Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2016, 08:09   #3
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację


Silnik krztusił się przez chwilę, co Diabeł przywitał nagłym zmarszczeniem brwi, lecz na szczęście dla podróżnych bryka nie zamierzała zdechnąć akurat pośrodku płaskiego, upalnego niczego… bo nazywanie tego dziurą stanowiło obrazę dla każdej zaplutej meliny, jaką podróżni z Vegas w swoim życiu odwiedzili, a każda z nich lepsza była niż pełna piachu i skwaru patelnia, jaką aktualnie pokonywali. Uśpione pod maską metalowe konie zarżały i puściły się pędem przed siebie, wprawiając auto w ruch. Zachrzęścił piach pod kołami, tyłem delikatnie zarzuciło. Schowane w bagażniku graty z ostrym klekotem przesypały się z lewa na prawo. Dobrze, że nie mieli tam nic szklanego… albo żywego, choć akurat pełne strachu i boleści jęki mogłyby robić za muzykę. Cokolwiek, byle przerwać ciszę.

Moment postoju, prócz atakującego piekącymi promieniami słońca, pozwoliły ludziom odetchnąć parnym, dusznym powietrzem, w przeciwieństwie do zamkniętej blaszanej puszki, niepozbawionym subtelnych powiewów wiatru. Nie żeby miało dać ukojenie rozpalonej skórze - przynosiło jednak odmianę od ciągłego siedzenia z dupskiem przyklejonym do fotela i topienia się we własnym pocie. Rozruszali się, przeschli… teraz zaś znów wylądowali w czarnym piekarniku, bez sensownych alternatyw. Jakoś nie uśmiechało się im drałowanie z buta te kilkadziesiąt mil, z niewiadomym ogonem za plecami. Zresztą kto to widział, aby dymać na piechotę, skoro można wieźć dupsko wygodnie na skórzanym fotelu? Gorąc wysysał resztki życia, potęgując wrażenie przemęczenia. Nikomu jednak nie spieszyło się do otwarcia okien, popełnili ten błąd na samym początku podróży. Wystarczyło je uchylić, a do środka zaraz ładowała się masa kurzu i złośliwie przylegała do spoconej powierzchni. Po paru minutach człowiek robił się równie bury, co okoliczny krajobraz, a pod powstałą skorupą ciało momentalnie pokrywało się czerwonymi, swędzącymi krostkami przez które człowiek zaczynał przypominać pieprzonego mutanta… a tych w Texasie nienawidzono równie mocno, co gwałtów, rabunków w biały dzień i wpieprzania się na czyjąś posesje z kanistrem benzyny zamiast zwyczajowego ciasta z jabłkami oraz flachy.


Atmosfera jeszcze przed paroma minutami senna i na dłuższą metę irytująca swoją monotonnością, teraz ożywiła się wyczuwalnie. Ze swojej pozycji pasażera Ross widziała jak Nate porusza nozdrzami, łowiąc podświadomie zapachy mogące zwiastować niebezpieczeństwo. Siedział niby wyluzowany, kierując nonszalancko jedną ręką, a drugą stukając w deskę rozdzielczą. Tylko oczy pozostawały czujne i skupione, co kilkadziesiąt sekund niby przypadkiem prześlizgując się po lusterku wstecznym.
- Trzeba naprawić radio. - mruknął pierwszy z brzegu banał, aby tylko nawiązać rozmowę. - Kurwicy idzie dostać.

W tylnego siedzenia rozległo sie pełne aprobaty mruknięcie. W lusterku Eden zobaczyła, że młodszy z Light’ów ożywił się wyraźnie, przestając częstować otoczenie miną cierpiącego za narody męczennika.
- Liczysz, że znajdziemy kogoś godnego, by grzebać przy twoim maleństwie? - spytał, posyłając w przestrzeń jeden ze swoich czarujących uśmiechów. Zaraz parsknął i dorzucił z namaszczeniem, parodiując wcześniejsze słowa kierowcy. - To już nie jest Vegas.

- Muszą tu mieć speców… albo chociaż jednego.
- pokręcił głową, krzywiąc się kwaśno. Zdawał sie całkowicie pochłonięty kierownicą oraz widokiem za przednią szybą. - Zadupie zadupiem, ale ludzie jakoś tu żyją, no nie? Paliwo też wypadałoby uzupełnić...

-...i prochy - Chris dorzucił kolejną pozycję do listy pobożnych życzeń, na co Diabeł parsknął i również się wyszczerzył.

- To już we własnym zakresie. Może da się tu dostać coś więcej ponad trawę i bimber.

- I umyć się. Jeszcze trochę, a zaczniemy przypominać tych brudasów z pustyni. Złapiemy za dzidy i pójdziemy polować na jaszczurki. - młody nadal nadawał, pomagając sobie w dyskusji rękami. Złapał kołnierz szarej koszuli, pociągając ją do góry - Spójrz, to kiedyś było białe. Patologia… jeszcze nam tak zostanie. Jak niby w tych łacham mam cokolwiek wyrwać? Zostanie zjechać na ręcznym przed snem i tyle.

- Myślisz, że znajdziemy coś godnego, byś zanurzył w tym dupsko? - Tym razem Nate chwycił za szpilę i wbił ją oponentowi prosto w czoło.

- Jestem tak zdesperowany, że nie pogardzę nawet korytem do pojenia bydła. - odpowiedź padła znów tym umęczonym głosem. Nastała chwila ciszy, po czym Chris ponownie się odezwał, tym razem poważnie. - Suszy mnie, jak stoimy z wodą?

- Wodą, czy wódą? - pytanie niby padło lekkim tonem, lecz humory całej trójki zważyły się momentalnie. Może i nie brakowało im ołowiu, jednak nim nie dało się ugasić pragnienia, tym dotkliwszego, gdy siedziało się nieruchomo, pogrążając w nudzie. - To też trzeba będzie ogarnąć… i zeżarłbym coś normalnego.

- Stek i browar?


- Wreszcie gadasz jak człowiek - kierowca sięgnął do kieszeni i wygrzebawszy z niej fajka, odpalił go od samochodowej zapalniczki. - Dojedziemy przed zmrokiem. Ci z tyłu nie powinni nas dogonić. Może to nie Hegemońce, ale i tak wolę ich oglądać z tej perspektywy. Cholera wie czego będą chcieć, albo ilu ich jest.

- Zawsze można spróbować ich przegadać. O ile żaden idiota nie sięgnie po broń i nie zacznie pruć do nich jak do puszek na strzelnicy. Nikt nie jest kuloodporny, nawet my. Dobrze, że wszyscy o tym pamiętamy… - mina Szajby wyrażała czyste powątpiewanie, gdy wodził wzrokiem po pozostałej dwójce. Westchnął i oparłszy potylicę o zagłówek kanapy, przymknął oczy. - Ciężko kogoś puścić kantem, kiedy wpierw próbujesz go zabić. Negocjacje ze spluwą w łapie uskuteczniają tylko frajerzy. Nie jedziemy szukać dymu. Każdy miejsce rządzi się własnymi prawami, a my jesteśmy tu gośćmi. Wypada, abyśmy przestrzegali reguł gospodarzy, przynajmniej póki nie kolidują z naszymi interesami.

- Zobaczymy czy będziesz tak nawijał, gdy każą ci na dzień dobry popuścić rowa...

- Od czegoś mamy Aniołka, prawda? - chłopak wychylił się do przodu i obejrzał krytycznie towarzyszkę na tyle, na ile pozwalała perspektywa. - Ale trzeba ją będzie wpierw umyć...

- Stul pysk. - Diabeł nagle drgnął, silniej ściskając place na kierownicy. Wychylił się do przodu i mrużąc oczy, wpatrywał się w coś po lewej stronie drogi. Przejechali kilkadziesiąt metrów i Ross również to zobaczyła - rozbity, przewrócony na bok samochód. Od swojej strony widziała całe podwozie, nawet mało pordzewiałe jak na powojenne standardy. Nie rozpoznała marki, ale nie musiała. Podobne bzdury interesowałyby ją, gdyby urodziła się w Detroit. Szczęśliwie los aż tak jej nie pokarał. Wrak sam w sobie nie byłby niczym niezwykłym, gdyby nie to, że ktoś ewidentnie próbował się z niego wydostać. Na tle rozpalonego do białości nieba wyraźnie odbijała się czyjaś pokrwawiona ręka i owinięta kraciastą chustą, wpatrzona w pustynie głowa.

 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 19-02-2016 o 08:13.
Zombianna jest offline