Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2016, 13:32   #104
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Minęła godzina, minęła i druga, a za nią minęła trzecia. Drużyna rozeszła się do swoich spraw. Jedne były przyjemne, inne nieco mniej, a jeszcze inne okrywał całun tajemnicy. Z każdą jednak chwilą, która przepływała obok, wzrastało napięcie. Byli już tak blisko wyjścia, że mogli poczuć powiew świeżego powietrza na twarzy, a jednocześnie równie dobrze mogliby być w jaskini, która stała się ich schronieniem na samym początku. Nie mogli wyjść. Nie mieli gdzie pójść. Nawet ciepła strawa nie była im dana. Szczęściem zapasy zdawały się wytrzymywać tą próbę. Nie byłoby wesoło, gdyby nagle się skończyły, a ich czekały kolejne dni w zamknięciu.
Skoro jednak tak nie miało być, niemal każdy skorzystał z tej ostatniej chwili spokoju i bezpieczeństwa by napełnić brzuchy i odbudować siły. W końcu nikt tak naprawdę nie wiedział co czekało na nich tam, na zewnątrz.

Przekonali się o tym wkrótce, aczkolwiek wiedza ta nikomu szczególnie do gustu nie przypadła. Podobnie jak nie każdy był szczęśliwy z tego, że znalazła się ich zagubiona ghulica. Opinie te zostały jednak zatrzymane w umysłach tych, którzy byli ich właścicielami.


Powiadano, że Alezia to kraina mlekiem i miodem płynąca. Jeżeli nawet tak było gdy wyruszali w drogę, nie było tak teraz. Jak okiem sięgnąć rozciągał się obraz zniszczenia i rozpaczy. Te drzewa, których korzenie okazały się wystarczająco mocno tkwić w ziemi, stały nagie, pozbawione liści i większości kory. Bujna zieleń zastąpiona została wnętrznościami ziemi, które w połączeniu z wodą, której pochodzenia można się było tylko domyślić, tworzyły błotniste bagnisko. Nie było widać domów, nie było zwierząt ani ludzi. Nawet jeden ptak nie skalał błękitu nieba. Słońce jakby niechętne temu, co przyszło mu oglądać, chowało się za cienkim welonem chmur. Jego blask był stłumiony, niechętny by uwidaczniać grozę, która zawisła nad tą częścią Alezii. Śmierć i zniszczenie zebrały swe żniwo, zostawiając po sobie smutek i rozpacz.
Pierwsza odezwała się Nunu, która tkwiła niczym zamurowana u boku Amira.
- Skażone… Wszystko zostało skażone…
Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę najbliższego drzewa, jednocześnie wyjmując ze swojej torby szklaną fiolkę, wypełnioną srebrnym płynem.
- Nunu zostaw to do cholery - warknęła poddenerwowana Nana. - Weź ją powstrzymaj - dorzuciła, kierując te słowa do Amira.
Psołaczka nie zamierzała jednak słuchać nikogo. Drzwi do jej umysłu zostały zatrzaśnięte, nie pozwalając na dostanie się do niego ani jednego słowa czy myśli. Zawartość fiolki, dokładnie jedna kropla, spadła na wystający korzeń drzewa, a dłoń dziewczyny dotknęła jego pnia.
- Heh… Dobra, to jej chwile zajmie. Zbierzmy się jakoś i ruszajmy. To się w końcu musi skończyć i gdzieś znajdzie się jakaś karczma. Mogłabym zabić za ciepłe jedzenie i łóżko - oświadczyła Nana.
- Nie powinniśmy poczekać aż skończy… czymkolwiek jest to, co robi? - Elfia księżniczka wskazała na psołaczkę.
- Dogoni nas - poinformowała spokojnie Nana, sadowiąc się na ramieniu Nayry.
- Nunu wie co robi - dorzuciła swoje trzy grosze Dzwonek. - Nunu naprawi las. Dzwonek chce mleko… Jeeedźmy…
- Sprawdzę jak daleko się to rozciąga - zaproponował Merinsel i nie czekając na pozwolenie, wzbił się w powietrze.
- Jedziemy - wtrącił krótko Daske. - Dzwonku wystarczy. Usuń barierę.
Dziewczynka skinęła głową i w tej samej chwili rozległ się głośny huk, który sprawił, że ziemia pod ich stopami zadrżała, a za nimi w obłoku kurzu i fragmentów ziemi, skał oraz kikutów drzew, powstała głęboka przepaść. Powiększała się także z każdą chwilą, w miarę jak zapadały się kolejne tunele i podziemne sale.

Anioł powrócił niemal w tym samym momencie, w którym pożegnały się Sine i Mesena. Obie stwierdziły dość ogólnikowo, że będą w kontakcie. Czy miało to być na korzyść drużyny, czy wręcz przeciwnie, to miało się dopiero okazać.
Merinsel poinformował, że przed zachodem słońca, który był nie tak znowu daleki, powinni dotrzeć do budynku karczmy, który wydawał się opuszczony. Istniała jednak szansa na to, że właściciele zdążą powrócić zanim oni tam dotrą. Trzeba jednak było nieco zboczyć z kierunku, w którym powinni podążać. To jednak nikomu zdawało się nie przeszkadzać. Im krócej przebywać mieli wśród pozostałości po burzy, tym zdawało się lepiej. Nikomu nie uśmiechało się zbyt długie przebywanie na skażonej ziemi.


Karczma faktycznie była…


Jej wygląd nie napawał optymizmem, jednak miała dach, cztery… a właściwie w niektórych częściach nawet więcej ścian. Dym z komina sugerował, że ktoś zdążył powrócić i szansa na ciepłą strawę istniała. Co w jej skład miałoby wejść oraz to, w jakich warunkach spędzić im przyjdzie noc… Oraz czy dożyją ranka… Te i inne pytania musiały poczekać do momentu, w którym czas miał nadejść właściwy by odpowiedzi się znalazły. Póki co trzeba było zsiąść z koni, zapewnić im godziwy wikt wieczorny i samemu o takowy się zatroszczyć.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline