Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2016, 17:49   #21
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Poranek zastał maga z bardzo interesującym wydarzeniem. Kiedy pierwsze wrażenie jego niezwykłości człowiek już z siebie zrzucił, ubrał się i przygotował cały swój sprzęt zebrany w dniu poprzednim. Stanął przy oknie, w tym samym miejscu. Zaczął skrobać paznokciem granitowy parapet, trwając w zamyśleniu. Po kilkunastu minutach rozważań, zgarnął Paskuda i razem ruszyli na śniadanie.
- Kiełbaska, bekon, chlebek, serek… - Przechadzał się pomiędzy stołami, lustrując jadłospis tego dnia. Wziął sobie talerzyk i zaczął nakładać różne rzeczy, mając oko na swojego chowańca.
- Paskud, zostaw to. Przecież wiesz, że będziesz miał gazy. - Zrugał go mag.
- Ale mistrzu, nic na to nie poradzę. To silniejsze ode mnie! - Wymamrotał mefit, odkładając na bok kurze jaja gotowane na twardo.
Mag usiadł wygodnie, przyzywając Józefa, żeby trzymał mu talerz. Wolał swoje jedzenie w chłodniejszej temperaturze. Przeżuwając kawałek mięsa, spojrzał na tron. Nie zdziwiłby się, gdyby wraz z nowym dniem zastał tam nową rzecz - na przykład zabawkowego pajacyka, który wyskakuje z pudełka po nakręceniu. Jednak na miejscu nadal leżały dwa mieszki, których elfka część drużyny jeszcze nie wzięła. Mag wzruszył tylko ramionami na to - jeśli przez całą noc nie zniknęły, to raczej nikt ich nie zwędzi. Tylko gdzie te elfiątka się podziewały? Długo czekać nie musiał. Jego zguby akurat wyszły z jednego wejść.
- To jest człowiek. Jego imię to Revalion. - powiedział Ylvaan wchodząc do sali. - A to jest Paskud, jego chowaniec. Chowaniec to rodzaj… Towarzysza. Inny niż ty i ja. - kontynuował wyjaśnienia elf. - Hmm… Zjedzmy coś teraz. - powiedział i zasiadł do stołu.
Mag lustrował elfa i jego knurzego towarzysza uważnym spojrzeniem. Chciał już wygłosić jakąś uszczypliwą uwagę, kiedy Paskud pochwycił w swe szponki dwa jaja gotowane na twardo, podleciał i podał je Avaliye.
- Ładny zwierzaczek. - Rev zdecydował się na bezpieczne podejście. Knurzysko było ogromne jak on sam i nie wiedział na ile elf jest w stanie nad nim panować. - Gdzie go znalazłeś?
- W pobliskim lesie. Obiecałem mu że pokażę mu nowe miejsca. - odpowiedział elf, nakładając sobie przy tym solidną porcję jajecznicy. - Częstuj się wszystkim co jest na stole. - zwrócił się do swojego towarzysza.
- A z jakiej okazji mu coś takiego obiecałeś? - Mag przyglądał się świniakowi, starając się wybadać wszystkie niezwykłości w jego wyglądzie.
- Bo obiecuję to każdemu kogo przebudzę. I zawsze wywiązuję się z tej obietnicy. - odparł elf.
- Czyli… jedzie z nami? - Upewnił się jeszcze mag. - Jakimi zdolnościami go obdarzyłeś z okazji tego przebudzenia?
- Tak jedzie z nami. Jeśli będzie chciał. Co do drugiego pytania to niech sam udzieli ci odpowiedzi.
Dzik zaś krążył po sali obwąchując wszystko co tylko mógł. Jedzenie nie specjalnie przypadło mu do gustu za to przekąski w postaci pieczonych kasztanów zjadł wszystkie i teraz ze smętną miną obserwował to półmisek na którym je znalazł to elfy i człowieka.
- Chyba nie ma ochoty ze mną rozmawiać. - Ocenił obojętnie mag i pstryknął palcami. - Byłbym zapomniał, moje kochane elfiątka. Tam na tronie macie prezencik od naszego dobrodzieja. Był do nich załączony jeszcze list potwierdzający, dzięki któremu sztabki będziemy mogli zamienić na pieniądze w Sembii. Avaliye, byłabyś tak dobra i powiedziała czy rozpoznajesz tę pieczęć?
Rev wyjął ze swojej tuby zapieczętowany list i podał go elfce.
Avaliye przyjęła od Paskuda jajka, co wywołało radość na mefitowym puszczku, a kiedy Rev podał jej zapieczętowany list rzuciła tylko krótkie spojrzenie na pieczęć i odparła:
- Pieczęć jakiej wiele było w bibliotece, zapewne pieczęć Władcy. - zerknęła w stronę tronu, a dokładniej w stronę sakiewek nań położonych z niekłamanym zainteresowaniem.

- Byłabyś tak miła i wzięła nasze fundusze? - spytał Ylvaan żując przy tym chleb. - Mam pełne ręce.
Elfka, która aktualnie również przeżuwała jedzenie, natychmiastowo wręcz połknęła je i odpowiedziała Ylvaanowi:
- Mogę być tak miła. - nieśpiesznie wstała i podeszła do tronu, po czym wzięła z niego dwie sakiewki, jednak gdy powróciła do stołu nie oddała zainteresowanemu tej, która była przygotowana dla jej towarzysza.
Ylvaan wbił w kobietę wzrok i przekrzywił lekko głowę, zaś Revalion przyglądał się wszystkiemu z nieukrywanym rozbawieniem. Elf obrócił się do dzika i powiedział.
- *Som jeg sa. Kilden til problemer. - po czym znowu spojrzał na Avaliye. - Baw się dobrze.
Avaliye natomiast wróciła do jedzenia i trwało pewną chwilę zanim sprostowała elfowi sytuację.
- Chyba zgodzisz się, że przy mnie będą bezpieczne i nie będziesz musiał się niepotrzebnie obciążać dodatkowo? - na co mężczyzna wzruszył tylko ramionami i wrócił do jedzenia. Poradzi sobie z gotówką czy bez. A jak będzie mu bardzo potrzebna to po prostu ją sobie weźmie.

Paskud w tym czasie wpadł na inny genialny pomysł. Mag wiedział, że coś takiego chodzi po głowie chowańca od momentu, kiedy elfiątka weszły do sali, więc odwrócił się zanim się zaczęło. Chowaniec krążył nad ogromniastym knurem, po czym wylądował mu na grzbiecie, z jednoczesną gotowością do ponownego wystartowania. Dzik z niezadowoleniem machał ogonem jakby chciał odgonić upierdliwca. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że przeciwko tej latającej paskudzie jest równie bezradny co przeciw kleszczom, komarom i innym pasożytom, zrobił więc jedyną rozsądną w takiej sytuacji rzecz. Zignorował obecność mefita.

- Czy byłabyś tak miła i podała mi kosz z pieczywem. Razem z zawartością? - spytał Ylvaan wskazując przy tym obiekt jego zainteresowania.
- Oczywiście. - odparła Avaliye i podała kosz z pieczywem Ylvaanowi uśmiechając się przy tym słodko… a przynajmniej próbując uśmiechać się słodko, bo tym razem ten uśmiech zdawał się być wymuszony.
- Jeszcze kiełbaski. Tuż poza moim zasięgiem. - mruknął elf przywołując na twarz wyraz najgłębszego smutku.
Avaliye uniosła brew, ale sięgnęła po kiełbaski, jednak zanim podała je Ylvaanowi powiedziała:
- Magiczne słowo?
- Chodzi o “Nie wypruję z ciebie flaków”, czy “Proszę”? To drugie. Proszę
- Od razu lepiej, prawda? - przysunęła kiełbaski do Ylvaana dodając beztrosko - A o wypruwaniu ze mnie flaków możesz sobie tylko pomarzyć.
- Tylko to mi zostało. Skoro obiecałem że tego nie zrobię. - odparł beztrosko elf.
- Nawet jeżeli byś nie obiecał to nadal byłoby to tylko w sferze twoich marzeń. Jak i moich jest, abyś nauczył się do czego służą sztućce.
- Palcami jest wygodniej. Plus jestem za stary by uczyć się nowych sztuczek.
- To zabrzmiało jak wyzwanie. - mruknęła z pewnym rozbawieniem.
- Wyzwanie? Dotyczące czego? Coś mnie w moich słowach ominęło? - odpowiedział z uśmiechem.
- Starego psa nie nauczysz nowych sztuczek, tak mawiają… ale ja sądzę, że w twoim wypadku może być to wyjątek, no i zastanawia mnie jakich to sztuczek już jesteś nauczony.
- Potrafię się sam załatwić. Nawet przy tym nie brudzę. Za bardzo. W razie potrzeby sam się nakarmię i kilka innych osób też. Prawda że przydatne umiejętności?

- Niezmiernie, Ylvaanie, ale ja jednak chyba spróbuję cię nauczyć jeść też sztućcami, abym to nie ja najadła się wstydu za ciebie.
Elf już od jakiegoś czasu przyglądał się jak Avaliye posługuje się widelcem. Teraz skopiował jej chwyt i dźgnął kiełbaskę. Ta pod wpływem uderzenia rozwarstwiła się i tylko mały jej fragment nadział się solidnie na widelec.
- Tak?
- Nie używaj tego jako broni. Ty nie masz zabić kiełbaski, już to ktoś za ciebie zrobił ani nie masz jej rozsmarować jak masła. - Avaliye delikatnie wbiła widelec w kiełbaskę. Elf skopiował jej ruchy, a kiełbaska gładko nadziała się na widelec. Uniósł ją do ust i dwoma szybkimi dziabnięciami zjadł.
- Eh, palcami jest szybciej.
- A pomyśl, że nawet nie użyłeś noża do jej przepołowienia. - dodała z rozbawieniem elfka - Może i jest szybciej, ale nie jest w dobrym tonie. Jak się przyzwyczaisz to nie przeszkadza ci to, zupełnie jak zbroja, która początkowo wydaje się tylko uwierać i ciążyć, a później jest twoją drugą skórą. - porównała.
- Różnica polega na tym że zbroja ma praktyczne zastosowanie, posługiwanie się sztućcami natomiast nie. Poza okazaniem ogłady, co nie ma praktycznego znaczenia. Ale dobrze, postaram się nie jeść palcami jeśli wymagać będzie tego sytuacja.
- Zdziwiłbyś się jak ważne to może mieć zastosowanie. Weźmy na ten przykład, że chcesz od kogoś dobrze wychowanego, może nawet szlacheckiego, coś uzyskać metodą dyplomacji. Uwierz, że jeżeli na obiedzie u takowego zaczniesz jeść palcami to co najwyżej objawisz się mu śmiesznym, nie zaś partnerem do rozmowy o czymkolwiek.
- Po prostu bym takiego delikwenta zastraszył. - wzruszył ramionami elf i przełożył widelec z prawej dłoni do lewej. Chwilę później podniósł ozdobny nóż i przyjrzał mu się pod światło. - Jest tępy. Nie prościej byłoby kroić ostrym?
- Zastraszanie ma swoje uroki, ale nie zawsze jest w cenie. - spojrzała jak Ylvaan ocenia nóż wprawnym okiem mordercy - Jest, bo nie jesteśmy na wojnie, a przy stole. Potrawy nie są tak twarde, aby był potrzebny ostry, a i czasami, można powiedzieć, wymaga tego… dobre samopoczucie gości.
- Wprawne ręce mogłyby wykorzystać i to ostrze by zrobić komuś krzywdę. Przez oko, bądź nos do mózgu. W gardło. Da się to zrobić nawet tępym.

- Teraz mówisz prawie tak jak Nystan. - stwierdziła radośnie Avaliye - Brakuje tylko "Teraz potrenujemy trochę walkę takim narzędziem". On na pewno takie walki też przechodził.
- Nystan jest… Mądrym przodkiem. Ale czy on…- elf zamyślił się, starając ubrać w słowa swe myśli. - Czegoś żąda w zamian? Oddajesz mu swoje siły?
- Moim przodkiem, z rodziny, to on nie jest albo ja o czymś nie wiem. Co rozumiesz przez "oddajesz mu swoje siły"?
- Mówiłem ci o elfach z Eberronu. Jak oddają cześć nieumarłym przodkom. Oni utrzymują się na granicy śmierci wysysając ze swoich dzieci, dzieci swoich dzieci i tak dalej siły. Nystan tak nie robi, prawda?
- A gdzie tam! Oczywiście, bywa upierdliwy, jak to stary dziad, marudny, nadęty i pyszny, ale to tyle. Jest moim, powiedzmy, duchem-mentorem, który wybrał mnie spośród niezliczonych ilości elfów, abym stała się następnym Velnar i otrzymuję od niego naprawdę dużo, choć… Mówiłam już, że jest czasami niemożliwy?
- Tak, wspominałaś. A czy mógłbym z nim porozmawiać? Wcześniej przez moment go widziałem, czy jest wstanie mówić do kogoś innego niż ty?
- Z tego co mi wiadomo to tak, ale samo zmanifestowanie się… Nie jest czymś lekkim dla niego, a do tego nie mam pewności czy chciałby to zrobić. Teraz natomiast… chyba trochę wyczerpał swoje siły, jakiekolwiek on tam ma. W sumie o czym byś chciał z nim porozmawiać?
- O jego spojrzeniu na ten świat. Na mnie i nasze zadanie. Chcę zobaczyć czy inne elfy Faerunu są takie jak ty. Nie wspominając o tym że rozmowa z mistrzem miecza zawsze jest przyjemnością i okazją do nauki.
- Oho, uważaj, bo staruszkowi znowu duma skoczy do głowy i skończy się na tym, że pokłócę się z nim znowu! - zaśmiała się elfka.
- Znowu?
- Och, tak. Widzisz, czasami się pokłócimy o coś, bo on się uprze, i wtedy, hmm, powiedzmy że przechodzimy ciche dni, w trakcie których żadne się do żadnego nie odzywa. Ot, trening, proste polecenia, proste pytania.
- Taka już rola nauczyciela. - powiedział egzystencjalnie elf. - Wrócimy do tego kiedy indziej.

- Nie mów, że ty byłeś zawsze i wszędzie posłuszny swym mentorom?
Ylvaan buchnął śmiechem.
- Nie oczywiście że nie. Ale mimo mojego braku pokory wciąż mnie uczyli. “Nie Ylvaan, nie przyzywaj ziemnych duchów na wodzie. To zły pomysł, nie, jednorożców też nie, nie są dostosowane do tego środowiska”. Dobre czasy.
- Umiesz przyzywać? - zainteresowała się elfka - Masz w sobie coś z maga?
- Po prostu rozumiem siebie, swoje miejsce w naturze, a ta czasem odpowiada na moje wołanie. Jeśli tego potrzebuję to sama ziemia uformuje się tak żebym mógł bezpiecznie odpocząć. Czasem jakaś bestia odpowie na wezwanie. Drzewa dadzą schronienie. Ale magiem zdecydowanie nie jestem, brakuje mi ich… Dyscypliny.
- Skąd ja to znam. - Avaliye wyszczerzyła się w uśmiechu - Życie wojownika zawsze jawiło mi się jako bardziej pasjonujące od życia maga i tak oto jestem.
- Zdecydowanie tak. - odparł elf, również się uśmiechając. - Zresztą mamy swoje sposoby na robienie rzeczy magicznych, czyż nie?
- Jak najbardziej, chociaż… trochę innych… - umilkła na chwilę - A straty mojego "potencjału na maga" niektórym ciężko było przeżyć… - mruknęła bez tej nuty rozbawienia w głosie.
- A co “inni” mają w tym temacie do powiedzenia? Bądź tym kim chcesz, rób co chcesz, idź gdzie dusza zapragnie. To jest moje motto.

- I tym i ja się kieruję dlatego nigdy magiem nie zostałam. - uśmiechnęła się leciutko - To zabawne, że trafiłam akurat na drugiego elfa, który nie ganiłby mnie za moje podejście.
- Tak. To jest dziwne. I pomyśleć że w pierwszej chwili chciałem przerobić cię na mięso mielone. Albo podjąć taką próbę.
- Kategorycznie "podjąć taką próbę". - wyszczerzyła się dumnie - Wątpliwe byś podołał.
- Chcesz się sprawdzić? - rzucił zaczepnie Ylvaan - Na drewniane kije, osoba która straci przytomność jako pierwsza będzie drugiej usługiwała przy wszystkich posiłkach w ciągu jednego dnia.
- Nie ma możliwości bym to przegrała! - Avaliye uniosła dumnie głowę - Więc lepiej zacznij już pytać co lubię zjeść i jak należy podawać do stołu, jakie sztućce są do czego oraz który kieliszek do jakiego trunku!
- W bibliotece z pewnością jest książka na ten temat. Zaraz po nią skoczę i przyniosę byś odświeżyła swoją pamięć. - powiedział Ylvaan wstając od stołu. - Teraz musimy tylko znaleźć odpowiednie miejsce i kije.
- Och, och, jakiś nagle się cwany zrobił. - Avaliye również wstała od stołu - Rozumiem, że dawno już nikt ci nie złoił skóry? Ach, i wybacz, że nie będę cię oszczędzać choć jesteś gościem w Faerunie… ale w sumie ponoć i tak w nim nie jesteśmy, więc bez problemu.
- Ostatnio skórę ze mnie zdarto. Dosłownie. - spoważniał nagle elf. - Złojenie będzie w porównaniu pieszczotą. To miejsce którędy wchodziliśmy? Z rzeźbami?
- Obawiam się o rzeźby. - odparła Avaliye zastanawiając się.
- Las? Od razu będziemy mieli materiał na kije. Ostrzegam lojalnie że będę miał tam przewagę. - rzucił elf drapiąc się przy tym po końcówce ucha.
- Tutaj musi być jakaś sala treningowa lub coś w tym rodzaju. Nie wierzę, że czegoś takiego zabrakło akurat w tym miejscu.
- Tifareth! - zawołał elf, zaś Revalion, przysłuchując się cały czas z nieukrywanym zainteresowaniem całej rozmowie, postanowił iść przyglądać się pojedynkowi.

Kobieta zjawiła się dosłownie z powietrza w centrum sali.
- W czym mogę pomóc? - O dziwo tym razem nie była rozdrażniona wezwaniem.
- Potrzeba nam jakiegoś miejsca, w którym moglibyśmy się ze sobą zmierzyć. - odparła z zadowoleniem elfka - Ja i Ylvaan mamy ochotę sprawdzić pewną teorię, może nie przy użyciu broni jako takiej, a jedynie prostych kijów, ale trzeba ustalić między sobą pewne sprawy.
Tifareth zmierzyła oboje elfów spojrzeniem niesamowicie niebieskich oczu i uśmiechnęła się do siebie.
- Oczywiście, proszę za mną.


_______________
*Tak jak mówiłem. Źródło problemów
 
Zaalaos jest offline