Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2016, 20:52   #52
PanDwarf
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Walka była krótka acz zażarta, tym włochatym gnojkom prawie udało się zaskoczyć krasnoluda atakiem z dwóch stron jednocześnie. Jednak opanowanie, doświadczenie i chłodna kalkulacja pozwoliły wyjść mu z tej opresji cało. W tym momencie oba ścierwa gryzły glebę rozprute. Zmutowany wilk, który chciał go zaatakować z zaskoczenia spoczywał u jego stóp, młot bojowy zrobił z niego dosłownie krwawą miazgę. Tylko dzięki łapom można było przewidywać jak ta bestia wyglądała ówcześnie.
Przykucnąwszy przy truchle starał się dojrzeć pysk jednak chyba było to niewykonalne. Cios spowodował rozpryśnięcie się łba niczym dorodnego soczystego owocu, ochlapując wszystko w okolicy resztkami mózgu, krwi i jakiejś dziwnej substancji. To, co nie zdążyło odlecieć w czas zostało wbite wraz z młotem w głąb tułowia aż do żeber, które rozerwały klatkę piersiową stwora gdy pękały jak zapałki, cios miał makabryczną siłę. Thravar, mimo że miał ochotę na trofeum w postaci kłów bestii musiał obejść się smakiem, nie było możliwości by w tym gulaszu coś dojrzeć i wyjąć, a nie miał ochoty brodzić w tym rękami.
Splunął na glebę i podniósł się dumnie jakby urósł przynajmniej z 10 centymetrów, sam był zaskoczony siła ciosu, który wyprowadził. Takiego efektu sam Ungrim Żelaznapięść by się nie powstydził.
Omiótł pole bitwy spokojnym spojrzeniem, chłopi siekali na drobno wilcze trupy, czy to z przerażenia czy dla pewności, czy też może w ramach zemsty, gdyż jeden z wioskowych postradał żywot w tej potyczce, nie wnikał. Spoglądał jeszcze chwile na wioskowych widział przyspieszone oddechy, lica zakrwawione, rozszerzone oczy i drżące z podniecenia ręce. Sapnął lekko, dawno minęły czasy, gdy byle potyczka wywoływała u niego takie emocje. Co innego walne bitwy gdzie tysiące się mierzyły, na samo wspomnienie dreszcz przepłynął po ciele krasnoluda.
Lexa była lekko ranna tak samo jak i Will, co przypomniało krasnoludowi o niesubordynacji Severusa. Tchórzliwy bękart gdyby wystrzelił jak należało Willa nie byłoby potrzeby teraz opatrywać. Krasnolud obiecał sobie, że przy najbliższej okazji wygarnie tej słabowitej człeczynie, co sądzi na ten temat. Teraz nie była ku temu pora, zapach krwi niósł się po lesie, co ściągnie tu kolejne głodne watahy drapieżników i padlinożerców. Musieli się stąd zbierać bezzwłocznie. Jednak nim to nastąpiło krasnoludzką irytację zastąpił po trzykroć cud wydarzony. Najpierw Lexa rozgadała się w staroświatowym, że paplający wiecznie Will wyglądał przy niej jak niemowa, następnie Schulz przytoczył do Lamberta swój śmierdzący zad kajając się zaczął składać przeprosiny, że niby się pomylił, gnój jeden stfu… Lambert powinien mu gruchnąć z prawicy tak by te przegniłe zęby z wdziękiem poturlały się po ziemi. To na koniec jedna z wieśniaczek z dziwnym akcentem oglądająca zranienie Willhelma, zaczęła coś paplać po swojemu pod nosem kręcąc paluchami aż w końcu rana Willa na ich oczach się zasklepiła. Krasnolud aż się wzdrygnął, nie ufał magii. Wymamrotał do Bogów Przodków prośbę o opiekę i odszedł od nich zdecydowanie nie ociągając się.
Gdy wszyscy złapali krótki oddech, a ranni otrzymali należytą opiekę. Ruszyli dalej pozostawiając za sobą grunt przesiąknięty juchą, trupami i fekaliami. Deszcz nie ustępował i zacinał w najlepsze, jedyną zaletą tej sytuacji było to, iż zmyje z nich tą smrodliwą juchę.







Wkrótce ich podróż została przerwana, a ich oczom ukazał się spory wąwóz z rzeką u spodu. Krasnolud przyglądał się leciwemu mostowi linowemu, który był jedyną przeprawą na drugą stronę z markotną miną, zbliżywszy się do niego, stanął mocno na pierwszej desce, starając się ocenić, w jakim stanie owe się znajdują, lekkie skrzypnięcie deski wyrwało z gardła pomruk niezadowolenia - I dlatego dawi budują w kamieniu, drewno to elfi materiał i do nich się przypodobał, jest słabowity, zdradziecki, podatny na gnicie, wpierdalają go termity równie żwawo jak zło pochłania elfy... - odburknął ponuro -... a do tego łatwo i dobrze się pali i tutaj także widzę znaczne podobieństwo do elfów. - uśmiechnął się złowrogo - Jakby tu stał kamienny most to ni aura ni czas by go nie nadgryzły - pewność w głosie biła aż nadto
- Zna się kto na stolarstwie lub ma doświadczenie z drewnem? - zwrócił się ku towarzyszom stojącym nieopodal -Uciągnie to nas jakby przechodzić pojedynczo z końmi? Potrzebne by były opaski na oczy dla zwierząt, a dziury można by zasłonić tarczami na czas przejścia. - Zaproponował. - Cza by wymyszkować okolice za śladami, może wcale nie koniecznie musim przeprawiać się tym… - aż się skrzywił wypowiadając ostatnie słowo -...Mostem. - Zakończył

- Trzeba się przeprawić na drugą stronę i poszukać śladów. - Magnus stwierdził spokojnie, usiłując dostrzec przeciwległy brzeg. Zrzucił plecak z ramion i odwiązał zeń linę. Ponownie spojrzał na skryty we mgle drugi koniec przeprawy i potrząsnął krytycznie głową. - Potrzebna jest lina. Sporo liny. - Powiedział do pozostałych.

Po długim wpatrywaniu się w most Katarina ostatecznie stwierdziła, że jej się to wcale nie podoba. Nie wierzyła, że zwierzoludzie przeszły po tym moście tak po prostu. Nie sądziła też, że mają czas na zabawę z umacnianiem tej... Konstrukcji.
- Mam złe przeczucia... - Stwierdziła pod nosem, ale już od samego początku wyprawy je miała.

Thravar nie zastanawiając się zbyt długo zrzucił plecak z ramienia i odwiązał przymocowaną doń linę
- 10 metry to wszystko, co mam - stwierdził rzucając na glebę zwitek kłębiącego się sznura

Magnus w tym czasie podszedł na skraj przepaści. Głęboko w dole huczała rzeka. Sięgnął po kamień i rzucił w przeciwległy brzeg, próbując ocenić odległość po czasie, w jakim usłyszy uderzenie skalnego odłamka. Następnie sprawdził, czy mają wystarczająco duży zapas sznura, aby asekurować przeprawę, dodając do oszacowanej odległości jeszcze dwadzieścia stóp.
Szarpnięciem sprawdził, czy pale podtrzymujące linową konstrukcję wciąż solidnie tkwią w ziemi. Przewiązał się sznurem w pasie, upewniając się, że węzeł dobrze trzyma. Koniec sznura połączył kolejnym węzłem z liną krasnoluda. Ostatni kawałek przekazał Willhelmowi instruując, żeby dobrał jeszcze kogoś do pomocy przy asekurowaniu przejścia. Z powrotem założył plecak, upewnił się, że wszystkie sprzączki są zapięte, broń oraz reszta ekwipunku zabezpieczona przed wypadnięciem i podszedł do mostu.
Przed wejściem na śliskie od wody i niepewnie wyglądające deski sprawdził te najbliższe naciskając na nie butem. Niezbyt podniesiony na duchu tym, że żadna nie pękła pod naciskiem wszedł ostrożnie na most. Starał się iść powoli, trzymając za liny po obu stronach przejścia i uważając na brakujące oraz uszkodzone deski.

Kasimir stał na uboczu, niepewny, co ma zrobić. Nie wyobrażał sobie żeby zwierzoludzie, których ścigali trudzili się - i to skutecznie - z przebyciem przez takie liche próchno. Naraz za żołądek złapało go coś zimnego.
-Czekaj, Magnus! Coś tu jest nie tak!
- Kasimirze. Wspomóż mnie. - odezwał się cicho niskim głosem Willhelm chwytając za linę.
Kasimir bez słowa rzucił się na pomoc Wilhelmowi. Nie mógł ich powstrzymać przed przeprawą, ale miał zamiar zrobić, co w jego mocy żeby się udała.

Stojąca na uboczu Katarina zaś chciała się już odezwać, jednak dała sobie spokój. Nie wierzyła, że ktokolwiek jej posłucha w tej gęstwinie. Po prostu zaczęła bezradnie przypatrywać się poczynaniom swych towarzyszy.
Z drugiej strony lepszego pomysłu nie miała.

Przez jakiś czas Klaus zajmował się wyłącznie tropami, starając się po wgłębieniach i osadzie ocenić ich świeżość, a więc w przybliżeniu wyznaczyć jak dawno temu przechodzili tędy zwierzoludzie. Nie było to proste zadanie zważywszy na pogodę, lepiej było mieć jednak orientacyjną informację niż jej brak. Widząc dziury w moście i to nie liche zaczął rozglądać się w okolicy w poszukiwaniu zdatnych gałęzi, z których można by utworzyć coś na kształt małej tratwy, po których ludzie będą mogli przejść bezpiecznie na drugą stronę. Miał nadzieje, że i konie dadzą radę, jednak na wszelki wypadek te miały być przeprawiane na końcu. Wiedział, że potrzeba mu do tego specjalisty od drzew...
-Magnus pomożesz?, Zapytał kompana, lecz w lot spostrzegł, że drwal zajęty był sprawdzaniem mostu. Grymas niezadowolenia przebiegł mu po twarzy, jednak niewiele już mógł w tej sprawie zrobić jak tylko pomóc trzymającym linę kompanom. - Kto mu na to pozwolił? - Zapytał towarzyszy przy linie, nie kryjąc niezadowolenia - Drugi i jedyny po mnie tropiciel… w zasadzie jedyna osoba, która mogłaby uszykować solidną przeprawę - dodał chcąc jakby wyjaśnić powody swojego oburzenia, po chwili jednak ochłonął nieco - i zapewne jedyna, która może porządnie zbadać cały ten most. Uspokoiwszy nieco nerwy pilnował jedynego zabezpieczenia Magnusa, jakim była lina. - Ma ktoś jeszcze linę? Przydałoby się połączyć kawałki i utworzyć coś dłuższego, inaczej zaraz będziemy musieli iść w ślad za Magnusem by wciąż go ubezpieczać. Reszta niech rozkulbaczy konie i tak nie będą tędy szły z dodatkowym obciążeniem. Ci, którzy nie mają nic do roboty niech uszykują solidne gałęzie, dłuższe kawałki, z których zrobimy tratwę na dziury, Jak wróci Magnus wybierze, które się nadają a które nie. Przydałoby się też zrobić tu jakiś obóz przed przeprawą, najeść się porządnie, będzie mniej do noszenia… - niemal zarządził do wszystkich maruderów, którzy póki, co nie podjęli żadnej pracy.

Krasnolud wyjął sztylet z cholewy buta następnie począł szukać skrawków materiału, które posłużyć miały za zasłonę na oczy dla zwierząt, pociął je na odpowiednie pasy i przymierzył czy wypełnią swą rolę należycie. Gdy był usatysfakcjonowany swą pracą, zajął się zdejmowaniem pakunków ze zwierzyny, składając je na jeden stos. Gdy odkładał miecze i tarcze spojrzał pytająco na towarzyszy - Trza, komu miecza albo tarczy? Mamy tu sztuk parę, które żywot wasz uchronić mogą.

Klaus pokiwał jedynie przecząco głowa, nie puszczając liny, przy czym dodał - Tarcze mogą się przydać na przeprawę, wszak to solidne wzmocnione kawałki drewna. Na pewno będą dobrą podporą pod te całe tratwy. - Stwierdził wiedząc, że konstrukcja z gałęzi oparta na tarczach i nimi wzmocniona na pewno będzie się lepiej sprawować - Przydałoby się jakoś trwale załatać te dziury tymi tratwami, być może będziemy wracać w pośpiechu i na kolejne szykowanie przeprawy nie będzie już czasu. Poza tym już teraz trzeba by się przyjrzeć gdzie i jak zawalić cały ten most, bo jeśli wrócimy…, gdy wrócimy po nim na tę stronę, będzie go trzeba zawalić. - Stwierdził patrząc w mgłę zasłaniającą przeklętą puszczę. I tak nikt normalny się w głąb niej nie wyprawiał, a taki most stanowił łatwą przeprawę dla wszelkiej maści stworów z piekła rodem.

- Aye, zacna myśl, okute tarczę znacznie wzmocnią konstrukcję do tego dojdzie parę grubych pali… to może się udać. Gdy człek wróci wiedzieć będziemy ile tych dziur na swej drodze naliczył oraz jakiej miary owe są - Thravar pokiwał głową pewnie zgadzając się w całej rozciągłości z Klausem. - Co do zawalenia mostu, drogi są dwie i wszystkie oczywiste. Można liny przeciąć lub ściąć pale, do których są przypasane. - skwitował

Klaus przyglądając się konstrukcji mostu zauważył - Konie będą tu miały ciężką przeprawę. To ostatnia chwila na podjęcie decyzji, co z nimi dalej. Czy ktoś będzie próbował przedostać się z nimi dołem, w jakimś spokojniejszym odcinku drogi, czy ktoś z nimi zostanie, czy też pójdą pod nóż i weźmiemy tyle mięsa ile zdołamy. Na pewno nie polecam zostawiać ich tu samopas, ani też samotnie ich strzec, to niemal wyrok śmierci. - Klaus jakby ponownie próbował ocenić solidność mostku, po czym oddał - zwierzoludzie pewnie nie przeprawiali się przez niego pojedynczo a skoro most wytrzymał ciężar kilku zwierzoludzi to wytrzyma ciężar i konia. Inna sprawa czy ten się nie ześliźnie. Można próbować przeprowadzić je pojedynczo, choć to nie lada wyzwanie, którego sam się nie podejmę. - Decyzję pozostawił najemnikom, wszak były to ich konie.

Krasnolud przeniósł wzrok na Lamberta
- To twoje konie, decyduj. Jak się uda będzie to dla nas nieocenione, jak i również konsekwencje nieudanej przeprawy mogą być druzgocące od zerwania się mostu, przez oberwanie się kładek, może ktoś wraz z koniem spaść do wzburzonej rzeki. Jednak na moje to jak mamy je i tak zarżnąć to warto, chociaż spróbować. - wyłuszczył swoje spostrzeżenia spokojnym tonem
Stojąc na skraju przepaści, Lambert analizował wszystkie możliwości, jakie mu zostały. W końcu odezwał się:
- Obiecaliśmy chłopom uratować ich rodziny - powiedział zimnym głosem, po czym kontynuował - Obawiam się, że próbując przeprowadzić wierzchowce nad przepaścią stracimy zbyt wiele czasu. Nie dostrzegam stąd innej drogi, ale wygląda na to, że będziemy musieli zabić konie i ruszyć dalej bez nich, jeśli mamy mieć, choć cień nadziei na dopadnięcie zwierzoludzi.
Krasnolud pokiwał głową ze zrozumieniem - Aye, więc tak uczynim.
Hieronim wyprostował się, po czym spojrzał najemnikowi prosto w oczy.
- Zostawię to zadanie tobie i Severusowi. Niech się na coś w końcu przyda… - oznajmił po chwili namysłu.
Usta Thravara wykrzywiły się pogardliwie - Myślisz ze da zwierzętom szybką i bezbolesną śmierć?
- Myślę, że powinien w końcu udowodnić swą przydatność - odparł kapłan zimnym tonem głosu, po czym westchnął.
- Jesteśmy na obcym sobie terenie, a tutaj nie ma miejsca na błędy i słabości - wytłumaczył krasnoludowi.

Tarczownik spojrzał wzrokiem pełnym odrazy na Severusa
- Rusz zad i poprzywiązuj konie do drzew. Byle mocno! - Rzekł oschle
Następnie wyjął sztylet - Bier w witkę - wcisnął mu go w dłoń i zacisnął mocno nie puszczając - Nawet wieśniaczka okazała więcej odwagi niźli ty! podczas bitwy, nie chce na ciebie dłużej patrzeć niż jestem zmuszony tchórzliwy wypierdku. - warknął ostro na Severusa - Przez to, że nie strzeliłeś Wilhelm prawie stracił żywot i tego ci nie zapomnę - Wycedził przez zęby krasnolud miał szczerą ochotę sztylet ów zatopić w gardle akolity zamiast konia. Jednak jedynie splunął mu pod nogi.
- Wyciągnij z tego naukę na przyszłość, podczas bitwy ci, co się wahają, umierają albo towarzysz ich tuż obok - skwitował
Tak samo jak szybko krasnolud bez ogródek wygarnął człeczynie, co sądzi na jego temat tak samo szybko temat uciął.

- Nie, kurwa nie dam ci męczyć zwierząt, ubić to ty możesz kurę. Przywiąż i spierdalaj sam to zrobię - zakończył wyciągając młot i dobywając go oburącz
- Miałem garłacz w dłoni. Jak mógłbym strzelać, gdy wszędzie dookoła sojusznicy? - Oburzył się młody akolita krzyżując ramiona na piersi i łypiąc spad łba na niższego od siebie krasnoluda, który miał czelność obrażać go.
- Wilhelmowi nic się nie stało. Jedno marne zadrapanie, tyle… - Severus przywiązał wierzchowca do drzewa, po czym dodał wyraźnie zirytowany:
- Chcesz sobie brudzić dłonie to nie będę stał ci na drodze. I tak nie miałem zamiaru tobie w tym pomagać.
Krasnolud prychnął z pogardą
- Przypierdoliłbym ci, ale niewiast nie wypada prać po mordzie - uciął
Po słowach wypowiedzianych przez Severusa przestał go traktować jak mężczyznę czy też z jakąkolwiek powagą, brak jaj i honoru sprowadzał akolitę w oczach krasnoluda dwa poziomy poniżej gówna.
- Oporny jak krasnolud. To powiedzenie nabiera nowego znaczenia w twoim wypadku… cokolwiek bym nie powiedział i tak byś trzymał się swego zdania - zakpił sobie akolita, po czym bez słowa oddalił się, aby przyjrzeć się uważniej staraniom Magnusa w przedostaniu się na drugi brzeg wąwozu.
Cień uśmiechu przemknął przez Thravarowe lico
- Zaiste czasem powiesz coś z sensem, moja rasa od stuleci jest oporna. Opiera się wszelkiej maści plugastwu i magii. Chroni wschodnią granice twego kraju by takie pizdy jak ty mogły bezpiecznie żyć i zawodzić pod niebiosa. Jakby Sigmar zobaczył, jakiego ma akolitę w twojej osobie zaiste by zapłakał - zakończył te pyskówki powoli tracący cierpliwość krasnolud. Wziął się do roboty eliminując kolejno przywiązane wierzchowce. Szybki wyprowadzony oburącz cios między oczy kończył kolejno ich znój i byt na tym świecie. Po jego ciosach poprawiać nie trzeba było. Nie chciał męczyć zwierząt zrobił to szybko i bezboleśnie, załatwiając sprawę najszybciej jak było to możliwe.
 
__________________
# Kyan Thravarsson - #Saga Kapłanów Żelaza by Vix -> #W objęciach mrozu by Kenshi -> #Nie wszystko złoto, co się świeci by Warlock
# Thravar Griddsson R.I.P. - #Żądza Zemsty by Warlock
PanDwarf jest offline