Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2016, 19:08   #17
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Mieszkanie "Lulu", Praga Północ, ul Jagiellońska, skoro świt

Pająk gonił kota… sześć wielkich patyczkowatych owłosionych nóżek w szybkim tempie… tylko dlaczego pająk był większy od kota? Grażynka wycelowała spluwę, jej dłonie drżały. Kot. Nie. Ryś. Co to było? Spojrzał w jej stronę. Strzeliła. Pocisk w spowolnionym rytmie przeleciał między oczami pająka nie czyniąc mu krzywdy. Zupełnie jakby był…
- Lósoooowa się boooooi pajonkówww - dziecięcy głosik zaśmiał się ledwo słyszalnie.
...duchem.
Ryś uśmiechnął się do niej szyderczo.
- A myślałam, że pająki to najgorsze co mnie dziś spotka. - Usłyszała swój własny głos.
Pająk poruszył skrzętnie odnóżami, jakby miał zaraz zamiar… Już Lulu wiedziała jakie może mieć zamiary. Strzeliła ponownie.
Kula przeleciała znów przez ciało pająka który zaczął w tym momencie przeobrażać się w Matyldę. Dziewczynka stała i patrzyła na Lulu. Ze złością, wręcz nienawiścią, zaciskała lekko pięści patrząc spode łba.
- Ona jus wie, choć chyba jesce nie wie. Ale Ty Lulu? Nie wies fcale. Wcale a fcale. - Mówiła Matylda. Grażynka zauważyła, że w jej dłoniach znajduje się siekiera. Zamachnęła się nią, jakby chciała uderzyć.
Kajko leżał u jej stóp. Z ust płynęła mu krew.
- Nje! - Między Lulu a Matyldą znalazła się młodsza z dziewczynek. - Musis śpiewać tes!
Dziewczynki złapały się za ręce. Zaczęły tańczyć w około różowowłosej nucąc jakąś kołysankę. Nie tańczyły same. Matylda, Monika, Indi, Alex… tańczyły wszystkie cztery. Kajko nie ruszał się. Nuciły jakieś słowa…

Przysięgnij, przysięgnij
Przysięgnij, na coś największego
Przysięgnij, na coś co kochasz

Wszystkie cztery nagle odrzuciły głowy do tyłu. Taniec i melodia przyśpieszyły gwałtownie.

A damy Ci to co pragniesz
Przysięgnij, że przyprowadzisz go
A my pokażemy Ci Twój dom
A my pokażemy Ci Jego dom

Przysięgnij, przysięgnij
Przysięgnij, na coś największego
Przysięgnij, na coś co kochasz

Klara prowadziła w ich stronę DANIELA… tylko nie jego, tylko nie jego…
- Zabil nasego dziadka...DZIADKA!
- Nie! To nie on! Zostawcie go!
- Próbowała krzyczeć, ale głos nie wydobywał się z jej gardła. Tylko nie jego…
Matylda, Monika, Indi i Alex zaczęły się śmiać. Głośno. Przeraźliwie. Śmiała się też Klara. Śmiał się też leżący na ziemi Kajko… z jego oczu, uszu i ust trysnęła krew. Krew w oszalałym tempie zaczęła zalewać ziemię pod stopami Grażynki. Wszystko inne niknęło gdzieś w oddali.
“God morgen mister Anders, hvor er du?” niespodziewanie złote litery pojawiły się wśród czerwonej posoki. Zaczęły powoli odpływać jak w parodii Gwiezdnych Wojen. Grażynka wpatrywała się w nie i wpatrywała… a one znikały i znikały…
Wycelowała w nie broń. Strzeliła. Miała ich dość…
Uśmiechnięty owczarek niemiecki pojawił się tuż koło jej nogi.
- Mister Anders?
- Nie!

Uśmiechnął się do niej, ale w tym momencie nagle stracił głowę. Bo Klara jakby znikąd pojawiła się za nim z mroku po prostu mu ją urywając. Po prostu…
- Musimy biec. - Przez chwile patrzyła na różowowłosą, po czym wychyliła się w jej stronę i zimnymi ustami pocałowała ją mocno.
- Biegnij Lulu. Biegnij. - Lulu zaczęła biec. Uciekała. Ciemny las. Ktoś ją gonił. Kątem oka zauważyła światło. Ognisko? Nie. Trzy ogniska. Trzy płonące samochody, z których jeden wyglądał jak prawdziwa kula ognia. Stanęła by się temu przyjrzeć. Dlaczego stoi? Miała biec? Próbowała… ale coś jej nie pozwalało.
Jeden z mężczyzn obrywał serią z karabinu. Cofał się mimo tego utrzymując na nogach. Kule przechodziły przez niego na wylot. Lulu otworzyła szeroko oczy. To był Daniel!
Tylko nie Daniel…

- Grażynka!

Poczuła jakby ktoś nią potrząsał. Kotowate zwierze wielkości sporej pantery rzuciło się na niego szarpiąc mu obojczyk, z furią wgryzione w niego…

- Grażynka! Obudź się. To tylko sen… - Głos przyjaciela powoli docierał do niej z zupełnie innej rzeczywistości. Powoli otwierała oczy. Ze strachem… co zobaczy, gdy je otworzy?
- Grażynka? - Zmartwiona twarz Daniela była tuż na nią. Przyjaciel obejmował ją mocno. Czuła jego ciepłe ciało. Czuła ciepłą pościel. I teraz już wiedziała… była tu. W swoim domu, bezpieczna w swoim własnym łóżku.
Odetchnęła głęboko.

- Daniel? - Zapytała jakby chciała się upewnić. - Miałam zły sen… - Szepnęła.
- Całą noc miałaś złe sny. - Odparł zmartwiony. Westchnął ciężko.
- Przepraszam… - Oczy Grażynki delikatnie się zaszkliły. Daniel przypatrywał się temu zjawisku w milczeniu. Dobrze wiedział, że skóra jego przyjaciółki jest nad wyraz twarda. Należała do tych osób, które nie płaczą. A jak już płaczą… Chłopak pokręcił głową. Delikatnie pogłaskał Lulu po włosach.
- Już dobrze. - Próbował przybrać spokojny ton głosu. - Chcesz jeszcze spać?
Dziewczyna pokiwała głową i zamknęła oczy. Daniel starł z ich kącików pojedyncze łzy. Zaczął ją delikatnie bujać, jakby usypiał małe dziecko. Przez kilka chwil. Później przestał zagłębiając się w rozmyślaniu.

Lulu błądziła na granicy jawy i snu. Też rozmyślała. To był ten moment, w którym musiała poukładać myśli, by móc wstać z łóżka i przywitać nowy dzień ze stoickim spokojem i twardą skórą.



***

Mieszkanie "Lulu", Praga Północ, ul Jagiellońska, popołudnie
Panujący w pokoju aromat kawy i zapach ciepłej jajecznicy stał się silnym bodźcem przekonującym ją by w końcu wstać. Otworzyła oczy, by zobaczyć pochylającego się w jej kierunku Daniela. Widocznie miał zamiar sam ją obudzić.
- No, śpiąca królewno. Bo prześpisz cały dzień, już prawie dwunasta. - Usiadł obok na łóżku podając jej kawę. Ona też usiadła i zrobiła kilka łyków.
- Ale jestem głodna… - Przesunęła wzrokiem po pokoju szukając tego co czuł jej nos. Podał jej śniadanie, które jedli spokojnie i w milczeniu.
- To wszystko przez NIĄ, tak? - spytał w końcu Daniel, ostrożnym tonem.
- Daniel… daj spokój… ja… - Grażynka szukała odpowiednich słów w głowie. Podrapała się w zamyśleniu po głowie. No bo właściwie, CO miała mu powiedzieć? - Nie… to nie przez NIĄ. - Odparła w końcu z nadal zamyślonym wyrazem twarzy.
Pokręcił głową.
- Ooooo keeey - wydał z siebie. - Ale odpocznij dziś co? Wczoraj wyglądałaś... tragedia, ostry zgon.
Z Lulu jakby zleciało powietrze… Daniel najwyraźniej nie chciał drążyć tematu co zahaczało niemalże o jej najskrytsze marzenia.
- Oh… no podejrzewam. Czuję się już okej. Daniel… dziękuję. Wiesz… - Urwała z nadzieją, że wie i nie musi mówić. Niebieskie oczy wpatrywały się w przyjaciela z wielką dozą sympatii i wdzięczności.
- Anytime U need - odpowiedział. - Jak mi obiecasz, że nie zrobisz nic głupiego, to muszę gdzieś skoczyć. Wpadłbym później, hm?
Pokręciła przecząco głową.
- Nie obiecam. - Humor powrócił. Najwyraźniej się droczyła. - Gdzie musisz iść? - Zapytała podejrzliwie.
- No to już nigdzie nie muszę. - Wyszczerzył się lekko. - Na uczelnię chciałem skoczyć. A co?
- Okej. Niech będzie. Wolę żebyś nie zarwał przeze mnie studiów, a póki co… - Zrobiła przepraszającą minę. - Ja… zbiorę się i pewnie pojadę na chwilę zajrzeć do szpitala.
- Tjaaaa, to tyle z ‘wypoczynku’. W którym on leży?
- Szpital Wolski. Wypocznę nie siedząc w miejscu. Daj znać jak coś, okej? Zostaw talerze, pozmywam. - Podała mu swój, już pusty, by mógł odłożyć go na biurko, do którego miał bliżej.
- To poczekam na ciebie, podjadę z tobą tramwajem albo autobusem do Zamkowego w stronę uczelni.
Grażynka wygramoliła się wobec tego z łóżka. Z początku niechętnie. Daniel nie musiał długo czekać. Świeże ciuchy, lekki makijaż i zmywanie zajęły jej jak na kobietę niewiele czasu. Dziewczyna nieśmiało zajrzała do pokoju ojca. Nie było go… no tak, pewnie kończył jeszcze remont. A może już nie? Ile to dni minęło? Nie potrafiła sobie teraz przypomnieć.
W każdym razie… pojechali. Daniel co jakiś czas przypatrywał się jej uważnie, zaś ona udawała, że tego nie widzi. Wysiadł na Zamkowym przystanku. Lulu bez większych nadziei skierowała się do szpitala, po drodze wypalając jeszcze z dwie fajki, pogrążona w myślach.

Szpital Wolski im. dr Anny Gostyńskiej , Wola, ul. Kasprzaka 17, popołudnie
Ominęła stanowisko pielęgniarek podążając wprost do pokoju w którym przez ostatnie kilka dni niezmiennie leżał wciąż śpiący Kajko. Wchodziła tam patrząc na podłogę, nie przed siebie.
- O widzisz, jest. - Usłyszała kobiecy głos w momencie kiedy zauważyła charakterystyczne buty pielęgniarki. Podniosła na nią wzrok. Niewysoka pulchna kobieta majstrowała coś przy łóżku Kajko. Uśmiechała się do niej szeroko.
- Zawsze przychodziła mniej więcej o tej porze i przez dobrą godzinę trzymała za rękę. Oh, ta…
- KAJKO!
- Zrozumiała w spowolnionym tempie…

Obudził się...

- Lu...lulu - aż uniósł się na poduszkach. - Zanim mi powiedzieli..., Jezu. Tak się bałem…
- Już spokojnie… tylko leż… - W chwilę znalazła się przy jego łóżku. - Jak się czujesz? - Zmarszczyła czoło, wyglądała na zatroskaną.
- Głowa boli, zupełnie nie wiem czemu. Piliśmy coś? - zmusił się do żartu, choć minę miał średnią. - Mówili mi ile brakowało. Jak…? Co tam się stało? - spytał gdy pielęgniarka zniknęła za drzwiami zostawiając ich samych.
Grażynka westchnęła głośno. W głowie coś jej krzyczało… no ale… podjęła po chwili.
- Cóż… może zacznijmy od tego, co Ty pamiętasz? - Usiadła na skraju jego łóżka, przesunęła po nim wzrokiem.
- Nooo, weszliśmy do fabryki, twemu ojcu coś odwaliło. Pojawiła się ta suka. Chyba ją zastrzeliłem ale twój ojciec… pamiętam tylko ścianę. - Mówił cicho ledwie słyszalnie. Niby nikogo w pokoju nie było, ale… był przekonany że zabił “Panią Wilczek”, a za to idzie się siedzieć.
- Nic jej nie jest. - Powiedziała powoli obserwując reakcję Kajko. - Jak stąd wyjdziesz… pójdziemy ćwiczyć celność na strzelnicy. - Uśmiechnęła się do niego. Coś jej mówiło, że nie powinna… ale ujęła delikatnie jego dłoń.
Przez chwile na jego twarzy wykwitła ulga. Wszak chciał by ta zdzira zginęła w mękach za to co im zafundowała, ale świadomość że się kogoś zabiło? Kajko był dość emocjonalnym chłopakiem, to go chyba męczyło. Z drugiej strony…:
- To jak? Jakim cudem, przecież… Miała cię, co się stało? - nie dowierzał. Mocno ścisnął jej rękę.
- No miała. - Przyznała. - Ale spójrz na mnie. - Znów się uśmiechnęła. - Kto chciałby zrobić mi krzywdę? - Urwała na moment. - Zawiadomiłam Twoje rodzeństwo, że jesteś w szpitalu… i zaopiekowałam się ile mogłam Twoim dziadkiem. Wiesz… robiłam mu zakupy i posprzątałam trochę.
- Dziękuję Lu. - Nie chciał puszczać jej dłoni. - Ale czemu cię puściła, przecież wyglądało na to, że obróciłaby w perzynę pół miasta by nas dorwać.
- Klara…
- odparła ostrożnie nazywając ich BITCH po IMIENIU - … powiedziała, że owszem bardzo chciała nas… hmm dorwać gdy nacisnęliśmy jej na odcisk. Jednak, po filmiku który jej wysłałam… zmieniła raczej zdanie… i chęć dorwania zmieniła nieco wyraz. - Ważyła powoli słowa obserwując Kajko… a na jej obliczu pojawiło się coś jak “strach”? “niepewność”? Urwała czekając aż przetrawi.
- Kla… Klara?! Zmieniła zdanie? Po filmiku? Zmieniła… - powtarzał za nią osłupiały. W końcu jęknął.
Kajko był bardzo inteligentny i doskonale łączył fakty. Mógł skończyć jako warzywo, ale miał fart, z błyskotliwości nic nie stracił. - Zrobiła z tobą to co z twoim ojcem, prawda? Odwrócił głowę. Ale dłoni nie puszczał.
- Nie. Nic mi nie zrobiła… Kajko… myślę, że raczej hmmm… wiem jak to zabrzmi… doceniła moje umiejętności i zamiast zabić wolała wykorzystać bym coś dla niej zrobiła...
- Zabiła mnie?...
- zaczął, ale przecież to było bez sensu. On już umierał w opuszczonej fabryce. - Nie. A ja? Czemu ja w takim razie żyję, skoro doceniła twoje?
- Bo zapytała mnie, czy mi na Tobie zależy. Kajko… teraz już nie musisz o niej myśleć. Wszystko jest po staremu.
- Spróbowała się uśmiechnąć, mimo że na nią nie patrzył. - No prawie… wrócisz do zdrowia i będzie dobrze. Okej?
Odwrócił się, analizował.
- Po staremu - powiedział ostrożnie patrząc na twarz Grażynki starając się coś z niej odczytać. - Czyli tak jak było zanim nie wleźliśmy na te cholerne kamerki, czy tak jak było zanim nie pojechaliśmy do tej opuszczonej fabryki? - Widać było po nim, że jest spięty i pewną obawę przed odpowiedzią jakiej oczekiwał.
Grażynka policzyła w głowie do trzech… w wyobraźni kopnęła w dupsko potwora który w niej krzyczał… Wymusiła uśmiech.
- Właściwie Kajko… ani tak, ani tak. Widzisz, zanim wleźliśmy na kamerki znaliśmy się tylko wirtualnie. Teraz znamy się też realnie. Nie będzie więc tak jak kiedyś. Nie musimy też przed nikim i niczym już razem uciekać… więc tak też nie będzie. Jak kiedyś. Chodziło mi o to… że wiesz… wszystko się jakoś ułożyło. Tak się cieszę, że się obudziłeś… - Tym razem uśmiech nie był wymuszony. Cieszyła się.
- Lulu… - uniósł głowę z poduszki, choć chyba kosztowało go to wiele. - Wiesz o co pytam…
Zmarszczyła brwi. Wyglądało na to, że nie wiedziała...
- “Boję się, bo zwykle takie bliższe relacje źle się kończą” - zacytował jej własne słowa wypowiedziane w kwaterach pod Regułami. - Ja nie chcę by to się kiedykolwiek skończyło.
*Raz…
*Dwa…
*Trzy…
*Aaaaa!
- Kuba.
- Powiedziała z lekkim wyrzutem w głosie. - Ledwo co się obudziłeś. Przychodziłam tu codziennie… i codziennie się martwiłam… a Ty pierwsze co robisz po otworzeniu oczu… - Westchnęła. - To martwisz się o to co nie trzeba. - Odparła, dalej z wyrzutem i smutkiem w oczach.
- Bo czuje, widzę coś. Nie wiem… - zawahał się. - A i tym się martwię, że nie mogę się podnieść.
- Dojdziesz do siebie, na pewno… - wykonała taki gest jakby chciała się pochylić.
- Nie - przerwał jej. - Chodzi mi podnieść w sensie unieść. By cię pocałować - minę miał bardzo średnią. Czuł że coś jest nie tak, jednocześnie chwytał się nadziei.
Gdy pochylała się on sam próbował się unieść, był jeszcze słaby ale walczył z tym mocno, sam nie mógł jednak wychylić się aż tak wysoko.
- Przestać w końcu wierzgać, miałeś spokojnie leżeć. - Położyła wolną dłoń na jego klatce piersiowej i sugestywnie kazała mu się znów położyć. W tym czasie nachyliła się mocniej i ucałowała go w policzek. Po tym uniosła lekko twarz i spojrzała mu w oczy, zobaczyła w nich zawód. Pochyliła się jeszcze raz i ucałowała w usta z początku delikatnie, ale gdy przypomniała sobie ich smak przez chwilę mocniej i bardziej… jak kiedyś. Po tym znów uniosła głowę, walczyła sama ze sobą by w jej oczach nie było smutku, badawczo patrzyła na chłopaka.
W oczach Kajki zobaczyła wpierw płomyczek nadziei, który gorzał coraz mocniej przechodząc w falę radości. Znał ją, wiedział, że jest przypadkiem “trudnym” ten pocałunek odczytał jednak tak jak chciał. Jak miał nadzieję na to co on oznacza. Ścisnął mocniej dłoń Grażynki uśmiechając się lekko.
- Pamiętasz jak mówiłem, że cieszę się, że weszliśmy na te kamerki?
Skinęła głową potwierdzająco.
- Z każdą chwilą coraz bardziej.
- Mimo tego WSZYSTKIEGO co musieliśmy przez to przejść?
- Zapytała ciekawsko, chociaż sama wyglądała jakby nie leżała z nogami do góry przez ten czas kiedy on był w szpitalu… biorąc jeszcze pod uwagę zadrapania i guza na czole lekko zasłoniętego włosami.
Nie odpowiedział. Kiwnął tylko głową z uśmiechem. Był jeszcze bardzo słaby. Najpierw poczuła zelżenie uścisku na jej dłoni, potem jego oczy się lekko przymknęły. Prawie poczuła jak usypiał.

 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline