Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2016, 23:28   #222
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Quelnatham, Ocero


Selunita westchnął.
- Nie ruszam się. - skrzyżował ręce na piersi pokazując, że nie ma w nich broni.
Poczuł jak osoba za nim odpina buławę od pasa człowieka.
- Co tu robisz?
- Jestem przesłuchiwany przez elfa w Cormanthorze… - Ocero odrzchnął - Podróżuję razem z przyjacielem… zmierzamy do… Somberhole?
Ocero nie widział reakcji elfa, ale coś podskórnie mu mówiło, że elf się skrzywił na dźwięk tego słowa, a raczej na sposób w jaki została ta nazwa okaleczona.
- Och? A co masz zamiar robić w tym miejscu?
- Z tego co mi wiadomo, mamy tam przeczekać i poszukać informacji o innym naszym znajomym. Może w sumie widziałes, młody paladyn Corellona z pianą na ustach? Podrózuje z nim pół-elf.
- Elfi paladyn… z pianą… pół elf… - powtórzył bez cienia wiary w te słowa - A grobowce cię przypadkiem nie interesują, A'Tel'Quessir?
- Mam awersję do umarłych, a grobowce są dla mnie zbyt ponure. Do tego członkowi kościoła Selune, nie uchodzi ograbianie dawnych, zapomnianych miejsc pochówku w jeszcze dawniejszym lesie.
- Szkopuł jest jednak w tym, że zapomniane one nie są… - mruknął elf i spojrzał w stronę namiotu - A twój przyjaciel? Też ma awersję do umarłych?
- Nie mam pojęcia, ale jest rezydentem Sobrehul, więc raczej też nie będzie chciał ich grabić.
Ocero wydawało się, że usłyszał zgrzytanie zębów w momencie, jak spróbował ponownie wymówić nazwę miejsca.
- Naprawdę… - mruknął elf - Może zapytamy go o to, co ty na to?
- Jasne. Quell! Kolejny z twoich mi nie ufa, weź wyjdź i powiedz mu co i jak!

- Quel! Quel!
Wieszcz powoli wychodził z transu. Musiał przepracować ten… sen, płomienny sen... albo wizję. Nie wiedział co miała znaczyć i czym była spowodowana. Tym razem jednak głos, który usłyszał na granicy jawy był rzeczywisty.
- Co znowu? - mruknął wyczołgując się z namiotu. Chwilę potrwało zanim oczy przyzwycziły się do światła księżyca.

- Ach. Witam bracie - odezwał się uprzejmie w elfiej mowie. Wstawał powoli żeby strażnik nie poczuł się przypadkiem zagrożony.
Srebrny elf okryty płaszczem, w którym zdawał się zlewać z leśną florą spojrzał z zaskoczeniem na Quelnathama, chociaż to zaskoczenie wydawało się być miłe. Trochę dziwnie wyglądał ten obrazek, zważając, że niższy od Ocero elf trzymał ostrze na gardle wyższego od siebie i podstawniejszego człowieka, ale było jasne, że mógł on stanowić on zagrożenie dla życia kapłana jeżeli tylko by chciał.
- Witaj. - odparł w elfim języku i dalej kontynuował w tej szlachetnej mowie - Czy ten człowiek jest faktycznie twoim przyjacielem, jak twierdzi?
- Tak właśnie jest. - przytaknął Quelnatham. - Choć może nie wygląda, to kapłan Selune. Z pewnością nie obrazi się jeśli schowasz ostrze.
Elf jeszcze raz spojrzał na Ocero, który starał się w miarę przyjaźnie uśmiechnąć, i skrzywiwszy się na ten mało przyjazny grymas odsunął ostrze od gardła kapłana jednocześnie wypuszczając na ziemię trzymaną przezeń buławę, po czym zwinnie odsunął się od człowieka.
- Wybacz proszę tą nieufność, jednak ostatnio mamy trochę problemów z rabusiami grobów… - zwrócił się do Quelnathama w mowie, której praktycznie nie rozumiał Ocero.
- Ależ nic się nie stało - mag machnął ręką. - zapomniałem uprzedzić mego przyjaciela, żeby uważał z wieczornymi spacerami.
- Teraz kiedy wyjaśniliśmy te parę rzeczy możemy zachowywać się kulturalnie. Nazywam się Quelnatham Tassilar, a to Ocero. - wskazał gestem na kapłana.
Ocero nie mógł robić więcej niż tylko spoglądać to na jednego elfa to na drugiego, kiedy rozmawiali w mowie, którą ledwo pojmował.
- Evran Farenis. - przedstawił się elf skłoniwszy się krótko - Z tego, co dało się zrozumieć, czł… Ocero - poprawił się Evran - chciał najwyraźniej przekazać, że jesteś rezydentem Semberholme… kalecząc przy okazji w każdy znany sobie sposób ową nazwę.
- Tak, wracam właśnie do domu. Przyznam jednak, że podróż obfitowała w więcej przygód niż to zdrowe. Ledwie wczoraj inny mój towarzysz upadł i uderzył głową o kamień. Do tej pory nie odzyskał przytomności.
- To zaiste niefortunne wydarzenie. - odparł elf - Mam nadzieję, że niedługo odzyska przytomność, ale… Nie jest potrzebna mu jakaś pomoc? - zerknął na Ocero z nutą oskarżenia - Chociaż najpewniej kapłan już zajął się nim jak najlepiej umiał, mam rację?
Kapłan chrząknął czując się niewygodnie.
- Ostatnie zdarzenia na Torilu… trochę negatywnie wpłynęły na moje możliwości korzystania z magii Selune. Więc została mi wiedza polowego medyka i faktycznie, wykorzystałem ją najlepiej jak mogłem.
- To świetnie, ale nie zmienia to faktu możliwej potrzeby pomocy.
- Tak właśnie. Hienami cmentarnymi zajmiemy się tym szybciej im szybciej odprowadzę potrzebujących do Semberholme. Jeśli wasz patrol wraca wkrótce do domu chętnie przyjmiemy pomoc.
- To też zależy gdzie konkretnie na ziemiach Semberholme znajduje się twój dom, Quelnathamie.
- Miasto Semberholme, o nie mi chodzi. - odpowiedział i zaraz wyjaśnił Ocero - Wspólny nie ma tak wielu słów, które oddają to miejsce.
- Będziemy znajdować się w pobliżu, to i sądzę, że nie będzie problemu, abyśmy skręcili na chwilę, chociażby dla uzupełnienia własnych zapasów i jednocześnie odstawienia was na miejsce.
- Wspaniale. Zaczekamy zatem na was. Dziękujemy za pomoc - skłonił się lekko Quelnatham sugerując tym samym, że wszystko już ustalili.
- Wypocznij więc, Quelnathamie i mam nadzieję, że z twoim drugim przyjacielem nie jest tak źle, jak to się wydaje. Postaram się wrócić jak najszybciej się da, ale przed świtem raczej nie ma szansy. - dodał i skinąwszy głową na pożegnanie zniknął pośród drzew Cormanthoru wydając się stopić z nimi w jedność.
- Czy powinienem się spodziewać podobnego traktowania w Somburhelm? - Ocero westchnął i ponownie starał się rozprostować obolałe mięśnie.
- Zapewne, jeśli nie nauczysz się wymawiać tego poprawnie. - odparł mag, po czym z gracją wślizgnął się do namiotu.
- Ale przeinaczanie tej nazwy jest zabawne… - Seluniata również wrócił na posłanie - Nie wybaczę ci tej przejażdżki konnej…
Wieszcz miał już wypowiedzieć swoje zdanie na temat dziecinnego zachowania człowieka, ale w ostatniej chwili dobra strona wzięła w nim górę i bez słowa zapadł w trans.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kiedy przyszli Quelnatham już dawno wyszedł z transu.

Evran jako pierwszy się pojawił witając z czarodziejem i wyrażając nadzieję, że człowiek zaraz się przebudzi, bo nie ma co marnować czasu. Człowiek faktycznie się przebudził poszturchiwany przez Quelnathama… i nie było mu to w smak, jednak co miał zrobić? Elfy specjalnie przybyły po nich, zaś Ocero miał wątpliwości czy dobrze zniosłyby, gdyby przez N'Tel'Quessir miały jeszcze nadwyrężać swój, zapewne, napięty rozkład dnia.

Wraz z Evranem przybyła jeszcze trójka elfów, która choć niepewna człowieka najwyraźniej zaufała osądowi swego pobratymca co do jego nieszkodliwości ponad ciągłe narzekanie. Nie mieli ze sobą koni, jako że przemieszczali się po kryjomu wśród drzew, więc aby przetransportować Lyesatha Quelnatham musiał ponownie przyzwać konia, jednak tym razem nie było mowy, aby Ocero wsiadł na niego - na to nie zgadzał się i mag, jak i sam zainteresowany.

Problemem dla Ocero było także, że nie znał języka, w którym mówiły elfy, a nie zamierzały one rozmawiać ze swoim rodakiem we Wspólnej mowie.

- Jak to się stało, że twój przyjaciel został ranny? - zapytał Quelnathama w trakcie drogi elf, któremu podległy był oddział.

- Ach, to przykra historia. Byliśmy w Waterdeep, kiedy usłyszeliśmy o tym, że Corellon zjawił się w Cormanthorze. Będąc biegłymi w Sztuce postanowiliśmy użyć teleportacji by czym prędzej znaleźć się w domu. Jednak najwyraźniej… zaklęcie… wypaczyło się w jakiś sposób. Nie dość, że przeniosło z dala od wyznaczonego celu to jeszcze… dość gwałtownie rzuciło nas na ziemię. Mój przyjaciel uraził głowę o kamień i choć eliksir zasklepił ranę to nie odzyskał przytomności. - odpowiedział wieszcz.

- W tych czasach używanie magii teleportacyjnej jest ryzykownym zagraniem. - odparł elf - Zagraniem, którego uczepiają się szaleńcy bądź zdesperowani, chyba że w grę wchodzi niewiedza. Na szczęście portale wydają się działać bez zarzutu…

- Doprawdy? - uprzejmie zapytał mag. - Czy ktoś jeszcze próbował tu teleportacji?
- Próbowali ci z Dolin i rzadko kończyło się to dobrze… ale krążą też głosy o zawodnościach innej magii. - elf spojrzał na Quelnathama - Doświadczyłeś czegoś takiego więcej razy?
- W Waterdeep byłem świadkiem pewnych… niezwykłych zdarzeń. Doświadczeni adepci Sztuki… nie mogli z niej skorzystać albo też zaklęcia… wypaczały się. Transmutacja, która zamiast zamiany powodowała przeraźliwe skutki. - Quelnatham mówił wolno, ostrożnie dobierając słowa. Wspomnienia były wciąż świeże, a wydarzenia niepokojące. - Jednak żaden z magów, których spotkałem nie był przekonany, że to Sztuka zawodzi. Skłonni byli raczej uznać to za pogłoski albo, jak w moim przypadku za złowrogie zamiary potężniejszych sił…
Elf milczał przez chwilę przetrawiając słowa Quelnathama zanim znów zabrał głos.
- Nie jestem magiem, więc moje mniemania mogą być błędne, ale czy nie może to być jakiś problem ze Splotem?
- To znaczyłoby tragedię większą niż możemy przypuszczać. Splot to Mystra i Mystra to Splot. - czarodziej zastanowił się chwilę nad tym stwierdzeniem, teraz wypowiedzianym na głos. Podobne myśli chodziły mu przecież po głowie już wcześniej, ale teraz zdał sobie jasno sprawę z ich ponurych konsekwencji. - Jeśli, jak mówiono w Waterdeep, bogowie faktycznie zeszli na ziemię musi to oznaczać… wojnę w sferach. Starcie, które obejmuje wszystkie znane nam bóstwa Torilu. Czy też może wojna przeniosła się na Toril? Jeśli Corellon oraz inni bogowie nie zeszli na świat dobrowolnie… czy zostali strąceni? wygnani? - Wieszcz sam przeraził się na słowa które wypowiadał, ale nie mógł już przestać. Wszystko to tak dobrze współgrało z widzeniami, których doznawał on sam, Aeron i wielu innych wieszczów. - W takim razie Mystra, opiekunka Splotu również mogła zostać pozbawiona swoich mocy. W takim razie… wkrótce możemy się spodziewać, że wszelka magia zawiedzie. - dokończył i zamilkł.
Elf słuchał w napięciu słów maga i na sam koniec skrzywił się lekko na swoje myśli.
- Jednak magia nie zawodzi na każdym kroku, a wydaje się raczej być kapryśna… Dlaczego? - zamyślił się - Sądzisz, że czeka nas coś na wzór wojny bogów z… kim? Z innymi pozaplanowcami? Ze sobą nawzajem?
Mag westchnął ze smutkiem, musiał stwierdzić przykry fakt.
- Nie wiem. Nikt z nas śmiertelnych nie wie na pewno. Czy wszyscy bogowie pojawili się na ziemi? Czy to tylko przegrani? Czy walka ciągle się toczy? Wiemy ciągle zbyt mało, a wiele z tego to pogłoski. W Waterdeep słyszałem, że pojawiła się tam Eilistraee. Skąd jednak ktokolwiek mógł wiedzieć czy to prawda? Dopiero kiedy usłyszeliśmy o Corellonie uwierzyliśmy. Mógłbyś mi opowiedzieć w jakich okolicznościach pojawił się w Elfim Dworze?
- To dość zagmatwana sprawa… Wychodzi na to, że pojawił się o wiele wcześniej niż nam objawił swoją obecność. Dziwne, prawda? Mieć boga pod nosem i o tym nie wiedzieć… Tak czy inaczej w wieczór, w trakcie którego kapłani przestali odczuwać więź ze swoimi bogami, chyba wszyscy w Cormanthorze poczuli coś… Dziwnego. - zamyślił się - Potęgę. - zdecydował się na słowo - Przerażającą i kojącą jednocześnie. Tylko tak to umiem nazwać, ale teraz już mam pewność, i nie tylko ja, że to musiał być Corellon, tylko zagadką dla mnie jest czemu później, a i teraz od pewnej odległości od Elfiego Dworu, nie odczuwało się tego. Krył się? Niemożliwe, a jeżeli nawet - dlaczego?
- To samo pytanie nasuwało mi się kiedy usłyszałem o Eilistraee. Czemu miałaby się kryć w podejrzanej dzielnicy cuchnącego miasta będąc wszak boginią? - mógłby mówić jeszcze długo i ciągnąć swoje rozważania, ale nie był pewien czy dowódca patrolu jest właściwą osobą, która powinna go wysłuchać. Musi zwołać starszyznę Semberholme, a następnie udać się przed oblicze boga.
- Być może bogowie próbowali nas ostrzec. Z tego względu, niejasnych znaków, zostałem wysłany na Północ. Teraz zaś wróciłem by rozmówić się ze starszyzną.
- Tak będzie najlepiej. - skwitował dowódca dodając - Cokolwiek się tu dzieje, przed jakąkolwiek próbą, czy czym to jest, zostaliśmy postawieni musimy to przejść polegając raczej na sobie, a nie obarczając wszystkim bogów. Takie przynajmniej jest moje proste podejście.

~~~

Ocero natomiast, którego po godzinach tym bardziej wszystko bolało, a do tego nie rozumiał ni słowa mógł oddać się jedynej przyjemności jaka mu została - obserwacji jedynej kobiety oddziału, która szła kawałek przed nim.

Selunita uniósł delikatnie brwi, kiedy spostrzegł brak typowych dla kobiet ruchu bioder u elfki. Westchnął.
- Spotkałem kiedyś kobietę, podobną do ciebie. - miał nadzieję, że uda mu się chociaż zacząć rozmowę - Piękne zielone oczy, kasztanowe włosy, mokry czarny nos…
Elfka idąca przed nim zatrzymała się wpół kroku tak, że mało by brakowało, a wpadłby na nią. Odwróciła głowę w jego kierunku i wznowiła chód. Ocero zauważył, że jej delikatne, elfie rysy nie dostają do zaciętego wyrazu twarzy, choć brunatne włosy ślicznie opadały na czoło… jednak wyraz niebieskich oczu sugerował, że należy ona raczej do tego "wojowniczego" typu kobiet.
- Naprawdę? - mruknęła we Wspólnym - Co to był za zwierz?
- Lythari. Tłumaczyła, że są jakoś z wami spokrewnieni
- Mhm. - mruknęła elfka - Rozumiem, że uciekałeś szybko.
- Nie, nawiązał się między nami dialog. Ona i jej stado potrzebowali pomocy z kultem Malara, który upatrzył sobie ich jako zwierzynę. Udało mi się przechować ich przez jakiś czas w pobliskiej świątyni Selune. Uwierz mi, przechować 15 elfo-wilków nie jest łatwo.
Rozmówczyni milczała przez chwilę.
- Czyli jesteś człowiekiem czynu, pędzącym na pomoc jej potrzebującym.
Selunita zastanowił się.
- Bardziej uważam się, za przypadkowego wybawiciela. W zwyczaju miałem teleportować się w losowe miejsce w Faerunie i zmierzać z powrotem do domu, pomagając komu mogłem po drodze.
- Więc trudy podróży nie mogą być ci straszne, całe życie w siodle, jak mniemam. Do tego trzeba mieć wiele odwagi, aby polegać na losowości teleportacji.... albo głupoty.
- Och, głupoty u mnie pod dostatkiem. Potrafię po prostu jej czasem nie słuchać. Co do jazdy konnej… nigdy nie próbowałem teleportować konia, zważając też, że nie umiem jeździć zawsze wracałem pieszo. Raz spędziłem rok kręcąc się w kółko, zanim odkryłem, w którą stronę trzeba isć.
- Dobrze, że ledwo rok, takie podróże musiały być długim przedsięwzięciem, a przecież bogowie byli kapryśni obdarzając was długością życia.
- Dlatego robię, to co robię. Nie ma sensu marnować tych cennych lat, siedząc w miejscu i ubolewając, jak to Tel'Quessir mają lepiej, bo żyją siedem stuleci i zawsze są piękne.
- Tak. Lepiej plądrować nasze grobowce.
- Nie plądruje grobowców. Boję się nieumarłych i bynajmniej nie mam zamiaru mieć armii wściekłych, dawno zmarłych elfów goniących mnie, bo podobała mi się brosza w czyimś grobie.
Elfka parsknęła, a Ocero nie miał pewności czy oznaczało to śmiech.
- I nie ma żadnego innego powodu, dla którego byś nie plądrował naszych grobowców?
Ocero podrapał się po głowie.
- A jaki inny powód jest? Sądziłem, że głupi ludzie plądrują grobowce, ponieważ są w nich skarby, magiczne przedmioty. Nie dlatego, że się nudzą i chcą COŚ rozwalić, to równie dobrze może być ten stary, elfi, podziemny kompleks z masą zwłok i/lub pułapek.
- A ciebie przecież nie przyciągają bogactwa, jak to robią ogólnie z ludźmi.
- Na ogoł rozważam to na zasadzie "Zyski/Straty". Zyski: Będę bogaty. Straty: Goni mnie armia nieumarłych elfów, mam masę zatrutych strzałek w trudno dostępnych miejscach, straż grobowcowa elfów odwiedza mnie w moim nowo zakupionym domu… Nie sądzę, żeby było warto.
- Bo kogo obchodziłyby kwestie moralności.
- Pytałaś, czy skarby by mnie nie skusiły. Nie pytałaś, czy uważam to za karygodne, niemoralne zachowanie. Oczywiście, że tak. Tylko ty mi odpowiedz. Gdybyś znalazła ruiny Netheryjskiego miasta, zostawiłabyś je w spokoju?
- Upadłe miasta a grobowce to dwie różne sprawy. W przeciwieństwie do was nie plądrowałabym grobów, bo to moralne złe, zakłócać czyjś wieczny spokój i ograbiać go z tego co doń należy.
-Ale zwłoki, które zmieniły się w kości tam gdzie upadły są w porządku?
- Ty mi na to odpowiedz, mędrcze.
- Według mnie, nie. Szczerze, sądziłem, że powiesz, że nie ma znaczenia bo to martwi ludzie, a nie zmarłe elfy.
- Więc - zmieniła temat - co zrobiłeś temu nieprzytomnemu elfowi?
Ocero delikatnie się zaśmiał zanim odpowiedział.
- Opatrzyłem tak jak mogłem. Zatamowałem krwawienie, no postarałem się, żeby przeżył jak najdłużej.
- Chwali się. Długo się znacie?
- Z tym nieprzytomnym… Około tygodnia.
- A z szacownym Quelnathamem?
- Poznaliśmy się na dzień przed milczeniem bogów. Skoro o tym mowa, ponoć Corellon tu jest.
Elfka nie odpowiedziała.
- Więc, co robicie na takich patrolach? Polujecie na drowy?
- Jeżeli się nadarzy to drowy, ale głównie, szczególnie w ostatnich czasach - ludzie, którzy postanowili ograbić grobowce Cormanthoru…
Ocero westchną.
- Czy wy elfy potraficie mówić o czymś innym niż o "Drowach, których przodkowie zdradzili waszych przodków i teraz mordujecie się, już tylko dla mordowania" i o "Złych ludziach, którzy najechali nasze pradawne ziemie."? Nie mam nic przeciwko, ale słyszałem, że lubujecie się w sztuce… lubisz jaką jej odmianę?
Elfka zatrzymała się i odwróciła do człowieka, a ten zobaczył złość na jej obliczu.
- Nawet nie marzyłam, że człowiek zrozumie nasze utarczki z drowami czy z innymi ludźmi. - parsknęła i wypowiedziała kilka ostych słów w tym jakże śpiewnym języku.
- Wybacz, ale moje ostatnie doświadczenia co do waszych utarczek z drowami polegały na byciu świadkiem zamordowania jednego drowa, nie zabicia, zamordowania, a następnie na zniszczeniu z premedytacją, bez faktycznego sprowokowania, obozu drowów. Co do waszej utarczki z ludźmi, nam też się zdaża. Ludzie są chyba najwredniejszą rasą w krainach. Jednak Silverymoon pokazuje, że możemy się dogadać. Więc wybacz moje ostre słowa, ale nie spotkałem się z niczym oprócz bezpodstawnych oskarżeń odkąd się zjawiłem w tym lesie.
- Najwyraźniej jeszcze długa droga przed tobą nim pojmiesz prawa tego świata i jego historię, człowieku. Będę się tylko modlić, aby ci życia na pojęcie wystarczyło. - powiedziała, po czym dodała - Wybacz, mam obowiązki patrolowe. Niektórzy spełniają swoje powinności. - po tych słowach ruszyla dalej i skręciwszy zniknęła między drzewami.
- Najwyraźniej mamy jakiś dobry wpływ na elfy… pozostawione między sobą to istne skur… - mruknął do siebie Ocero.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline