Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2016, 21:04   #24
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Niedługo po świcie rozległo się pukanie.
- Panie Liang, zapraszam na śniadanie, reszta gości już czeka.
Jhin spokojnie podniósł się z łóżka i spojrzał na drzwi.
- Niedługo zejdę. - podszedł do toaletki w pokoju i przemył twarz i doprowadził się do porządku. Następnie ubrał się, maskę przywiązał do pasa i zszedł do jadalni. Spojrzał na Revaliona -Dzień dobry, nasze elfy nie jedzą?
Mag spojrzał na towarzysza z lekkim rozbawieniem.
- Ano witam. Ciebie to by chyba nawet wulkan nie obudził, co? - Rev założył sobie ręce za głowę. - Elfiątka już zjadły i poszły spać. Chyba przez całą noc były bardzo zajęte, a skoro świt postanowiły - wystaw sobie - sprać się nawzajem kijami w sali treningowej. Zgadnij które wygrało.
- Ylvaan?- Jhin usiadł przy stole i rozpoczął konsumpcję.
- Ano. Chociaż, że wygrał to mało powiedziane. Prawie rozpłatał elfce głowę. Kijem! - Mag rozejrzał się po sali. - A w ogóle jak ci się podoba nasz nowy, chrumkający towarzysz?
-Co?- Jhin zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, aż nie zobaczył knura - Mamy zwierzaka?
- No, tak jakby. Chyba to bardziej Ylvaan ma, ale tak nie do końca. - Mag miotał się nieco w swoich zeznaniach. - Ponoć nawet umie mówić, chociaż mi się jeszcze tym nie chwalił. Paskud jak dotąd jest zachwycony wizją dosiadania go do walki.
- Świetnie… już widzę, jak przemierzamy środek jakiegoś dużego miasta w Sembii… z prawie dwu metrową świnią za nami. Czy te elfy w tym swoim długim życiu, nie myślą o krótko terminowych konsekwencjach?
- Z tego co zrozumiałem o Ylvaanie to wielokrotnie już umierał. Widać podejmowanie właściwych decyzji nie należy do jego mocnych stron.
Liang westchnął.
- Trzeba będzie z nimi porozmawiać o tym. Wiec, co w sumie ich wzięło, żeby się okładać badylami w środku nocy?
- Nie w nocy, a jakąś godzinę temu. - Mag uśmiechnął się. - Jak myślisz: jeśli nie wiadomo o co chodzi, to o co może chodzić?
-Życie nauczyło mnie "Pieniędzy", obserwacja podpowiada mi, że chciał ją po prostu zabić i szukał pretekstu. Twój uśmiech sugeruje seks, a jaka jest prawda?
- Jedzenie. - Odparł bezczelnie mag. - A raczej coś na kształt wyjątkowo zawiłych flirtów, które niewątpliwie kiedyś doprowadzą do seksu, ale zaczęło się od jedzenia. Jej nie podobało się że on je palcami, jemu że ona mu to wypomina. Więc postanowili się potłuc, żeby wydedukować, kto ma rację. A przegrany miał usługiwać przy stole zwycięzcy.
- Czy kilkaset lat temu, orki wyglądały inaczej niż za moich czasów? Przysięgam, nie opisałeś mi właśnie elfów.
- A skąd ja mam wiedzieć? Mój żywot miał miejsce parędziesiąt lat temu, nie paręset.
-Wybacz, sądziłem, że jesteś swego rodzaju historykiem, albo przynajmniej człowiekiem światłym.
- Hmph… - Mag tak jakby warknął pod nosem. - Moje badania i studia w życiu skupiały się wokół przyrody, innych planów i żywiołów, w szczególności mrozu. Pomiędzy tym, a wyprawami w celach rozwiązywania nierozwiązywalnych problemów, jakoś nie zdażyło mi się studiowach historię goblinowatych ani orkowatych.
- Trzeba więc będzie chyba zapytać nasze dwa okazy. - Jhin zajadał się właśnie odrobiną owsianki i chleba z masłem -Więc jakie plany na dziś?
- Jeden z okazów jest z Eberronu, więc jego zeznania mogą nie być takie, jakich byś oczekiwał. - Mag oparł się na łokciu. - I w dodatku więcej by mógł powiedzieć o gigantach czy innych elfach. Co do planów… miałem nadzieję, że będziemy już jechać do Sembii, ale nasze ptaszki poszły spać. No to pomyślałem o ponownej wizycie w Szczęśliwym Zakończeniu, bo Tifareth zapewniała, że owoce stamtąd są przepyszne.
- Ja spasuje, na jedno życie nienaturalnej euforii mi wystarczy. - Jhin zastanowił się - Chyba pokręcę się po zewnętrznej stronie swojego pokoju. Wydawało mi się w nocy, że widziałem cień za oknem…
- Tak mówisz? A wystarczy tam tylko szybko wejść, chapnąć owoc i wyjść. Nikt nie każe ci zwiedzać okolicy, czy kłaść się pod drzewem. - Mag pogładził się po podbródku. - Jaki cień?
- Przeleciał mi obok okna, kiedy usypiałem. Zastanawiałem się czy to nie efekt… powrotu, albo "ogrodu". Wydaje mi się jednak, że to coś innego.
- Powrotu? O czym ty mówisz?
- Wskrzeszenia. Jeżeli faktycznie jesteśmy wskrzeszeni.
- Halucynacje z powodu wskrzeszenia? No w sumie znajdują się na liście typowych efektów ubocznych, nie zdziwiłbym się specjalnie. - Mag wzruszył ramionami. - Chociaż z drugiej strony to może być też jedno z tysiąca dziwactw, jakie to miejsce ma w sobie. A może to był zwykły ptak, albo inny zwierz?
- Może, ale tego mam zamiar się dowiedzieć. - Jhin westchnał i spojrzał na maga - Jak dokonałeś żywota?
- Przez powieszenie. - Rev przekręcił lekko głowę i chwycił nieistniejącą linę nad swoją głową, jakby zaciskał nad sobą szubienicę. - A ty?
- Pojedynek z Cormyrskim Paladynem, Arunsun obserwował wszystko.
- Czemu? - Padło szybkie pytanie od Reva.
- Ponieważ Paladyn chciał wykończyć mnie sam.
Mag przewrócił oczami.
- Jakiż był powód waszego pojedynku, w wyniku którego śmierć poniosłeś? - Powiedział nad wyraz teatralnie. - Chociaż w zasadzie jak już o Arunsunie wspomniałeś, to co on tam robił? Znałeś go?
- Nie spotkałem go przed tamtym dniem. "Pojedynkiem", nazywam to tylko dlatego, że słowo "walka" nie oddaje w pełni tego co się działo. - Jhin westchnął patrząc trochę rozkojarzony w sufit -Przewodziłem klanowi skrytobójców. Byliśmy cierniem w boku Harfiarzy, Cormyru i każdego, kto miał wrogów z dużą ilością monet. W pewnym momencie znaleźli nas i postanowili pozbyć się "Narzędzia zła".
Mag wstał i podszedł do sąsiedniego stolika. Zweryfikowawszy zawartość jednego z gąsiorków jako wyjątkowo mocną, nalał jej do dwóch kubków.
- Lodu? - Zapytał, podając Jhinowi jeden z nich. - Nie słyszałem o tym klanie, ale z drugiej strony niespecjalnie interesowałem się zorganizowaną przestępczością. Nie brzmi jednak, jakbyś był wystarczająco dobrym skrytobójcą, skoro dałeś się podejść paladynowi.
Jhin prychnął.
- Podejść? Czerwone Demony nie uciekają. Wiedzieliśmy, że nadchodzą i okrylibyśmy się hańbą unikając tej walki. - Liang upił trochę z kubka - Znaleźli mnie tam, gdzie chciałem, żeby mnie znaleźli. Mój oponent był człowiekiem honoru i dałem mu szansę na dokonanie zemsty. Dokonał jej, ale zdołałem zabrać go ze sobą.- zabójca uśmiechnął się do siebie -Zakładam, że był zadowolony z tego końca.
- To bardzo szlachetne z Twojej strony. - Przyznał szczerze Rev. - Z perspektywy czasu, czyli jakichś dwóch dni, myślisz że warto było? Czy może zostałeś przywrócony wcześniej niż my?
- Czy warto było co? - Jhin zerknął na maga.
- Zginąć w imię cudzej zemsty.
- Myślisz, że celowo zginąłem, aby jakiś Cormyrczyk poczuł się dobrze? - Jhin westchnął - Moja organizacja upadała. Ja byłem martwy nieważne co bym zrobił. Jeżeli Czarnokij postanowił, że trzeba ze mną skończyć to nie było sensu się przeciągać sprawy. Czy było warto? Tak, bo teraz wiem, że moje dziedzictwo przetrwało.
W głowie maga pojawiło się naraz tyle pytań, że zakołysał się lekko.
- Jakie dziedzictwo? Jaki był twój stosunek do Czarnokija? Był twoim zwierzchnikiem? Z pewnością tak to brzmi z twoich dotychczasowych zeznań.
Jhin zamrugał kilka razy.
- Któryś z nas za dużo wypił, bo nic co powiedziałem, nie wskazywało na to, że Czarnokij był moim zwierzchnikiem. - Jhin usiadł wygodniej - Khelben "Czarnokij" Arunsun. Przywódca Harfiarzy, jeden z wybrańców Mystry. Sądzisz, że korzystał by z usług klanu skrytobójców, który zniszczył trzy domy Cormyru i zabił pięciu ważnych Lordów Waterdeep?
- Nie wiem, ale ta cytrynówka jest dobra. - Rev wychylił resztę kubka. -Rozumiem, nie skojarzyłem wcześniej Arunsuna z przywódcą Harfiarzy, mam luki w pewnych dziedzinach wiedzy. Ze mną było prościej. Powiesili mnie, bo rozpierdoliłem pół miasta.
-Którego? I czemu? - Jhin upił jeszcze odrobinę trunku.
-Ria-a-tavin. - Rev nalał sobie więcej cytrynówki, uzupełniając przy okazji braki u Jhina. - Radcy miejscy upatrzyli sobie dobry interes w mordowaniu mojego przyjaciela, więc wykazałem im błędy w ich rozumowaniu.
- Mordując pół miasta niewinnych? Niektórzy uznaliby, że przesadziłeś.
- Być może. - Rev wziął garść rodzynek i nieco nerwowo zaczął je, jedna za drugą, wrzucać do miseczki. Mógłby przysiąc, że zaczął słyszeć wiatr gdzieś niedaleko. - Nie do końca byłem wtedy sobą, nie bardzo umiem to wyjaśnić. Wśród takich jak ja, którzy mają moc magiczną dziedziczoną od smoków, może się zdarzyć że pod wpływem silnych emocji ich moc bierze nad nimi niejaką kontrolę. Ku chwale ojczyzny i tak dalej…
- I tak dalej. - zgodził się Jhin - Co do dziedzictwa… pamiętasz ten dokument z Sembii?
- Ten list pieczętujący, czy ten będący naszą jedyną wskazówką?
- Wskazówka. Ci łowcy nagród polowali na kogoś, kto najwyraźniej kontynuuje tradycje mojego klanu.
- Czy tradycją waszego klanu jest chowanie się w starożytnych świątyniach z hordami nieumarłych? - Mag wyciągnął z plecaka kopię dokumentu i przejrzał ją jeszcze raz.
- Nie, najwyraźniej standardy upadły pod moją nieobecność. - Jhin westchnął - Jednak twierdzili, że to "Mistrz Czerwonych Demonów". Nie ustalałem standardów sukcesji, ale najwyraźniej coś wymyślili.
- Valtharon… - Wymamrotał pod nosem mag. - Ciekawe, mów dalej.
- Co więcej mówić? Mam zamiar go znaleźć podczas naszej małej ekspedycji.
- A ile średnio żyją Mistrzowie Czerwonych Demonów? - Rev pomachał mu dokumentem przed twarzą. - To to tutaj ma już trzy dekady!.
- Skąd wiesz?
- Władca nam powiedział w czasie audiencji, nie słuchałeś?
- Musiało mi umknąć. - Jhin podrapał się po głowie - Zważając, że byłem pierwszym? Ja rządziłem dekadę, nie mam pojęcia jak szło moim następcom.
- Pamiętaj, że naszym głównym zadaniem jest znalezienie włótshni, nie Valtharona. - Przypomniał mu Rev, zaglądając znów na dno kubka.
- Pamiętam, ale mam prawo chyba do dodatkowych celów?
- No niby tak. - Odparł zagadkowo Rev. - To jak już go znajdziesz, co z nim zrobisz?
- Sprawy klanu, tego ci już nie powiem.
- Jak uważasz. Wywnioskowałeś jeszcze jakieś ciekawe informacje z tego dokumentu?
- Że najpewniej przyjdzie nam walczyć. Wątpię, aby ten rycerz śmierci się od tak pożegnał z tą włócznią.
- Och, co my byśmy bez ciebie zrobili… - Revalion zrobił głupkowaty uśmieszek, przyglądając się kolejnemu kubeczkowi cytrynówki. - W czasie swoich badań natknąłem się na pewną wzmiankę na temat pochodzenia włótshni… ale nie wiem czy ci o tym powiedzieć…
- Twój wybór. Jeżeli to nic nie znacząca ciekawostka, nie będę płakał. Natomiast jeżeli chcesz mi powiedzieć, że włócznia zawiera w sobie duszę lisza, który stara się przejąć kontrolę nad każdym, kto trzyma broń. No cóż, taka informacja może się przydać.
- Być może… być może… - Mag zachichotał.
Jhin pokręcił głową.
- Dlatego zawsze trzymałem alkohol z dala od Wushu…
Rev wstał i podszedł do Jhina.
- Do-obra, choodź! - Chwycił go za ramię i pociągnął. - Trze-eba znaleś tę cieeń!
Jhin pokręcił głową.
- Magowie… duże głowy, wątroby dzieci… zacznijmy od twojego pokoju.
- W mim pokju bęę-sie owoc? - Zapytał skonfundowany mag, zwracając się w kierunku biblioteki. - Ni-e. E. Tam. Tam owoce! Cho-oś!
"Zachodniowcy…" pomyślał Jhin i trochę mocniej pociągnął maga w stronę części wypoczynkowej
- Przyniosę ci ten owoc, ale ty idziesz do pokoju.
- Ehe-hehe! Jasz-ne! - Rev rozweselony ruszył ku wyjściu prowadzącemu do biblioteki.
- Tędy.- ponownie pociągnął Revaliona - Może przyłapiemy elfy na czymś niegrzecznym?
- Nie-i! - Warknął mag, wyszarpując się i wskazując na podłogę obok Jhina powiedział:
- Oser’thareth Adi-i… raeth! - Zawahał się w trakcie inkantacji, dostając jednocześnie czkawki. To spowodowało, że magia z jego dłoni zamiast na podłogę, skierowała się na samego Jhina.
- O cholera… - Skomentował mag, odzyskując nagle trzeźwość.
- Co to miało zrobić?
- Eee… - Mag zachwiał się. - No, e, chciałem tyl-sz-ko cie-e zaczymać, no, e. W miejszcu. Wiee-sz. Taa-ki duży szponek! A tak to…
Rev stuknął Jhina w ramię, co niespodziewanie wydało pusty dźwięk, jak lusto.
- Puk puk? - Skomentował zaklinacz.
Prócz dźwięku Jhina zaskoczyło więcej rzeczy. Po pierwsze w ogóle tego stukania nie poczuł, po drugie w pomieszczeniu zrobiło się bardzo ciepło a w końcu po trzecie czuł się dziwnie ociężały, ale to akurat mogło być efektem wypitego alkoholu.
-Revalion. Co.Ty.Mi.Zrobiłeś?- głos Jhina był dość zimny.
- Noo… jakżm mówi-ił… - Mag klepnął się dłonią w policzek. - No chćłem cię zatrzymać, ale… przez ja-akiś czas bę-ędziesz miał tshiało z loodu, hehe…
Jhin spojrzał na swoje nowe dłonie.
- Jaki czas?
Mag machnął ręką.
- Dwatsieścia minut, nie wjcnj! - Zapewnił towarzysza.
- Czy ciepło mi nie zaszkodzi…?
-Njee wim… Sprawdźm? - Mag zakasał rękawy do kolejnego zaklęcia.
-Nie. Idź do tego cholernego ogrodu i weź swój owoc. Ja… posiedzę w jakimś chłodnym miejscu.
- Paskud, w dro-ogę! - Zarządził Rev i ruszył w kierunku pokoi gościnnych.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline