Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-02-2016, 17:49   #21
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Poranek zastał maga z bardzo interesującym wydarzeniem. Kiedy pierwsze wrażenie jego niezwykłości człowiek już z siebie zrzucił, ubrał się i przygotował cały swój sprzęt zebrany w dniu poprzednim. Stanął przy oknie, w tym samym miejscu. Zaczął skrobać paznokciem granitowy parapet, trwając w zamyśleniu. Po kilkunastu minutach rozważań, zgarnął Paskuda i razem ruszyli na śniadanie.
- Kiełbaska, bekon, chlebek, serek… - Przechadzał się pomiędzy stołami, lustrując jadłospis tego dnia. Wziął sobie talerzyk i zaczął nakładać różne rzeczy, mając oko na swojego chowańca.
- Paskud, zostaw to. Przecież wiesz, że będziesz miał gazy. - Zrugał go mag.
- Ale mistrzu, nic na to nie poradzę. To silniejsze ode mnie! - Wymamrotał mefit, odkładając na bok kurze jaja gotowane na twardo.
Mag usiadł wygodnie, przyzywając Józefa, żeby trzymał mu talerz. Wolał swoje jedzenie w chłodniejszej temperaturze. Przeżuwając kawałek mięsa, spojrzał na tron. Nie zdziwiłby się, gdyby wraz z nowym dniem zastał tam nową rzecz - na przykład zabawkowego pajacyka, który wyskakuje z pudełka po nakręceniu. Jednak na miejscu nadal leżały dwa mieszki, których elfka część drużyny jeszcze nie wzięła. Mag wzruszył tylko ramionami na to - jeśli przez całą noc nie zniknęły, to raczej nikt ich nie zwędzi. Tylko gdzie te elfiątka się podziewały? Długo czekać nie musiał. Jego zguby akurat wyszły z jednego wejść.
- To jest człowiek. Jego imię to Revalion. - powiedział Ylvaan wchodząc do sali. - A to jest Paskud, jego chowaniec. Chowaniec to rodzaj… Towarzysza. Inny niż ty i ja. - kontynuował wyjaśnienia elf. - Hmm… Zjedzmy coś teraz. - powiedział i zasiadł do stołu.
Mag lustrował elfa i jego knurzego towarzysza uważnym spojrzeniem. Chciał już wygłosić jakąś uszczypliwą uwagę, kiedy Paskud pochwycił w swe szponki dwa jaja gotowane na twardo, podleciał i podał je Avaliye.
- Ładny zwierzaczek. - Rev zdecydował się na bezpieczne podejście. Knurzysko było ogromne jak on sam i nie wiedział na ile elf jest w stanie nad nim panować. - Gdzie go znalazłeś?
- W pobliskim lesie. Obiecałem mu że pokażę mu nowe miejsca. - odpowiedział elf, nakładając sobie przy tym solidną porcję jajecznicy. - Częstuj się wszystkim co jest na stole. - zwrócił się do swojego towarzysza.
- A z jakiej okazji mu coś takiego obiecałeś? - Mag przyglądał się świniakowi, starając się wybadać wszystkie niezwykłości w jego wyglądzie.
- Bo obiecuję to każdemu kogo przebudzę. I zawsze wywiązuję się z tej obietnicy. - odparł elf.
- Czyli… jedzie z nami? - Upewnił się jeszcze mag. - Jakimi zdolnościami go obdarzyłeś z okazji tego przebudzenia?
- Tak jedzie z nami. Jeśli będzie chciał. Co do drugiego pytania to niech sam udzieli ci odpowiedzi.
Dzik zaś krążył po sali obwąchując wszystko co tylko mógł. Jedzenie nie specjalnie przypadło mu do gustu za to przekąski w postaci pieczonych kasztanów zjadł wszystkie i teraz ze smętną miną obserwował to półmisek na którym je znalazł to elfy i człowieka.
- Chyba nie ma ochoty ze mną rozmawiać. - Ocenił obojętnie mag i pstryknął palcami. - Byłbym zapomniał, moje kochane elfiątka. Tam na tronie macie prezencik od naszego dobrodzieja. Był do nich załączony jeszcze list potwierdzający, dzięki któremu sztabki będziemy mogli zamienić na pieniądze w Sembii. Avaliye, byłabyś tak dobra i powiedziała czy rozpoznajesz tę pieczęć?
Rev wyjął ze swojej tuby zapieczętowany list i podał go elfce.
Avaliye przyjęła od Paskuda jajka, co wywołało radość na mefitowym puszczku, a kiedy Rev podał jej zapieczętowany list rzuciła tylko krótkie spojrzenie na pieczęć i odparła:
- Pieczęć jakiej wiele było w bibliotece, zapewne pieczęć Władcy. - zerknęła w stronę tronu, a dokładniej w stronę sakiewek nań położonych z niekłamanym zainteresowaniem.

- Byłabyś tak miła i wzięła nasze fundusze? - spytał Ylvaan żując przy tym chleb. - Mam pełne ręce.
Elfka, która aktualnie również przeżuwała jedzenie, natychmiastowo wręcz połknęła je i odpowiedziała Ylvaanowi:
- Mogę być tak miła. - nieśpiesznie wstała i podeszła do tronu, po czym wzięła z niego dwie sakiewki, jednak gdy powróciła do stołu nie oddała zainteresowanemu tej, która była przygotowana dla jej towarzysza.
Ylvaan wbił w kobietę wzrok i przekrzywił lekko głowę, zaś Revalion przyglądał się wszystkiemu z nieukrywanym rozbawieniem. Elf obrócił się do dzika i powiedział.
- *Som jeg sa. Kilden til problemer. - po czym znowu spojrzał na Avaliye. - Baw się dobrze.
Avaliye natomiast wróciła do jedzenia i trwało pewną chwilę zanim sprostowała elfowi sytuację.
- Chyba zgodzisz się, że przy mnie będą bezpieczne i nie będziesz musiał się niepotrzebnie obciążać dodatkowo? - na co mężczyzna wzruszył tylko ramionami i wrócił do jedzenia. Poradzi sobie z gotówką czy bez. A jak będzie mu bardzo potrzebna to po prostu ją sobie weźmie.

Paskud w tym czasie wpadł na inny genialny pomysł. Mag wiedział, że coś takiego chodzi po głowie chowańca od momentu, kiedy elfiątka weszły do sali, więc odwrócił się zanim się zaczęło. Chowaniec krążył nad ogromniastym knurem, po czym wylądował mu na grzbiecie, z jednoczesną gotowością do ponownego wystartowania. Dzik z niezadowoleniem machał ogonem jakby chciał odgonić upierdliwca. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że przeciwko tej latającej paskudzie jest równie bezradny co przeciw kleszczom, komarom i innym pasożytom, zrobił więc jedyną rozsądną w takiej sytuacji rzecz. Zignorował obecność mefita.

- Czy byłabyś tak miła i podała mi kosz z pieczywem. Razem z zawartością? - spytał Ylvaan wskazując przy tym obiekt jego zainteresowania.
- Oczywiście. - odparła Avaliye i podała kosz z pieczywem Ylvaanowi uśmiechając się przy tym słodko… a przynajmniej próbując uśmiechać się słodko, bo tym razem ten uśmiech zdawał się być wymuszony.
- Jeszcze kiełbaski. Tuż poza moim zasięgiem. - mruknął elf przywołując na twarz wyraz najgłębszego smutku.
Avaliye uniosła brew, ale sięgnęła po kiełbaski, jednak zanim podała je Ylvaanowi powiedziała:
- Magiczne słowo?
- Chodzi o “Nie wypruję z ciebie flaków”, czy “Proszę”? To drugie. Proszę
- Od razu lepiej, prawda? - przysunęła kiełbaski do Ylvaana dodając beztrosko - A o wypruwaniu ze mnie flaków możesz sobie tylko pomarzyć.
- Tylko to mi zostało. Skoro obiecałem że tego nie zrobię. - odparł beztrosko elf.
- Nawet jeżeli byś nie obiecał to nadal byłoby to tylko w sferze twoich marzeń. Jak i moich jest, abyś nauczył się do czego służą sztućce.
- Palcami jest wygodniej. Plus jestem za stary by uczyć się nowych sztuczek.
- To zabrzmiało jak wyzwanie. - mruknęła z pewnym rozbawieniem.
- Wyzwanie? Dotyczące czego? Coś mnie w moich słowach ominęło? - odpowiedział z uśmiechem.
- Starego psa nie nauczysz nowych sztuczek, tak mawiają… ale ja sądzę, że w twoim wypadku może być to wyjątek, no i zastanawia mnie jakich to sztuczek już jesteś nauczony.
- Potrafię się sam załatwić. Nawet przy tym nie brudzę. Za bardzo. W razie potrzeby sam się nakarmię i kilka innych osób też. Prawda że przydatne umiejętności?

- Niezmiernie, Ylvaanie, ale ja jednak chyba spróbuję cię nauczyć jeść też sztućcami, abym to nie ja najadła się wstydu za ciebie.
Elf już od jakiegoś czasu przyglądał się jak Avaliye posługuje się widelcem. Teraz skopiował jej chwyt i dźgnął kiełbaskę. Ta pod wpływem uderzenia rozwarstwiła się i tylko mały jej fragment nadział się solidnie na widelec.
- Tak?
- Nie używaj tego jako broni. Ty nie masz zabić kiełbaski, już to ktoś za ciebie zrobił ani nie masz jej rozsmarować jak masła. - Avaliye delikatnie wbiła widelec w kiełbaskę. Elf skopiował jej ruchy, a kiełbaska gładko nadziała się na widelec. Uniósł ją do ust i dwoma szybkimi dziabnięciami zjadł.
- Eh, palcami jest szybciej.
- A pomyśl, że nawet nie użyłeś noża do jej przepołowienia. - dodała z rozbawieniem elfka - Może i jest szybciej, ale nie jest w dobrym tonie. Jak się przyzwyczaisz to nie przeszkadza ci to, zupełnie jak zbroja, która początkowo wydaje się tylko uwierać i ciążyć, a później jest twoją drugą skórą. - porównała.
- Różnica polega na tym że zbroja ma praktyczne zastosowanie, posługiwanie się sztućcami natomiast nie. Poza okazaniem ogłady, co nie ma praktycznego znaczenia. Ale dobrze, postaram się nie jeść palcami jeśli wymagać będzie tego sytuacja.
- Zdziwiłbyś się jak ważne to może mieć zastosowanie. Weźmy na ten przykład, że chcesz od kogoś dobrze wychowanego, może nawet szlacheckiego, coś uzyskać metodą dyplomacji. Uwierz, że jeżeli na obiedzie u takowego zaczniesz jeść palcami to co najwyżej objawisz się mu śmiesznym, nie zaś partnerem do rozmowy o czymkolwiek.
- Po prostu bym takiego delikwenta zastraszył. - wzruszył ramionami elf i przełożył widelec z prawej dłoni do lewej. Chwilę później podniósł ozdobny nóż i przyjrzał mu się pod światło. - Jest tępy. Nie prościej byłoby kroić ostrym?
- Zastraszanie ma swoje uroki, ale nie zawsze jest w cenie. - spojrzała jak Ylvaan ocenia nóż wprawnym okiem mordercy - Jest, bo nie jesteśmy na wojnie, a przy stole. Potrawy nie są tak twarde, aby był potrzebny ostry, a i czasami, można powiedzieć, wymaga tego… dobre samopoczucie gości.
- Wprawne ręce mogłyby wykorzystać i to ostrze by zrobić komuś krzywdę. Przez oko, bądź nos do mózgu. W gardło. Da się to zrobić nawet tępym.

- Teraz mówisz prawie tak jak Nystan. - stwierdziła radośnie Avaliye - Brakuje tylko "Teraz potrenujemy trochę walkę takim narzędziem". On na pewno takie walki też przechodził.
- Nystan jest… Mądrym przodkiem. Ale czy on…- elf zamyślił się, starając ubrać w słowa swe myśli. - Czegoś żąda w zamian? Oddajesz mu swoje siły?
- Moim przodkiem, z rodziny, to on nie jest albo ja o czymś nie wiem. Co rozumiesz przez "oddajesz mu swoje siły"?
- Mówiłem ci o elfach z Eberronu. Jak oddają cześć nieumarłym przodkom. Oni utrzymują się na granicy śmierci wysysając ze swoich dzieci, dzieci swoich dzieci i tak dalej siły. Nystan tak nie robi, prawda?
- A gdzie tam! Oczywiście, bywa upierdliwy, jak to stary dziad, marudny, nadęty i pyszny, ale to tyle. Jest moim, powiedzmy, duchem-mentorem, który wybrał mnie spośród niezliczonych ilości elfów, abym stała się następnym Velnar i otrzymuję od niego naprawdę dużo, choć… Mówiłam już, że jest czasami niemożliwy?
- Tak, wspominałaś. A czy mógłbym z nim porozmawiać? Wcześniej przez moment go widziałem, czy jest wstanie mówić do kogoś innego niż ty?
- Z tego co mi wiadomo to tak, ale samo zmanifestowanie się… Nie jest czymś lekkim dla niego, a do tego nie mam pewności czy chciałby to zrobić. Teraz natomiast… chyba trochę wyczerpał swoje siły, jakiekolwiek on tam ma. W sumie o czym byś chciał z nim porozmawiać?
- O jego spojrzeniu na ten świat. Na mnie i nasze zadanie. Chcę zobaczyć czy inne elfy Faerunu są takie jak ty. Nie wspominając o tym że rozmowa z mistrzem miecza zawsze jest przyjemnością i okazją do nauki.
- Oho, uważaj, bo staruszkowi znowu duma skoczy do głowy i skończy się na tym, że pokłócę się z nim znowu! - zaśmiała się elfka.
- Znowu?
- Och, tak. Widzisz, czasami się pokłócimy o coś, bo on się uprze, i wtedy, hmm, powiedzmy że przechodzimy ciche dni, w trakcie których żadne się do żadnego nie odzywa. Ot, trening, proste polecenia, proste pytania.
- Taka już rola nauczyciela. - powiedział egzystencjalnie elf. - Wrócimy do tego kiedy indziej.

- Nie mów, że ty byłeś zawsze i wszędzie posłuszny swym mentorom?
Ylvaan buchnął śmiechem.
- Nie oczywiście że nie. Ale mimo mojego braku pokory wciąż mnie uczyli. “Nie Ylvaan, nie przyzywaj ziemnych duchów na wodzie. To zły pomysł, nie, jednorożców też nie, nie są dostosowane do tego środowiska”. Dobre czasy.
- Umiesz przyzywać? - zainteresowała się elfka - Masz w sobie coś z maga?
- Po prostu rozumiem siebie, swoje miejsce w naturze, a ta czasem odpowiada na moje wołanie. Jeśli tego potrzebuję to sama ziemia uformuje się tak żebym mógł bezpiecznie odpocząć. Czasem jakaś bestia odpowie na wezwanie. Drzewa dadzą schronienie. Ale magiem zdecydowanie nie jestem, brakuje mi ich… Dyscypliny.
- Skąd ja to znam. - Avaliye wyszczerzyła się w uśmiechu - Życie wojownika zawsze jawiło mi się jako bardziej pasjonujące od życia maga i tak oto jestem.
- Zdecydowanie tak. - odparł elf, również się uśmiechając. - Zresztą mamy swoje sposoby na robienie rzeczy magicznych, czyż nie?
- Jak najbardziej, chociaż… trochę innych… - umilkła na chwilę - A straty mojego "potencjału na maga" niektórym ciężko było przeżyć… - mruknęła bez tej nuty rozbawienia w głosie.
- A co “inni” mają w tym temacie do powiedzenia? Bądź tym kim chcesz, rób co chcesz, idź gdzie dusza zapragnie. To jest moje motto.

- I tym i ja się kieruję dlatego nigdy magiem nie zostałam. - uśmiechnęła się leciutko - To zabawne, że trafiłam akurat na drugiego elfa, który nie ganiłby mnie za moje podejście.
- Tak. To jest dziwne. I pomyśleć że w pierwszej chwili chciałem przerobić cię na mięso mielone. Albo podjąć taką próbę.
- Kategorycznie "podjąć taką próbę". - wyszczerzyła się dumnie - Wątpliwe byś podołał.
- Chcesz się sprawdzić? - rzucił zaczepnie Ylvaan - Na drewniane kije, osoba która straci przytomność jako pierwsza będzie drugiej usługiwała przy wszystkich posiłkach w ciągu jednego dnia.
- Nie ma możliwości bym to przegrała! - Avaliye uniosła dumnie głowę - Więc lepiej zacznij już pytać co lubię zjeść i jak należy podawać do stołu, jakie sztućce są do czego oraz który kieliszek do jakiego trunku!
- W bibliotece z pewnością jest książka na ten temat. Zaraz po nią skoczę i przyniosę byś odświeżyła swoją pamięć. - powiedział Ylvaan wstając od stołu. - Teraz musimy tylko znaleźć odpowiednie miejsce i kije.
- Och, och, jakiś nagle się cwany zrobił. - Avaliye również wstała od stołu - Rozumiem, że dawno już nikt ci nie złoił skóry? Ach, i wybacz, że nie będę cię oszczędzać choć jesteś gościem w Faerunie… ale w sumie ponoć i tak w nim nie jesteśmy, więc bez problemu.
- Ostatnio skórę ze mnie zdarto. Dosłownie. - spoważniał nagle elf. - Złojenie będzie w porównaniu pieszczotą. To miejsce którędy wchodziliśmy? Z rzeźbami?
- Obawiam się o rzeźby. - odparła Avaliye zastanawiając się.
- Las? Od razu będziemy mieli materiał na kije. Ostrzegam lojalnie że będę miał tam przewagę. - rzucił elf drapiąc się przy tym po końcówce ucha.
- Tutaj musi być jakaś sala treningowa lub coś w tym rodzaju. Nie wierzę, że czegoś takiego zabrakło akurat w tym miejscu.
- Tifareth! - zawołał elf, zaś Revalion, przysłuchując się cały czas z nieukrywanym zainteresowaniem całej rozmowie, postanowił iść przyglądać się pojedynkowi.

Kobieta zjawiła się dosłownie z powietrza w centrum sali.
- W czym mogę pomóc? - O dziwo tym razem nie była rozdrażniona wezwaniem.
- Potrzeba nam jakiegoś miejsca, w którym moglibyśmy się ze sobą zmierzyć. - odparła z zadowoleniem elfka - Ja i Ylvaan mamy ochotę sprawdzić pewną teorię, może nie przy użyciu broni jako takiej, a jedynie prostych kijów, ale trzeba ustalić między sobą pewne sprawy.
Tifareth zmierzyła oboje elfów spojrzeniem niesamowicie niebieskich oczu i uśmiechnęła się do siebie.
- Oczywiście, proszę za mną.


_______________
*Tak jak mówiłem. Źródło problemów
 
Zaalaos jest offline  
Stary 18-02-2016, 17:54   #22
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Sala treningowa


Pomieszczenie do którego ich zaprowadziła wyglądało niczym plac ćwiczeń dla cyrkowców. Zawieszone na łańcuchach rampy, linowe mosty. Napędzane mechanizmem zegarowym pułapki-kusze i wiele innych urządzeń symulujących trudy bitwy. Żadne z nich nie wyglądało na bezpieczne.
- Podoba mi się tutaj. - powiedział z pewną dozą czułości Ylvaan. - Tifareth, czy moglibyśmy dostać jakieś atrapy broni? Osobiście preferowałbym podwójny sejmitar, albo dwa zwykłe.
- A nie mieliście bić się na kije? - Wtrącił Rev, inspektując jedną z kusz.
- Ja natomiast długi miecz. - dodała Avaliye obserwując Ylvaana - A do tego mam propozycję co do tej walki. - zerknęła na Reva i odparła - Dlatego mówił o atrapach.
- Możemy bić się na normalne ostrza, tyle że to niezbyt rozsądne. Komuś mogłaby się omsknąć dłoń.
- To byłoby naprawdę smutne, gdybym była powodem uszczerbku na zdrowiu innego elfa. - dodała Avaliye.
- Niestety, atrap broni tu nie ma, ale kije się znajdą. - Odparła niebieskooka wysłuchawszy dialogu. Po czym ruszyła do wielkiej ściennej szafy, odsunęła jedne z drzwi i wyjęła dwa kostury. - To wystarczy? - Zapytała elfy.
- Niech będzie. - odpowiedział Ylvaan wybierając jeden z kosturów. - Żadnej zewnętrznej magii, żadnego pancerza? - zwrócił się do elfki.
- Chyba czytasz mi w myślach. - uśmiechnęła się uroczo elfka biorąc w dłoń kostur - Pomyślałam, że jeżeli byśmy mieli się okładać, prócz twoje ciało nie powie "dość" to chwilę to zajmie… Może w takim razie do pierwszego trafienia?
- Pierwsze trafienie? - prychnął elf - Do utraty przytomności, bądź przyznania drugiej stronie przewagi.
- Dobrze i cieszę się, że wziąłeś pod uwagę ten drugi warunek na moment, w którym będziesz już miał dość. - wyszczerzyła się.
- Jasne, jasne. - odpowiedział zdejmując z siebie ekwipunek. Już po chwili był w samych spodniach i bez butów, sprzęt pozostawił natomiast pod opieką maga, który zdążył już znaleźć sobie wygodne siedzisko. - Czekam.
- Woźnego sobie znaleźli, kuźwa… - Mruknął z niezadowoleniem Rev, trącając butem rzeczy elfa.
- Przyznaj, po prostu od samego początku chciałeś zobaczyć mnie z mniejszą ilością rzeczy na sobie. Zaczynam widzieć w tym pewien wzór… - mruknęła rozbawiona elfka pozbywając się niedozwolonego ekwipunku, jednak kiedy oddawała Revalionowi pierścień zatrzymała na chwilę dłoń z nim i mruknęła do niego - I ma do mnie wrócić nienaruszony. Ładnie proszę.
- Jasna sprawa. - Odparł z rozbrajającym uśmiechem Rev i przyjrzał się biżuterii porządnie.
- Niech nas pani uczciwie rozstawi. - zwrócił się do Niebieskookiej. - Zaczniemy na pani komendę.
Tifareth tylko wzruszyła ramionami.
- Zaczynajcie gdzie i kiedy chcecie.
- Jasne. - rzucił Ylvaan odchodząc od elfki. - Gotowa?
- Zawsze i wszędzie…

Zbyt skupiony na czarze Ylvaan nie zauważył kiedy jego przeciwniczka rozpłynęła się w powietrzu. Chwile potem poczuł dotkliwy ból w lędźwiach lecz zdążył uskoczyć nim mogła zaatakować ponownie. Elf wyciągnął wnioski z wcześniejszego ataku i przygotował się na kolejną próbę zajścia go od tyłu.
Avaliye skupiła się by jak najszybciej zadać serię ciosów, zniknęła i pojawiła się tuż przed Ylvanem wyprowadzając serię zabójczo szybkich lecz nie tak mocnych jak mógł się spodziewać uderzeń. Jej broń rozmyła się i wydawała być w wielu miejscach jednocześnie, Ylvaan jednak nie pozostał dłużny, zatoczył potężnego młyńca bardziej niż na finezji skupiając się na czystej sile ciosu. Oboje mieli trudności ze złapaniem oddechu po tej wymianie ciosów.
W tym czasie obserwujący ich Revalion wyczarował sobie miseczkę owoców, żeby mu się przyjemniej oglądało widowisko.
- Jagódkę? - Zapytał Tifareth, podając jej miseczkę.
Tifareth nie odpowiedziała magowi obserwując pojedynek z zaciekawieniem i wielką uwagą.
W tym czasie Avaliye zaatakowała precyzyjnym pchnięciem co spotkało się z niemal natychmiastową odpowiedzią Ylvaana w postaci serii silnych uderzeń, oboje ponieśli poważne rany. Niewiele już brakowało by Avaliye ponownie opuściła ten świat kiedy Ylvaan poczuł na sobie znów tą samą siłę która zmusiła go w komnacie władcy do złożenia hołdu, tym razem powstrzymywała go przed zadaniem ostatnich ciosów.

- Dość! - Krzyknęła Niebieskooka tak aby oboje walczący dobrze ją słyszeli. - Ylvaan wygrał, doprowadźcie się do porządku.
Elf splunął krwią w bok i odrzucił okrwawiony kij którym walczył gdy tylko niezwykła siła go puściła. Jego ręce zaczęły kreślić w powietrzu znaki, a on sam mamrotał coś pod nosem. Po sekundzie tuż obok niego pojawił się jednorożec.
- Ulecz ją. TERAZ! - ryknął na zwierze.
Jednocześnie z dołu doszła ich inkantacja Revaliona, który przyzwał dziwnego humanoida z jastrzębiopodobną głową i takimiż ramionami, które służyły mu również za skrzydła.
- Avoralu, bądź tak dobry i ulecz tamtą elfkę. - Przykazał swojemu tworowi, wskazując na Avaliye.
Oba stworzenia zareagowały natychmiast lecz to jednorożec był bliżej, dotyk jego rogu przywrócił Avaliye wiele z utraconych sił. Zaś kiedy na miejsce dotarł przybysz i otoczył ją skrzydłami poczuła jak wraca do pełni sił niemal natychmiast.
- Jesteś cała? - spytał elf odpychając przybysza na bok. - Zapędziłem się, przepraszam...
Avaliye zamrugała zaskoczona faktem, że nagle wróciły jej siły oraz tym, że popędzono jej na pomoc.
- Ahm… Tak, cała. - spojrzała po sobie, a później po Ylvaanie, który już tak pewny podobnego stwierdzenia być nie mógł - Ja też trochę… przesadziłam. - powoli uniosła się na nogi - Cóż… - zaczęła, ale szybko urwała tracąc wątek.
Zaś w jej umyśle rozległ się głos - Dlaczego się powstrzymywałaś? - Tak dobrze znany jej głos Nystana z tak dobrze znaną jej naganą.
Elfka uśmiechnęła się krzywo jakby na swoje myśli i syknęła przez zęby tylko jedno słowo: - Później., po czym zwróciła się już do Ylvaana - Dobrze, dobrze, jesteś całkiem niezły.
- Prawie cię zabiłem. Gdyby nie Tifareth… - powiedział z poważną miną. - Jesteś w stanie chodzić?
- O to chyba powinnam ciebie zapytać, wyglądasz okropnie, gorzej niż zazwyczaj. - odparła elfka i spojrzała na Tifareth, po czym… skłoniła się lekko - Dziękuję.
Spojrzenie niebieskookiej wyraźnie sugerowało, że podziękowania powinny być poparte przeprosinami, tylko za co? Tego Avaliye nie wiedziała choć mogła się domyślać.
Elf wyszczerzył zęby, co nie było zbyt przyjemne w widoku ponieważ były zabarwione krwią.
- Tak się dzieje jak się nieco zapędzi. Mam mikstury leczenia w plecaku. I magiczny pas który może nas doprowadzić do ładu. Chcesz się poczęstować?
- Pomoc waszych - zerknęła tu też na Revaliona - znajomych była wystarczająca, nie potrzeba mi niczego więcej, ale ty musisz doprowadzić się do łądu, bo aż żal patrzeć. - wyszczerzyła się, po czym spojrzała łagodnie na Ylvaana - Podać ci miksturę?
- Tak poproszę. Najlepiej przelej najpierw do szklanki, ale jak nie masz pod ręką to trudno. - rzucił z uśmiechem na ustach - C-a-ł-y. D-z-i-e-ń. - przeliterował.
- Ylvaan, jak cię bardzo, bardzo boli, to mogę poprosić kolejnego orłowatego o nałożenie swoich leczniczych szponków. - Wtrącił Revalion przygryzając owoce z miseczki. - Jagódkę dla zwycięzcy?
- Dzięki, mam mikstury w plecaku. Powinienem był wziąć kilka różdżek, w końcu potrafię się nimi posługiwać. - odparł elf.
Avaliye podeszła do ekwipunku Ylvaana i odszukała w nim buteleczki z miksturami oraz pas, po czym powróciła ze znaleziskiem do jego właściciela.
- Dziękuję. - mruknął i szybko opróżnił pięć buteleczek. - Od razu lepiej… - a rany i siniaki na jego ciele zaczęły znikać.
- Bez problemu. - odparła elfka i włożyła w rękę Ylvaana jego pas - Więc… - mruknęła ciszej -...co lubisz jeść…?
- Mięso! - odpowiedział na jej pytanie. - Najlepiej krwiste i wołowe. Albo z ptactwa. - dodał szybko. - Ale wiesz… Możemy sobie odpuścić. Zapędziłem się, nie taka była umowa.
- Och, ale jeżeli się odpuści to nigdy nie nauczysz się poprawnie jeść! - uśmiechnęła się elfka.
- Dobrze, dobrze, będę jadł sztućcami.
- Ale tylko, tylko, je-den dzień. Tylko. I puszczamy to w niepamięć. - ustaliła elfka.
- Jak najbardziej, potem wracam do jedzenia palcami. - rzucił elf uśmiechając się przy tym szeroko. - Idziemy do sali biesiadnej po drugie śniadanie, a potem spać? Jestem zmęczony po ostatnim dniu.
- Tak, tak, może być taki plan. - stwierdziła elfka - Najlepiej będzie jak stracisz cały dzień na odpoczynku i ten jeden dzień minie z dala od stołu. Musisz o figurę dbać. - dodała niewinnie.
- Na szczęście wyklepałaś ze mnie cały tłuszcz tym kijem. Zresztą nie przejmuj się, do obiadu na pewno zdążę wypocząć. - rzucił, po czym zaczął wciągać na siebie swój ekwipunek. - Panie przodem? - spytał wskazując drzwi.
W tym momencie i Avaliye zaczęła się na nowo wyposażać, choć wpierw podeszła do Revaliona i odebrała od niego swój złoty pierścień, który szybko nałożyła z lubością na palec, a dopiero później zajęła się resztą ekwipunku.
- Rozumiem, że nie jestem dalej potrzebna? - Spytała niebieskooka częstując się Revalionową jagódką.
- Powinniśmy trafić z powrotem. I dziękuję. Za powstrzymanie mnie.
- Zatem wrócę do swoich obowiązków. - Pożegnała się i jak wiele razy wcześniej po prostu rozpłynęła w powietrzu.
Elfka założyła ostatni element ekwipunku krzywiąc się trochę przy tym, ale koniec końców była gotowa do powrotu na poniżające, tym razem, drugie śniadanie.

Jadalnia po raz kolejny

Obudzony powrotem elfów i człowieka dzik spojrzał po nich wciągnął kilka razy powietrze, chrumknął z dezaprobatą i wrócił do snu.
- Poproszę jajecznicę. - zwrócił się Ylvaan do elfki. - I coś mocniejszego do picia, chyba mam coś tu pęknięte -. dodał wskazując swoją klatkę piersiową.
- Jajecznica i coś mocnejszego. Jasne… - Avaliye jednak znalazła jedynie jajka na twardo, ale na pocieszenie było czerwone, mocne elfie wino i te dwie rzeczy przyniosła Ylvaanowi - Jajecznicy nie ma, ale są jajka, jednak przynajmniej jest wino. - to powiedziawszy nalała do kieliszka wina i postawiła wraz z jajkami przed elfem.
- Dziękuję. To też się je sztućcami? Czy po prostu rozbijasz skorupkę i w rękę? - spytał elf.
- Rozbij łyżeczką skorupkę, rozdziel jajko na mniejsze cząstki nożem i widelcem je zjedz. - odparła elfka.
- Ugh. - wydobyło się z gardła elfa kiedy ten postępował zgodnie z instrukcją. Jego mina mówiła, że nie jest szczęśliwy. Szybko zjadł cztery jajka i wypił wino. - A ty nie jesz?
- Dbam o linię. - mruknęła, ale wzięła kawałek chleba, nałożyła nań szynkę i powoli zaczęła przeżuwać "posiłek". Ylvaan natomiast wzruszył ramionami, odkroił kawałek chleba i sięgnął po miód. Już miał zanurzyć w nim chleb kiedy się zatrzymał, spojrzał niepewnie po sztućcach i zadał pytanie.
- Nóż czy łyżka?
- Jeżeli jest bardzo wodnisty to możesz tą mniejszą łyżką.
- Jasne. - powiedział elf i sięgnął po nóż. Dość zręcznie poradził sobie z rozsmarowaniem miodu. Kanapka nie miała szans. - Jestem pełen. Idę do siebie spać. - dodał wstając od stołu.
- Ja mam wątpliwości co udania się na spoczynek… - mruknęła - Bo KTOŚ pewnie zrobi mi kazanie i te żebra… a do tego głowa mnie boli… - elfka skrzywiła się wyraźnie.
- Możesz spać u mnie. Ty dostaniesz łóżko, ja prześpię się w śpiworze i będziemy mieć na siebie oko. W razie potrzeby cię obudzę. - rzekł Ylvaan uśmiechając się paskudnie. Elfka nie musiała wiedzieć że śpiwór jest magiczny, prawda?
- Niegłupi pomysł, chociaż jeszcze lepszy byłby gdybyś miał coś na ból…
- Wino? - rzucił biorąc butelkę z trunkiem. Po chwili zastanowienia wziął też miód pitny. - Chyba się nada?
- Nada się. - odparła uradowana elfka - A mnie zawsze ganiono, jak stosowałam podobny środek po treningu z moim nauczycielem… Nie Nystanem. - dodała.
- A po normalnym treningu wyglądałaś jak śliwka i szczałaś krwią? Bo ja chyba będę. - mruknął przeciągając się. Adrenalina przestawała działać, za parę chwil ból uderzy z pełną mocą. - Chodźmy.
- Tak. - zgodziła się i dodała słodko - Jeżeli będzie za bardzo boleć to zrobię się upierdliwa, ostrzegam. - wstała od stołu.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 18-02-2016, 17:56   #23
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Pokój Ylvaana


- Witam w moich skromnych, ekhm... Podwojach Władcy. - rzucił Ylvaan otwierając drzwi. Wpuścił przed sobą elfkę, po czym zdjął plecak i wyjął z niego śpiwór który szybko rozwinął.
Avaliye wyswobodziła się ze swojego plecaka i niewygodnych części ekwipunku, po czym ostrożnie usiadła na łóżku obserwując Ylvaana.
- Ylvaan… Ile ty sobie liczysz lat, tak naprawdę?
- Odejmując śmierć? Bo ze śmiercią, a byłem wtedy świadomy, będą te 42 tysiące. Tak normalnie… W sumie nie wiem, nie liczyłem i nie obchodziłem urodzin, ale będzie z… Sto trzydzieści? - odparł elf zdejmując z siebie zbroję.
Avaliye zamrugała zaskoczona.
- Naprawdę? Sto trzydzieści? Tylko tyle? - przechyliła głowę patrząc na elfa - To ty jakby… Dzieciakiem jesteś.
- W spokojniejszych czasach… Tak byłbym praktycznie dzieckiem. Ale niewolnictwo, ustawiczne śmierci i wskrzeszenia, czas spędzony na Dolurrh wymuszają szybkie dorastanie. A tak właściwie jakie to ma znacznie? - spytał elf, zdejmując przy tym buty.
- Może żadne. - zamyśliła się - Ale jednak… Młodziutki jesteś.
Ylvaan wzruszył tylko ramionami.
- Tym lepiej, będę miał kilka stuleci więcej by się zemścić. Będzie to trudne zadanie, ale nie niewykonalne. W szczególności jeśli Nieśmiertelny Dwór nie wie jeszcze że się wyrwałem.
- Nieśmiertelny Dwór? Dolurrh? Co to za miejsca?
- Dolurrh to miejsce gdzie trafiają wszystkie dusze po śmierci. To nie jest kara, ani nagroda. Po prostu tak jest. Istoty które tam trafiają blakną, tracą poczucie siebie i w końcu stają się jednością z planem. Ja jakoś się temu oparłem. - padło wyjaśnienie. Elf zaczął drapać się po końcówce ucha i minęło kilka sekund nim znowu zaczął mówić. - Nieśmiertelny Dwór natomiast… To nie miejsce. To… Religia, organizacja i filozofia życiowa w jednym. To oni tyle razy mnie wskrzeszali i to oni pchnęli mnie w plecy. - Ylvaan ściągnął przez głowę swoją koszulę i wskazał sporą szramę w kształcie gwiazdy która znajdowała się na jego piersi. - To dzieło jednego z nich.
- Rozumiem... Też bym była żądna zemsty. - odparła - Mam nadzieję jednak, że elfy Faerunu przypadną ci do gustu, jako że są inne od tych, które opisujesz.
- Obiecałem że postaram się nie robić niczego pochopnego, prawda? - rzucił elf, ściągając przy tym resztę magicznych błyskotek. W końcu wturlał się do śpiwora, sycząc z bólu.
- Prawda, co nie znaczy, że moglibyśmy przypaść ci do gustu. - odparła ostrożnie wsuwając się pod kołdrę.
- Może się i tak wydarzyć. Jeśli reszta twoich ziomków jest taka jak ty to możliwie że nie będę musiał sięgać po moje sejmitary zbyt często. - powiedział uśmiechając się pod nosem. - Powiedz mi coś o elfach faerunu. Komu oddajecie cześć, jakie są wasze najwspanialsze miasta?
- Wyznajemy, a przynajmniej większość z nas to robi, Seldarine, czyli naszych elfich bogów, z czego śmiertelnicy wybierają sobie bóstwo opiekuńcze, jakiemu oddają szczególną cześć. Najwspanialsze miasta… - lekko skrzywiła się - Było Myth Drannor… Jest Evereska, Leuthilspar na Evermeet… Evermeet to taka wyspa elfów, gdzie rezydowował pożalcie się Seldarine, król, teraz nie wiem kto rządzi. Prawdę mówiąc to dużo nie pozostało z tego, co kiedyś określaliśmy jako "nasze ziemie, nasze królestwa"...
- Mhm… A co się stało? Wojny?
- Tak… Kiedyś posiadaliśmy królestwa, potężne i wielkie, które rządziły terenami zanim ludzie nauczyli się gromadzić w większe społeczności. Niestety, naszą potęgę rozbiliśmy my sami, kiedy wywołane zostały tak zwane Wojny o Koronę. Tel'Quessir zapragnęli ustalenia kto pośród elfów powinien dzierżyć dominację nad resztą, co doprowadziło do pięciu takich wojen trwających na przestrzeni jakiś trzech tysięcy lat, co rozbiło naszą potęgę i prawdę mówiąc zbliżyło się do anihilacji naszej własnej rasy… - wyjaśniła niepocieszona.
- Przykro mi. - mruknął elf obracając się na bok. - Avaliye… Czemu twoja skóra jest złota? U nas nie ma takich elfów
- Nie wiem jak u was, ale u nas elfy dzielą się na swe, jakby, podrasy, a ja należę do takiej zwanej Złotą lub Słoneczną, a precyzując w naszym języku Ar'Tel'Quessir.
- Jasne. - skwitował wywód Ylvaan i znowu się przewrócił. Nie mógł się dobrze ułożyć. - Już cię nie męczę, odpoczywaj.
- Na pewno nie chcesz się położyć tutaj, na łóżku? Jest miękko przynajmniej, a zmieścimy się na nim.
Elf uniósł się na łokciach i wbił wzrok w kobietę. - Jest dla mnie za miękkie. Czuję się na nim jakbym tonął. Zresztą śpiwór obdarzony jest kilkoma mocami przyspieszającymi leczenie, czyżbym zapomniał o nich wspomnieć? - spytał szczerząc zęby.
Elfka zmarszczyła brwi.
- Och, najwyraźniej zapomniałeś o tym maleńkim szczególiku. Uważaj, bo jeszcze chwila, a wcisnę się także w ten śpiwór, skoro pomoże on z zaleczaniem się moich ran.
- Nie dasz rady. - rzucił elfce wyzwanie. - Byłoby za ciasno.
- Czyli przyznajesz, że jesteś zbyt gruby? - wyszczerzyła się, ale zaraz skrzywiła, gdy fala bólu od żeber przeszła jej ciało - I JA nie dam rady?
- Wyklepałaś ze mnie cały tłuszcz tamtym kijaszkiem. Martw się o siebie!
- Pff, ja nie mam żadnych problemów z figurą, dzieciaczku. - wysunęła się ostrożnie spod kołdry.
- Tak jest ciociu. - rzucił elf i zaczął wygramalać się ze śpiwora. - Nie jestem pewien czy magia będzie działać jak go po prostu rozsuniemy i rozłożymy jak kołdrę. Ale chyba warto spróbować?
- Warto. - odparła elfka - Ale w takim razie ładuj się z nim na łóżko. Moje ciało nie jest z kamienia jako i twoje.
- Czasem żałuję że tak nie jest. Oszczędziłoby to mnóstwa problemów. - mruknął i położył się ostrożnie na łóżku. Rozsunął śpiwór i podał jeden kraniec elfce. - Pewnie będziemy wystawać, daj tą kołdrę na wierzch.
Avaliye położyła kołdrę na wierzchu układając się najwygodniej jak się dało i zaciskając zęby, gdy żebra postanowiły powiedzieć "Witaj ponownie!". Ylvaan natomiast obrócił się plecami do elfki i naciągnął kołdrę tak żeby nie wystawać. Jedno z żeber chrupnęło gdy wykonywał ten manewr.
- Dobranoc. Czy raczej dobradzień. - uśmiechnął się z powodu swojego żartu.
- Tak, tak. Życz mi powodzenia. - mruknęła.
- Możesz kazać mu się zmanifestować skoro to takie męczące. Może da ci spokój w czasie snu?
- Teraz na pewno nie da mi spokoju, nie ma szans, chociaż pewnie będzie obrażony za wszystkie wieki, ale nie takich przetrwałam. - zaśmiała się cicho, choć zaraz tego pożałowała, jako że żebra również się zaśmiały - Śpij spokojnie.
- Ty też… - wymruczał, czując jak zamykają mu się oczy.
Elfka coś mruknęła i sama zamknęła oczy próbując nie dać się narastającemu bólowi chcąc tylko, aby odszedł przynajmniej na trochę…
 
Zaalaos jest offline  
Stary 18-02-2016, 21:04   #24
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Niedługo po świcie rozległo się pukanie.
- Panie Liang, zapraszam na śniadanie, reszta gości już czeka.
Jhin spokojnie podniósł się z łóżka i spojrzał na drzwi.
- Niedługo zejdę. - podszedł do toaletki w pokoju i przemył twarz i doprowadził się do porządku. Następnie ubrał się, maskę przywiązał do pasa i zszedł do jadalni. Spojrzał na Revaliona -Dzień dobry, nasze elfy nie jedzą?
Mag spojrzał na towarzysza z lekkim rozbawieniem.
- Ano witam. Ciebie to by chyba nawet wulkan nie obudził, co? - Rev założył sobie ręce za głowę. - Elfiątka już zjadły i poszły spać. Chyba przez całą noc były bardzo zajęte, a skoro świt postanowiły - wystaw sobie - sprać się nawzajem kijami w sali treningowej. Zgadnij które wygrało.
- Ylvaan?- Jhin usiadł przy stole i rozpoczął konsumpcję.
- Ano. Chociaż, że wygrał to mało powiedziane. Prawie rozpłatał elfce głowę. Kijem! - Mag rozejrzał się po sali. - A w ogóle jak ci się podoba nasz nowy, chrumkający towarzysz?
-Co?- Jhin zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, aż nie zobaczył knura - Mamy zwierzaka?
- No, tak jakby. Chyba to bardziej Ylvaan ma, ale tak nie do końca. - Mag miotał się nieco w swoich zeznaniach. - Ponoć nawet umie mówić, chociaż mi się jeszcze tym nie chwalił. Paskud jak dotąd jest zachwycony wizją dosiadania go do walki.
- Świetnie… już widzę, jak przemierzamy środek jakiegoś dużego miasta w Sembii… z prawie dwu metrową świnią za nami. Czy te elfy w tym swoim długim życiu, nie myślą o krótko terminowych konsekwencjach?
- Z tego co zrozumiałem o Ylvaanie to wielokrotnie już umierał. Widać podejmowanie właściwych decyzji nie należy do jego mocnych stron.
Liang westchnął.
- Trzeba będzie z nimi porozmawiać o tym. Wiec, co w sumie ich wzięło, żeby się okładać badylami w środku nocy?
- Nie w nocy, a jakąś godzinę temu. - Mag uśmiechnął się. - Jak myślisz: jeśli nie wiadomo o co chodzi, to o co może chodzić?
-Życie nauczyło mnie "Pieniędzy", obserwacja podpowiada mi, że chciał ją po prostu zabić i szukał pretekstu. Twój uśmiech sugeruje seks, a jaka jest prawda?
- Jedzenie. - Odparł bezczelnie mag. - A raczej coś na kształt wyjątkowo zawiłych flirtów, które niewątpliwie kiedyś doprowadzą do seksu, ale zaczęło się od jedzenia. Jej nie podobało się że on je palcami, jemu że ona mu to wypomina. Więc postanowili się potłuc, żeby wydedukować, kto ma rację. A przegrany miał usługiwać przy stole zwycięzcy.
- Czy kilkaset lat temu, orki wyglądały inaczej niż za moich czasów? Przysięgam, nie opisałeś mi właśnie elfów.
- A skąd ja mam wiedzieć? Mój żywot miał miejsce parędziesiąt lat temu, nie paręset.
-Wybacz, sądziłem, że jesteś swego rodzaju historykiem, albo przynajmniej człowiekiem światłym.
- Hmph… - Mag tak jakby warknął pod nosem. - Moje badania i studia w życiu skupiały się wokół przyrody, innych planów i żywiołów, w szczególności mrozu. Pomiędzy tym, a wyprawami w celach rozwiązywania nierozwiązywalnych problemów, jakoś nie zdażyło mi się studiowach historię goblinowatych ani orkowatych.
- Trzeba więc będzie chyba zapytać nasze dwa okazy. - Jhin zajadał się właśnie odrobiną owsianki i chleba z masłem -Więc jakie plany na dziś?
- Jeden z okazów jest z Eberronu, więc jego zeznania mogą nie być takie, jakich byś oczekiwał. - Mag oparł się na łokciu. - I w dodatku więcej by mógł powiedzieć o gigantach czy innych elfach. Co do planów… miałem nadzieję, że będziemy już jechać do Sembii, ale nasze ptaszki poszły spać. No to pomyślałem o ponownej wizycie w Szczęśliwym Zakończeniu, bo Tifareth zapewniała, że owoce stamtąd są przepyszne.
- Ja spasuje, na jedno życie nienaturalnej euforii mi wystarczy. - Jhin zastanowił się - Chyba pokręcę się po zewnętrznej stronie swojego pokoju. Wydawało mi się w nocy, że widziałem cień za oknem…
- Tak mówisz? A wystarczy tam tylko szybko wejść, chapnąć owoc i wyjść. Nikt nie każe ci zwiedzać okolicy, czy kłaść się pod drzewem. - Mag pogładził się po podbródku. - Jaki cień?
- Przeleciał mi obok okna, kiedy usypiałem. Zastanawiałem się czy to nie efekt… powrotu, albo "ogrodu". Wydaje mi się jednak, że to coś innego.
- Powrotu? O czym ty mówisz?
- Wskrzeszenia. Jeżeli faktycznie jesteśmy wskrzeszeni.
- Halucynacje z powodu wskrzeszenia? No w sumie znajdują się na liście typowych efektów ubocznych, nie zdziwiłbym się specjalnie. - Mag wzruszył ramionami. - Chociaż z drugiej strony to może być też jedno z tysiąca dziwactw, jakie to miejsce ma w sobie. A może to był zwykły ptak, albo inny zwierz?
- Może, ale tego mam zamiar się dowiedzieć. - Jhin westchnał i spojrzał na maga - Jak dokonałeś żywota?
- Przez powieszenie. - Rev przekręcił lekko głowę i chwycił nieistniejącą linę nad swoją głową, jakby zaciskał nad sobą szubienicę. - A ty?
- Pojedynek z Cormyrskim Paladynem, Arunsun obserwował wszystko.
- Czemu? - Padło szybkie pytanie od Reva.
- Ponieważ Paladyn chciał wykończyć mnie sam.
Mag przewrócił oczami.
- Jakiż był powód waszego pojedynku, w wyniku którego śmierć poniosłeś? - Powiedział nad wyraz teatralnie. - Chociaż w zasadzie jak już o Arunsunie wspomniałeś, to co on tam robił? Znałeś go?
- Nie spotkałem go przed tamtym dniem. "Pojedynkiem", nazywam to tylko dlatego, że słowo "walka" nie oddaje w pełni tego co się działo. - Jhin westchnął patrząc trochę rozkojarzony w sufit -Przewodziłem klanowi skrytobójców. Byliśmy cierniem w boku Harfiarzy, Cormyru i każdego, kto miał wrogów z dużą ilością monet. W pewnym momencie znaleźli nas i postanowili pozbyć się "Narzędzia zła".
Mag wstał i podszedł do sąsiedniego stolika. Zweryfikowawszy zawartość jednego z gąsiorków jako wyjątkowo mocną, nalał jej do dwóch kubków.
- Lodu? - Zapytał, podając Jhinowi jeden z nich. - Nie słyszałem o tym klanie, ale z drugiej strony niespecjalnie interesowałem się zorganizowaną przestępczością. Nie brzmi jednak, jakbyś był wystarczająco dobrym skrytobójcą, skoro dałeś się podejść paladynowi.
Jhin prychnął.
- Podejść? Czerwone Demony nie uciekają. Wiedzieliśmy, że nadchodzą i okrylibyśmy się hańbą unikając tej walki. - Liang upił trochę z kubka - Znaleźli mnie tam, gdzie chciałem, żeby mnie znaleźli. Mój oponent był człowiekiem honoru i dałem mu szansę na dokonanie zemsty. Dokonał jej, ale zdołałem zabrać go ze sobą.- zabójca uśmiechnął się do siebie -Zakładam, że był zadowolony z tego końca.
- To bardzo szlachetne z Twojej strony. - Przyznał szczerze Rev. - Z perspektywy czasu, czyli jakichś dwóch dni, myślisz że warto było? Czy może zostałeś przywrócony wcześniej niż my?
- Czy warto było co? - Jhin zerknął na maga.
- Zginąć w imię cudzej zemsty.
- Myślisz, że celowo zginąłem, aby jakiś Cormyrczyk poczuł się dobrze? - Jhin westchnął - Moja organizacja upadała. Ja byłem martwy nieważne co bym zrobił. Jeżeli Czarnokij postanowił, że trzeba ze mną skończyć to nie było sensu się przeciągać sprawy. Czy było warto? Tak, bo teraz wiem, że moje dziedzictwo przetrwało.
W głowie maga pojawiło się naraz tyle pytań, że zakołysał się lekko.
- Jakie dziedzictwo? Jaki był twój stosunek do Czarnokija? Był twoim zwierzchnikiem? Z pewnością tak to brzmi z twoich dotychczasowych zeznań.
Jhin zamrugał kilka razy.
- Któryś z nas za dużo wypił, bo nic co powiedziałem, nie wskazywało na to, że Czarnokij był moim zwierzchnikiem. - Jhin usiadł wygodniej - Khelben "Czarnokij" Arunsun. Przywódca Harfiarzy, jeden z wybrańców Mystry. Sądzisz, że korzystał by z usług klanu skrytobójców, który zniszczył trzy domy Cormyru i zabił pięciu ważnych Lordów Waterdeep?
- Nie wiem, ale ta cytrynówka jest dobra. - Rev wychylił resztę kubka. -Rozumiem, nie skojarzyłem wcześniej Arunsuna z przywódcą Harfiarzy, mam luki w pewnych dziedzinach wiedzy. Ze mną było prościej. Powiesili mnie, bo rozpierdoliłem pół miasta.
-Którego? I czemu? - Jhin upił jeszcze odrobinę trunku.
-Ria-a-tavin. - Rev nalał sobie więcej cytrynówki, uzupełniając przy okazji braki u Jhina. - Radcy miejscy upatrzyli sobie dobry interes w mordowaniu mojego przyjaciela, więc wykazałem im błędy w ich rozumowaniu.
- Mordując pół miasta niewinnych? Niektórzy uznaliby, że przesadziłeś.
- Być może. - Rev wziął garść rodzynek i nieco nerwowo zaczął je, jedna za drugą, wrzucać do miseczki. Mógłby przysiąc, że zaczął słyszeć wiatr gdzieś niedaleko. - Nie do końca byłem wtedy sobą, nie bardzo umiem to wyjaśnić. Wśród takich jak ja, którzy mają moc magiczną dziedziczoną od smoków, może się zdarzyć że pod wpływem silnych emocji ich moc bierze nad nimi niejaką kontrolę. Ku chwale ojczyzny i tak dalej…
- I tak dalej. - zgodził się Jhin - Co do dziedzictwa… pamiętasz ten dokument z Sembii?
- Ten list pieczętujący, czy ten będący naszą jedyną wskazówką?
- Wskazówka. Ci łowcy nagród polowali na kogoś, kto najwyraźniej kontynuuje tradycje mojego klanu.
- Czy tradycją waszego klanu jest chowanie się w starożytnych świątyniach z hordami nieumarłych? - Mag wyciągnął z plecaka kopię dokumentu i przejrzał ją jeszcze raz.
- Nie, najwyraźniej standardy upadły pod moją nieobecność. - Jhin westchnął - Jednak twierdzili, że to "Mistrz Czerwonych Demonów". Nie ustalałem standardów sukcesji, ale najwyraźniej coś wymyślili.
- Valtharon… - Wymamrotał pod nosem mag. - Ciekawe, mów dalej.
- Co więcej mówić? Mam zamiar go znaleźć podczas naszej małej ekspedycji.
- A ile średnio żyją Mistrzowie Czerwonych Demonów? - Rev pomachał mu dokumentem przed twarzą. - To to tutaj ma już trzy dekady!.
- Skąd wiesz?
- Władca nam powiedział w czasie audiencji, nie słuchałeś?
- Musiało mi umknąć. - Jhin podrapał się po głowie - Zważając, że byłem pierwszym? Ja rządziłem dekadę, nie mam pojęcia jak szło moim następcom.
- Pamiętaj, że naszym głównym zadaniem jest znalezienie włótshni, nie Valtharona. - Przypomniał mu Rev, zaglądając znów na dno kubka.
- Pamiętam, ale mam prawo chyba do dodatkowych celów?
- No niby tak. - Odparł zagadkowo Rev. - To jak już go znajdziesz, co z nim zrobisz?
- Sprawy klanu, tego ci już nie powiem.
- Jak uważasz. Wywnioskowałeś jeszcze jakieś ciekawe informacje z tego dokumentu?
- Że najpewniej przyjdzie nam walczyć. Wątpię, aby ten rycerz śmierci się od tak pożegnał z tą włócznią.
- Och, co my byśmy bez ciebie zrobili… - Revalion zrobił głupkowaty uśmieszek, przyglądając się kolejnemu kubeczkowi cytrynówki. - W czasie swoich badań natknąłem się na pewną wzmiankę na temat pochodzenia włótshni… ale nie wiem czy ci o tym powiedzieć…
- Twój wybór. Jeżeli to nic nie znacząca ciekawostka, nie będę płakał. Natomiast jeżeli chcesz mi powiedzieć, że włócznia zawiera w sobie duszę lisza, który stara się przejąć kontrolę nad każdym, kto trzyma broń. No cóż, taka informacja może się przydać.
- Być może… być może… - Mag zachichotał.
Jhin pokręcił głową.
- Dlatego zawsze trzymałem alkohol z dala od Wushu…
Rev wstał i podszedł do Jhina.
- Do-obra, choodź! - Chwycił go za ramię i pociągnął. - Trze-eba znaleś tę cieeń!
Jhin pokręcił głową.
- Magowie… duże głowy, wątroby dzieci… zacznijmy od twojego pokoju.
- W mim pokju bęę-sie owoc? - Zapytał skonfundowany mag, zwracając się w kierunku biblioteki. - Ni-e. E. Tam. Tam owoce! Cho-oś!
"Zachodniowcy…" pomyślał Jhin i trochę mocniej pociągnął maga w stronę części wypoczynkowej
- Przyniosę ci ten owoc, ale ty idziesz do pokoju.
- Ehe-hehe! Jasz-ne! - Rev rozweselony ruszył ku wyjściu prowadzącemu do biblioteki.
- Tędy.- ponownie pociągnął Revaliona - Może przyłapiemy elfy na czymś niegrzecznym?
- Nie-i! - Warknął mag, wyszarpując się i wskazując na podłogę obok Jhina powiedział:
- Oser’thareth Adi-i… raeth! - Zawahał się w trakcie inkantacji, dostając jednocześnie czkawki. To spowodowało, że magia z jego dłoni zamiast na podłogę, skierowała się na samego Jhina.
- O cholera… - Skomentował mag, odzyskując nagle trzeźwość.
- Co to miało zrobić?
- Eee… - Mag zachwiał się. - No, e, chciałem tyl-sz-ko cie-e zaczymać, no, e. W miejszcu. Wiee-sz. Taa-ki duży szponek! A tak to…
Rev stuknął Jhina w ramię, co niespodziewanie wydało pusty dźwięk, jak lusto.
- Puk puk? - Skomentował zaklinacz.
Prócz dźwięku Jhina zaskoczyło więcej rzeczy. Po pierwsze w ogóle tego stukania nie poczuł, po drugie w pomieszczeniu zrobiło się bardzo ciepło a w końcu po trzecie czuł się dziwnie ociężały, ale to akurat mogło być efektem wypitego alkoholu.
-Revalion. Co.Ty.Mi.Zrobiłeś?- głos Jhina był dość zimny.
- Noo… jakżm mówi-ił… - Mag klepnął się dłonią w policzek. - No chćłem cię zatrzymać, ale… przez ja-akiś czas bę-ędziesz miał tshiało z loodu, hehe…
Jhin spojrzał na swoje nowe dłonie.
- Jaki czas?
Mag machnął ręką.
- Dwatsieścia minut, nie wjcnj! - Zapewnił towarzysza.
- Czy ciepło mi nie zaszkodzi…?
-Njee wim… Sprawdźm? - Mag zakasał rękawy do kolejnego zaklęcia.
-Nie. Idź do tego cholernego ogrodu i weź swój owoc. Ja… posiedzę w jakimś chłodnym miejscu.
- Paskud, w dro-ogę! - Zarządził Rev i ruszył w kierunku pokoi gościnnych.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 23-02-2016, 17:20   #25
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Ylvaan

Sny powróciły gdy tylko zaczął trans.
Ukryty w leśnych ostępach obserwował lodowe giganty. Potężni poganiacze niewolników prowadzili gdzieś blisko setkę elfów. Przyglądał się uważnie lecz jego bystre oczy nie znalazły ani jednego mężczyzny. Połączone łańcuchami przytwierdzonymi do żelaznych obroży prowadzone były tylko kobiety. Wiele z nich całkowicie nagich inne w strzępach ubrania. Wszystkie z ogolonymi głowami na których pozostało wiele śladów świadczących o tym, że proces pozbywania się włosów nie był delikatny.
Ylvaan przygotował swój wierny łuk, naciągnął go kilka razy rozgrzewając siebie jak i drzewce. Te rutynowe czynności uspokoiły jego umysł. Nie miał teraz czasu na wahanie, musiał działać. Gdzieś wśród niewolnic były jego córka i… ból przeszył czaszkę elfa. Nie potrafił sobie przypomnieć. Ilekroć próbował natrafiał na ścianę której nie był w stanie sforosować a wszelkie próby powodowały tylko większy ból.
Wziął kilka głębokich oddechów, to nie był czas by zmagać się ze słabością umysłu. Teraz musiał tylko działać. Naciągnął cięciwę obierając jednego z gigantów za cel, wyszeptał słowa nienawiści a z nich uformowała się gorąca, rozpalana gniewem strzała.
Posłał ją do celu, pewną i niechybną. Niczym wyrok skazujący giganta na śmierć za wszelkie cierpienia jakich doświadczył, za całe zło jakie wyrządzono jego rodzinie. Pomknęła ze świstem trafiając cel. Jej żar był żarem jego uczuć, potężnym i nieustępliwym, trawiącym ciało giganta od wewnątrz. Wrzask agonii niósł się daleko pomiędzy drzewami gdy Ylvaan wypuszczał kolejne żądła swego gniewu.
Był szybki i cichy kryjąc się przed wrogiem w koronach drzew. Nie mogli go znaleźć, nie potrafili z nim wygrać. Oni którzy skazali jego rasę na niewolę gorszą od śmierci nie potrafili powstrzymać jego jednego. Padali martwi jeden za drugim, ginęli w ogniu niezdolni by się obronić lecz to było ciągle mało. Musieli zapłacić! Całą swoją nienawiść i żal przekuwał z pomocą magii w broń, aż nie zostało w nim nic prócz pustki. Wycieńczony walką rozejrzał się po pobojowisku. Przy życiu nie został żaden z gigantów.

- Tato! - Młoda elfka wyrwała się w jego stronę, biegła ile sił w nogach a w jej oczach dostrzegał łzy. Czuł jak wielki ciężar spada z jego barków, ulga odebrała mu resztkę ził.

- …! - Zdołał wykrzyknąć jej mię kiedy niebo zasnuł olbrzymi cień. Elfka zamarła z przerażenia, nie zdolna zrobić ani kroku. Potężny ryk rozdarł powietrze i biała śmierć niczym rwąca rzeka spłynęła z góry pokrywając wszystko wokół.

Spadła z nieba niczym srebrny grom. Piękna i zabójcza. Jej łuska lśniła w promieniach słońca, jej oddech parował, skrzydła przesłaniały Ylvaanowi cały świat. Przybyła po niego, jego własna śmierć. Czuł zbliżający się koniec gdy nabierała tchu. Widział jak prężą się jej mięśnie, lecz nie słyszał nic prócz ciszy gdy jego ciało powoli zamieniało się w lód.

Avaliye

Była przygotowana na wiele. Na trening który wyczerpie jej wszystkie siły. Na zruganie Nystana. Nawet na powrót koszmaru. Jednak na to czego doświadczyła nie przygotowało ją nic.

Stała samotnie na środku szarej mroźnej pustyni. Powietrze choć mroźnie nie orzeźwiało lecz dusiło smrodem spalenizny. Jej oczy przeszywały ciemności lecz nie było nic na co mogła by patrzeć. Jedynie szary popiół pod jej stopami i obojętne gwiazdy daleko w górze. Przyglądała się im dłużej. Nie rozpoznawała, żadnej z konstelacji. To gdzie była pozostawało dla niej tajemnicą.

Szła przed siebie. Nie wiedziała już jak długo. Monotonna pustynia nie zmieniała się ani odrobinę. Szła czując jak opuszczają ją resztki sił i cała nadzieja. Jej duma rozpadała się nie znacząc nic w tym ponurym mrocznym świecie. Jej pragnienia traciły na znaczeniu. Jej obowiązki… nie było nikogo kto mógłby jej o nich przypomnieć.

Tylko szarość i mrok.

Wszechogarniająca, bezduszna, martwa pustynia.

Jej ubranie powoli traciło barwy. Wysychało na popiół i rozpadało stając częścią krajobrazu. Czymkolwiek był ten świat Avaliye czuła do niego głęboką odrazę. Nawet drowy nie budziły w niej takich uczuć. Czarnoskórzy kuzyni jasnych elfów byli przesiąknięci złem i zdradą lecz ciągle płonęła w nich iskra życia. Ciągle byli lepsi niż ten zimny świat pozbawiony wszelkiej nadziei.

Upadła kiedy jej naga stopa uderzyła o coś twardego. Pierwszą rzecz jaką znalazła w tym świecie wszechogarniającej szarości. Z nadzieją, na klęczkach podeszła do kamienia. Dłonią odgarnęła z niego szary pył, jej oczom ukazał się napis. Mroźny wiatr przeszył jej ciało chłodem sięgającym aż do kości.

Częściowo zatarte elfickie runy głosiły:

“Dom dla wszystkiego co w nas najlepsze
niech po wsze czasy rozkwita najpiękniejsze z miast
Myth Dranor”

Pamięć podsunęła jej obrazy z przeszłości, kiedy pierwszy raz ujrzała te słowa wyryte na kamieniu-mythalu miasta gdzie niemal zakończył istnienie jej ród. W wyobraźni potrafiła dostrzec inne miejsca. Pamiętała w którym miejscu kończyło się miasto a zaczynał przepiękny Cormanthor… teraz była tam tylko szarość pustyni.

Revalion
Mimo sporej ilości trunków jakie w siebie wlał Rev zachował zimną krew a nawet wbrew wysiłkom Paskuda chłodną ocenę sytuacji…
- Nie… w..ozić… - Wydukał czytając wielkie litery wypisane na solidnych drzwiach, po czym je zignorował i zaczął mocować się z drzwiami. Marudzenie chowańca wcale nie pomagało czarodziejowi w pokonaniu przeszkody, ciągnął ile sił lecz drzwi nie ustępowały.
Zakasał więc rękawy, wziął głęboki oddech i wypowiedział słowa zaklęcia tak strasznego, że nigdy już potem nie potrafił ich sobie przypomnieć. Przeklinał na czym świat stoi a z każdym kolejnym przekleństwem drzwi porastała coraz grubsza warstwa lodu, błękitne płomyki pełgały na ich całej powierzchni by po chwili zmienić się w lodowe narośla. Mróz wywołany zaklęciem był tak nieznośny, że nawet Paskud zadrżał z zimna. W końcu i drzwi ustąpiły. Z potwornym trzaskiem rozpadły się na tysiące lodowych okruszków.
Oczom maga ukazała się znajoma puszcza i znajome owoce. Oj miał on z nimi na pieńku za te wybałuszone w niego gały. Tak jak i miał wiele pomysłów jak się z nimi rozprawić, ostatecznie jednak zerwał kilka i ze smakiem przegryzając - zaczął od gałek - udał się, za namową mefita, do sypialni.
Drogę znał dość dobrze by po drodze nie zabłądzić. Ostrożnie wyładował resztę owoców na łóżko. Zdjął swą szatę i gotów na miłe sny zaczął gramolić się do śpiwora. Posłanie było jednak zbyt ciepłe, zdecydowanie zbyt ciepłe. Z pomocą przyszła mu magia, ledwie kilka słów i gestów wystarczyło by temperatura znacząco spadła. Teraz mógł się wyspać!

Jhin

Nie minęło wiele czasu kiedy Jhin odzyskał swoje ciało. W brew obawom zaklęcie Revaliona nie miało długotrwałych skutków ubocznych, a przynajmniej tak mu się wydawało w pierwszej chwili. Gdy znów mógł odczuwać chłód, przeszedł go dreszcz. Wzrok mu się zmącił i zasnuły go cienie. Lecz już po chwili wszystko było w porządku.
Sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy nim Jhin zdał sobie sprawę, że jest światkiem dziwnego zjawiska. Cienie płynęły w jednym kierunku zupełnie jakby źródło światła dzięki któremu istniały przesuwało się za obiektami owe cienie rzucającymi. Lecz żadnego źródła światła nie było a za każdym razem gdy w cieniu znalazło się jego ciało, drżał z zimna.

Gnany ciekawością i być może brakiem rozsądku powodowanym alkoholem ruszył wzdłuż korytarzy śladem cieni. Wielokrotnie skręcał i kluczył tak, że miał wrażenie, iż kręci się w kółko. Jakby zaprzeczając odczuciom człowieka korytarz otworzył się na rozległą łąkę porastająca niewielkie wgórze. Na szczycie wgórza wznosiła się altanka a w niej cicho śpiewając przygrywała sobie na lutni widmowa niewiasta.

W pierwszej chwili Jhinowi zdawało się, że ma zwidy lecz kiedy ruszył przed siebie wyraźnie poczuł, że pod butem ma ziemię nie kamień. Zbliżał się powoli. Niewiasta choć zapewne zauważyła go nie reagował na jego obecność. Grała smutną balladę o utraconej miłości, lecz niczego innego nie spodziewał się po widmie.

Wyciągnął dłoń, sam nie wiedząc co pragnie tym sposobem osiągnąć. Niewiasta zrozumiawszy, że nie jest dla Jhina niewidoczna wydała z siebie przeraźliwy krzyk…

Obudził się w swym łożu z potwornym bólem głowy i czymś zimnym w zaciśniętej kurczowo dłoni. Kiedy ją otworzył zobaczył, że trzyma ozdobny medalion. Jednak co było najbardziej niezwykłe, ozdoba była materialna jedynie w połowie. Zupełnie jakby trzymał przedmiot należący do świata duchów.
 
Googolplex jest offline  
Stary 13-03-2016, 23:16   #26
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Ylvaan zerwał się z łóżka z sercem bijącym jak opętane i krzykiem formującym się na ustach. Z trudem powstrzymał skowyt, objął rękoma własne kolana i na podobieństwo osoby psychicznie chorej zaczął się bujać w przód i tył. On nie pamiętał niczego takiego. Nieważne jak bardzo wysilał pamięć, nie był wstanie przypomnieć sobie córki. I nie wiedział co było gorsze. To że Władca bawił się jego myślami, czy może to że pokazał mu prawdę. Że miał córkę której nie znał. Córkę która zapewne już nie żyła.
Elfka czuła wszechograniającą pustkę, która nie minęła nawet w momencie, gdy wybudziła się ze snu. Nie był to trans z pokroju tych, które umęczyłyby ją za sprawą Nystana, a którego miała doświadczyć, dodając do tego bardzo zirytowanego Nystana. Teraz jednak żałowała, że takowego nie było, a zamiast tego była…
...pustka, w miejscu, w którym powinno być życie i przeszłość.
Zakryła oczy dłońmi bojąc się nimi spojrzeć, aby nie zobaczyć, że to co widziała jednak było prawdziwe. Nie mogło być… Nie mogło! Jako Armator'lateu nie dopuściłaby do czegoś takiego…!
Powoli odsunęła dłonie i niepewnie otworzyła oczy, żeby zobaczyć, iż wciąż znajduje się w Pałacu Władcy, a dokładniej w pokoju Ylvaana, nadal z misją, która nie miała znaczenia w obliczu tego, co Avaliye zobaczyła we śnie. Odwróciła głowę tylko po to, aby zobaczyć siedzącego, skulonego elfa, pogrążonego w swoim własnym cierpieniu.
- Ylvaan… - szepnęła i niepewnie położyła dłoń na ramieniu Ylvaana oczekując… czegokolwiek jako reakcji. Natychmiast, odruchowo ją cofnęła, elf był lodowato zimny, pokryty niewielką warstwą szronu i cały dygotał.
- Czy te sny mogą być prawdą? - spytał elf odsłaniając twarz. - Czy miałem… - wyszeptał i znowu ukrył twarz.
Avaliye czując, że elf jest wręcz lodowaty, narzuciła na jego ramiona rozłożony śpiwór, wytrząsając z niego przy tym Paskuda.
Elfka parsknęła na widok Paskuda i próbując ogrzać elfa wyszeptała:
- Nie mogą być prawdą. Nie mogą. - powiedziała próbując uspokoić Ylvaana, ale także i siebie, po czym spojrzała znowu na mefita i syknęła -A ty co tu robisz?!
- WON! - ryknął Ylvaan gdy zwrócił uwagę na mefita.
Revalion w pierwszej chwili zamrugał kilkakrotnie oczami i wystawił rękę, żeby na coś wskazać. Jakież było jego zdziwienie, kiedy zorientował się że nie ma własnej ręki, tylko… szpon. I w zasadzie to pomieszczenie stało się jakieś takie za duże.
Czy on… o bogowie.
Warknął coś niezrozumiale i naprędce, po czym wybiegł z pokoju.
- Uciekaj, uciekaj do swego pana! - krzyknęła za uciekinierem Avaliye i cisnęła jeszcze w jego stronę poduszką.
- Pora wstawać. - rzucił tylko Ylvaan wygrzebując się spod kołdry. Z zaciekawieniem przyjrzał się swojej skórze, teraz pokrytej lodowatą wodą. - Lepiej żeby mag pilnował swojego zwierzaka. Kończy mi się cierpliwość.
- Taaak, lepiej dla niego będzie o ile nie chce musieć sprawiać sobie kolejnego. - mruknęła bez radości w głosie - Bezczelność…
- Znajdźmy go. - dodał elf przywdziewając swój ekwipunek. - A potem muszę porozmawiać z Tifareth.
- Dobrze. - odparła elfka również zakładając swój ekwipunek i spojrzała na Ylvaana - Ty też miałeś fatalny sen, zakładam?
- Gorzej. - uciął temat.
- Mhm. - mruknęła elfka - To co zrobimy z Revalionem jak go znajdziemy?
- Po staremu. Wyprujemy flaki, a ciało rzucimy psom. Albo po prostu poprosimy o uwagę.
- Pierwsza możliwość brzmi smakowicie. - zawyrokowała - Panowie przodem? - Ylvaan wzruszył ramionami i opuścił pomieszczenie, a wraz za nim i Avaliye.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 13-03-2016, 23:17   #27
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Nieprzyzwyczajony do niewielkich rozmiarów Revalion prawie pomylił drzwi lecz w porę się zreflektował i przebiegł jeszcze kawałek dalej. Drzwi komnaty były otwarte a widok który się okazał magowi był doprawdy niecodzienny. No bo jak często można podziwiać swoje własne nieprzytomne ciało pół leżące, pół klęczące przy łóżku otoczone czerwonymi owocami, wielkością i kształtem przypominającymi serce dziecka, z wielkim okiem każdy?
Rev odetchnął z ulgą - połowa sukcesu została osiągnięta, odnalazł swoje ciało. Z tyłu głowy świszczała mu troska o brak łączności umysłowej z samym Paskudem, jednak uznał że tym problemem zajmie się później. Rozejrzał się szybko po pokoju, żeby sprawdzić czy jego dotychczasowy dobytek też gdzieś nie uciekł i podszedł do jednego z owoców, by przyjrzeć im się dokładniej i z bliska.Na szczęście jeśli idzie o ekwipunek wszystko było w porządku zaś kiedy zbliżył się do owocu ten od razu spojrzał na niego swoim jedynym okiem.
Revalion-mefit zadumał się nad całą sytuacją. Zanim jednak zdołał dojść do jakichkolwiek wniosków, do jego pokoju wpadli Availye i Ylvaan.
Maga zastali w niezbyt szacownej pozycji, nieprzytomnego na łóżku. Lodowy mefit z wyrazem zatroskania na paskudnej mordce stał obok głowy Revaliona i z uwagą wpatrywał się w owoc. Owoc zaś wpatrywał się w chowańca.
- Revalion. Pilnuj swojego zasranego chowańca. Kończy mi się cierpliwość. Revalion? REVALION! - elf warknął coś pod nosem. - Śpi.
- To trzeba go obudzić. - Avaliye wzruszyła ramionami i wymijając "Paskuda" podeszła do "Revaliona" - Revaaaliooon… WSTAWAJ! - warknęła i uniosła trochę głowę maga, aby wymierzyć mu policzek… Niezbyt mocny, ale odpowiednio bolesny.
- Przestań, nic w ten sposób nie wskurasz! - Zapiszczał Revalion-mefit, kładąc owoc z powrotem na miejsce i wskakując na łóżko. Patrzył przez dłuższą chwilę na oba elfy, jakby szukając odpowiednich słów. Odwrócił wzrok.
- To ja jestem Revalion, w ciele mefita. Przepraszam was bardzo za to, co się stało w waszej sypialni, nie chciałem przerywać wam odpoczynku. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. - Westchnął ciężko. - Ale zanim zrobię cokolwiek więcej, muszę odzyskać swoje ciało. Potem możecie mi wymierzyć tyle policzków, ile tylko chcecie.
- Idiota. - mruknął tylko elf.

Mefit postawił jeden z owoców na łóżku i spojrzał mu “prosto w oko”.
- Słyszysz mnie? Mrugnij raz, jeśli tak. - Zapytał niepewnie owocu. Ten milczał lecz za to bezczelnie wlepiał spojrzenie oka w maga-mefita, wyraźnie go tym prowokując.
- Komedia. Tifareth! - zawołał Ylvaan. - Niech ona pomoże w rozwiązaniu twojego problemu, to wykracza poza zakres moich umiejętności.
- Naprawdę? - elfka zaśmiała się rozbawiona - Coś ty ze sobą zrobił, co? Znudziło ci się bycie człowiekiem?
- Żebym to ja wiedział… - Mag-mefit pokręcił głową. - Póki co mam podejrzenia, że to ma sporo wspólnego z tymi owocami. Lepiej ich nie jedzcie, bo wygląda na to, że efekty są nieprzewidywalne.
- Genialny pomysł, jedzenie owoców które mają OCZY. Zupełnie naturalne, nawet by przez myśl mi nie przeszło że mogą mieć niepożądane skutki uboczne. - rzucił elf.
- No, ale pewnie były przepyszne, prawda? Nagroda warta swej ceny, hmm? - zawtórowała Ylvaanowi elfka.

Po kilkunastu minutach usłyszeli kroki za drzwiami. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy co sugerowało, że jego źródło się zbliża. W końcu w drzwiach ukazała się Niebieskooka.
- Mag zamienił się ciałami ze swoim chowańcem. Wykracza to poza moje umiejętności, pomóż mu proszę. - powiedział krótko elf. - A potem chciałbym ci zadać kilka pytań.
- Technicznie rzecz ujmując to nie jest pewne, czy zamieniliśmy się ciałami. Straciłem więź z Paskudem. - Powiedział Rev ze smutkiem. - Ale z grubsza się zgadza. Możesz coś poradzić na moją aktualną sytuację?
Jedno spojrzenie na owoce wystarczyło Niebieskookiej by zrozumieć przyczynę problemu.
- Nie mogę. - Odparła po czym zwróciła się do Ylvaana. - Jakie to pytania?
- Męczą mnie sny, co się nie zdarza mojemu gatunkowi. Zakładam że to działanie pałacu, Władcy, bądź efekt uboczny wskrzeszenia. Czy te sny mogą pokazywać prawdę? I czy można je powstrzymać?
- Obawiam się, że i w tej sprawie nie jestem w stanie zbyt wiele pomóc. Nic nie wiem na temat elfich snów, ani o podobnej reakcji u kogokolwiek kto gościł w pałacu wcześniej. Co zaś tyczy ich prawdziwości - zamilkła wpatrując się w elfa. - Mogę tylko przypuszczać, że istnieje powód byś śnił.
- *Jævla drager… - mruknął do siebie, po czym zwrócił się do Tifareth - Dziękuję to wszystko.
Kobieta zrobiła dziwną minę, jakby właśnie kazano jej zjeść wyjątkowo stare i znoszone onuce lecz nie skomentowała słów Ylvaana. Zamiast tego popatrzyła z politowaniem na Revalona-mefita.
- Działanie owoców nie utrzymuje się zbyt długo. Za dwie może trzy godziny wszystko powinno wrócić do normy. A same owoce zatrzymajcie, są bardzo przydatne kiedy się je zje mając niezmącony umysł i silną wolę. - Po tych słowach ruszyła do drzwi.
Mag-mefit westchnął częściowo z ulgą.
- No nic, pozostaje mi czekać. Najlepiej będzie jeśli zostanę tutaj i ogarnę swoje ciało i te owoce.
- Baw się dobrze, ja idę coś zjeść. - rzucił Ylvaan kierując się w stronę drzwi. Po napchaniu się smakołykami miał zamiar znaleźć powóz Władcy i dokładnie go obejrzeć.

__________________________
* Pierdolone smoki...
 
Gettor jest offline  
Stary 13-03-2016, 23:18   #28
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Minęło kilka godzin podczas których Revalion odzyskał swoje ciało zaś elfy i Jhin zjedli porządne śniadanie. Czarodziej pomimo, iż powrócił do normalnego stanu cierpiał jeszcze z powodu lekkiego kaca. Stan ten nie byłby może zbyt uciążliwy gdyby nie narzekanie Paskuda twierdzącego jakoby wola maga kiedy zawładnęła jego ciałem całkowicie go przydusiła. Na podstawie tego Rev wysnuł teorię, iż owoce pozwalają świadomości opuścić ciało i swobodnie - lub w przypadku osób o słabej woli chaotycznie - przemieszczać się w przestrzeni. Mógł tylko spekulować czy efekt jest jedynie sensoryczny czy pozwala również na manifestację animy.

W końcu przyszła pora by zabrać się za powierzone im przez Władcę zadanie. Udali się na dziedziniec by obejrzeć swój środek transportu, jak zwykle prowadziła ich niebieskooka Tifareth. Kobieta wprost promieniowała szczęściem, zapewne na myśl, że w końcu pozbędzie się gości i nie będzie musiała porzucać swych obowiązków za każdym razem gdy się zgubią lub nie będą czegoś wiedzieli. Poprowadziła ich przez szereg komnat i korytarzy aż w końcu trafili na dziedziniec pałacu gdzie czekał na nich środek transportu. Z wyglądu przypominał nieco dyliżans lub może karetę, żadne z obecnych nie miało jednak wielkiego doświadczenia z podobnymi pojazdami wiec dla nich pozostał po prostu powozem. Zaprzężony w cztery kare konie, wykonany z najciemniejszego hebanu i wzmocniony najprawdopodobniej adamantem, wszelkie ozdoby również wykonano w kolorze czarnym tak, że całość przypominała nieco karawan. Od razu też rozwiązał się problem kto będzie powoził bowiem na koźle siedziała postać w ciemnej szacie z kapturem zasłaniającym twarz.
Zarówno Revalion jak i Jhin zauważyli też niemal od razu, że konie w zaprzęgu nie są zwyczajnymi zwierzętami. Były zdecydowanie zbyt… mroczne.

- Jest całkowicie do waszej dyspozycji, jeśli wyruszylibyście od razu zabierze was do Sembii przed zachodem słońca. Jest jedna jeden drobny problem… - Po zaprezentowaniu ich środka transportu Tifareth spojrzała wymownie na Ylvaana i jego zwierzątko. Zwierzątko zaś z wielkim zaciekawieniem obejrzało i obwąchało powóz.
- Nie pachnie… dziwne, nienormalne, nienaturalne, osobliwe…- Odyniec wydawał się szukać najbardziej pasującego słowa.
- Jedzie z nami. Obiecałem mu to. - odpowiedział elf Niebieskookiej.. - Mogę go zmniejszyć w razie potrzeby. I jego chęci. - zaoferował Ylvaan.
Knur chrumknął z aprobatą słysząc ten pomysł.
- Mhm… Sekunda. - dodał elf przetrząsając plecak. - Gdzie to było… Tu! - rzucił wyciągając prostą różdżkę. - Może zaswędzieć. - wyjaśnił przykładając drewno do czaszki Knura. - *Minimer!
Zwierzę natychmiast zmniejszyło się do zaledwie połowy swej poprzedniej wielkości… jednak to była nadal spora świnia.
- Będzie trochę ciasno, ale jakoś się zmieścimy. Ładuj się do środka. - powiedział elf otwierając przy tym drzwi powozu.
Zwierzak pomimo początkowej niechęci wgramolił się do środka zajmując całą przestrzeń pomiędzy siedzeniami. Dla wszystkich stało się jasne, że podróż z knurem pod nogami będzie bardzo długa i męcząca.
- Ylvaan, nie kpij sobie. - Revalion bardzo sceptycznie ocenił całą sytuację. - Chyba nie oczekujesz, że wszyscy się tam zmieścimy? Panie Knurze, czy byłby pan skłonny przybrać bardziej odpowiednią postać na czas podróży?
Wprawdzie z chrumknięciem niezadowolenia lecz dzik podkurczył nogi i starał się zajmować jak najmniej miejsca. Mag zaś westchnął i spojrzał wyczekująco na Ylvaana.
- Magu. Nie będę przypominał kogo znalazłem dzisiaj w moim łóżku. Ani kto prawie zmienił mnie w kostkę lodu. Jakoś sobie poradzisz. Poza tym następnym razem będę podróżował równolegle do naszego pojazdu. Muszę po prostu poznać ten plan. - zakończył swój wywód elf.
- Po pierwsze to nie… - Rev podniósł palec, żeby coś powiedzieć, jednak machnął ręką. - ... nieważne. Daj mi chociaż na chwilę tę swoją różdżkę-magiczkę. Jak sam się pomniejszę na czas wyprawy to też będzie lżej jechać.
- Nie działa na humanoidy. Ale wiem że w magazynie są takie które mogą zmniejszyć i nas.
Revalion skrzywił się i mamrocząc pod nosem nieprzyjemne rzeczy, poszedł do magazynu wraz z Paskudem. Zabawił tam zdecydowanie dłużej niż zajęło by mu znalezienie jednej różdżki, jednak w końcu wrócił.
- Przypomniało mi się jeszcze kilka drobiazgów, które mogą być przydatne. - Rzucił zdawkowo, przyglądając się jednocześnie nowo zdobytej różdżce pomniejszającej. - Z drugiej strony rzucanie tego zaklęcia co trzy minuty nie brzmi jak zabawa. Chyba trzeba będzie przecierpieć trudy podróży. Tylko nastaw sobie, Ylvaan, jakąś klepsydrę czy coś, żeby twoja świnka nagle nie rozsadziła nam powozu, bo zapomniałeś odnowić swojego zaklęcia.
- Uh, faktycznie trzeba mierzyć czas. - Ylvaan westchnął głęboko, wiedział że powinien był się w jakiś czasomierz zaopatrzyć. - Zaklęcie które rzuciłem działa trzy godziny, więc nie będzie znowu tak źle.

______________
* Zmniejszenie!
 
Zaalaos jest offline  
Stary 13-03-2016, 23:20   #29
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Wygoda nie była dobrym słowem by opisać sposób w jaki zaczęła się podróż piątki bohaterów. Z podkurczonymi nogami ściśnięci w niewielkiej kabinie z wielkim zwierzem pomiędzy siedzeniami zerkali na elfa moralnie gotowi w każdej chwili go udusić za ten wspaniały pomysł zabierania knura ze sobą do powozu. Ale szkoda już się stała a przecież nie raz przychodziło im stawić czoła większym niewygodom.
Powóz zaś opuścił pałac, podążając drogą pomiędzy drzewami owocowymi, między zadbanymi wiejskimi domkami, miedzy polami złotymi od zbóż gotowych do zbiorów. Niedługo trwała taka podróż kiedy Paskud ze zdziwieniem zawołał Revaliona wskazując w kierunku w którym jechali. Oczom maga i pozostałej trójki ukazał się wielki, wyższy niż niejeden łańcuch górski mur z idealnie czarnego gładkiego kamienia. Przed nimi w murze powoli otwierały się wrota a żadne z nich nie miało wątpliwości, że nie jest to zwykły portal lecz brama przez wymiary. Przejazd przez którą wywołał u wszystkich lekkie nieprzyjemne mrowienie.

Zaraz za bramą rozpościerał się wielki starożytny las, pełen mrocznych cieni poniżej bujnych koron ogromnych drzew. W tym momencie powóz przyspieszył wjeżdżając w jeden z większych cieni. Świat natychmiast pociemniał i stał się swoim własnym negatywem, tam gdzie było wcześniej światło ział mrok a gdzie zalegały cienie mrok zdawał się świecić nieziemskim blaskiem nie mającym wiele wspólnego ze światłem. Świat za oknami powozu niemal natychmiast rozmazał się kiedy prędkość z jaką się poruszali wyprzedziła ich zdolności postrzegania. Nie był to przyjemny widok i wszyscy szybko zrezygnowali z jego podziwiania, nawet Ylvaan który był przecież do podobnych widoków przyzwyczajony.
Niedługo później poczuli dreszcz, jakby przeszył ich dźwięk po za granicami ich słuchu. Paskud skamieniał ze strachu a Revalion poczuł od niego falę niemal paraliżującego niepokoju. Knur kwiczał jakby go prowadzono na rzeź a w jego oczach czaiło się szaleństwo i przerażenie tak pierwotne, że całkowicie przejęło nad nim władzę, drżał przy tym jak w febrze i pocił się wydzielając paskudny odór od którego robiło się mdło.
Chwilę później Jhin zauważył go i wskazał innym, wielki niemal sześciometrowy cień z grubsza humanoidalnego kształtu podążał w ich kierunku, jakby ślizgał się po lodzie.
[media]http://img.photobucket.com/albums/v702/jrockheaven/nightwalker.jpg[/media]


I nie był sam…
- Oh. Widziałem już kiedyś te istoty, tyle że pojedynczo. - mruknął elf - I z daleka. - dodał. - Proponuję gotować się do walki. - to mówiąc zaczął rzucać zaklęcie. Był zaznajomiony z Planem Cieni, nie byłą to jego pierwsza podróż tą ścieżką i w czasie poprzednich wizyt nauczył się kilku sztuczek. To był moment na skorzystanie z jednej z nich. Esencja planu odpowiedziała na jego wezwanie i z ziemi wystrzeliły kolczaste krzewy, rozdzielając bestie.
Z przerażeniem stwierdził, że trzy cieniste olbrzymy choć zwolniły to jednak nie zatrzymały się. Miast okrążać barykadę lub przedzierać się przez nią po prostu uniosły się w powietrze i choć znacznie wolniej to jednak parły na przód ponad przeszkodą. W końcu opadły na ziemię i znów zwiększyły prędkość.
- Magu, twoja kolej? - spytał elf wskazując bestie - Moja metoda nie była… Najlepsza.
- Wiesz co jest najgorsze w umarlakach? - Rev zmarszczył brew. - Niebardzo ich obchodzi jak zimno jest dookoła nich. No ale mam pewną sztuczkę w zanadrzu…
Po tych słowach mag wyciągnął kilka małych rzeczy ze swojej nowiutkiej torby z komponentami i zmanipulował je odpowiednio w ręce, rzucając ostatecznie ich kombinacją w stronę najbliższego przybysza. Oczywiście nie był to zwykły rzut, a zaklęcie które miało zamienić stwora w coś mniej agresywnego. Mag postanowił pójść na całość i przemienić go w ogromny głaz zagradzający drogę tak bardzo, jak tylko się dało.
- A nuż się uda… - Wymamrotał Rev, kiedy czar jeszcze leciał.
Cieniostwór zwolnił, jego ciałem wstrząsnęły konwulsje i wydawało się, że kontury jego postaci zaczynają się rozmywać. Jednak już po chwili upiorny blady blask jego oczu rozbłysnął na nowo i stworzenie wznowiło pogoń. Avalyie spróbowała wykorzystać naturalną niechęć do światła jaką żywiły wszelkie stworzenia planu cieni, odpaliła słoneczny pręcik i cisnęła nim w monstrum, jednak plan cieni szybko wyssał i rozproszył wszelkie światło jakie dobywało się z przedmiotu. Jhin zaś spróbował innej sztuczki mając nadzieję na spowolnienie stwora plączonożny woreczek, jednak cień kompletnie go zignorował stawiając po prostu większy krok.
- Czyli będziemy musieli zrobić to po staremu. - westchnął elf i zaczął wlewać w siebie magię tego planu.
- Ehe. - Przyznał mu rację mag, spoglądając w drugą stronę, przed powóz. - Chociaż mam jeszcze jeden pomysł.
Wycelował ręką w miejsce kilkanaście metrów przed nimi i obok drogi którą podążali, po czym wymówił słowa kolejnego zaklęcia. Ponad wszystkim co mogło tam rosnąć wynurzyły się ogromne, owłosione nogi w ilości ośmiu, wraz z ogromnym cielskiem.
- Oplącz go siecią, zatrzymaj go! - Rozkazał Revalion swojemu nowemu tworowi.

Kolosalny koszmar każdego cierpiącego na arachnofobię wystrzelił strugę jedwabnej sieci wprost w niespodziewającego się ataku cienia. Pajęczyna pokryła nocnego piechura niemal w całości ograniczając jego zdolność ruchu niemal do zera. Ten nie dawał jednak za wygraną, wydał z siebie wysoki przenikliwy dźwięk bezradności.
Olbrzymi pająk kontynuował snucie sieci pokrywając nią coraz większy obszar i tworząc w ten sposób barierę nie do przebycia. To jednak było wszystko co zdążył zrobić nim pochłonęły go cienie. Trzy mroczne olbrzymy uniosły się nad jedwabną barierą ignorując uwięzionego kompana, jednak kolejna przeszkoda znów je nieco spowolniła.
- Nieźle. - podsumował całe zajście Ylvaan.
- A to cholera jedna. - Skomentował mag widząc co się stało z jego tworem. - Nie ma sensu próbować tego ponownie. No, może jak już przyjdzie nam z nimi walczyć. Jak idą ci te przygotowania?
- Jeszcze moment. - rzucił elf, a jego ciało zajęło się czarnym ogniem. W pewnym sensie zaczął wyglądać podobnie do goniących ich stworów. - Wyłącz z zabawy jeszcze jednego, z dwoma powinienem sobie poradzić.
- Jak pan sobie życzy. - Odparł Rev i na ślepo wybrał środkowego przeciwnika, którego, tak jak wcześniej “lidera”, spróbował przetransformować, tylko tym razem wyobraźnia podpowiedziała mu żeby efektem była marmurowa rzeźba.
Sunący po powierzchni cienia niczym po lodowisku mroczny olbrzym znieruchomiał. Chwilę później jego ciało zmieniło wygląd, oczy przygasły a cienista skóra zmieniła się w połyskliwy marmur. Pozostałe dwa olbrzymy zlały się z ciemnością.
- Dwa zero. - Skomentował Revalion. - Oczywiście dla drużyny gości. To jak to chcesz zrobić z pozostałą dwójką? Wyskoczysz nagle z powozu i poszatkujesz ich niewidzialne dupska w powietrzu, czy jak?
- Nasi duzi przyjaciele nie przewidzieli jednego. Ja nie muszę widzieć by ich znaleźć. - odpowiedział Ylvaan i zabrał się za rzucenie kolejnego zaklęcia. - Jeszcze parę sekund i zobaczymy na co ich stać.
Mag skinął głową i wyciągnął zza pasa jedną ze swoich różdżek.
- To masz. Żebyś się za mocno nie posiniaczył. - Dotknął nią elfa w czubek nosa, na co ciało elfa zrobiło się nieco szare i twarde jak kamień.
Tymczasem za powozem zrobiło się gęsto od cieni wyłaniających się nie wiadomo skąd. Jhin widząc co się dzieje wyskoczył na dach powozu niczym akrobata ww cyrku. Avaliye zaś przygotowała miecz i cicho naradzała się z kimś, choć brzmiało to trochę jakby kłóciła się sama ze sobą.
- A to co, tłumek fanów? - Mag zmarszczył czoło. - To zamknięta impreza, sio mi stąd pokraki!
To mówiąc, Revalion zakasał rękawy do wyjątkowo paskudnego zaklęcia, które miał przygotowane specjalnie do niszczenia nieumarłych. Gdyby nie to, że Wędrowcy byli tak odporni, pewnie spróbowałby go również na nich.
Zaklęcie podziałało od razu dokonując ogromnych zniszczeń w szeregach wroga. Ponad połowa cieni z dzikim wrzaskiem rozpadła się w nicość by już nigdy nie powrócić do nieżycia.
- Ojej, chyba kilka przegapiłem. - Revalion skomentował swoje działania i rzucił zaklęcie raz jeszcze.
- Mhm, masz jeszcze parę sekund na poprawkę. - powiedział elf, rzucając przy tym ostatnie zaklęcie.
Ostry zwrot niemal przewrócił powóz. Wychylający się Revalion nie miał praktycznie żadnych szans utrzymania równowagi, zwłaszcza gdy koncentrował się na rzucaniu zaklęcia. Podobnie sprawa miała się z Ylvanem, obaj polecieli na przeciwległą ścianę pwozu po czym opadli, co spotkało się z głośnym protestem knura. Chyba tylko cudem lub dzięki niezwykłemu treningowi Avalyie udało się pozostać na miejscu i nie nadziać nikogo na miecz. Podnosząc się zobaczyli za oknem leżącą na ziemi i niepokojąco oddalającą się postać woźnicy w czarnej szacie. Nigdzie zaś nie było widać Jhina co mogło być zarówno dobrym jak i złym znakiem.
- Jesteście martwi! - ryknął elf, stając na nogi. Wydał z siebie kilka dziwnych dźwięków, po czym zarżał donośnie. Co spotkało się jedynie ze zdumionym spojrzeniem elfki. Tymczasem Jhin jakby odgadując zamiary elfa przepełzł po dachu na kozioł i złapał wodze ściągając je z całych sił...
 
Gettor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172