł iść wyłącznie na górę. No chyba, że byłby naprawdę bardzo zdesperowany, to mógłby iść również w którykolwiek z boków, albo w dół.
- Szlag!- Stwierdził wyładowując się na deskach prawej burty za pomocą silnego uderzenia pięścią. Deska odsprężynowała znacząco, wydając dźwięk tłuczonego szkła gdzieś głębiej. Zaskoczony wojownik podważył ją nieco mocniej sztyletem i zajrzał co też tam się stukło. Wojownik miał nieco większą wprawę w używaniu siły niż Kolwen, który nieopodal właśnie analizował wynik swojego niedawnego przedsięwzięcia, toteż deska już po kilku chwilach odegła się wystarczająco, by dało się tam zajrzeć. Tagren dostrzegł mokrą butelkę, całą w szkle. Pod nią zaś drugą butelkę i niewykuczone, że było ich tam jeszcze więcej. Poczuł mocny zapach rumu, co sugerowało mu co właściwie właśnie stłukł.
- Kontrabanda czy jaki chuj? - Powiedział może trochę zbyt głośno po czym sięgnął, uważając by się nie skaleczyć, po jedną z całych butelek. - Kolwen, chodź no tu, mam coś dobrego. - Odorkował buteleczkę z obiecującym płynem i niuchnął by potwierdzić przypuszczenia. Na tyle na ile wojownik mógł ufać swojemu nosowi, jego wstępny domysł faktycznie był trafny. To jednak go nie zadowoliło, musiał przecież zdać raport szczegółowy. A jak miał to zrobić bez pełnej organoleptycznej próby? Pociągnął solidny łyk trunku i od razu poweselał, nawet nie od alkocholu ale od myśli, ze niedługo alkohol zacznie działać.
Płonący płyn rozlał się po jego gardle i wlał się do żołądka, zaś Tagren uznał że cholerstwo jest wyjątkowo mocne - nie to co ten cieńkusz, jaki serwowano u nich na “Skarbie”. Nie mógł sobie odmówić jeszcze jednego łyka.
- Jak by to kurde przemycić na statek żeby się nie dzielić? - Zapytał Kolwena z pełną powagą.
Kolwen skrzywił się tylko, gdy okazało się, że kapłanka coś od niego chce. Przyczepił sakiewkę do pasa, sztylet schował do torby. Możliwe, że był wart trochę grosza, więc gdy dopłyną w końcu do Waterdeep, z pewnością będzie próbował go sprzedać.
- Nie mam pojęcia, jak to zrobić – odpowiedział Tagrenowi. – Najpierw załatwię sprawę z kapłanką, jak tego nie zrobię to jeszcze każe mi pływać na golasa w wodzie…
Kolwen naprawdę wolał pomóc kapłance, niż później znowu się z nią użerać. Łotrzyk wziął od Tagrena butelkę i pociągnął kilka łyków.
- Przecież nie pójdę tam na trzeźwo. Zachowaj dla mnie z jedną butelkę na później – Kolwen wytarł pot z czoła, wziął głęboki wdech i poszedł pomóc kapłance.
 

Ostatnio edytowane przez Morfik : 18-02-2016 o 17:11.
Morfik jest offline